Opis tego podcastu:
Dziś zapraszam na rozmowę z fizjoterapeutą, który opuścił nasz kraj mimo iż pracował w You Can Dance, miał szereg swoich pacjentów, a jednak podjął ryzyko i pojechał do Chin.
Jak studia wpłynęły na kształt fizjoterapeuty? Co chciał bym robić ruch czy terapia manualna? Co jest ważne dla pacjenta? Jakie szkolenie skończył jakie chce powtórzyć jakie poleca? Jak zacząć pracę w Chinach? Jakie jest dobre miejsce w Chinach? Jak przebiega adaptacja i kolejne wyzwania w Chinach. Najważniejsza cecha do pracy jako fizjoterapeuta w Chinach, Co zrobić z zawodnikiem który ma być gotowy na wczoraj. Czy spróbuję pracy z polskimi sportowcami? Gdzie by się widział za 10 lat? Co być powiedział młodym fizjoterapeutom? A rozmawiałem z Bartoszem Kotem Fizjoterapeutą z Shanghai Research Institute of Sports Science,
Transkrypcja podcastu:
Michał Dachowski: Witam Cię serdecznie. To już czternasty odcinek z serii Dachowski Pyta. A z nami dzisiaj jest…
Bartek Kot: Ni hao, powiedział Bartosz Kot. [wypowiedź w języku chińskim, 0:00:24]. Nazywam się Bartek Kot i ostatnie trzy lata spędziłem w Chinach. Dziękuję za zaproszenie. Więc miałem okazję pracować przez rok w kadrze lekkiej atletyki Chin i dwa lata w Shanghai Research Institute of Sports Science.
To piękne CV jak na tak młody wiek, ale myślę, że nie od tego w swoim życiu zacząłeś, a zacząłeś od studiów. Gdzie skończyłeś?
Warszawa, podobnie jak najlepsi fizjoterapeuci w Polsce.
Podobno tak mówią, ale tego jeszcze nie wiemy. Jak wspominasz studia? Co one Ci dały?
Myślę, że bardzo dużo. Słuchałem kilku Twoich wywiadów i myślę, że większość ludzi, którzy kończyli AWF, potwierdzą to, że to jest solidna baza do dalszego rozwoju i solidne określenie się na początku, co my chcemy robić. Myślę, że te praktyki pozwoliły nam ocenić, w którym kierunku będziemy chcieli iść później, czyli ten przegląd, screening tego, co mamy na rynku, wybieramy i rozwijamy samemu.
Nie wszyscy to widzą, ale dzisiaj siedzisz tutaj w koszulce nie Polski, tylko w koszulce z flagą Chin. Ale nie od tych Chin się zaczęło, jeszcze raz tak powiem, co Cię na tych studiach ukierunkowało, co było takim najlepszym przedmiotem dla Ciebie? Tu Wojtek mówił o biomechanice i profesorze dzisiaj już, Wicie. Co dla Ciebie było najważniejsze na tych studiach?
Myślę, że podobnie miałem, jeżeli chodzi o studia, to bardzo zainteresowany byłem biomechaniką, wtedy starałem się działać w biomechanicznym kole naukowym. Profesor Trzaskoma, profesor Wit, dwaj moi promotorzy. Nie było lekko, ale to była bardzo, bardzo solidna podstawa do tego, jak pisać, jak spoglądać na pewne rzeczy pod kątem biomechaniki. Myślę, że pod kątem fizjoterapii też dużą uwagę zwracam na biomechanikę i staram się tam szukać tych głównych przyczyn. Nie odpływam zbyt daleko, twardo stąpam po ziemi.
Okej. A co było najgorsze na studiach, co byś zmienił? Gdybyś pisał program dla młodych fizjoterapeutów i miałbyś powiedzieć im: „Okej, ten przedmiot jest troszkę bez sensu, tego nie róbcie”. To, co by to było?
Myślę, że ciężko określić, wcześniej myślałem, że to będą te sprawy psychologiczne, bioetyczne i tak dalej. Był strasznie duży przerost tego, tak uważałem. Teraz myślę, że to jest dosyć istotne, bo nieważne, jak dobry jesteś, jakie kursy pokończyłeś, ważne jest, jak pacjent cię odbiera. Czyli dla tego dla pacjenta możesz być najlepszym fizjoterapeutą, jeżeli pokazujesz pełne zaangażowanie. I tutaj ta psychologia, te sprawy etyczne bardzo dużą rolę odgrywają.
No dobra, ale jak ja pamiętam, to jakby nie uczyliśmy się, jak rozmawiać z pacjentem, tylko, co to jest Maslow, co to jest coś tam. Czy nie zmienilibyśmy bardziej tego frontu właśnie na tę rozmowę, na te techniki tak zwane, które dzisiaj ładnie nazywamy technikami miękkimi właśnie. Rozmowę z klientem, rozmowę z pacjentem, nazwijmy to, jak nazwijmy, ale troszkę pod innym kątem prowadzone.
Myślę, że tak, ale też podstawy są ważne, bo tak jak mówiłem, ta baza powstaje na początku, a później to rozwijamy. Wydaje mi się, że oczekujesz więcej tych praktycznych rzeczy, jak najbardziej, więc myślę, że podstawa mogłaby zostać i pójść bardziej w tym kierunku praktycznym, to się jak najbardziej powinno trochę zmienić w tym kierunku. Też pamiętam, że Wojtek wspominał o tym, że praktyczne zajęcia i to też mi się wydaje jest dobry kierunek, dać podstawy i zachęcić tym PNF-em, terapią manualną, czymś, co zobaczymy i zobaczymy coś w tym fajnego, co nam może pomóc w przyszłości.
Okej. A te wszystkie sporty, które tam musieliśmy odbywać, uważasz, że potrzebne? Mieliśmy sport z niepełnosprawnością i osób, powiedzmy, pełnosprawnych. Czy to jest potrzebne rehabilitantowi?
Staram się patrzeć na studia jako na taką podstawę, która dała mi szerokie spojrzenie na temat, więc staram się wyciągać z tego jak najlepsze rzeczy i starać się nie krytykować, tylko brać, tak jak z każdego kursu, coś co daje mi… coś, co wspomoże moją terapię czy działanie. I możemy mówić: niepotrzebne, potrzebne, bardziej potrzebne, ale też to, co w Chinach mi się przydało, to adaptowana aktywność fizyczna. Czasami trzeba było kombinować w ten sposób, żeby znaleźć te… obejść pewne sprawy, tutaj nie może, więc spróbuj się zaadaptować. To w Chinach bardzo dużą rolę odgrywa, jak zaadaptować się do danej sytuacji, która nie jest tak prosta, jak w książce. Czyli ta możliwość myślenia trochę inaczej niż schemat przewiduje.
Okej. Wspomniałeś tu o takich rzeczach jak kursy, więc ja mam swoje klarowne i często już spotykane tutaj pytanie. Nie prowadzisz żadnego szkolenie, prawda? Jeszcze? [śmiech]
Jeszcze. [śmiech]
Twoje CV jest bogate w szkolenia. Jakie szkolenia polecasz do zrobienia?
Myślę, że to jest trudny temat do przedstawienia. Myślę, że przede wszystkim to, co było na studiach, starać się korzystać na praktykach z różnych możliwości. Tak jak ja pamiętam, że zajęcia w basenie były dla mnie takie, kurczę, co ja tu robię, dlaczego? A później okazało się, że pracując z kadrą mam sesje regeneracyjne, które mogę bardzo fajnie wykorzystać, spoglądając wstecz i te zajęcia, które wydawały mi się na początku bezsensowne i nie za bardzo mogłem się tam odnaleźć. Więc wybrać sobie kierunek, który chcemy realizować, rozpisać to, co byśmy chcieli robić i myślę, że też trzeba patrzeć pod kątem, na który kurs jestem gotowy. To z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że na pewno jakaś terapia tkanek miękkich na początek, żeby to poczuć to, jak to wygląda, poczuć swój dotyk, poczuć ciało pacjenta, pacjenci są różni, inna konsystencja tkanek i tak dalej, i tak dalej. To oddaje fajne poczucie pewności, dla początkującego fizjoterapeuty. Dobrze wspominam kurs tapingu, wydawałoby się, że to będzie klejenie taśmy i takie w miarę proste, ale…
Tak i można się nauczyć z YouTube’a. [śmiech]
Tak, ale dla mnie to był duży przeskok. Kolega mnie na to namówił i jakby w pierwszy dzień nie dotknęliśmy ani nożyczek, ani taśmy, a dużo słuchaliśmy o tensegracji, o różnych wpływach napięć mięśniowych i to było dla mnie zupełnie inne spojrzenie na temat.
U kogo robiłeś?
Tomasz Senderek.
Tomasz Senderek, czyli ta osoba, która wprowadziła do Polski taping, razem potem z Irkiem Hałasem, który gdzieś kiedyś pewnie tutaj zawita. Okej, bo skończyłeś szkolenia nie tylko z terapii manualnej, skończyłeś też dużo szkoleń z ruchu. Jak byś siebie nazwał dzisiaj? Terapeutą manualnym? Czy terapeutą jednak ruchowym? Czy łączysz te dwie rzeczy? Czy da się to połączyć, bo to jest dla mnie mega, mega ciężkie.
Zgadza się, nie jest to łatwe, ale wydaje mi się, że około cztery lata temu zadałem sobie pytanie, co chciałbym robić i gdzie bardziej mnie to ciągnie, bo jest duże zapotrzebowanie na osteopatów i duży powiedzmy bum na rynku kursów, czyli osteopatia zaczyna mocno wchodzić na nasz rynek.
Ja to nazywam – osteopatyczne podejście do wszystkiego?
Dokładnie. I zadałem sobie pytanie, czy chcę więcej spędzać czasu w gabinecie, czy bardziej interesuje mnie ten temat treningu motorycznego, tego, co byśmy robili po tym, jeżeli pacjent już osiągnie zadawalący etap ruchu bez bólu i co jest następne. Zazwyczaj przejście na jakiś sport czy jakąś aktywność fizyczną, początkowo. I odkryłem, że bardziej jakby podoba mi się, lepiej czuję się w treningu i sprawia mi to dużo frajdy.
Czyli początkowa wersja była, że będziesz terapeutą manualnym, będziesz klikał, strzelał, pracował z tkanką, powiedzmy miękką, a później doszedłeś do tego, że jednak trening, to coś fajniejszego. A z tej perspektywy powiedz mi, co jest ważniejsze dla pacjenta?
Dobre samopoczucie. [śmiech] Wydaje mi się, że tutaj pacjenci po to przychodzą, żeby dobrze się czuć, żeby funkcjonować bez bólu. Więc tak jak wspominałeś, moje pierwsze takie założenia były, że to tkanki miękkie, terapia manualna jak najbardziej, to te dwie rzeczy powinien młody fizjoterapeuta gdzieś tam zgłębiać i starać się rozwinąć w kursach. Później zastanowić się, co chcemy robić, czy bardziej wchodzić w te napięcia wewnętrzne, w tkanki wisceralne, w techniki wisceralne czy bardziej w trening, dysocjacje ruchu, Kinetic Control, czy też koncepcję DNS-u, czy PNF-u i tak dalej, i tak dalej.
To dla kogo jest terapia manualna? Dla jakiego pacjenta, jaki pacjent powinien pójść na terapię manualną, według Ciebie, z tego doświadczenia, które masz?
Wydaje mi się, że to jest ważny temat dla pacjentów pooperacyjnych, że to, tak teraz patrzę ze swojej perspektywy, to pacjenci po rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego, to jest niezbędny temat. Czasami można się obejść bez tej terapii manualnej, ale tutaj… no to jest niezbędne, trzeba tutaj się wspomagać terapią manualną i trzeba ją znać dosyć dobrze.
A ruch, dla kogo?
Myślę, że to można podzielić na pewne takie etapy, zależy jaki pacjent, ale…
Czyli w końcu padło słowo „zależy”, które tu jest najczęściej używanym słowem.
Czyli nowy program: Zależy – Dachowski wita. [śmiech] Tak, zależy jaki pacjent. Na pewno dużo korzystam z terapii manualnej tkanek miękkich u pacjentów takich pooperacyjnych, pacjentów aktywnych, u których doszło do jakiegoś urazu, przeciążenia. Też zaczynam w ten sposób, staram się przygotować na początku, przygotowanie struktury, tkanki miękkie jak najbardziej, praca na powięzi, tutaj też pamiętam Wojtek wspominał, manipulacje powięziowe, jestem wielkim fanem tej terapii. I od tego zaczynam przygotowanie struktury, to jest baza, a później dopiero wchodzę w ruch, czyli w większości przypadków uda się to fajnie załatwić na początku, w tym zakresie przygotowania struktury, a później dopiero trening. Zaczynamy od tego treningu bardziej medycznego i później zaczynamy się specjalizować bardziej w treningu motorycznym, takich kursach stricte sportowych i w tym podejściu takim bardziej jak trenować mądrzej i krócej.
Właśnie, mądrzej i krócej, to bardzo dobrze, do tego dojdziemy. Skończyłeś takie szkolenie, które ja również skończyłem, czyli terapii manualna według Mulligana, jak je oceniasz? Mówiliśmy o innych szkoleniach, to już wszyscy wiemy, a rzadko spotykam osobę, która kończyła Mulligana. Czy jesteś w stanie jakby dalej z niej korzystać i czerpiesz z tej wizji świata jakieś rzeczy do terapii, którą prowadzisz dzisiaj?
Tak, myślę, że jak zaczynałem i zaraz po kursie dużo korzystałem z tego, bardzo dobre efekty widziałem w przypadku barków, obrażonych barków, gdzieś to było na zasadzie magicznego guzika, załapało i bark zaczynał funkcjonować. Oczywiście nie jest to takie proste [śmiech] w późniejszym…
Po szkolenie zawsze wszystko wychodzi.
Dokładnie.
Potem nagle przychodzi ktoś i już nie wychodzi.
W terapii Mulligana widzę duży potencjał w… myślę, że też fajną ścieżkę pokazał Greg [niezrozumiałe 0:11:34], on pokazując tę terapię Mulligana w zakresie takim wykonywana przez pacjenta, że on może robić autoterapię. I to może być fajne utrzymanie efektów, które uzyskamy pracując inaczej. A z drugiej strony też przygotowanie, rozgrzewka, wkładamy te elementy, zakładamy banda na przykład na staw skokowy, mobilizujemy z ruchem, ze ślizgiem i to myślę, że ma świetne przełożenie.
Czy masz jakieś szkolenia, które chciałbyś powtórzyć?
Manipulacje powięziowe. Nie zdążyłem skończyć bardziej zaawansowanego modułu, wtedy wyjechałem do Chin, skończyłem pierwszy moduł i na drugi już musiałem niestety wyjechać, więc to chciałbym na pewno odświeżyć, bo tam też widzę spory potencjał, może niekoniecznie w sporcie, ale może to być świetnym uzupełnieniem dla niektórych przypadków takich, które ciężko jest rozwiązać normalnym, standardowym leczeniem.
Kończysz studia, to jest 2014? Jakoś tak, plus, minus, oczywiście po studiach masz, jak wszyscy, dwie lewe ręce i co decydujesz, że co będziesz robił?
Wtedy szukam swojego miejsca na ziemi. [śmiech]
I co znalazłeś?
Byłem przedstawicielem medycznym, na początku. To jeszcze w czasie studiów, szukałem tego, czy się potrafię w tym odnaleźć, trochę tak za namową brata. A później decyzja, że powrót do fizjoterapii. Jednak mocne korzenie w sporcie, zawsze grałem w piłkę, zawsze mnie to bardzo gdzieś tam interesowało i idziemy w tym kierunku. Szukanie swojego miejsca w fizjoterapii i rozwoju.
Wróciłeś do domu, do Lubartowa czy szukałeś tego tutaj w Warszawie, gdzie skończyłeś studia, czy jeszcze inny kierunek obrałeś?
Warszawa, lubiłem wracać do domu, ale jednak Warszawa daje tą możliwość dostępu do szerszej wiedzy, przeglądu tego, co się dzieje na rynku, no i możliwości uczestnictwa w kursach. Też tutaj jest duży potencjał.
Co znalazłeś?
Na początku to był właśnie taping, jeszcze w czasach studiów…
Mówię o pracy. Te szkolenie zostaw, mówię o tej piłce nożnej, co udało Ci się znaleźć do pracy?
Nie pracowałem w piłce, wtedy podjąłem pracę w placówce takiej państwowej.
Jakie masz z tego wrażenia?
Tak jak mówiłem, staram się wybrać najlepsze rzeczy…
Nie da się sprowokować, żeby coś skrytykować. [śmiech]
…więc na pewno praca z dużą ilością pacjentów, jak się zorganizować w takich warunkach. I to też wydaje mi się dużo pomogło w taki zaadaptowaniu się do chińskich warunków, gdzie czasami tych pacjentów oczekiwania były duże, a potrafiłem to jednak tak ustawić, jeszcze przy wsparciu studentów, których dostałem w ostatnim czasie, można było to bardzo dobrze rozegrać.
A tamta fizykoterapia, która pewnie była, też musiałeś robić czy jednak darowano Ci na poziomie NFZ i fizykolaseru, prądów i innych rzeczy?
Była, myślę, że to jest, w tym systemie, bardzo ważny punkt. [śmiech]
Jak do tego podchodzisz? Jaki do tego masz stosunek, do tej całej fizykoterapii? Są osoby, które kochają, ktoś mi tutaj strzeli za chwilę badaniami, EBM, że to pomaga, że daje to swoje skutki pozytywne dla ludzi, i ci ludzie kochają na to chodzić, a jednak gdzieś plotki krążą, trochę według mnie, że jest inaczej?
To znaczy na pewno tak z punktu doświadczenia, jak patrzymy na tę fizykoterapię, to można ten czas zainwestować dużo bardziej efektywnie i dlatego może patrzymy na to w ten sposób, że lepiej może wykonać terapię manualną, niż spędzać dużo czasu na ultradźwiękach czy prądach. Na pewno jest tam dużo, dużo dobrej wiedzy, no odpowiednie parametry dobrane, ale czy… jak patrzymy pod kątem efektów, czy na pewno uzyskamy to, co chcemy, czy to na pewno będzie niestracony czas, no to jest dobre pytanie. Ja starałem się szukać zawsze czegoś więcej niż ten standardowy model, dlatego też na studiach czy po studiach szukałem rozwiązań w mikroprądach. To urządzenie Algonix, które mocno przyśpieszało, teoretycznie, proces regeneracji i też był to ciekawy temat… niestety wyjechałem. [śmiech]
A dzisiaj korzystasz z fizyko? Robisz fizyko na poziomie, tam, gdzie pracujesz?
Tylko jak muszę. To znaczy staram się to wykorzystywać w ten sposób, tak jak mówiłem, organizacja pracy…
Czyli zlecasz to, żeby zawodnicy robili sami? [śmiech]
Zlecam studentom. Czyli mam Recovery Pumpa, takie coś, żeby wspomóc, żeby tam odpocząć, czyli tych takich ostrych pacjentów czasami umieszczam. Na fizyko, jeżeli nie mam czasu pracować manualnie, a mam dużo pacjentów, mam dużo zawodników w gabinecie, to staram się ich porozmieszczać w różnych, czyli jedna grupa ćwiczy, jest powiedzmy ktoś, kto mówi lepiej po angielsku i trenował dłuższy czas ze mną, czyli rozumie pewne podstawowe zasady, pilnuje ruchu i tak dalej, jest takim szefem tego teamu. Jakaś część jest na fizykoterapii, gdzie tam studenci się opiekują, no i część Rocovery Pump.
Dzięki tym działaniom, które jakby wykonujesz tutaj w Warszawie, jeszcze nie wiem jak, ale pewnie nam opowiesz, trafiasz do telewizji? No nie jesteś na wizji, ale jednak to byłoby marzenie większości młodych fizjoterapeutów trafić jako fizjoterapeuta do You Can Dance.
Tak się ułożyło, że miałem okazję pracować z You Can Dance i to też było świetne doświadczenie, zobaczyć jak… przede wszystkim praca pod presją, presją czasu, gdzie trzeba coś zrobić i to z kolei kolejne przełożenie na Chiny, gdzie czasami nie ma się czasu, przełożenie na sport przede wszystkim, na osoby, które pracują w sporcie, dobrze wiedzą, że tam nie ma czasu, musi iść jutro grać i też, jak kojarzę rozmowy z trenerami, poproszę o kilka dni przerwy na jakieś przygotowanie obciążeń i tak dalej, oni tam: „Nie da rady”, to jest ciężka rozmowa i wtedy trzeba się mocno adaptować do tego, co można zrobić, żeby poprawić i żeby on przynajmniej wystartował czy doszedł do treningu.
Jak trafiłeś do tego You Can Dance, jak to było? Jak się trafia do telewizji jako rehabilitant?
Współpracowałem z prywatnym gabinetem i tam nawiązana była współpraca, wtedy jakby określiłem się, że tak, że bardzo chętnie jestem w stanie wspomóc ten projekt i tak się zaczęło.
Jak to wspominasz?
Myślę, że bardzo dobrze.
Ile edycji tam byłeś?
Hm… Jedną albo dwie. Chyba dwie. Tak.
Jakieś takie sytuacje podbramkowe, które dzisiaj można by wyciągnąć i powiedzieć? [śmiech]
Szukasz, szukasz, drążysz. [śmiech]
Ktoś z gipsem tańczył, a nie było widać, że miał gips?
Dokładnie, jakbyś trafił, ale to było chyba skręcenie kostki, dosyć poważne skręcenie kostki, takie kwalifikujące się może do założenia usztywnienia czy ingerencji takiej, żeby to zespolić bardziej. I cóż, kleiliśmy taśmę tak, żeby pasowała pod choreografię i zawodniczka wytrzymała długo, dosyć długo.
Czyli trzy minuty? [śmiech]
Kilka sezonów, kilka odcinków, można powiedzieć, ale skończyło się, że spadła z pleców i skończyło się niezbyt pomyślnie. Czyli te przeciążenia gdzieś się przenosiły, to wtedy też nastąpił ten bodziec taki bardziej…
Dodatkowy.
Dokładnie.
A jakieś takie były sytuacje, że dałeś taką pomoc natychmiastową, różdżką?
Było sporo, ale ta sytuacja była chyba najbardziej taka, że udało się przywrócić zawodniczkę, która praktycznie już była do odstrzału, tak można powiedzieć, że dziękujemy, niestety nie możesz kontynuować. Więc tutaj, że podjęła ona walkę dalej to było dosyć miłe.
Gwiazdy są wdzięczne za taką pracę?
Różnie z tym bywa, ale raczej tak.
Jak to się okazuje? Jak oni podchodzą do tego, klepią po plecach czy jednak, „dobra robota Bartek”, czy jednak widzisz tylko uśmiech, że udało się i to Ci wystarcza.
Myślę, że w naszym zawodzie jest tak, że rodzi się pewna więź między zawodnikiem, tancerzem czy pewna relacja, która później gdzieś tam istnieje przez dłuższy czas. I tak jak wspominałem na początku, jeżeli wykażesz tę empatię i ta część studiów, którą nie każdy lubił, okazuje się, że tutaj pacjent czy zawodnik traktuje cię dosyć dobrze, w ten sposób, że pomogłeś mu, że wykazałeś chęć maksymalnej pomocy i zrozumienia jego problemu.
Co robisz po You Can Dance? Dlaczego się kończy?
A to już nie wiem, to od produkcji zależało.
Ostatnią edycję robiłeś, tak?
Chyba tak, tak to była ostatnia wtedy, program stanął.
Okej. To co robisz? Nie masz roboty.
Nie mam roboty, ale ciągle przyjmuję pacjentów prywatnych. Ciągle pracuję w gabinecie, ciągle staram się rozwijać dalej w zawodzie, pracując z takimi zwykłymi zawodnikami czy pacjentami.
Czym dla Ciebie dzisiaj się różni zwykły pacjent od sportowca? Widzisz jakąś różnicę w ich oczekiwaniach?
Przede wszystkim oczekiwania czasowe są tutaj taką sprawą, gdzie trzeba modyfikować mocno terapię i adaptować się znowu do tej sytuacji. Same rozmowy z trenerami wskazują, że niestety nie mogę tego zrobić, co bym chciał zrobić.
Myślę, że pracodawca powie tak samo. [śmiech]
Wydaje mi się, że jeżeli wytłumaczy się dobrze pacjentowi, który raczej nie ma presji, że jutro ma biec maraton czy jutro ma grać mecz, czy ma być na treningu i skakać w kadrze siatkówki, bo ma ważny mecz, to da się mu to przetłumaczyć i on to zrozumie, że jednak z perspektywy czasu i tego co ma robić później, to jest dużo ważniejsze, żeby odpocząć, przygotować się, monitoring obciążeń, wejście w odpowiednie obciążenia, opracowanie wszystkiego, co powinniśmy opracować przed wystąpieniem na tym maksymalnym poziomie.
Z kim pracujesz w gabinecie prywatnym? Jakich masz pacjentów najczęściej?
Jakich miałem?
Jakich miałeś?
Ludzi aktywnych, wydaje mi się, że dużo biegaczy, tancerzy, także którzy gdzieś później powracali czy tam kojarzyli z programu. I chyba tak, chyba tak to wygląda.
Jakieś udary, nie udary to nie Twoja bajka?
Nie, to raczej nie, starałem się określić już na początku, że ortopedyczna praca albo taka bardziej sportowa.
Co wolisz, kręgosłup czy kostkę? [śmiech]
Dobre pytanie. Wydaje mi się, że chyba kostka, ale to bardziej też znowu odniosę się do sytuacji, gdzie miałem konsultować zawodnika kadry Chin w siatkówce i co usłyszałem od trenera czy od chińskiego doktora, który powiedział, że no tutaj ten zagraniczny specjalista patrzy zbyt globalnie, mamy problem z kolanem, a on chce tu jakąś szyję ustawiać, chce jakieś tam plecy…
To dziwne. Dobra Chiny, Chiny, to zaczniemy już o tych Chinach. Jak pojawiła Ci się propozycja na stole z Chin?
To pytanie padało…
Tysiąc razy pewnie.
…tak, tysiąc razy, bo na kursie cały czas to pytanie się przewijało. To jest też dłuższy temat, ale zaczęło się od tego, że tak jak kilka lat temu podjąłem decyzję, że będę szedł w kierunku przygotowania motorycznego, że to mnie bardziej interesuje, stąd konferencja, Polskie Stowarzyszenie Treningu Motorycznego.
Teraz też była ostatnio. Dlatego tu jesteś. [śmiech]
Dokładnie. [śmiech] I stąd to zainteresowanie i stąd później jakby kontynuacja tego. Spotkałem Randy’ego Huntingtona, który też przedstawił tę koncepcję pracy na Keiserze, pracuj mądrzej i niekoniecznie dłużej, możesz pracować krótko, ale sensownie. Odpowiednie obciążenia, wykreślenie krzywej i idziemy dalej. Tak naprawdę nie musimy tutaj pracować cały dzień, tak jak to w Chinach bywa, że to przeciążenie jest ogromne. Później kursy w kierunku przygotowania motorycznego. Poznałem odpowiednie osoby też na konferencji, na kursach i pojawiła się pierwsza propozycja, która gdzieś tam padła, pojawiła się druga, więc nie traktowałem tego zbyt poważnie, ale w pewnym momencie przyszły dokumenty z Chin, po chińsku, ze znaczkami.
Robaczki przyszły? [śmiech]
Dokładnie, robaczki. Coś jest na rzeczy… I tak to się potoczyło. Miałem też duże wsparcie od Bartka Bibrowicza, tutaj też warto to podkreślić.
Bartek chyba był pierwszy…
Wyjechaliśmy razem, tylko on jakby nadzorował pełną pracę, ja miałem duże wsparcie od tej strony, zawsze mnie motywował do tego, że to przygotowanie motoryczne może zrobić to i to. Myślę, że to dało mi też sporo.
Dlaczego Ty dostałeś tę ofertę, a nie trzydzieści osób innych czy tam dwieście osób, które na tej konferencji było?
Dobre pytanie. [śmiech] Wydaje mi się, że to też doświadczeni, CV, które gdzieś tam pokazywało…
Czyli gdzieś musiałeś to CV wysłać?
Tak, wysyłałem. Pojawiły się oferty od znajomych, tych, których poznałem na konferencji i wtedy wysyłałem CV i wtedy rozmawialiśmy, jedna rozmowa, druga rozmowa, na Skypie, rozmowa z Chińczykami, więc to tak się rozwijało.
Dlaczego Chińczycy szukają w Europie specjalistów, jeżeli mają swoją medycynę chińską i inne rzeczy, które na pewno są na wysokim poziomie? Dlaczego oni szukają specjalistów w Europie?
To moglibyśmy rozmawiać, czy jest na wysokim poziomie czy nie.
Taki mamy obraz w Polsce.
Tak. Myślę, że wiele rzeczy jest tam ciekawych, które warto zaczerpnąć, ale jak to wygląda, to już pozostawia wiele do życzenia. Też na pewno im to nie ułatwia, że to, tak ja obserwuję swoją pracę, im większa ilość zawodników, to ta jakość pracy spada, to nie można się zająć bardzo konkretnie jednym przypadkiem, jeżeli ma się ich trzydziestu w gabinecie czy tam dziesięciu w gabinecie. Więc to jest ciężkie do pogodzenia, więc też rozumiem tych doktorów chińskich, którzy mają całą drużynę dwudziestu zawodników i mają coś zrobić, no to jest nie do ogarnięcia. I wracając do pytania hm…
Dlaczego szukają w Europie?
Wydaje mi się, że mają obraz dobrego specjalisty treningu przygotowania motorycznego, a za tym idzie też fizjoterapia, bo to zazwyczaj trenerzy współpracują z fizjoterapeutami, to jest taki świat połączony, bardzo się przenikający, więc tutaj jakby wychodzimy od trenera przygotowania motorycznego, który bardzo, wydaje mi się, wspiera i mocno zmienił chiński sport.
Decyzja wyjazdu, to dość ciężka decyzja. Zostawiasz, nie wiem, tysiące kilometrów, zostawiasz wszystko. Co zostawiłeś w Polsce?
Ja szukałem czegoś, czegoś nowego. Zmieniłem pracę, pracowałem w kilku placówkach i zdecydowałem się, że jednak potrzebuję jakiegoś bodźca do dalszego rozwoju. To była możliwość. Ta oferta z Chin to była możliwość połączenia pracy tej trenera przygotowania, czyli coś bardziej z prewencji urazów i tak dalej, coś, co, tak jak mówiłem rozwijałem i starałem się osiągnąć satysfakcjonujący mnie poziom w tym. Więc fizjoterapeuta z przygotowaniem motorycznym. Też dla nich byłem bardzo taki elastyczny, bo mogli to dostosować. I też, jak wspominam te momenty w Centrum Sportowym, gdzie pracowałem, często liderzy przychodzili do mnie i pytali, czy nie mógłbyś przejąć na przykład którejś kadry, przygotowanie, bo mamy tutaj… trener wyjechał z główną drużyną, więc starałem się zawsze im pomagać, więc to też był duży fun dla mnie i duża lekcja.
Co zostawiłeś w Polsce?
Rodzina. I… rodzina.
I rodzina. Firmę?
Firmę też. Ale później wstrzymałem działalność i ją zamknąłem.
Okej, a jadąc tam, jakie miałeś oczekiwania? Co chciałeś osiągnąć? Zacznijmy od oczekiwań.
Hm… Pierwsze oczekiwanie, to przyszedł rozwój doświadczenia, że spotykamy inną kulturę, pierwsza rzecz to jest rozwój zawodowy, język, też zależało mi na tym, jakby spędziłem sporo czasu na nauce języka angielskiego, ale mój poziom był taki, że no zanim przetłumaczyłem to, będąc za granicą, to kurczę już ten czas minął, na który powinienem zareagować odpowiednio. Raportowanie, rozmowy, prezentacje po angielsku, to mi dało dużo pewności siebie w pewnym momencie. Pierwszy okres był bardzo ciężki, pierwszy rok był ciężki, pierwsze parę miesięcy, gdzie nie mogłem zrozumieć i też tych kulturowych zależności, dlaczego nie rozmawiamy o pewnych problemach, dlaczego zamiatamy pod dywan pewne istotne sprawy, bo później one narastały i rodziły w nas frustrację, więc było ciężko, jakieś takie nawet, można powiedzieć, depresyjne momenty, że tutaj chyba nie damy rady, bo na tym poziomie takim międzyludzkim ciężko się dogadać. Ja inaczej postrzegam pewne rzeczy, twardo stając na ziemi, oczekuję jakichś logicznych rozwiązań, ale tam czasami ciężko je znaleźć. Idzie rozkaz i Bartek nie pytaj, dlaczego. My tak mamy, po prostu rób.
Jedziesz tam do Chin i z czym się zderzasz? Z kim zacząłeś pracować na początku?
Pracowałem w Centrum Sportowym. Myślę, że trafiłem dosyć dobrze, bo to co warto podkreślić, możesz trafić wszędzie.
To nie wiedziałeś, gdzie jedziesz tutaj na poziomie kontraktu i ustalenia pewnie jakichś tam szczegółów, oprócz finansowych, to z kim będę i co będę robił, to nie wiedziałeś, do czego jedziesz, do jakiego Centrum czy…?
Wiedziałem, gdzie jadę, ale jakby kontrakty są dosyć otwarte, ta firma, z którą ja współpracowałem, proponowała kontrakty dosyć otwarte, to znaczy, że możesz pracować jako fizjoterapeuta w tym lub tym miejscu, ale jak coś się zmieni, a tam często się zmienia, tam nie wiem, co się stanie jutro, możesz trafić z Szanghaju do Pekinu i ja tak miałem. Mogę trafić z Pekinu do Guiyang, gdzie pojechałem na obóz z kadrą wioślarstwa. I to może się zmieniać w ciągu jednego dnia, więc tutaj trzeba być bardzo elastycznym i adaptować, tak jak wspomniałem na początku, do każdej sytuacji. To oczywiście zależy od kontraktu, czyli to zależy od tego, co… I też warto wspomnieć w Chinach możesz trafić w bardzo dobre miejsce, gdzie jakby ta kultura fizjo, współpracy z trenerem, jest na wysokim poziomie, możesz też trafić, gdzie będziesz musiał to budować. Różnice mogą być ogromne.
Czyli co jest dobrym miejscem w Chinach? Co nazywasz dobrym miejscem?
Hm… Teraz na przykład, jeżeli miałbym decydować, Szanghaj jest dla mnie dobrym miejscem. Udało mi się zbudować pewną markę, pewne zaufanie. Też to, co usłyszałem od tłumaczy, że niby dobrze trener wygląda, fizjoterapeuta dobrze wygląda, ale to, co w sercu, to my nie wiemy, więc przypuszczam, że oni obserwują do pewnego czasu twoje efekty, jak podchodzisz, jak reagujesz na te zmiany kulturowe, że potrafisz się zaadaptować, to jest myślę, że nawet ważniejsze. I dopiero wtedy są w stanie ci zaufać. Tak że w pewnym momencie trafiali do mnie trenerzy z jakimiś zapytaniami o kontuzje, czy im nie pomogę, później wysyłali zawodników, ale to trwało… oj długo.
Jak myślisz, jaka jest Twoja cecha, która jest dla nich najważniejsza?
Myślę, że otwartość jest taka też ważna i przede wszystkim to, co mi osobiście, o co pytałeś, co tu się zmieniło, to, nie zawodowo, ale jakby personalnie, wydaje mi się, że cierpliwość i że czasami nie jesteś w stanie zmienić bardzo szybko i musisz długo czekać na efekt, czyli musisz wykonywać coś, co nie do końca odpowiada twojemu jakiemuś tam światopoglądowi fizjoterapii, ale krok po kroku budujesz pewne relacje, budujesz pewne zaufanie z trenerami. Myślę, że to też u nas w sporcie jest takie standardowe. Tam jest to dużo trudniejsze, ale w pewnym momencie trafiają zawodnicy, trenerzy, rozmawiamy i jakby ten etap, co zrobić z zawodnikiem, mimo że on ze złamaną kostką nie trenuje na boisku czy tam nie chodzi z drużyną cały czas, to też się zdarza, że ten system pracy jest tam taki, że jeżeli drużyna trenuje, to każdy ma tam być. Nie ma tak, że on zostanie, nieważne co on ma, jaką kontuzję. To jest ciężkie do zrozumienia, ale tak to funkcjonuje, więc w pewnym momencie ja przyjąłem taki system pracy, że ja wezmę tych zawodników, ja ich będę miał bardzo dużo w gabinecie, ale będę w stanie to kontrolować, co się stanie, że nikt nie zrobi czegoś, co zaburzy ten proces, który gdzieś tam sobie założyliśmy i zaplanowaliśmy przed powrotem na boisko.
Mówiliśmy teraz o dobrym miejscu, a co było Twoim złym miejscem w Chinach, gdzie nie chciałbyś trafić ponownie? Masz takie złe miejsce, w którym się nie dało rady, nie wiem, dogadać, pracować albo, nie wiem, stuff dookoła był źle nastawiony do Europejczyka, albo ilość sprzętu była za mała czy nie dało się z tym pracować. Czy jednak w Chinach nie ma takich problemów?
Myślę, że mogę to podzielić na kilka takich etapów i na pewno trafiłem w takie miejsce, gdzie było totalnie odizolowane od świata, więc tam raczej na dłuższą metę bym nie chciał zostać, na szczęście byłem tam krótko. [śmiech]
A tam wszyscy nie mają Facebooka? Ta izolacja, to też Facebook.
Nie mają. [śmiech] To znaczy bardziej chodzi o to, że jakby musisz mieć z kimś jakiś kontakt czy ten balans musi być zachowany, no bo inaczej można zwariować, jeżeli nie możesz z kimś nawet pogadać po angielsku, kto cię zrozumie, no to ciężko jest. I teraz ten rok zauważyłem, że jest mega ważny i zupełnie zmienia się komfort pracy. Stąd moja aktywność w piłce nożnej i dołączenie do drużyny w Szanghaju. Ale wracając znowu do tematu złych miejsc. To miejsce było na dłuższą metę przypuszczam, że mogłoby wykończyć. Bardzo fajne Centrum, zorganizowane pod względem tak, że wychodziłeś, wsiadałeś na łódkę, pływałeś z zawodnikami, to było wioślarstwo. No i też to, co jeden z Greków, którzy tam dołączyli, trenerów powiedział, że no tutaj na pewno zdobędziemy medale, bo nigdzie na świecie nie ma takiej opcji, żebyśmy wzięli zawodników, zamknęli na rok w Centrum i nic nie robili innego, tylko ćwiczyli, więc pod kątem treningu na pewno jest to dobre, ale pod kątem takim życiowym może odciąć.
Co jeszcze jest złego?
Złego? Zależy też od sytuacji takich, tak jak wspomniałeś, układów w drużynie, jakie tam są układy, żeby nie hm… nie spowodować napięcia na pewnej linii chiński doktor – fizjoterapeuta, a to się może zdarzyć, bo nawet jak wykonujesz zbyt dobrą pracę, później się okaże, że zawodnik jednak może, to znaczy, że coś jest nie tak.
Ktoś się pomylił? A Ty to podważyłeś?
Starałem się nie wychylać za bardzo tak z tym, ale czasami efekt pracy pokazywał, że można zrobić to inaczej, dużo lepiej.
To była Twoja ambicja czy nie mogłeś inaczej zrobić?
To znaczy starałem się pomóc jak najbardziej zawodnikowi, bo jakby wtedy pracowałem z trenerem, z Randym, który zaproponował tę pozycję, no i wtedy jakby podlegałem pod to, co on sobie zażyczył. Tak, tak, można czasami robić, starać się zrobić coś dobrze, później może się okazać, że w konsekwencji wychodzi niezbyt korzystnie, bo ty jesteś tym innym, ty jesteś trochę z innego świata i nie możesz podważać medycyny chińskiej.
Jasne, a jest jeszcze jakaś trzecia rzecz, która jest słaba, która dała Ci zły obraz Chin?
Może nie mnie, ale z tego co wiem, że są trenerzy czy fizjoterapeuci, którzy odliczają dni do końca kontraktu, w sensie warunki mieszkaniowe czy gdzieś trafiają na… często te centra sportowe są ustawione gdzieś tam na odludziu, można powiedzieć. Może tam są ludzie, w porównaniu, parę Warszaw może być dookoła, ale dla nich jest to mentalnie ciężkie do zaakceptowania, więc w takie miejsce na pewno nie chciałbym trafić, gdzie tam dookoła jest, mimo wszystko, dużo ludzi, a czujesz się tak samotnie, że czekasz tylko na powrót do domu.
To Centrum Sportowe, o którym mówisz, co to dokładnie jest? Bo ja myślę, że my to trochę inaczej rozumiemy, niż Ty chcesz nam to powiedzieć. My to widzimy jako hala sportowa dla małego miasteczka, nie?
Yhym. Pierwsze pytanie jakie padło od naszego lidera, kiedy się pojawiliśmy w tym Centrum: „Jakie są wasze wrażenia po obejrzeniu tego wszystkiego?” Ja powiedziałem, że to jest dla mnie coś, co się nie mieści w głowie, że tego w życiu nie widziałem.
Co, tam stoi trzydzieści Keiserów?
Mniej więcej. Masz wszystko, co ci się zamarzy, pod kątem treningu, pod kątem badań biochemicznych, pod kątem regeneracji. To jest wielki ośrodek, hotel, można powiedzieć, że tam mieszkają zawodnicy czy są mieszkania dla zawodników, tam jest parę tysięcy zawodników z różnych dyscyplin sportowych. Wszyscy są skupieni w jednym miejscu. Czyli, jakby pod kątem badań naukowych, masz całą bazę do wykonania, pod kątem sprzętu masz praktycznie wszystko, jeżeli prowadzisz zawodników po zerwanym więzadle krzyżowym przednim, no to trening, trening czy też badanie izokinetyczne mogę sobie sprawdzić czy z tego etapu mogę sobie przejść do dalszych, jakiejś tam plyometrii, czy kolejnego etapu usprawniania, czyli też monitoring obciążeń i tego aktualnego stanu pacjenta na bardzo wysokim poziomie. Sesje regeneracyjne w wodzie, więc to też mogłem planować. Tutaj pracujemy w ten sposób, a teraz powiedzmy, gdzieś ten monitoring mi wychodzi, że mamy za dużo, idziemy do wody, pracujemy w obciążeniu, więc pod tym kątem myślę, że top, top, tego nie ma nawet w Europie na takim poziomie, żeby wszystko było. Idealne warunki do pracy.
A czegoś brakuje? Składasz zapotrzebowanie: „Nie, tego Bartek nie kupimy”.
Hm… Wydaje mi się, że tutaj to Twoje pierwsze pytanie było, dlaczego szukają specjalistów, brakuje im specjalistów. Pierwsze takie wrażenia, gdzie na Keiserze były wieszane kurtki czy tam parasole, gdy było deszczowo, no to tak dosyć słabo. Keiser można wykorzystać trochę lepiej. [śmiech]
No lepiej, tak. To nie umieją tego używać? Mają mnóstwo sprzętu, a nie potrafią tego użyć do końca?
Widzę sporą poprawę, bo być może to gdzieś się dopiero rozwija, w sensie przydzielają osoby, które są może zbyt chaotycznie podzielone, ale przydzielają osoby, które zajmują się jakąś tam dziedziną, bo też pewnie jest to ciężko zrobić, skoro jest tego wszystkiego opór, to jedna osoba tego nie ogarnie. Więc przydzielają osoby, zaczęliśmy wykorzystywać lepiej GPS i fotokomórki, więc ten poziom rośnie. Wydaje mi się, że będzie tylko lepiej, bo są osoby od tych badań biochemicznych, więc krok po kroku. Tak jak oni to mówią: „Mamy dużo do nadrobienia, ale idziemy w dobrym kierunku”.
Okej. Przyjeżdżając tam… ile lat temu?
Trzy.
Trzy lata temu. Z kim zacząłeś pracować? Z jaką dyscypliną sportową?
Hm… Pływanie.
Pływanie. Kadra czy coś niżej?
Hm… Nie, nie, to była drużyna prowincjonalna Szanghaju.
Okej. To duży poziom czy… pokonaliby nas? Nas jako reprezentację? Jaka to jest skala u nich?
Wydaje mi się, że też ciężko u nas znaleźć zawodników, którzy nic nie robią, tylko pływają, a tam tak jest. Oni pływają kilka razy dziennie, więc to jest tylko pływanie, ale teraz pada pytanie, czy…
Tylko pytanie, drużyna, jak oni się nazywają, jeszcze raz, prowincjonalna, tak?
To była prowincja Szanghaju, oni mają tak jakby wszystkich zawodników skupionych w jednym Centrum…
Czyli jakby reprezentacja województwa?
Można tak powiedzieć. To znaczy tam też byli kadrowicze, którzy trenowali podczas pobytu w Szanghaju. Więc na początku dostałem trzy zawodniczki, gdzieś udało się poprawić wyniki, później kolejnych dwóch do sprawdzenia i całą grupę z tych, czyli ośmiu. I później jak zaplanowałem jakieś badania, takie dla całej grupy pływaków w Szanghaju, to było ich sześćdziesięciu albo osiemdziesięciu, już nie pamiętam, ale dużo tego przywiało, ciężko było to zorganizować.
Z tymi trzema na początku, co zrobiłeś? Wchodzisz i: „dobra, dzisiaj ja tu jestem szefem i dzisiaj pływamy” czy co?
Nie, nie, to oczywiście rozmowa z trenerem, jakie są oczekiwania, przede wszystkim – to jest bardzo ważne – żeby nie wejść w ten, nie powodować napięć, co mogę zaoferować i czy on się na to zgodzi. To jest też taka ważna rzecz. Pracowałem w tym roku z Portugalczykiem, który bardzo emocjonalnie podchodził do sprawy, że on zmieni wszystko i to musi być tak, jak on chce i to nie jest dobre podejście. Próbowałem mu to przetłumaczyć, powiedzieć, że może spokojnie, nie w ten sposób. Trzeba wiedzieć, jak rozmawiać i jak nie powodować tego, że się ktoś zrazi, bo prawdopodobnie my wyjedziemy, a oni zostaną z tym systemem i nie mogą pozwalniać wszystkich trenerów, mimo wszystko, że tam są jakieś pewne błędy metodyczne czy tam w monitorowaniu obciążeń itak dalej, intensywności, objętości tych treningów. Więc zaproponowałem swoją koncepcję, przede wszystkim ocenę taką motoryczną, co możemy poprawić tak na szybko, żeby nie mieć kontuzji, przede wszystkim jako pierwszy punkt i tak zaczęliśmy pracować.
Od czego zacząłeś w takim razie?
FMS.
FMS-u?
FMS-y i MCS-y robiliśmy jeszcze, no i takie podstawowe testy, skoki i tak dalej, siła kończyn górnych, siła kończyn dolnych.
Byli sprawni czy jednak nie? Pamiętasz jeszcze?
Zawodniczka na poziomie kadry, przewyższała znacznie, praktycznie pod każdym kątem. Ona później trafiła do kadry, ale to była jakoś tam, nawet w pewnym stopniu mistrzyni Chin, nie pamiętam już tych dystansów i tak dalej, ale dosyć solidnie się prezentowała.
Okej. Co po pływaczkach?
W tym samym czasie też te propozycje z piłki nożnej. Jeżeli trener wyjeżdżał, a oni wiedzieli, że gram w piłkę, bo to była taka pierwsza opcja, że tam się tym zajmę, więc to gdzieś było równolegle. Później był odpoczynek w Polsce, powiedziałem, że nie chcę już wracać, bo muszę odpocząć mentalnie od tego, przetrawić pewne rzeczy, że jakby coś się zmienia i musisz odpocząć po tych zmianach, może było tego za dużo.
Ile tam byłeś za pierwszym razem?
Rok czasu.
Rok czasu. Dało się zarobić na to, żeby w Polsce nic nie robić? Ciężkie pytanie. [śmiech]
Myślę, że pieniądze są bardzo przyzwoite, więc można by spróbować przez jakiś czas nic nie robić, ale to jest tak, że wracasz i chcesz coś robić po pewnym czasie, tak, mijają dwa tygodnie i już coś trzeba robić. Nie można siedzieć tak, bo można zwariować. I wtedy pojawiła się też oferta, już przed wyjazdem, z Chińskiego Związku Lekkiej Atletyki i rozmawialiśmy dosyć długo i w końcu się zdecydowałem na wyjazd. Wtedy trafiłem do Hiszpani na konsultacje i prowadzenie zawodnika, który miał poważną kontuzję stawu skokowego i tam odbyła się operacja. Zająłem się taką pierwszą pomocą, zaraz po operacji i powrót do Chin. Tam praca z kadrą i jakby współpraca z Randym Huntingtonem, czyli już takim naprawdę… bardzo wysoki poziom, i współpraca z dwoma zawodnikami, którzy złamali dziesięć sekund na sto metrów, więc to było dosyć takie ciekawe doświadczenie. Jak trafiłem na przykład do [niezrozumiałe 0:43:20] jednego z młodszych zawodników, którzy są chyba nadzieją Chin. To zawodnik skręcił kostkę podczas jednej zmiany chyba w sztafecie, no i przez długi czas go prowadzili chińscy doktorzy i nie mogli go wyprowadzić. Wtedy dostałem takie zlecenie, że tutaj pracuję z kadrą, co prawda innego trenera, żeby wspomóc tego zawodnika.
To było tak, pokaż, co umiesz?
Myślę, że tak. To było w sensie: nie osiągnęliśmy satysfakcjonujących wyników, zobaczmy, co możemy uzyskać tutaj. No i udało się. Udało się, wykorzystałem FDM [śmiech]. I też chyba przyjechało wtedy dwóch lekarzy, którzy konsultowali, chcieli sprawdzić, czy ten zawodnik będzie gotowy na National Games w Dżakarcie i ocena była dosyć pozytywna, tylko obawiali się, czy jest w stanie wygenerować ten wynik, który jest oczekiwany na Mistrzostwach Azji. Więc te prowokacje, wszystkie testy wychodziły bardzo pozytywnie i też na plus wyszło chyba to, że napisałem raport przed USG i było praktycznie to samo, co przewidziałem, więc to chyba też zbudowało pewne takie zaufanie, bo wysłałem to dzień przed i to już było wiadomo wtedy. To zaowocowało tym, że dostałem tego zawodnika indywidualnie, cała kadra wyjechała na zgrupowanie, na zawody National Games.
On pojechał w końcu czy nie?
Nie pojechał.
Nie pojechał.
Nie pojechał, został ze mną i trenowaliśmy do czasu aż przywrócimy wszystko na taki prawidłowy…
Dalej jest nadzieja?
Dalej dobrze biega. Teraz zrobił kolejny rekord, wydaje mi się, że jakieś pół roku temu. Bardzo, bardzo dobrze.
Jaki to jest wiek?
Dwadzieścia sześć, siedem ma.
Czyli już powinien startować normalnie, nie?
Tak, myślę, że będzie. Zrobi różnicę.
Bolt?
Hm… Myślę, że trochę brakuje, ale na pewno taki Bolt Azji.
Okej.
Też w głowie bardzo dobrze ułożone, to charakteryzuje tych zawodników, że oni wiedzą, czego chcą. Wiedzą, jak się do tego zabrać, że mają pewne restrykcje i się tego trzymają. Dieta, wychodzenie gdzieś tam i pilnowanie swoich nawyków, takich treningowych.
To jest zawodnik z tak zwanej bogatej rodziny czy jednak właśnie takiej niszowej i on wychodzi gdzieś i ktoś go wyłapuje jako talent, niechcący? Czy jednak jest to stymulowanie od samych początków, że on będzie biegał i robimy wszystko w wieku ośmiu lat, że on będzie biegał?
Dobre pytanie, bo tak naprawdę nie wiem.
Nie wiesz. Szkoda, bo jestem ciekawy właśnie tej drogi, czy on został wypracowany czy jednak wyszukany.
Tam jest tak duża liczba zawodników, wydaje mi się, że w tym przypadku nie wiem, ale oni, jeżeli wykazują pewien potencjał, są wspierani, mocno. Czyli mają wszystko zapewnione, tylko mają trenować. To stwarza pewne dobre warunki do rozwoju, ale też stwarza pewną granicę, że w pewnym momencie nie jesteś w stanie ich zmotywować. „Jestem najlepszy w Azji, ja nie chcę więcej”. „Ale może spróbuj gdzieś tam dalej”, wtedy: „Jestem tu, mam wszystko”. I nie do końca jakby ta motywacja działa, bo, to dobre pytanie, po co. [śmiech]
Z kim jeszcze pracowałeś, bo pracujesz teraz z tym jednym zawodnikiem z poziomie powiedzmy światowego sprintu?
Pracowałem z [niezrozumiałe 0:46:59] to są takie dwa największe nazwiska, jeżeli chodzi o…
Mi one nic nie mówią, myślę, że większości słuchaczy również. Jakbyś powiedział… [śmiech]
Bolt, tak. Chiński Bolt. [śmiech]
…tak, to by zrozumieli, ale te dwa nazwiska są raczej nieznane w Polsce i w ogóle w Europie. Z kim jeszcze pracujesz?
Ostatni rok to była… Myślę, że ten projekt…
Jeszcze lekkoatletyka? Bo tam co, teraz to jest drugi rok Twój w Chinach w kadrze, tak?
To był mój drugi rok w Chinach. Trzeci to jest…
I co zajmujesz się tam tylko lekkoatletyką i nic więcej nie robisz, masz tego jednego zawodnika i koniec?
Nie, miałem całą kadrę. Ten jeden zawodnik, którego ratowałem, „tak pokaż, co potrafisz, zrób coś, wtedy zobaczymy, czy warto cię zatrzymać”, bo to jest ta różnica, tak, że tutaj popracowaliśmy cztery tygodnie, to wszystko się gdzieś tam goiło, ale puchło, źle to wyglądało, nie można było obciążyć i tak dalej. I teraz wykonujemy jakieś zabiegi, wspomagamy się [niezrozumiałe 0:47:45], walka z czasem, wychodzimy na bieżnie, bieganie wygląda całkiem przyzwoicie, no ale gdzieś tam jeszcze to się nie zagoiło wszystko, to był za krótki czas, żeby to wyprowadzić. No i później dostajemy więcej czasu, no ale to już jest na styk z National Games, więc przeszliśmy ten etap fizjo, ale w trening nie do końca można było wejść, ze względu na ten okres regeneracji tkanek. Ale w między czasie pracuję oczywiście z całą kadrą Randy’ego, czyli prowadzę mu zawodników, więc dosyć spory materiał do pracy i to był dosyć ciężki okres, zastanawiałem się, czy nie zrezygnować, bo wymagania od trenera…
Jesteś sam? Czy masz do pomocy kogoś?
Są chińscy doktorzy, ale to jest trochę inny model pracy.
Co robi chiński doktor w Chinach?
Masaż łokciem. [śmiech] Dużo takiego masażu, można powiedzieć, chińskiego, który polega na rozcieraniu, na rozluźnianiu, czasami manipulacji.
[Głasz? 0:49:04]
[Głaszy? 0:49:05] właśnie nie robią, to ja bardziej zaciągałem, myślę, że też spora lekcja od Erica, który wspierał nas, przyjechał ze Stanów typowo przed Asia Games na [niezrozumiałe 0:49:08]. I też spora lekcja dla mnie, praca na narzędziach, praca na [kapingu? 0:49:17] czyli na bańkach, pracujesz na jednym segmencie, a drugi sobie tam gdzieś rozluźniasz, będzie łatwiej popracować później. Więc tutaj myślę, że spora wymiana doświadczeń. No tak, chińscy doktorzy raczej… urazy hamstringu bardzo często spotykane w lekkiej atletyce. To jakieś igły, jakaś taka elektrostymulacja z igłami, hm… to tyle, chyba, jeżeli chodzi o bańki.
To dziwne. Zaskakujesz mnie strasznie tym tematem, bo my tutaj chcemy się tego uczyć, co oni tam robią, a okazuje się, że nie robią jakichś strasznych…
Wydaje mi się, że czasami, że są nastawieni na taką pracę odtwórczą, że nie ma tej koncepcji skąd ten problem mógł się wziąć.
A co, nie ma takiego prawdziwego, jakby go nazwać, akupunkturzysty, który czerpie energię yin yang, nie wiem, uruchamia meridian, nie ma takich ludzi, żeby z tym pracować na poziomie kadry olimpijskiej?
Wydaje mi się, że gdzieś tam na pewno jest, ale ja nie spotkałem znowu takich jakichś wielkich guru. Hm… Większość specjalistów, którzy przyjeżdżają z Europy czy też ze Stanów, są zaskoczeni tym, jak to funkcjonuje, jak ten zawodnik się tak długo utrzymał się na takim poziomie. Też te rozluźniania, które robią, przeważnie są dobre, tylko nie zawsze też takie celowane w to, co byśmy chcieli uzyskać. No ale, jak pokazują doświadczenia, że da się. [śmiech] Więc to na pewno jest spore zaskoczenia i chcielibyśmy czerpać dużo, ale wydaje mi się, że tych specjalistów, może nie ma aż na takim wysokim poziomie, oni są gdzieś tam indziej. Teraz w Szanghaju bardzo wysoko cenię doktora, który gdzieś tam pracował w klinice, który ma bardzo duże doświadczenie i wydaje się, że ten doktor naprawdę wie coś więcej. Jeżeli chodzi o kadrę, to tam są pewnie lepsi doktorzy, ale w większości tych prowincjonalnych klubówh, to są ludzie, którzy byli zawodnikami albo gdzieś tam działali przy drużynie, więc też nie można oczekiwać od nich, że będą mieli jakieś takie wyższe wykształcenie. Prawdopodobnie skończyli jakiś kurs, a jak wiemy jeden kurs…
Nie czyni cię mistrzem.
Dokładnie.
Co po tej lekkiej atletyce. Wracasz do Polski czy zostajesz tam na jakiś kolejny kontrakt, kolejna oferta jakaś fajna? I czemu zmieniasz? Czemu ta zmiana następuje, bo jakby w Polsce się tak często roboty nie zmienia?
Tak, wtedy kończyłem kontrakt i tam, no nastąpiły też pewne napięcia, nie wiadomo było, co się stanie i z trenerem, co się stanie z kadrą. Zmiany w tym, kto będzie dowodził tą całą jakby jednostką lekkiej. Więc to powstało takie pytanie, co dalej, czy będzie kontrakt przedłużony czy nie przedłużony. W tym samym czasie dostałem ofertę z tego Instytutu, żeby tam wrócić. No i zdecydowałem się na powrót. Ofertę bardzo korzystną i wtedy rozmawialiśmy z Randym, co dalej zrobić.
Randy, czyli ten od lekkiej atletyki?
Tak, Amerykanin.
Amerykanin.
Yhym. I wtedy za jego namową zdecydowałem się, to znaczy mieliśmy taką szczerą rozmowę, że chciałby, żebym został, ale jakby różnie może być, oferta jest bardzo dobra, tym bardziej, że znam to miejsce, pracowałem tam wcześniej i generalnie trener pomógł mi bardzo, żeby z tego wyjść tak dobrze, nie. Miałem końcówkę kontraktu, zrezygnowałem, wtedy przyszedłem tam. To było też, tak jak mówiłem, szybko się zmienia, nóż na gardle, podpisujesz albo nie. Albo wyjeżdżasz, albo nie. I wtedy tak miałem duże wsparcie od Randy’ego, hm… Federacja się zgodziła na to i zmieniam pracę na Instytut.
To była dobra decyzja z perspektywy czasu?
Wydaje mi się, że tak, bo hm… znaczy bardzo nie chciałem wyjeżdżać, miałem duży dylemat z tym, tylko decyzja Randy’ego, taka rada Randy’ego wspomogła w tym, że zadecydowałem inaczej. Ale wydaje mi się, że dobra decyzja, bo tam się zaczęły pewne perturbacje w kadrze, zmiany, kadra została obcięta, a teraz ten fizjoterapeuta, który mnie zastąpił, też został odstrzelony, [śmiech] więc tam trochę się zagotowało, powiedzmy tak inaczej.
Jakie masz dzisiaj zadania? Z kim dzisiaj pracujesz?
Piłka nożna i sporty wodne, głównie, ale tak naprawdę to wszystko.
Czyli ile masz osób dzisiaj pod sobą? Iloma osobami się jakby opiekujesz? Czy nadzorujesz teraz bardziej już i patrzysz tylko, czy inni dobrze pracują?
Nie jestem w stanie powiedzieć. Myślę, że może być około pięćdziesięciu do setki, w sensie takich zawodników, z którymi…
Ja miałem problem, jak miałem dwanaście dziewczyn w klubie. Jak ogarniasz pięćdziesiąt osób?
Ale to może trochę brzmi tak dziwnie, ale hm… mam pewną grupę, którą stworzyłem, grupę ACL-a. To zaczęło się od tego, że jakiś czas temu, na początku, dostałem zawodniczkę, która już była spisana tak troszeczkę na straty, po rekonstrukcji, i też ona zaufała, i ja dałem jej dosyć dużo, i ona dała bardzo dużo od siebie, [śmiech] i wyprowadziliśmy ją bardzo fajnie, naprawdę prezentuje się dosyć… bardzo dobrze w porównaniu do drużyny, nawet dużo lepiej niż reszta drużyny i to zbudowało pewne zaufanie. To był pierwszy krok, a drugi – dyskusja na temat ACL-a, zerwanego, czy kontynuować treningi, czy wrócić do sportu czy nie i wtedy, tak jak rozmawialiśmy o Evidence Based Medicine, co tu zrobić. Zaglądałem do jakichś artykułów ostatnio, które pokazują, że jednak możesz grać.
Jest kilku koszykarzy w NBA, którzy cisną bez ACL-a. I pokazałem tutaj Derricka Rose’a, który miał, nie wiem, dwie operacje chyba tego ACL-a, niby wraca, a co będzie dalej z tym kolanem, to tak naprawdę nikt nie wie, co by było, gdyby zaczął grać bez.
Bez. Dokładnie i to też wydaje mi się, że Kamil wspominał o tym i to jest taki ciekawy temat, że no możesz wyprowadzić, może fajnie, ale ile pracy musi w to zawodnik włożyć, to jest już inna sprawa. No i cóż, wtedy ja powiedziałem, że to tak naprawdę nie wiem, artykuły pokazują to, że może grać, możemy spróbować, rozpisałem cały program postępowania, jak to zrobić hm… albo też operować. No i to jest generalnie zalecane.
I co zrobiliście?
Zrobiliśmy tak, że ja pracowałem na początku, wyprowadziłem z takiego ostrego stanu, no i zawodniczka została zabrana do drużyny, więc straciłem kontakt, tylko obserwowałem, jak biega, jak się rusza, to nie wróżyło dobrze i stąd mieliśmy też takie rozmowy z…
Ale to była psychologia czy gdzieś problem tkanki? Psychologia, że ona omijała tę nogę względem tego, że ona bała się ją obciążyć, bo nie była pewna tej nogi?
Nie jestem pewien, wydaje mi się, że mogły być dwie przyczyny, ale ja zostałem jakby oddzielony, ta zawodniczka też to pytanie, nie pytaj, dlaczego, nie wnikaj, jeżeli nie dostałeś tej zawodniczki, to znaczy, że oni chcą to zrobić po swojemu, wtedy to jest decyzja już tam sztabu, lidera drużyny, który podejmuje taką decyzję. Mamy tę zawodniczkę i możemy zrobić z nią, co chcemy, czyli albo będzie grała i nam się uda, albo złapie kontuzję. No i jakoś to się udało. Pamiętam, że mieliśmy dużą dyskusję z trenerem. [Sasha Rejkowicz? 0:56:44] był odpowiedzialny za prowadzenie, ten trening motoryczny w piłce nożnej kobiecej seniorów, też juniorów, ale głownie seniorów, więc on też wspominał o tym, że to jednak jest jakieś nieporozumienie tutaj, że ta zawodniczka trafia, bez jakiegoś tam procesu usprawniania poważniejszego. No cóż, udało się, długi czas się udało.
Była dobra, rzeczywiście?
Była jedna z najlepszych.
Okej.
To znaczy pytanie, czy była dobra, chyba w ośmiu meczach strzeliła osiem bramek, więc to tak zahaczała pewnie o kadrę.
Jaki wiek?
Hm… Dwadzieścia cztery albo sześć, chyba.
Okej.
Jak rozmawiałem z kapitan drużyny, to też powiedziała, że…
Po jakiemu? [śmiech]
[śmiech] Bardzo dobrze mówi po chińsku, po angielsku, przepraszam. Także level taki naprawdę. I cóż, powiedziała, że taki mózg drużyny, że ona nakręca całą grę ofensywną. I tak nakręcała tę grę, strzelała bramki, ale przedostatni mecz skończył się kontuzją, taką poważną.
Co sobie zrobiła?
Kontuzja ACL-a, czyli to co przypuszczaliśmy. Ja też nie wywierałem presji na trenerach, tak jak powiedziałem, moja opinia, mój raport i tak dalej, ale kontakt został z kapitan drużyny, ona tak ja mówiłem, pytałeś się, jak mówi po angielsku, mówi bardzo dobrze i rozumie bardzo dobrze, czyli łączy te dwa światy, tak. Jak są takie spięcia, to warto z nią porozmawiać, no bo wytłumaczy w sposób zrozumiały, na przykład nie operujemy, ale zaczekaj. Też pamiętam, że Anglik miał tego typu problemy, że dlaczego to nie jest zoperowane, musimy to operować. Nie znasz sytuacji w drużynie, poczekaj, obserwuj, ta zawodniczka jest traktowana przez trenerkę jak dziecko, od młodego prowadzona, więc to też się wiąże z tym, że ona jest z drużyną, gdzieś tam trenuje, otrzymuje pewną pensje i tak dalej, i tak dalej. Więc tam jest dużo uwarunkowań takich, które ciężko nam zrozumieć, ale one odgrywają ważną rolę. Więc ja napisałem wtedy jakieś wiadomości do tej kapitan drużyny, żeby się opiekowali nią, to jest fifty-fifty, może być niebezpiecznie za chwilę, no i po jakimś czasie ona przyszła i powiedziała, że miałeś rację. To był też, wydaje mi się, że kolejny krok, taki, który… no może ten zagraniczny specjalista coś tam wie, może coś innego niż my wiemy i może warto mu zaufać. No i wtedy był bum ACL-ów, wszyscy po kolei, czyli i diagnozowanie, i ocena, co z nimi zrobić, i propozycje. Nie za bardzo są chętni do operacji, czyli już wiedziałem, że proponuję ten model zachowawczy i na zasadzie zobaczymy, co się stanie.
I włączyli całą prewencję, jakby siły mobilności i stabilizacji mięśniowej zamiast więzadłowej? Tak to było robione? Czy na żywioł – dobra, niech idzie i niech gra, zobaczymy, co będzie?
Nie, nie, to tak nie. To co próbowałem zrobić przed sezonem, to była ocena tych zawodników, których mogę hm… taki screening, kto, gdzie i w jakiej partii może mieć problem i co się z nim może stać. Wydaje mi się, że nie za bardzo ktoś tam to czytał i nie za bardzo się ktoś tam do tego odniósł, ale okej, ja to zrobiłem, mam jakiś materiał, żeby to przedstawić i zaprezentować. Jak pracowałem to starałem się… no wiadomo początek, przygotowanie struktury i tak dalej, wchodziliśmy w obciążenia, stopniowo, testy izokinetyczne, plyometria, krok po kroku ocena, dużo zawodniczek miało problem z plecami i to rzutowało na hamstringi, może to też blokowało aktywność i powodowało kontuzje, więc zaczynaliśmy też od tych podstaw, żeby to wszystko wyprowadzić na takim, na przyzwoity poziom jakości ruchu. Dużo filmów, nagrywania, oceny, lądowanie i tak dalej, i tak dalej. Pod tym kątem.
Mamy te Chiny, mamy te ACL-e i tutaj powiedziałeś o badaniach. Na bazie EBM, na bazie tego. I powiedz mi, jak Ty podchodzisz do takich badań? Czy jednak wybierzesz doświadczenie swoje już dzisiaj będąc na rynku około dziesięciu lat i rehabilitując i opiekując się najbardziej zdolnymi chińskimi osobami? Czy jednak EBM jest dla Ciebie ważniejszy.
Przede wszystkim doświadczenie. Później EBM jest taką rzeczą, która gdzieś wspomaga i staram się sprawdzać zawsze to co mogę wyciągnąć i poprawić w jakości pracy. Nie zawsze w tych artykułach można w taki sposób indywidualny ocenić. Tam jest zlepek różnych przypadków i to, co ja zauważam, to jest dużo tych poprzednich kontuzji. Najczęściej w stawie skokowym skręcone i wydaje mi się, że tam jest duży problem z leczeniem tego stawu. W sensie, może powiem tak – wyczyszczenia powięzi. To jest tak poblokowane, że później rzutuje na kolejny staw. I od tego wychodzę, że to jest przede wszystkim doświadczenie – palpacja, wyczucie, ocena taka indywidualna. Badania mogą zasugerować np. co te badania sugerowały, to jest poczekać trochę dłużej niż sześć miesięcy, że to ryzyko urazów po sześciu miesiącach, po rekonstrukcji więzadła jest fifty-fifty, 50% podobnego urazu. I to co sugerują to jest że może poczekać do ósmego miesiąca – więc ja rozpisywałem dłuższy ten program. I bardzo się niecierpliwiłem, jeżeli ktoś tam wchodził mi… chiński doktor: „wszystko jest dobrze, więc biegamy”. No nie – mamy badania izokinetyczne też przedstawione i krok po kroku ile procent różnicy. To rośnie, ale nie jest jeszcze na takim poziomie, gdzie byśmy chcieli tutaj biegać, albo coś bardziej dynamicznego wykonywać.
Bardzo często tutaj mówisz o tej takiej… zapisywaniu w te papierki. Ratują? Że jak to wszystko masz zapisane, to wtedy Ci łatwiej jakby sprawdzić badania, które wykonujesz na swoich podopiecznych. To zapisywanie tego do Excela, ratuje Ci czasami, nazwijmy to brzydko, tyłek?
Na początku wydawało mi się to bezsensowe, bo tego raportowania było mnóstwo, czyli jak czasami kończyłem pracę w kadrze o 1, 2 w nocy – tylu miałem zawodników pod sobą. Dlatego stąd te myśli takie: „kurczę, rezygnuję, bo to jest ponad siły”, ale z drugiej strony jednak później jak to raportowałem, to mogłem sobie odnieść: tu się stało, w tym dniu była kontuzja, przechodzimy krok po kroku i prezentacja końcowa. To, co robiliśmy często w Centrum, to są prezentacje takie cząstkowe, końcowe, podsumowania.
Dla kogo?
Dla liderów. Tak, żeby oni mieli jakiś tam ogląd tego i zagraniczni specjaliści, co oni zrobili, co zmieniają i co my możemy się od nich nauczyć – to przede wszystkim. To co oni chcieli z tego wyciągnąć. Więc taka prezentacja idzie dużo łatwiej, jeżeli pokazujesz na przykład: pracowałem z zawodniczkami w ten sposób: to jest dokumentacja, mój dokument. Trener pokazuje obciążenia treningowe, jak wyglądały, jak się zmieniły, jak wzrosła siła kończyn dolnych mierzona skokiem na platformie. I tutaj mam pokazane: zaczęliśmy od 45, mamy 55 – jest ogromny skok, czyli przy obrotach dla pływaków jest to duża różnica, przy samym wybiciu. No to ja pokazuję filmy: zaczynaliśmy tak, tu kolano się zachowuje w ten sposób, zawodnik nie chodzi, a później końcówka jest tak, że mamy takie dosyć skomplikowane aktywności boiskowe techniczno-taktyczne i to jest przeprowadzone bez żadnego problemu, żadnego zarzutu pod kątem jakości ruchu. No i oni to doceniają. Takie mam wrażenie, że… podsumowanie liderki było takie, że musimy się jeszcze dużo nauczyć od was, wszystko jest nagrane. To co jeszcze ja próbowałem robić, to każdego dnia wrzucałem jakiś filmik z takiej pracy i z tego co wiem, też co mój tłumacz mi przekazał – zostało to udostępnione przez chińskich doktorów, jako fajne ćwiczenie, warto z niego korzystać. To był doktor, jeden z większych autorytetów w Chinach odnośnie takiego treningu można powiedzieć motorycznego, funkcjonalnego. Nie wiem jak to określić… No, dosyć znany. Marka.
I on udostępnił Twój filmik gdzie?
W Chinach jest to mocno przestawione, my mamy Facebooka, czy jakieś Messengery, tam mamy WeChata. WeChat to jest taka aplikacja typu Facebook, gdzie możesz sobie udostępniać pewne filmiki i możesz tworzyć grupy. Czyli tam np. maile nie są zbyt popularne, bo wszystko dostajemy na WeChata. Czyli takie mniej oficjalne, ale dla nich jest to na poziomie, że wszystkie nawet dokumenty urzędowe możesz wysyłać, gdzieś tam na Policję – na zasadzie zdjęcia. Bardzo wygodne, szybkie w obsłudze. Bardzo szybki przekaz informacji.
Czyli on tam udostępnił, że jesteś fajny?
On tam udostępnił, że to ćwiczenie może być fajne na kształtowanie stabilności kolana.
Jakie masz plany teraz? Co tam być chciał robić? Albo czy dalej wracasz do tego studia, dalej zajmujesz się tymi osobami, którymi się zajmowałeś, czy coś będzie jakaś zmiana?
Mój kontrakt się zakończył, więc wróciłem do domu. Na to się złożył okres świąteczny, że warto odpocząć po takim czasie spędzonym w Chinach. Jestem otwarty. Staram się znaleźć swoje miejsce teraz. Zaplanowałem sobie jakieś tam szkolenia. Dużo takich online szkoleń, które chciałbym dalej rozwijać. No jestem wielkim fanem Tima Gabbetta. Jeśli chodzi o mikrowanie obciążeń, to znowu bardziej ciągnie mnie w kierunku tego przygotowania motorycznego. Mieliśmy współpracę z ALTIS-em. ALTIS nam udostępnił bardzo fajne materiały.
Co to jest ALTIS?
ALTIS – przygotowanie motoryczne, bardziej można powiedzieć. Fajne podstawy. Biomechanikę przerobiłem ostatnio i jestem pod wrażeniem. Chciałbym, żeby tak to było prowadzone gdzieś tam na uczelni. Na zasadzie: tak to działa, tak to jest w sporcie i jak to się przenosi, żeby to było dosyć spójne w przekazywaniu wiedzy. Więc jest sporo materiału do nadrobienia. Tam pod kątem też jest fizjo, trening motoryczny. EXOS – wiadomo, też fajna dawka wiedzy. Znalazłem też bardzo fajne kursy na Barcelonie. Barcelona organizuje taką szkółkę online, gdzie znalazłem kurs Tima i to mega polecam, żeby sobie tam poczytać jak on to analizował, jak dochodził do pewnych wniosków, jak to rozwijał i jak przekładał na praktykę. Więc to jest w planach, a dalej zobaczymy co się będzie działo.
Jakieś kontrakty z Chin leżą już na stole?
Leżą, ale tak jak wspominaliśmy na początku są bardzo otwarte, a nie chciałbym trafić gdzieś na środek niczego. I jeden kontrakt z kadry, ale niezbyt taki…
Kadry takiej narodowej już?
Tak. Sporty zimowe.
Też fajnie. Chciałbyś?
Tak jak mówiłem, to zależy od tego, jaką bazę będę musiał budować, albo z kim. Nie chciałbym się kopać z koniem znowu o to, czy będę mógł zrobić to czy tamto. I jeżeli nie będę mógł zrobić – to nie za bardzo. Wolałbym zostać tutaj i pracować na takim… jakby komfortowo. Myślę, że to jest ważne. Komfort pracy jest ważny i już teraz nie potrzebuję nic udowadniać nikomu tam w Chinach. Wydaje mi się, że tam co wypracowałem, to zostało i dobrze by było to kontynuować, czyli Szanghaj myślę, że byłby dobrą opcją, ale to wszystko zależy teraz.
Nie za wszelką cenę.
Nie za wszelką cenę. Nie. Nie wiem, co tam jest dokładnie w środku tej kadry i tak jak mówiliśmy, to może być wszystko i może być dosyć ciężka sytuacja. I też tak zawsze jak wspominam taką rozmowę z Chorwatem, którego spotkałem w Shanghai, w tym naszym Centrum Sportowym, on wspominał o tym, że pierwszy rok był mega ciężki, bo on był tym trenerem. To jakby kasa się zgadzała, wszystko było fajnie tylko, że nie mógł nic zrobić. Wszyscy mówili „masz zrobić to i to i kończy się twoja sesja”, a tak naprawdę było narzucone wszystko.
To po co on był tam?
Finansowo, wydaje mi się, że ta kwestia zadecydowała. Czyli no trochę się męczył z tym, bo ciężko jest zaakceptować, że ktoś idzie…
Tak, ale po co go wzięli, bo jego to rozumiem – finansowo fajnie, ale po co go wzięli?
Tak to wygląda właśnie. Nie pytaj o to czemu jesteś tu – rób swoje. My pokażemy, że jesteś z nami. Mamy twarz, czyli wydaliśmy pieniądze dobrze, bo mamy zagranicznego specjalistę. No a ty masz robić to co my chcemy. Tak często się zdarza. To też jest dobre pytanie, które zadawałem sobie przez pierwsze chyba dwa lata – dlaczego są specjaliści, skoro nie mogą robić tego, co chcieliby robić, to na czym się znają. Są pewne czasami takie napięcia na tej, tak jak mówiliśmy wcześniej też, na linii sztab-lider. Coś ma być zrobione i albo się dostosujesz, albo żegnamy.
Chciałbyś dostać ofertę z jakiegoś polskiego związku?
Myślę, że byłoby to interesujące spróbować w Polsce. Dlaczego nie?
A tu byś się nie zmagał z wiatrakami?
Myślę, że nie, że ta świadomość jednak u nas jest dużo, dużo wyższa. Tam czasami bywa ciężko, ale też to się zmienia. Jest teraz multum kursów, które oni wprowadzają na rynek i studenci, którzy byli pod moją opieką, już wiedzą mniej więcej jakie mięśnie, jakie ruchy, jakie terapie. To co też mówiliśmy, Evidence Based powinna ułatwiać, ale czasami może utrudniać, bo ten natłok informacji jest tak wielki, tych artykułów przybywa mnóstwo. Teraz wyselekcjonować to co nam trzeba dla danej grupy, dla danego przypadku. Dlatego uważam, że jakby to doświadczenie jest bardzo ważne, ale też można je budować na podstawie obserwacji artykułów. I to jest ta druga strona, którą warto byłoby robić, ale będzie to coraz trudniejsze.
Gdzie byś się widział za 10 lat?
Dobre pytanie – nie wiem [śmiech].
Wymarz sobie coś.
Hm…
Marzenie, to marzenie może być.
Stanowisko takie jak Twoje, prowadzenie tam, czarny stół… Jedna ręka masuje, druga trzyma mikrofon. Jestem DJ-em.
[śmiech] Chciałbyś prowadzić szkolenia?
Prowadziłem w szkole biomechanikę, w prywatnej szkole i bardzo mi się to podobało, więc myślę, że chciałbym chyba kiedyś w perspektywie czasu do tego dojść. Może właśnie ta biomechanika. Połączenie tego, co jest praktyczne w fizjo, plus to co było u nas na AWF-ie, a było dosyć tak ciężko dostępne czasami.
Że nie wiadomo po co to robiliśmy, nie?
Że robiliśmy coś, żeby połowa ludzi, 90% nie wiedziała w ogóle o czym był ten wykład, bo tak naprawdę nie wiemy. To byłoby takie fajne zwieńczenie tego, połączenie tego co można było się nauczyć od Randy’ego na przykład, z jego sesji treningowych, czyli mega doświadczenie takie już, pięćdziesiąt lat na bieżni to robi swoje.
Masz dostęp do tych specjalistów z całego świata, na co dzień obserwujesz ich pracę, mówiłeś teraz też o szkoleniach, które będziesz robił online. Z czego jeszcze czerpiesz inspirację do swojej pracy? Co obserwujesz żeby wiedzieć więcej, żeby być na czasie?
Staram się obserwować wszystko co jest związane z treningiem i fizjoterapią, to jest Facebook jakiś, Instagram. Coś jeżeli mnie zainteresuje – poczytać o tym więcej i rozwijać, jeżeli jest to warte wejścia w ten temat. Staram się iść w tym kierunku i inwestować pieniądze, tak żeby to później jakby budowało mnie.
Kilka nazwisk? Te nazwiska, które Ciebie inspirują.
Odnośnie szkoleń?
Odnośnie szkoleń, czy w ogóle tym czym Ty się zajmujesz, czyli dzisiaj treningiem przygotowania motorycznego.
Bardzo lubię słuchać Tima Gabbetta, już wspomniałem o tym. To jest człowiek, który bardzo fajnie to poukładał odnośnie monitoringu. Bardzo fajnie planuje projekty badawcze, więc to też mnie trochę interesuje. Tak jakby chcieć rozwinąć to pod kątem stworzenia jakiegoś artykułu, czy bazy takiej na podstawie moich doświadczeń, czyli tego co uzbierałem w Centrum. To jest ogromna baza danych i teraz jak to przedstawić. Dosyć ciekawie jest to przedstawione przez Tima. On bardzo praktycznie do tego podchodzi i tworzy bardzo fajne bazy danych i to jak pracować z zawodnikami.
Chyba Tim też był na tych konferencjach wszystkich PSTM-u, tak?
On był zapraszany jako specjalista. Nie wiem czy to akurat na konferencji, ale był tutaj na konferencji na Legii – tak. Przez Świadomą Fizjoterapię był zapraszany, tak mi się zdaje.
Co jeszcze?
W Chinach nawiązałem kontakt z Daryllem Eto. To jest właśnie ALTIS. ALTIS, czyli ta cała organizacja, która będzie teraz rosła i będzie kładła duży nacisk na badania naukowe. Miałem okazję poznać Robina Thorpe i rozmawiać z nim na temat przyszłości badań w Chinach i o tym co oni planują i co się będzie działo w ALTIS. Więc mi się wydaje, że to też jest ciekawy kierunek, żeby sobie poczytać, pooglądać, dowiedzieć się więcej. A propoa, Robin Thorpe pracował w Manchesterze United przez dziesięć lat, więc monitorował jakby cały proces obciążeń. I też fajną historię mi opowiedział odnośnie tego, że któregoś dnia Louis van Gaal, do niego przyszedł i zapytał, który z zawodników jest narażony na kontuzje, bo zazwyczaj ci ze Sport Science są traktowani troszeczkę… siedź z boku obserwuj, ale nie wchodź na nasze pole działania. I przewidział, że któryś z zawodników jest już na, jakby czerwona odcinka, tu się może stać coś niedobrego. I trzydziesta minuta meczu i to się stało. I mówił, że od tamtej pory ten trener przyszedł powiedział, że teraz ty decydujesz co się stanie z naszymi zawodnikami – jeżeli powiesz stop, to będzie stop, bo ty przewidziałeś co się stanie i mamy teraz problem. Więc to też ciekawa historia. W ostatni weekend byłem na szkoleniu Remigiusza Rzepki, te FCS.
To chyba pierwsze w Polsce było to szkolenie, nie?
Tak. I dosyć ciekawe. Też wydaje mi się, że to buduje pewną świadomość i fizjoterapeutów i nauczycieli i trenerów. Więcej nazwisk, tak?
A jeszcze z jedno.
Sharman mi się wydaje, że może być ciekawą opcją i to co ja też chciałbym rozwijać to jest ten Kinetic Control.
Czyli Michał Hadała?
Tak, Michał Hadała i Mark Comerford i też oni chyba mają współpracę z McConnell Institute.
Tak.
To też myślę, że warto spotkać się z tą panią i posłuchać, co ona ma do zaoferowania na podstawie swoich doświadczeń.
Była już dwa razy w Polsce.
Tak. Była i słyszałem bardzo dobre opinie na ten temat. Co dalej? Myślę, że też to jest to, co rozmawialiśmy, czyli powrót do Stecco i posłuchanie co tam jest w tym etapie, który nie dokończyłem.
I trzeci jeszcze, wisceralny.
Znaczy to jest wisceralny. To są dwie części, więc jedną skończyłem, czyli pół wisceralki, ale warto posłuchać i tak praktycznie do tego podejść. I chyba tyle. Bardziej tak jak mówiłem, nie odpływam na razie w te osteopatyczne podejścia, bardziej twardo biorę chemicznie po ziemi z treningiem.
Co byś powiedział młodym fizjoterapeutom? Jaką miałbyś dla nich radę? Jesteś jeszcze młody, ale masz już dziesięć lat doświadczenia i to będą na pewno słuchały osoby, które gdzieś chciałyby może wyjechać z kraju, niekoniecznie do Chin, ale gdzieś i zacząć swoją pracę fizjoterapeutyczną. Jakie masz dla nich przesłanie?
Wydaje mi się, że taka pierwsza rzecz, to wykorzystać studia tak maksymalnie na zasadzie próbowania wszystkiego.
Wszyscy chcą je jakby negować, nie? Te studia. Cały czas mówią o tym, że studia nic nie dają.
Wydaje mi się, że to jest taki poligon dobry. Sprawdź co cię kręci. Jeżeli tu się dobrze czujesz – idź w tym kierunku, ale próbuj wszystkiego. Z mojego doświadczenia jest tak, że czasami, ktoś nawet na studiach nam to powiedział, że czasami się wam wydaje, że to jest do niczego niepotrzebne, a w kluczowym momencie okaże się, że to jest najważniejsza rzecz, która wam ratuje życie, w sensie zawodowym. Więc wykorzystać na maksa, w sensie próbować, wybierać różne praktyki i zobaczyć. Tak jak teraz też mnie zastanawia jak pójdą, jak się rozwiną te metody np. DNS zaciągnięte troszeczkę z pediatrii, te wzorce są wyciągnięte. Więc jak to dobrze wypracujesz, zobaczysz to na praktykach pediatrycznych, które jakby patrząc na pierwszy rzut oka nie dają nic wspólnego z ortopedią, ale później mogą się okazać fajnym punktem wyjścia do budowania np. koncepcji treningowych akurat tego co brakuje zawodnikowi, bo wszyscy nakładają na niego trening siłowy, a tutaj możesz pracować na kimś drobnym. Kontroli motorycznej bardzo fajny wzorzec, który uratuje go później. Wydaje mi się więc, że tutaj trzeba szukać i próbować. To jest na pewno na studiach. Starać się określić, jak najszybciej tym lepiej. Więc: próbowanie, określenie się i później jeżeli się określamy to idziemy w danym kierunku i szukamy tam jakiś swoich.
Potem egzekucja.
Egzekucja, dokładnie. Czyli mamy ofiarę i ortopedia czy tam pediatria i dobijamy.
Gdzie polska fizjoterapia zmierza? Może mały masz z nią kontakt, ale czy możemy się bać wyjeżdżać za granicę jako magistrzy, którzy kończą AWF, czy każdą inną uczelnię? Mamy się bać swoich umiejętności, czy jednak to my stanowimy siłę gdzieś na świecie?
Wydaje mi się, że nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów, w sensie też wybranie tego kierunku i staranie się szkolić w tym co wybraliśmy. Nie mieć kompleksów i iść przed siebie. Przede wszystkim też AWF nauczył Ciebie i mnie, i też wielu naszych kolegów tego, jak się adaptować do danej sytuacji.
Walka o przetrwanie musi być.
Czasami było różnie, ale to co myślę, że Bartek też potwierdzi, że jedziemy tam się zaadaptować i to co o nas mówili: „polish power – potrafią się zaadaptować do wszystkiego”. Trzeba zrobić to w treningu motorycznym, Bartek też kończył fizjoterapię, więc widzi, że coś nie idzie i on dokładnie wie, że trzeba podziałać manualnie, przygotować strukturę, bo on nie jest w stanie treningiem tutaj wiele wnieść, albo zajmie mu to dużo, dużo więcej czasu. Ci trenerzy, mi się wydaje, którzy wywodzą się z Polski mają troszkę inną edukację, inaczej przebiegającą, ale z kolei inne podstawy, te anatomiczno-biomechaniczno-fizjologiczne. Więc wybrać kierunek i iść w tym kierunku i nie mieć kompleksów, bo potrafimy się zaadaptować.
Polish Power to naprawdę jest super podsumowanie tego odcinka. Ja Ci Bartku dziękuję za tą aż godzinę dwadzieścia, którą tutaj ze mną spędziłeś i mam nadzieję, że dla Was to też był piękny czas spędzony ze mną i Bartkiem i coś z tego wyciągnęliście. Ja Ci życzę jeszcze lepszego kontraktu. Może nie Polska, może nie Chiny, może ktoś w Stanach Cię dostrzeże i…
Jamajka.
Jamajka i bobsleje na przykład. To by było piękne. I tutaj dalszych sukcesów w pracy i dalszego rozwijania się w tym kierunku, którym sobie wymarzysz.
Dziękuję za zaproszenie i również bardzo mi się podoba to co robisz i mi się wydaje, że w tym jest przyszłość, więc trzymam kciuki.
A więc to był 14. odcinek serii Dachowski Pyta, a my już niedługo, bo w sobotę widzimy się z kolejnym moim gościem. A kto to będzie – dowiecie się z Instagrama, Facebooka i innych kanałów, gdzie możecie mnie spotkać. A wszystkie inne podcasty na iTunes, Spotify i mojej stronie są do odsłuchania już teraz, więc zapraszam serdecznie Was wszystkich, a my już teraz żegnamy się, do zobaczenia.
Dobrego dnia.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?