Opis tego podcastu:
Karolina to Międzynarodowa Master Trainer BLACKROLL®, wykładowca BLACKROLL® Education i pierwsza w Polsce Advanced Fascial Fitness Trainer. Współwłaścicielka warszawskiej kliniki Fizjo4life oferującej holistyczne podejście do terapii i treningu. Pomysłodawczyni i współtwórczyni programu edukacyjnego BLACKROLL® Education w tym sztandarowego szkolenia BLACKROLL® Trainer. Twórczyni autorskiego programu rolowania w treningu indywidualnym i grupowym. Założycielka BLACKROLL® w Polsce. Od lat związana ze sportem i aktywnością fizyczną. Była zawodową koszykarką polskiej ekstraklasy kobiet.
Bazując na całej swojej wieloletniej wiedzy i doświadczeniu oraz potrzebach i udogodnieniach współczesnego świata, Karolina postanowiła wyjść naprzeciw oczekiwaniom wszystkich tych, którzy lekcje rolowania chcą mieć na wyciągnięcie ręki w zaciszu własnego domu i w nieograniczonym zakresie.
#DachowskiPyta o TO:
► JAK SIĘ PRACUJE Z WŁASNYM MĘŻEM?
► KIEDY ZACZĘŁA MYŚLEĆ O PROJEKTACH BIZNESOWYCH?
► JAK STAĆ SIĘ SPECJALISTĄ W JAKIEJKOLWIEK DZIEDZINIE?
► JAKIE SĄ NAJWIĘKSZE BŁĘDY WŚRÓD MŁODYCH PRZEDSIĘBIORCÓW?
► JAKIE WNIOSKI CZY DOŚWIADCZENIE WYCIĄGA Z PROWADZONYCH PRZEZ SIEBIE BIZNESÓW?
► CZY KAŻDY MOŻE Z SUKCESEM PROWADZIĆ FIRMĘ (LUB KILKA)?
Transkrypcja podcastu:
Michał Dachowski: Witam serdecznie w kolejnym odcinku z serii Dachowski Pyta. Zaczynamy drugi sezon Dachowski Pyta, a te rozmowy przeważnie odbywają się na ludzkie tematy czyli jak dbać o zdrowie, jak dbać o siebie, jak dbać o to żeby stać się jeszcze lepszym specjalistą niż do tej pory jesteś, ale też dowiedzieć się dużo o naszym ludzkim ciele, co w nim piszczy dlatego moim gościem dzisiaj jest…
Karolina Dachowska.
To już twój drugi występ w Dachowski Pyta. Troszkę inna formuła i inna wizja. Czy cieszysz się?
W zasadzie to nie mogę się powstrzymać ze śmiechu. Tak, bo minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty u ciebie. Inaugurowałam wtedy Projekt Podcast i mało osób wie, że nagrywaliśmy to cztery razy.
I każda kolejna opcja była jeszcze gorsza i jeszcze gorzej potem się tego słuchało, jeszcze gorzej cięło i wszystkie inne rzeczy robiło się jeszcze gorzej.
Tak, a dzisiaj biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z innych podcastów, patrzcie: Zdrowy Biznes, Talks4life gdzie również prowadzimy je razem to będę musiała się bardzo mocno stopować aby pozostać w roli gościa. Więc odpowiadając na twoje pytanie, tak mężu, bardzo się cieszę. Jestem zaszczycona, że zaprosiłeś mnie po raz drugi i mam tą przyjemność otworzyć drugi sezon. Na początek z mojej strony troszeczkę połechtamy sobie. Chciałam ci pogratulować tego podcastu.
Nie, nie. Takich rzeczy nie robimy, ja zadaję pytania a ty możesz na końcu coś dopowiedzieć jak ci pozwolę.
Nie, bo to jest moment na podsumowanie pierwszego sezonu i ja osobiście chciałam ci go pogratulować. Miałeś wspaniałych gości. W tym miejscu uważam, że to był dobry rok.
Dziękuję ci bardzo, a jeżeli chcecie tych gości usłyszeć to wystarczy odsłuchać 54 odcinki mniej więcej.
Pięćdziesiątka ci już stuknęła?
Czterdzieści coś odcinków.
Nawet pandemia cię nie powstrzymała.
Nie powstrzymała i było ich jeszcze więcej niż teraz, a teraz co dwa tygodnie, nie co tydzień. Mam nadzieję, że będzie to również pouczające i jeszcze więcej osób będzie miało szansę to odsłuchać ponieważ częstotliwość będzie mniejsza i będziecie mieli mniej czasu żeby to odsłuchać. Karolino, czym ty się zajmujesz?
A ile mamy czasu?
Mów wszystko co wiesz.
Ja się tyloma rzeczami zajmuję, że ciężko zliczyć. Zaczynając od prowadzenia praktycznie trzech biznesów, patrz: BLACKROLL, BLACKROLL Education, Fizjo4life do tego doszedł nowy projekt Zdrowy Biznes. Mamy do tego również moją pracę szkoleniową i trenerską. Jeszcze musielibyśmy wrzucić do tego wora przede wszystkim bycie mamą. Jak pozbierać to wszystko do kupy to faktycznie tego jest sporo.
Od czego zaczęła się twoja przygoda z biznesem? Zaczniemy może od takich rzeczy.
Ja myślę, że nie ma specyficznego momentu gdzie ja bym mogła powiedzieć, że zaczęła się moja przygoda z biznesem. Zaczęła się moja samodzielna przygoda z biznesem natomiast ja głęboko wierzę, że ja biznes wyssałam z mlekiem matki patrząc na to co robią moi rodzice. Oni odkąd pamiętam prowadzili własną firmę. Ja od dziecka chowając się w warunkach posiadania własnego przedsiębiorstwa zbierałam od nich pewne wzorce. To doświadczenie które mogłam mieć, a to też nie była praca która polegała na siedzeniu i pachnieniu. To było dużo obserwacji przede wszystkim, dużo nauki, dużo ciężkiej pracy. Myślę, że tą przedsiębiorczość mam w sobie od samego początku.
Rodzicom nie chciałaś pomagać?
Nie miałam szansy chcieć im pomagać. Ja byłam zawodową koszykarką, grałam w basket praktycznie odkąd skończyłam 8 lat. W momencie kiedy ja wchodziłam w fazę świadomej nastolatki, ja wyszłam z domu. Wyszłam z domu mając 18 lat. Zaczęłam sama zarabiać na siebie poprzez grę w basket. Te lata kiedy ja mogłabym równolegle z nauką w szkole poświęcić na to żeby pomagać rodzicom to po prostu nie było takiej szansy. Pamiętam też to, że będąc jeszcze dzieckiem i rodzice jeździli na giełdy w soboty czy inne hurtownie to ja jeździłam z nimi. Jak trzeba było to się pakowało ten towar na wózek widłowy. Jak była niedziela i trzeba było zrobić dotowarowanie to też się jechało na firmę i pakowało ten samochód. Nie mogę powiedzieć, że pomagałam samodzielnie ale zawsze gdzieś obok rodziców byłam i jeżeli trzeba było coś pomóc, przynieść, zanieść, załatwić to na tyle ile mogłam w tamtym wieku, to tak.
Co uważasz za swój pierwszy biznes? Albo Fizjo, albo BLACKROLL. Co uważasz, że jest bardziej twoje?
Jako pierwszy to bym powiedziała, że na pewno BLACKROLL bo też skala Fizjo4life była zdecydowanie mniejsza. Jak zaczęliśmy się spotykać, wtedy też założyłeś Fizjo4life, bardziej to było traktowane jako twoja prywatna praktyka fizjoterapeutyczna. Owszem, rozmawialiśmy sobie, że fajnie byłoby to poszerzyć. Natomiast przez pewien okres czasu Fizjo4life było traktowane jako twoja praca, natomiast ja cały czas byłam aktywną koszykarką. Dopiero w momencie kiedy pojawił się BLACKROLL to my razem zaczęliśmy się zajmować wokół tego czerpiąc moje wzorce pochodzące ze sportu i twoje wzorce z fizjoterapii razem to tworząc. To co też jest fajne i bardzo sobie to cenię w naszym związku to, że u nas nigdy nie było podziałów na: „To jest moje, to jest twoje” i zaczynając od pierwszej wypłaty którą wrzuciliśmy do jednego wora to zawsze po prostu mieliśmy wszystko wspólne. Powiedzenie które był bardziej mój i który był pierwszy też jest ciężkie bo uważam, że od początku wszystko tworzyliśmy razem.
Do wypłaty i pieniążków przejdziemy jeszcze później. Jaką miałaś wizję? BLACKROLL Polska brzmi strasznie wyniośle. Polska, to w domniemaniu są jeszcze inne kraje BLACKROLL. Jaką miałaś wizję na BLACKROLL na samym początku? Tak jak sama mówisz, jesteś bez doświadczenia biznesowego, może coś widziałaś u taty i u mamy.
Nie, ja powiedziałam, że wyssałam doświadczenie biznesowe z mlekiem mamy.
A więc jak widzisz BLACKROLL Polska?
Ja wiem o co ty pytasz, jaką mieliśmy wizję i pomysły.
Pytam o to, jaką ty miałaś wizję.
Od razu miałam jedną wizję, że BLACKROLL będzie marką topową w Polsce i będą jej używać wszyscy najlepsi sportowcy, influencerzy. Wtedy słowo influencer w ogóle nie było znane, bo mówimy o latach 2013, gdzie influencing nie był jeszcze na topie. Tak, od samego początku wiedzieliśmy dokładnie gdzie chcemy żeby ten BLACKROLL był. Sprecyzowanie tych celi na początku wyglądających jako utopia i marzenia sprawiło, że naprawdę chcieliśmy przeć do tego żeby wypchnąć tą markę do poziomu na którym jest dzisiaj.
Miałaś jakiś plan czy wymyśliłaś sobie: „Okej, będą jej używać wszyscy najlepsi”. Można powiedzieć, że każdy by tak chciał.
Tak się nie da. Biznes się zmienia i wszystko się zmienia. Większość rzeczy robi się metodą prób i błędów. W momencie kiedy my zaczynaliśmy robić BLACKROLL to był początek social mediów w Polsce. Reklama wyglądała zupełnie inaczej. Nie było e-commerce, wszyscy chodzili do sklepów sportowych i w ogóle to był szał jak były sklepy sportowe. Był zupełnie inny model biznesowy niż dzisiaj, ale zaczynaliśmy od tych sposobów które były dla nas możliwe. Było to wykorzystanie naszych kontaktów branżowych czy w postaci znajomych sportowców i fizjoterapeutów. Na początek z tego bardzo bliskiego grona na koniec idąc troszeczkę dalej.
Przeważnie tak jest w biznesie, że większość załatwia się poniekąd po znajomości bo ktoś, kogoś, gdzieś, tutaj. Na pewno to ułatwiło pewne rzeczy. Drugą, ważniejszą kwestią było to, że byliśmy osobami ambitnymi, zarówno ja i ty. Praktycznie nie posiadając mocno sprecyzowanego pomysłu metodą prób i błędów, kask na głowę i do przodu. Próbowaliśmy zaczynając od postawienia pierwszego sklepu, postawienia fanpage, kończąc na pakowaniu we własnym mieszkaniu paczek i obklejaniu tego. Zaczynaliśmy od dużego zera sukcesywnie wszystkiego się ucząc i obserwując. Nie było tak, że usiedliśmy i to zostało nam dane. To jest interesowanie się, czytanie, doglądanie, szukanie innych wzorców, nieustanne uczenie się w tym co aktualnie robisz.
Dzisiaj masz swoje szkolenia Movement. Kiedy stwierdziłaś, że możesz być szkoleniowcem?
Słowo szkoleniowiec bardzo mocno ewoluowało w ciągu ostatnich lat. Trochę tak się cofamy wstecz. Kiedyś nie był modny e-commerce, tak bycie szkoleniowcem, w ogóle słowo szkoleniowiec nie istniało. Był specjalista który dowoził kursy. W 2014 roku jak robiliśmy pierwsze szkolenie BLACKROLL Trainer byliśmy osobami, ty z dużo większym doświadczeniem fizjoterapeutycznym, ja tak naprawdę osoba po pierwszych szkoleniach fitnessowych, dodatkowo biorąc do tego szkolenie z BLACKROLL, znajomość sprzętu. Ja na tamte czasy czułam się żółtodziobem więc bardziej służyłam tobie jako asystent albo model żeby wszystko pokazać, i ewentualnie zaprezentować wykorzystanie sprzętu i przede wszystkim know-how o sprzęcie, bo tą wiedzę na pewno mieliśmy niezależnie czy byliśmy fizjoterapeutami czy trenerami. Oczywiście ten background sportowy. To były aspekty w których ja się realizowałam w pierwszych szkoleniach. Na tamten czas na pewno nie byłam szkoleniowcem. Myślę, że zaczęłam nim być z czasem. Tych szkoleń które zrobiliśmy, ja już straciłam rachubę, ponad 1000 osób w samej Polsce przeszkoliliśmy, gdzie każde szkolenie to jest około 15 osób więc można sobie podzielić ile to jest szkoleń zrobionych. Myślę, że tytuł szkoleniowca z czasem sam się przytulił i tak już zostało.
Wolisz prezenter?
To nie o to chodzi, że ja wolę prezenter. Jednocześnie uważam, że tak jak kiedyś słowo holistyczne stało się bardzo wyświechtane, tak dzisiaj słowo szkoleniowiec się robi wyświechtane. Szkoleniowcem może być każda osoba która założy swoją szkołę. Nie ma w Polsce instytucji która to weryfikuje i sprawdza merytoryczność tych szkół. Równie dobrze Krzysiek z ulicy którego dzisiaj spotkamy może powiedzieć, że zakłada szkołę treningu i jest szkoleniowcem. Słowo szkoleniowiec dla mnie jest przez wiele osób używane na wyrost. Oczywiście nikogo tutaj nie obrażam. Sama nie lubię się nazywać szkoleniowcem choćby z tego tytułu, że w moim przekonaniu jest to bardzo mocny tytuł. To powinna być osoba nie tyle z wiedzą merytoryczną, o ile z umiejętnością przekazywania wiedzy, doświadczeniem, charyzmą. Dla mnie szkoleniowcem staje się taka osoba która nie tylko posiada wiedzę, ale wie jak zarażać nią innych i jak ją przekazywać. Niestety tego nie mają wszyscy i też jest tak, że szkoleniowcem trzeba się stać.
To często też pada w naszych podcastach, o umiejętnościach miękkich. Mówimy w kontekście pacjentów, ale teraz zaczęłaś też w kontekście prowadzenia zajęć. Da się tego nauczyć? Trzeba się tego uczyć czy ma się to we krwi i nie da się tego wyuczyć?
To zależy od bardzo wielu czynników. Ja tą dyskusję bardzo często prowadzę z naszymi kursantami terapii. Na naszą terapię nie przychodzą trenerzy przypadkowi tylko trenerzy z konkretną wizją na siebie. Są to osoby które na pewno wyróżniają się na rynku. Bardzo mnie to cieszy w kontekście tego, że wybierają nas jako swoją ścieżkę rozwoju. Bardzo mi to schlebia. Często pojawia się zdanie: „Chciałbym za parę lat być szkoleniowcem”. Zawsze wracamy do momentu gdzie ja tłumaczę: „Pamiętajcie o tym, że szkolenia to są lata doświadczeń”. Ja w porównaniu do przeszkolenia tysiąca trenerów i fizjoterapeutów w Polsce mogę spokojnie dołożyć grupę 10 000 osób prywatnych którym dowiozłam warsztaty. Chcąc nie chcąc są to żywe organizmy na których możemy się uczyć, na których możemy troszeczkę próbować storytellingu. Do tego zmierzam, że bycie szkoleniowcem to jest bycie storytellerem.
Ściemniaczem?
Nie ściemniaczem. Osobą która umie przepięknie opowiadać historie, umie żywo zarażać swoją pasją. Jeżeli ktoś ma suchą wiedzę a nie ma pasji do tego co robi, będzie bardzo ciężko nauczyć mu się storytellingu. To nie jest coś gdzie pójdziemy na kurs i umiemy. W ogóle w Polsce jest taka tendencja, że idę na kurs i umiem bo zaliczyłem. To nie chodzi o to. Kurs to jest pierwszy krok do tego żeby zacząć wykorzystywać pewną wiedzę. To jest kolejny aspekt który powtarzam kursantom na terapii: „To że odbyliście szkolenie jeszcze nic nie znaczy. Super, że papier zdobyliście ale teraz wdrożycie to w praktykę”.
Kolejny aspekt o którym ja się często wypowiadam to szkoleniowcy którzy mają wiedzę merytoryczną a nie mają wiedzy praktycznej. Uczą pracy z ludzkim ciałem sami nie pracując z ludźmi. W kontekście pracy case-by-case gdzie padnie pytanie od kursanta: „Okej, ale mam takiego klienta, co ty byś zrobił?”. Żeby być dobrym szkoleniowcem trzeba mieć pasję, trzeba umieć opowiadać. W niektórych przypadkach w zależności od charakteru, jeżeli ktoś jest bardziej otwarty, bardziej ekspresyjny, ma łatwość nawiązywania kontaktów, bo tej łatwości nawiązywania kontaktów nie da się nauczyć.
Jeżeli ktoś potrafi prowadzić ten dialog i ma energię to nauczy się tego storytellingu to będzie dobrym szkoleniowcem bo wiedzę merytoryczną sobie nadrobi. Do tego jeszcze musi pójść wiedza praktyczna. Nie tylko szkolić ale być praktykiem na co dzień aby móc się dzielić takimi przykładami.
Czy masz jakieś wzorce, kogoś kto cię inspirował jak zaczynałaś prowadzić te szkolenia? Czerpiesz inspiracje czy uczysz się od siebie?
Nie chcę żeby to zabrzmiało, że ja komukolwiek tutaj słodzę. Dla mnie bardzo dużym wzorcem jeżeli chodzi o przekazywanie wiedzy byłeś ty. Przede wszystkim od ciebie nauczyłam się wiele o ciele, o fizjoterapii, mimo że nie nauczyłam się w praktyce fizjoterapii. Weszłam w ten świat, dużo wiem o ciele. Normalnie nie miałabym możliwości tego się nauczyć tak jak zasad pracy manualnej, na tkankach od strony fizjoterapeutycznej. Nie chcę żeby ktoś mi zarzucał, że ja bez fizjoterapii jestem fizjoterapeutą, bo nie jestem i tego nie robię. Po prostu dużo wiem na ten temat. To mnie po prostu zaraziło. Patrząc na szkolenia ciężko mi powiedzieć czy mam taki wzorzec.
Jak jesteś świadomy tego, że jesteś szkoleniowcem to możesz patrzeć na innych na szkoleniach jak oni szkolą i zobaczyć co ty możesz z tego zrobić. Bez tej próby samemu nie zobaczysz kto cię inspiruje bo nie wiesz jak ty to prowadzisz i jak chcesz to prowadzić.
Też, ale też chodzi o to żeby chodzić na te szkolenia. Nie mówię żeby teraz nagle otworzyć w Internecie listę szkoleń i obskoczyć wszystkie, ale powybierać sobie pewne autorytety, zobaczyć jak oni to prowadzą. Ja też większość swoich szkoleń robiłam za granicą. Dla mnie wielkim wzorcem jest Robert Schleip i uwielbiam go słuchać. Miałam tą ogromną przyjemność, że mogłam z nim spędzić sporo czasu, wiele rozmów prywatnych i też uczyć się bezpośrednio od niego. Dla mnie to jest osoba która pomimo swojego zaawansowanego wieku jest cały czas wartka. Teraz wpadła mi do głowy jedna osoba która zrobiła na mnie chyba największe wrażenie, jest to Tom Myers. Byłam na szkoleniu Toma i jak wróciłam, to mówię: „Michał, Boże, to jest człowiek-magia. To jest amerykański styl, odpala prezentację, nie patrzy na nią, wszystko mu za plecami lata, ma pilot w ręce, jest magia, jest wow, jest show”. Jeżeli miałabym powiedzieć do jakich wzorców świadomie dążę, to jest taki amerykański styl jeżeli chodzi o fizjoterapię.
Idąc dalej, nie chodzi tylko o to żeby oglądać wyłącznie prelegentów ze świata fizjoterapii. Moją wielką pasją i hobby rozluźniającym jest oglądanie typowych amerykańskich night show typu Jamesa Cordena czy innych. Patrząc na to jak oni prowadzą swoje programy to uczę się tego luzu, czegoś czego w Polsce nie ma. Wiele osób które było na naszych szkoleniach często nam o tym mówi, że to szkolenie jest prowadzone inaczej pod tym względem, że jest zupełnie inna atmosfera, mówimy o trudnych rzeczach prostym językiem, że jest po prostu taki luz i inna forma podania tego. Dzięki temu oni mogą to inaczej strawić. W ogóle mamy inne skrypty niż inni mają na rynku. Dużo rzeczy się na to składa i tak to wygląda.
Powiedziałaś dwa razy kiedy pytałem o firmę i potem pytając o bycie szkoleniowcem, że wyszłaś tu ze sportu. Ta ambicja sportowa, reżim sportowy pomaga czy przeszkadza dzisiaj?
Oczywiście, że pomaga. Jestem typowym zakapiorem boiskowym. Zastaw się a postaw się, jak to się mówi. Ja nie odpuszczam pewnych rzeczy. Nie mogę powiedzieć, że jestem osobą która należy do typu: „Po trupach do celu”, ale mam ogromną ambicję i jestem nauczona ciężkiej pracy, przede wszystkim pracy w zespołu i autokontroli. Coś, co jest dla mnie kluczowe i co mogę obserwować po naszym młodszym pokoleniu rekrutując wiele osób do firmy to jest to, że młode pokolenie największy problem ma z auto-wymaganiem od samego siebie. Stawianie sobie zadań, wyznaczanie dealine’ów, po prostu ciśnięcie siebie na co dzień. Większość osób nie ciśnie siebie na co dzień i wygląda to tak, że nie dowożą pewnych terminów, praca im się rozjeżdża, nie potrafią się motywować. Ja dzięki sportowi potrafię robić to sama.
Zaczynając szkolić masz background sportowca. Pomaga ci on w firmie, potem w szkoleniach. Co dalej chcesz robić? Co masz za pomysły żeby to rozwijać względem swojej osoby i firm?
Czy chcesz żebym zdradziła nasze tajemnice firmowe?
Nie, to jeszcze daleko. Możesz powiedzieć o tym co już istnieje. Zaczynałaś asystować w szkoleniach, zaczynałaś BLACKROLL, produkty, i tak dalej.
Chyba moim największym problemem wbrew pozorom co wiele osób które mnie znają może obserwować na social mediach czy w trakcie szkoleń to jest mimo wszystko mała wiara w siebie i samoocena. Uważam, że w kontekście mojej wiedzy pod kątem tego, że cały czas czułam się na niższym poziomie i nieodpowiednio dobra, bo nie jestem fizjoterapeutą.
To jest śmieszne bo wiele znanych osób na poziomie Instagrama i Facebooka pisze do ciebie per fizjoterapeuta. To dobrze czy źle? To są po szkoleniach ludzie i myślą dalej, że jesteś fizjoterapeutką.
To jest kolejna rzecz którą sobie obiecałam, nawet dzisiaj rano, że zrobię gigantyczną kampanię na Instagramie na ten temat. Będę z tym walczyć bo ja jestem tego ofiarą. Zrobimy sobie kampanię MeToo trenerów którzy są dyskryminowani przez to, że nie są fizjoterapeutami. Żeby była jasność, ja mam ogromny szacunek do fizjoterapeutów, w końcu mam męża fizjoterapeutę. Tylko ja nie potrafię się pogodzić z jedną rzeczą, że w Polsce jest coś takiego, że każda osoba która ukończyła fizjoterapię jest z zasady traktowana jako ktoś lepszy. Mało osób wie i zapomina o tym, że większość tych fizjoterapeutów, mimo że mają papierek fizjoterapeuty i prawo do wykonywania zawodu nie ma narzędzi do tego żeby pracować zarówno manualnie jak i ruchem. Większość wiedzy jaką pozyskują zdobywają na kursach pobocznych.
Taki też jest wniosek ze wszystkich podcastów, kiedy pytam o to z czego dzisiaj korzystasz na poziomie tego co wiesz ze studiów, to większość odpowiedziała: „Okej, anatomia” i koniec.
Powiedziałeś kluczową rzecz. Co na studiach fizjoterapeutycznych jest podawane jako main? Anatomia i fizjologia.
Według osób które dzisiaj skończyły fizjoterapię to jest rzecz z której do tej pory korzysta. Jako main na studiach jest dużo rzeczy.
Umówmy się, mainem na studiach jest pójście na placówkę do szpitala. Oczywiście jest to bardzo ważna rzecz żeby mieć to doświadczenie, ja tego nie krytykuję. Praca na UGL to są metody pracy z lat sześćdziesiątych. Co weszło na studia do programu, kinezjotaping? Nie ma nawet. No to o czym my rozmawiamy? Krew mnie zalewa i jestem strasznie zła z tego tytułu bo ja się czuję ofiarą tego systemu który jest wadliwy. W Polsce to zarówno idzie ze strony specjalistów-fizjoterapeutów i idzie ze strony pacjentów, klientów i innych ludzi z branży: „Okej, on jest fizjoterapeutą, to on jest lepszy. Ty nie jesteś fizjoterapeutą to z zasady jesteś gorszy”. Ta wiedza specjalistyczna którą fizjoterapeuci pracują jest i tak pozyskiwana poza programem studiów.
Dlaczego z góry zakładamy, że trener nie może pójść i się tego nauczyć? Dlaczego z góry zakładamy, że trener ma mniejsze kompetencje? Osobiście znam wielu terapeutów ruchowych, dlatego ponownie będę się upierać, że istnieje coś takiego jak zawód terapeuty ruchowego i nie, nie musi to być fizjoterapeuta i nie, nie jest to osoba która nadużywa wszystkich waszych fizjoterapeutycznych zasad ustawowych. Chodzi mi o to, że to jest wiedza którą każdy może zebrać. Znam osoby takie jak Dawid Mieczkowski, Piotrek Nadulski czy Basia Kłodzka. To są osoby które mają gigantyczną wiedzę a mimo że często nie mówią tego głośno, na pewno nie raz usłyszały: „Ty nie jesteś fizjoterapeutą” i ten zawód na twarzy albo w głosie lub nagły spadek zainteresowania. Oni robią lepszą robotę niż niejeden fizjoterapeuta.
Jesteśmy tacy surowi w stosunku do trenerów. Ja nie mówię, że każdy trener jest dobry, tak jak w każdym zawodzie są super eksperci i są partacze, są osoby które mają dziesięcioletni staż, doświadczenie, wiedzę, know-how i wszystko miód malina, kursy pokończone, chociaż tak jak mówiłam, posiadanie kursów to też jest jedna rzecz a ich wykorzystanie to druga rzecz. Są trenerzy którzy zrobili kurs korespondencyjny, weekendowy i dostali e-papier. Nie porównujmy takich rzeczy. Są też fizjoterapeuci którzy wychodzą z tych studiów, kończą pracę, nie rozwijają się dalej, gdzieś zaczynają poboczną pracę, są fizjoterapeutami i nagle się okazuje, że nie potrafią ćwiczyć z ludźmi. Nie potrafią zrobić terapii manualnej.
Dlaczego o tym mówię? Dlatego że prowadząc Fizjo4life przez ostatnie 8 lat na moim ciele było setki tysięcy rąk. Na procesie rekrutacyjnym, nie wiem czy już to mówiliśmy, ale mamy bardzo specyficzne podejście do rekrutacji naszych specjalistów. Każdego testujemy na sobie i jeżeli przychodzi do mnie magister fizjoterapii z dwuletnim doświadczeniem i chce aplikować jako pracownik w moim studio, fizjoterapeuta który ma brać pieniądze za swoją robotę, ja go zaginam w pierwszym zdaniu nie będą fizjoterapeutką, to jest jakieś nieporozumienie. Taka osoba bardzo często, mam nadzieję że nikt się nie obrazi bo mówię to jako przykłady, wychodzi od nas po takim procesie rekrutacji z głową spuszczoną na zasadzie: „Dzięki bo uświadomiliście mi ile pracy jest przede mną”. No ale taki mamy rynek więc spójrzmy czasami krytycznie w drugą stronę.
Jeżeli są dobrzy trenerzy i źle trenerzy to są tez fizjoterapeuci którzy poniekąd nie zasługują na swój tytuł. Uważam, że branża i KIF powinien mocniej to regulować i jasno to sprecyzować. Ludzie też powinni troszeczkę spuścić z tonu na takiej zasadzie, że może być trener który ma naprawdę dobrą wiedzę i może być świetnym specjalistą od pracy z ciałem.
Czego według ciebie trener nigdy nie będzie mógł wykonać co może wykonać fizjoterapeuta? Co jest kluczem, jakoś trzeba to rozwiązać. Dzisiaj fizjoterapeuta jest zawodem medycznym więc co mu wolno więcej według ciebie niż trenerowi?
Ja przede wszystkim w kontekście fizjoterapii ujmuję całą pracę hands-on na ciele czyli terapię manualną. Dla mnie nigdy trener nie będzie mógł zmanipulować, przemasować.
Tego też uczymy się na szkoleniach a nie na studiach.
Tak, tego się uczycie natomiast cały czas jest to bardziej praca hands-on. Jeżeli jestem trenerem pracuję z ruchem praktycznie w większości przypadków, oczywiście pomijając korekcję pewnych pozycji to tego kontaktu nie ma, tych manipulacji tkankowych.
Jestem w stanie stwierdzić, że jestem w stanie bardziej uszkodzić kogoś dużym ciężarem niż manipulacją.
Wchodzimy do punktu sedna i bardzo ci dziękuję, że to powiedziałeś bo my się boimy co może zrobić trener. Każdy trener personalny ma ciężar i z góry zakładamy, że każdy trener personalny krzywdzi swoich pacjentów. Dla mnie terapeuta ruchowy to jest osoba która wie jak tym ciężarem nie krzywdzić, ale nie wchodzi na pracę manualną. To jest osoba która tak prowadzi ćwiczenia aby wesprzeć pacjenta pod kątem jego dolegliwości bólowych. Co więcej, dla mnie terapeuta ruchowy to nie jest twór. Będę to powtarzać jak mantrę, to jest pewnego rodzaju pomost pomiędzy terapią manualną a pracą z ruchem i niejednokrotnie z trenerem przygotowania motorycznego jeżeli chodzi o sportowców, na przykład też trenerem od przygotowania mocno siłowego.
Nie każdy terapeuta ruchowy pracuje z ciężarem czy kettlami, znamy takich. Taki terapeuta ruchowy to jest osoba która jak za rączkę przeprowadza takich ludzi którzy mają jakąś kontuzję, dolegliwości i idzie dalej. A to, że większość naszych klientów na dzień dzisiejszy nie jest zdolna do treningu i nie nadaje się do ciężaru…
Jak to powiedział Mariusz: „Na ciężar trzeba zasłużyć”.
Na ciężar trzeba zasłużyć, ale w ogóle trzeba móc go kiedykolwiek wziąć. Czasami jest tak, że te problemy są tak głębokie, że ta osoba nie będzie mogła wrócić do tego. Zmierzam do tego, że terapeuta to jest osoba która pacjenta chwyciła za rączkę na terapii manualnej i już z nim jest. Okazuje się, że to co terapeuta ruchowy mu dostarcza pozwala mu dobrze funkcjonować. Nie ma tam potrzeby wejścia, albo nie można już wejść na wyższy sport. Niejednokrotnie jest tak, że maratończyk nie może wrócić do maratonów i musi pozostać na niższych obciążeniach.
Czasami jest tak, że terapeuta ruchowy przeprowadza w jedną i w drugą stronę. Jeżeli widzi osobę w trakcie treningu, to też jest typowo polska domena, że boli mnie to przyszedłem poćwiczyć, przychodzi do niego taka osoba i mówi: „Stary, super ale musisz iść tam, najpierw zróbmy”. Ja zawsze powtarzam jedną rzecz która moim zdaniem jest bardzo trafna i dobrze to obrazuje, mówię to przeważnie w kontekście rolowania ale tutaj też się sprawdzi, że: „Fizjoterapeuta manualny jest od tego żeby wziąć kosę i wyplenić chaszcze. Natomiast terapeuta ruchowy jest od tego żeby ten dobrze przycięty trawnik utrzymać na tym poziomie” czyli jest taką kosiarką Husqvarny. Do tego nam służy terapia ruchowa aby ktoś mógł się poruszać w miarę bezbolesnym zakresie.
Oczywiście jeżeli ten ból jest mały i jest to osoba która ma kooperację z fizjoterapeutą i praca manualna zezwala na to żeby już pracować z ruchem to jak najbardziej też można to robić. Myślę, że tutaj jest śliska granica odnośnie ruchu i bólu aczkolwiek znowu powrócę do tematu, żeby przeciwdziałać kontuzjom też trzeba umieć pracować z bólem, a wielu fizjoterapeutów manualnych nie wie jak pracować w kontekście tych ćwiczeń. Umówmy się, nie da się być specjalistą w jednym i w drugim obszarze.
Żeby być dobrym terapeutą manualnym wymaga naprawdę dużo zaangażowania, bardzo dużo focusu i skoncentrowania się. Nie da się moim zdaniem być jednocześnie dobrym tu i tu. Znam poszczególne jednostki które to dowożą. Na pewno to jest Filip, Zuza Sobczak, kilka jeszcze innych osób. Trzeba poświęcić się w stu procentach żeby dowozić jedno i drugie, a i tak większość osób jeżeli nie ma dobrej psychy, nie chłonie dobrze wiedzy może tego nie dowieść.
Skąd pomysł na kurs terapii ruchem i jak zaczęłaś go tworzyć to co się działo w twojej głowie?
Jak większość pomysłów i projektów które posiadamy to są projekty z potrzeby gdzie ktoś do nas przychodził: „Ej, Karola, Michał, słuchajcie, możecie nam doradzić?”. W kontekście terapii zaczęło się tak, że nasze szkolenie trenerskie na międzynarodowego trenera BLACKROLL poświęcone w stu procentach rolowaniu nie jest poświęcone w stu procentach rolowaniu.
Ktoś kiedyś dobrze powiedział, że użyliśmy rolki jako pretekst do powiedzenia o kilku ważnych rzeczach. To chyba było najlepsze podsumowanie tego szkolenia jakie ja kiedykolwiek słyszałem. Najbardziej mądre, a nie tylko, że super było.
Tak. Dowodem na to jest też to, że mało jest szkoleń w Polsce które są prowadzone przez 8 lat i nadal mają full obłożenie. To nie jest tak, że my robimy jedną edycję na rok i patrzymy czy się uzbiera grupa. To nigdy nie było najtańsze szkolenie za przysłowiowe 100 złotych żeby ludzie walili drzwiami i oknami. To zawsze było szkolenie z wyższej półki. Myślę, że sekret tego wszystkiego tkwi w tym, że my w trakcie szkoleń o rolowaniu bardzo dużo mówiliśmy o ciele, anatomii, dolegliwościach, kontuzjach, o tym jak można sobie pomagać w formie wsparcia, żeby mi nikt nie zarzucił, że rolka leczy kontuzje. Nie, rolka wspiera wyjście z kontuzji i jest świetnym narzędziem. Jak najbardziej jesteśmy nią w stanie to zrobić. Mówiliśmy o tylu aspektach naszej pracy terapeutycznej, głównie twojej fizjoterapeutycznej, że ludzie wychodzili i mówili: „Wow, a robicie jeszcze jakieś inne szkolenia?”. To jest coś fascynującego co nie przestanie mnie zaskakiwać przez 8 ostatnich lat, gdzie u nas są zarówno fizjoterapeuci jak i trenerzy.
A raz był osteopata.
Tak, w takiej proporcji 30 procent fizjoterapeutów do 70 procent trenerów. Czasami się zdarzą randomowi sportowcy indywidualni. Zawsze ludzie wychodzili z takim: „Wow, a te testy które wy robicie, kontuzje o których wy mówicie, co to jest? Trenerzy, gdzie jest pasmo biodrowo-piszczelowe?”. Więc stwierdziliśmy, że tego rodzaju wiedzę musimy dowozić bo ci ludzie pracują z tym na co dzień i widać, że mają deficyt. Potrzeba matką wynalazków
Uważasz, że nie pracując z tym nie umie tego znaleźć?
Tak, terapie od razu nam zaświtały. Trwało to troszeczkę długo. Mówiłam o tym w jednym z podcastów, że bujaliśmy się w naszych głowach z terapią rok czasu. Wiedzieliśmy, że nie może to być szkolenie weekendowe bo nie da się nauczyć terapii w jeden dzień. Później były rozkminy moralne na zasadzie co tu zrobić żeby nie wyjść na hipokrytów.
Ja to muszę przeczytać, wtrącę ci się znowu. Wolly tutaj pisze: „Szkolenia trener jest super, zaplanowane samo rolowanie bez tej dozy wiedzy którą tam dajecie byłoby bez sensu. Ciężko byłoby potem prowadzić zajęcia”.
Bardzo się cieszę i bardzo mi miło. Jeszcze jedna dygresja a propos szkolenia trainer. Mnie bardzo cieszy to, że przez 8 ostatnich lat robimy to szkolenie i cały czas wychodzą od nas ludzie którzy są zafascynowani tym szkoleniem i zawsze mówią, że czegoś nowego się dowiedzieli. Nie ma takiej osoby, ja osobiście nie pamiętam chyba, że nie przyznała się ani nie napisała w ankiecie anonimowej po szkoleniu, nie było nigdy takiej osoby która byłaby niezadowolona. Ale pamiętam, że jak zaczynaliśmy robić to szkolenie to wiele osób nie spało, myślą że to jest takie proste i też mogą to robić i zaczęli kopiować ten materiał, w sensie szkolenie z rolek. Na dzień dzisiejszy nie ma żadnego innego podmiotu który dowozi szkolenia z rolowania. To jest tylko i wyłącznie potwierdzenie na to, że ta forma nauki rolowania którą my pokazujemy, której my nauczamy jest inna i unikatowa.
Mimo iż te szkolenia były dużo tańsze.
Mimo że część z tych osób była u nas na trenerze i to jest kolejny dowód na to, że nie jest sztuką iść do kogoś na szkolenie, bo większość osób mówi, że ktoś skopiował mu materiał. Nie, ludzie nie przychodzą na szkolenie dla materiału. Ludzie przychodzą na szkolenie dla specyficznych ludzi i ich energii, żeby się zainspirować ich stylem prowadzenia, stylem bycia i robienia rzeczy. Mimo że część osób była u nas po dwa razy na szkoleniu żeby skopiować ten materiał, nie udało im się to. Może tego nie widać ale przez 8 ostatnich lat szkolenie trenerze ewoluuje.
Ta wiedza jest cały czas update’owana. Na chwilę obecną trwała dwa dni a my z Michałem już kalkulujemy, że nie mieścimy się w czasie i fajnie byłoby zrobić trzy dni. Tak naprawdę cztery dni by dobrze było zrobić, bo ludzie z kolei mówią, że za dużo wiedzy dajemy. To jest chyba pierwsze szkolenie na rynku gdzie ludzie płaczą, że jest za dużo wiedzy, że nie nadążają za wszystkim, że nie ma możliwości usystematyzowania tego. W kontekście tej wiedzy którą my dajemy na trenerze ja muszę powiedzieć i mówię to bardzo często, że jest to taki mix całej mojej wiedzy za którą ja objeździłam praktycznie pół świata. Ciężko iść na jedno szkolenie, jednej rzeczy się nauczyć i jej nauczać. Ja żeby nauczać rolek chciałam nauczyć się rolować od wszystkich innych.
Bardzo często to mówię na trenerze, że jeżeli oczekujecie, że pójdziecie do kogoś innego i nauczycie się czegoś więcej, może to zabrzmi nieskromnie z moich ust ale naprawdę tak jest, z całym szacunkiem mogę powiedzieć, że na całym świecie nie ma drugiego takiego szkolenia z rolowania, bo dowozimy też trenera na Ukrainie, w Niemczech. Ja wiem, mogę porównać. Te metody którymi pracujemy to są naprawdę najlepsze metody wyciągnięte z Facial Fitness czy liźnięte z Toma Myersa, z wielu szkół które są liderami i nawet tej rolki mocno nie używają, zapakowane w BLACKROLL Trainer. Wracając do BLACKROLL Therapy, pojawiło się wiele pytań na zasadzie żeby zrobić takie szkolenie. Oczywiście niemoralne byłoby to zrobić w dwa dni, też bardzo mocno zastanawialiśmy się co w terapii dać trenerom jako naszej głównej grupie docelowej żeby nikt nam nie zarzucił, że jesteśmy hipokrytami, wykraczamy poza nasze kompetencje i nauczamy trenerów czegoś czego oni nie mogą robić.
Nie wiem czy wiecie, część z was nie pamięta tych czasów. Było coś takiego jak suche igłowanie dla trenerów na matach w siłowni co było bardzo źle odebrane przez branżę. Nie chcieliśmy być drugimi takimi igłami, że fizjoterapeuta uczy jak wbijać igły na macie na siłowni. Naprawdę mieliśmy dużą rozkminę jak to zrobić. Pierwszy plan był taki: „Dobra, robimy 4 weekendy”. Jak usiedliśmy do materiałów które chcieliśmy zawrzeć: „A jeszcze to, jeszcze oddech, jeszcze stopa by się przydała, jeszcze by się stres przydał, anatomia powięziowa, urazy”, że nagle nam się zrobiło 16 zjazdów i stwierdziliśmy, że to dużo.
To jest to, wszystko co chcemy zrobić. Tak powstało Therapy. Zaprosiliśmy do tego projektu naprawdę wspaniałych ludzi. Bardzo mnie cieszy to, że większość z nich mega to podchwyciło i chcą być jego częścią. To nas utwierdziło w przekonaniu, że to jest ten kierunek w który chcemy iść. Może nie jest mi przykro, ale jest to miara sukcesu na zasadzie, że to szkolenie jest dobre bo im więcej się mówi o szkoleniu, im więcej osób chce dołączyć do tego szkolenia tym więcej hejtu się pojawia z branży fizjoterapeutycznej która nie przeczytała opisu tego szkolenia, nie wie czego my nauczamy, oczernia nas w Internecie mówiąc, że KIF się powinien nami zająć. To jest dla mnie coś co jest absolutnie niezrozumiałe. Ktoś kto pisze takie rzeczy powinien iść i się popukać po głowie a najpierw zweryfikować źródło swojej wiedzy aby później oceniać czy my robimy coś źle.
Czytam komentarze które wpłynęły od razu: „Usłyszałem od mojego przełożonego fizjoterapeuty a propos szkolenia terapii i wiedzy jaką przywoziłem: A po co ci to? Ty nie jesteś fizjo”, to jedno a drugie od Oli czyli kursantki z pierwszej edycji: „To 16 zjazdów to i takie jest za mało”. Tak Ola, będą kolejne ale pandemia nas trzyma i nie chcemy wypuszczać czegoś, czego nie będziemy mogli potem zrealizować.
Odnosząc się do pierwszego pytania, rozmawialiśmy kiedyś na ten temat. Ręce mi opadają.
Jeżeli fizjo się boi to się boi, to jest jego problem tak naprawdę jeżeli uważa, że trener będzie wiedział więcej niż on. Dla mnie to jest tragiczne.
Ja mam inny model biznesowy w głowie. Nigdy bym nie zrugała żadnego mojego specjalisty w studio za to, że się doszkala. Nie rozumiem tego. Im więcej wie o ciele, z różnych źródeł, tym lepszą opinię będzie mógł wyrobić sobie na temat tego czym się zajmuje. Pamiętajcie o tym, że po szkoleniu terapii nie każdy finalnie jest tym terapeutą ruchowym. Wiele osób ponownie odnajduje sens tego co robiło wcześniej i robi to jeszcze lepiej. Mogą to być osoby które wywodziły się z pilatesu, nagle zrozumiały, że ten pilates może nabrać innego wymiaru, bardziej medycznego. Joga może być bardziej medyczna. To nie jest z góry powiedziane, że ktoś kto robił Therapy będzie od razu pracował z wadami postawy. Może się w trakcie tego szkolenia okazać, że nie czuje tego.
To co mnie bardzo cieszy i jest to mega wyróżnienie, ja bardzo długo nie wierzyłam w siebie i swoje możliwości. Do tej pory mam opór i po prostu czuję dyskomfort, może nieuzasadniony, w mojej głowie uzasadniony ale bardzo na mnie działa motywująco i przede wszystkim kursantkom Therapy, bo najczęściej dziewczyny mi to mówią, chcę bardzo za to podziękować. One nawet nie wiedzą ile dla mnie to znaczy, że czekały na ten zjazd, że był on w ich mniemaniu najlepszy, zmienił ich postrzeganie na temat pracy z ciałem. Trzy osoby mi powiedziały, że czują, że ta powięź to jest to i w tym kierunku chcą się rozwijać. Dla mnie to jest gigantyczne wyróżnienie, jest mi bardzo miło.
[losowanie nagród]
Jak się pracuje z mężem? Czym dla ciebie jest praca z mężem? To jest częste pytanie od ludzi, ile czasu wytrzymujemy ze sobą razem?
Ty wiesz o tym, że ludzie uważają nas za wariatów?
To ja pytam ciebie.
Myślałam o tym wcześniej, bo wiedziałam, że to pytanie padnie czytając landing page do tego podcastu. Jeżeli o mnie chodzi, praca z mężem pod względem zawodowym, uważam że to jest najlepsza rzecz jaka mnie spotkała pomijając naszego wspaniałego synka i w ogóle małżeństwa. Uważam, że mamy ogromne szczęście. Część osób może to uważać za minus, ja uważam to za bardzo duży plus, że w dzisiejszych szybkich czasach, mimo tego że oboje pracujemy, jesteśmy bardzo zajęci, pracujemy razem i mamy szansę na to żeby ten czas ze sobą spędzać.
Obserwując u moich znajomych gdzie ktoś pracuje w korpo, ktoś realizuje się w czymś innym to ci ludzie tak naprawdę się mijają. Ja nie mówię, że każde małżeństwo czy każdy związek taki jest, ale bardzo często możemy to zaobserwować, że ktoś spędza ze sobą 2-3 godziny wieczorem, rano szybka kawa, śniadanie i każdy idzie w swoją stronę. Najgorzej mają ludzie którzy się mijają bo ktoś pracuje rano a ktoś pracuje wieczorem. Znamy takie pary które się z tego tytułu rozstały.
Oczywiście to zależy od charakteru i podejścia i kto jak dużo czasu razem potrzebuje, bo nie chcą spędzać dużo czasu razem i się dobrze czują w tej strefie komfortu i tym, że mogą pobyć czasami sami. Ja uważam z mojego punktu widzenia, że to jest bardzo ważne. Ja chcę z tobą spędzać czas i to, że jesteśmy razem w pracy jest super. A to, że dodatkowo się realizujemy w tym co robimy, mamy wspólną pasję, wspólne ambicje, wspólne cele sprawia, że to naszą więź jeszcze bardziej zacieśnia.
To co nam często ludzie z boku zarzucają, to że żyjemy tylko pracą i żyjemy żeby pracować a nie pracujemy żeby żyć. Ale poniekąd nasza praca nie jest naszą pracą. Bardzo dużo serca w to oddajemy, Fizjo4life, BLACKROLL, nasze studio to jest nasz drugi dom i ja się śmieję, że tylko łóżka mi tam brakuje bo są dwie kuchnie, pralka, lodówka, kuchenka mikrofalowa, wszystko jest. Ja nie uważam tego za coś złego, tylko za dobrą rzecz.
Patrząc na nasze charaktery, gdybyśmy mieli pracować w innych firmach i robić to co robimy z takim zaangażowaniem jak dzisiaj to najprawdopodobniej już byśmy się rozstali, poszli w swoją stronę i stwierdzili, że nie mamy o czym rozmawiać. Troszeczkę życie zweryfikowało nam dziecko, ale to też w pozytywny sposób dało nam do zrozumienia, że istnieje coś poza pracą. Nie chcę powiedzieć przystopować, ale nauczyć się lepszej organizacji swojego życia, szacunku do swojej pracy, do każdej minuty, do tego żeby nie odpuszczać celów zawodowych, ale też cały czas realizować się z rodzicami.
Wiele osób może nam zarzucić, czego nikt nie powiedział prosto z mostu, że zaniedbujemy dziecko, ale niewystarczająco dużo czasu spędzamy z naszym dzieckiem. Ja uważam, że naszemu dziecku nic nie brakuje, dostaje max miłości i ta godzina kiedy on jest w żłobku czyli między dziewiątą a piętnastą to jest czas kiedy jesteśmy na maxa skoncentrowani na pracy a po pracy jesteśmy w stu procentach dla dziecka. Da się? Da się.
Kiedy wymyślasz kolejne projekty?
Non stop.
Dlaczego to jest takie łatwe?
To nie jest łatwe. Ja już myślę, że to jest poniekąd moje przekleństwo. Ja zaczęłam się ostatnimi czasy bardzo mocno interesować mindfulness, medytacją.
To jest tak, że dla każdego przychodzi? To się słyszy u osób które są już doświadczone, że one spowalniają, slow business, wycofanie.
To absolutnie nie jest to. Mindfulness jest dla mnie narzędziem które ma mi pomóc uporządkować moje myśli w głowie, móc spojrzeć na nie z boku z trzeźwym spojrzeniem i ocenić co jest priorytetem a co nie. Ja strzelam pomysłami z rękawa. Nie dalej jak dwie czy trzy godziny temu zrugałeś mnie za kolejny pomysł który wymyśliłam. Chcę wprowadzić w swojej głowie porządek i mocno rozwijać się w kierunku psychosomatyki żeby zrozumieć pewne procesy psychologiczne, myślowe. Nie tylko pod kątem pracy z ludźmi, pracy szkoleniowej bo to też mi bardzo pomoże, nie chcę powiedzieć pomocy sobie, ale wsparcia mojej psychiki, umysłu i redukcji stresu żebym mogła się skoncentrować na tym co jest ważne, a rzeczy mniej ważne dać na drugą stronę.
To gdzie to wymyślasz?
Non stop, wszędzie. Na kiblu, w łóżku, w pracy, jadąc samochodem, bawiąc się z dzieckiem.
Boisz się to potem realizować? Jak już potem przechodzisz do realizacji pomysłu czy on wchodzi czy nie.
Od razu.
To jest najgorsza odpowiedź dla prowadzącego.
No tak, my się tym charakteryzujemy, zresztą ty jesteś taki sam. My nie weryfikujemy: „A dobra, zróbmy teraz badanie rynkowe czy to się przyjmie, sprawdźmy”, to jest szybka decyzja. Coś jest dobre, ciach, idziemy w to. Myślę, że to też jest sukces i coś czego wiele osób powinno się nauczyć jeżeli chce aby ich biznes się rozwinął i w późniejszym etapie odniósł sukces. Jeżeli ty nie wierzysz, że pomysł na który wpadłeś jest dobry, to jak on ma się udać?
To każdy pomysł jest dobry?
Ja się bardzo mocno trzymam zasady jeża. To jest moje odkrycie ostatnich lat. Głupio brzmi, jeżeli ktoś nie zna zasady jeża, zapraszam na Instagram Zdrowy Biznes który prowadzimy. To jest tak logiczne a jednocześnie tak genialne, ale to jest cała prawda o życiu. Inwestujesz tylko w te projekty które mają szanse zarobku, bo inaczej byśmy tego nie robili. Po drugie, sprawiają ci ogromną satysfakcję na takiej zasadzie, że nie czujesz, że pracujesz, idziesz do pracy z uśmiechem na twarzy. Po trzecie, masz do tego wrodzony dar. To nie jest tak, że musisz się go nauczyć albo nie wiesz, że on jest. On po prostu się odkrywa, to nie jest tak, że musimy szukać. Ta zasada mówi o tym, że jeżeli chcesz żeby to co robisz odniosło sukces to nie możesz traktować tego jako pracę.
Oczywiście musi być dochodowe, ale musisz mieć smykałkę do tego. Ja myślę, że sekretem pomysłów które my tworzymy jest unikatowość. Mnie osobiście nie interesuje powielanie innych. Nienawidzę jak mnie ludzie kopiują, jestem bardzo mocnym przeciwnikiem tego. Jest bardzo grząska różnica między kopią a inspiracją. Ja mam jasno i klarowanie zdefiniowaną definicję inspiracji. Podobnie uważam, że wiele osób jej nadużywa w stronę kopiowania. Dlatego uważam, że trzeba tworzyć takie projekty których nie robi nikt.
Jeżeli mnie pytasz gdzie ja wszystko wymyślam, ja cały czas szukam inspiracji. Przeglądam, inspiruję się przede wszystkim. To jest najzabawniejsze, ja się nie inspiruję światem fizjoterapii i treningu, ja się inspiruję światem designu, architektury.
On jest głębiej w biznesie?
Nie. Ja szukam tych modeli które w innych branżach odnoszą sukces i zastanawiam się jak mogę je przetłumaczyć na to co robimy. Czyli jak ktoś robi w innej dziedzinie, odnośni sukces, a ja mogę to przemielić, zaadoptować, wyciągnąć soki, kwintesencje i zrobić z tego coś treningowo-fizjoterapeutycznego, coś dla ciała, coś dla zdrowia. Jest parę projektów które się tak urodziły. To jest to co ja cały czas robię i myślę.
Zaczęłaś o Zdrowym Biznesie, dlaczego stwierdziłaś, że można było to zrobić?
Wrócę do mojej największej życiowej inspiracji czyli naszych kursantów. Chyba powinniśmy naszym kursantom odpalić jakieś tantiemy. Ponownie coś co pojawiało się jeszcze częściej niż pytanie o testy i Trainera, to było pytanie: „Karolina, Michał ja chciałbym mieć takie studio. Jak wy to robicie?”, patrząc na Fizjo4life oczywiście. Zawsze były takie pytania jak się do tego zabrać, jakie macie koszty, co ja muszę zrobić, czy wynajmujecie, czy kupiliście, jak to jest prowadzić taką firmę, jak to jest zatrudniać tyle specjalistów, co z tym marketingiem, social media, kasa fiskalna, faktury, VAT, sprzedaż. Jeżeli ja i tak to tłumaczę każdemu z trenerów i te pytania się powielają to zróbmy to publicznie, wprowadźmy tę dyskusję publicznie. Ponownie, jak my z tym projektem inaugurowaliśmy, nie było takich projektów w branży które nagle bardzo szybko później się narodziły, bo ktoś zobaczył, że można. Stwierdziliśmy, że to jest bardzo fajny sposób żeby się dzielić wiedzą. Ktoś stwierdził: „Będą zarabiać na tym”.
No będziemy.
Szczerze? To nie jest główny motyw do tego żeby zarabiać.
Według jeża trzeba zarobić.
Według jeża trzeba zarobić ale ja ogólnie uważam, że to zarobkowanie przyjdzie z czasem. Tutaj najlepiej odzwierciedla się moja pasja szkoleniowa i dzielenie się wiedzą. Wiecie co jest najzabawniejsze? Większość z was nie wie, że od ósmej do osiemnastej jestem dziś na nogach w biurze, patrz 10 godzin. Później jeszcze pacjenci, wbiegał na ten live po moich pacjentach. Ja się łapię na tym, że ten styl szkoleniowy wprowadzam do pracy z klientami. Ja tak bardzo jestem wkręcona w te szkolenia, że poniekąd szkolę moich klientów. Najzabawniejsze jest to, że ich to na maxa jara. To nie jest tak, że ja im robię wykład całe zajęcia, ale czasami rzucę smaczek, ciekawostkę na temat swojego ciała. To jest niesamowite jak ludzie na to reagują. Wspomniałam o tym, bo Martusia która ze mną dzisiaj ćwiczyła powiedziała mi, że na maxa pootwierałam jej głowę na pewne rzeczy do których sama by nie doszła. Wracając do Zdrowego Biznesu, to na tym to polega. Ja bardzo lubię przekazywać wiedzę dalej. Jeżeli mogę to robić, to nie tylko w formie treningowej ale też biznesowej gdzie mamy bardzo duże doświadczenie. Why not?
Co jest według ciebie dzisiaj największym błędem? Poznałaś dużo trenerów i fizjoterapeutów w prowadzeniu ich biznesów. Co jest ich młodocianym błędem który wiesz, że popełniają? Albo o czym nie wie?
Myślę, że otoczka wokół posiadania własnego biznesu jest troszeczkę przereklamowana. Jesteśmy narodem który bardzo mocno jest skrzywdzony i przez lata PRL-u w fazie kapitalizmu gdzie rynki zostały uwolnione, sukcesem naszych rodziców było posiadanie własnej firmy. Później troszeczkę przyszedł okres millenialsów gdzie nam się zaczęło wydawać, że praca u kogoś hańbi, muszę się realizować i chcę wyjść na swoje. Co prawda teraz to się już zmienia, bo najnowsze pokolenie to XYZ i dochodzi do wniosku, że wygodniej w tych konsumpcyjnych czasach tego work-life-balance i w ogóle higieny osobistej życia, nie do końca prowadzenie własnego biznesu jest takie fajne bo trzeba się uciorać. To nie jest tak, że punkt osiemnasta to wychodzę, zamykam drzwi i jadę na Mazury bo mam urlop albo weekend. Albo dzisiaj pracuję, jutro nie bo tak mi się chcę. Albo dzisiaj biorę sobie urlop na żądanie. Biznes do tego doszedł, natomiast fizjoterapia jeszcze nie.
Jesteśmy w fizjoterapii w tej branży trenerskiej na etapie buntu: „Ja nie chcę być pod kimś”, co ja całkowicie rozumiem bo ja też nie mogłabym u nikogo pracować. Problem polega na tym, że nie każdy ma tak twardą dupę i tak mocną psychę żeby swój własny biznes prowadzić. Posiadanie własnego biznesu to jest pracą 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Ja też nie raz to powtarzałam, że gdyby nie to, że jesteśmy wkręceni w ten biznes razem to na pewno bym te rękawice rzuciła. Są momenty wzlotów, są momenty upadków pod kątem emocjonalnym, pod kątem zmęczenia, natłoku obowiązków ale też kryzysów finansowych które każda firma prędzej czy później przechodzi w mniejszym lub większym stopniu. Pytanie czy ten moment już nastał teraz czy jeszcze coś większego jest przed tobą? Zawsze te kryzysy się pojawiają.
Myślę, że największym problemem który robi 99% trenerów i fizjoterapeutów którzy chcą założyć swoje studio jest to, że oni nie mają pojęcia z czym to się je. Nagle się okazuje, że ktoś kto na maxa lubi pracować z ludźmi, jest genialnym terapeutą, genialnym trenerem, realizuje się w tym, ludzie go kochają, otwiera swój biznes i się okazuje po pewnym czasie, że: „Kurde, nie mam czasu na to żeby przyjmować pacjentów i prowadzić własną firmę. Jak nie przyjmuję tylu pacjentów ilu bym chciał, spadają moje dochody. Nie potrafię zarobić więcej, a muszę utrzymać studio, a sprzęt kosztuje, a prąd kosztuje, a czynsz kosztuje. Milion opłat dodatkowych, marketing, strona internetowa.
Zatrudniam ludzi ale nie mam czasu odpowiednio ich dobrać, nie wiem jak odpowiednio ich dobrać, nie mam czasu dopilnować ich i przeszkolić” dochodzi później do tego recepcja, systemy, kalendarze. Nagle się okazuje, że ktoś z dobrego fizjoterapeuty i trenera zamienia się w menedżera którym wcale nie chce być, nie ma narzędzi do tego żeby to robić. Nie miał gdzie się tego nauczyć, na studiach fizjoterapeutycznych nie uczą bycia menedżerem.
To wiedza którą trzeba zdobyć pobocznie, ale może na nią nie mieć czasu albo może nie być świadomy, że musi się dokształcać i że w ogóle są szkolenia biznesowe. Nagle się okazuje, że po roku czasu z całą torbą długów, wielkim niesmakiem, wypaleniem zawodowym, złością i nienawiścią do całego świata zamyka interes i tak naprawdę traci sens w swoim życiu. Do fizjoterapii manualnej nie chce już wrócić bo kojarzy mu się strasznie źle. Nie ma perspektyw żeby prowadzić dalej swoją firmę i albo musi się przebranżowić i szukać szczęścia gdzieś indziej albo z dozą wielkiego niezrealizowania, niesmaku i pretensji życiowej: „Dlaczego ja?” idzie do kogoś na tak zwaną służbę dalej.
Uważam, że bycie na tej służbie, co większość osób uważa za ujmę, jest zajebistą możliwością rozwoju. Ja osobiście patrzę z perspektywy, to będzie trochę niesprawiedliwe bo tak jak powiedziałam mam inny charakter, uwielbiam działać, rozwijać się i biznes jest moją pasją. Jeżeli ktoś wie, że biznes nie jest jego pasją i uwielbia robić to, co robi, to pracowanie u kogoś to najlepsza rzecz jaka może spotkać. Jeżeli masz studio które daje ci możliwość rozwoju, dba o higienę twojej pracy, higienę regeneracji, odpoczynku, daje ci elastyczność, możliwość regulacji, dostosowania się i pieniądze są zadowalające to człowieku, trzymaj się tego jak brzytwy. Masz czas na rodzinę, wracasz do domu a nie tak jak my o 3 w nocy, dwa razy w tygodniu, jedziesz na Jagiellońską 4 bo alarm dzwoni.
Większość osób może sobie z tego nie zdawać sprawy, ale nawiążę do tego podcastu który słuchaliśmy ostatnio. Ja dokładnie wiem ile rolek papieru zużywamy w naszej firmie, jaką chemię muszę zamówić, jakie są żarówki, ile mnie kosztuje prąd, Internet, rolka. Nie dalej jak wczoraj okazało się, że musimy kupić nową suszarkę. Tych problemów jest tak dużo, że aż mi się włos zjeżył. W ciągu naszego dnia pracy przynajmniej w 30% zajmujemy się szeroko pojętą organizacją i logistyką w ogóle życia w studio. A gdzie rozwijanie Fizjo4life? A gdzie rozwijanie BLACKROLL? Teraz jest sezon przedświąteczny, Black Friday, jest naprawdę gorąco i okazuje się, że jesteśmy przykuci do biurka tak jak ja dzisiaj, przez 10 godzin przynajmniej i nie zapowiada się, że w najbliższych tygodniach będę mniej przykuta do biurka. Na tym to polega.
Czego się nauczyłaś prowadząc Fizjo4life, BLACKROLL, teraz Zdrowy Biznes? Jeszcze tak zwane firmy-córki czyli poboczne projekty.
To jest problem po co ja idę w kierunku mindfulness i chcę sobie pewne rzeczy w głowie poukładać. Myślę, że ja do tego dojrzałam a na ciebie jeszcze przyjdzie czas. One mnie nauczyły tego, że czasami nasza chorobliwa ambicja dużo by chciała, a czasami opłaca się z czegoś zrezygnować i poświęcić 100% swojej uwagi projektowi który jest najbardziej bliski tej zasadzie jeża o czym zresztą dzisiaj pisałam poniekąd na zdrowym biznesie.
Czasami zapętlamy się, przynajmniej ja w pewnym momencie swojego życia zapętliłam się, że za dużo chcę na raz. Mimo że uważam i bardzo mocno wierzę w każdy z tych projektów, że on jest genialny to jednocześnie wiem, że sama tego nie dowiozę. To wymaga dużo zaangażowania i poświęcenia żeby przygotować swój zespół, zrekrutować nowe osoby, bo łatwo jest przepracować swoich specjalistów czy tak jak my mamy team biurowy. Nie chodzi o to. Nauczyło mnie jednej rzeczy, aby pewne rzeczy robić krok po kroku, rozwijać sukcesywnie, priorytetyzować co jest dobre i się sprawdzi dzisiaj, a to co może poczekać i co odłożyć na wieczne niedoczekanie.
Jeżeli za dużo będziemy chcieli pociągnąć srok za ogon to albo przyjdzie gigantyczne zmęczenie i wypalenie zawodowe, o które myślę, że w pewnym momencie się otarłam, albo przyjdzie kryzys który nie pozwoli nam z tego wyjść.
Jednak zaryzykowałaś swój kolejny piękny projekt czyli Akademię Rolowania. On długo siedział w twojej głowie.
Tak, z Akademią Rolowania wrócę do początku naszej rozmowy, to jest ten mój brak pewności siebie i wieczne niedocenianie się. Pracujemy ze wspaniałymi specjalistami, Mariusz Dzięcioł, Sandra Osipiuk, Albert to są tacy specjaliści. Ich wiedza to jest coś. Cały czas widząc ten deficyt na rynku i to, że ludzie przychodzą, to są trenerzy. Jest cały czas głód wiedzy i to co ja mówię jest cały czas świeże i ludzie chcą tego więcej. Pozwoliło mi to wyjść ze strefy komfortu. Trenerzy z terapii się uśmiechną, bo ja im mówię żeby wychodzić ze strefy komfortu i ja też robię moje katharsis, że musiałam wyjść ze strefy komfortu aby nie wstydzić się, nie czuć kompleksów, czy chociażby życia w twoim cieniu
Pomimo tego że nie jestem fizjoterapeutą móc nauczać publicznie ludzi pewnych innych rzeczy. Mam w sobie dużo pokory, musiałam sobie w głowie poustawiać pewne rzeczy, że to jednak jest mój czas, najwyższy czas i jedyne czego mogę żałować to, że Akademia Rolowania pojawiła się tak późno. Zawsze było coś ważniejszego. To co też mogę sobie zarzucić to to, że zawsze moje projekty, realizowanie mojej ambicji i moich osobistych celów personalnych było stawiane na drugi tor, było coś ważniejszego, zawsze wypychaliśmy kogoś innego, inwestowaliśmy w inne projekty niezwiązane ze mną. Może ja się sama celowo tym zasłaniałam aby nie musieć wychodzić ze swojej strefy komfortu, ale też jak taka matka Polka dbałam o wszystkich, tylko nie o siebie.
W pewnym momencie pandemia też pozwoliła mi to zrozumieć. Pandemia była takim momentem kiedy powiedziałam: „Tak”. To chodziło dłuższy okres czasu, praktycznie rok przed pandemią projekt Akademia Rolowania był wleczony żeby go zrobić, tylko nie wiedzieliśmy jak. Przyszła pandemia gdzie ja dostałam olśnienia w jednym momencie w mojej głowie, że teraz już wiem i chcę to zrobić. Niewiele osób wie, bo Akademia Rolowania miała swoją inaugurację 1 października, natomiast 5 programów było gotowych już w marcu. Dlaczego tego nie wypuściliśmy? Zapytajcie IT i montażystów. Dużo rzeczy się na to złożyło, przede wszystkim problemy techniczne. To jest właśnie ten czas kiedy ja wiem, że to co mam do powiedzenia zostanie dobrze odebrane, bo ludzie teraz tego potrzebują.
Czy będzie po angielsku?
Tak, bo ty już zdradzasz moje plany dalekosiężne. Akademia Rolowania dopiero się rozkręca. Mało osób wie o tym, że te 7 programów które obecnie jest to jest dopiero preludium do tego co będzie. Już są gotowe i w poczekalni czekają na pre-order 3 kolejne. 3 kolejne już bardziej tematyczne, dedykowane mobilności w obszarze miednicy, wszystkich struktur biorących udział w oddechu a także kolana. Do tego mam kolejnych 8 programów zaplanowanych. Cały czas z dużą dozą otwartości, że może pójdziemy jeszcze dalej. Natomiast moim celem jest przede wszystkim zrobić to po angielsku aby móc z tym produktem iść dalej za granicę.
Nie boisz się tej publiczności, że jest międzynarodowa i będzie bardziej krytyczna niż polska?
Nie, polski klient jest wystarczająco wymagający. Co więcej, ja już szkoliłam i w Niemczech i na Ukrainie, prowadzę też swoje warsztaty po angielsku dla różnych nacji. Wiem, że tam tej wiedzy nie ma w tej formie. Może to zabrzmi głupio, ale Polacy pod względem treningu i fizjoterapii są na bardzo wysokim poziomie. Uważam, że absolutnie nie mamy czego się wstydzić. Gdyby część osób miała śmiałość i otwartość spokojnie mogłaby robić kariery międzynarodowe bo takich specjalistów potrzebuje świat. Troszeczkę znowu dajemy sobie wciskać manianę na zasadzie, że Amerykanie są od nas lepsi. To są wyłącznie kompleksy w naszych głowach. Followuję dużo osób na Instagramie które są zza granicy, widzę co one robią. Naprawdę tam też są jednostki które są wybitne. Uważam, że gdyby nasze jednostki chciały to mogłyby osiągnąć karierę międzynarodową, jeździć po całym świecie i szkolić.
Język?
Tak. Język jest bardzo ważny i nie ukrywajmy, że bez niego będzie ciężko. Oczywiście są kraje które tak jak w Polsce, gdzie nie zrealizujesz szkolenia jeżeli nie ma tłumaczenia. Na wszystkie szkolenia na które ja jeździłam za granicę to tego tłumaczenia nie było. Były zawsze po angielsku czy po niemiecku. Byłam nawet na dwóch szkoleniach gdzie uprzejmością kogoś kto mi tłumaczył na ucho po angielsku i było wielkie zdziwienie, że ja mam w związku z tym pretensje.
U nas jest tak, że niby wszyscy wykształceni, obyci, światowi, znają języki, a jak przyjdzie co do czego i przyjeżdżamy na szkolenie i musi być tłumaczenie po polsku. Mi osobiście to przeszkadza, ja nie lubię tłumaczenia bo mam ten komfort, że mogę słuchać po angielsku. Z drugiej strony to rozumiem, bo zapłaciłem i chcę wyciągnąć z tego 100%. To jest tylko kultura w naszym kraju, płacę – wymagam i musi być tłumaczenie. Za granicą tego nie ma. Jeżeli ktoś chce osiągnąć sukces za granicą to jest to jak najbardziej możliwe, ale minimum to angielski.
[losowanie nagród]
Jak stać się specjalistą?
Rozwój, rozwój, ciekawość życia, rozwój, ciekawość życia i notoryczny niedosyt. Ja dochodzę do wniosku, że im więcej wiem tym mniej wiem. Niestety tak jest. Pewna też ciekawość tego wszystkiego. Przede wszystkim żeby stać się specjalistą musisz lubić to co robisz. Jeżeli to cię nie pociąga, to cię nie pasjonuje to nie będziesz w tym specjalistą, po prostu. Żeby być specjalistą trzeba wejść na wyższy poziom zagłębienia, trzeba tym żyć, oddychać, wąchać to. Ja tak się zachłysnęłam powięzią. Każde ćwiczenie jestem w stanie przetłumaczyć na sposób powięziowy. Jak widzę rolkę to od razu kombinuję co mogę z nią zrobić.
Pamiętajcie też, że trening powięzi to nie jest tylko rolka. Ja cały czas chcę, pożądam i jestem głodna, jak kiedyś pokażemy naszą bibliotekę to się przerazicie. To jest bardzo trudne, bo żeby stać się specjalistą trzeba mieć troszeczkę szczęścia w życiu, ktoś cię musi popchnąć, zarazić, dać bakcyla. Gdyby nie ty, ja pewnie nigdy w życiu bym się nie odnalazła w tym co robię. Byłabym kimś innym i robiłabym inne rzeczy, nawet sama nie wiem jakie. To też jest zabawne bo ja pracuję w zawodzie który nie jest moim zawodem z wyboru. Jakbym ja miała sobie wybierać tą ścieżkę, to nomen omen ja idąc na studia zarzekałam się, że nie chcę robić nic związanego z treningiem i z ciałem, a patrzcie los gdzie jestem.
Co byś powiedziała wszystkim starszym fizjoterapeutom, czyli doświadczonym, co oni mają robić? W większości nazywają się specjalistami, mają full pacjentów w gabinetach, albo myślą kiedy odejść na emeryturę, albo myślą że są już super. Co oni powinni robić?
Ja bym tą grupę rozróżniła na dwie. Na grupę starszych specjalistów którzy cały czas się rozwijają i wiek jest tylko ich zaletą i dużym plusem, wartością dodaną, bo mają w swoich rękach niezliczoną bazę ciał, dotyku, przypadków i innych rzeczy. Do takich osób mam ogromny szacunek i osobiście chciałabym mieć jak najwięcej takich osób w swoim otoczeniu. Też takich osób które w tym wieku mają cały czas otwartą głowę. Ja takich specjalistów chciałabym mieć w swoim życiu, którzy mają otwartą głowę i mimo wieku cały czas się rozwijają. Natomiast niestety, mówię to z wielką przykrością, jest bardzo dużo specjalistów którzy na pewnym etapie swojego życia przestali się rozwijać. To jest spowodowane różnymi rzeczami.
Oczywiście możemy mówić, że komuś uderzyła woda sodowa do głowy, nie mógł się rozwijać albo nie miał czasu, poszedł inną ścieżką, albo stwierdził że to co ma to mu wystarczy. Ja to analizowałam w kontekście tego o czym z tobą bardzo często rozmawiam. Im więcej kursów robisz tak naprawdę mniej z nich wyciągasz takiej prawdziwej wiedzy know-how. Myślę, że to jest też kwestia poszukiwania pewnych rzeczy i dobierania takich kursów które nie będą podobne a całkowicie z innej dziedziny i rozwijające abyś mógł zdecydować czy chcę w to iść czy nie.
Co ja bym powiedziała tym specjalistom? Powiedziałabym, że troszeczkę więcej pokory ale też szacunku do młodych ludzi którzy pomimo tego że nie mają takiego wieku i stażu naprawdę nie odstają. Oczywiście nie powiem, że to są wszyscy, ale są takie osoby które naprawdę niejednokrotnie kogoś takiego z dużym doświadczeniem mogłyby zjeść.
Czasami po prostu musimy się pogodzić z tym, że idzie nowy narybek, idzie nowa fala, idzie nowe pokolenie. Wiele osób nie chce się z tym pogodzić, więc albo to jest moment żeby zejść ze sceny, albo to jest moment żeby w swojej truciźnie żyć. Do wyboru każdego z was, każdego z tych specjalistów.
Gdzie za 10 lat jesteś?
Ja żyję tu i teraz. Nie myślę gdzie będę za 10 lat co całkowicie przeczy z moją nauką biznesową. Ja wiedziałam 8 lat temu gdzie ja chcę być. W 2013 roku dokładnie wiedziałam gdzie chcę być za 10 lat, a dzisiaj im jestem starsza tym mniej wiem gdzie chcę być na takiej zasadzie, że mam tyle drzwi otwartych, że ja cały czas prowadzę wewnętrzny mentalny rachunek w które drzwi wejdę. Wiem na dzień dzisiejszy, tego też mnie nauczyło życie pod kątem ambicji o których mówiłam, że nie jestem w stanie wejść w każde z nich. Na razie przedłużam etap korytarza do tych drzwi.
Zadaję sobie pytanie czy bardziej chcę być szkoleniowcem, czy dalej chcę prowadzić firmę, którą z firm chcę bardziej rozwijać, na którą chcę postawić, czy chcę być bardziej mamą, kiedy drugie dziecko mężu? Jest dużo pytań a niewiele z osób słuchających nas wie, że moją ogromną pasją są góry. Ja najchętniej bym się wyprowadziła z Warszawy choćby i jutro i przeniosła się do uroczej miejscowości górskiej. Ja wiem, że nie chcę żyć w Warszawie natomiast na chwilę obecną to jest moje miejsce pracy i na pewno będę tutaj przez najbliższe 10 lat. Nie wyobrażam sobie opuścić Fizjo4life.
Pytanie było tylko do 10 lat, więc co dalej, to nikt nie wie.
Ja nie wiem co będzie za 10 lat. Moim marzeniem jest żyć w górach. Ja siebie widzę i nasi znajomi z BLACKROLL, nasi przyjaciele-założyciele BLACKROLL w Niemczech wiedzą, bo oni mieszkają w Szwajcarii, szukają nam takiej małej działeczki w Alpach Włoskich. Zawsze jak przejeżdżają, bo częściej jeżdżą od nas w te rejony bo mają bliżej, wysyłają mi: „Karolina, this is your Chalet”. Tak, to jest moje miejsce w życiu. Ja mogę krowy paść, sery robić. Nie potrzebuję Instagrama na przyszłość. Dzisiaj potrzebuję.
Nie będę was już męczył naszą skromną osobą.
My byśmy tak mogli do rana.
Jak spodziewacie się, edycja sezon 3 na pewno będzie.
Dajcie znać w komentarzach czy chcecie „Dachowska pyta Dachowskiego Special Edition 2021”
Wybiłaś mnie teraz z rytmu. Chciałbym bardzo podziękować, bo minęła godzina i 36 minut. Jest to wystarczający czas na niedzielę.
Ktoś dotrwał do końca tego podcastu?
Tak, dużo osób, czternaście cały czas było z nami na live. Każdemu z osobna dziękuję, że wytrzymał tak długo z nami i nie ma już dość Dachowskich, bo jest nas dużo wszędzie.
Ja z mojej strony chciałabym tylko powiedzieć, że będzie mi bardzo miło i będziecie wiedzieć dlaczego dla mnie to jest ważne. Jeżeli zajrzycie do Akademii Rolowania abyście podzielili się swoim feedbackiem, czy wam się podoba czy nie. Jeżeli wam się spodoba, to poszerzajcie tą wiedzę dalej. Będzie to dla mnie duży mandat zaufania i wsparcie wewnętrzne o które mocno proszę.
Chcą żebyś mnie przepytała. Ustalimy termin.
Pytania wysyłajcie na mój Instagram już dzisiaj. Audycja 1 stycznia 2021.
My teraz staniemy, można zrobić zdjęcie i powiedzieć, że nas słuchaliście. Będzie nam miło, z hashtagiem „Dachowski Pyta”, możecie się podzielić. Pamiętajcie, mam wąsa, komuś się może bardzo podoba to November Akcja.
Mąż Dawid Podsiadło.
Akcja, tak jak powiedziałem wczoraj na Instagramie „Jak masz jaja pokaż wąsy” więc ja pokazałem wąsy. Zachęcam wszystkich panów do tej akcji żeby pokazali swoje wąsy. Do zobaczenia i widzimy się w kolejnym odcinku z serii Dachowski Pyta.
Mi też było miło, że wytrwaliście z nami. Mężu, oby Dachowski Pyta się rozwijało.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?