Karolina Dachowska – Mobbing w sporcie zawodowym. S01E02

Karolina Dachowska – Mobbing w sporcie zawodowym. S01E02
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Naprzeciw wszystkiemu.
To już drugi podcast z Karoliną Dachowską, w którym wspomina kontuzję, mobbing i kolejną zmiany miejsca zamieszkania. Jak mocnym trzeba być, żeby iść dalej jeśli w jednym roku wszystko zaczyna się psuć? Ona podnosi głowę i idzie po swoje – czy Ty już byś się poddał?

Zapraszam do drugiego odcinka szalenie ciekawego cyklu rozmów z koszykarką, specjalistą treningu powięziowego, bizneswoman, mamą i moją żoną – Karoliną Dachowską.

Transkrypcja podcastu:

Michał Dachowski: Witam Was serdecznie w kolejnym odcinku z serii „Dachowski pyta”. Dzisiaj ze mną jest…

Karolina Dachowska: Karolina Dachowska.

Kiedyś?

Stanek.

Super. W ostatnim odcinku rozmawialiśmy o koszykarskich początkach Karoliny, jesteśmy już w czasach dorosłości, czyli Pruszkowa. A jeżeli nie oglądaliście poprzedniego odcinka i chcecie się dowiedzieć, to zapraszam serdecznie do pierwszego odcinka i tam o młodości Karoliny. Ale my dzisiaj kontynuujemy temat Pruszkowa. Jako team, wszystkie dziewczyny naprawdę dobrze ze sobą żyły. Dlaczego tak się działo? Co robiłyście poza tym, że grałyście w koszykówkę?

Chyba nie odkryję tutaj Ameryki, jeśli powiem, że w damskim sporcie bardzo często trudno jest pozyskać pewną pozaboiskową chemię wśród dziewczyn. W szczególności, że życie w gronie dwunastu kobiet, gdzie buzują hormony i wiadomo, jakie kobiety mają czasami nastawienie, dosyć mocno zaczepne wobec siebie, gdzieś robią z igły widły, ciężko jest przeżyć po prostu cały sezon…

Dobrze, że są świadome przynajmniej.

Ja jestem świadoma i też myślę, że dzisiaj jest ta świadomość, a wtedy nie do końca była. Natomiast to jest wyzwanie zarówno dla trenera, ale przede wszystkim dla dziewczyn w zespole, żeby tą chemię między sobą wytworzyć. Tak jak rozmawialiśmy wcześniej, w Pruszkowie naprawdę udało nam się to stworzyć. Miałyśmy świetny zespół i dogadywałyśmy się bardzo dobrze poza boiskiem, ale też na boisku.

Co tam się działo?

Co tam się działo? No socjalizowałyśmy się poza boiskiem. Bardzo często się spotykałyśmy. Ja wiem, do czego Ty pijesz.

Do takich dwóch rzeczy.

To może Ty to powiedz.

Wtedy w TVN był bardzo mocny program telewizyjny.

Tak, „Ugotowani”.

I stwierdziłyście, że to zrobicie sobie wewnętrznie.

Tak. My stwierdziłyśmy z dziewczynami, że to jest mega fajna rzecz i też chciałybyśmy tak chodzić i oceniać siebie i mieszkając tutaj wszystkie na jednym osiedlu z czterema innymi dziewczynami wymyśliłyśmy sobie, że zrobimy sobie właśnie taki wewnętrzny konkurs Ugotowanych. Co więcej, nagramy to, żeby później na stare lata móc sobie obejrzeć. I tak też zrobiłyśmy.

Kto w tym był? To były cztery pary?

Tak, cztery pary. Ja tylko nie byłam w parze, ja byłam z koleżanką z drużyny, Pauliną, bo nie mieszkałyśmy wtedy niestety z naszymi partnerami. Więc żeby było kolorowo, byłyśmy we dwójkę i razem przygotowywałyśmy posiłki po naszej stronie. Natomiast oprócz mnie była Ania Pietrzak, już dzisiaj Bekasiewicz, ze swoim mężem, Alicja Perlińska, dzisiaj Bednarek, też ze swoim mężem i Ola Chomać ze swoim chłopakiem. I tak w ósemkę potrafiliśmy się zabawić raz na tydzień, przygotowując kolację dla dziewczyn. I było to mega fajne doświadczenie, bo bawiłyśmy się świetnie, w ogóle nie spodziewałyśmy się, że to tak fajnie wyjdzie. Jak byś mnie dzisiaj zapytał, kto to wygrał, to powiem szczerze, że nie pamiętam, musiałabym…

Dziewczyny, zobaczcie w materiałach, która z Was to wygrała. A może pamiętacie, napiszcie w komentarzu.

Tak, nawet miałyśmy grupę na Facebooku „Ugotowani Pruszków”.

Ona musi tam dalej być.

Bardzo możliwe. Może do niej wrócę.

To była jedna z aktywności, którą robiłyście przez pewien okres czasu. Ale w Pruszkowie też jest drużyna, już nie jest taka sławna, ale pierwszoligowa, męska. I ta koniugacja była dość mocna, z tego, co wiem.

Tak, spędzałyśmy z chłopakami bardzo fajny czas po treningach. Nie będzie to tajemnicą, jak powiem, że troszeczkę Warszawa nas pochłonęła w pewnym momencie.

Dlaczego tak się dzieje? Bo co, młodość? Bo nie ma co robić?

Jeżeli chodzi o mnie, ja wyszłam z Rybnika, który miał dość restrykcyjne podejście do tego, co zawodniczka może robić w swoim wolnym czasie, w szczególności w godzinach wieczornym. Rybnik był bardzo małym, specyficznym miastem, tam każdy znał każdego. I dla zawodniczki, która jest opłacana z funduszy miejskich, czyli tak naprawdę z podatków z kieszeni każdego mieszkańca, gdzieś zobaczenie zawodniczki w jakiejś dyskotece, w jakimś klubie, po prostu było zrazą i skandalem na całe miasto. Więc my miałyśmy kategoryczny zakaz, pod rygorem kar finansowych, wychodzenia gdziekolwiek po godzinie 22. Aż do tego stopnia, że nieraz włodarze klubu potrafili jeździć wieczorem pod blokami, sprawdzać, czy świeci się światło. Pamiętam nawet sytuację, jak przyszedł anonim do klubu, że zawodniczka o nazwisku takim i takim była widziana ze szklanką piwa. I to też automatycznie byłyśmy karane. Natomiast w tym Pruszkowie ta swoboda była troszeczkę większa. Jak jechałyśmy do Warszawy, byłyśmy anonimowe. I dla mnie dziewczyna w wieku 22 lat, która przez pięć lat była chowana praktycznie jak w zakonie, możliwość zobaczenia, poznania ludzi, cieszenia się tą młodością, która praktycznie była mi zabrana na tamten okres czasu, nie ukrywajmy – najwięcej ludzie bawią się, mając 18-20 lat. Ja ze względu na to, że oddałam się w stu procentach sportowi, tej możliwości nie miałam. I pamiętam nawet w mojej klasie licealnej, gdzie były „osiemnastek” i chodziło się na „osiemnastki” do każdego, a ja nie chodziłam, bo zawsze był trening, zawsze był mecz i zawsze był wyjazd. Więc ta młodość była mi troszeczkę odebrana. Natomiast w Pruszkowie była szansa na to, żeby to nadrobić i nie będę tego ukrywać, że troszeczkę z tego skorzystaliśmy. Nie chcę tutaj mówić, że nagle wychodziłyśmy o piątej nad ranem z klubów, ścierane nie wiadomo jak, ale po prostu chodziłyśmy na parę godzin, żeby się pobawić, pogadać, potańczyć.

Ulubiony klub?

Ulubiony klub to był już świętej pamięci Underground na Marszałkowskiej, które już w tym momencie nie ma.

Teraz jest metro.

Tak, tam teraz jest metro, ale to była nasza ulubiona kultowa imprezownia.

To powiedzmy, że mamy załatwioną część kulturalną, ale to pewnie nie była przyczyna nagłego spadku Pruszkowa, jego słabszych wyników w lidze? I trener Koniecki niestety zostaje zwolniony i przychodzi za niego trener Prabucki. Jak Ty widzisz tę zmianę swoimi oczami?

Faktycznie my miałyśmy w pewnym momencie w sezonie gorszy etap, wynikający najprawdopodobniej z przeciążenia zawodniczek. Ja mówiłam o tym, że ja się czułam dobrze w tych obciążeniach, ale nie wszystkie się tak dobrze czułyśmy. Byłyśmy troszeczkę zamulone, co przełożyło się na brak pożądanych wyników. I faktycznie włodarze zdecydowali się na zmianę trenera i przyszedł trener Prabucki. Czy zmiana była duża? Na pewno pod kątem filozofii i treningu. Nagle dostałyśmy dużo, dużo więcej luzu pod kątem obciążeń, co przełożyło się też na poprawę wyników, które moim zdaniem wynikały z tego, że nagle przyszła jakaś lekkość, dostałyśmy drugich skrzydeł i wykorzystałyśmy to, co wcześniej wypracowałyśmy, czyli ta forma po prostu wskoczyła na odpowiedni poziom, pod kątem tego, że te obciążenia były zmniejszone.

To może teraz to, co najbardziej może ciekawić, czyli nasze poznanie. [śmiech]

Tak, Pruszków oprócz tego, że był najlepszym moim sezonem koszykarskim, to też był czas, kiedy poznałam Ciebie. Ale co ciekawe, pracowaliśmy ze sobą.

Nikt tego nie planował, pracowaliśmy ze sobą rok i nic się nie działo.

Byłeś moim maserem.

Byłem maserem, jak to jest nazywane w klubach, czyli fizjoterapeuta opiekujący się to maser. I pewnego treningu, to był chyba marcowy albo kwietniowy trening, dzieje się…

Tak. Zawsze jest tak, że jak dzieje się dobrze, to troszeczkę musi przyjść jakiś kryzys, bo taka kolej rzeczy. I faktycznie ja się bardzo dobrze czułam w tym sezonie, miałam formę na naprawdę dużym poziomie, byłam pewna siebie. I mniej więcej pod koniec sezonu w lutym przyszła do mnie bardzo niespodziewanie kontuzja, która była spowodowana naprawdę głupią sytuacją na treningu, ona się nie powinna zdarzyć. Ale gdzieś tam po prostu w całkowicie nieznaczącej sytuacji ktoś wpadnie pod nogi. I skręciłam kostkę. Pamiętam to, jak dzisiaj, bo ja wiele razy kręciłam kostkę i pamiętam, że ten uraz… od razu wiedziałam, że on nie jest…

Błahy.

Błahy. On nie jest z tych lajtowych, że zawiniemy w tejpa i jazda dalej. A Ty podbiegłeś do mnie jako maser, że – przestań histeryzować, nic się nie stało. Ja wiedziałam, że się stało. I faktycznie robiąc później testy, okazało się, że są zerwane wiązadła w stawie skokowym. I nawet wisiało nade mną widmo operacji.

Tak, w fizjoterapii i [ns 0:09:06] treningu, to nazwisko powinno się obić o uszy, to jest pani, która robi najlepsze w Polsce USG i opis tego USG kostki Karoliny był do tej pory najdłuższym, jaki widziałem w swoim życiu, czyli tam było z półtorej strony A4 opisu, jakie są uszkodzenia na poziomie więzadeł, mięśni, troczków i innych struktur, które są w kostce. I to było najdłuższe USG, jakie widziałem.

I faktycznie, nadawało się do operacji. Ale wyciągnąłeś mnie z tej kontuzji, co sprawiło, że tak naprawdę w całym procesie rehabilitacyjnym zaczęliśmy spędzać ze sobą bardzo dużo czasu. I myślę, w dużym stopniu zaskakująco zarówno dla mnie, jak i dla Ciebie, bo byliśmy wtedy w zupełnie innych związkach, gdzieś tam narodziło się uczucie, którego nie planowaliśmy, a które nas połączyło. Tak jak powiedziałam wcześniej, dla mnie pewne rzeczy nie dzieją się bez przyczyny i uważam, że ta kontuzja, która w tamtym okresie czasu była dla mnie bardzo mocno krzywdząca, ja nie mogłam się przez długi okres czasu z tym pogodzić…

Bo od marca to już jest sezon stracony i liczysz tylko na to, że tę kontuzję jakoś uda się pokonać i w następnym sezonie uda się startować, bez operacji. Bo gdyby byłaby operacja, to jeszcze następny sezon stałby pod znakiem zapytania.

Tak. Ale to do czego zmierzam, to jest to, że ta kontuzja wywróciła całe moje życie do góry nogami. I nie tylko zawodowe, bo nigdy już nie wróciłam do takiej formy, jaką prezentowałam wtedy. Myślę, że to też przekreśliło poniekąd dalsze moje możliwości, perspektywy. Ale przede wszystkim poznałam Ciebie i też dzięki temu weszłam w troszeczkę inne obszary swojego życia, pod kątem możliwości, które się otworzyły dla nas później.

Tutaj jest trochę smutna historia, czyli jak może wyglądać – nazwijmy to po imieniu – mobbing w sporcie. Bo jednak kontakty w tym czasie: trener – zawodniczka, gdzie ja jestem [jako trener? 0:11:12], przyszłościowo są niemile widziane w klubie. Dopóki nikt nic nie wie, to jest dobrze. Ale następują sytuację, które powodują to, że w klubie zaczyna się robić nieciekawie i trzeba podejmować trochę trudne decyzje.

Tak i ja nie planowałam wtedy, że zostanę na kolejny sezon w Pruszkowie, ale tak się wydarzyło, że zarówno ja, jak i Ty, dostaliśmy propozycję. To teoretycznie było nam na rękę, ale też wiedzieliśmy, że nie możemy za mocno chwalić się tym, że jesteśmy razem. Ja myślę, że oboje zachowaliśmy się i zachowywaliśmy się do tej pory – jesteśmy stuprocentowymi profesjonalistami i nasze relacje w żaden sposób nie wpływały zarówno na moją postawę, jak i Twoją postawę. Aczkolwiek w momencie, kiedy władze klubu dowiadują się, że taki związek jest, jest to mocno negatywnie odbierane. I w perspektywie tego, że jedno z nas musi iść do odstrzału i jestem to albo ja, albo Ty, tak naprawdę łatwiej zrezygnować  z zawodniczki, bo jest jedenaście innych dziewczyn, które jej miejsce mogą spokojnie zastąpić. A żaden klub nie pozwoliłby sobie na to, żeby pozbyć się fizjoterapeuty w środku sezonu. Więc faktycznie, dotknął mnie mobbing, które wtedy chyba nie potrafiłam nazwać. Ja pierwszy raz spotkałam się z takimi praktykami, które były na mnie stosowane, czy na moje psychice. I z pełną świadomością mogę powiedzieć teraz, że wiele osób tego pojęcia nadużywa, bo gdzieś szef na kogoś podniósł głos. A mobbing w moim wykonaniu, w sensie wykonywany na mnie, był bardzo wyrafinowanym, z uśmiechem na twarzy, sposobem niszczenia mojej psychiki pod kątem pokazywania mi tego, że pomimo moich największych starań treningowych, w pracy, formy, która wracała, tego że mogłam wejść na boisko i zrobić różnicę, starano mi się za wszelką cenę udowodnić, że nie znaczę nic i traktowano mnie praktycznie gorzej niż byłam traktowana w Rybniku, mając 18 lat. Ja nagle w wieku dwudziestu paru lat, gdzie byłam planowana na szóstą zawodniczkę, czyli tą pierwszą z ławki, czy tam siódmą, drugą z ławki, czy po prostu na zmienniczkę kluczowego grajka i te moje szanse boiskowe miały być duże – nagle dostaję rzeczywistość, która wygląda tak, że zespół wygrywa 30 punktami, a ja grzeję ławę i trener z pełną premedytacją i szyderczym uśmiechem spogląda w moją stronę i daje mi do zrozumienia, że absolutnie wszyscy wejdą, nawet dziewczyny po 19 lat dostają swoje szanse, wszyscy się cieszą, a Stanek siedzi na ławce, bo tak.

Chyba była taka sytuacja, że weszłaś na chwilę, trafiłaś trójkę z faulem, trafiłaś osobistego i zeszłaś. To było chyba kluczowe i to były chyba znamiona tego, co się działo wtedy w klubie wewnętrznie.

Faktycznie, ja weszłam, dostałam – bo czasami musiałam po prostu dostać, żeby kibicom mnie pokazać, mnie kibice lubili, więc czasami musiałam wejść, ale to tak jak mówisz – to było dosłownie wejście na 30 sekund, takie praktyki były często stosowane, toteż myślę, że mocno mnie podminowało, bo ja potrafiłam wejść na boisko, dwa razy przebiec boisko, zajęło to 30-45 sekund i automatycznie byłam ściągana. Dla mnie to po prostu było upokarzające, bo rozgrzewałam się czasami po 20 minut, z boku, wszyscy wchodzili, a ja dalej stojąc z boku, nie dostawałam tej szansy albo wchodziłam na 30 sekund i już do końca meczu nie wchodziłam. I właśnie sytuacja, gdzie weszłam, trafiłam trójkę z faulem, automatycznie trener mnie ściągnął. Wystraszył się, że kibice zaczną zadawać pytania – przecież ona dobrze gra, dlaczego ona nie gra? I wtedy nie było to przyjemne i niestety nie wytrzymałam tego długo, bo podjęliśmy decyzje, że chyba czas zmienić klub.

Czas zmienić klub i idziesz do…?

I trafiłam wtedy do pierwszoligowego klubu, bo priorytetem było dla nas to, żeby ten dystans pomiędzy nami był w miarę realny.

To było realne dojazdowo i żeby było granie.

Dokładnie, więc przeniosłam się do klubu do Siedlec, który jest 100 km oddalony od Warszawy. To był klub pierwszoligowy, więc nie ekstraklasowy. Ja miałam duże nadzieje związane z tymi przenosinami, ze względu na to, że chciałam po prostu psychicznie się odbudować. I też miałam to szczęście, że trafiłam na bardzo fajnego trenera, czyli trenera Mołłowa, Bułgara, który ma typowo bałkańskie zacięcie do koszykówki i bardzo fajne podejście.

Czym taki trener się różni od polskich trenerów? Co jest innego? W Twoim poczuciu jako zawodniczki, co się  zmienia?

Myślę, że mój ówczesny warsztat, umiejętności mocno były nakierowane na grę zespołowe i przede wszystkim taktykę. A przy trenerze Mołłowie rozwinęłam całą paletę umiejętności indywidualnych, podejmowania decyzji, minięcia, wjazdu, troszeczkę wzięcia na siebie odpowiedzialności gry, czego wcześniej mi brakowało, bo ekstraklasowa koszykówka na pewnym poziomie takich form nie dopuszczała, to było dozwolone tylko dla Amerykanek. Natomiast w pierwszej lidze zupełnie inne zasady, inne warunki i pozwoliło mi to odbudować pewność siebie, która była mocno utracona w Pruszkowie przez te przeboje mobbingowe. Ale faktycznie ten sezon w Siedlcach nie do końca mogę zaliczyć jako udany.

Bo tam, z tego co pamiętam, jest walka o awans.

Tak, tam jest walka o awans o ekstraklasę. Ze względu na to, że niestety nie udało nam się tego wywalczyć, to nie był sezon do końca udany. Ale widocznie tak miało być. Później przeniosłam się do Lublina, w Lublinie podobne cele i jak się okazało, przystępując do tego sezonu, nie byłam świadoma, że będzie to mój ostatni sezon w karierze.

tym, co się wydarzyło i dlaczego to był ostatni sezon Karoliny w pierwszoligowych i ekstraklasowych boiskach, dowiecie się z kolejnego odcinka z serii „Dachowski pyta”. Więc jeżeli chcecie go obejrzeć, zapraszam już niedługo na ten odcinek.

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 0 : 27 - Jak zadbać o relacje w zespole?
  • 6 : 10 - Spadek formy, przeciążenie zawodniczek i zmiana trenera.
  • 7 : 25 - Od kontuzji do miłości.
  • 10 : 57 - Mobbing w sporcie.
  • 10 : 07 - Zmiana klubu, nowe podejście, nowe umiejętności.