Opis tego podcastu:
Pomagać ludziom!
Co sprawiło, że młody chłopak z Zamościa decyduje się pójść na fizjoterapię i jak wyglądają pierwsze lata jego studiów? Czym jest „wysiedziana” po imprezie specjalizacja, i dlaczego rodzina każdego początkującego fizjoterapeuty chodzi obklejona tejpami od stóp do głów?
Ten odcinek to szalenie ciekawa rozmowa dwóch rehabilitantów, którzy z perspektywy czasu i doświadczenia wspominają swoje pierwsze wybory, trudy i wyzwania związane z tym zawodem. Jeżeli właśnie wkraczasz na tą drogę, tak jak oni kilka lat temu koniecznie wysłuchaj ten podcast!
Zapraszam do cyklu rozmów z fizjoterapeutą Jakubem Nowosadem, świetnym specjalistą rehabilitacji sportowej i urazowej, opiekunem koszykarskiej Legii Warszawy, a prywatnie bardzo sympatycznym i otwartym facetem!
Transkrypcja podcastu:
Michał Dachowski: Witam was serdecznie w kolejnym odcinku z serii Dachowski Pyta. Ostatnio rozmawialiśmy z Karoliną, link będzie poniżej, jeżeli ktoś nie obejrzał, zapraszam. Będzie tam o koszykówce, o biznesie i o bardzo rzadko spotykanej rzeczy, jaką jest mobbing w sporcie. Myślę, że ten odcinek warto obejrzeć. Dzisiaj z nami jest również wyjątkowy gość. A jest nim…
Kuba Nowosad: Kuba Nowosad. Witam serdecznie.
Jakub, co robisz?
Co robię? Jestem fizjoterapeutą, pracuję w Fizjo4Life, oprócz tego zajmuję się również koszykarzami w warszawskiej Legii, od kilku sezonów. Dodatkowo jeszcze zdarza mi się poprowadzić szkolenia pod szyldem BLACKROLL. Myślę, że to jest główna część mojej pracy na dzisiaj.
Żeby do tego dojść, trzeba było pewne decyzje życiowe podjąć. Wybrałeś kierunek fizjoterapii, zostałeś rehabilitantem. Studiowaliśmy niechcący na tej samej uczelni, jak się później okazało.
Tak jest.
I jak, powiedz mi, do tego doszedłeś? Jaka przebiegała decyzja? Czy to było tak: „OK, idę sobie na fizjoterapię, bo lubię pomagać ludziom”? Czy motywacje były kompletnie inne? Byłeś w liceum, powiedzmy, pewnie z rodzicami rozmawiałeś na temat wyboru studiów. Jak dokonałeś tej decyzji? Dlaczego fizjoterapia?
Fizjoterapia trochę przypadkiem, bo moją pierwszą decyzją było to, żeby pójść na AWF. Spośród wszystkich kierunków na AWF-ie najbardziej zainteresowała mnie fizjoterapia i w sumie tak się złożyło, że na fizjoterapię trafiłem. Może na początku było trochę wątpliwości, może było po prostu trochę ciężko przez te studia przebrnąć, ale myślę, że to był dobry wybór i w tym momencie na pewno tego nie żałuję.
Rodzice kształtowali, czy to jednak była Twoja autonomiczna decyzja?
Trochę autonomiczna, ale może jest coś rzeczywiście w tym, kwestia takiego pomagania ludziom, takiej właśnie pracy z ludźmi. Rodzice zawsze w ten sposób pracowali, więc może przez to, że za dzieciaka trochę się na to napatrzyłem, bliżej mi było do takiego typu pracy.
Ale też u Ciebie w mieście, bo pochodzisz z Zamościa…
Tak jest.
Nie ma takiej szkoły. Więc teraz jeszcze do tego dochodzi trudny wybór. Lat dwadzieścia i trzeba wyfrunąć z domu w tak młodym wieku, co dzisiaj jest dość niepopularną kwestią.
Myślę, że w tamtym czasie pewnie to nawet była chęć wyjazdu z domu, chęć może trochę urwania się z mniejszego miasta. W ogóle nie brałem pod uwagę wtedy studiowania w Zamościu. Jest uczelnia i jest fizjoterapia w Zamościu, nie pamiętam, czy była też w tamtym momencie, ale od razu była decyzja, że jednak AWF. A jak wiemy, AWF-ów mamy kilka w Polsce, więc to się wiązało z wyjazdem z domu.
I wybierasz?
I wybieram Warszawę. Potem z Warszawy trafiam do Białej Podlaskiej.
A czemu nagle taka zmiana? Bo wiem, że zdałeś egzaminy do Warszawy, dostałeś się. I co?
Tak, pierwszy rok przestudiowałem w Warszawie. Potem, z takich to, powiedzmy, wyborów prywatnych, przeniosłem się do Białej Podlaskiej. Tam dokończyłem licencjat. Potem troszkę zmuszony byłem do powrotu do Warszawy dlatego, że po prostu w Białej Podlaskiej magisterki jeszcze wtedy nie było.
Gdybyś miał ocenić studia licencjackie, tak naprawdę dla przyszłych adeptów, bo oni też pewnie będą oglądali ten podcast na YouTube, naszą rozmowę. Co daje licencjat na poziomie Białej Podlaskiej, gdzie ja też kończyłem. Czy polecasz tę uczelnię? Czy to był dobry czas?
Bardzo dobry. Szczerze, bardzo dobrze wspominam Białą Podlaską i myślę, że jeżeli zapytamy w ogóle kogokolwiek, kto tam studiował, to raczej każdy ma dobre zdanie. Niesamowita atmosfera, fantastyczni ludzie. Do dzisiaj przyjaźnie zostały, do dzisiaj widzę się z niektórymi osobami, mam kontakt. Więc fajna, taka naprawdę bliska, ciepła atmosfera. To pewnie też wynika z tego, że Biała jest mniejszym miastem, wszyscy są trochę w jednym miejscu. Ale też cała kadra, zaplecze, szczególnie teraz, bo miałem okazję być nawet w zeszłym tygodniu w Białej Podlaskiej…
Powrót na stare śmieci.
Tak, powrót na stare śmieci, trochę rzeczy się przypomniało, trochę gdzieś tam się łezka w oku zakręciła.
Zobaczyłeś pewną imprezownię?
[śmiech] Nie, niestety, właśnie część tych imprezowni już jest pozamykana. Ale widać, jak bardzo się ten AWF rozwinął, więc myślę, że studiując teraz jest jeszcze więcej możliwości, niż te kilka lat temu, jak my studiowaliśmy. Bo już trochę lat mimo wszystko minęło.
To teraz mamy porównanie. Tam Biała Podlaska, mała miejscowość, dość specyficzny klimat, bo faktycznie wychodząc wieczorem spotykasz też wykładowców i oni też są w tej samej knajpie, co i Ty. I potem nagle Warszawa i kompletnie inny świat. Jakbyś miał te światy teraz porównać? Warszawa – podobni wykładowcy, podobni ludzie, bo niektórzy jeździli do Białej Podlaskiej, a nagle kompletnie zmienia się relacja między…
Między ludźmi. To jest chyba właśnie to.
Skąd to wynika, jak myślisz?
Wydaje mi się, że to wynika po prostu z tego, że… Znaczy, jedno to jest to, że inny jest charakter studiów. Studia magisterskie to często są studia, gdzie już część osób pracuje, ma jakieś inne zajęcia i to nie jest tylko to, że te studia są na pierwszym miejscu. A druga rzecz, to po prostu odległości. Tam mieszkaliśmy wszyscy wokół jednego osiedla, potrafiliśmy iść rano po bułki i spotkać połowę swojej grupy z uczelni. A tutaj jednak rozstrzelenie wszystkich po całej Warszawie. Nawet żeby się umówić, żeby się spotkać, po prostu potrzeba więcej na to czasu.
Najtrudniejszy przedmiot? Na licencjacie.
Na licencjacie? No mimo wszystko chyba anatomia.
To robiłeś jeszcze w Warszawie?
Tak, to robiłem jeszcze w Warszawie. Anatomia, neuroanatomia na drugim semestrze. Ale też kinezjologia. Myślę, że te główne przedmioty, na nie był największy nacisk i było jasne, że jeżeli pewnych rzeczy się nie nauczysz, pewnych rzeczy może nie wkujesz na pamięć, bo też trochę tak to działało, to nie było szans. Ja pamiętam, że z pierwszego roku jednak mimo wszystko sporo osób odpadło.
Ile było na roczniku, pamiętasz?
Pamiętam, że było nas około 90 osób, chyba na drugim roku było już około 60. Część osób gdzieś tam powtarzała, część osób zrezygnowała, ale wydaje mi się, że taki przesiew był dość spory, mimo wszystko.
Pamiętasz, ile osób było na miejsce?
Wiesz co, wydaje mi się, że było… Pamiętam, że wtedy to liczyłem, bo każdy był ciekawy. Wydaje mi się, że wtedy to było około 7, 8 osób. Było 100 czy 120 miejsc i właśnie, około jakoś, 700, 800 może kandydatów, ale ciężko mi teraz powiedzieć. Wtedy jeszcze były testy sprawnościowe, to, czego teraz nie ma. Trochę mnie to dziwi.
Nie ma już?
Nie, właśnie nie ma. Nie ma na fizjoterapię już testów. Trochę dziwne, jeżeli chodzi o charakter AWF-u i myślę, że tego brakuje. Ale to chyba wynika właśnie też może z mniejszego zainteresowania.
Co było, pamiętasz? Trzy rzeczy były.
Bieg na 1000 metrów, pływanie na 50. Było coś jeszcze?
I najgłupsze, może wy już nie mieliście. My mieliśmy jeszcze brzuszki.
A, to nie.
Mieliśmy brzuszki na prędkość. I pamiętam, że nasz rocznik pisał na AWF-ie w Warszawie. Pisaliśmy do rektora, że to jednak jest fizjoterapia i robienie brzuszków na szybkość jest dość dziwną rzeczą, i to raczej nie jest fizjoterapeutyczne. I dlatego może Wy już tego nie mieliście.
Pamiętam, że nie. My mieliśmy tylko 50 metrów pływania, 1000 metrów biegu. Co jeszcze ciekawe, na testach sprawnościowych, zarówno w Warszawie, jak i w Białej, w jednej grupie biegłem wtedy z dwoma innymi chłopakami. Za każdym razem przybiegaliśmy na tych samych miejscach, zarówno w Warszawie, jak i w Białej. Jak się potem okazało, to jakby moi najlepsi przyjaciele, z którymi mam kontakt.
Czyli już było Wam dane.
Do dzisiaj, tak. Może to też wynika, że mamy nazwiska na podobną literę, więc byliśmy w jednej grupie. Ale tak się fajnie złożyło, że rzeczywiście te osoby, które poznałem pierwszego dnia, kiedy wszedłem na AWF, to są też osoby, z którymi mam najlepszy kontakt do teraz. Z którymi skończyłem, ale mam nadzieję, że jeszcze nie skończę. [śmiech]
A skończyłeś AWF.
Tak.
To teraz najtrudniejszy przedmiot na magisterce. Czy był z czymś problem? Bo tam to pewnie inny charakter, tak, jak powiedziałeś.
Tak, zupełnie inny charakter. Też już tak naprawdę mniej kierunkowe, jeżeli chodzi o zawód, bo studia licencjackie są głównie tymi studiami zawodowymi. Kurczę, nie pamiętam, powiem Ci szczerze. Jest ten problem, że w ogóle jakoś studia magisterskie strasznie szybko mi uciekły.
Bo pracowałeś już? Bo miałeś dużo innych zajęć?
Bardziej praktykowałem, niż żeby to nazwać taką pracą zawodową. Ale z czymś tam wtedy był problem, na pewno. Ale nie chcę teraz zmyślać.
Metody specjalne? Był taki przedmiot-gigant.
Był, tak. My byliśmy w ogóle też pierwszym rokiem, który miał specjalizację na magisterce. Były dwie do wyboru, albo rehabilitacja sportowa, w sporcie, albo neurologiczna. I też pamiętam sytuację, że były zapisy, była ograniczona liczba miejsc na każdą ze specjalizacji, musieliśmy się odpowiednio wcześniej w dziekanacie zapisać. Oczywiście wszyscy chcieli iść na rehabilitację sportową. Było kilka osób, które były zdecydowane na neurologię i chcieli tam iść, a cała reszta się panicznie bała. Więc pamiętam sytuację, że skończyliśmy jakąś imprezę o trzeciej, o czwartej i poszliśmy od razu siedzieć pod dziekanat, żeby zająć sobie miejsce, żeby przypadkiem nie skończyć na neurologii. Ale, jak się potem okazało, te osoby, które skończyły neurologię, bardzo sobie to chwaliły. I też wykładowcy, między innymi doktor Maciej Krawczyk, który jest dość znany w społeczeństwie naszym fizjo.
KIF.
Tak. To cały KIF. Bardzo sobie chwalą, więc myślę, że nawet jeżeli bym tam trafił, to też by to jakoś tam się do czegoś przydało. Tak, na pewno.
Tą specjalizację prowadzi pewnie Mańka i cała reszta.
Tak.
Wykorzystałeś coś z tego? To było pomocne? Myślisz, że to jest dobry kierunek, żeby na studiach już wybierać sobie taką specjalizację?
To jest fajny początek. Dostaliśmy wtedy informacje z, nie wiem, różnych metod pracy, jakieś takie zajawki tego wszystkiego. I myślę, że to już mogło w pewnym stopniu ukierunkować, czymś zainteresować i na pewno dawało jakąś wskazówkę. Chociaż, powiedzmy sobie szczerze, dopiero po studiach, tak naprawdę, kiedy zaczyna się pracę zawodową, to człowiek jakoś bardziej, ma większą świadomość i łatwiej się kierunkuje w pewne strony.
Super. Kończysz studia, jest pewnie chwila „no i teraz wielki świat przede mną”. Ale chyba już na studiach jakieś szkolenia zacząłeś robić?
Tak.
Czy uważasz, że już na studiach jest na to czas? To jest takie pytanie też dla ludzi, którzy nas słuchają i oglądają. Jako fizjoterapeuta – dzisiaj też Legii Warszawa koszykarskiej, o czym będziemy rozmawiać później, czy to jest czas? Studia, czwarty, piąty rok? Żeby zacząć już się szkolić pod względem technik manualnych czy innych technik fizjoterapeutycznych, które potem wykorzystujesz w pracy?
Ja pamiętam, że w ogóle pierwsze swoje szkolenie zrobiłem jeszcze na licencjacie. Oczywiście tak, jak każdy, pierwsze szkolenie było z kinezjotyki u doktora Hałasa.
I to jest to. Nasz pierwszy rocznik właśnie tam robił. Pamiętam, że myśmy właśnie Irkowi powiedzieli „Irek, zrób nam jakieś fajne szkolenie”. „Co ja Wam mogę zrobić, jak wy jeszcze nic nie umiecie”.
[śmiech] Tak. Ale wtedy to przecież była niesamowita rzecz, chodziłem i wszystkich chciałem obklejać. Wróciłem do domu i całą rodzinę obkleiłem. Więc jak najbardziej, takie rzeczy, o których wiemy, że możemy je za chwilę wykorzystać, to ma jak najbardziej sens. Trochę mniejszy sens będzie miało zrobienie, nie wiem, jakiejś wielkiej terapii manualnej w momencie, kiedy nie mamy pacjentów, kiedy nie mamy jak tego ćwiczyć. Tak naprawdę teraz jak patrzę na te wszystkie szkolenia, które ukończyłem, to z każdego bierze się tylko część. Część się zapomina, po prostu.
Część się praktykuje, bo zrobiłeś to od razu po. A części nie wykorzystujesz, bo uważasz, że to jest nie dla Ciebie, czy nie czujesz tego.
Tak. Albo po prostu są rzeczy, które mogą mieć, nie wiem, lepsze efekty. I rzeczywiście fajnie jest robić szkolenia w momencie, kiedy mamy możliwość praktykowania. To nie musi być od razu praca i setki pacjentów, tylko nawet to, że możecie popracować ze znajomymi, z rodziną, ktoś tam się do was zgłasza raz na jakiś czas i macie rzeczywiście możliwość popracować z tym.
Zrobiliśmy reklamę tapingowi i Irkowi, i jego szkoleniom, które chyba do tej pory prowadzi, razem pewnie z Tomkiem Senderkiem. Co jeszcze rehabilitant na tym, powiedzmy, trzecim roku kończąc, czwartym, piątym, co jeszcze mógłbyś powiedzieć, że wypadałoby zrobić, żeby czuć się dobrze z pacjentem? Bo jest taki, powiedzmy, trochę w nas problem, że wychodzimy z tych studiów, nawet po magisterce i – jak to lubię pokazywać – dwie lewe ręce.
Tak.
I trochę nie wiadomo, jak podejść do pacjenta. Bo diagnostykę mamy na studiach, a potem mamy problem z tą taką pracą – dotknięciem pacjenta, i co mam z nim zrobić.
Ale właśnie to jest to, co mówisz. Dotknięcie pacjenta. To jest coś, czego chyba trochę ciężko się nauczyć na jakimkolwiek szkoleniu, albo może po prostu ja nie natrafiłem na takie szkolenia. Brakuje czegoś takiego, takiej zwykłej nauki podejścia do człowieka, podejścia do pacjenta.
Ale mówisz od tej strony manualnej czy od tej strony psychologicznej?
Właśnie od tej strony trochę takiej psychologicznej, bo powiedzmy, że kończysz studia, no to teoretycznie jakąś wiedzę powinieneś mieć. Dyplom o tym świadczy, ukończenie tych wszystkich przedmiotów, pozytywne oceny.
Tak powinno być.
Jak ze wszystkim, jak z każdym kierunkiem studiów. Ale czasem po prostu mamy taką barierę w tej relacji międzyludzkiej, a to jest bardzo bliska relacja mimo wszystko. Na nią pracujemy często indywidualnie w jednym pomieszczeniu z drugą osobą, dotykamy ją.
Często są to kobiety. Przynajmniej w naszym wypadku, mężczyzn, jest to problem, bo kobiety przeważnie do rehabilitacji muszą się rozebrać.
Tak.
I jest to, ta opcja. Trochę trzeba by było ją, w cudzysłowie oczywiście, „zlać”, że nie interesuje Cię jej seksualność.
Głównie trzeba być bardzo profesjonalnym w tym wszystkim, trzeba i ważyć słowa, i gesty. Trzeba być trochę i subtelnym, ale też zdecydowanym, że wiesz, co się robi. Ale myślę, że też, może, z drugiej strony, to po prostu przychodzi z czasem. To też nie jest tak… Ja też na początku, jak miałem pierwszych pacjentów, to ręce się troszkę telepały, zastanawiałem się, co mam robić, przygotowywałem się wcześniej. Układałem sobie jakieś tam pytania, rozmowy…
Ale myślę, że to potrzebna jest praca. Potem łatwiej wchodzisz i masz trochę też przygotowane, co będziesz mówił.
Tak, to na pewno. Ale też rzucenie czasem na taką głęboką wodę – pewnie o tym za chwilę będziemy rozmawiać, jak to u mnie wyglądało – to jest duży plus. Bo po prostu nie masz wyjścia i nikt ci nie pomoże w danym momencie, nikt za ciebie tej roboty nie zrobi. Więc, jeszcze tak wracając do szkoleń, bo trochę odeszliśmy od tematu, to mówię, jedno coś takiego po prostu z podejścia. Nie wiem, czy coś takiego w tym momencie jest. Może jest. Jakby cała ta psychosomatyka i to podejście takie, no….
To jest nowy kierunek, myślę, na polskim rynku.
Tak, ale to się rozwinęło. Oprócz tego, na pewno wszystko w kierunku jakiejś anatomii palpacyjnej. To, żeby jeszcze większą mieć świadomość tego ciała.
Co dotykamy.
Tak, wiedzieć, co dotykam, czego szukam, dlaczego to jest tu, a nie tu i te wszystkie powiązania. Jest dużo takich szkoleń, od których można zacząć na samym początku. Też, żeby mieć świadomość, jak to nasze ciało działa. Że kolano to nie jest tylko kolano, że ręka to nie jest tylko ręka i że to wszystko działa trochę razem.
Czyli mamy, powiedzmy, wybór szkoły za nami i coś tam skończyliśmy. Kończymy ten piąty rok i nagle, to, co już powiedzieliśmy wcześniej, „co teraz”?
Tak.
Pewnie jak każdy z nas wysyłasz tysiące CV wszędzie, gdzie tylko się da, szukasz.
Pamiętam, że jeszcze między czwartym a piątym rokiem na wakacjach już zaczynałem rozsyłać. Bardziej chodziło mi o to, żeby znaleźć jakąś pracę w trakcie wakacji. I rzeczywiście miałem przyjemność, bo bardzo dobrze wspominam tą pracę, przez chyba dwa miesiące w trakcie wakacji pracować w Radości albo w Wesołej. Kurczę, nie pamiętam teraz. Po prostu w domu opieki ze starszymi osobami i myślę, że ta praca też mnie dużo nauczyła. Może trochę takiej pokory, ale też właśnie kontaktu z tymi ludźmi. Pamiętam takie małe sukcesy. Był pan, który nie chciał z nikim wychodzić na zewnątrz, już nie mówiąc w ogóle o jakichkolwiek ćwiczeniach. Mi się jakoś udało go przekonać i rzeczywiście zawsze, jak miałem czas, to po prostu szliśmy na zwykły spacer. Czasem ta praca też polega tylko na tym, żeby człowieka gdzieś zabrać, porozmawiać i to naprawdę już też dużo daje, jeżeli chodzi o jego samopoczucie. Więc to była tak naprawdę, można powiedzieć, moja pierwsza taka praca zawodowa.
Praca, czyli płacili Ci?
Tak, to jest to. Tak naprawdę to były pierwsze moje zarobione pieniądze jako fizjoterapeuta, tak.
Jak uważasz? Powiedzmy, że nie trafiam do takiej idealnej sytuacji, jak u Ciebie, że akurat CV trafia do domu opieki społecznej, wybierają Ciebie i płacą. Czy uważasz, że na poziomie rehabilitanta z doświadczeniem między czwartym a piątym rokiem pójście gdzieś darmowo na praktyki, popatrzenie, to jest super sprawa?
Tak.
Czy szukać?
To na pewno. Trochę nie rozumiem podejścia na zasadzie, że ja skończyłem studia, ja od razu mam zarabiać niesamowite pieniądze i każdy ma mi płacić za wszystko. Tej nauki potrzebujemy cały czas. Ja bardzo dużo godzin praktyk zrobiłem w trakcie studiów.
Każdy z nas musiał.
Tak, sam program AWF-u jest taki, że tych praktyk jest chyba…
900 chyba godzin.
Tak, najwięcej w ogóle ze wszystkich uczelni, które mają fizjoterapię na swoich kierunkach.
Tylko też to dobrze wiemy, że te praktyki były takie, że trwały dwie godziny, a wpisywanych było osiem.
Tak, wiadomo.
I nic na nich się nie nauczyłeś.
Na wakacje równie dobrze można było znaleźć gdzieś miejsce, gdzie po prostu te praktyki podpisywali. Raczej starałem się tego unikać. Jak była możliwość pracy już takiej odpłatnej, to to też jednocześnie mogło być po prostu zaliczone do praktyk. Ale ja dużo wyniosłem po warszawskich jakichś klinikach, po tych wszystkich szpitalach, do których się jeździło, z których też sporo wiedzy się wyniosło. I myślę, że to zaprocentowało, że dzięki temu teraz w tym miejscu, gdzie jestem, to też mi bardzo pomogło.
To wysłałeś CV i ono też trafia do mnie.
Tak. W ogóle, to była trochę inna sytuacja.
I o tym porozmawiamy za chwilę, czyli w następnym odcinku z serii Dachowski Pyta. A moim gościem dzisiaj był…
Kuba Nowosad.
Zapraszam Was serdecznie na kolejny odcinek z serii Dachowski Pyta.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?