Opis tego podcastu:
Co stoi za przejściem od masażu do neuroterapii? Skąd u Patryka Sobotki taka ścieżka kariery, która doprowadziła do momentu, w którym rzadziej mówi o sobie “fizjoterapeuta”, bo woli określenie “neuroterapeuta”? Czym był dla niego Projekt Masaż i czemu w swojej obecnej praktyce skupia się jednak na pracy z autonomicznym układem nerwowym?
Michał Dachowski w swoim najnowszym odcinku podcastu #dachowskipyta gości Patryka Sobotkę, którego głównym kierunkiem zainteresowań są przewlekłe i niespecyficzne problemy bólowe pacjentów. Jak pracuje w gabinecie? Jak wygląda neurodiagnostyka, neurotesty i czy jest to skuteczniejsze od innych technik terapeutycznych? A także, m.in. o tym, czy powinno się pracować w gabinecie z pacjentem, gdy szkoli się innych fizjoterapeutów?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziesz w tym odcinku podcastu #dachowskipyta
__________________________________________
Zapraszam do odsłuchu tego i wcześniejszych odcinków #dachowskipyta również na portalach streamingowych Spotify czy iTunes
—
Zachęcam do subskrypcji kanału, jak również śledzenia innych kanałów: www.michaldachowski.pl
Transkrypcja podcastu:
Witam was serdecznie. To kolejny odcinek z serii „Dachowski pyta”. Dzisiaj porozmawiamy sobie
o fizjoterapii, o wszystkim, co dotyczy fizjoterapeutów, jest fizjoterapią, albo będzie fizjoterapią
w przyszłości, dlatego że mim gościem jest:
Patryk Sobótka.
Witam cię Patryku. Czym się zajmujesz?
Technicznie rzecz ujmując, jestem fizjoterapeutą i większość mojej pracy to jest fizjoterapia, czyli pracuję z ludźmi w gabinecie i tego tez szkolę, aczkolwiek bardzo lubię o sobie mówić, że jestem neuroterapeutą i mocno staramy się, żeby coś takiego w przyszłości zaistniało.
Dlaczego fizjoterapia? Przypadkowo, czy kontuzja?
Nie miałem kontuzji, ale też nie mam za bardzo żadnej romantycznej historii, jeśli chodzi o wybranie tego zawodu. Zawsze lubiłem rzeczy związane z aktywnością, z człowiekiem, z ruchem, z biologią i tak naprawdę to była metoda wykluczania. Zastanawiałem się, co mogę robić, idąc w kierunki biologiczno ruchowe i się okazało, że jest medycyna, jest ratownictwo medyczne, jest bycie nauczyciele w-f, jakieś trenowania i jest fizjoterapia. Pochodzę z małej miejscowości i kompletnie nie wiedziałem, czym jest fizjoterapia. Mój młodszy brat miał tylko taką jedną sytuację, że korzystał z usług fizjoterapeutki, bo miał konkretne złamanie nogi. Miałem bardzo małą wiedzę, czy ona jest, ale gdzieś tam wyszło mi, że ok. niestety wiem, jak wygląda i jak wyglądała praca lekarzy, że siedzisz za biurkiem, sterty dokumentów, nie ma czasu na pacjenta i pracujesz jak robot, przemęczony, po 24 godziny. To nie była do końca praca dla mnie. Praca w szkole też za bardzo nie. Trochę wahałem się pomiędzy ratownictwem a fizjoterapią, ale tak jakby wykluczając to wszystko padło, że fizjoterapia wydaje się być fajna. Czytałem na różnych forach, czym to jest, jak wygląda praca, jak wyglądają później szkolenia. Z jednej strony fajnie, bo było bardzo mało informacji na ten temat.
Który ty jesteś rocznik?
1989. Chyba bawet wtedy nie było Facebooka.
Wtedy chyba taki jedyny portal terapeutyczny, to było fizjoterapeutum.pl.
On chyba się dopiero rozwijał. Ja dużo rzeczy znalazłem na takim forum, które nazywało się goldenline
i tam wypowiadali się specjaliści.
Ja tam znalazłem Remka Halikowskiego, pytając się co to jest FDM.
Tak, więc tam się dowiedziałem takich rzeczy. Potem okazało się, że to jest po prostu fajne. Od razu bardziej wszedłem w nurt pracy manualnej, masażowej, ponieważ to mi się spodobało najbardziej, taka bezpośrednia praca z człowiekiem, bezpośredni dotyk. Widziałem też od razu jakieś mini efekty, że podchodzisz, dotykasz kogoś, coś robisz i jest fajniej, więc od razu to przykuło moją uwagę. Tak powoli, powoli zacząłem budować swój warsztat. Uważam, że miałem super farta, że pierwsza rzecz, którą się od razu zainteresowałem, było to, czym aktualnie zajmuję się do dnia dzisiejszego. Czasami jest tak, że osoby błądzą latami i dopiero w wieku 40-50 lat odkrywają, że to jest to, a ja jako dziewiętnastolatek, cyk i duży fart, fajnie.
W którym momencie odkryłeś, że to jest to, co chcesz robić?
To było dość wcześnie. Wydaje mi się, że to była końcówka pierwszego roku. Trafiłem na bardzo fajne praktyki, fajnych prowadzących, gdzie rzeczywiście rzucili mnie od razu na głęboką wodę i mogłem jednocześnie, starając się nie szkodzić, pomagać od razu, więc to było fajne, aczkolwiek jak pomyślę sobie o tym teraz, to można to było zrobić dużo lepiej. Szkodzenie bardziej wynikało z tego, że ta terapia po prostu mogła pójść szybciej, bo to było tak, że gdzieś tam stanę w miejscu, ale to też były osoby, które nie spodziewały się efektu. To był szpital w Konstancinie. Bardzo fajnie wspominam praktyki w tamtym okresie z takim prowadzącym panem Markiem. On rzeczywiście nas przeszkolił. To były osoby po uszkodzeniach rdzenia, po wypadku samochodowym, więc to nie są takie efekty, że zrobiłeś coś źle i pacjent mógł chodzić we wtorek, a będzie chodził w następny wtorek, czy czwartek, tylko po prostu samo to, że te efekty jakieś się pojawiały to i tak było super. Też pierwsze zajęcia terapii manualnej, masażu, to było coś takiego, ja się bardzo w to wkręciłem. Wylądowałem na takim bardzo długim kursie masażu. Moim zdaniem to była bardzo fajna opcja, na warszawskim Podwalu, gdzie tak naprawdę ja tego masażu uczyłem się ponad rok. Zajęcia były co tydzień. To też było z osobą, która pracuje w sporcie i jest praktykiem pracującym z kontuzjami. Oczywiście uczył nas tego, ale uczył też trochę takiego know-how, jak to wygląda w sporcie, jak to wygląda z osobami zewnętrznymi, trochę nas uczył komunikacji. Super kurs i to utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jest dobre miejsce. To był też taki od razu strzał, że ja na tym kursie od razu kupiłem sobie przenośny stół i od razu mogłem sobie szlifować na znajomych, którzy nie są fizjoterapeutami, troszeczkę na rodzinie. Gdzieś tam potem ktoś się zgłosił, znajomy znajomego i tak naprawdę już na studiach dojeżdżałem sobie tak randomowo do jakichś osób, a już po trzyletnim licencjacie, kiedy już możesz to robić, to rzeczywiście tych klientów, pacjentów było dość dużo, więc to było fajne.
Czego uczą dzisiaj studia?
Łatwiej byłoby powiedzieć, czego nie uczą. To jest trochę problem. Ja nie byłem specjalnie zadowolony ze swoich studiów, patrząc teraz z tej perspektywy, ale dużym ograniczeniem teraz i problemem jest to, że ludzie już będąc na studiach już wiedzą, że ta praca nie będzie tak wyglądała. Z jednej strony to jest fajnie, bo od razu na studiach uczysz się takich szkoleń, to jest super, gdzie na przykład mamy studentów kursantów, 22 lata i oni mają taką wiedzę, którą ja miałem w wieku 27-28 lat. To jest plus. Z drugiej strony po prostu siedzisz na tych studiach i to cię maksymalnie frustruje, że nic ci to nie da i po prostu nie wyciągasz nic, a tam jest jednak trochę fajnej wiedzy pod kątem anatomicznym, biomechanicznym, fizjologicznym. Studia uczą. Teoria? Myślę, że są oczywiście miejsca, gdzie uczą lepiej, albo gorzej, ale ona jest i fajnie było do niej przysiąść. Praktyka niestety jest troszkę przestarzała w większości miejsc, bo dalej uczy się z tych książek fizykoterapeutycznych, tak praktyka nie wygląda. Uczysz się pracy w zespole, że jest lekarz, jest psycholog.
Moim zdaniem jest to troszkę wyimaginowane. Ośrodki gdzie jest psycholog, dietetyk, ortopeda, lekarza taki, a taki, to są może dwa. Wszyscy inni troszkę łapią sytuację, w której my na początku byliśmy, czyli, że jestem sam w gabinecie i muszę sobie poradzić.
Tak, w większości przypadków jesteś sam. Mi się zdarza bardzo często pracować z pacjentami, którzy są pod opieką psychologa, psychoterapeuty, są już po konsultacjach z ortopedą, z dietetykiem klinicznym, ale to niekoniecznie jest mój zespół. Ja wiem, kiedy kogo jak odesłać, nawet czasami do kogo, natomiast to nie jest taki zespół, że się spotykacie co tydzień i sobie konsultujecie. Nawet jak są takie zespoły dużych ośrodków, to często nie działa to dobrze. Ja też mam pacjentów po super wielkich klinikach, gdzie tak naprawdę ten pacjent wydał już krocie i nadal jest w tym samym miejscu, nie wiadomo dlaczego. To jest takie trochę wyimaginowane. My się uczymy na fizjoterapii pracy pod szpital, pod NFZ.
Też takie zdanie słyszałem, że studia fizjoterapeutyczne dzisiaj przygotowują do pracy w szpitalu.
Tak jest i rzeczywiście części osób przyda się, ale pytanie ile osób pracuje w szpitalu? 1%. Druga prawa jest taka, czy te osoby chcą zostać w szpitalu. Pewne nie, bo tak naprawdę jest to praca obciążająca, nie jest to praca dobrze płatna bardzo często i gdzieś tam frustrująca, bo chciałbyś wykorzystać wiedzę z kursów, którą masz, takie holistyczne podejście do pacjenta, a w szpitalu często nie możesz tego zrobić. Po pierwsze pacjenci nie chcą, po drugie ograniczenia czasowe, sprzętowe i tylko się frustrujesz, więc to jest trochę problem.
Ostatnio słyszałem, że na warszawskim AWF dwanaście lat temu jest to samo, co było teraz. Tam nie ma chęci rozwoju, czy mówienia czegoś nowego. To chyba też jest duży problem, tego, co się wydarza na uczelni.
Myślę, że mniej więcej wiem, z czego to może wynikać. Czasami jest tak, że idziesz na jakiś kurs
i dowiadujesz się, że to co robiłeś, mogłeś robić lepiej, że trochę rzeczy, które robiłeś, było nieskuteczne
i teraz sytuacja jest taka, że sam sobie musisz odpowiedzieć na pytanie, czy to znaczy, że ja te swoje narzędzia powinienem zmienić, bo one były niedobre? Przecież miałem pacjentów, oni byli zadowoleni. Tak naprawdę możesz wystartować z pozycji dalej ucznia i to jest bardzo problematyczna dla wielu osób. Oni nie chcą startować z pozycji ucznia, bo to znaczy, że muszą zrobić krok w tył. No i bardzo często musisz zrobić krok w tył, żeby potem zrobić kilka w przód, ale oni nie chcą zrobić kroku w tył, bo być może boją się, że stracą swój autorytet. Ja na przykład nie mam problemu przyznać się, że dałem ciała, że mogłem zrobić coś lepiej. Z drugiej strony, często jest to tak skomplikowane, po prostu sam człowiek jest tak skomplikowany, że myślę, że nie ma co się wstydzić, że czegoś nie dopatrzyłeś, nie zwróciłeś na coś uwagi. Samo to, że lekarze mają specjalizacje, pokazuje, że jest to skomplikowane. Mają swój mały wycinek, w którym mogą po prostu siedzieć. U nas we fizjoterapii nie za bardzo mamy swoje specjalizacje. Już nie mówię o byciu specjalistą fizjoterapii. Oni po prostu nie są specjalistami, tylko mają kolejne szkolenie, które uczy ogólnego podejście do pacjenta. To jest żadna specjalizacja. U nas tak naprawdę nie ma za bardzo specjalizacji, bo w twoim i moim gabinecie przychodzą pacjenci do tej samej osoby, które mają problemy z lędźwiami, problemy z miednicą, kończynami dolnymi.
Chyba że tutaj zrobimy, że specjalizacją będzie ortopedia, albo dziecięca 0.1, czyli bardziej szkolenie, które zrobiłeś, będzie mówiło o tym, co będziesz trochę robił bardziej, czyli jakby bardziej wiekiem i chorobami niż taką specjalizację, że robię tylko kolano.
Fizjologia pokazuje, że chyba niekoniecznie tak da się zrobić. Natomiast rzeczywiście specjalizacje są takie, że dzieci, neurologia ostra, udary, stwardnienie rozsiane, jakieś ostre stany i reszta. Później to się miksuje i wchodzi tobie i ortopedia, i troszkę neurologii, troszeczkę chorób wewnętrznych. Jest tego dużo i ty musisz się w tym poruszać, więc myślę, że nie ma wstydu, jeśli po prostu czegoś nie dopatrzysz na spotkaniu numer jeden, dwa, trzy, albo po miesiącu coś ci gdzieś kliknie, że to dlatego nam nie idzie, na coś nie zwróciłem uwagi.
Tylko musisz być uważny.
Tak, dokładnie.
Zdarza ci się jeszcze zrobić komuś masaż?
Ogólnie zdarza mi się pracować masażem tkanek głębokich, więc to nie jest do końca taki masaż relaksacyjny. Mojej żonie czasami się zdarza, myślę, że bardzo rzadko. Taki relaksacyjny nie, aczkolwiek ja bardzo dobrze wspominam ten okres i są osoby, którym jest to potrzebne i na szczęście mamy
w gabinecie świetną masażystkę relaksacyjną i czasami po prostu widzę, że kurczę, jakby jej się przydał taki dotyk, relaksacja, rozluźnienie się, zaopiekowanie się tą osobą. Ja trochę rzadziej. Zdarza mi się procować lokalnie pod kątem pracy mięśniowo powięziowej. Natomiast mniej więcej widzę, co mi idzie w gabinecie dobrze, a co nie. Widzę, z jakiego powodu pacjenci do mnie przychodzą, więc staram się po prostu robić to, co mi idzie najlepiej, albo to, czego nie jest w stanie robić nikt inny, bo wydaje mi się, że to akurat robię dobrze, że jeśli chodzi o dany temat pod kątem diagnostyki takiej bardziej funkcjonalnej wyodrębnieniem, wyłapaniem, jaka praca u kogo jest najbardziej przydatna. Na przykład tutaj widzimy, że bez psychoterapeuty nie pójdziemy do przodu, a tutaj bez dietetyka klinicznego, to to nie pójdzie do przodu. Taka diagnostyka i pokierowanie tego pacjenta w dane miejsce, to wydaje mi się, że idzie dobrze. Staram się maksymalnie robić to, w czym jestem dobry i dalej odsyłać, choćby nawet do swojej reszty ekipy. Staram się być taką osobą, która później przekierowuje, plus robię te rzeczy, które wydaje mi się, że w gabinecie robię najlepiej. Tych masaży robię mało też z braku czasu, bo tydzień jest ograniczony mocno. Robię tych masaży relaksacyjnych bardzo mało, a taka lokalna praca jak najbardziej tak.
Czy masaż w ogóle może pomoc w jakichś stanach przeciążeniowych? Czy wykonywanie masaży jest głupie i bez sensu, czy jednak potrzebne?
Myślę, że jest w ogóle super. Kiedyś miałem taki swój cel i myślę, że wrócę do tego pod kątem edukacyjny, chciałem po prostu, żeby ludzie korzystali częściej z masaży, ale też, żeby potrafili pomóc sobie samodzielnie. Kiedyś byłem na jakichś warsztatach z masażu tajskiego. W ogóle w kulturze tajskiej ludzie w rodzinach masują siebie. To fajny proces spędzania czasu i też zrobienia sobie takich prostych przeciążeniowych. Myślę, że masaż jest super. Nie podoba mi się to, że fizjoterapeuci często mówią, że masaż to takie głupoty. Oczywiście nie jest dobrym pomysłem to, żeby masaż robić jako formę idealnej pracy nakierowanej na przyczynę problemu. To nie jest po to. Masaż jest genialną profilaktyką i fajną relaksacją, jest często sposobem na utrzymanie ciała w dobrej kondycji, bo działa dobrze na ciało i dobrze na psychę. Często jest tak, że, jak przychodzi do ciebie ktoś z bólem odcinka lędźwiowego, możesz zrobić mu masaż, ale miej z tyłu głowy to, że to może nie pomóc, bo tych przyczyn jest po prostu dużo, albo może dotyczyć tkanek, których nie objąłeś swoją pracą, bo zrobiłeś sobie fajną pracę na pleckach, a się może okazać, że się nie poprawiło, albo nawet pogorszyłeś stan pacjenta. Jak najbardziej jest to możliwe, bo ta przyczyna leży w obszarze jamy brzusznej, klatki piersiowej, kończyn dolnych, czego nie uwzględniłeś swojej pracy. Jako profilaktyka, utrzymanie efektów, to myślę, że super i fajnie, żeby też fizjoterapeuci współpracowali z masażystami, bo to spowoduje, ż ich efekt będzie na dłużej, że on po prostu zrobił dobrą robotę diagnostyczną, dobrą terapeutyczną, ale nie oszukujmy się, ten pacjent wraca do domu i często jest tak, że mu się nagromadzi tych napięć stresowych, przeciążeniowych, trochę za dużo na siłowni posiedział, albo trochę za mało i fajnie po prostu to ciało jakoś ruszyć masażem. Myślę, że jest to potrzebne, tylko ma swoje jakieś miejsce w szeregu, ta praca, ona nie jest do wszystkiego.
Skąd pomysł na Projekt Masaż? Kiedy stwierdziłeś, że możesz uczyć innych?
Ja zacząłem bardzo wcześnie i to nie jest tak, że ja to sobie wymyśliłem, bo sytuacja wyglądała tak, że skończyłem sobie ten długi kurs masażu. Jednocześnie kończyłem już w tym momencie studia fizjoterapii na licencjacie i po prostu zadzwonił do mnie pan z jakiejś szkoły masażu i zapytał, czy ja bym nie chciał prowadzić zajęć. Ja dopiero sam skończyłem ten kurs, sam skończyłem licencjat, no nie dam rady. On powiedział, że to są takie osoby, które nie są fizjoterapeutami, nie są masażystami, one po prostu by chciały przyjść, nauczyć się masować rodzinę, zobaczyć w ogóle, czy to jest dla nich i iść potem na technika masażystę. Powiedziałem, że przemyślę, ale raczej nie. Okazał się, że polecił mnie ten nauczyciel, u którego się uczyłem. To było też zabawne, że pod sam koniec tego kursu, on mówi, że też prowadzi zajęcia na kosmetologii i nie może i czy mógłbym prowadzić dla niego jakieś zastępstwo. Ja byłem dalej studentem. Powiedział, że dam radę, że to tylko masaż pleców, super proste rzeczy. Zgodziłem się. Okazało się, że to było fajne i on mnie polecił. Zwlekałem, zwlekałem, ale w końcu stwierdziłem, że spróbuję, dobrze się przygotuję i jakoś to będzie. Jak ktoś zada mi za trudne pytanie, to powiem, słuchajcie, dajcie mi tydzień, znajdę odpowiedź i przyjdę do was i zrobimy to lepiej. To mówienie ludzi mi się na tyle spodobało, że stwierdziłem, że fajnie byłoby ponagrywać trochę materiałów dla nich. Ja im nagram jakiś prosty schemat postępowania, który mieliśmy na kursie, żeby oni mogli sobie do tego wrócić, zobaczyć i żeby mogli po prostu poćwiczyć w domu, bo wiedziałem, że bez treningu to po prostu nie pójdzie, że jak oni tego nie powtórzą, to zapomną, więc nagrywam to trochę dla nich. To był też taki moment, że ja miałem potrzebę jakby takiego wyjścia na świat i to, że zacząłem masażem, to tylko dlatego, że to było to, co ja po prostu wtedy umiałem. Jestem w stanie nagrać 50 filmów z masażu. Rozpisałem sobie te odcinki, jakby to mogło wyglądać, że plecki, brzuszek, nóżka, drenaż izometryczny. Zacząłem sobie nakrywać te rzeczy. To był też taki moment, że startował YouTube i na polskim Internecie nie było w ogóle nic o masażu, nic o fizjoterapii. Nie zaczynałem fizjoterapii dlatego, że dopiero sam ją skończyłem i mało o niej wiedziałem, bo się okazało, że fizjoterapia nie do końca wygląda jak na studiach. Bardzo dobitnie się o tym przekonałem. Stwierdziłem, że masaż jest ok. Nie jestem specjalistą od masażu, na pewno są osoby, które potrafią robić to lepiej, ale jednocześnie osoby, które będą pracowały w ten sposób, nikomu nie zaszkodzą. To wyjdzie tylko na plus. Oni zaczną robić coś fajnego. Podbiłem do swojego kolegi, który zajmował się rzeczami technicznymi. Znaliśmy się od gimnazjum i do tej poru z Hubertem współpracujemy w neuroprojekcie. On miał wiedzę techniczną, miał wiedzę montażową, miał wiedzę jak postawić stronę, miał po prostu taką wiedzę informatyczną, której ja nie miałem. Ja interesowałem się trochę fotografią, taką basic, więc był idealny pretekst, żeby kupić sobie lustrzankę z mikrofonem i zainwestować w to. Mieliśmy super fun. Projekt Masaż, w ogóle nazwa, to było mega ciekawe dlatego, że jak Hubert robił jakieś projekty dla innych ludzi, bo on tam sobie dorabiał, to zawsze robił na zasadzie, że projekt – coś np. projekt szkoła.
Czyli to on wymyślił nazwę?
Tak, to on wymyślił nazwę. On po prostu nazwał tak folder. Tak patrzę na ten folder „Projekt masaż”, to jest dobra nazwa, bo to jest tak, że to jest coś, co będzie tworzone, taki projekt. To nie jest jakby finalna wersja. To na pewno będzie się rozwijało przez długi czas, bo widziałem, że to nam sprawia dużą frajdę. Jak robiliśmy pierwsze odcinki, to jeden odcinek nagrywaliśmy przez jeden dzień. Mieliśmy jakieś napady śmiechu, czy inne akcje. To w ogóle jeszcze w tych materiałach wisi od 10 lat.
Jest to dostępne?
Tak. Ja nigdy nie usunąłem żadnego filmu, chyba że ktoś później okazało się, że nie do końca wyraża zgody, a nie miałem podpisanej żadnej umowy, więc po prostu włączyłem to jako materiał niepubliczny
i nie da się tego znaleźć. Jest ich może dwa.
Jak oglądasz pierwszy film, to się wstydzisz tego, co pokazywałeś?
Zostawiłem to, żeby ludzie widzieli skąd się wywodzisz. To jest ewolucja. Moja praca wygląda inaczej. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdą do mnie klienci, którzy mnie wybiorą na podstawie pierwszych odcinków, bo się okaże, że będą niezadowoleni, bo ja już tak nie pracuję. Nie oglądałem tych odcinków przez lata. Myślę, że kiedyś sobie odpalę pod kątem ewolucji, jak się zmieniłem pod kątem myślenia, podejścia. To są odcinki, które i tak do tej pory się klikają najlepiej. Po prostu to jest jednak masaż, to jest coś, co interesuje jednak najwięcej ludzi i korzystają sobie z nich dalej. Myślę, że jeśli chodzi o edukację, to są jedne z lepszych materiałów, bo po prostu nie ma innych. Nie to, że to po prostu jakoś super wybitna jakość. Co jest ciekawe ja dostaję do tej pory cały czas screeny od studentów fizjoterapii i uczniów masażu (dla mnie jest to trochę nie do pomyślenia), że na zajęciach ich nauczyciele, instruktorzy wrzucają te filmy i oni je oglądają na zajęciach. Dla mnie to jest super reklama. Za friko mam dojście do ludzi. Jak oni zobaczą, że koleś nawet spoko mówi, jest autentyczny, to oni sobie odpalą kolejne materiały i dalej okaże się, że oni wylądują u mnie na szkoleniu, więc jest idealny deal, ale ja na przykład nie wyobrażam sobie, żebym dostawał wynagrodzenie na szkolenie, ktoś przyszedł dla mnie, albo dla danej metody i ma mu puszczam film kogoś i my to oglądamy. Przecież to jest absurd. To znaczy, że warto by się zastanowić, czy ja nie powinienem zmienić branży. No ale dzięki temu docieram do ludzi. Nawet nasza kursantka wysłała mi wiadomość, że jestem popularny w ich szkole i screen jednego z pierwszych filmów, które nagrałem.
Czyli ten YouTube to też trochę niechcący? To nie było tak, że wymyśliłeś, że będziesz pierwszym fizjoterapeutą na YouTube, tylko żeby pokazać, utrwalić tą wiedzę, którą gdzieś tam przekazałeś,
a dopiero później stało się to sposobem na pozyskanie klientów?
Pozyskanie klientów w przypadku pierwszych filmów, to niekoniecznie. Ja pracowałem w innym miejscu, które zapewniało mi klientów, więc w ogóle o tym nie myślałem. Później oczywiście, jak otworzyłem gabinet, to ten YouTube rzeczywiście przyprowadził mi klientów. To było super, bo ja bardzo szybko zrobiłem, że ten gabinet po prostu był opłacalny. Nie stresowałem się, że nie mam na czynsz. Bardzo szybko zatrudniłem też pierwszą osobę w gabinecie i zarabiałem lepiej niż w miejscu, w którym pracowałem wcześniej. To była kwestia dwóch, trzech miesięcy i ja miałem wystarczająco wypełniony grafik, żeby się nie stresować. Zastanawiałem się, jakie korzyści da mi to, że ja będę wrzucał materiały. Po pierwsze nie ma takiej osoby, super, będę pierwszy. Nie myślałem wtedy jeszcze o zarabianiu na YouTube. Do tej pory to zarabianie na YouTube, to jest tak mało, że w ogóle nie uwzględniamy tego w budżecie. Po drugie, rzeczywiście utrwali się wiedza moich kursantów i trzy, będę mógł się uzewnętrznić. Ja miałem taką potrzebę tworzenia treści, zrobienia czegoś fajnego. Nawet oglądając wcześniej rożne materiały z Polski, ze Stanów, mówię, że kurde, warto by było zrobić coś swojego. Okazało się, że tworzenie tych treści na YouTube spełni wszystkie te rzeczy, które chciałem, więc po prostu wyszło idealnie, a później tylko odkrywałem coraz więcej plusów z tego. Najpierw był YouTube, potem stworzenie fanpage na Facebooku, tworzenie jakieś społeczności, to, że my w ogóle mamy kontakt z ludźmi z zewnątrz. Później odezwała się do nas firma [niezrozumiałe 0:29:31], ż którą nawiązaliśmy relacje. Oni zobaczyli, że jest dwóch młodych kolesi, którzy robią coś fajnego, zróbmy coś dla nich. Mogliśmy w ogóle na tym zarobić. Oni mieli fajne produkty, nam te produkty były trochę potrzebne, więc można było zrobić coś fajnego. Później w ogóle też dzięki Facebookowi i YouTube poznałem Maćka Duczyńskiego, z którym do tej pory współpracuję, jesteśmy partnerami biznesowymi, kumplami. On się po prostu do mnie odezwał, że robię fajne rzeczy i może byśmy się spotkali na piwo.
Na kanale była też rozmowa z Maćkiem, jakieś dwa lata temu.
Myślę, że mógłbyś się z Maćkiem spotkać, bo oczywiście dość mocno ewaluował przez te dwa lata.
Koncepcja jest taka, że każdy gość jest raz.
Wracając do tematu. Okazuje się, że to jest też fajne pod kątem poznawania ludzi. Poznałem wtedy też Sławka Mokrzyckiego, Marcela Mieszkalskiego, dużo osób, które zaczęły tworzyć treści, jeśli chodzi
o fizjoterapie, terapię manualną, osteopatię, masaż. To też było fajne, że my wrzucaliśmy różne zajawki pod kątem masażu tkanek głębokich, jakieś neuromobilizacji i gdzieś tam nasi znajomi mówili, zbierzcie trochę tej wiedzy do kupy, zróbcie nam jakieś szkolenia. To było ciekawe. Zrobiliśmy taki pierwszy warsztat z masażu leczniczego i tam się zgłosiło 6 osób, znajomych, którzy trochę pracowali w innych nurtach. Stwierdziliśmy, że to trochę mało i wrzucimy taką zajawkę do ludzi, których nie znamy. Wrzuciliśmy to na Facebooka i w godzinę mieliśmy grupę 12 osób, potem zgłosiło się kolejnych sześć.
Czy to jest teraz takie proste?
Teraz też jest proste. Trochę mniej, bo jednak konkurencja jest dużo większa, trzeba się trochę bardziej postarać, natomiast dalej nie jest to jakoś bardzo skomplikowane. Zrobiliśmy ten warsztat, potem zrobiliśmy rozwinięcie tego warsztatu i później stwierdziliśmy, że pójdziemy w to trochę, tylko chcieliśmy się dobrze przygotować. W tym momencie zrobiliśmy bezpłatne warsztaty. Ludzie przychodzili bezpłatnie na soboty, niedziele. Tych ludzi przewinęło nam się z Maćkiem pewnie z 200 na tych bezpłatnych warsztatach, gdzie tylko chcieliśmy pokazać jak pracujemy, czy to będzie dla nich fajne. Później uderzyliśmy po prostu z jakimś takim już zaplanowanym cyklem. Odezwaliśmy się do tych ludzi, którzy byli i rzeczywiście poszło nam fajnie. To było chyba 7 lat temu. To było tak, że już tych treści na YouTube mieliśmy dużo, tworzyliśmy je cały czas no i powoli gdzieś tam oprócz pracy w gabinecie zacząłem szkolić na własną rękę. Wcześniej po prostu prowadziłem kursy masażu dla firm zewnętrznych, czyli firmy zatrudniały mnie jako instruktora, dzięki czemu mogłem szlifować swoje umiejętności komunikowania się z większą grupą ludzi, bo to jest trochę inaczej niż z pacjentem. Okazuje się, że to się też przełożyło. Im byłem lepszym instruktorem, tym lepiej szła mi też praca w gabinecie. Jak mi szła lepiej praca w gabinecie, to mi lepiej szło na sali szkoleniowej. Jak mi lepiej szło na sali szkoleniowej i w gabinecie, to mi się lepiej nagrywało filmy na YouTube i tak naprawdę mogłem szkolić się troszeczkę z różnych stron tego samego, pod kątem komunikacji. Wracając do tematu, czego nas na przykład nie uczą na studiach, to jest rozmowy z ludźmi, marketingu.
Podpisuję się pod tym co powiedziałeś.
Fajnie zrobić trochę reklamy. Dobrze, że ty takie rzeczy robisz. Pewnie za kilka lat my się też w tym temacie troszeczkę zwrócimy. Po prostu my w ramach neuroklubu robimy takie rzeczy pod kątem komunikowania, ustalania swoich potrzeb i też sprzedaży. Nie oszukujmy się, ty siebie też sprzedajesz troszeczkę.
Ja to tak potocznie mówię, że jesteś produktem.
Tak, sprzedajesz też usługę. Trzeba troszeczkę zainteresować ludzi. Dla mnie jedną z głównych motywacji tworzenia teraz na YouTube, to jest to, bo ja nie mam problemów ze swoimi pacjentami, mam grafik
i tyle, ile mam godzin otwartych, tyle mam ludzi w gabinecie i jest super, ale dzięki temu, że nagrywa, to moi pacjenci wiedzą, czego się spodziewać i ja po prostu mam do siebie idealnych pacjentów. Tam nie ma żadnych zawirowań, że ja mu powiem, że tutaj to będziemy pracować trochę mniej terapeutycznie,
a trochę bardziej psychosomatycznie, oczywiście dalej pracujemy przez ciało, dalej jest to jakiś odłam fizjoterapii i on mówi, że spoko, że widziałem materiały na YouTube i tak myślałem, że to będzie wyglądało podobnie. Nie ma żadnych zgrzytów.
Najtrudniejsza forma dla ciebie to vlog?
Ja lubię nagrywać. Nie lubię montować. Ostatnio takie krótkie rzeczy montuję sam, bo dzięki temu mogę posłuchać siebie jeszcze raz i aktualnie moją motywacją jest popracowanie nad dykcją, bo mówię trochę za szybko, trochę mój mózg działa za szybko. Ja po prostu wyrzucam jak z karabinu te słowa. Właśnie moja pacjentka, która jest genialnym instruktorem śpiewu, mówi, żebyśmy się powymieniali. Usługa za usługę. Ja tak się po prostu zbieram do niej już jakiś czas. Vlog jest fajny, dlatego, że ja miałem taki moment i teoretycznie ten moment miał trwać teraz, ale trochę nie wytrwałem w swoim postanowieniu, żeby tworzyć materiały codzienne. Były takie momenty, że faktycznie tworzyłem codziennie, albo co drugi dzień i pomimo tego, że to się może jakoś super nie przekładało na pacjentów i inne rzeczy, to ja lubiłem stan flow, w którym wtedy byłem. Po prostu wyrzucanie pomysłów, jeden po drugim. Chodziłeś sobie po mieście i wszystko, co widziałeś, było jakąś inspiracją, każda rozmowa z pacjentem, wiadomość, sms. Od razu miałem w głowie, co z tego mogę stworzyć. Chciałem wejść w taki stan. Ja mam troszeczkę problem z konsekwencją, więc to by było też dobre. Chciałem to zrobić już w listopadzie, ale trochę mi się zachorowało. Okazało się, że jak nie masz tych materiałów przynajmniej dziesięciu na zapas, to trochę będzie problem. Ja ich nie miałem i wykoleiłem się po prostu i olałem ten temat. Zbieram się do tego, żeby do niego wrócić i zaangażować ekipę, z którą pracuję w gabinecie, żeby te materiały były nie tylko moje, ale żeby były pod szyldem. Zauważyłem, że trochę chciałby odejść od marki osobistej do marki gabinetu. Jednak docelowo fajnie byłoby na przykład wyjechać na miesiąc, zostawić to wszystko, wrócić i zastać wszystko w tej samej formie.
Moje Fizjo tak działa. Fizjo4life jest już trochę dalej i kompletnie nie muszę używać swojej twarzy, żeby ono działało, ale to kosztuje trochę czasu, żeby to zrobić.
U mnie prędzej będzie tak na razie działała firma szkoleniowa, niż gabinet. Docelowo chciałbym zrobić jedno i drugie, żeby móc po prostu w pewnym momencie stwierdzić, że potrzebuję dwa miesiące luzu, wolnej głowy, żeby wytworzyć jakiś nowy pomysł i doładować się energetycznie i zostawić ich na dwa miesiące i to wszystko działa, a ja za dwa miesiące wracam i dalej sobie prowadzę szkolenia i jestem
w gabinecie i jest super.
Czy każdy fizjoterapeuta powinien mieć jakieś social media? Czy przez to fizjoterapeuta może stać się bardziej znanym i świadomym zawodem, żeby ludzie do nas trafiali?
Wszystko zależy od tego, jaki masz cel. Posiadanie social mediów dla posiadania social mediów nie ma
w ogóle sensu. Jeżeli masz pełny lub wystarczająco pełny grafik i czujesz, że idzie ci to wszystko dobrze, w ogóle nie musisz mieć social mediów. Być może pozyskujesz tych klientów z innej strony. Na przykład masz silny system poleceń albo prowadzisz jakieś warsztaty dla firm.
Czyli to musi być ułożone, a nie, że jakby tego nie kontrolujesz.
Tak. Wiesz, skąd ci pacjenci przychodzą, masz listę rezerwową i wszystko działa. Natomiast, jeżeli tego nie masz, czyli nie masz pacjentów, albo nie masz pacjentów takich, jakich byś chciał mieć, tylko po prostu przychodzą do ciebie ludzie na masaż, a ty chcesz się zajmować terapią manualną, albo czaszkowo krzyżową, no to coś jest nie tak i robisz dalej ten masaż i to cię frustruje, twoi pacjenci są inni, niż byś chciał, to wydaje mi się, że fajnie by było pomyśleć, jak ja mogę do nich dotrzeć i jedną z prostszych rzeczy jest posiadanie aktywnych portali na social mediach. Dzisiaj na przykład u nas w neuroklubie Marek Kuś prowadził porannego live pod kątem komunikacji i tam właśnie było, że nie było takich momentów w cywilizacji, którą znamy aktualnie, że dojście do kilkuset osób było tak proste.
Darmowe i proste. Musisz mieć telefon i prąd, a dojście dalej jest praktycznie bezpłatne.
Dokładnie. Mogę tylko wrzucić, że mam wolne godziny w czwartek i w momencie, jak ja to wrzucę, to może to widzieć kilka tysięcy ludzi. Jakbym się postarał, to bym nagrał shorta, rolkę, czy coś takiego, ale nawet, jak tego nie masz, to i tak masz dostęp do kilkuset. Każdy ma Facebooka, na którym ma prawdopodobnie kilkuset znajomych i ci znajomi mają, więc nawet można podrzucić, że jak masz kogoś, kto potrzebuje fizjoterapii na cito, to udostępnij ten post, albo daj mu znać. Nawet jakbyś miał dostęp do kilkudziesięciu osób z twojego miasta, to też jest dużo. To jest naprawdę łatwe i warto z tego korzystać. Fajnie też mieć kilka różnych powodów, dlaczego ty masz te social media i dlaczego je tworzysz, bo będą takie dni, kiedy ci się po prostu nie będzie chciało, ale patrząc sobie na to zawsze jest cel. Jednak dzięki temu osiągnę założony punkt i dzięki temu zabierasz się, plus być może osoby mają też takie cele wyższe, że oni chcą, żeby po prostu mniej ludzi żyło z bólem, albo na przykład ktoś stwierdza, że ciąża to nie jest choroba. Ktoś jest fizjoterapeutą uroginekologicznym i chciałby, żeby kobiety w ciąży były tak samo aktywne, jak wcześniej, żeby ten okres 9 miesięcy był super, to on po prostu tworzy takie treści. Wtedy masz inne aspiracie i może się okazać, że spontanicznie kiedyś z tego twojego tworzenia treści stworzy się jakiś inny rodzaj pracy, którego w tym momencie nawet nie bierzesz pod uwagę, bo może się okazać, że odezwie się do ciebie jakaś firma i powie, że robisz fajne rzeczy i może zrobisz dla nich cykl warsztatów. Może się okazać, że stawki są w ogóle nieadekwatne do twojego czasu spędzonego w gabinecie i otworzy ci się kompletnie inna część działalności, której w ogóle kiedyś nie brałeś pod uwagę.
Istnieje metoda idealna w fizjoterapii? Taka dla wszystkich i dla każdego?
Masaż, ale to pod kątem profilaktyki. Oczywiście, że nie, stąd fajnie by było docierać do osób, które będą zbliżone do twojego idealnego klienta. Jakby do mnie przyszedł ktoś i powiedział, że jest świeżo po rekonstrukcji stawu kolanowego i czy ja mógłbym się z nim spotykać, to mógłbym, ale znam osoby, które zrobią to lepiej. Jednocześnie nie mam dla niego tyle przestrzeni, bo musiałbym się z nim spotykać kilka razy w tygodniu. Potrzebuje też pewnie większej wiedzy treningowej niż ta, którą ja mam, więc po prostu zaproponuję kogoś innego, choćby z naszego teamu. Nie ma idealnej metody dla każdego. Możesz mieć idealną metodę dla jakieś grupy pacjentów. Może nie idealną, bo za dwa lata powiem, że można to było robić lepiej.
Na dzisiaj, idealną.
To też fajny temat uderzyłeś. Może być idealna metoda pracy na dzisiaj, którą znasz, pod kątem danej grupy pacjentów. Na przykład niech będzie ten ACL. Jest algorytm, który jest najlepszy dla aktywnych osób, mężczyzn, którzy są świeżo po urazie. Nie wydaje mi się, żeby ktoś robił to dużo, dużo lepiej. Może robić trochę lepiej, ale powiedzmy, że jest to bardzo dobre, więc pewnie nie, ale dzięki na przykład aktywnie prowadzonym social mediom może mieć bardzo dobrą metodę dla jakieś grupy. Na przykład ja myślę, że mam niezłą metodę pracy, jeśli chodzi o pacjentów z migrenami i rzeczywiście ci pacjenci idą mi naprawdę dobrze i rozumiem mniej więcej ten temat, skąd to w ogóle jest i jak z tym warto pracować, ale na przykład widzę też jego ograniczenia. Neurostyka i możliwości, bo ona jest dobra do czegoś i słaba do czegoś. Na przykład nie wyobrażam sobie, żeby ktoś pracował nią tylko pod kątem na przykład tego ACL. No po prostu nie da się nim pracować w ten sposób, musisz tam włączyć kwestie ruchowe, które są po prosty niezbędne. Ale na przykład bardzo dobrze spisuje się pod kątem bólu niespecyficznego, czyli przychodzi ktoś aktywny, rusza się, nieźle się odżywia i cały czas ma chroniczny ból, który wraca, nie wiadomo dlaczego. Ten ból raz wraca w aktywności, a raz podczas jazdy samochodem i nie wiadomo, od czego jest. Wtedy ta metoda dobrze się spisuje, więc ja mówię, że całkiem dobrze mi się pracuje z pacjentami z bólem niespecyficznym niewiadomego pochodzenia. Dobrze też pracuje mi się z tematami związanymi z zaburzeniami regeneracji, czyli niby dbam o cykl dobowy, wiem, o co chodzi i wstaję cały czas niewypoczęty. Myślę, że z tym bym sobie fajnie poradził, ale jakby ktoś chciał pracować tak, jak ja pracuję, z małymi dziećmi pod kątem wad postawy, to nie. To może być jako 20% twojego know-how całego, ale nie 100%.
Opowiedz o tej swojej przemianie. Nagle Projekt Masaż staje się Neuro Projektem. Dlaczego taka zmiana? Czy patrząc dzisiaj, ona była potrzebna? To jest taki temat, który budzi kontrowersje i jedni cię za to kochają, drudzy nienawidzą.
Cieszę się z tego powodu. Nie chciałbym być taką zupą pomidorową. Nie chciałbym być takim neutralnym kolesiem. Jak był Projekt Masaż, to byliśmy tacy neutralni. Ja kiedyś mówiłem do Maćka, dobrze, że jesteśmy Projekt Masaż, a nie projekt fizjoterapia, bo byśmy mieli po prostu więcej problemów wizerunkowych, bo dużo fizjoterapeutów by się do nas przyczepiło, a masaż jest sobie gdzieś z boku, jako fajny dodatek do terapii. To nie była nagła zmiana. To był proces, który trwał kilka lat. Ja jestem osobą, która aktywnie korzysta z różnych szkoleń, cały czas się dokształcam i tematy pod kątem bólu niespecyficznego, stymulacji układu nerwowego, pracy z nerwem błędnym, jakieś metody czaszkowo krzyżowe mi się podobały i coraz więcej osób przychodziło do mnie z tymi tematami. Jak w gabinetach mieliśmy logo Projekt Masaż, to nasi pacjenci mówią, że po co my wprowadzamy ludzi w błąd, przecież u was nikt nie potrafi nie masować teraz, a może jak potraficie, to nikt tego nie robi. To był taki moment, że stwierdziliśmy, że nie możemy wprowadzać ludzi w błąd, tym bardziej że ten nasz masaż tkanek głębokich, to on tak naprawdę nie jest masażem, tylko się bardziej zrobił terapią manualną tkanek miękkich, tylko że też nie zmieniliśmy nazwy, bo zmiana nazwy też nas kosztowała dość dużo. Oprócz tego, że zapłaciliśmy dużo za logo, wizualizacje, zmiany strony, to my zapłaciliśmy olbrzymią ilością pod kątem bardzo dużego spadku kursantów przez jakieś 3 miesiące, bo po prostu było dużo zamieszania. Zanim nam sklep internetowy zażarł to wszystko, nową stronę, zanim ona się lepiej spozycjonowała, to mieliśmy spadek i byliśmy kilkaset tysięcy w plecy w pewnym momencie. To było dużo. Później wszystko wróciło na swoje stare tory i teraz jest duży plus z tego i udało nam się też troszeczkę odkleić swojej twarzy. Ja się cieszyłem, że w tamtym roku robiliśmy sobie podsumowanie
i moja druga ekipa, która prowadzi masaż tkanek głębokich w innych miastach niż Warszawa i Kraków, to prowadziła więcej szkoleń w roku niż ja z Maćkiem. Fajnie, czyli troszeczkę odkleiliśmy swoją twarz. Jednocześnie bardzo lubię szkolenia i nie wyobrażam sobie opcji bez prowadzenia szkoleń, ale też chciałbym po prostu docierać do większej ilości osób i żeby innym naszym instruktorom powodziło się dobrze. Taki jest plan. Widzę dużo plusów. Też otworzyło na wierzch szerzej, że jednak jak myślisz w kategoriach na przykład diagnostyki funkcjonalnej, to nam się udało fajnie stworzyć, bo oczywiście jak mamy kurs neurostyki i pytamy się każdego, jak wylądowali na naszym szkoleniu i mówili, że mają dużo fajnych metod terapeutycznych, ale zamiast skracania czasu terapii, żeby mieć więcej pacjentów, to on z jakiegoś powodu stanął w miejscu i te terapie nie idą mu do przodu i nie wie dlaczego. Wtedy trzeba się cofnąć i zatrzymać i zastanowić, czy bardziej diagnostyka, czy bardziej wnioskowanie kliniczne. Nie wiem, czy zauważyłeś, że na wielu szkoleniach uczą jak z czymś pracować, ale nie uczą, po co z czymś pracować. My się trochę na tym skoncentrowaliśmy i koncentrowanie się na układzie nerwowym dało nam to, że trochę zaczęliśmy trafiać do innych ludzi, z inną potrzebą, że oni nie chcieliby się nauczyć, jak pracować na przykład z mięśniem lędźwiowym, tylko po co pracować, czy to jest w ogóle potrzebne, w jakich sytuacjach i dlaczego, bo czasami praca z lędźwiowym daje fajne efekty, a czasami w ogóle nie daje efektów. Skupiliśmy się na tym i zaczęliśmy trafiać do innej grupy ludzi i taki był cel. Teraz rozwijamy się pod kątem nowych szkoleń właśnie w wariacjach bardziej diagnostycznych i przychodzą do nas ludzie, którzy już potrafią pracować, tylko być może mieli trochę bardziej dostosowane narzędzia, ale bardziej dopasować idealnie te narzędzia do danego przypadku, danego pacjenta i wiedzieć, kiedy pracować z obszarem czaszki, a kiedy nie.
Czy da się pracować masażem bez wiedzy o układzie nerwowym, czy to wiele zmienia? Czy mogę pracować z tkaną, z ciałem, bez układu nerwowego? Co się wydarzyło w głowie albo na jakimś szkoleniu, że musiałeś to zmienić?
To się wydarzyło pewnie na wielu szkoleniach. Ten proces bardzo powoli szedł. Nawet jak mieliśmy opcję, że zmienimy nazwę, to od pomysłu do momentu zmiany minął rok, jak nie więcej. To był wolny proces, ale jak teraz patrzę z perspektywy czasu, to i tak prawdopodobnie za szybki. Sytuacja jest taka, że oczywiście, czy chcesz, czy nie chcesz, to zawsze pracujesz z układem nerwowym. Tak samo ja, jak i masażysta po kursie weekendowym. Natomiast im ty więcej o tym wiesz, tym możesz mieć większe efekty, bo wiesz, jak można go poprawnie stymulować. Wydaje mi się, że w naszym zawodzie wiedza jest kluczowa. Jak mielibyśmy osobę, która pracuje bardzo strukturalnie, załóżmy, że pracuje w masażu tkanek głębokich, czy klasycznym, bardzo strukturalnie pod kątem postawy, profilaktyki i ma tych pacjentów normalnie. Jak ja bym mu powiedział, że przez taką pracę ty jesteś w stanie wpłynąć na przykład na kumulację stresu emocjonalnego, bo się na przykład może okazać, że będziesz pracował z pacjentami i stworzysz bezpieczne warunki do tej pracy, dzięki czemu wystąpią drżenia endogenne, być może popłacze się podczas tej terapii, coś mu się przypomni, coś się wydarzy i wrócisz sobie do domu, to mając tą wiedzę, nie zmieniając swojego warsztatu, możesz mieć inne efekty na stole, pomimo tego, że robisz to dalej tak samo, bo zmieniła się tylko wiedza i ty się otworzyłeś na to, że może tak być, czyli to też może fajnie wpłynąć na mental u pacjentów. To nie jest tylko praca ze strukturą. Sama wiedza jest kluczowa.
Nie będziesz zaskoczony tym, co się dzieje na stole. Jak masz jakąś wiedzę o układzie nerwowy, to wiesz, co się wydarza i wiesz, jak na to zareagować i jakie mogą być konsekwencję.
Ja na przykład nie miałem tej wiedzy i to się wydarzyło, ale też dzięki temu później się zainteresowałem tematem emocji, to mnie w ogóle pociągnęło w tematy powięzi, jakieś wykłady Roberta Schleipa, który mówi, że powięź jako narząd czucia, czy bardziej, dodatkowy zmysł. Zacząłem się nad tym zastanawiać. Może się okazać tak, że ty w ogóle nie brałeś pod uwagę tego, że tak się w ogóle może dziać i jak już masz tą wiedzę, to te reakcje pacjentów mogą być inne. Wiesz co się wydarzyło w tym momencie między tobą, a twoimi pacjentami, że wcześniej tego nie miałeś, a teraz to masz, pomimo tego, że masujesz tak samo. Ciężko wytłumaczyć. Podejrzewam, że nikt nam normalnie nie odpowie na to pytanie bez wchodzenia w jakiś tematy energetyczne, pola itd. Natomiast jest to o tyle ciekawe, więc myślę, że ta wiedza jest ważna pod tym kątem, że ten masaż, który wykonujesz może być dużo skuteczniejszą formą pracy niż do tej pory samą wiedzą. Wydaje mi się, że żyjemy w bardzo ciekawych czasach, jeżeli chodzi w ogóle o pracę z ludźmi, fizjoterapię. Ona się rozwija w tym momencie. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu na moich pierwszych kursach z pracy manualnej była taka wstawka, że my coś tam rozciągamy, zmieniamy ustawienia w stawach, potem się okazuje, że nic takiego się nie dzieje. Później było tak, że zmieniamy konsystencję tkanki łącznej podczas naszej pracy, potem się okazuje, że nie za bardzo. Okazuje się, że jaką metodą byś nie pracował, to po prostu stymulujesz receptorowo jakiś obszar, który wysyła informację do tkanki łącznej, która w konsekwencji komunikuje układ nerwowy i coś się dzieje. Następuje takie zwolnienie blokady i zmiany reakcji obronnej organizmu i to zaczyna fajnie działać, dzięki temu pacjent ma większy zakres ruchu, stabilniejszą postawę. Mając tą wiedzę możesz też pracować bardziej ergonomicznie, mniej się męczyć w gabinecie, bo zrobisz coś cztery razy lżej.
Czy my możemy w gabinecie pracować nieudowodnionymi rzeczami?
Kluczowe w swoim gabinecie jest to, żeby maksymalnie wykorzystać czas i żeby pacjentowi nie zaszkodzić, nie obiecywać efektów, bo wiemy, że nie ma prostych tematów. Jakbyś mnie zapytał 10-12 lat temu, co jest przyczyną bólu pleców, to bym ci odpowiedział w dwóch zdaniach, że ludzie dużo siedzą, mało się ruszają. Poprawię zakres ruchu w lędźwiach i temat jest załatwiony, popracuję z prostownikiem i będzie super. Okazuje się, że nie będzie super, bo czasami może tak być, a czasami nie. Więc, po pierwsze jest bezpiecznie. Po drugie nie obiecujemy. Ja staram się w gabinecie nie używać słów: na pewno, nigdy i zawsze. Ja po prostu nie wiem tego, jak pacjent funkcjonuje po mojej wizycie, nie wiem, czy to, co mi mówi, to jest prawda, nie wiem, czy czegoś nie ominął. Wiem, że moje podejście się na pewno zmieni, wiem, że wszystkiego nie wiem, więc tych słów po prostu nie używam. Zawsze mówię, że możemy to sprawdzić, bo sytuacja jest prosta, ja wiem, że pacjentowi nie zaszkodzę. Uwielbiam to w neurostyce, bo ja wiem, że mu nie zaszkodzę. Może się zdarzyć, że on się będzie czuł trochę dojechany po wizycie, pod tym kątem, że za dużo mu powiem, trochę go przebodźcuję. Jestem przekonany, że realnie nie pogorszę pacjentowi na długo stanu. Będę starał się maksymalnie wykorzystać wiedzę, którą mam, żeby mu pomóc, zarówno pod kątem wiedzy, która już jest udowodniona, i która nie jest. To jest fajne. Moim zdaniem bez sensu jest wydawać pieniądze na badania, żeby sprawdzić, czy coś jest skuteczne. Bardzo prosto sprawdzić, co jest skuteczne. Weź 100 osób, zrób im pracę i zapytaj się, czy to jest skutecznie.
Ale potem powiedzą, że nie zaślepione, że ty to robiłeś, że nie zapytałeś, że to powinna być osoba
z zewnątrz, że powinna być ślepa próba.
To by miało sens, gdyby rzeczywiście oprócz mojej terapii nic się w życiu nie działo, czyli tan pacjent żyje w próżni i po prostu nic się nie dzieje, ale ona ma dalej życie. Może się okazać, że ta moja praca nie dała tak dużego efektu, jak to, że im powiedziałem, że sen jest w życiu ważny i robienie treningu o 22:00 to nie jest dobry pomysł, zmieńmy to na godziny poranne. On to zmienił i ja mogłem teoretycznie nie zrobić jakieś super rewelacyjnej roboty, ale może się okazać, że ten układ nerwowy zaczął jakoś balansować pod kątem, że on zadbał o swoją regenerację i to dało efekt i plecy go nie bolą. Ja nigdy nie będę wiedział, czy efekt dało to, co ja zrobiłem, czy powiedziałem, czy może coś się wydarzyło, że mu otworzyła się klapka i on zaczął coś zmieniać. Dzieje się tak dużo rzeczy, które ma wpływ na to, jak my się czujemy, że nawet jak zrobisz taką próbę, że jednemu zrobisz dobrą terapię, a drugiemu zrobisz słabą terapię, ale z jednym i z drugim będziesz rozmawiał i okaże się, że ta rozmowa zmieniła sytuację.
Kiedyś usłyszałem, że na terapii powinna być cisza.
Cisza to jest super bodziec. Zobacz, ile ludzie są w stanie zapłacić. Teraz mnie to bawi, aczkolwiek kiedyś pewnie z tego skorzystam. Moja żona korzystała kiedyś z tak zwanych medytacji ignacjańskich, to jest
w nurcie katolickim, gdzie wyjeżdżała na tydzień w milczeniu. Ona wraca kompletnie inna, wypoczęta, zrelaksowana, głowa pełna przemyśleń. Zaczął się początek roku i byliśmy na spotkaniu neuroklubowym
i po prostu tyle osób mówi, że oni robią sobie detoks dopaminowy pod kątem zero alkoholu, zero używek, zero kawy przez miesiąc, dwa, trzy. To już robi super robotę. Bardzo popularne są kapsuły floatingowe, gdzie nie masz nic, leżysz w próżni. Płacisz za to 150 zł i cisza, wychodzisz i mówisz, wow, ale to mi dużo dało.
Czy umiałbyś udowodnić, że neuroterapia działa?
Właśnie bierzemy się za to w tym roku z Maćkiem, angażując naszą społeczność. Oczywiście badanie nie będzie idealne, dlatego, że pacjent będzie robił jakieś rzeczy pomiędzy, więc to nie będzie tak, że tylko
i wyłącznie twoje praca zrobiła robotę.
Słyszałem takie dobre zdanie od teoretyków nauki, że jeżeli jakaś teoria jest nie do obalenia, to jest złą teorią.
Tak, rzeczywiście moim zdaniem każda się da, więc ja też jestem otwarty na to, że moja praca i to, co robimy na szkoleniach, będzie wyglądało za jakiś czas po prostu inaczej. Świat się rozwija, ty się rozwijasz, wszyscy się rozwijają, więc trzeba też aktualizować to, co robisz i powiedzieć, że na tamten moment robiliśmy to najlepiej, jak się dało, ale teraz da się to zrobić lepiej.
Wróć do tych badań.
Mamy bardzo fajny protokół. My to nazywamy roboczo wyjście z nerwu błędnego pod kątem poprawy regeneracji pacjentów. Można powiedzieć, że my tłumaczymy teraz pacjentom, że oni do nas przychodzą i pomimo tego, że chodzili często na dobre terapie, do dobrych specjalistów, do dobrych osteopatów, na dobre treningi, ale z jakiegoś powodu ta terapia nie szła do przodu, to dlatego, że to nie był na to dobry czas i my w tym momencie musimy zadbać o twoją regenerację, czyli zobaczyć sobie, jakie czynniki najbardziej obciążają twój układ nerwowy pod kątem stresorów fizycznych, chemicznych, emocjonalnych, uderzyć w te tematy jako pierwsze, zrobić to, wyjść na zero, czyli można powiedzieć, że spłacić jakiś rodzaj długu, który zaciągnąłeś od swojego ciała, bo o nie dbałeś. W tym momencie my możemy sobie sprawdzić. Teraz możliwości zbadania układu autonomicznego są fajne pod kątem choćby EKG, HRV. Możemy sobie to sprawdzić. Maciek się tym zajmuje u nas, aczkolwiek podejrzewam, że większość ekipy będzie się tym za jakiś czas zajmowała, że my sobie zbadamy, jak w ogóle działa twój układ nerwowy pod kątem balansu autonomicznego, zobaczyć na początku, jak jest rozregulowany i sprawdzić sobie, co się wydarzy, jak my sobie go zbalansujemy. Możemy sprawdzić sobie przed terapią i po każdej terapii i po całym procesie terapeutycznym. Oczywiście minus jest taki, że u każdego będziemy pracowali kompletnie inaczej, ale plus jest taki, że będziemy pracowali w jednym nurcie terapeutycznym. Nie mają sensu badania, że manipulacje na przejście potyliczno szyjne działają, albo nie działają na pacjentów z bólem głowy, dlatego że ból głowy może występować z różnych przyczyn i te badania potwierdziłyby to, że on czasami działa, czasami nie działa. Natomiast, jakbyśmy sobie sprawdzili, czy na przykład terapia manualna działa u pacjentów bólowych, no to plus jest taki, że możemy sprawdzić sobie, ale raz ta terapia będzie nakierowana na miednicę, a raz na przejście potyliczno szyjne, a raz na przejście piersiowo lędźwiowe, ale to będzie cały czas terapia manualna. Tu jest taki plus, jak na przykład bada się trening. Nie możesz z treningu wyizolować jakiejś partii, tylko to jest całe ciało, więc w tym momencie trening wychodzi dużo lepiej w badaniach niż na przykład terapia manualna na szyję, bo tam dalej po prostu dzióbiesz szyję, a treningowo, nawet jak ruszasz szyją, to nie ruszasz tylko szyją, angażujesz cale ciało, izolujesz to jakoś. Będziemy robili badania pod kątem właśnie badania EKG i czynnika HRV i później wykonywali swoje podejście terapeutyczne, które też jest o tyle ciekawe, że tak naprawdę ja dalej pracuję metodami typu terapia wisceralna, masaż tkanek głębokich, klasyczna terapia manualna, tylko jakby w nurcie pod kątem nacelowanej diagnostyki.
Czym dla ciebie jest neurodiagnostyka? Na studiach to było badanie czucia, siła mięśniowa. Co niektórzy mogą to widzieć, jako neurobadanie odruchów, typu młoteczek na ścięgno. Bardziej zaawansowane osoby będą badały wzrok, a jeszcze inni będą na ten temat widzieli reaktywność mięśnia, czyli po jego hiper, albo hipertonie.
Praktycznie to wszystko, co powiedziałeś. My na przykład głównie wychodzimy z punktu, badamy krótki ruch odruchowy, czyli można powiedzieć, że wykorzystujemy test reaktywności mięśniowej, jako jedno
z głównych narzędzi. Oczywiście nie zapominamy tego, co było dalej. Takie badanie neuro można też zrobić pod kątem postawy, bo to jak stoisz, jest pewnego rodzaju odpowiedzią twojego układu nerwowego na to, co jesteś w stanie zaangażować, co nie. Jeżeli masz pogłębioną lordozę, brzuch wyciągnięty do przodu, to znaczy, że z jakiegoś powodu twój układ nerwowy nie jest w stanie zaktywować prawidłowo mięśni brzucha, mięśni pośladkowych, zginaczy bioder i tak dalej. To nie jest tak, że ty jesteś leniwy i tak stoisz. Ty tak stoisz, bo tobie tak jest w tym momencie najbardziej komfortowo. To jest pewnego rodzaju reakcja obronna twojego organizmu. Z jakiegoś powodu twój układ nerwowy nie chce zaangażować twoich mięśni brzucha. Z jakiego powodu? Może być tak, że masz jakiś odruch ucieczki, może być tak, że jesteś świeżo po operacji, masz problemy jelitowe i tak naprawdę mając problemy jelitowe ciężko mieć aktywne mięśnie brzucha, bo one są po prostu ze sobą mocno sprzężone, chociażby przez odruch wiscerosomatyczny. Samym badaniem postawy, mając tą wiedzę, badasz po prostu układ nerwowy. Jak chcesz sobie zbadać młoteczkiem odruch ścięgnisty dla mięśnia czworogłowego, to równie dobrze możesz zrobić test [niezrozumiałe 1:12:24] mięśniowej, to jest jakby to samo. Jak używasz młoteczka, to jesteś w stanie stwierdzić, czy jest przewodnictwo, czy dochodzi prąd z lędźwi do kolana, ale nie jesteś w stanie dowiedzieć się, czy tego prądu dochodzi za dużo, za mało, czy optymalna ilość. My bardziej badamy od tym kątem. Oczywiście, jeżeli jest taka potrzeba, to możemy zbadać sobie układ wzrokowy, kanały półkoliste, równowagę, dlatego, że to jest tak szerokie, że musisz sobie dobrać narzędzia do danego pacjenta. Nie zrobisz całego badania neuro wszystkim. Nie będę badał oczu u pacjentów, którzy nie zgłaszają problemów z bólami głowy, ruchomością odcinka szyjnego. Ja rozmawiając z nimi, patrzę się na nich i widzę, czy te oczy działają dobrze, czy nie działają dobrze. To jest tak, że na studiach nam mówią, że twoje badanie się zaczyna od momentu, jak pacjent wchodzi do gabinetu. Moim zdaniem zaczyna się jeszcze wcześniej, bo zanim wejdzie do gabinetu, to ja schodzę na recepcję do niego, witam się z nim, idę sobie z nim, trzeba kilka schodków przejść, więc on często idzie przede mną, ja idę za nim, więc moje badanie już wtedy się zaczyna. Siadamy sobie. Ja mam taki komfort, że w gabinecie pracuję z asystentką, dzięki czemu mogę skoncentrować się w 100% na rozmawianiu z pacjentem, obserwacji, patrzeniu mu w oczy, obserwowania jego reakcji, mowy ciała, dzięki czemu już wiem, co będę testował później. Oczywiście są rzeczy, które są złotym standardem i testuję je zawsze, pod tym kątem, że tłumaczę mu, co będziemy robili, jak działają testy reaktywności mięśniowej, jak powinien reagować na bodźce.
Jak robisz testy reaktywności mięśniowej, to ludzie chcą się siłować. Co im mówisz?
Komunikacja. Ja im tłumaczę, że będziemy testowali bardzo czuły układ nerwowy, który będzie miał umiejętności zarządzania całym ich ciałem i sytuacja jest taka, że proszę ich o utrzymanie danej pozycji
i ja wprowadzam sobie bodziec i tłumaczę, czy czują na przykład delikatny wzrost napięcia. Rzeczywiście im tej siły jest więcej, jak wprowadzam więcej bodźca zewnętrznego, to oni czują więcej napięcia i teraz sprawdzamy sobie, co się wydarzy, kiedy ja wykorzystuję sobie na przykład odruch ucieczki, manipulacje na wrzecionka, albo jakiś inny bodziec zwalniający i tłumaczę im różnicę. Jak tej różnicy nie ma, no to wychodzimy z założenia, że prawdopodobnie tego napięcia jest za dużo. Biorę sobie inny obszar i później na przykład tłumaczę im, jak to powinno wyglądać, ten mięsień, który działa prawidłowo, który nie. Myślę, że w większości przypadków to rozumieją. Czasami po prostu mówię im tyle, ile potrzebujemy
w terapii, a części nie mówię, albo powiem na kolejnej wizycie, żeby ich po prostu nie przytłoczyć wiedzą, żeby oni nie czuli się sfrustrowani podczas tej terapii. Moje zadanie jest takie, żeby oni po całym procesie ze mną mieli pewnego rodzaju instrukcję obsługi swojego ciała, czyli wiedzieli, jak ono działa, co ma zrobić, żeby czuć się lepiej. Chciałbym, żeby oni widzieli te wszystkie połączenia między pracą a regeneracją. Mamy taki złoty standard, który wykorzystujemy praktycznie zawsze, który trwa pięć minut, a później w zależności od tego, co jest potrzebne, to dobieramy narzędzia do wizyty numer jeden, dwa i tak dalej. Moje założenie jest takie, że pacjenci się z tobą nie siłują, dlatego, że to ty pierwszy dajesz bodziec, więc jeżeli on jest za szybki, albo za silni, to oni się z tobą siłują, bo po prostu chcą zrównoważyć. Jeżeli ty będziesz używał bardzo małej siły, to oni też będą do tego używali bardzo małej siły. Problem po kursach online był taki, że my daliśmy tą wiedzę i jednocześnie wiedzieliśmy o tym, że oni będą robili to za mocno, za intensywnie, że wiedzieliśmy, że prędzej czy później i tak się spotkamy na kursie stacjonarnym. Po prostu znam ograniczenia tego szkolenia. Plus jest taki, że osoby, które potem przychodzą ,startują z innego pułapu. Każdy jest inny. Część łapie szybko, część wolno. Zależy ile wiedzą, ale też zależy od tego, w jakim stanie jest ich układ nerwowy, bo on jest też związany z umiejętnościami kognitywnymi, z możliwością zapamiętywania. Czasami widzę kursantów, że oni zamiast być na kursie, to powinni być u mnie na terapii na początku. Zrobilibyśmy terapię i oni by wyszli z innego pułapu, jeśli chodzi w ogóle o zapamiętywanie. To jest plus, że jak oni byli po kursie online, to wychodzili z innego pułapu, dlatego że mogli zadać mi inne pytania. Oni zdobywali większą ilość wiedzy po tym kursie niż inne osoby, bo ja oczywiście mogę im dorzucić trzy zdania dodatkowe, które dla części osób to byłoby za dużo, ale oni już się spotkali z tym wcześniej, więc ja im mogę zrobić takie mini indywidualne zajęcia, bo widzę, że tu już się pogubili, to ok, wy macie tyle ile na szkoleniu, ale wy jesteście już trochę poza wiedzą, więc możesz to zrobić tak i tak i to jest inna możliwość. To jest fajne. Widzę, jak są u nas ludzie na NIT, na przykład po neuroklubie. Tam jest full materiałów. Po prostu nie przejdziesz tego. Jakby ktoś teraz chciał i by zaczął w to wchodzić, to tam cały czas wychodzą nowe materiały. Tam jest dostęp do wszystkich kursów online, które nagraliśmy, więc nie zrobisz tego wszystkiego. Natomiast nam się inaczej z tymi ludźmi rozmawia, bo oni już są w temacie, już to zaczęli testować, już mają takie refleksje typu, że coś
u takiego pacjenta poszło, a u takiego nie poszło. Wtedy tłumacze, co może zrobić i on wraca
i wykorzystuję to wiedzę. Każdy produkt jest niedoskonały i można zrobić go lepiej, ale jednocześnie produkt zrobiony jest lepszy, niż produkt niezrobiony. To jest moje założenie. Jak bym teraz robił ten kurs online, to pewnie bym go zrobił trochę inaczej, ale wtedy nie wyobrażałem sobie, żeby zrobić je lepiej. To był full know-how, jaki mieliśmy z ekipą. One i tak są nadal bardzo dobre i nadal je polecam.
Poszedłbyś do fizjoterapeuty albo lekarze tylko po szkoleniach online? Czy można się szkolić w zawodach medycznych tylko online?
Myślę, że nie. Szkolenia online są dobre do dwóch rzeczy. Po pierwsze, żeby się tematem zainteresować. Masz mały prób wyjścia.
Cenowo i czasowo.
Myślę, że jedno i drugie. Czasowo, bo jak jedziesz na szkolenie, to dużo osób nie liczy tego, że szkolenia trwa dwa dni, ale ja muszę pojechać dzień wcześniej, nie mogę przyjmować wtedy pacjentów, płacę za wynajem, żywienie i to szkolenie weekendowe, które kosztuje 1500 zł, to ono tak naprawdę kosztuje 3000 zł, albo i więcej. Moje niebycie 3 dni w gabinecie to jest dużo. Z drugiej strony, nie mogę być cały czas w gabinecie, przecież bym się zajechał w życiu, więc trzeba to sobie jakoś wyliczyć. Jest na pewno taniej, bo szkolenia online po prostu są tańsze, bo możesz jako instruktor dotrzeć do większej liczby osób, więc możesz sobie pozwolić na niższą cenę, ale one są dobre, żeby się zainteresować tematem i, żeby się bardziej wyskilować, czyli ty już masz wiedzę, wiesz, jak pracować z ludźmi, jak robić diagnostykę i po prostu możesz łapać takie dodatkowe smaczki, utwierdzać się w tym, że robisz to dobrze, a to mogłeś zrobić gorzej, więc one są jako utrwalenie wiedzy, trochę się rozwijanie idealne i one są dobre na start, ale jeżeli ty nie masz praktyki, a chciałbyś ją nabyć, to nie da się tego zrobić online. Samo to, że jesteśmy na kursie i ktoś testuje i zobaczy, jak ja testuję i zobaczy na sobie, ile to jest siły i mówi, że robił to dziesięć razy za mocno. Tego nie widać przez ekran. Oni mogą nie wiedzieć, że żeby to testować to na przykład, nie wiem, wykorzystać miernik siły mięśniowej, jakiś dynamometr, to rzeczywiście korzystasz z jednego kilograma. Oni mówią, ale to jest czworogłowy uda, dlaczego kilogram, przecież on jest w stanie podnieść 40 kg. Bo nie badam siły, tylko reakcje po prostu, krótki odruchowy. Tak naprawdę przewodnictwo na poziomie kilkudziesięciu metrów na sekundę i zaangażowałem w tym momencie kilkadziesiąt tysięcy receptorów prawdopodobnie, więc to jest po prostu bardzo precyzyjny bodziec i tego nie zrobisz. Kupujesz szkolenie, to fajni byłoby wiedzieć, po co ty je kupujesz. Jeżeli ja się chce nauczyć pracy z ludźmi, to szkolenie online nie będzie dobre. Jeżeli chcesz się zainteresować metodą, to szkolenie będzie dobre. Jeżeli już umiesz pracować z ludźmi i chcesz być lepszy, to też może być dobre.
Czy po pracy neuro, po terapii manualnej klient dalej powinien coś robić sam? Czy proces leczenia kończy się u nas? Co ludzie mają robić? Gdzie jest największy błąd?
Moim zdaniem duży błąd jest taki, że my na przykład czasami chcemy zrobić z kogoś sportowca. Powinniśmy mniej więcej wstrzelić się w styl życia tej osoby. Być może ten styl życia trochę zmodyfikować, bo on nie jest zdrowy, ale nie na siłę, tylko małymi krokami. Moim pierwszym pytaniem, jak ktoś do mnie przychodzi, to co cię tu sprowadza i po co tu jesteś. Ja oczywiście wiem, jaką ta osoba prowadzi pracę, będziemy robili wywiad, jakie są jej oczekiwania, ale wtedy będę wiedział, ile ona może realnie poświecić czasu na pracę ze sobą. Pytanie jest też, z czego ten problem wynika, bo może się okazać, że ktoś już jest aktywny i chodzi o to, żeby mu ten trening zmodyfikować delikatnie, albo może trochę za dużo trenuje. Więc pytanie jest takie, z kim pracujemy i po co ta osoba przychodzi. Możemy sobie wyobrazić to, że po pierwsze są jakieś oczekiwania pacjenta i to jest jakby jedno koło. Są jakieś oczekiwania, które ty masz wobec tego pacjenta, to jest jakby drugie koło i są rzeczy, które po prostu da się zrobić, to jest trzecie koło. Czasami jest tak, że ktoś przychodzi i chciałby wystartować w maratonie za miesiąc i ty na niego patrzysz, a on ledwo stoi i to jest nierealne do zrobienia. Fajnie, jakby te trzy koła na siebie nachodziły. One nigdy nie będą idealne, ale musimy pracować w tym wspólnym połączeniu, ile w ogóle jest możliwe do zrealizowania. Na pewno proces terapeutyczny nie kończy się w gabinecie, dlatego że ty pracujesz, powiedzmy godzinę w tygodniu, to zależy od pacjenta i jego problemu i dopasować się do tego. Ja zawsze staram się dać coś pacjentom. Czasami to jest jedno ćwiczenie, czasami wyślę ich do kogoś, kto u nas pracuje bardziej ruchowo, żeby przygotował mu zestaw treningowy, a czasami będzie tak, że ta osoba po prostu będzie przychodziła do niego na treningi, bo ma na to czas i pieniądze. Zawsze się staram ludziom dać coś, żeby oni czuli, że to nie jest tak, że oni mi oddają cały ster i ich zdrowie zależy ode mnie, tylko zależy od nich, a ja jestem bardziej kierunkowskazem, w którą stronę iść. Staram się w gabinecie robić to, co on nie jest w stanie sam zrobić w domu, bo nie ma takiej wiedzy. Jednak kilkanaście lat pracuję z pacjentami, zrobiłem kilkadziesiąt szkoleń, przeczytałem kilka książek, trochę badań i tak dalej, więc ja robię rzeczy, których on nie jest w stanie zrobić, a on robi rzeczy, które jest w stanie zrobić. Dzielimy się jakoś na pół. On ma trochę procesu do zrobienia, ja mam trochę procesu do zrobienia i to ma stworzyć nam jakiś spójny kontekst. Moim punktem wyjścia jest to, że z jakiegoś powodu, układ nerwowy nie zarządza danym obszarem prawidłowo, więc staram się, żeby on w warunkach laboratoryjnych, czyli na stole, w gabinecie, zaczął działać dobrze, ale to nie znaczy, że jak on weźmie siatki z zakupami, to on będzie dalej pracował dobrze. To jest inna sytuacja, inne obciążenie, inna pozycja, więc staram się, żeby w tych warunkach on zaczął pracować dobrze i później, żeby to jakoś utrwalać. Czasami może to być proste jedno ćwiczenie, które mu zrobi robotę, a czasami jest tak, że tego jest dużo i trzeba w to wpleść większy trening, tylko się trzeba dopytać, ile ta osoba ma realnie czasu. Jeżeli ktoś ci powie, że może coś robić codziennie godzinę, to wiesz, że to jest nieprawda, więc robisz wtedy pół godziny raz na dwa dni i jak to zrobi, to będzie super. Jak to zrobi raz na dwa dni, to może robić rzeczywiście codziennie pół godziny. Jak będzie codziennie pół godziny, to może robić codziennie 45 minut. Tak powoli sobie to skilować. Fajnie, jakby ta osoba czuła niedosyt, że mogła zrobić więcej. Kluczowe jest to, żeby nauczyć ludzi, że nawet od wizyty
u nas zaczynamy uczyć się dbać o swoje ciało, jak ono rzeczywiście działa i ta wiedza ma ci starczyć do końca życia. Oczywiście, życie to jest sinusoida, raz jest lepiej, raz gorzej i w tych sytuacjach gorszych, jak sobie nie dasz rady sam, to ja tu jestem, ale w sytuacjach, kiedy jest nie najgorzej, to ty sobie dasz radę sam. Ja bym oczywiście docelowo nie chciał się widzieć ze swoimi pacjentami w przyszłości. Oczywiście oni wiedzą, że zawsze mogą do mnie przyjść na przegląd konsultacje. Nie ma problemu, możemy sobie sprawdzić, czy jest wypracowany efekt. Ja też mam taki tryb pracy z pacjentami, że na początku spotykamy się częściej, później rzadziej, a później jeszcze umawiamy się za pół roku, nawet jak się czują dobrze.
Czy każdy pacjent jest psychosomatyczny? Czy terapeuci powinni doszkalać się z wiedzy psychosomatycznej?
Fajnie byłoby wiedzieć, że to istnieje i to jest fakt. Jak pogadasz sobie z każdym pacjentem, to się okaże, że sytuacje stresowe nasilały dolegliwości bólowe. Standard. To jest fakt. Nawet pracujemy z bólem
w modelu biopsychospołecznym, więc jest tam „psycho” i jakaś wiedza byłaby potrzebna. Niekoniecznie musisz tak pracować, bo ta praca jest bardzo specyficzna i dużo osób może się czuć niekomfortowo w tej pracy, ale powinieneś wiedzieć, kiedy twoje kompetencje się kończą i kiedy taką osobę wysłać do takiej osoby, albo nawet, kiedy wysłać ją do psychoterapeuty. Moim zdaniem fajną opcją jest iść i zobaczyć
w ogóle, na czym polega psychoterapia. To może być fajny case dla każdego, jeżeli ma na to finanse
i przestrzeń. Nie jest to też specjalnie drogie, żeby się dowiedzieć, czy jest ok, aczkolwiek na psychoterapii też zawsze fajnie byłoby mieć cel. Jeżeli nie masz tego celu, to psychoterapeuta nie będzie wiedział, co z tobą zrobić. Dobrze wiedzieć, czym to się może objawiać. Ja pracuję często z pacjentami, bo oni już często wiedzą, że taka praca jest im potrzebna. U mnie głównie jest to, że punktem wyjścia jest ciało, czyli ja bym chciał, żeby ich ciało funkcjonowało lepiej. Jeżeli na drodze regeneracji stoi stres emocjonalny, to ja się zajmuje tym stresem emocjonalnym, jeżeli nie stoi, to ja się w ogóle tym nie zajmuję. Jak do mnie przyjdzie pacjent i powie, że ma depresję, no to ja nie jestem od depresji. Moim punktem wyjścia zawsze jest jakiś objaw z ciała. Jeżeli pacjent czuje dyskomfort, ból, coś nie tak z ciałem, to wtedy ja jestem w stanie wyjść od tego ciała i zobaczyć, czy na ten problem z ciałem rzeczywiście ma wpływ jakiś konflikt emocjonalny i coś z tym zrobić. Jeżeli to jest temat w miarę prosty, to z nim pracuję, ale czasami jestem w stanie zasugerować pacjentowi psychoterapię. Wiem, że teraz jest taka informacja, że tematami emocjonalnymi nie powinni się zajmować fizjoterapeuci, natomiast, jeżeli ja jestem przekonany, że jestem w stanie w jakiś sposób pomóc pacjentowi (oczywiście nie powiem, że jestem w stanie go wyleczyć, bo temat głowy też jest tematem skomplikowanym), to tym bardziej nie odeślę go do kogoś, kto nie wiem, czy będzie mu w stanie pomóc. Czasami jest tak, że psychoterapia daje fajne efekty, a czasami jest tak, że ona po prostu stoi w miejscu. Czasami okazuje się, my sobie pracujemy, pacjenci dalej chodzą na psychoterapię i ta psychoterapia po naszej pracy idzie do przodu, bo gdzieś tam doszliśmy do jakiegoś tematu, który nie był uwzględniany, albo rzuciliśmy na to inne światło. Nie będę odsyłał pacjenta do kogoś, kto nie wiem, czy mu pomoże w sytuacji, kiedy wiem, że ja jestem w stanie zrobić jakiś krok do przodu. To nie ma sensu. Znam swoje ograniczenia i wiem, kiedy fajnie wysłać pacjenta do psychiatry, a kiedy do psychoterapeuty. Ludzie też nie idą w pierwszej kolejności do kogoś, kto pracuje psychosomatycznie poprzez ciało w sytuacji, kiedy ma problemy z głową, tylko oni szukają sobie gdzieś psychoterapii, czy psychologa, czy innego nurtu i później, to też jest fajne, że te osoby często sugerują im, że fajnie byłoby na to uderzyć z innej strony. Zdarza mi się, że trochę ludzi przychodzi, bo albo sami to zauważyli, albo psychoterapeuci im zasugerowali, że to dobry pomysł, albo psychoterapeuci po prostu mnie polecili. Mi się zdarzyło też kilka razy nagrywać terapię dla pacjenta, żeby mógł pokazać psychoterapeucie. Część psychoterapeutów mówi, że rewelacja, że wykorzystają tą wiedzę. Druga grupa mówi, że jest to dziwne, koleś jest trochę wykręcony, ale jednak coś z tego wyszło, więc ok, korzystaj z niego, a część powie, że definitywnie do niego nie chodź, on jest obłąkany, robi dziwne rzeczy i to nie ma racji bytu, on ci tylko zaszkodzi. Co jest ciekawe to, że niektórzy pacjenci przychodzą po cichu. On czuje, że mu to pomaga, ale psychoterapeuta nie jest z tego zadowolony.
Ile godzin w tygodniu jesteś w stanie pracować z pacjentami, żeby dać z siebie wszystko na szkoleniach?
To jest metoda prób i błędów. Ja zawsze pod koniec roku jestem trochę dojechany i się okazuje, że to nie jest idealne. Tygodnie są bardzo różne. Ja pracuję w gabinecie najczęściej dwa, dwa i pół dnia w tygodniu i to jest dla mnie dobra opcja. Oczywiście są takie tygodnie, że mogę pracować trzy dni w tygodniu, są takie, jak ten, który będzie, że nie będę pracował w ogóle w gabinecie, bo prowadzę kursy, najpierw wtorek środa, czwartek, a potem piątek, sobota, niedziela.
Pracujecie dwójkami na szkoleniu?
Tak, mamy tak, że się wymieniamy. Tu mam tak, że prowadzę trzy dni masażu tkanek głębokich. Ja ten kurs prowadzę mniej więcej 140 raz. Mamy też asystenta. Są takie kursy, na których się relaksuję i na pewno mnie bardziej czilują niż praca w gabinecie, a są takie kursy, które są dla mnie bardzo intensywne i wycieńczające, więc staram się tak zrobić, żeby było ok. Początek roku też jest intensywny, bo pracuję tak dziwnie ze szkoleniami, że w styczniu mam bardzo dużo szkoleń. Luty jest spoko, marzec jest bardzo mało, kwiecień znowu dużo, maj znowu czilowy, są takie cykle.
Mógłbyś kompletnie zrezygnować z pracy z klientem? Uważasz, że dalej byłbyś wiarygodny i przekazywał podobną wiedzę na szkoleniach?
Nie byłbym w stanie zrezygnować dlatego, że widzę, ile inspiracji daje praca z pacjentem. Na przykład mam mylne założenie na szkoleniu, że coś powiedziałem i coś mi się sprawdziło u 20 pacjentów, ale jak zrobiłem ich 200, to już nie bardzo, więc te szkolenia od razu też ewoluują razem z twoją wiedzą. Wydaje mi się, że to jest niemożliwe, a na pewno ja bym tak nie chciał, bo to by oznaczało, że to szkolenie stanęło w miejscu i się nie rozwija. Ja bym się w tym momencie zawodowo wypalił. Mieliśmy też z Maćkiem taki moment na masażu tkanek głębokich, że troszeczkę nam się go odechciało prowadzić. Później go trochę zmodyfikowaliśmy, prowadziliśmy nowe osoby i znowu jest super. To też jest ważne, żeby te szkolenia były bardzo mocno spójne z tobą, bo jeżeli nie, to jest bez sensu. One muszą być autentyczne. Tak samo, jak prowadzenie social mediów powinno być autentyczne, czyli to jesteś ty. Jesteś tak ty i ludzie cię kupują, albo nie. Jak cię kupują, super, jak cię nie kupują, to też jest dobrze, bo po prostu nie ma zgrzytów na szkoleniu. Im więcej treści wprowadzimy i ludzie nas widzą, to i wiedzą, czego się spodziewać na tym szkoleniu, ale też wiedzą, jak my się komunikujemy. Mamy bardzo specyficzny kontakt z kursantami, jesteśmy na bardzo luźnej atmosferze, ale jak trzeba, to możemy ich bardzo szybko sprowadzić do pionu. Możemy sobie pozwolić na bardzo dużo i oni mogą sobie pozwolić z nami na bardzo dużo, więc czarny humor ostro leci. Jak się uczymy, to się uczymy, jak czilujemy, to czilujemy i niektórym to może nie pasować. Bardzo ważne jest to, żeby to było spójne. Wtedy kupują cię te osoby, które powinny cię kupić. Wydaje mi się, że ja bym chciał po prostu, żeby te szkolenia odzwierciedlały moją wiedzę i mój sposób bycia. Wtedy ta praca w gabinecie jest ważna. Na przykład, odkąd zacząłem pracować z asystentką, a teraz też będzie dla mnie ważny okres, gdyż zmieniam ją
i będzie nowa osoba, i to jest fajne, tak mi otworzyło głowę.
W czym ona ci pomaga?
Ona wypełnia mi dokumentację. Ja sobie rozmawiam z pacjentami. Ona te słowa, które ja wrzucam, przepisuje do karty. To jest tak, że ja robię całą diagnostykę i ona mi to wpisuje w kartę. Mamy swój sposób komunikacji. Później to już jest tak, że on jest już nawet niewerbalny. Ja po prostu coś pokazuję na palcach i ona zapisuje. To jest tak, że ja mam różne spostrzeżenie i mówię na przykład, że jak na przykład pacjent zgłasza dolegliwości bólowe takie i takie, to się bardzo często pokrywa z tym że jest pobudzone współczujnie, zapisz, zobaczmy, będziemy to weryfikowali. Później kolejny pacjent, to się weryfikuje, tu się sprawdza, o tu się nie sprawdza. Dlaczego tu się nie sprawdziło? Więc po prostu ona przelewa mi trochę moje myśli z głowy do tego i dzięki temu ja mogę prowadzić notatki praktycznie w czasie rzeczywistym z pacjentami. My też bardzo często wysyłamy pacjentowi pracę domową pod kątem konkretnych ćwiczeń, medytacji, afirmacji, treningu mentalnego, więc po prostu ja od razu tłumaczę, co on będzie robił, a ona od razu na mailu wysyła mu pracę domową. Poszukuję teraz osoby, żeby mi trochę pomagała tworzyć treści w social mediach, czyli ja tam nagrywam rzeczy, ale później zostawiam jej to i ona to publikuje, robi delikatny opis, delikatnie obrabia. Ja bym chciał być mocno obecny w social mediach, ale jednocześnie nie chcę dużo siedzieć przy telefonie. Chcę tworzyć treści, jednocześnie nie chcę za bardzo ich konsumować, a jednocześnie wiem, że t wszystkie aplikacje tworzą mądrzy ludzie, którzy wiedzą, jak manipulować moim umysłem, więc daję się zrobić bardzo często w bambuko i wiem, że to mi daje dużo, a jednocześnie zabiera mi jeszcze więcej. Chciałbym być aktywny, ale bez siedzenia, żeby to było mądrze zrobione. Jak mam teraz ten cel, żeby codziennie coś publikować, to jednocześnie chciałbym, żeby ktoś mnie od tego trochę odciążył. Pracowałem z Olą, która jest u nas regularną terapeutką, to Ola też ma dobrego skila psychosomatycznego, ona jest też naszą kursantką, ale też robiła inne rzeczy i w niektórych sytuacjach z pacjentami po prostu pracowaliśmy razem, dzięki temu ta terapia była bardziej efektywna. Na pewno nie mógłbym sobie pozwolić na to ze studentką, bo po prostu by nie wiedziała, aczkolwiek w pewnym momencie, jak ją doszkolisz, to może coś tam być. Wcześniej, jak pracowałem sobie u nas z Natalią, to w pewnym momencie ona z mojej asystentki awansowała na terapeutkę, więc jak ja pracowałem wtorki i czwartki w gabinecie, to pracowała ze mną, ale poniedziałki i środy pracowała sama. Jak widziałem, że praca z pacjentem nie była zbyt skomplikowana, to ona mi pomagała, czyli na wizycie pierwszej widziałem się, ja na kolejnej ona i tak dalej i ja kończyłem. Okazało się, że bardzo łatwo było zapełnić jej grafik w pewnym momencie. Przepisywałem jej swoich pacjentów, plus ona się pojawiła na moich social mediach, więc ludzie stwierdzili, że jest godna zaufania. Jednocześnie są takie tematy, że lepiej iść do kobiety. Na przykład stwierdzasz, że nie za bardzo chcesz mówić kolesiowi o swoich problemach związanych ze współżyciem, czy nietrzymaniem moczu, więc fajnie by było, żeby to była kobieta. Ktoś też może stwierdzić, że lepiej się dogaduje z osobami młodszymi. Chociaż akurat ja z nastolatkami super się dogaduję. Jest jeszcze jedna dobra sytuacja dlatego, że jak byliśmy sobie we dwójkę z jakąś kobietą, to ja mogłem sobie pracować z jakąś nastolatką bez rodziców. Tam była jeszcze inna kobieta i nie było zgrzytów, że zostałbym o coś posądzony. Taka sytuacji mi się nigdy nie zdarzyła.
Mi też nie, ale słyszałem parę historii.
Mam takie swoje przypuszczenia, że masz takich pacjentów, na jakich zasłużyłeś. Pacjenci są troszkę takim odzwierciedleniem siebie. Ja lubię siebie, to jaki jestem, jak się wysławiam, widzę swoje zalety, znam swoje wady, małe braki i sobie nad nimi pracuję. Moi pacjenci są rewelacyjni. Ja z każdym jestem
w stanie pogadać. Staram się utrzymywać kontakt z pacjentami przez recepcję, albo swoją asystentkę, czyli ona dzwoni. To ma swoje plusy i minusy. Minusy są takie, że nie masz z nimi takiej dobrej więzi, bo jednak ta komunikacja jest związana z troską o nich.
To jest cienka granica, żeby to nie było za blisko, bo przestaniesz być terapeuta, a zaczynasz być kolegą
i masz kłopot. Dobrze wiesz, że jakbyś robił Maćkowi terapię, to by było kłopotliwe.
I tak, i nie, bo zdarza mi się. My się wymienialiśmy wiele razy. To wszystko zależy od tego, czy jesteś się
w stanie trochę odłączyć od tego. To jest akurat moja mocna umiejętność, że to potrafię i staram się być neutralny. Natomiast być może, gdyby terapia była robiona przez kogoś innego, to być może byłaby skuteczniejsza, bo ktoś byłby bardziej białą kartką niż ja. To jest ciekawa sytuacja, bo mój numer myślę, że ma kilka tysięcy ludzi. Był taki moment, że on był na Instagramie i bardzo mało ludzi przekracza tą granicę. Moi pacjenci maksymalnie są w stanie na przykład napisać sms o normalnej godzinie i się tłumaczyć, że napisali, bo na przykład nie mogą się dodzwonić na recepcję. Oni nie przekraczają tej granicy dlatego też, że ja bardzo dbam o swoją przestrzeń i oni tego nie nadużywają. Ja nie mówiłem, żeby nie dzwonili do mnie z głupotami i tak dalej, oni po prostu o tym wiedzą i to jest ciekawe. Może jest tak, jak tobie pacjenci wchodzą na głowę, to ty po prosty dajesz sobie wchodzić na głowę, też w życiu prywatnym może tak być, że nie ma zrobionych granic.
Czym pacjenci najbardziej się psują?
Życie jest… nie wiem, czy jest trudne, moim zdaniem jest fajne, ale rzeczywiście jest dużo rzeczy, które niekorzystnie wpływają na twoje zdrowie i te rzeczy są niestety fajne, bo na przykład fajne jest przylgnięcie do Netflixa i nierobienie nic cały dzień.
Uważasz, że czasami potrzebne i normalne?
Czy potrzebne, to może niekoniecznie, ale powiedziałbym, że dozwolone. Jednak ta zasada Pareta 80/20 jest moim zdaniem też bardzo dobra w życiu, że na pewno nie będziesz robił wszystkich rzeczy, które tobie służą, ale po prostu będą też rzeczy, które tobie nie służą. Dobrze byłoby, żebyś z 80% rzeczy, które robisz był zadowolony w każdej kwestii, czyli dobrze by było, żeby 80% rzeczy, które wkładasz do buzi, to były rzeczy uznawane za zdrowe. To jest wiedza, którą większość osób posiada, że szpinak jest zdrowy,
a batonik nie. Czy batonik jest zły? Nie do końca, bo z drugiej strony, jeżeli chcesz dostarczyć dużo kalorii, dużo węgli, tłuszczy, to ten batonik może być nawet ok, ale jednocześnie jedzenie go codziennie może nie być specjalnie zdrowe. Warto do tego podejść tak, że jesteś zadowolony z tego, co wkładasz do głowy, z tego, że się ruszasz, czyli tego ruchu jest więcej niż bezruchu, 80% mojego tygodnia się jakoś ruszałem. Fajnie byłoby mieć 80% myśli, które tobie służą, dobrze, żeby tych negatywnych nie było, ale jednocześnie ciężko się ich pozbyć. Problem jest taki, jak tego pojawia się więcej, że jednak tylko z 20% rzeczy jesteś zadowolony, tylko w dwóch dniach pojawiła się aktywność fizyczna, albo większość w głowie mam negatywnych myśli. To jest też problem. Zadałeś też pytanie, czy wszyscy pacjenci są psychosomatyczni. Teoretycznie każdy temat jest psychosomatycznie. Na przykład masz skręcony staw skokowy, ale może to w tobie budzić lek, że będziesz niesamodzielny, że nie będziesz codziennie trenował. To budzi jakiś element psychosomatyczny, ale on nie jest proporcjonalnie tak wysoki, żebyś ty pracował z tym stanem psychosomatycznie, bo zrobisz strukturkę, wprowadzisz trening i z automatu te emocje już nie mają wpływu, bo znowu jesteś samodzielny, znowu robisz treningi i jest super. Kluczowe jest to, żeby dowiedzieć się, ile jest proporcji w danym temacie, bo w każdym temacie masz czynnik strukturalny, bo emocje i psychika powoduje zaburzenia somatyczne. To nie jest wiedza tajemna. Temat jest zawsze związany z chemią dlatego, że jeżeli masz sztywność, napięcie w obszarze kręgosłupa, to będzie związanie z zaburzeniem przewodnictwa neuroprzekaźników i tak dalej, czyli on będzie miał zawsze kontekst chemiczny, każdy twój temat, bo chemia jest wpisana w twoje funkcjonowanie i on będzie miał zawsze kontekst emocjonalny, czyli struktura, chemia, emocje będą zawsze. Jeżeli masz w jakimś temacie 10% chemii, 10% emocji i 80% struktury, to po prostu olej te dwie rzeczy, bo one są nieistotne. Jeżeli twój temat, to jest 80% kontekst emocjonalny, trochę chemii i trochę struktury, to po prostu olej te dwie rzeczy, bo tutaj trening na nic się nie zda. Tutaj trzeba zająć się głową. Jeżeli masz 30/30/30, to po prostu możesz sobie wybrać, od czego zaczynacie, bo pewnie będzie trzeba uwzględnić trzy rzeczy w tym wszystkim. Po prostu nasz psuje życie, ale każdego troszkę inny rodzaj życia. My kiedyś zrobiliśmy taką fajną autodiagnozę, może słowo nie do końca trafne, ale taki protokół do wypełnienia pod kątem właśnie tych trzech elementów. Czy ja rzeczywiście strukturalnie o siebie dbam, czy ja mam ruch, czy ja mam rozpracowane stare kontuzje, czy jak byłem po operacji, to konsultowałem się ze specjalistą, żeby zobaczył, czy te tkanki są ok, czy nie są ok, czy mam jakieś namnażające się przeciążenia, mikrourazy w swoim życiu, o które zadbałem, czy moja postawa jest w porządku, czy niekoniecznie, czy nie powinienem nad nią troszeczkę popracować. Tak samo pytania pod kątem mentalu, tak samo pod kątem chemii i zobaczyć sobie, gdzie są największe braki. Może się okazać, że u mnie głównie leży żywienie. Może się okazać, że jak zadbam o to żywienie, to nie mam bólu pleców, głowy, moje jelita zaczęły normalnie pracować, więc muszę zadbać o chemię i wszędzie dbać o tą zasadę, że tam się może pojawić czynnik, który mnie psuje, bo po prostu nie ominiesz tego. Tak samo, jakbyśmy mieli walczyć z każdym stanem zapalnym w organizmie, to jesteś skazany na niepowodzenie, bo masz choćby stan zapalny po jedzeniu w jelitach. Nie da się tego zrobić, ale fajnie by było, żebyś nie miał takie uogólnionego stanu zapalnego w ciele, bo to jednak nie jest fajne. Czyli twoje ciało tak naprawdę sobie radzi z tym. Ostatnio nagrałem też taki krótki materiał dotyczący tego, że na twoje zdrowie wpływają tylko dwie rzeczy, czyli dbasz o te dwie rzeczy i jest temat załatwiony. Po pierwsze, ilość stresorów, które cię dojeżdża. Musisz zadbać o to, żeby nie było ich za dużo. Dwa, jak twoje ciało radzi sobie ze stresorami, czyli jaką masz reakcję. Te stresory mnie obciążają, ale one są podprogowe, to mnie obciąża specjalnie.
Nie ma bodziec-reakcja. Jest bodziec bez reakcji i wtedy jest wszystko ok, a jak jest reakcja, to jest problem.
Tak. Homeostaza jest dynamiczna, ona nie jest stała.
Słyszałem takie zdanie, że jakby coś było w homeostazie, to by zginęło, to musi być ciągła walka.
Ona jest dynamiczna, więc to nie jest tak, że ja w tym momencie uniknę wszystkich stresorów na świecie. Nie da się tego zrobić. Tym bardziej że stresor jest potrzebny. Gdyby nie było stresu, to byś się po prostu nie rozwijał. Każdy trening jest dużym stresem dla organizmu i chodzi o to, żebyś wykształcił pewnego rodzaju adaptację na ten stres. Jeżeli już jesteś zaadaptowany, to ten stresor podciągasz, żeby on cię jednak troszeczkę dojechał, żeby twoje ciało było sprawniejsze, silniejsze, więc dbamy o to, żeby ta reakcja na te stresory była po prostu ok, adekwatna. Tłumaczę swoim pacjentom, że to jest jakiś stres, który dotyczy ich ciała i reakcja powinna być adekwatna, czyli taka sama. Problem pojawia się kiedy reakcja przerasta stresor i ro jest problem. Najlepiej, jeśli na duży stresor jest mała reakcja, Wtedy wygrałeś życie.
Co mają robić młodzi fizjoterapeuci, żeby być dobrymi terapeutami? Jak ma się rozwijać fizjoterapeuta, który jest bombardowany przez tysiące szkoleń modeli pracy. Co ma robić, żeby się tym wszystkim nie zakrztusić?
Ja bym próbował. Niech się zakrztusi. Co się stanie, jak zrobisz tego za dużo? Najwyżej się po prostu dojedziesz i zrobisz sobie pauzę. Może ona też będzie ci potrzebna. Więc po prostu próbować nowych rzeczy i dowiedzieć się mniej więcej, co jest dla mnie na razie ok. Sytuacja jest taka, że od nas dużo osób wymaga, że ty powinieneś wiedzieć, co chcesz robić. Ja do tej pory nie wiem, czy będę robił to do końca życia. Ja od razu powiem, że ja nie będę tego robił do końca życia, to jest pewne. Na pewno moja praca się zmieni. Nie mam zielonego pojęcia, czy będę pracował do końca życia z ludźmi, w Polsce. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Mam jakieś plany, pomysły na siebie na rok, dwa, trzy w przód. Gdzieś tam to jest z tylu głowy. Natomiast fajnie próbować te rzeczy, dowiedzieć się, co dla mnie jest na razie ok i iść w ten temat i po prostu znaleźć osobę (a dzięki social mediom mamy taką możliwość), która jest tam, gdzie ja bym chciał być za jakiś czas i dowiedzieć się, co ma zrobić. Z racji tego, że ja miałem dużo takich pytań, to ja od razu pytam, a gdzie teraz jesteś? Jestem na studiach. To na początku widzimy się na masażu tkanek głębokich, a później na NIT. Czy może być inna kolejność? Nie, zapisz się w tej kolejności. Później rzeczywiście otworzą mu się gdzieś tam wrota, że okaże się, że ok, to, jak pracuje Patryk, jest fajne, ale czegoś mi w tym brakuje, bo on czegoś tam nie uwzględnia, a ja bym chciał, albo ja bym tą pracę chciał przerzucić bardziej do dzieci, czy tego go może nauczyć. Faktycznie masz osoby, które są na tej drodze. Możesz do nich uderzyć. To jest mocny plus social mediów. Możesz też dowiedzieć się na własnym przykładzie. Na przykład metoda, z którą ja pracuję, ona bez subiektywnych doświadczeń jest beznadziejna. Po prostu musisz tego doświadczyć. To, że ja się zajmuję tym, a nie czymś innym, i że w ogóle wszedłem w tematy, które są bardzo trudne do opisania pod kątem szlaków energetycznych, bo ja pracuję pod kątem meridianów, trochę centrów energetycznych, różnych rzeczy, to tylko dlatego, że ja poczułem to na sobie. Bez tego się nie da. Ja się kiedyś trochę śmiałem z medycyny chińskiej. Nie wstydzę się tego, bo byłem wtedy gdzieś na początku swojej drogi. Teraz gdzieś wykorzystuję jej elementy i są elementy pracy z systemem meridianowym na neurodiagonstyce. Poczułem to na sobie,
a po drugie zobaczyłem w swojej pracy, że to ma sens. Zobaczyłem też, że to mi tłumaczy pewnego rodzaju procesy w ciele pacjenta i zrozumienie, dlaczego dana osoba ma problem. Wydaje mi się, że
w niektórych tematach jestem w stanie zrozumieć proces chorobowy. Wydaje mi się, że to jest kwestia czasu. Bardzo nie lubię określenia „idiopatyczne”.
„Idiopatyczne” i „niespecyficzne”, czyli przyznaję się, że nie wiem, albo nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.
Medycyna przyznała się tak wiele razy, że nie wie, bo okazało się, że tych problemów niespecyficznych, idiopatycznych, to jest około 80%. Mogę nie mieć świeżych informacji, może teraz jest więcej, ale jak patrzeliśmy kilka lat temu, to było mniej więcej 80%, więc w 20% medycyna wie, jak sobie poradzić,
a w 80% nie za bardzo. Jak ktoś mówi, że fizjoterapeuci nie są jak lekarze, bo lekarze są base of medicine, to się bardzo, bardzo mylą, bo lekarze nie są do końca base of medicine dlatego, że tylko 30% procedur medycznych jest udowodnionych, że działają. To jest ciekawe i to jest fakt, że to są postępowania, które prawdopodobnie mogą dać efekt i to jest praca nad skutkiem. Bardzo dobrze pokazała to ostatnia wiedza na temat psychiatrii i leków typu SSRI, że one nie wpływają do końca tak, jakbyśmy chcieli na chemię mózgu, bo depresja nie jest związana z chemią mózgu. Okazuje się, że psychiatria jest trochę wykolejona do góry nogami. Myślę, że my dużo nie wiemy, ale jednocześnie to nas nie zwalnia z tego, żebyśmy spróbowali tą wiedzę wykorzystać. Tak naprawdę naszą wiedzę ocenia pacjent. Jak ja kiedyś zobaczyłem na takiej popularnej grupie, nie chcę polecać, już mnie w niej nie ma. Opuściłem ją, bo ona mnie po prostu troszeczkę frustrowała. Opuściłem ją w momencie, kiedy po prostu była taka… myślę, że do tej pory to jest jedna z bardziej popularnych dyskusji tam, więc myślę, że rozładowałem trochę tą grupę chcąc nie chcąc, kilka razy, gdzie po prostu tam kiedyś padła, że to nie pacjent ocenia efekty terapii. No jednak to on ci płaci i ocenia te efekty. Jak on powie, że ta terapia była beznadziejna, to po prostu ona była beznadziejna. Niekoniecznie to narzędzia były beznadziejne, bo się może okazać, że po prostu były nie na ten czas, albo nie dlatego pacjenta. To mogła być super metoda, super techniki, ale to nie było dla tego pacjenta, więc dla niego one były nieskutecznie i metoda beznadziejna. Oczywiście, nie można się utwierdzać w tym, że to ja jestem beznadziejny. Nie jesteś beznadziejny, to był po prostu zły pacjent. Wiem, że to tłumaczenie, które my wykorzystujemy, ono się zapewne zmieni za jakiś czas. Maciek jest u nas tą osobą z teamu, która siedzi dużo więcej w badaniach i podrzuca mi te niektóre smaczki i potem ja się w to zagłębiam. Na przykład wykorzystujemy jakiś punkt w ciele, który jest na coś i później mówi, zobacz, okazuje się, że to jest związane z takim nerwem, który ma wpływ na to i na tą tam część w głowie hipokampu, dlatego on ma wpływ na tematy emocjonalne. Oczywiście wykorzystywaliśmy go wcześniej bardziej z medycyny chińskiej, ale się okazuje, że teraz mamy tego potwierdzenie. Myślę, że badania bardziej powinny iść w tym kierunku, że to potwierdza nam mechanizmy, które już znamy.
Trochę musi być najpierw praktyka, żeby zrobić badanie. Nie da się odwrotnie zrobić.
Zgadzam się z tobą w 99%. Rzeczywiście jest najpierw praktyka, później teoria. Jak ja to kiedyś powiedziałem, na początku, to zostałem zlinczowany. To nie jest tak, że ktoś sobie myśli: wymyślmy dobrą terapię na ból pleców, pod kątem badań.
Ktoś zobaczył, że to działa, to udowodnijmy, że to działa.
Właśnie. Udowodnijmy. My już wiemy, że to działa. Dowiedzmy się, jak to działa, albo dlaczego
w niektórych przypadkach nie działa. Niektórzy się mnie pytają, czy rzeczy, które robię, są skuteczne. Jakby nie były, to bym tego nie robił. Jestem pragmatykiem. Ja robię tylko rzeczy, które są skutecznie
w terapii. Oczywiście to nie jest tak, że dzięki temu pomagam 100% osób, bo nie pomagam. Będą osoby, które będą niezadowolone z mojej terapii z różnych powodów, bo po prostu nie trafiłem w system komunikacji, w metody i nie jestem idealny, ale w większości przypadków mi się udaje. Robię rzeczy, które są tylko skutecznie. Nikt by nie pracował rzeczami, które są nieskutecznie. Jakby się okazał, że kolejny pacjent mówi ci, że coś nie daje efektu, to nie jesteś debilem, żeby robić to dalej. Nikt tak chyba nie robi.
Miałam u siebie taki prywatny wpis na Instagramie, że laska chodziła trzydzieści razy do terapeuty manualnego i dalej chodziła, więc coś było tam nie tak, bo 30 razy bez efektu chyba się nie zdarza. I przed tym przestrzegamy chyba oboje, bo jeżeli nie działa, to zmień terapeutę. Jeżeli tobie terapeuto nie działa, to zmień terapię, albo zmień podejście.
Ale to jest ciekawe. My na przykład powinniśmy się na przykład nauczyć od tego terapeuty, jak to zrobić, żeby pacjent do ciebie przychodził 3 razy, mimo braku efektu.
Jak on ją przykuł do siebie?
Na przykład u nas w gabinecie ja mam inny problem z terapeutami. Na przykład taki, że oni umawiają się z pacjentami raz na dwa tygodnie i okaże się, że pacjentowi coś wypadnie i on będzie raz na miesiąc,
a raz na miesiąc to już jest za rzadko. Dużo lepiej wpisać się częściej, bo i tak życie zweryfikuje to, że on raz nie będzie mógł, ty raz nie będziesz mógł, coś się wydarzy, ktoś zachoruje i ta terapia będzie nieskuteczna, bo raz w miesiącu to jest za mało. Chciałeś dobrze? Wyszło słabo. Umów się z nim częściej i życie zweryfikuje to, że to, co się tam powykreśla, to będzie dobrze. Inna kwestia pod kątem biznesowym. Oczywiście m polegamy bardziej na tym, że po prostu napraw pacjenta jak najszybciej się da, daj mu narzędzia do tego, żeby on sam mógł się utrzymać w dobrym zdrowiu i niech on cię poleca dalej. To jest kluczowe, żeby na swoich social mediach, czy w rodzinie aż piał, jaki to dobry terapeuta mu się trafił. Uzdrowiciel.
Cudotwórca.
To też jest problem z tym uzdrowicielem, cudotwórcą, że czasami ludzie mogą za dużo wymagać, ale trzeba ich sprowadzić na ziemię. Każdy jest inny. Nawet sytuacja jest taka, że ktoś mówi, że był u kogoś 10 lat temu i pomogła mu jedna wizyta. 10 lat temu, to byłeś innym człowiekiem, to był inny terapeuta, wszystko było inne, więc może się okazać, że to pójdzie nam szybciej, albo wolniej. Nie wiadomo.
Gdzie chcesz być za 5 lat? Co chcesz robić?
Na pewno chcę rozwijać kurs neurodiagnostyki dlatego, że on się rozpoczął jako dwumodułowy. Wiedzieliśmy z Maćkiem, że on się nie skończy dwumodułowo, jest czteromodułowy. Wiem, że się nie skończy czteromodułowo. To jest pewnik. Będę chciał go rozwijać. U nas się zrobiła ta oferta stosunkowo duża. Jednocześnie te produkty wynikają jedne z drugiego, więc chcemy je połączyć we wspólny koncept terapeutyczny i stworzyć z tego, nazwijmy to, szkołę. Chciałbym doprowadzić do tego, żeby móc troszkę nie pracować i żeby to nadal działało. Oczywiście dalej chcę prowadzić pracę z pacjentami. Wydaje mi się, że jest to do zrobienia, że tą swoją twarz możesz odkleić. Okres pandemii, XXI wiek sprawił, że wiele procesów możesz nadzorować zdalnie. Nie wyobrażam sobie na przykład przez dwa miesiące nic nie robić. Najdłuższy mój urlop, jaki był w ostatnich latach, to był trzy i pół tygodnia. To było tak, że pierwszy tydzień, to ja dochodziłem do siebie, żeby poczuć klimat urlopu. Drugi i kawałek trzeciego się delektowałem urlopem, a w trzecim już mówiłem, że coś bym zrobił. Już miałem tyle w głowie pomysłów, dajcie mi laptopa i pacjenta i ludzi, żeby ich czegoś na uczyć. Więc bardziej bym pracował, ale rzeczywiście być może trochę zdalnie kilka procesów nadzorować pod kątem też pracy gabinetu, trochę kontakt z pacjentami, być może jakiś zdalny element szkoleniowy. Zauważyłem, że wszystko działa w cyklach i szkolenia też są cyklicznie. Początek roku, to jest zawsze bum szkoleniowy. Jak widzę, jak wyglądały zapisy na nasze kursy w styczniu i grudniu, to jest niebo, a ziemia. Jak widzę, jak wyglądają we wakacje i we wrześniu, to jest po prostu nieporównywalne. We wrześniu, to myślałam, że nasza firma już nie istnieje, że coś się wydarzyło złego w sieci, że po prostu nikt się do nas nie zapisuje.
Ta grupa, która ci robi antyreklamę.
Ta grupa mi robi mi antyreklamę i jednocześnie reklamę. Ludzie patrzą i każdy ma refleksje w gabinecie. Ktoś tam pracuje ruchowo i pracuje metodami udowodnionymi, terapią manualną i widzi, że niektórzy pacjenci idą ci, ale widzisz, że część pacjentów ci nie idzie.
Nie ma terapii zerojedynkowych, nie ma terapii idealnych, dla wszystkich. Ja tak do tego podchodzę.
To, że się ja też tym zajmuję, to jest to, że ja miałem potężne problemy z plecami. Moim zdaniem, jak na młodą osobę, za potężne, bo już myślałem, że się oprę u chirurga, myślałem, że się oprę mocno na reumatologii i chodziłem regularnie na treningi. Jak ćwiczyłem, to było nieźle, jak przychorowało mi się i przez tydzień nie ćwiczyłem, to była znowu katastrofa. Uczęszczałem do osteopatów i jak jest terapia wisceralna i czy mam w miarę żywienie i był jakiś element, który u mnie po prostu blokował. Później gdzieś poznałem metody kinezjologiczne, poznałem trochę P-DTR, później inne formy takiej pracy energetycznej i to postawiło mnie na nogi w 100%. Czuję się rewelacyjnie. Stwierdziłem, że dużo osób też ma takie problemy i ja też miałem fajne efekty z ludźmi pod kątem pracy manualnej, pracy ruchowej, ale była część osób, które ja po prostu zaleczałem, ja czułem, że je zaleczam, że trzymam je w dobrych ryzach, ale to nie jest to, że jest jakiś element blokujący. Czasami wrzucą cię na grupę pod kątem tego, że chcą cię trochę zlinczować, że odpierdzielasz manianę, ale część osób na to popatrzy i pomyśli, że to nie jest głupie, może ma to sens. Kolejny moment, kiedy wylądowałem na grupie, to kiedy nagrałem cykl filmów z Olą Ochnio. Nikt tego nie robił i stwierdziłem, że po prostu wrzucę całe terapie. One będą trochę nudne, będą też trochę długie, ale jak ktoś wytrwa w tych terapiach i stwierdzi, że to jest praca dla mnie, to ja po prostu będę miał idealnego pacjenta i też wyjdę poza strefę komfortu, bo ja troszeczkę stresowałem się mówić o tym szeroko, o tej pracy takiej bardziej psychosometycznej, energetycznej, więc to było dla mnie też ciekawe. Wylądowałem na tej grupie i to mi dało tyle takich pacjentów idealnych pode mnie. Jak przychodzą pacjenci do mnie i mówią, oglądałem wszystkie twoje materiały z Olą na kanale. Idealny pacjent. On spędził na tym pięć godzin. To jest po prostu mini serial na Netflixie, tylko że po prostu jest dużo nudniejszy, bo to jest po prostu cała terapia i ktoś na przykład widzi w tym, że to jest idealna praca dla niego. Gdzieś tam pod skórą czuje, że to będzie dobre. To zawsze cię napędza. Ja to widzę po sobie. Kiedyś, bardzo dawno temu chcieliśmy zrobić bardzo niefajną antyreklamę takiej firmie, która robiła bardzo krótkie onlineowe kursy masażu obiecujące to, że będziesz super masażysta. Teraz pewnie bym olał ten temat, ale wtedy zrobiliśmy bardzo niefajną antyreklamę i ludzie pisali do nas, bo im się pomyliło, gdzie się mogą zapisać na ten kurs. Czyli jednak ktoś widzi w tym potencjał, bo twierdzi, że woli zainwestować kasę w jakiś szybki kurs weekendowy, żeby być może dowiedzieć się, czy to jest w ogóle dla mnie. Kiedyś myślałem, że wszyscy mają jeden cel, a teraz może się okazać, że ludzie mają różne cele. Tak to właśnie wygląda.
Chciałbyś wykładać na jakieś uczelni?
Nie wiem. Nie wykluczam tego, natomiast, jakby ktoś mi dał wolną rękę, to może tak. Myślę, że dużym ograniczeniem byłoby, jakbym rzucił im stawkę. Podejrzewam, że by się nie zgodzili, nikt by mi tyle nie zapłacił. Natomiast ja też czasami mam takie momenty, że bym się chętnie podzielił z kimś za friko jakąś wiedzą, więc czasami się zdarzało na uczelni prowadzić pod kątem jakiegoś koła medycznego. Też, jak na medycznej były na przykład jakieś typu „Wiosna z fizjoterapią”, później jakieś wykłady, to też, ja skończyłem WUM, magisterkę tam, więc też stwierdziłem, że spoko, dorzucę swoją cegiełkę do rozwoju, więc mogłoby tak być. Jakby ktoś miał dla mnie jakąś ofertę, to ok. Raczej nie widzę się w roli wykładowcy jakiegoś skostniałego przedmiotu. Nie wykluczam czegoś takiego w przyszłości. Teraz mam ograniczenia czasowe i po prostu nie da się tego zrobić, bo wchodzę też z nowymi szkoleniami i to wymaga dużo czasu. Może za rok, dwa, trzy. Z uczelniami jest o tyle problem, że ja mam kilku fajnych znajomych, którzy chcieli wprowadzić coś nowego, świeżego na uczelnię, na przykład na wrocławskim AWF, czy na medycznej i okazało się, że po prostu inni ludzie nie byli zadowoleni z tego, co oni robią, bo oni byli takimi stuprocentowymi praktykami i to przekazywali i okazało się, że to jest niefajne, bo przekazują wiedzę, którą oni robią na szkoleniach i takie beznadzieje konflikty interesów. Po prosty wymiksowali się, bo nie chcą sobie psuć zdrowia, bo robią ta za i tak niewielką kasę, którą w gabinecie ten cały dzień odrobią w dwie godziny. Bez sensu. Nie taki był cel. Ale widzę, że zmienia się troszeczkę nastawienie uczelni. Trochę też uczelnie myślą w kategoriach bardziej biznesowych, że jednak chodzi o pozyskanie studentów. Wszystko jest jakby biznesem, bo się może okazać, że nie masz studentów, to nie masz dofinansowania z ministerstwa i po prostu zamykasz kierunek i tracisz pracę. Inni też tracą pracę.
Chciałbyś być w strukturach KIF?
Nie, niekoniecznie. Nie za bardzo chciałbym się w politykę mieszać, a tam to jest niewykluczone.
A przyszłościowo myślisz, żeby od tej strony wpływać na polską fizjoterapię?
Ja nie wiem do końca, jakie oni mają o mnie zdanie. Wiem, że jak prowadziłem „Projekt masaż” i byłem taki bardziej neutralny, to dużo osób, jak tylko wylądowałem na jakichś spotkaniach pod kątem jakby wyboru jakichś tam osób związanych z KIF, na AWF się działy takie rzeczy, to wylądowałem tam dwa razy i tam rzeczywiście widziałem, że ten odbiór był fajny, nawet od takich osób starszych, wykładowców. Teraz może się okazać, że niektórzy uważają, że mogę robić więcej szkody niż pożytku, więc nie wiem, jakie mają o mnie zdanie. Czasami mam takie wrażenie, że mogę dostać list, że panie Patryku, nie chcemy pana jako fizjoterapeutę. Bardziej mam takie obawy. Aczkolwiek widzę, że fizjoterapia i fizjoterapeuci ewoluują i to jest tak, że ona się zmienia oddolnie, od jednostek, że one zmieniają i oni coś tam wprowadzają wyżej, na uczelnie, KIF i tak dalej. Ja z KIF mam taki problem, że według mnie, na przykład praktyka i też przedsiębiorcę i szkoleniowca, on wprowadził więcej zamieszania niż pożytku na dzień dzisiejszy.
Na razie mamy więcej obowiązków z powodu tego, że jest KIF, niż praw i przywilejów, ale trzeba przyznać, że jeżeli mowa o przywilejach, to podczas pandemii mogliśmy pracować.
Tak, to jest plusik, jeden z nielicznych. Dla mnie praca, czy ja jestem instruktorem, czy fizjoterapeutą…
Naturoterapeutą?
Nie mogę powiedzieć, że jestem, bo tam trzeba zdać egzaminy i tak dalej i jeśli chodzi o to, to nie jestem. Rzeczywiście moja praca bardziej przypomina pracę naturoterapeuty niż fizjoterapeuty, aczkolwiek
w całym procesie rzeczywiście może być jedna wizyta, że jestem mniej fizjoterapeutą na danej wizycie, ale podsumowując cały proces (bo rzadko się spotykam z ludźmi raz, to są jakieś ewenementy po prostu), to jednak w całym tym procesie jestem często bardziej fizjoterapeutą. Na jednej wizycie mogę bardziej pracować psychosomatycznie to jakby jeszcze nie do końca jest wpisane w kanon fizjoterapii, ale na drugiej pracuję z nim manualnie, albo edukuję go ruchowo, więc suma summarum tej fizjoterapii jest u mnie docelowo bardzo dużo. Może nie tak, jak jest na uczelni, tylko tak, jak rzeczywiście myślisz, że ona powinna wyglądać. Ja miałem taki problem, że zastanawiałem się, czy ja jestem fizjoterapeutą, a potem sobie odpaliłem Google i wpisałem sobie: „czym jest fizjoterapia” i mówię, ej, ja dalej robię to samo i jest super, nic się nie zmienia, dalej to robisz. Bodźce fizykalne, stymulacja ciała i tak dalej, w celu poprawy zdrowia, a zdrowie, zaznaczam tutaj: model biopsychospołeczny, więc wszystko się zgadza.
Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że dla wszystkich była to pouczająca, fajna, rozwijająca rozmowa i każdy
z niej jest coś w stanie wziąć dla siebie i zmienić jakoś swoje postrzeganie, pracę, życie.
Czy to jest najdłuższa rozmowa u ciebie?
Nie wiem, ale jesteśmy w czołówce top 3.
Bardzo fajnie mi się rozmawiało. Cieszę się z jednej strony, że odwlekałem troszeczkę to spotkanie, bo my się mieliśmy już dawno spotkać, bo moje myślenie w ostatnich miesiącach się trochę zmieniło, więc tym bardziej, jeżeli powiedziałeś, że u ciebie nie ma powtórek, cieszę się, być późno. Bardzo ci dziękuję.
Ja widzę u ciebie takie trzy przemiany, gdzieś tam w trakcie twojego życia na mediach społecznościowych
i ta ostatnie mnie zaskoczyła, dlatego też odezwałem się ponownie.
Dziękuję ci za rozmowę i mam nadzieję, że komuś gdzieś tam trochę rozświetliłem cokolwiek i gdzieś tam zmieni siebie, jeżeli taka potrzeba oczywiście jest, bo jak ktoś się czuje świetnie, to nie trzeba robić żadnej zmiany.
Jeżeli wyciągnąłeś z tego wartość, to możesz nam podziękować za tę rozmowę i oznaczyć Patryka i mnie
i pochwalić się, że słuchałeś tego podcastu „Dachowski pyta” na YouTube, Spotify i iTunes, bo tam właśnie te wszystkie podcasty z tej serii możesz spotkać. A ja cię zachęcam do odsłuchania kolejnych odcinków. Do zobaczenia.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?