Patrycja Adaszewska – Jestem gwiazdą Nike i miss S01E28

Patrycja Adaszewska – Jestem gwiazdą Nike i miss S01E28
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Dziś ponownie wracamy do spraw kobiecych, ale czy na pewno? #dachowskipyta z Patrycją Adaszewska niektórym znaną jako Patrycja Olimpia, Joginką MISS, twarzą NIKE.

Czy od zawsze zajmowała się jogą? Czy i kto może być joginem? Dla kogo jest joga? Jak skończyła się przygoda z kickboxing? Skąd się wzięły pokazy fitness? Czy miałam szansę wygrać? Jaką przyrodę miała z NIKE? Jak dużo nauczyłam się od Agaty Biernat? Jak prowadzić zajęcia w grupie? Jak zaczęłam szkolić ludzi? Jaki był stres przed pierwszym szkoleniem? 3 minusy i 3 plusy jogi to…? Czy joga jest dla mężczyzn? Czy joga jest religią? I co będzie dalej?

Patrycja jest absolwentką warszawskiego AWF-u, instruktorką rekreacji ruchowej, sportu, kinezyprofilaktyki, kinezygerontoprofilaktyki, a także instruktorką Trilo Chi i bodyArt oraz mastertrenerem szkoły Open Mind. Mistrzyni Polski w kickboxingu (1996), dwukrotnie zdobyła tytuł Fitness Woman (2000 i 2001) oraz tytuł I wice Miss Fitness Polski (2001). Zajęła również 6-te miejsce w konkursie Miss Fitness Europe (2001) oraz 10-te miejsce w konkursie Miss Fitness World (2002).

Od kilku lat jej główną specjalizacją jest joga i wszystkie jej odmiany – od spokojnej, wyciszającej Jogi Jin, przez statyczną, ukierunkowaną na szczegóły Jogę Iyengara, aż do płynnej, tanecznej Flow Jogi. Swoją ogromną wiedzę w tej dziedzinie wykorzystuje również niosąc pomoc ludziom w ich dolegliwościach ruchowych.

Transkrypcja podcastu:

Michał Dachowski: Witam serdecznie, to już kolejny odcinek serii Dachowski Pyta. Ostatnio dużo tematów kobiecych, a dzisiaj chyba takie trochę połączenie, mam nadzieję, że połączenie tematów damsko-męskich, bo moim gościem jest dzisiaj:

Patrycja Olimpia Adaszewska.

Witam cię Patrycjo. Czy ty zgodzisz się, że jesteś joginką, czy to jest zła nazwa, czy nie lubisz tej nazwy?

Wiesz co, chyba nie do końca przepadam za tą nazwą, bo chyba nie do końca czuję się w pełni joginką. Jeszcze sporo mi brakuje do bycia taką prawdziwą joginką, bo to nie tylko praktyka na macie, ale sporo więcej. To jest filozofia życia, joga.

Da się w Polsce być joginem, joginką?

Mam kilku nauczycieli, swoich guru, którzy praktykują wiele lat jogę. Czy oni są joginami, to musiałabym zadać im pytanie, bo chyba taki prawdziwy jogin to trochę kojarzy nam się właśnie z jakimś…

Mi się kojarzy z pustelnikiem.

No wiem właśnie, no bo to wszystkim się kojarzy. Siedzący w kwiecie lotosu, w odosobnieniu, tak. To troszeczkę mamy inne postrzeganie jako Europejczycy i ja chyba bym była za tym, że jogin jest taką osobą, która żyje w zgodzie ze sobą i tak naprawdę joga Iyengara ma 8 stopni, więc, żeby rzeczywiście dojść do tego takiego najwyższego stopnia jaką jest taka jedność ciała i umysłu, no to to właśnie nie u nas w Europie, tak mi się wydaje, w tym naszym przebodźcowanym świecie, to chyba będzie trudne. Natomiast trzeba zacząć od podstaw, dopiero później wejść w tę taką sferę cielesną, później praktykę oddechu i dalej. Więc to trochę jest bardziej skomplikowane niż się wydaje, bo wszystkim się wydaje, że to jest praktyka ciała, czyli wchodzisz na matę i praktykujesz swoje ciało, tak samo jak praktykujesz, czy jak ćwiczysz na siłowni, na sali fitness, to jednej grupie się kojarzy właśnie z taką praktyką na macie, a jak zapytasz innych osób, które nigdy nie były na jodze, to właśnie mówią tak jak ty, że to jest siedzący jogin, który nic nie robi, tylko oddycha i medytuje. To trochę dłuższa i bardziej skomplikowana ścieżka.

Używasz pięknych słów z jogi, ale do niej wrócimy sobie troszeczkę później. Ja bym chciał zapytać, od czego zaczęła się twoja przygoda ze sportem?

Moja przygoda się zaczęła bardzo dawno temu. Nawet mogę powiedzieć, że w dzieciństwie. Jako dziecko na plaży, bo jestem z Pomorza, spod Kołobrzegu, więc od małego robiłam mostki, szpagaty i mnie nosiło kolokwialnie mówiąc, natomiast taka prawdziwa profesjonalna przygoda ze sportem to w 96 roku, kiedy wystartowałam na zawodach kickboxingu. Czyli jeszcze wcześniej musiałam się dostać do grupy kickboxerów. No i to czysty przypadek, bo akurat może to śmieszne, ale spodobał mi się chłopak, który z kolei był trenerem i tak się znalazłam na treningu kickboxingu, a zauważył mnie trener, który widział moją taką konsekwencję, determinację, siłę, rozciągnięcie, bo to też było ważne przy kopnięciach i taką przede wszystkim zawziętość. No i tak się jakoś udało, że wystartowałam na zawodach swoich pierwszych w życiu i od razu zostałam mistrzynią Polski i zostałam najlepszą zawodniczką, za najlepsze walki. Teraz już się chwalę, bo wtedy jeszcze nie miałam takiej odwagi, żeby komukolwiek powiedzieć, że właśnie startuję w takich zawodach, bo akurat to nie jest zbyt kobiecy sport.

To nie było trochę tak, że was było trzy?

Było nas mało, dlatego trenowałam z chłopakami.

To ci ułatwiło to zdobycie mistrzostwa Polski?

Chyba tak, bo jednak z facetami trochę inaczej się walczy. To było tak, że rzeczywiście miałam 4 walki, z czego pierwsza walka po prostu od razu się skończyła, bo dziewczyna się zasłoniła i nie chciała walczyć.

Bała się twojej postawy?

Ja startowałam w semi-contact, to tam bardziej liczy się technika, szybkość, tam nie możesz za mocno uderzyć, więc to nie jest uderzenie takie bolesne, tylko to jest wręcz muśnięcie.

Trzeba się stopować trochę, o to chodzi?

Nie, to chodzi o to, że albo zasłonisz rękawicami kopnięcie i wtedy nie jest zaliczone, no musisz trafić w odsłonięte punkty. Powiem ci, że to było już bardzo dawno, więc to nie jest tak, że wszystko bardzo dobrze pamiętam, natomiast pamiętam bardzo mocno ostatnią moją walkę, bo ona była najtrudniejsza z kolei. Ostatnia walka była z zawodniczką, która już startowała wielokrotnie i ona była cały czas zasłonięta, w przeciwieństwie do tej pierwszej, która cały czas się odsłaniała i po prostu z takim lękiem, już nie chciała właśnie walczyć, a ta ostatnia z kolei się zasłaniała, gdzie tylko ja chciałam próbować zadać cios czy kopnięcie, to wszędzie natrafiałam właśnie na jej zasłonięcie, czy kolanem. Cały czas pamiętam, że tak stała z takim kolanem w górze i ja nie mogłam nigdzie trafić praktycznie. Ale mimo wszystko się udało, dosłownie kilkoma punktami, ale się udało i dzięki temu zdobyłam wtedy 20 punktów, które bardzo były ważne do tego, żeby się dostać na AWF w Warszawie. Bo miałam klasę mistrzowską i dzięki temu te 20 punktów jakby przeważyło, że dostałam się bez problemu. W Szczecinie też złożyłam swoje papiery, ale tam z kolei dostałam się bez egzaminów, z racji tego, że miałam klasę mistrzowską, to nie musiałam zdawać egzaminów, ale zdecydowałam, że chcę jednak mimo wszystko zdawać na akademię a nie na instytut. I wyjechałam z małej miejscowości do wielkiego miasta, co było dla mnie dużą przygodą życiową.

Skąd pochodzisz?

Ja pochodzę spod Kołobrzegu, miejscowość nazywa się Dygowo, mała miejscowość gminna. 12 km od Kołobrzegu, dojeżdżałam do liceum do Kołobrzegu.

Poszłaś na AWF, bo było ci łatwiej pójść, czy wcześniej miałaś pomysł, co będziesz robić po AWF-ie?

Ja zawsze uwielbiałam sport i wiedziałam, że to chcę robić, wiedziałam, że chcę iść na studia w tym kierunku. Nie myślałam wtedy o tym co będę robiła po studiach?

Chciałaś uczyć dzieci? Był taki pomysł czy nie?

Właśnie niekoniecznie. Powiem ci szczerze, że po pierwszych moich praktykach w szkole podstawowej stwierdziłam, że nie, że to nie jest kompletnie to, w którym kierunku chcę podążać. No a to, że jestem tu, gdzie jestem, to trochę zawdzięczam pani Żywilli Brańskiej, to jest pani profesor z gimnastyki artystycznej na AWF-ie. To ona mnie zaprosiła, bo jeszcze z kolei jak studiowałam, to zaproponowała mi udział w akademickich mistrzostwach Polski w aerobiku sportowym. I startowałyśmy we trzy dziewczyny i tam też zdobyłyśmy mistrzostwo. Ona w sumie mnie namówiła na to, żebym przyszła do niej kurs instruktora rekreacji ruchowej. Prowadziła właśnie zajęcia z aerobiku sportowego, bo wtedy tak się nazywało. I rzeczywiście na pierwszym roku zdałam ten kurs, tak można powiedzieć, i zaczęłam pracować na AWF-ie w Magnum Sport jako instruktorka, no i tak się zaczęło. Najpierw zajęcia bardziej dynamiczne, z racji tego, że właśnie trenowałam kickboxing, to pierwsze były zajęcia z aeroboxingu, takie bardziej dynamiczne, no i tak się potoczyło, praktycznie wszystkie zajęcia prowadziłam.

Cytując klasyka – żadnego sportu się nie boisz?

No trochę tak. Ja bym chyba inaczej powiedziała.

Albo żaden sport się ciebie nie boi.

Właśnie tak, że za cokolwiek się biorę, to trochę tak jest, że po prostu mi wychodzi, bo na AWF-ie też startowałam na zawodach w windsurfingu.

Żeglarstwo deskowe się to nazywa.

Tak, zdecydowanie. I też akurat udało się wygrać mistrzostwo polski.

To, ile masz mistrzów Polski?

No trochę. Zaczęło się właśnie od kickboxingu, później był windsurfing, a później się zaczęły zawody w fitnessie.

Ja jeszcze czytałem kiedyś, że lekko atletyka i pływanie. Tam nie było mistrzostwa żadnego?

Nie, akurat w lekkiej atletyce nie bardzo. Pamiętam jak zawsze się wszyscy śmiali, że biegam jak sarenka, tak skaczę, zamiast solidnie i porządnie się odbijać, to ja zawsze z gracją, lekko i miękko, więc to nie moja dyscyplina sportu zdecydowanie.

To później AWF kończysz, a powiedz mi taką rzecz jeszcze, ten AWF i tam przedmioty, co byś usunęła na dzień dzisiejszy? Co dla nauczyciela jest kompletnie niepotrzebne i w ogóle można by było to z planów studiów wyrzucić?

Ojejku, to trudne pytanie.

Nie ma prostych pytań.

Ja bym odwróciła to pytanie. Oczywiście za chwilę odpowiem na nie, ale teraz z perspektywy czasu bym usiadła bardzo mocno do anatomii, do fizjologii, do biomechaniki. Po prostu teraz sama siedzę i studiuję to. Wtedy nie potrafiłam tego wykorzystać. Wtedy były to bardzo dla mnie trudne przedmioty i nawet bodajże miałam na pierwszym albo drugim roku powtórkę z anatomii. Po prostu było to dla mnie tak skomplikowane i tyle było tego wszystkiego, że na tamten moment chyba nie byłam gotowa.

Czy w ogóle uważasz, że ktoś na pierwszym roku, nieważne czy to jest wychowanie fizyczne, czy to jest fizjoterapia, jest gotowy na anatomię i wie po co ona mu będzie w przyszłości?

No właśnie o to chodzi, dobrze powiedziałeś, ja chyba wtedy jeszcze nie wiedziałam po co mi to jest i to było tak skomplikowane, mieliśmy nazwy do nauczenia łacińskie, więc to wszystko było dla mnie zdecydowanie za dużo. Dopiero teraz po czasie ja to rozumiem po co to jest, sama chcę się nauczyć tego, sama chcę doświadczać. No tak zdecydowanie wtedy może rzeczywiście nie byłam gotowa ja, a może rzeczywiście studenci za dużo mają na raz. I teraz z kolei wrócę do tego pytania, co jest niepotrzebne. Pamiętam, że mieliśmy zajęcia z filozofii, a ja kompletnie nie rozumiałam po co to jest. Mieliśmy z kolei…, ale nie wiem, czy to będę mówiła.

Mów, to już dawno temu było.

Wiem, ale to cały czas może jest i tak głupio to powiedzieć. Ale rzeczywiście niektóre przedmioty polegały na tym, że jak ktoś zakupi książkę i się podpisze prowadząca, to dostaje lepszą ocenę. Więc tak, trochę niektórych przedmiotów nie rozumiałam. Dla mnie to, że doświadczałam różnych dyscyplin, że za każdym razem sport do wyboru mieliśmy zupełnie inny i można było właśnie na sobie podoświadczać, w którym kierunku chce się iść – czy właśnie w kierunku trenera i jakiej dyscypliny sportu. Ja wówczas wybrałam turystykę i rekreację. No nie do końca teraz już po latach jestem zadowolona z tego wyboru. Jakbym szła jeszcze raz, to bym poszła właśnie albo na rehabilitację, albo wybrała jakąś bardziej taką formę fizjoterapii. Coś co na pewno zgłębia człowieka, zgłębia ruch, a nie w kierunku turystyki i rekreacji, to w ogóle dla mnie poroniony pomysł. Ale wybrałam wtedy dlatego, że akurat mój już teraz były mąż wybrał i ja nie byłam zdecydowana, więc wybrałam dlatego, że on, poszłam za nim.

Jaki pomysł miało na ciebie życie po AWF-ie?

Życie samo się toczyło, może tak powiem, bo od kiedy zaczęłam pracować jako instruktor, to po prostu się działo, cały czas tych godzin, tych miejsc pracy było więcej, to raz, a dwa, później przygotowanie moje do zawodów fitnessowych, to chyba było moje życie.

A skąd się narodził ten pomysł, że są takie rzeczy jak, nazwijmy to pokazy fitness?

Ja tego nie wiedziałam, natomiast mój były mąż jest tancerzem i jeden z choreografów, który nie był do końca choreografem, to był jego przyjaciel, oni byli wspólnikami w firmie, jeden z nich zajmował się właśnie pokazami mody, gdzie mój były mąż brał udział. Natomiast drugi z nich właśnie zajmował się organizacją zawodów i kiedyś przyszliśmy razem na jakąś próbę, on mnie poobserwował, wiedział co robię i po prostu zaproponował mi czy bym nie chciała wziąć uwagi w amatorskich, wtedy jeszcze fitness woman, tak się nazywały te zawody. Lubię wyzwania, więc stwierdziłam, że dlaczego nie i wystartowałam na pierwszych zawodach. To było w roku 2000.

I od razu był sukces tak jak wszędzie indziej?

Tak. Jak coś robię to po prostu daję z siebie wszystko, 100%.

Ale masz taką łatwość? Bo tam trochę tej masy mięśniowej trzeba jednak pokazać, masz łatwość zdobywania tej masy mięśniowej?

Tak.

I mało kurczaka trzeba jeść?

No ja wtedy miałam swojego dietetyka, Piotrek Głuchowski był moim dietetykiem, on mi rozpisał.

To znana postać jest.

Tak. Ja się z nim spotykałam, on mi rozpisał dietę. Przyjeżdżałam do niego, uczył mnie pozowania, więc tak, tutaj ten kontakt był. Miałam swojego trenera, jeśli chodzi o moją sylwetkę, to też znana postać, bo Sebastian Krzepota, on teraz współpracował z piłkarzami naszej reprezentacji Polski. Więc on mnie przygotowywał i rzeczywiście tak, mogę powiedzieć, że byłam bardzo dobrze przygotowana, bo jestem osobą konsekwentną. Jeżeli powiedziano mi, że mam zrobić tyle i tyle, to ja po prostu nie odpuszczałam. Jeżeli nie mogłam jeść określonych rzeczy, to po prostu nie jadłam. Wiedziałam, że dążę do jakiegoś celu i chcę go osiągnąć, więc tak, ta sylwetka, ona akurat w takich zawodach nie może być zbyt duża, ta masa mięśniowa nie może być zbyt duża. Ona ma być podkreślona, te mięśnie mają być zarysowane. Więc taka forma pracy nad ciałem bardzo mi odpowiada, że to wszystko ma być po prostu ładne i delikatne.

To, że zdobyłaś dwukrotnie Fitness Women w 2000 i 2001, dało ci możliwość wyjechania i pokazania się zarówno w Europie, jak i na świecie. Jak to wspominasz?

Mega przygoda, ale z jednej strony mogę powiedzieć, że mega trauma. Już mówię, dlaczego. Jeśli chodzi o Miss Fitness, to w 2001 roku, po tym jak wygrałam Fitness Women to przeszłam można powiedzieć na zawodowstwo i to Miss Fitness dało mi możliwość wyjechania do Europy. To było wtedy w Kopenhadze i zajęłam szóste, jeszcze medalowe miejsce, no i nie ukrywam, że to był dla mnie sukces, bo pierwszy raz w życiu wyjechałam i od razu medalowe miejsce. Natomiast w następnym roku wystartowałam w mistrzostwach świata. Tam zajęłam w sumie 10 miejsce, więc można powiedzieć, że jak na świat 10 miejsce to jest sukces. Natomiast ta świadomość przygotowywania się przez cały rok, ciężkiej pracy, naprawdę ciężkiej pracy, wiele wyrzeczeń, wiele treningów, ja wtedy jeszcze dodatkowo chodziłam na akrobatykę i to już teraz znowu z perspektywy czasu wiem, że to nie było zbyt mądre, ale wtedy jeszcze nikt mi nie podpowiedział, że nie robi się takich rzeczy, takich niepewnych na takie zawody. Wtedy właśnie z moim byłym mężem sami wymyślaliśmy muzykę, choreografię, strój, jeździłam do krawcowej, wymyśliłam sobie sama strój, suknię, bo tak naprawdę to są wybory miss, więc ja też musiałam być w sukni wieczorowej, umalowana, powiedzieć po angielsku kim jestem i co w życiu robię. Więc to dla mnie była mega przygoda, zwłaszcza, że to było w Las Vegas, więc życiowa przygoda. I to było w roku, kiedy był zamach na World Trade Center, więc my musieliśmy zostać jeszcze, bo to się wydarzyło dosłownie w tym czasie i my zostaliśmy jeszcze przez tydzień w Las Vegas. Szybciutko mówię, dlaczego trauma, ponieważ wychodząc na scenę miałam zaplanowanego tego mojego fiflaka, prawie na sam koniec, wiedząc, że to jest dosyć trudny element, to zostawiliśmy na sam koniec, aczkolwiek to też nie było dobre, bo ja już byłam zmęczona. No i niestety troszkę mnie stres zjadł i zrobiłam go nie do końca dokręconego i nie stanęłam na obydwie stopy, tylko podparłam się na dłoniach, na kolanach. No a muzyka w tle cały czas szła, to wszystko jest zaplanowane do sekundy dosłownie, że ja staję na nogi i na raz następny ruch wykonuję. No i powiem ci szczerze, że nie wiem co robiłam już dalej. Po prostu coś robiłam na tej scenie, ale co to było, to do końca nie wiem.

Myślisz, że przez to 10 miejsce, czy jednak też ważny jest wygląd?

Chyba trochę tak. Może nie do końca to. To jest moja trauma taka wewnętrzna, myślę, że to nie miało aż takiego wpływu, bo na pewno nie stanęłam w miejscu, tylko coś zrobiłam, zatańczyłam i zakończyłam, zwłaszcza, że to były sekundy, natomiast nie trafiliśmy troszeczkę w to co ludzie czy zawodniczki, na co stawiają. My poszliśmy bardziej w artyzm, w jakiś taki ruch flow. Nawet ta muzyka była taka bardziej artystyczna. A tam liczyło się właśnie, kto dłużej wytrzyma w pompce, w szpagacie, kto zrobi więcej salta, przejście jakieś niesamowicie trudne. Więc my poszliśmy trochę w innym kierunku i jestem przekonana, że jakbym zrobiła to co robiłam na mistrzostwach Europy, tam czułam się świetnie, bo właśnie wykorzystywaliśmy elementy kickboxingu do muzyki z Matrixa, wtedy był taki popularny ten film. Ja weszłam w takim płaszczu czarnym długim, w okularach i rzeczywiście ja do dziś nawet jak oglądam to moje wykonanie, to rzeczywiście bardziej to czuję i myślę, że to by bardziej się podobało w tych Stanach niż to co zaprezentowaliśmy. Ale to już było, widocznie tak miało być.

Chciałabyś to powtórzyć w jakiejś formie?

Wiesz co, chyba nie, bo ja wierzę w to, że wszystko jest po coś. Jak wystartowałam na mistrzostwach Europy, no to miałam stamtąd różne propozycje. Propozycję przyjechania do Włoch na ichniejsze zawody właśnie też w Fitnessie. Miałam zaprezentować jako osoba tak z zewnątrz jako pokaz, taka atrakcja, natomiast intencje chyba tej osoby, która mnie zapraszała nie były zbyt czyste, bo tak, bo na pytanie czy mogę przyjechać z mężem było powiedziane, że tylko ja. A to był Włoch i tak, rzeczywiście kilkakrotnie podchodził do mnie, osoba szefująca, czyli główny organizator. Więc widocznie rzeczywiście, może tak miało być, bo różnie to bywa w różnym świecie. Zresztą ten świat, ja to robiłam dla siebie, żeby chyba sama sobie coś udowodnić, do czegoś dojść. Natomiast ja nie wiem, czy ja do końca lubię taką rywalizację.

Lubiłaś na pewno.

Znaczy, lubiłam, ale właśnie dopiero joga i generalnie ten świat, który teraz wybrałam pokazuje mi, że to jest takie trochę próżne, cały czas pokazywanie kto jest lepszy, kto jest ładniejszy, kto ma ładniejsze mięśnie. No na ten czas to widocznie było mi potrzebne. To ciało było dla mnie najważniejsze i zrobiłam wszystko, żeby w tym się odnaleźć, teraz odnajduję się zupełnie w innej przestrzeni.

Kiedy firma wielka światowej rangi się do ciebie odezwała? W którym to było momencie?

To było właśnie w momencie moich startów, 2000-2001 rok. Wtedy, kiedy przechodziłam z Fitness Woman na zawodowstwo. I wtedy wyobraź sobie odezwała się i firma Adidas i Nike. Dwie firmy się odezwały i chciały ze mną współpracować, natomiast bliżej mi było Nike. Po prostu mi jako kobiecie i propozycja ich była dla mnie korzystniejsza, więc tak, to była dla mnie chyba największa przygoda życiowa.

Czyli tak jak dzisiaj LeBron James jest wszędzie, to tak samo była Patrycja wszędzie we wszystkich kobiecych nurtach fitnessowych?

Tak, sporo tego było, natomiast kontrakt polegał na tym, że moje zdjęcia, zwłaszcza billboardowe duże, mogły się pojawiać za granicą. Czyli u nas jakby bardziej były promowane dziewczyny z innych krajów, natomiast ktoś mi zrobić zdjęcie, już teraz nie pamiętam nawet kto, ktoś kto był na konwencji fitness Nike za granicą, moje zdjęcie na wielkim billboardzie właśnie tam za granicą. Natomiast tutaj w Polsce takich dużych nie było, ale w czasopismach niektórych, mam je do dziś, więc mogę kiedyś się pochwalić.

To chyba super pamiątka i też trzecia przygoda życia?

Oj tak, zwłaszcza, że sesje były zagraniczne, więc trochę tych podróży, bardzo zresztą ciekawych, no i tak same sesje były bardzo ciekawe i bardzo męczące. Bardzo męczące, bo na przykład jedno zdjęcie polegało na tym, że musiałam kopać i nie kopałam 10 razy, ale wiele, nawet nie wiem, ile, ale kilka godzin cały czas było „nie, nie to”, bo coś tam nie pasowało, więc bardzo ciężka praca takiej właśnie fotomodelki sportowej. Pamiętam, że wtedy w tej sesji to było najtrudniejsze, właśnie to kopanie, a z drugiej strony była taka donica, pokażę ci to na zdjęciu to będzie widoczne.

To inaczej, to zdjęcie zróbmy zajawką do tego podcastu.

Dobra, super. Była wielgaśna doniczka, z przodu oczywiście zrobiona jako normalna doniczka, z tyłu obcięte i ja musiałam wejść do tej doniczki, bo tam z przodu był też kwiat wielgaśny, musiałam wejść do tej doniczki, stanąć na głowie, miałam taki wyścielony kawalątek czymś, nawet już nie pamiętam czym, ja musiałam tam stanąć głowie i ugiąć nogi, i akurat to było a propos tego, że nie leń się, czy tam już nawet nie pamiętam, bo to było dawno, ale pamiętam, że była taka idea, że z jednej strony malutkie zdjęcie właśnie tam – nie leń się, wyjdź z domu i poćwicz w naszych strojach Nike. Więc to fajne było, tak.

Kiedy stwierdziłaś, że ten świat fitness, mięśni, próżności, to już jest dosyć i idziemy w inną stronę? Co było takim kluczowym działaniem, kluczowym momentem?

Chyba dzieci. Chyba dojrzałość, chyba wiek po prostu. Tak mi się wydaje. Zresztą to był okres, kiedy ja już byłam po urodzeniu Franka, czyli starszego, teraz ma 13 lat, no i zaczynałam już powoli przestawać prowadzić takie formy i iść bardziej w kierunku prozdrowotnym, w kierunku mentalnym i pojawił się Ignaś, teraz 10 lat, i wtedy pojawiła się myśl, żeby pójść już tak bardziej w kierunku szkoleniowym, w jogę.

Szkolić się czy szkolić innych?

Wtedy jeszcze nie myślałam o jodze. Jogę już dużo wcześniej, jak jeździłam na konwencje to wybierałam się na różnego rodzaju warsztaty i wtedy pamiętam, że ta joga mnie zaciekawiła i wielokrotnie jeździłam na takie mini warsztaty, ale jeszcze się nie wkręciłam. A ten moment, kiedy po urodzeniu Ignasia chciałam gdzieś w jakimś kierunku znowu się rozwijać, wtedy skontaktowałam się z moją przyjaciółką, z Iwonką, która była w tym samym momencie i też dzieci mamy w tym samym wieku, i spisałyśmy się, że powstaje coś takiego jak szkoła joga Agaty Biernat, która prowadziła dwuletnie studia i ona też się wtedy zastanawiała. I stwierdziłam, że to jest znak, bo się nie widziałyśmy przez jakiś czas i chciałyśmy po prostu być ze sobą i wybrać tę ścieżkę. Więc to było taką kropką nad i mojej decyzji.

Czyli dwuletnia szkoła jogi, to było pierwsze szkolenie, które odbyłaś po tych wszystkich przygodach Miss Fitness, czy tam jeszcze coś działo się pomiędzy?

Nie, jeszcze w 2002 roku byłam na Uniwersytecie Warszawskim, studiowałam public relations. No właśnie, to dobre pytanie, bo stwierdziłam, że chyba z racji tego, że mieliśmy swoją agencję artystyczną, chyba warto jednak zadbać też o zaplecze w postaci czegoś jeszcze. Szukałam w wielu miejscach i tak, na ten moment stwierdziłam, że fajnie się rozwinąć w tym kierunku i promować, czy umieć promować i zarządzać agencją artystyczną. I tak, to były właśnie te studia.

To jakichś rzeczy, których nauczyłaś się w 2002 roku właśnie na tych studiach public relations, jesteś w stanie dalej wykorzystywać w 2020, czyli 18 lat później?

Żadnych. To był chyba nie do końca trafiony dla mnie kierunek. Poszłam, żeby sprawdzić się i później już nie mogłam się wycofać, natomiast na dzień dzisiejszy tak, to już chyba bym nie wybrała drugi raz. Aczkolwiek bardzo się sprawdzałam z racji tego, że lubię troszkę szefować, lubię mieć pod sobą ludzi i zarządzać, więc akurat poniekąd wykorzystywałam to czego się nauczyłam, ale gdzieś ten zmysł taki intuicyjny, artystyczny, pomagał mi w tym, że po prostu wymyślałam różne rzeczy, które później wykorzystywaliśmy w pracy i moja agencja cieszyła się popularnością, cieszyła się wzięciem i mieliśmy mnóstwo zleceń. Między innymi organizowałam dzień dziecka w Pałacu Prezydenckim, dla mnie było to duże wyzwanie jako agencja, nieważne jaki prezydent był, po prostu chodzi o miejsce, dla mnie to było duże wyzwanie, zwłaszcza, że trzeba było wszystkie atrakcje zapewnić, więc to dla mnie jako organizatora było bardzo dużym wyzwaniem.

Kończąc szkołę jakby tą u Agaty Biernat jogi, od razu wstępujesz do następnego długiego i trudnego szkolenia, też w odpowiednim momencie?

Tak.

Skąd taka decyzja, że jednak ta joga nie, ta joga ci się tam znudziła i powiedziałaś, że nie, czy jednak to była taka opcja, że Agata cię trochę zaraziła ludzkim ciałem i tym takim podejściem mocno terapeutycznym?

Dokładnie tak. Tak, ja po prostu zaufałam w 100% Agacie. Jest to chyba najważniejsza dla mnie nauczycielka, ponieważ to dzięki niej właśnie, tak jak fajnie powiedziałeś, rozkochałam się w ciele i właśnie nie tylko w ciele, ale w tym co jest głębiej i dalej jeszcze gdzieś. Tale tak jak mówisz, troszkę na tych studiach dwuletnich ja się rozkochałam w jodze i cały czas praktykowałam, natomiast chciałam pójść bardziej w ten aspekt terapeutyczny, co ta pozycja mi robi, a jak ja mogę pomóc osobie, która przechodzi z jakimś schorzeniem. Tego trochę mi brakowało na jodze i jednak jeszcze wtedy prowadziłam normalne zajęcia, zresztą cały czas prowadzę zajęcia ze zdrowego kręgosłupa i jeszcze prowadziłam zajęcia wzmacniające, więc wiedząc jakie są osoby na sali, wiedząc z jakimi problemami przychodzą, ja nie do końca czułam się w pełni, znaczy czułam się w pełni odpowiedzialna za tych ludzi, bo jak przychodzą do mnie na salę, to jednak wchodząc nie mogę patrzeć na osobę, która wykonuje jakieś ćwiczenie niezgodnie z tym o co proszę. Więc tak, to szkolenie dwuletnie, bo to znowu dwuletnia szkoła, pozwoliło mi spojrzeć trochę inaczej na ciało ludzkie, na to ciało, które ma jakieś schorzenie, jakiś problem czy jakąś dysfunkcję. Natomiast po tym dwuletnim szkoleniu, trochę, ja właśnie się cały czas zastanawiam, dlaczego tak było, bo później jak rozmawiałam z dziewczynami to miały podobnie, w momencie, kiedy dowiadujesz się o tym jakie są schorzenia i uczyć się tego w jaki sposób postępować z osobami, jak trzeba być uważnym, trzeba być doświadczonym, trzeba mieć sporą wiedzę na temat ciała człowieka…

I wiem co powiesz, że to blokuje?

Dokładnie. I po prostu ja wchodząc na salę, widziałam same problemy. Naprawdę był taki moment, że ja mówię – nie, to poczekajcie. Kompletnie zmieniłam przez jakiś czas sposób prowadzenia zajęć i zaczęłam zauważać, że to ja się wkręcam w to, że oni nie mogą, ale tak naprawdę ja nie jestem w stanie sprawdzić co tej osobie jest. Ona mi może powiedzieć, że ma jakąś wypuklinę, ja mogę wiedzieć co to jest, ale ta osoba może kompletnie tego nie czuć, czy może być w takim miejscu, że ja nie wiem, jak z taką osobą postępować, dopiero ona mówiąc mi czego nie może robić albo gdzie pojawia się ból, w jakim ruchu, to dopiero mogę cokolwiek powiedzieć. Natomiast jak masz grupę 20, 40, 50 osób, a takie są na salach, no to już trochę mija się z celem. To już ja mogę słownie korygować. Ja mogę im powiedzieć, co możecie zrobić, jeżeli pojawia się jakiś ból w tym ruchu. Jak możecie zamienić to ćwiczenie. Czego nie robić, jeżeli jest jakiś problem. Natomiast wracając, fajnie mieć świadomość tego i wiedzę, ale na salę to trochę trudno przełożyć.

Ty zostałaś w tej pracy grupowej. Lubiłaś ją bardziej niż 1 na 1? Ona cię bardziej kręci i kręciła?

Może dlatego, że byłam przyzwyczajona do takiej pracy. Może troszkę się bałam, wiedząc, że to jest duża odpowiedzialność i cały czas się szkoliłam, cały czas nabierałam tego doświadczenia, ale zauważyłam, że prowadząc w ten sposób, czyli chcę powiedzieć to, że te studia bardzo mi dużo dały, jeśli chodzi o przełożenie tego w gruncie rzeczy na salę. Bo owszem, ja byłam bardziej uważna, dawałam więcej wskazówek takim osobom, które właśnie przychodziły i miały jakiś poważniejszy problem, czy były po jakiejś kontuzji kolana, to wiedziałam, jak im pomóc. I to wyróżniało według mnie moje zajęcia, bo rzeczywiście jest sporo tych osób, chociażby na rannych zajęciach o godzinie 10 mam 30 osób na sali, to też o czymś świadczy. Więc chyba to mi dało, dało mi więcej pewności, co mogę zrobić z jakimś problemem. Oczywiście jeżeli pojawiał się jakiś większy problem to absolutnie nie byłam w stanie pomóc i kierowałam do specjalisty, do osoby, która rzeczywiście zna się na tym i może pomóc, natomiast ja jestem od tego, żeby zadbać o profilaktykę. Więc wydaje mi się, że na takim etapie cały czas jestem, aczkolwiek poszłam o kilka kroków dalej, bo właśnie te spotkania indywidualne, bo coraz więcej osób przychodziło do mnie po prostu indywidualnie, podchodziło do mnie i co ja mogę zrobić pani Patrycjo, jeżeli podnoszę rękę i mnie tutaj boli. Albo co mogę zrobić, jak nie mogę chwycić gdzieś tam. I takich osób po każdych zajęciach było sporo. I to mi pokazało, że ok, czyli one, jakby zbudowałam w nich zaufanie, żeby mogły podejść, zapytać się i rzeczywiście po jakimś czasie przychodziły – o, fajnie, bo już mnie to nie boli. Albo to ćwiczenie jest dla mnie. Ja bardzo często na sali zadaję prace domowe. Mówię – dzisiaj zróbcie sobie albo pomyślcie na przykład o tym i o tym. Albo jeżeli siedzicie z nogą na nogę, to załóżcie sobie na drugą nogę. Albo jak wstajecie, to zwróćcie uwagę na to. Albo jak się przekręcacie i wstajecie z łóżka to zróbcie to. Albo po prostu takie małe impulsy, które spowodują, że ci ludzie są bardziej świadomi tego, że codziennie stanie na jednej nodze albo nie wiem, właśnie pobudka, to ostatnio pani mi powiedziała i to było piękne, pokazała mi jak wstawać rano, bo ona za każdym razem wstawała i miała ból generalnie całego ciała, a szczególnie kręgosłupa, pokazałam jej i moje zdziwienie było niesamowite, bo ona po tygodniu przyszła i mówi – Pani Patrycjo, w końcu wstaję z łóżka i mnie nie boli kręgosłup, a całe życie wstawałam jakoś. I to jest niesamowite, że to są tak proste rzeczy, te normalne życiowe sytuacje, chociażby siedzenie prawidłowe, stanie prawidłowe, to są niby proste rzeczy, które my wiemy, ale mnóstwo osób po prostu nie wie. I dopiero jak nabierają tej świadomości ciała, jak wzmacniają te mięśnie, które są potrzebne, żeby utrzymać tę prawidłową postawę, to dopiero zaczynają czuć różnicę w normalnym życiu na co dzień. Więc to mi pokazało, że jestem gotowa coraz więcej pomagać indywidualnie osobom i rzeczywiście te moje spotkania już są w wielu miejscach i łączę chociażby pracę taką zaczerpniętą z tych dwuletnich studiów, pracę moją jogową z kolejnych dwóch i tak naprawdę takie doświadczenie przez doznawanie na sobie, tak, ja po prostu czuję, że coś się dzieje w moim ciele i zaczynam sama dociekać co to jest, do czego, no i tak to rzeczywiście swoje ciało sama przepracowałam, bo przez jakiś czas miałam z jakąś częścią ciała problem, doszukiwałam co to jest, jak z nią pracować, rzeczywiście pracowałam rzetelnie. Później było z inną i tak mam wrażenie, że to skacze i powoli się wszystko wyrównuje, bo na dzień dzisiejszy nie mam bólu i tak, wiem jak po prostu pracować z ciałem.

Kiedy doszłaś do wniosku, że na tyle już dużo wiesz, że możesz zacząć szkolić innych i dostałaś ofertę prowadzenia autorskiego szkolenia?

Moje pierwsze szkolenia odbywały się w open mind i to były szkolenia z trilo chi, nie wiem, czy wiesz co to jest?

Nie wiem. Ale myślę, że słuchacze też nie wiedzą, bo tego już chyba nie ma.

Tego już nie ma, dlatego że jest to dosyć trudna forma prowadzenia, tylko że łączy właśnie, tak jak nazwa wskazuje, trzy rodzaje energii. Czyli rozgrzewka jest przez tai chi, czyli miękkie subtelne ruchy. Później jest element tej części głównej, czyli jest taniec, taki power chi, tam używamy określonych ruchów, które są nazwane przez nazwy związane z naturą. Dla mnie to było piękne, ja się zakochałam w tej formie przez jakiś czas. Zresztą ja się tak rozkochuję w różnych częściach, ale później te części i te elementy z różnych form…

Gdzieś cię pchają w inną stronę, co?

Wiesz co, pchają mnie w inną stronę, ale pozwalają mi łączyć jedną rzecz z drugą, trzecią, czwartą. Rozumiesz, ja po prostu sobie żongluję wybieram, dzisiaj jestem w obszarze bioder, więc intuicyjnie czuję co mogę zrobić. Jedno ćwiczenie wychodzi z drugiego, drugie z trzeciego, piątego, jak gdyby to po prostu płynie jedno z drugiego i układa się w fajną kombinację. I po szkoleniu trilo chi u Anety Figurskiej, jej się spodobała moja forma prowadzenia zajęć. Wtedy pamiętam, że podeszła do mnie i zaproponowała, czy chciałabym poprowadzić na pół, czy tam część z jej kolejnego szkolenia, a później już mi oddała całe szkolenie, bo ona poszła w kierunku pilatesowym. Ja byłam odpowiedzialna za trilo chi, ale to tak jak mówisz, to szkolenie nie tyle nie cieszyło się powodzeniem, co było trudne do sprzedania, do zachęcenia ludzi, żeby tę formę uprawiali, bo właśnie ta ostatnia część końcowa była chi jogą, czyli tutaj ten element jogowy. Więc w momencie, kiedy przychodziły do nas osoby na przykład nauczycieli jogi, to oni kompletnie się nie odnajdywali na przykład w tej części tanecznej. Albo w ogóle czuły rytmu. Albo pamiętam była jedna dziewczyna, zresztą bardzo fajna, która była trenerką tai chi i poprowadziła pięknie tę pierwszą część, ale druga, trzecia, kompletnie nie wiedziała z czym to się je. Więc mi było trudno poprowadzić trzy formy i znaleźć osoby, które w tych trzech się odnajdują. Bo jeżeli jesteś tancerzem, to lubisz tańczyć i się czujesz w tym. Możesz pójść na jogę, owszem, bo też ją czujesz. Pamiętam trzy, cztery osoby, które wyszkoliłam i po prostu wiem, że robią to dobrze, bo w każdej tej formie odnajdywały się, więc były też osoby, które zakochały się w tym i cały czas gdzieś tam wprowadzają elementy trilo chi. A później z kolei zaczęłam prowadzić szkolenia zdrowego kręgosłupa, ale już nie jestem szkoleniowcem w open mind. Sama zdecydowałam o tym, to trwało przez jakiś czas, ale doszło do takiego momentu.

To chyba wiemy, wszystko się zaczęło psuć chyba wewnętrznie?

Tak, wewnętrznie tak. Generalnie ja gdzieś tam przestałam to czuć i chyba nie miałam odwagi już wcześniej tego powiedzieć, a miałam taki dzień, źle się czułam, 3 dni leżałam w łóżku.

To nie był chyba koronawirus?

Nie, to było jakiś czas temu. Nie, to już minęło. I wtedy przyszła taka myśl, mówię – kurczę, już dawno chciałam, tak, to jest ten czas. No to jest tak, że jak odbywa się gdzieś tam szkolenie kolejne, a tym masz zaplanowany już grafik przez kilka miesięcy i nie możesz spędzić czasu, tak, czy masz zaplanowane, że będę gdzieś i wiem jaki mniej więcej jest zarobek, więc też gdzieś tam sobie to planuję. Wiem, że mnie nie będzie, więc organizuję czas dla dzieci i nagle czegoś takiego nie ma, to sobie myślisz – kurczę, przecież mogłabym to i to zrobić, a kolejny raz tydzień przed się dowiaduję, więc nic nie mogę zaplanować. Nie, tego nie lubię po prostu. Czasami się nie odbywają szkolenia, no ale to jakoś tak nie po mojemu.

Czy to, że występowałaś na scenie fitness, czy to, że uprawiałaś dużo sportów, pomogło ci w prowadzeniu szkolenia, bycia na scenie i mówienia do ludzi?

Chyba tak.

A miałaś na pierwszym szkoleniu taką bojaźń, że nie dasz rady, że to będzie ciężkie, że to nie jest twój vibe i twoje zadanie na tym świecie?

Na każdym szkoleniu tak mam.

Jeszcze cały czas?

Nie, żartuję. Już teraz coraz mniej, natomiast rzeczywiście te początki były trudne, mimo że tak jak mówisz, występuję na scenie czy przed ludźmi, ale to jest trochę inaczej, kiedy stoisz po drugiej, musisz rzeczywiście przeszkolić tych ludzi, no i później te osoby reprezentują jakby tę twoją wiedzę na sali, więc trochę więcej odpowiedzialności na tobie spoczywa. Teraz już z każdym następnym szkoleniem, teraz to już w ogóle jest trochę inaczej, no bo robię rzeczy, które po prostu już w pełni jestem pewna i do końca każdą rzecz mam przepracowaną, ale tak, to już zdecydowanie inaczej, jest więcej luzu, bo ta wiedza jest taka usystematyzowana, wszystko wiem i za każdym razem wydaje mi się, że się wyrobię i będę miała jeszcze tyle czasu, a za każdym razem jestem w połowie, a już prawie jest koniec. Nie, no może żartuję, ale rzeczywiście tak, teraz za każdym razem już uczę się tego wszystkiego, takiego tak zaplanowanego od a do z. Więc tak, piękne jest to, że każde szkolenie jest inne i każdy rozwija w innym kierunku.

Czyli taki jakby storytelling, czyli mówienie, miałaś to zawsze, czy jednak uczyłaś się tego przez doświadczenie, przez to, że jednak powtarzałaś te szkolenia naście razy i to potem wchodzi, że budzisz się o drugiej w nocy i pokazują ci slajd, i możesz mówić?

Nie, zdecydowanie, to jest dłuższy proces. Praca taka bardziej nad sobą, nad pewnością siebie, bo to wydaje się, że ktoś kto występuje na scenie to powinien być bardzo pewny siebie, a ja tak naprawdę każde swoje zdobyte, i to nie wiem z czego wynika, może już teraz wiem, natomiast przez wiele lat nie wiedziałam, że zdobywając różne tytuły, ja się nie potrafiłam tym pochwalić. W sensie, że zrobiłam coś dużego, a nikt o tym nie wiedział, ja to trzymałam dla siebie. To nie było tak, znaczy wiadomo, że jak już byłam twarzą Nike, no to wszyscy wiedzieli, ale to nie było tak, że ja jestem taką przebojową osobą i wszyscy wiedzą o mnie wszystko. Ja byłam bardziej taka skromna i nie robiłam afery wokół każdej rzeczy, tylko robiłam coś dla siebie i po prostu ja nie muszę krzyczeć na cały świat, że coś zrobiłam. Ja to zrobiłam po prostu, bo miałam taką potrzebę i jak ktoś to docenia to fajnie, jak ktoś się zapyta to tak, ale nie tak, żebym po prostu stała z transparentem, że słuchajcie, to ja. Nie. Teraz już trochę inaczej na to patrzę, bo tyle lat minęło, że ja dopiero teraz to doceniam, ile to mi dało i jak każda rzecz, która się wydarzała, była takim budowaniem tego co jest teraz. Każda rzecz rozbijała co innego we mnie i za każdym razem właśnie szłam w trochę innym kierunku. Taką ciekawostką jest to, że też maluję obrazy, więc był taki moment, że poszłam w kierunku takiego malowania kolorami duszy i kompletnie inna forma rozwoju, ale to też mi pozwalało tworzyć, coś powstawało nowego, coś ciekawego, ja w to wchodziła, swego rodzaju takie skupienie uwagi na danej czynności, swego rodzaju medytacja, takie zagłębianie się w 100% w tym co się dzieje tu i teraz, czyli dobieram kolory i po prostu one powstają, ja jestem po prostu w tym świecie właśnie kolorów i odczuć, które temu towarzyszą. To takie fajne rzeczy. Ja po prostu lubię się rozwijać za każdym razem. Stać w miejscu to szkoda czasu.

Wróćmy do tego tematu, od którego zaczęliśmy, czyli od jogi. Jakbyś miała powiedzieć, trzy plusy jogi?

Pierwszy to na pewno tworzy harmonię w ciele. Wiem, że to brzmi tak ogólnikowo, ale rzeczywiście ona wyrównuje prawą z lewą stroną, przód z tyłem.

Tak, to pożyteczne ogólnie. W dzisiejszych czasach to jest mega.

Tak, tworzy taką harmonię w ciele. Jeśli chodzi o ten aspekt taki, o którym często się mówi „duchowy”, to rzeczywiście jest to swego rodzaju praca nad sobą po prostu. Tam są pewne, nie poruszyliśmy tego tematu, a to jest szalenie istotne. Mogę szybko?

Wymień trzy, a potem wrócimy.

Więc z jednej strony ta praca nad ciałem, nad tym, żeby ono zbalansowane było w całości. Drugi to praca nad sobą, nad swoim wnętrzem. Trzecia jest taka, generalnie joga prowadzi do takiej czystości, może w ten sposób, czystości wewnętrznej i zewnętrznej.

Teraz trudniejsze – wymień trzy minusy jogi.

Nie bawię się tak.

Mówiłem, że trudniejsze.

Tak, odkrywa trochę twoje słabości, może tak, bo w momencie, kiedy masz słaby jakiś obszar mięśni, to ona ci to pokaże. Albo jeżeli na przykład pracujemy nad oddechem i masz w sobie coś do przepracowania, no to na pewno musisz przepracować, ona nie przejdzie obojętnie obok twoich zanieczyszczeń wewnętrznych. Ona tak trochę czyści to co chcesz wyczyścić w sobie.

Dwa?

No to to już były trzy.

Jak trzy? Jeden powiedziałaś. Ja wiem, że długo mówisz, ale nie dam się wrobić.

No dobrze, to może minusem, a może dla niektórych plusem, dla mnie to jest plus, jest to, że jest wielokrotne powtarzanie pozycji, ale za każdym razem ta pozycja, bo może się komuś wydawać, bo często to słyszę, że joga jest nudna. Ale właśnie o to chodzi, że takie zagłębianie się w szczegóły, nawet takiej pozycji, każdego dnia jest inaczej. Inaczej czujesz swoje ciało. Wstajesz i nie wiem, miałeś nieprzespaną noc, bo dziecko po tobie skakało w nocy. Albo jesteś po jakimś przeziębieniu, albo właśnie masz dużo energii. Zupełnie inaczej, za każdym razem ta pozycja jest inna. Po prostu, ty co innego zauważasz. A piękne jest to, że prowadząc zajęcia dynamiczne, nie masz czasu kompletnie na pochyleniu się, gdzie jest twoja noga, ręka i który mięsień jest napięty. Trwając w pozycji, ty masz czas, bo nauczyciel jest od tego, żeby ci pokazać, jak ta pozycja ma wyglądać i zapewniam cię, że jakbyś przyszedł na zajęcia i zrobił psa z głową do dołu, to kompletnie byś go nie poczuł, bo byś powiedział – o boże, tu mi ciągnie, tam, w ogóle nie ja już chcę wyjść z tej pozycji. Ale właśnie o to chodzi, że dopiero w momencie, kiedy ktoś ci poda i czasami możesz w tej pozycji docisnąć jakąś część i poczuć – o kurczę, to o to chodzi. Jak ja docisnąłem teraz dłoń i odepchnąłem się, to dopiero poczułem, że to właśnie o to chodzi, że ta siła ma być, gdzie indziej rozłożona. Więc to jest trochę tak, trochę trzeba być zafiksowanym w jodze.

Trzeci?

Trzeci minus jest taki, że jak już się rozkochasz, to już musisz praktykować. Jak już wejdziesz na tę ścieżkę to już sorry.

To teraz kilka może mitów, które przynajmniej ja mam w głowie, jak będziesz chciała jeszcze jakiś mit znaleźć, to oczywiście możesz powiedzieć, dlaczego joga jest dla mężczyzn?

Bo mężczyźni generalnie są tacy zbici.

Pewnie rzadko na grupie masz mężczyzn?

To bardzo się zmienia. Jest sporo mężczyzn na sali naprawdę i ci mężczyźni naprawdę robią fajną robotę ze swoim ciałem. Bo właśnie o to chodzi, że mężczyzna jest generalni taki mocny, silny, do działania, a w momencie, kiedy musi się zatrzymać, to trochę tam trzeba też przerobić różne rzeczy. Więc nawet nie chodzi o ten aspekt takiej fizyczności, bo rzeczywiście mężczyzna woli właśnie podciągnąć jakiś ciężar, podnieść, spocić się i dopiero wtedy czuje, że o, to zrobiłem robotę. A czasami właśnie siedzenie i skoncentrowanie się na jednej rzeczy, no nie jest łatwa, ale zauważasz coś innego w sobie. Więc ja jestem jak najbardziej za tym, żeby praktykowali mężczyźni.

Joga jest dla wszystkich?

Tak.

Obronisz to zdanie?

Tak, obronię to zdanie. Wiesz co, joga, zależy jaka, bo ja nie mogę się wypowiadać na temat innych rodzajów jogi, bo jest sporo, natomiast ja jestem przekonana, że joga Iyengara jest dla wszystkich. Faktem jest, że bardzo często się słyszy, że rzeczywiście nasze ciała europejskie trochę inaczej znoszą tę jogę wymyśloną przez Hindusa i trochę się z tym zgadzam, bo niektóre pozycje są, można dojść, ale generalnie nie o to chodzi w jodze, żeby stanąć na głowie, zrobić mostek, tak, bo większości osobom tak się wydaje, że to jest cel sam w sobie. No nie zawsze osoba może wykonać z różnych powodów, ale właśnie joga Iyengara jest na tyle piękna, że tu stosujesz pomoce. Czyli pomoce w postaci krzesła, czyli jeżeli mamy starszego pana, który przychodzi i robisz mu pozycję skłonu do przodu z podpartymi dłońmi i położenie dłoni na podłodze, no to niestety ten pan sięga do bioder albo do kolan, więc on będzie wisiał na kręgosłupie, więc musisz mu podeprzeć dłonie. No i w tym momencie podłożenie krzesła jest cudowną pomocą dla takiego starszego pana, który właśnie tego skłonu nie może wykonać. Ale są kostki, jest pasek, więc jakikolwiek chwyt jest właśnie przedłużany przez pasek chociażby. Więc praktycznie każda osoba, nie wiem, kobiety w ciąży czy kobiety w czasie menstruacji, to jest kolejny temat do rozwinięcia, piękny zresztą, może i nie do końca z tobą, ale tylko tak wspomnę, że dla mnie to była ciekawostka, bo ja wywodzę się ze świata fitnessu, więc czy masz okres czy nie, to po prostu jedziesz brzuchy, skaczesz i po prostu robisz, no bo musisz iść do pracy. Natomiast w momencie, kiedy zaczęłam praktykować jogę, to mnóstwo rzeczy dowiedziałam się na ten temat, na temat tego czego nie powinno się robić absolutnie, co się powinno wręcz robić i taka osoba w czasie menstruacji jest zupełnie inaczej traktowana. Ona nie może robić brzusznych, obciążających odcinek lędźwiowy. Więc też jest cała sekwencja dedykowana właśnie takim osobom. Więc trochę trudno jest prowadzić zajęcia i tutaj nie ukrywam, dla nauczycieli, na zajęciach fitness nie interesuje cię nic – wchodzisz, robisz swoje. Schodząc na salę jogi, ty pytasz, czy są kobiety w czasie menstruacji. Ok, jest pięć. No dobra, a czy są osoby z jakimś tam schorzenie. No dobrze, to teraz tak, jak robisz jakieś pozycje, to musisz temu to, a temu to. Ale to jest właśnie ta praca.

Czy są niebezpieczne pozycje w jodze, czy to instruktorzy tworzą, że są niebezpieczne?

Oczywiście, jeżeli ktoś przyjdzie i ma jakieś schorzenie chociażby odcinka szyjnego i nie powie o tym, a za chwilę będą pozycje jakieś, aczkolwiek nauczyciel wie, bo jeżeli przychodzi ktoś pierwszy raz, to absolutnie nie pozwala mu, bo jest cała systematyka wprowadzania do pozycji chociażby odwróconych, ale bardzo często, chociaż też się mówi o tym, żeby nie być za ambitnym, bo to nie o to chodzi na jodze, żeby się porównywać, żeby tak, o ten zrobił to, to ja też zrobię to, tylko właśnie chodzi o słuchanie swojego ciała i nie wchodzenie w pozycje, których nie znasz, czy nigdy nie robiłeś. Natomiast tak, jeżeli przychodzi osoba, która nie jest świadoma tego co w ciele ma, w sensie jakiejś dysfunkcji i wykonuje jakiś ruch nie mówiąc nauczycielowi, no to rzeczywiście może to być w niektórych pozycjach niebezpieczne. To jak najbardziej. Do tego do chodzenie takie systematyczne i wchodzenie powoli w pewne pozycje, no to dopiero pokazują, czy jesteś gotowa, czy twoje ciało jest na tyle silne, żeby utrzymać się w tej pozycji.

Można powiedzieć „umiem pływać”, a można powiedzieć, że umiem jogę?

Nie, to w ogóle mi jakoś nie pasuje. Umiem pływać, bo jak nie umiem to się utopie, a na macie, no umiem jogę, bo wchodzę w pozycję i zaczynam doświadczać tych pozycji. Może nie do końca mi one wychodzą, ale po to jest nauczyciel, żeby podszedł, poprawił, skorygował się. Po to jest czasami ściana, żebyś stanął i spróbował, jak to jest i co jest ważne w danej pozycji, po to masz właśnie pomoce. Cały czas uczysz się jogi, uczysz się swojego ciała, bo każda kolejna pozycja pokazuje ci coś innego w twoim ciele i generalnie sprawne ciało ma jakiś zakres ruchu i nagle, jeżeli jesteś w pozycji i nie masz tego minimalnego zakresu ruchu, no to już o czymś świadczy. Więc tak, doświadczasz jogi, bardziej użyłabym takiego słowa.

Ile jest rodzajów jogi? Czy to chodzi o marketing, czy rzeczywiście tam na wschodzie jest tyle odłamów jogi, bo ktoś sobie wymyślił swoją koncepcję i nazwał w ten sposób?

Generalnie joga jako joga jest, tak jak na przykład jest ashtanga joga. Powiem ci tak, ja nie doświadczam innych, znaczy byłam na różnych formach jogi i rzeczywiście każda ma co innego celu. W kundalini bardziej koncentrujesz się na energii w tobie, owszem, są pozycje, ale jest dużo mantr, dużo pracy z oddechem, więc nakierowana jest zupełnie na co innego. In joga też jest skierowana na bardziej pracę powięziową, miękką, statyczną, zostajesz w pozycji, inne są nazwy, zresztą bardzo podobne są pozycje, tylko troszeczkę inaczej nazwane. Więc generalnie to wszystko ja mam wrażenie, że kręci się koło tego samego. Ashtanga joga jest też podobna, ale tam na przykład nie używa się aż tylu pomocy. To generalnie pracujesz nad sekwencjami, ale nie używasz pomocy, tylko robisz tyle, ile twoje ciało daje radę. Ale nie chciałabym się wypowiadać na temat żadnej jogi, mogę się wypowiedzieć tylko na temat jogi Iyengara, ponieważ nie masz aż tak doświadczenia. W momencie, kiedy polubisz jakąś formę i ona cię zarazi czy zarazi twoje ciało w sensie takim pozytywnym, to w niej zostajesz. Nie masz czasu. Nawet mi się nie bardzo chce chodzić na inne jogi, bo nawet obserwuję czasami. I teraz jest fajny moment powiem ci szczerze, to zostawanie w domu.

Właśnie chciałem o to zapytać. Byłaś kiedyś tak, żeby pochodzić sobie po różnych innych instruktorach jogi, nauczycielach, zobaczyć co oni robią?

Tak, oczywiście, że tak.

Ale przedstawiałaś się i mówiłaś, że jesteś trenerem jogi i ich sprawdzasz?

Nie, to nie o to chodzi. Nie, ja jeżdżę na różne warsztaty do różnych nauczycieli. Tak samo chodzę na regularne zajęcia, jeżeli oczywiście mogę, bo ostatnio nie mogłam, teraz to już w ogóle, ale chodziłam na regularne do Marka Migały, do jego centrum.

To inspiruje, pomaga później?

Bardzo. Wiesz co, akurat jego forma mi bardzo odpowiada, bo on jest fizjoterapeutą i włącza różne elementy terapeutyczne. Więc bardzo mnie inspiruje, bo dużo mówi, nazywa mięsień konkretny, pokazuje, czego trochę mi brakuje na takich typowych zajęciach jogi. Ja jestem właśnie taką zwolenniczką takiej świadomej pracy, bo często jak idziesz na jogę, to po prostu jest pozycja dana, jest powiedziane co masz zrobić, docisnąć, wydłużyć, takie masz określenia. Natomiast czasami mam wrażenie, że nie pojawiają się te elementy właśnie po co to jest, może co ci to robi to tak, ale właśnie, ta praca mięśni głębokich jaka jest ważna. No mnóstwo takich małych szczególików, które ja z kolei czerpię od Marka w takim bardziej aspekcie terapeutycznym, więc tutaj cenię sobie jego zajęcia. Natomiast tak, chodzę na zajęcia, wielokrotnie chodziłam do różnych nauczycieli, żeby mnie zainspirowali. Jedni bardziej mi odpowiadali, drudzy nie, bo to chodzi po prostu o sposób mówienia, prowadzenia, poprawiania, jeden cię dociśnie, jeden mocniej cię uderzy, druga osoba podejdzie subtelnie ci tylko palcem pokaże, gdzie masz coś zrobić. Jakbyś pochodził na takie warsztaty to zobaczyłbyś, że każda osoba zupełnie inaczej prowadzi.

Jak wspominasz swoją wycieczkę na wschód, tam, gdzie uczyłaś się jogi?

Mówisz o Indiach?

Tak.

To był trudny moment w moim życiu generalnie, taki życiowy zakręcik, więc ja to trochę inaczej kojarzę.

Pojechałaś tam się wyciszyć czy uczyć się jogi?

Nie, to nie była wyprawa taka typowa jogowa, bo oczywiście ja byłam z Konradem Kocotem, czyli z bardzo mądrym nauczycielem i bardzo doświadczonym, naszym seniorem, jeśli chodzi o Jogę Iyengara, dlatego tak zaufałam jemu wiedząc, że popraktykujemy też jogę, bo też o to mi chodziło, ale też odwiedziliśmy właśnie instytut jogi Iyengara, więc na tym mi zależało bardzo, żeby pojechać do tej kolebki, gdzie tam to wszystko powstawało. Więc to był jeden z punktów, natomiast nie, to była taka bardziej rekreacyjna wycieczka. Po prostu jeździliśmy na Goa przez kilka dni, tam codziennie rano praktykowaliśmy, ale to nie było stricte nastawione na praktykę. Było, ale to nie była najważniejsza część. Tam się zaprzyjaźniłam z jedną osobą i non stop wałkowałyśmy różne tematy bardziej prywatne na naszych wieczorach, czy gdzieś tam podróżach w pociągu albo w autobusie. Zresztą generalnie to jest tak inny świat. Zupełnie z inną głową bym pojechała teraz. Naprawdę, żeby podoświadczać tych zapachów, tych kolorów, tej inności, tego tłumu wszędzie, na ulicach tego chaosu, ale mimo wszystko tam jest jakiś ład, wszyscy się przepuszczają. Naprawdę, jak mieliśmy przejść przez ulicę, to tak jak często na tych filmach, boisz się, że cię za chwilę ktoś potrąci z jednej, drugiej, trzeciej strony. Albo jak jedziesz tuktukiem, to masz wrażenie, że zaraz z jednej strony wypadniesz, a za chwilę gdzieś tam wjedzie jeden w drugiego, ale nie. Po prostu cudownie.

To jest na takiej zasadzie, że nie wolno się zatrzymać. Jak już idziesz to wszyscy wiedzą o tym, że idziesz i oni ciebie miną, a jak się zatrzymasz to nikt tego nie przewidzi.

Tak, dokładnie tak.

Przerwałem ci coś, pamiętasz jeszcze co to miało być?

Tak, pamiętam.

Teraz masz czas, żeby to powiedzieć.

To taki ważny aspekt, którego generalnie się nie porusza na takich zajęciach typowych na jodze, aczkolwiek coraz więcej, w zależności od tego kto jak prowadzi zajęcia, bo ja coraz częściej to poruszam. Właśnie tak jak wspomniałam, większość ludzi kojarzy jogę jako formę praktyki na macie po prostu ciała, że jest to ciało, ale właśnie osoba, która praktykuje już tak rzeczywiście sama dla siebie, to ona zaczyna przestrzegać tego wszystkiego co gdzieś tam jest w tej filozofii naszej jogińskiej, że tak powiem, czyli są zasady chociażby etyczne, które obowiązują w takim naszym społeczeństwie ludzi praktykujących. No i chociażby to są jamy i nijamy. Jamy to są właśnie te zasady etyczne, które dotyczą i obowiązują w społeczeństwie i jest chociażby pięć, szybko i mądrze je nazwę, czyli ahimsa to jest niekrzywdzenie, czyli tak naprawdę niekrzywdzenie drugiej osoby poprzez jakiś czyn, poprzez słowo, poprzez myśl. To takie niby wszyscy wiedzą, ale ty sam wiesz, czy kogoś objechałeś, czy sam o sobie pomyślałeś źle, czy pomyślałeś w ogóle o tej osobie źle. Więc to jest takie niekrzywdzenie poprzez słowa, myśli, swoje postępowanie. Jest coś takiego jak satya, czyli druga jama. Jest to prawdomówność, prawda generalnie, więc taka osoba jest prawdomówna, nie kłamie, nie oszukuje, nie kombinuje, tylko w momencie, kiedy właśnie jesteś taki czysty wewnętrznie, jeśli chodzi o tę prawdomówność, to łatwiej samemu sobie spojrzeć w oczy i wiedzieć, że jestem w tej kwestii prawdziwa. Jest asteya, czyli niekradzenie. Też nie będę tego wszystkiego omawiała, może szybko pokrótce po prostu powiem. Jest brahmacarya, czyli taka wstrzemięźliwość, czasami przed jakimś jedzeniem, dużej ilości piciem, nie wiem, uprawianiem seksu po prostu na lewo i prawo, tak, tylko po prostu taki umiar we wszystkim.

Takie 10 przykazań?

No właśnie tak. Powiem ci szczerze, że bardzo często, nawet się dziwiłam, że nie zadałeś tego pytania, bo to wielokrotnie się zadaje to pytanie, że joga jest religią, natomiast joga jest po prostu filozofią.

Pytania w „Dachowski Pyta” są zupełnie inne niż wszędzie indziej.

Dokładnie. Ale rzeczywiście teraz dopiero wiem, że te zasady, takie dobre zasady są wszędzie.

Może tak, powinny być wszędzie, co?

Tak, powinny być wszędzie. Więc czy to jest, po prostu każdy człowiek gdzieś tam powinien tego przestrzegać.

Powoli kończąc, co najgłupszego robią ludzie, że się psują?

Chcą być za bardzo ambitni. Chcą pokazać się. Chcą się porównać z innymi, chcą być tacy jak inni. Tak, nie słuchają swojego ciała, tych bodźców, które dochodzą, wchodzą w jakiś taki zakres bólowy, a to też nie o to chodzi. Nie potrafią się zatrzymać, nie wiedzą, gdzie jest ta granica.

Po to jest instruktor, żeby nie zacząć od samego YouTube’a

Dokładnie tak. Po to jest ten nauczyciel, chociażby teraz nawet online. Ja mam takie wrażenie, że ja mniej więcej gdzieś tam wiem jakie najczęściej są błędy popełniane i po prostu wiem – tego nie rób, tego nie rób – bo po prostu mam te 30 osób na sali i widzę, bo w większości one się powtarzają. Więc ten nauczyciel jest niezbędny, żeby poprowadził bezpiecznie i mądrze.

Jakbyś miała powiedzieć jakieś dobre słowo wszystkim osobom, które dzisiaj uważają, że chcieliby gdzieś podążać swoją drogą i zacząć być nauczycielem jogi, co byś im powiedziała?

Najpierw znaleźć swojego nauczyciela.

A możesz być takim nauczycielem? Jesteś w stanie jakby kogoś poprowadzić?

Myślę, że tak.

Po tym podcaście będziesz miała kilka propozycji.

To dobrze, dziękuję. Chyba tak, bo chodząc do innych nauczycieli, oczywiście oni mają wieloletnie doświadczenie, tutaj nie mogę się zestawić, aczkolwiek ja już też mam spore, mam już swoje lata. Ale fajnie, bo na przykład tacy nauczyciele, to jest mega dla mnie miłe i tutaj chciałabym duży pokłon w kierunku kilku osób, ale te osoby może będą wiedziały jak będą słuchały, że po prostu podchodzą i mówią – kurczę, fajnie, bo my się od ciebie uczymy zupełnie czego innego. Ja jako nauczyciel uczę się i ostatnio miałam po swoim filmiku od jednego nauczyciela, od którego ja się z kolei uczę, napisał później, że naprawdę gdzieś tam twoje kombinacje i przejścia, rozwiązania, mnie też inspirują, pokazują zupełnie co innego, inne podejście, bo moje podejście jest takie łączące. Ja lubię miękki łagodny ruch, właśnie pracę z powięzią. Lubię tę pracę nad mięśniami głębokimi, którego gdzieś tam od wewnątrz nas stabilizują i fajnie to wszystko połączyć w jedną całość.

A co byś powiedziała tym takim starym wyjadaczom, którzy już zjedli zęby na jodze?

Bardzo fajne jest to, że trochę w jodze się zmienia i ja to widzę właśnie po swoich nauczycielach. Tych, którzy byli tacy, wiesz, wszystko od linijki, tak ma być i nie można inaczej. Ja też na początku tak postrzegałam jogę, a teraz z kolei widzę, że jest trochę inny kierunek. Tak jak robi to Marek czy Konrad coraz częściej, czy Roman, jest tak, że oni łączą różne elementy, że pojawia się trochę inna praca niż była zwykle. Oprócz oczywiście tego wszystkiego co było, co jest schematem, to troszkę się zmienia ten kierunek pracy.

A co byś powiedziała ludziom, którzy nigdy na jogę nie poszli, a po podcaście będą chcieli pójść? Jak mają zacząć?

Przyjść do mnie.

Tak, o to chodziło właśnie.

Śmieję się, ale no właśnie, bo to jest takie trochę trudne.

Ktoś się w ogóle nie rusza, da się zacząć od jogi?

Oczywiście, że zacząć od jogi i wybrać się rzeczywiście na zajęcia dla grupy początkującej, jeżeli rzeczywiście jesteś początkujący, nie znasz kompletnie nic, to wybrać się do takiej grupy. Bo czasami jest tak, że idziemy do ogólnej grupy albo do zaawansowanej, no i albo jesteśmy zawiedzeni, bo jak to można taką pozycję zrobić, starszy pan robił, a ja w ogóle nie potrafię zrobić. Nie biorąc pod uwagę, że ten starszy Pan chodzi już od x lat, po prostu jest świadomy i wie co może zrobić i jak. Więc tak, grupy początkujące jak najbardziej. I tak jak mówię, nie zrażać się za pierwszym razem, za drugim, za trzecim, tylko pochodzić przez jakiś czas i zobaczyć co to mi robi, co w moim ciele się zaczyna dziać. Bo to tak jak ze wszystkim, tak, po pierwszym razie może mnie wszystko boleć, bo zostały poruszone jakieś mięśnie, które dawno nie zostały gdzieś tam zauważone. Więc ta konsekwencja przez jakiś czas. I dopiero zaczyna to ciało nabierać takiej podstawy, od której dopiero można zacząć iść dalej. A może nagle się okazać, że tak, że ja czuję się tak, jestem pewna na tej macie i od razu mogę wejść w jakieś pozycje trudniejsze i jest mi łatwo, bo uprawiam sport, jestem osobą aktywną ruchowo i nie jest to dla mnie jakoś bardzo skomplikowane. Więc powiem ci szczerze, że naprawdę na zajęciach jest u… Ja w różnych miejscach mam tak różne osoby, w różnym wieku i tak jak przychodzi właśnie chociażby osoba starsza i wydaje się, że nie będzie nic potrafiła, czy nie będzie silna, czy nie będzie gdzieś tam rozciągnięta, to jestem zdziwiona. Więc to jest tak bardzo różnie.

Nazwałbym to „idźcie i sprawdźcie jogę” i mam nadzieję, że po tym podcaście z Patrycją, joga ma przed wami już mniej tajemnic i nie jest taką religią ani żadnym szamaństwem, ani żadną sektą, na którą nie daj się iść, bo ktoś wam tam coś może złego zrobić, dlatego zachęcam, jeżeli nie ruszacie się a chcecie zacząć, albo właśnie się ruszacie, a na jodze nigdy nie byliście, to to może być fajny kierunek. Moim gościem była dzisiaj:

Patrycja Adaszewska.

Dziękuję ci Patrycjo za te półtorej godziny, które minęło jak 5 minut i wszyscy cię bali, że właśnie to jest tak, że nie da się tego wytrzymać, a jednak pięknie szybko nam zawsze to idzie.

Fajnie. Poruszyłeś tyle tematów, nad którymi się nawet nie zastanawiam na co dzień, poprzypominałam sobie sporo, więc dzięki ci wielkie za zaproszenie.

Bardzo dziękuję, a was zachęcam do odsłuchania jeszcze może kolejnego podcastu, który jest tutaj na Spotify, na iTunes albo na YouTube. A więc idźcie na jogę, a potem na podcast. Do zobaczenia, cześć.

Do zobaczenia.

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 2 : 50 - Życie pełne sportu.
  • 15 : 31 - Pokazy fitness i współpraca z Nike.
  • 29 : 01 - Przełomowy moment w życiu- rodzina i początki jogi.
  • 42 : 50 - Oferta prowadzenia szkoleń- czy obycie na scenie pomaga w byciu dobrym mówcą?
  • 53 : 28 - Jak stworzyć harmonię w ciele? Atuty jogi.
  • 63 : 00 - Czy joga bywa niebezpieczna?
  • 70 : 13 - Indie i filozofia jogi.
  • 76 : 46 - Czym ludzie sobie szkodzą?
  • 77 : 58 - Porady dla instruktorów i początkujących.