Opis tego podcastu:
10 lat i koniec, czyli jak przeskoczyć z jednej branży do drugiej.
Czy DJ może być dziwny dla branży muzycznej? Jakie sporty kręcą najbardziej? I co sprawia, że człowiek podejmuj decyzję o diametralnej zmianie swojego życia i wkracza na zupełnie nową, nieodkrytą ścieżkę zawodową.
W trakcie tego odcinka dowiesz się, jak można postrzegać trening, siłę i ruch. Kiedy ważne jest EBM, a kiedy doświadczenie? No i przede wszystkim co z tymi wzorcami ruchowymi?
Zapraszam Cię do kolejnej rozmowy, tym razem w jednolitym, długim formacie, gdzie moim gościem jest Piotr Ciebiera – specjalistą, który cały czas się rozwija!
Transkrypcja podcastu:
Michał Dachowski: Witam serdecznie w kolejnym odcinku Dachowski Pyta dzisiaj ze mną jest…
Piotr Ciebiera: Piotr Ciebiera. Dzień dobry, witam, a w zasadzie już dobry wieczór.
Dobry wieczór, Piotrze. Witam serdecznie wszystkich, którzy oglądają. Mam nadzieję, że dużo nas będzie. Piotrze, czym się zajmujesz?
Codziennie pracuję jako terapeuta ruchowy w dwóch klinikach w Warszawie. Zajmuję się naprawianiem ludzi.
Naprawiasz ludzi, ale przed tym naprawianiem na pewno coś już robiłeś w swoim życiu?
Pytasz mnie o moją przeszłość?
To za chwilę.
Ja robiłem bardzo dużo rzeczy w życiu.
Zobaczymy, co Piotr robił kiedyś, a ja chciałbym zacząć, zadając takie pytanie, jak chyba każdemu. Szkolenie, które polecasz, ale uwaga, którego nie prowadzisz.
Szkolenie które polecam, ale na którym byłem czy na którym nie byłem?
Nie, nie koniecznie musiałeś być na nim. Ale chyba fajnie jest polecać coś, na czym byłeś, co sprawdziłeś.
Bardzo lubię szkolenia Mariusza Dzięcioła i Konrada Topolskiego bo wiem, że są bardzo dobre. Myślę, że też bardzo dobrymi szkoleniami, na nich nie byłem, ale myślę, że z tym co prezentuje Maciek Bielski to na pewno szkolenia Maćka Bielskiego. Ma być jedno, czy mogę jeszcze powiedzieć jeszcze któreś?
Możesz kilka powiedzieć. Nie ma problemu.
Myślę, że wszystko co robią chłopaki, czyli Piotr Kawula, Marek Kuś czy Karol Kruczek. Też to będzie bardzo wartościowe. Ale mówimy o szkoleniach trenerskich?
Jakie sobie życzysz.
Ogólnie szkoleń jest sporo fajnych.
Polecenie szkolenia, na które chciałbyś pójść. Ktoś kto chce się stać „Tobą”, to którą drogę ma wybrać?
Wszystkie te szkolenia plus jeszcze masę, masę innych.
Zacznijmy.
To było podchwytliwe pytanie.
Piotr, dobrze, ja bym chciał zacząć od tego, żeby być tym terapeutą…
Wiesz czego nie zrobiliśmy jeszcze?
Klapsa?
No to klaps! Akt pierwszy.
Akt pierwszy.
Michale, ja przede wszystkim bardzo dziękuję za zaproszenie. Jestem niesamowicie zaskoczony Twoją…
Aparaturą?
Aparaturą tutaj i przedsięwzięciem całym, które tutaj stworzyłeś.
Dużo rzeczy na raz, zobaczymy co z tego wyjdzie. Jak to będzie nam łatwo ogarnąć. Brakuje mi tylko dostępu tutaj do Instagrama, który jest tam, ale mam nadzieję, że dużo osób obejrzy to sobie później. Ja bym chciał zacząć od tego, od czego powinniśmy.
Ja mogę tu śledzić swój Instagram, jeśli chcesz. Będę widział pytania.
Ja bym chciał zacząć od opcji.
Co zrobić żeby mną się stać? Nie wiem, czy ktoś chciałby się stać mną.
Nie, ale na pewno kilka osób by chciało. Idźmy do meritum. Piotrze, bo Ty nie byłeś na początku terapeutą, ani fizjoterapeutą, zaczynałeś od czegoś kompletnie innego. Cofnij się do tych czasów, dokąd pamiętasz i jeszcze możesz się cofnąć.
Do czasów do jakich ja się mogę cofnąć, to są czasy, kiedy byłem bardzo małym dzieciakiem, ale to chyba nie o te czasy chodzi.
Nie o to mi chodzi.
Tak naprawdę pytasz o moją ścieżkę zawodową?
Tak, o ścieżkę zawodową. Jak zacząłeś pracę, zarabianie na życie.
Ja byłem bardzo długo związany z muzyką. Przez całe moje życie oprócz ruchu, bo na początku się ruszałem jako, powiedzmy sobie, chłopak, który pływał na windsurfingu i pływał również na jakichś deskowych rzeczach, jeździł na snowboardzie, był zaangażowany mocno w szkołę sportów ekstremalnych już nieżyjącego, niestety, mojego przyjaciela, którą on prowadził na południu Polski, bo ja, zresztą pochodzę z południa Polski i tak moje życie tam się obracało w takich ekstremalnych rzeczach. Wtedy to były nowości, ponieważ ja też nie jestem starą osobą, ale też nie jestem młodą osobą.
Do wieku przejdziemy później.
Tak po prostu sobie gdzieś byłem pomiędzy światem tego ruchu, takiego trochę ekstremalnego, nieprzemyślanego, zupełnie niezwiązanego z żadnymi systemami treningowymi, absolutnie, a muzyką, ponieważ gdzieś tam grałem jako DJ.
Jakie dyskoteki zaliczyłeś? [śmiech]
Wszystkie. Nie, tak naprawdę też żeby była jasność, ja na początku grałem jako 17-latek, a w zasadzie 16-latek w klubie studenckim, co dla mnie było niesamowitym, szybszym dorastaniem. I tak może ten temat zakończmy. Natomiast później zafascynowała mnie elektronika i poszedłem dość mocno w elektronikę i po prostu tym się zajmowałem tak zawodowo, żeby zarabiać pieniądze z tego, no to około 10 lat tak naprawdę i z tego żyłem. W tamtych czasach byliśmy DJ-ami, którzy jeszcze grali z płyt winylowych, którzy musieli umieć z nich grać. Tych klubów było bardzo mało, to wszystko było bardzo undergroundowe i to były bardzo dobre czasy, bardzo fajne.
Jakie to były lata?
‘96, ‘97 , później 2003, 2004.
Bym powiedział nawet, że to pionier? Pierwsi? Bo mało było wcześniej.
Tak, zdecydowanie my, ja nie byłem może tym pierwszym rzutem, ale na pewno pierwszym i pół. Czyli to są pierwsze imprezy w warszawskiej Piekarni. Wtedy się tworzył także Mega Club katowicki, gdzie my graliśmy imprezy techno, Paktofonika grała swoje hip-hopy, to wszystko działo się jednocześnie. To są właśnie te czasy, dawno to temu było.
Dawno to było, ale jeszcze pamiętasz.
Tak, oczywiście, jeszcze pamiętam swoją ostatnią imprezę, bo już teraz nie gram. Gram bardzo rzadko, a w zasadzie już teraz nie gram.
To ważne. Twoją muzykę można jeszcze znaleźć w Internecie pod hasłem…?
Peres po prostu. Tak, ja też jako producent niedoszły miałem kilka wydawnictw w różnych labelach światowych. Kilka znanych osób w tym świecie grało moje produkcje. Zagrałem też naprawdę sporo bardzo ciekawych imprez i przez te lata ciągle gdzieś ta muzyka cały czas mi towarzyszyła. Tak też trafiłem do innych swoich działek, czyli trafiłem do telewizji muzycznej, bo później pracowałem, na początku pracowałem u wujka Solorza, który wydawał paszporty Polsatu. Stamtąd trafiłem zawodowo już do poważnej telewizji muzycznej Viacom.
Viacom to? To może też być trudne dla niektórych.
To VH1, MTV, VIVY, etc. etc. Wszystkie rzeczy, które są Comedy Central, Fox News, duże konsorcjum mediowe. Tam pracowałem jako osoba, która decyduje, co leci na antenie zagranicznego kanału, żeby nie było, że zaraz jestem odpowiedzialny za wszystkie rzeczy, które się stały w tym kraju po ‘89 z muzyką. W międzyczasie tak naprawdę gdzieś u mnie się już wykształciła jakaś taka opcja, żeby jednak się ruszać też oprócz tego wszystkiego, czyli żeby też ten ruch był w to wszystko wrzucony. Tak ta muzyka i ten ruch cały czas, raz szala jest większa dla muzyki, raz jest szala większa dla ruchu.
Można powiedzieć, że to co słuchaliśmy w latach 90. to Ty puszczałeś nam do uszu?
W latach 2000.
Czy chyba jednak najbardziej świetlność VH1 i VIVY i MTV, czy VIVA to nie Ty?
VIVA też, po części tak.
Czyli Ty wyznaczałeś trendy?
Ja decydowałem o tym co jest między trendami, czyli zawodowo wyglądało to tak, że była cała redakcja muzyczna składająca się z sześciu czy siedmiu osób. Zresztą te osoby dalej pracują w branży muzycznej, to są osoby, które albo decydowały, bo były dyrektorami programowymi takich rozgłośni jak Radio Zet, czy pracowały na wytwórniach fonograficznych. Mój były szef jest, nie chcę skłamać, ale chyba głównym szefem MTV na świat. Tak zostały w tej branży, ja uciekłem z tej branży. To była moja bardzo świadoma decyzja. Trochę też wywołana kryzysem na rynku i później decyzjami odgórnymi, ale po prostu nie zdecydowałem się przenieść zagranicę. Może tak. I dla mnie to był też taki impuls, że chcę w życiu robić coś innego. Ja tak mniej więcej co 10 lat, co 6, 8, 10 lat chcę robić coś innego w życiu.
Dyszka na DJ-ce, dyszka jako…
Nie, to było krócej. Jeżeli chodzi o pracę w mediach to około siedmiu, ośmiu lat.
Siedem, osiem lat jesteśmy na poziomie…
To się zazębiało. Pamiętaj, że też to nie było tylko tak, że kończyłem i nagle coś. Tylko jakby cały czas ten ruch był, cały ten movement cały czas był. Tylko że oczywiście to, czym zarabiałem było zupełnie inne. Ja jestem taki dość zero jedynkowy, jak mówi moja żona i jak już w coś się angażuję, to już się angażuję na sto procent i wtedy te inne rzeczy trochę na tym cierpią. To tak mniej więcej wygląda.
Cały czas chyba, nawet jeśli DJ-ka jeszcze była czy były te programy telewizyjne, to Ty dalej aktywnie snowboard?
Tak. Ja w ogóle byłem trochę takim innym, żeby też dobrze zrozumieć. Branża muzyczna charakteryzuje się dość mocną stroną imprezowania, a ja byłem trochę inny. Ja nie chciałem mocno imprezować, tylko rano chciałem pobiegać i byłem dziwny dla tej branży. Albo na przykład chciałem zrobić coś zupełnie innego niż after czy bifor i to stwarzało mi więcej problemów. Oczywiście miałem też momenty, kiedy płynąłem z prądem. Natomiast moje priorytety się zmieniły, cały czas sport ekstremalny, różny, bo ja różne rzeczy robiłem w życiu, od jakiegoś raftingu po hydrospeed, po skakanie na bungee, cały czas z snowboard, bo ja tak naprawdę jestem dość mocno związany ze sportami deskowymi. Ale przede wszystkim snowboard, który ukochałem tak mocno, że aż kilka zim.
Spędziłeś gdzie indziej niż w Polsce?
Tak, spędziłem gdzie indziej, to prawda.
Za chwilę do tego dojdziemy.
To taki widzę biograficzny ten…
Myślę, że to dość ciekawe, jak dojść do takiej pozycji, dzisiaj Twojej. Jak na Instagramie i ogólnie w życiu i bycia szkoleniowcem i uczenia ludzi. Niekoniecznie trzeba od razu iść w tym kierunku, można robić tyle rzeczy naraz.
Życie ludzkie jest bardzo takie nieprzewidywalne, ale w tym jego piękno.
Ok, ale byłeś tym snowboarderem, jeździłeś sobie, ale tam, z tego co kiedyś mi opowiadałeś przy jednym piwie, to mówiłeś, że tam pojawił się pewien problem i pewni ludzie zaskoczyli Cię pewnymi odkryciami, które tam zrobili, na Tobie.
Mówisz o ruchu?
ruchu, tak.
Tak, nawet snowboard to jedno, bardziej chyba surfing mnie zadziwił. Wiem do czego zmierzasz, ponieważ ja pamiętam, wtedy trenowałem sporty walki, a ponieważ jestem takim małym knypkiem, którego zawsze wszyscy…
Kolejna dyszka, sporty walki.
Sześć, siedem, około tego, ale zawsze mnie wszyscy bili, bo taki mały, łysy. Więc tak pomyślałem sobie któregoś razu, że mówię: no nie. Tak się zapisałem na te sporty walki i wtedy faktycznie jakoś bardzo mocno regularnie chodziłem na kravmaga, defendo i uważałem, że mam bardzo dobrą formę. Pojechaliśmy na surfing do Portugalii i pamiętam jak dziś, jak osoba, która nas uczyła, to była wtedy wicemistrzyni Europy, mówi, że będziemy pływać tylko rano i wieczorem. Ja mówię kurczę, rano i wieczorem? Sesja po godzina i 45 minut? Nie, ja chcę być na surfingu cały dzień. Bardzo szybko zrozumiałem, że te 45 minut jest wystarczające. Bardzo szybko również zrozumiałem jaka jest różnica pomiędzy falami na morzu a falami oceanicznymi. To mnie zachwyciło, że te osoby, które tam były, były bardzo sprawne. I to sprawne trochę w inny sposób niż ja do tej pory myślałem. Czyli nie taki bardzo siłowo kulturystyczny, tylko sprawny pod względem właśnie takiego movementu. Tam odkryłem coś, co moja żona odkryła o wiele wcześniej, bo moja żona jest instruktorem, nauczycielem tak naprawdę, bo jest różnica pomiędzy instruktor a nauczyciel, akurat nie w jej działce. Jest nauczycielem metody pilatesu i jest bardzo doświadczonym i naprawdę świetnym nauczycielem. Zresztą…
Tu możemy się cofnąć. Jak poznałeś żonę?
Na imprezie. [śmiech] A w zasadzie ona poznała mnie, bo ja grałem imprezę i wtedy graliśmy trasę z Reni Jusis i kończyliśmy trasę z Reni Jusis. To był albo Smolik albo Reni Jusis, nie pamiętam już, ale graliśmy.
Ona pewnie pamięta i powie tutaj.
W Piekarni chyba graliśmy wtedy zakończenie i warszawski taki klub, teraz już nie istnieje, tam się poznaliśmy. Wracając do tego, może ciekawszego wątku, czyli surfingu, po prostu odkryłem, że te osoby mają trochę inne podejście do ruchu. Wtedy po raz pierwszy tak naprawdę widziałem połączenie, wtedy nie wiedzieliśmy co to jest, bo widzieliśmy, że to jest pilates połączony z jogą w szybszym wydaniu, teraz wiemy, że to były początku animal flow, teraz jest to bardzo popularne, wtedy to było naprawdę kawał czasu temu. Wtedy ci ludzie tak naprawdę też łączyli i elementy takiego ruchu jak w capoeirze właśnie ze wszystkim co przyda im się na oceanie. Co dla nas ludzi, Europejczyków wrzuconych w płaszczyznę strzałkową i czołową, gdzie mierzysz się nagle z falą jest po prostu absurdem. Nie reagujemy i nie jesteśmy w ogóle przystosowani, żeby tam się odnaleźć. Więc to było ciekawe i to mnie zainspirowało, żeby zacząć w ogóle i poprosić moją małżonkę, żeby zacząć ze mną ćwiczyć pilates. Pamiętam jej pierwszą lekcję ze mną i jej minę, która powiedziała „to się nie uda”. Tak spojrzała na mnie i powiedziała „to się nie uda” i do dzisiaj się z tego śmiejemy. Jak widać to się trochę udało.
Ile lat praktykujesz pilates?
Ja nie praktykuję. Obraziłbym moją małżonkę gdybym powiedział, że praktykuję. Nie, ja poznałem tą metodę dzięki niej. Ona trochę mnie wyszkoliła w tej metodzie, w sensie ona mnie bardzo wyszkoliła, ale ja tylko trochę przyjąłem tą wiedzę, ponieważ jestem oporny na tą wiedzę. Natomiast ja jej doświadczenie wykorzystuję w swojej pracy i ona mi pokazała piękno między innymi tej metody. Ja się nie zamykam w jednej metodzie, czerpię ze wszystkich. Natomiast to ona mi pokazała jakby ten świat innego movementu, czyli nie takiego szalonego. Tylko że są metody, które potrafią inaczej pracować z ludzkim ciałem…
Jak? Chyba tego nie powiedziałeś. Ja to wiem, a chyba nie powiedziałeś, jak doszedłeś do tego, że to pilates Ci pomoże.
Poczułem się po nim lepiej. Po prostu. A z drugiej strony moja żona mnie zmusiła, żebym to robił. Nie, tak naprawdę ja poczułem, że czuję się lepiej. Oczywiście to nie tylko był pilates, bo później zaczęły się różnego rodzaju inne formy ruchu. Bo też pilates nie da nam wszystkiego. Tutaj siła jest ewidentnie potrzebna i żeby być sprawnym i aby być w stu procentach funkcjonalnym, wtedy jeszcze tego słowa nie było, pamiętam, że funkcjonalny, pamiętam moje pierwsze zderzenie z funkcjonalnym, to też ciekawa historia. To Paweł Krótki znowu i jego pierwsze szkolenia w body worku. Jeszcze wtedy nie wiem, czy body work był w ogóle. Wtedy pamiętam, że to co wtedy było szkolone i uczone to z tego dzisiaj się śmiejemy. Ale to właśnie te czasy, czyli płyt winylowych i z drugiej strony pierwszego movementu i czegoś innego niż tylko siłownia. A wszystko to przyszło z motoryki połączonej ze wszystkimi ruchami typu joga, pilates, animal flow etc., etc.
Twój pierwszy movement to pilates? Tak byś to powiedział?
Nie. Mój pierwszy movement to windsurfing. Ja za młodego chłopaka bardzo dużo pływałem. Mój pierwszy ruch to właśnie windsurfing, sporty deskowe, pierwsze kite’y pamiętam, że wtedy odpalaliśmy i to nie ukrywam, to chyba było naprawdę coś nowego. Bo jeździliśmy na Pustynię Błędowską i na kite’ach jeździliśmy na mountainboardach. Czyli przypinaliśmy latawce do desek z takimi terenowymi kółkami i lataliśmy po Pustyni Błędowskiej.
Tak się dalej robi?
Nie wiem, bo ja z tego światka wyszedłem, bardziej zostałem w sportach zimowych. Natomiast nie, myślę, że mountainboardy chyba cały czas, zresztą, myślę, że na pewno jest sporo osób, które to robią. Ale takie osoby nie szukają raczej rozgłosu, bo to robią dlatego, że to sprawia im ogromną frajdę. Zresztą ja te sporty też uprawiam, dlatego że one mi sprawiają frajdę. Aż tak je uprawiałem, że jak powiedziałeś wcześniej, kilka zim spędziłem zupełnie gdzie indziej.
To za chwileczkę może. Ale jeszcze ja bym chciał do tego wrócić. Ten pilates ok, co było dalej? Co było po pilatesie i jak Ty zacząłeś się ruszać? Mówiłeś o Pawle Krótkim, że to był Twój drugi krok w poznawaniu ruchu ludzkiego ciała. Czy coś jeszcze było przed Pawłem i po pilatesie?
Nie, ja tak naprawdę zacząłem się zastanawiać, gdzie ja chcę być w tym światku. Czy ja chcę bardziej pójść w stronę medyczną i w medycynę i kroić ludzi, czy chcę bardziej pójść w ruch i podnosić ciężarki. Pomyślałem sobie, że chciałbym być gdzieś pomiędzy. Zobaczyłem też z jakim klientem pracuje moja małżonka i okazało się, że na rynku jest nisza ludzi, którzy mają wiedzę na poziomie zdrowego ruchu. Tak bym to określił. To jest chore co powiem teraz, ale tak, zdrowego ruchu po prostu.
Ale wtedy to były też które lata? Nie wiem, 2005, 2007?
Nawet nie wiem, czy nie niżej.
I to roczniki, które w tym roku pisały maturę.
To mniej więcej takie momenty, w których jak wszedł pilates do Polski, to w ogóle była taka nowość, że nikt nie wiedział w ogóle, co to jest.
A Twoja żona uczyła się gdzie?
Moja żona najpierw była osobą, która uczyła się w instytucie pilatesa, pierwszym, który powstał w Polsce. Uczyły tam osoby, które uczyły się u eldersów, czyli eldersi to są te osoby chyba, które uczyły się u Pilatesa samego w nim. A później uczyła się w różnych szkołach. Między innymi w brytyjskiej szkole pilatesu i tak naprawdę dziś pewnie też u eldersów, bo oni też wszyscy uczą. Tak naprawdę Ania też jeździ i uczyła się w polskiej szkole i uczyła się i teraz jeździ. I tak naprawdę one, bo to zazwyczaj są dziewczyny, gdzieś tam robią takie wewnętrzne też lekcje, bo na poziomie nauczycielskim trzeba mieć swojego supervisora, który też dba o twój rozwój.
Powiedziałeś ciekawą rzecz. Pilates dla kobiet. Nie wstydziłeś się w takim razie tego tematu, że trzeba zacząć ćwiczyć? Nie bałeś się, nie było śmiechu?
Moja małżonka założyła, osiem lat temu, studio na warszawskim Bemowie. Byłem tak naprawdę jedyny. Później zaczęło przychodzić może dwóch, trzech facetów, ale też ten pilates stawał się coraz bardziej popularny. Zaczęły media, szczególnie te media gazet kolorowych, kobiecych, zaczęły pisać o zbawiennym efekcie pilatesu, czyli czymś co może się zdarza, ale umówmy się, to był wtedy chwyt marketingowy, czyli o smukłej sylwetce. A okazało się, że największym efektem dobroczynnym pilatesu jest to, że jest to metoda rehabilitacyjna i nie boli cię kręgosłup. Czy w ogóle nie boli cię ciało po nim, jeżeli jest dobrze wykonany. Umówmy się, pilates wykonywany pomiędzy zajęciami ABT, TBC, a bo instruktor po prostu liznął dwa szkolenia i chce zrobić sobie przerwę od takich dynamiczniejszych szkoleń, to nie ma nic wspólnego z pilatesem tak naprawdę. A ten pilates, który tam reprezentowany w tej szkole mojej małżonki, był na tyle fajny, że ci ludzie zaczęli po prostu przychodzić i mężczyźni też. Zdziwiony byłem na początku, bo byli bardzo świadomi. Nie była to oczywiście siłownia, gdzie wtedy był kult tak naprawdę tej takiej czystej siły.
Co dalej? Pilates? Gdzie Piotr trafia?
Później szkolenia różnego rodzaju.
No właśnie, jakie? Tak mniej więcej.
Oj, no to Szkoła Terapii, studia terapii, studia kinezo-terapeutyczne.
To jest duże szkolenie, ale myślę, że nie zrobiłeś tak, że po pilatesie u swojej żony zrobiłeś od razu szkołę chyba dwuletnią, tak, jakby ruchu?
Tak, dwu i pół. Później był jeszcze Paweł, czyli Paweł Krótki i z jego pierwszymi w ogóle szkoleniami. Wtedy pamiętam, byłem też jednym z pierwszych, który gdzieś uczestniczył w szkoleniach Remka Rzepki. Wtedy to chyba się jeszcze FMS nie nazywało. I też byłem pierwszym, jednym z pierwszych na zaawansowanych korektywach Rzepki, co było kupę czasu temu.
Jedź dalej, które to miałeś szkolenie?
Jest, chyba cały czas jest. Więc duży, Remek Rzepka, miał na mnie wpływ. On wtedy zaczął pracować w kadrze Polski, nagle zorientowałem się, że istnieje coś takiego jak motoryka. Zacząłem więcej czytać o tym, patrzeć jak to się w ogóle je, z czym to się je. A z drugiej strony te właśnie naleciałości pilatesowe, czyli skupienie się dość mocno na kręgosłupie tak naprawdę, zaczęły mnie znowu pchać w stronę bardziej terapeutyczną. Więcej wiedzy typowo terapeutycznej. I to się tak zaczęło łączyć wszystko. Jak to się moja żona śmieje, można sobie stworzyć zawód i tak wiedziałem już które mniej więcej szkolenia chcę wybrać. W międzyczasie był właśnie Paweł Krótki z podejściem tym takim jego szkoły hiszpańskiej, bo on to właśnie przywiózł, z tego co się nie mylę, właśnie z Hiszpanii, czyli ta szkoła funkcjonalna, no i tak to wszystko zaczęło sobie ewoluować.
I tak jest do dzisiaj.
Tak, tak jest do dzisiaj. Czyli później była cała ta kinezjoterapia. Duże studia, dla mnie przynajmniej, które dały mi zawód później.
Ale tego szkolenia już nie ma, a chciałbyś trochę więcej o nim opowiedzieć?
Nie, myślę, że to są rzeczy, które tam były. Fajne studia, ja się akurat cieszę, że udało mi się je ukończyć. Później to co ważne, to jeszcze spotkałem na swojej drodze Jakuba Stępnika, czyli jednego z wykładowców Instytutu FIKO w Belgii, czyli Instytutu Osteopatii i Instytutu Powięzi. Gdzieś mi się to wszystko fajnie poskładało.
Kiedy uznałeś, że masz zawód, że zrobiłeś sobie swoją ścieżkę?
– Wczoraj. [śmiech]
Wydedukowałeś swoją ścieżkę i masz nowy zawód, terapeuta ruchowy, co w Polsce jeszcze, moim zdaniem, dalej nie funkcjonuje.
Nie wiem, nie myślałem nigdy o tym.
A kiedy stwierdziłeś, że tym co robisz innego jesteś w stanie zarabiać pieniądze? Bo jakby zacząłeś pierwszy przyjmować pacjentów w swoim PPSie.
Tak, my spotkaliśmy się w PPSie, w personal pilates zacząłem przyjmować swoich wtedy klientów bardziej.
A czy oni szukali tego?
Tak, oni szukali. Oni tak naprawdę szukali pomocy, okazało się, że jestem skuteczny w tym, co robię. O dziwo, to były bardzo proste metody. Bardziej metody, po prostu, regresji, ćwiczeń, metody pójścia w jakieś takie ontologiczne rzeczy, czy pójście bardziej na podłogę, pójście bardziej w stronę ruchu wzorców ruchowych, a nie wzorców funkcjonalnych, bo wtedy też to był wielki ruch, jakiś wielki szał właśnie wzorców funkcjonalnych, a nie ruchowych. I okazało się, że udaje mi się tym osobom pomóc. Zacząłem tam pracować i udawało mi się nawet dość sprawnie sobie tam radzić. Jak to nazywam, w biznesie rodzinnym, który wtedy był. No i tak my się poznaliśmy.
Ty do mnie napisałeś e-maila.
Tak. To prawda. Napisałem o rolki, natomiast Ty mi powiedziałeś, żebym się gonił, więc ja Ci powiedziałem żebyś też się gonił i tak się poznaliśmy.
Tak.
I gdzieś później my pracujemy tutaj, już jakieś sześć lat. Tak naprawdę sześć, pięć albo około sześciu lat. To jest sześć plus…
Pięć chyba.
Pięć?
W tym roku były piąte urodziny. W tym miejscu.
Tak, no to pięć lat plus studio osiem, no to tak.
Lata przed nami zacząłeś studia i to wtedy uważałeś, że możesz, że jesteś?
Nie, absolutnie. Ja do dzisiaj nie uważam tak, że mogę.
Pracujesz, coś tam Ci się czasami udaje.
Ja się śmieję, że jak mi się uda dwóch pacjentów wyleczyć na rok w tej pracy, to jestem zadowolony. Nie, tak naprawdę wtedy jeszcze dużą szkołą było dla mnie Fizjo4life, zdecydowanie.
Ale PPS też sam robiłeś.
Tak, to jakby było płynne przejście dla mnie.
A co Ci dała ta praca w Fizjo, jak zacząłeś sam temat, no to dokończmy go. Nie jesteś terapeutą z wykształcenia, przychodzisz sobie, jesteś po szkoleniach tego movementu prozdrowotnego, jak sam powiedziałeś. Co daje Ci taka praca Fizjo4life? Gdzie Ty ją widzisz?
Przede wszystkim rozgraniczenie kompetencji plus poznanie ścieżki tej czysto rehabilitacyjnej. Poznanie case’ów, do których nie miałbym dostępu myślę wcześniej i ogromne doświadczenie, czyli budowanie sobie tego doświadczenia poprzez słuchanie mądrzejszych i to jest bardzo ważne tak naprawdę tutaj w tej kwestii. Tak zaczęło mi się wszystko ładnie składać tak naprawdę. Tak samo jak rozmawialiśmy teraz o tym movemencie i o tej drodze. Okazało się, że to co ja wybrałem jeszcze kilka osób w tym kraju też wybrało. Typu Mariusz Dzięcioł, którego spotkałem na swojej drodze, typu później osoby, które tam obserwowałem. Typu Albert Filip Żołądek, który też tam gdzieś był Twoim gościem i gdzieś się okazało, że też wolimy tą pracę ruchową od innej pracy. Później spotkanie tych ludzi, rozmowy, wymienianie się poglądami, wymienianie się wiedzą, którą tam sobie gromadziliśmy, dało i zaowocowało tak naprawdę największą rzeczą, największym skarbem, który można mieć, czyli doświadczeniem. To doświadczenie jest bezcenne i ono się buduje cały czas.
Takie ciekawe pytanie, ono nie jest moje, ale myślę, że trzeba je powtarzać. EBM czy doświadczenie?
I to, i to.
To kiedy co? Kiedy EBM? Kiedy Evidence Based Medicine?
Kiedy EBM?
A kiedy doświadczenie Twoje, Twój przypadek i że jest to Twój wybór i to, co się dzieje na poziomie badań.
Kiedy pracujesz na EBM-ie i nie widzisz rezultatów, a doświadczenie twoje mówi ci, że tą droga już poszedłeś i jest to może podobny case. Natomiast jest to też droga niebezpieczna, to trzeba sobie powiedzieć. My pracujemy ze zdrowiem ludzi, ci ludzie ofiarowują nam swoje zaufanie i my nie możemy tego zaufania absolutnie zawieźć. Więc tutaj trzeba cały czas to ważyć na szali, czyli mieć z tyłu głowy ten karabin EBM-u, czyli mieć tam gdzieś to jak wygląda protokół rehabilitacyjny. Jak wyglądają pewne struktury, które wiemy co się może z nimi dziać bądź nie. A z drugiej strony patrzeć też na nasze doświadczenie, że ok, ale mieliśmy podobny przypadek, dwa, trzy, cztery, może pięć bo jeszcze jeden to nie czyni wiosny. Ewentualnie czy możemy to sobie skonfrontować z tą wiedzą, którą mamy narzuconą.
A nie jest tak, że doświadczenie musi być przed EBM, jako żeby EBM zrobić to muszę mieć doświadczenie? Jak to widzisz?
Wszystko zależy z której strony podejdziemy do stodoły i które drzwi chcemy otworzyć. Tak naprawdę jeżeli otwierasz z jednej strony to tak czy siak jesteś w stodole. Liczy się dobro pacjenta i liczy się to, żeby on był usatysfakcjonowany zdrowotnie z terapii. Dlatego ja nie krytykuję żadnej terapii. Dlatego że jednemu pomaga placebo, drugiemu pomaga zabieg. To nie nam jest oceniać, co jest bardziej skuteczne i co jest bardziej medyczne. Bo i placebo jest medyczne, jak i zabieg jest medyczny. Nam jest oceniać to co się dzieje z pacjentem czy z klientem, czy z osobą, która jest pod naszymi skrzydłami i to jest dla nas najważniejsze. Dla nas jest chyba to nadrzędne i tutaj to dobro pacjenta zawsze też góruje w sposobie myślenia. Ustrzegałbym się osób, które tylko i wyłącznie myślą stereotypowo i jednokierunkowo, bo tego typu myślenie czasami prowadzi nas do rutyny, a rutyna zabija. Po prostu wiemy jak wygląda polska służba zdrowia.
Świeżość czasami.
Tak, tak, moim zdaniem tak. Rozwój i świeżość to takie spojrzenie bardzo holistyczne.
Słowo, Albert strasznie go nie cierpiał, to holistyczne.
Ale Filip dużo rzeczy nie cierpi, za to go też szanuję, natomiast prawda jest taka, że jeżeli będziemy gdzieś szli sobie bardzo mocno tylko i wyłącznie zero jedynkowym myśleniem, może nas, możemy pominąć jeden aspekt, który gdzieś jeszcze nie jest albo niedowiedziony, ale może to za duże słowo, ale gdzie po prostu może nie jest tym głównym czynnikiem, sprawdza danej dysfunkcji, problemu, zwał jak zwał. Nie jesteśmy jeszcze tam bardzo mocno w tych kwestiach. Więc tutaj naprawdę spojrzenie wielostronne jest dla mnie największą zaletą tej pracy. Można to wszystko połączyć, tylko trzeba to robić bardzo odpowiedzialnie. Ta odpowiedzialność jest tutaj kluczem i wtedy i to, i to się łączy. Jesteśmy wtedy w stodole, możemy wejść.
Okno?
Okno.
Mamy tą pracę Twoją Fizjo4life, ona Cię rozwija. W tym roku pojawia się, tak jak powiedziałeś już na samym początku, że pojawia się szansa pracy w kolejnym, innym, nazwijmy to – studio.
Mówisz o klinice?
Tak, o klinice. Wypadł kolejny epizod, zupełnie inna praca, moim zdaniem.
Tak, zupełnie inna, trochę tak. Od tego roku rozpocząłem prace w klinice chirurgii kolana, doktora Słynarskiego. Zaprosił mnie Piotr Piaskowski, czyli osoba która większość zna jako Fizjologika. Tak opiekuje się pacjentami po etapie takiej bardzo świeżej rehabilitacji, tam głównie jest ortopedia taka mocno pooperacyjna. Tak że to też znowu się łączy, te wszystkie etapy mają sens i ta praca tam jest też tym uwieńczeniem mojej wiedzy, którą zdobyłem i zdobywam cały czas. Fajnie, że akurat mnie Piotrek uznał, że mogę się przydać takiej klinice i zaprosił mnie do współpracy, za co jestem bardzo wdzięczny. Tam pracujemy sobie z pacjentami takimi również bardziej ortopedycznymi. Jest tam trochę inaczej, to prawda. Jest tam więcej przypadków czysto pooperacyjnych. Dla mnie też szalenie ciekawe miejsce pod względem rozwoju mojego zawodowego, więc skorzystałem z tej możliwości i tam można mnie znaleźć.
Tam nie było takiej rekrutacji, że wysyłamy CV i wybrali Piotra?
Nie, tam nie ma rekrutacji.
No właśnie, tam nie ma rekrutacji.
To jest też kwestia tego co się dzieje, ja też tego trochę nie… może to zabrzmi skromnie, ale ja nie ogarniam trochę tego, co tam ludzie mówią. Co o mnie myślą, co myślą o mojej pracy.
A jak myślisz, skąd to powstało? Takie mniemanie o Tobie?
Ale ja nie wiem jakie, jest mniemanie o mnie. To jest też druga sprawa. Natomiast ja też wiem, że zostałem zaproszony przez Piotrka do pracy, po prostu widział, co robię.
Widział przez…? Do tego dążę.
Widział przez Instagram, widział też przez Ciebie trochę, bo to jest też druga rzecz. Pracuje też tam ekipa, która była z Tobą na roku na studiach, więc my w tym światku funkcjonujemy razem. Ale też widział przez Instagram, to prawda.
Do tego chcę właśnie dojść.
Trzeba by było Piotra zapytać, skąd pomysł.
Tak, no tak, skąd pomysł na Piotra. Zapytam go w programie, bo już dogadujemy pewne szczegóły tego spotkania. Instagram to kolejna dyszka chyba dla Ciebie, tak by to nazwać. Kiedy ten Instagram dla Ciebie się zaczął, kiedy poczułeś, że to jest coś fajnego, co można robić? Pokazać światu, że pracować ciałem można inaczej i mogę to pokazać na Instagramie? Jesteś chyba też jedną z pierwszych osób, które pokazują tego typu w Polsce na Instagramie.
O Jezu, ale się dowiaduję rzeczy. Nigdy tak o tym nie myślałem. Nawet w ogóle nie przyszło mi to do głowy.
Myślę, że wiele osób chciałoby tak prezentować swoją pracę, jak Ty to robisz.
Ja uważam, że…
Mieć tyle swobody i tak pokazać tyle naprawdę mądrych rzeczy w miarę przystępny sposób, które też Cię oczywiście interesują.
To znaczy ja powiem ten sposób. Ja nie pokazuję, żeby to nie zabrzmiało znowu trywialnie. Ja nie pokazuję rzeczy nadzwyczajnych, ja nie pokazuję rzeczy, które są, ja pokazuję zdrowy ruch. Co prawda ten ruch jest okraszony pacjentami, ponieważ głównie pracuję z pacjentami. Więc może to trochę odbiega od zwykłego stereotypu ruchu, który jest na siłowniach. Trochę pokazuję pracę ze sportowcami, ponieważ z tymi sportowcami pracuję. Śmieję się trochę, ale miałem okazję skończyć szkolenia z przygotowania motorycznego, a pracuję z pacjentami. Zazwyczaj trafiają tutaj sportowcy , którzy są po jakichś zabiegach i oni nie mają czasu na zwykłą rehabilitację, tylko mają czas na tak zwaną rehabilitację motoryczną. Może to pokazuje, że jest to bardziej niezwykłe, ale ja pokazuję głównie. Ja uważam, że w tym kraju jest bardzo dużo mądrych osób, które też pokazują bardzo ciekawe, fajne rzeczy. Natomiast ja, może jestem pierwszy od wektorów, o.
Tak, to częste pytanie, jak te wektory zrobić.
To jest specjalna aplikacja.
Palca.
To jest tak zwany „I Palec”. Natomiast ja pokazuję po prostu, moim zdaniem, zdrowy ruch, który powinien gościć tak naprawdę u wszystkich tych, którzy się tym ruchem zajmują. To w zasadzie tylko tyle. Natomiast nigdy mi nie przyszło do głowy i to chyba tak nie jest, że jestem jednym z pierwszych, który to pokazuje. A kiedy Instagram? Nie pamiętam nawet. To było naturalne przejście.
Z Facebooka.
Z Facebooka, który dla mnie zawsze był narzędziem trochę za bardzo kłopotliwym. Natomiast Instagram okazał się dla mnie tak bardzo intuicyjny i obrazkowy i łatwy w obsłudze, że naturalnie się na Instagram przerzuciłem. Tak naprawdę tam bardzo wygodnie jest mi prowadzić całą moją komunikację, a że nie mam jakichś aspiracji blogersko…
Open boxy? Nie?
Nie, nie. W ogóle że udało Ci się zaprosić mnie do tego podcastu to jest tylko dlatego, że darzę Cię ogromnym szacunkiem i podcasty, różnego rodzaju tego typu rzeczy, to nie jest rzecz, która się zdarza u mnie często, dlatego że po prostu tego nie chcę.
To dobrze, bo ten podcast będzie wyjątkowy.
Cieszę się.
To Instagram dla Ciebie czym jest? Pielęgnujesz go, robisz go. Codziennie tysiące instastory.
Moją żona twierdzi, że jestem uzależniony, więc jest po prostu uzależnieniem.
Uzależnieniem jest.
Natomiast Instagram, jak widzisz mój Instagram. Jak widzisz ja mam również mój Instagram prywatny, który jest zupełnie inną rzeczą.
Może zróbmy małą reklamę, bo nie wszyscy może znają, to jest @activesportsolutions.
Tak, @activesportsolutions. Mój Instagram jest po prostu źródłem komunikacji z moimi odbiorcami, którzy w większości są osobami, to są trenerzy. Ja sobie pomyślałem, że aby móc na przykład pokazać część rozwiązań, które ja widzę, które są ciekawe, to mogę się też podzielić tym z kimś innym. W zasadzie pomysł był bardzo prosty. Jeżeli ja zobaczyłem bardzo proste rozwiązanie ruchowe, to nie będę jak chytra baba z Radomia i chował go po prostu dla siebie. Tylko stwierdzę: Hej! Halo! Może się komuś też przyda. Taki był pomysł na ten Instagram i po prostu zacząłem wrzucać tam jakieś materiały, które tam są. To jakoś się tak przyjęło, że ten ruch jest inny niż ten typowy, ale też to jest prawda, że tego typowego ruchu ja też niewiele wrzucam. Ja też pracuję ze sztangami, ja też pracuje jak większość osób dźwigając po prostu ciężar, tylko że nie wrzucam co chwilę sztangi, która wykonuje ruch wertykalny bądź horyzontalny i opisuję to tylko w inny sposób. Natomiast te ciekawsze rzeczy, które są tak, ja to nazywam tak naprawdę, akcesoriami. Wszystkie te rzeczy, które znajdują się w większości na moim Instagramie to są akcesoria, bo nie są to główne narzędzia do budowania siły, budowania dynamiki, czy do budowania różnego rodzaju innych aspektów motorycznych czy zdrowotnych. Natomiast w większości są to akcesoria, które bardzo dobrze przydają się na przykład w [precha? 0:42:54:0], czy w rehabilitacji. Więc może stąd, nie wiem. Główny zamysł był taki, że mówię: hej! Znalazłem coś fajnego, popatrzcie na to. Absolutnie nie miałem zamiaru kogoś charge’ować za to ani jakieś tego typu rzeczy. Jak to w dzisiejszym świecie teraz wygląda, że można teraz kupić programy treningowe i wszystko można sprzedać i kupić. Nie, nie, to była taka czysta forma komunikacji, a stało się to głównym narzędziem bo jest wygodne.
A łatwość pisania przyszła sama?
Co Ty. Ja nie piszę tam, tylko robię wektory tylko.
No to na instastories. Te opisy ćwiczeń na poziomie Twoich postów są dość długie.
Czyli muszę je skrócić.
Ciężko mi dotrwać do końca.
To dobra sugestia. Człowiek się uczy cały czas. Tak po prostu pomyślałem, że jest to fajne rozwiązanie. Ja tak czytam ćwiczenia, ja tak widzę ćwiczenia. Ja nie widzę ćwiczeń, które są tylko i wyłącznie na jedną taśmę, bądź ewentualnie tylko na jedną rzecz. Ja szukam rozwiązań, które są, szukam rzeczy, które mogą mi dać dużo rozwiązań za jednym razem, kiedy jest to korzystne. Czyli dla kogoś, ja nigdy nie daję ćwiczeń, ja zawsze mówię, że to człowiek jest ważniejszy niż metoda i to metodę dostosowujemy do człowieka, a nie człowieka wrzucamy w metodę. Ponieważ nie każdy jest przystosowany do danej metody. Więc tak samo mam z ćwiczeniami. Natomiast w tych ćwiczeniach widzę bardzo dużo po prostu fajnych rzeczy, które czasami opisuję bo ktoś na przykład szuka takiego rozwiązania, to było na przykład z pętlami [ns 0:44:42.6] sling, które te pętle większość ludzi była w ogóle nieświadoma, że można je trenować. Można je zbadać, można zrobić testy na te pętle, można sobie sprawdzić gdzie się ma różnice w samej sile czy w samej reaktywności tych pętli. Poprzez taki trening pętli można poprawić o wiele fajniejszych rzeczy również, które normalnie zastosują na przykład zwykłe rozwiązania strzałkowo-czołowe, droga na przykład do poprawy danej rzeczy byłaby dłuższa. A tu można to skrócić. Stąd się wzięło opisywanie ćwiczeń.
Ok, teraz powiedz mi jeszcze taką rzecz. To pewnie będzie inne niż dla wszystkich. Wzorzec ruchowy. Tutaj mamy też ćwiczenia z Instagrama pięknego Twojego, wypucowanego. Teraz czym jest ruch rezerwowy?
Wzorzec ruchowy.
Czy to istnieje? Bo to jest takie pierwsze pytanie moje.
Jest, ja się opieram akurat tutaj o pracę cały czas czeskiego instytutu i oprócz tych wzorców wszystkich, które mamy jako dzieci, czyli pełzania, raczkowania, przetaczania się, trójpodporu.
Wzorzec dla wszystkich, którzy ćwiczą, to przysiad?
Tak, to jest ten wzorzec już taki typowo funkcjonalny, czyli gdzieś tam, gdzie mamy knee dominant. Dla mnie wzorzec ruchowy jest przede wszystkim tymi rzeczami, które sprawdzają nam korelację pomiędzy rzeczami antagonista, agonista, synergista. Jak to wszystko się ładnie zapina. Jeżeli dany wzorzec możemy sprawdzić, a główne wzorce to choćby i nawet odwiedzenie ramienia czy odwiedzenie biodra, czy następną rzeczą, którą mamy, mamy skłony w przód, który sprawdza nam korelację mięśni biodrowo lędźwiowych czy brzucha, stawie biodrowym, takie rzeczy.
Dla Ciebie wzorzec to jest każdy ruch?
Nie, to są te wzorce. Ja sobie tutaj akurat z tego czeskiego instytutu mniej więcej to sprawdzam, bo to jest mi głównie potrzebne do pracy i to są dla mnie wzorce ruchowe, które ja potrzebuję do oceny później całości. Wzorcem ruchowym będzie również chód. Natomiast nie będzie to już taki czysty przysiad z tyczką u góry nad rękami, bo to już jest wzorzec funkcjonalny. To już jest wzorzec, który wykorzystujemy do danej funkcji. Natomiast te wszystkie wzorce ruchowe to są te, które badają nam dane aspekty naszego ciała, które później wykorzystujemy w codziennym naszym ruchu. Między innymi właśnie tą korelację pomiędzy prawidłowym timingiem, choćby i nawet wyprostu w stawie biodrowym czy zgięcia. A jeżeli chodzi o taśmę przednią to to dla mnie po prostu są wzorce ruchowe.
Czyli trochę rozłożyłeś je na łatwiejsze wzorce ruchowe.
Tylko że one są dokładniejsze. Dlatego że jak popatrzysz sobie na korelacje…
Bo są bardziej szczegółowe?
Bo są bardziej szczegółowe. Jeżeli popatrzysz sobie na korelację odwiedzenia, czy wyprostu w stawie biodrowym to zwracasz uwagę na zupełnie inne aspekty niż na sam przysiad i co się może w nim wydarzyć. Ponieważ rozbierasz trochę dysfunkcje na czynniki pierwsze. Wiemy, że bez tego nie będziemy w stanie stworzyć jakiegoś, nazwijmy to, fundamentu, które poprawi ci później jakość ruchu w tych wzorcach funkcjonalnych. Tak to sobie wyobrażam i tak na to patrzę. Ruch ruchem, movement movementem, że możemy się ruszać w wieloraki sposób i też niedokładny. Pamiętajmy o tym, żeby nie wariować w ćwiczeniach, które są wymagające pod różnym aspektem. Pilnujemy tych wzorców funkcjonalnych, pilnujemy danego poruszania się bo to w zależności o czym mówimy. Czy o dyscyplinie, czy o specyfice, czy wręcz o po prostu tylko zwykłym movemencie. Natomiast w tych wzorcach ruchomych szukamy zupełnie czegoś innego. Szukamy tego jak nasz układ nerwowy reaguje na dany ruch i jak on zarządza naszym ciałem. Czy wprowadza nas w kompensację, czy nie wprowadza nas w kompensację, czy ta kompensacja jest nam potrzebna i zabranie tej kompensacji grozi większymi problemami czy wręcz zlikwidowanie tej kompensacji poprawi nam movement, funkcje, bądź dane inne wzorce. Dla mnie to jest nadrzędne, czyli bez sprawdzenia podwozia nie wiem czy jestem w stanie założyć dobrą karoserię i osadzić silnik. Natomiast mam takie wrażenie, że większość osób chce od razu wpakować spory silnik, co oczywiście też jest jakimś rozwiązaniem, ja nie mówię, że to jest złe. Nie jestem aż tak doświadczony w tym kierunku czy to jest dobre czy złe, nie oceniam tego. Widzę tylko co dzieje się z moimi klientami, moimi pacjentami. Ja zawsze powtarzam, nie jestem jakimś wielkim ekspertem, ale mam ogromne doświadczenie w tym co robię i widzę co działa a co nie działa. Cieszę się na te przypadki, w których się mylę, bo te mnie rozwijają i na nich się uczę.
Powiedziałeś o tym, że diagnozujesz i to chyba jest to słowo klucz, które chciałbym poruszyć.
Ewoluuje i oceniam.
Ok. Tak, ale pewnie diagnozujesz na poziomie ruchu bo te testy, te wzorce ruchowe pozwalają nam, Twoje wzorce ruchowe, które sam sobie wypracowałeś czy to z [niezrozumiałe 0:50:13.0] czy to z każdej innej strony ruchowej. Czy nawet Twój test powoduje, że możesz osobę zdiagnozować. Ile taka diagnostyka u Ciebie trwa?
Godzinę.
To dużo czy mało?
Bardzo mało.
Ona się kończy na tej pierwszej wizycie?
To bardzo różnie, to wszystko zależy od przypadku, z którym się pracuje. Wszystko zależy, na kogo się trafi. Tutaj trzeba sobie powiedzieć bardzo prostą rzecz, że czynniki wpływające na dane zaburzenia to wielorakie czynniki. Czyli może to być czynnik psychogenny, może być to czynnik wisceralny, może być to czynnik mięśniowo-powięziowy i może być to czynnik zewnętrzny, czyli na przykład jakiś wypadek czy uraz. Tutaj wielorakość, właśnie te psychogenne. Teraz dobrze jak ktoś potrafić rozpoznać. Co nie jest tak łatwe. Zresztą o tym przekonują się moi podopieczni na moich szkoleniach, o których mówię i oni są też zdziwieni, że ten czynnik na przykład psychogenny, moim zdaniem w dzisiejszym świecie jest dominujący, ma tak ogromny wpływ na to co się dzieje z danymi osobami. Natomiast sztuką jest chyba rozpoznać to wszystko i poskładać to w dobrą całość, chociaż nigdy nie można mieć pewności, że to co się zrobiło, jest akurat tym o czym myślimy. Czyli na przykład jeżeli diagnozuję, to zakładam sobie tylko i wyłącznie pewną hipotezę i testami, bądź właśnie testami czy baterią, w ogóle narzędziami które mam, jestem w stanie sobie dopiero potwierdzić to lub dopiero zaprzeczyć. Z tego układam cały schemat, a tak naprawdę później w programowaniu treningowym, jeżeli zrobiłem sobie tą diagnostykę, mam tego pacjenta, którego rehabilituję bądź mam klienta, z którym pracuję, to dopiero to programowanie pokazuje mi, czy ja dopiero tak naprawdę tą pracę, którą wykonałem na początku czy ja ją zrobiłem dobrze. To wszystko zależy oczywiście, co tam się działo na tym początku. Inaczej będziemy pracować z pacjentem, który potrzebuje protokołu rehabilitacyjnego, bo tu mniej więcej wiemy, dość prosta sprawa, co on potrzebuje, jakie są zasady. Reagujemy tylko i wyłącznie na czynniki, które się pojawiają w trakcie tego protokołu, czyli w trakcie tego co tam się z nim dzieje i obserwujemy, czy nie ma innych czynników, które zakłócają proces rehabilitacji. Natomiast jeżeli mówimy o kliencie, który z niewiadomego powodu ma problemy bólowe, to my musimy zdecydować, czy my z nim pracujemy, czy nie pracujemy. Czy wysyłamy do jakiegoś specjalisty, czy nie wysyłamy do specjalisty i podejmujemy się tej pracy i w trakcie tej pracy musimy patrzeć, co tam się z nim dzieje. Czy akuratnie to co my zauważyliśmy podczas tej pierwszej diagnostyki jest trafne i potwierdza nam się również w tym całym programowaniu. Czerwoną flagą jest brak postępu przez cztery tygodnie, niektórzy mówią sześć, ja mówię cztery tygodnie, w pracy z klientem, bądź rzeczywiście regres.
Kiedy masz tą diagnostykę, wprowadzasz jakieś ćwiczenia, kiedy dajesz siłę?
To też zależy.
Jasne, że zależy bo to jest najlepsza odpowiedź. Najbezpieczniejsza.
Ale ja daję siłę od początku. Ja daję bodziec, może nie siłę, a bodziec.
to właśnie mi chodzi, bodziec. Ja rozumiem siłę jako uniesienie ciężaru i obciążenie wzorca. To jest dla mnie siła. Jakiś wzorzec, powiedzmy mamy osobę bólową, kiedy możemy na oglądanie go nałożyć siłę?
Kiedy ta siła nie będzie nam pogłębiała dysfunkcji, nie będzie pogłębiała stanów bólowych, a wspomoże proces na przykład ruchowy. Mam takie wrażenie, że w dzisiejszym świecie w większości pacjentów uskarżających się na bóle, nie pochodzenia uszkodzeniowego. Jednym z głównych czynników który deprymuje te stany bólowe jest balans mięśniowy. Na różnym poziomie, z różnego powodu. Czy to jest ten właśnie psychogenny, który powoduje zawieszenia emocji w ciele, czy choćby i nawet jakichś problemów.
Tutaj cytujesz panią Barszcz.
Tak, dysautonomicznych, czyli przeciążeniowych, całą tą dysautonomię w naszym organizmie. Czy wręcz po prostu zwykłe przeciążenia, na przykład radio pracy. Ktoś ma pracą pchającą, gdzie ma za dużo wzorca push i ten wzorzec push po prostu już jest automatycznie źle zaprogramowany jeszcze w treningach i przeciąża dane struktury pojawia się dysbalans mięśniowy. Taką faktycznie rzeczą, która mi podczas całego tego doświadczenia mojego gdzieś wyszła to jedna z nich, jedna z tych głównych, jest to że ludzie są po prostu słabi. Jak na te czasy, które mamy. Słabi, nie są przystosowani siłowo i nie są zbalansowani siłowo. O tym mówimy, bo rozmawiamy teraz o populacji, nie o sporcie.
Tak.
To przede wszystkim to zauważyłem. Oczywiście też problem nadrzędny oddychania, problem nadrzędny zaburzeń, które nie są w stanie rozpoznać na przykład rzeczy, które są dla nich nietolerancyjne w pokarmie, a które po prostu powodują różnego rodzaju problemy wisceralne u nich, gdzie ciało to pokazuje ewidentnie. Tego nie zauważają albo nie potrafią skorelować tego, że ten ból może mieć tą praprzyczynę nie tylko w tym, że oni źle podnieśli dany przedmiot, tylko po prostu z innej rzeczy, że jedzą seler, którego nie mogą.
Istnieje zły ruch?
Jasne, że tak.
Jaki?
Nieruch.
Nieruch to nie ruch.
Czyli akineza.
Akineza, tak?
Akineza, tak.
To gorsze od złego obciążenia?
Dla układu nerwowego, myślę, że gorszy jest brak ruchu, bo mamy coś takiego jak możliwość kompensacji i ten układ nerwowy zawsze nas obroni. Jednak ruch jest ruchem i nawet źle obciążony, źle wykonany przez jakiś czas będzie się bronił.
Czyli nawet jeśli na zły wzorzec nałożę siłę, to przez chwilę będzie mi lepiej?
Może nie lepiej, bo tego też nie wiem czy lepiej.
No nie wiem. Zacznę się ruszać, będzie mi lepiej przez chwilę?
Takie pytanie zadałeś typu: czy lepiej zostać rozstrzelanym czy lepiej zostać rozerwanym przez granat.
To dywagacje takie.
Ruch, zawsze mi się kojarzyło, że najwięcej problemów, nie wiem czy też zauważyłeś. Najwięcej problemów takich bólowych u osób, które nie miały żadnego urazu mechanicznego, jest u osób, które się nie ruszają.
Tak.
Więcej przypadków charakterystycznych przeciążeń jest u osób, które się źle ruszają. Czyli to są przeciążenia, które troszeczkę są inne z charakterystyki.
Opisu ludzkiego, tak?
Więcej problemu potem my mamy, czyli więcej problemu z terapią tych osób mamy tych, którzy są nie movementowe.
Nie ma w pamięci, w głowie jak się ma ruszać.
Nie ma pamięci ruchowej, nie ma tej całej ścieżki przetartej, a bardzo szybko dochodzimy do poprawy danego aspektu z osobami, które są jednak osobami, które nawet gdzieś miały ten zły wzorzec ruchowy i mają jakiś problem. Nazwijmy to, najprostszy przykład, który mi przychodzi teraz do głowy to kolano skoczka, które do terapii jest dość proste.
Ja też nie widzę problemu.
Jeżeli tam nie ma nic więcej, jeżeli tam nic nie ma więcej do naprawy i struktury nie są zbyt mocno uszkodzone i nie towarzyszy temu inny uraz, to samo kolano skoczka jest naprawdę proste do wyprowadzenia. W tym momencie ta osoba nie cierpi na ból pleców i dodatkowo jeszcze migreny i bóle napięciowe głowy plus do tego ma obniżoną samoocenę i mówi, że chce być zdrowa, ale tak naprawdę przed lustrem widzi to, że chciałaby być zupełnie inna. Tylko mamy osobę, którą boli kolano. Gdzie po prostu są przeciążone struktury, bo jest zły sam wzorzec. Poprawiasz wzorzec, pracujesz manualnie nad resztą, wzmacniasz, czyli dodajesz element tej siły, o którą pytałeś i mamy po zawodach. Wracając do meritum – tak, dodaję siłę.
Ok. Bardzo fajną opowiedz odniosłeś. Chciałbym powiedzieć, bo nie jesteś terapeutą manualnym, ale znasz trochę się na tej rehabilitacji i treningu, powiedzmy, medycznym. Gdzie jest miejsce, bo ja pytałem o to Filipa też i zobaczymy czy to zdanie Twoje jest podobne czy nie. Gdzie jest miejsce terapii manualnej a gdzie jest ruchu i jak Ty to widzisz? Piszą tam coś?
Tak, nie nadajesz już na Instagramie.
Kiepsko. Nie będę tam podchodził. Ale tutaj będziesz na livie a potem to wrzucę jeszcze raz na filmiku.
Dobrze. Pytałeś gdzie jest miejsce terapii manualnej?
Może jeszcze raz powtórzę pytanie. Tak, czy ona jest potrzebna? Jest podejście bardziej europejskie, nazwijmy to, że terapia manualna, rzeczywiście jest jej dużo w polskiej rehabilitacji niż w europejskiej, a jednak jest to podejście mocniej australijsko-amerykańskie, gdzie terapia ruchem jest tą przewodnią terapią.
Ponieważ całe moje myślenie jest znowu skierowane na jedna prostą rzecz. Jedno i drugie powinno być zbalansowane. Czyli jedno i drugie powinno jednocześnie albo równolegle być stosowane jeżeli pomaga. Są rzeczy, których nie da się zrobić ruchem i są rzeczy, których nie da się zrobić tylko manualnie. Ja nie widzę tutaj żadnego konfliktu, ja widzę tylko jedno, że jest za mało ruchu u pacjentów, zdecydowanie.
Inaczej to pytanie. Kiedy jest miejsce na terapię manualną dla Ciebie, jako terapeuty ruchowego, a kiedy jest miejsce na ruch?
Dla mnie cała terapia manualna jest wtedy, kiedy mam przypadek, który wymaga użycia terapii manualnej typu pooperacyjnego, typu prace na tkankach miękkich, typu prace na samej strukturze, gdzie wiemy, że ruchem tego nie przetorujemy, bo na przykład ruch powoduje dolegliwości bólowe. Zwyrodnienia, wszelkiego rodzaju rzeczy, które po prostu muszą być zrobione manualne, gdzie tak naprawdę jedynym rozwiązaniem jest zabieg operacyjny bądź próba manualna na tkankach. Gdzie jesteśmy w stanie tak naprawdę popracować elementem zewnętrznym, czynnikiem zewnętrznym i wtedy dopiero sprawdzić, czy poprawia nam się możliwość ruchowa. Czyli reasumując, kiedy zaburzona jest możliwość ruchowa, a inne działanie zewnętrzne może pomóc tej czynności ruchowej. Natomiast przekleństwem jest to, że mamy zaburzoną możliwość ruchową, jest tylko terapia manualna i później nic z tym nie robimy, bo na przykład pacjent boi się, że znowu powrót do tej czynności spowoduje znowu problemy. To wtedy znaczy, że albo jest potrzebny po prostu zabieg operacyjny albo terapia manualna została źle przeprowadzona. To jest moje zdanie na ten temat. Czyli pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, to jak w życiu.
To zależy znowu.
Ling i Liang.
Ling i Liang
Po prostu, czyli nie rozumiem trochę też tego podejścia, ja wiem, że Filip jest też tutaj Ling i Liang.
Pytanie zadałem mu to samo. Padła odpowiedź podobna.
Ja uważam, że może ktoś głośniej krzyczy o tym, że powinniśmy się więcej ruszać, czy choćby i nawet, wiem do kogo zmierzamy, czyli do pana Menkinsa.
Też. Nie miałem z nim.
Powinniśmy się więcej ruszać, dlatego że się ruszamy mało.
Akineza ogólnie dzisiaj jest, bo jeżeli nawet my siedzimy tutaj, moja praca przy stole, który pięknie tu sobie stoi dzisiaj i przy nim gadamy, nie jest to ruch. Nie mówię o tym, że to ja przy tym stole będę się ruszał i to jest mój ruch.
Tak, tylko pamiętaj też, że gdybyśmy się wszyscy ruszali tyle, ile my się ruszamy w pracy i do tego trenowali jak my trenujemy, to to, że my teraz sobie posiedzimy naprawdę nic złego nie zrobi. Wręcz przeciwnie, nawet jestem w stanie powiedzieć, że…
Że to siedzenie jest ruchem.
To siedzenie dla nas jest ruchem i nawet nam trochę może pomóc. Natomiast problem jest taki, że ten czas, który spędzamy siedząc, no bo przecież nie ma żadnych badań, które by pokazywały korelację bezpośrednią pomiędzy siedzeniem a bólem.
EBM teraz.
Tak, natomiast jest korelacja pomiędzy długotrwałym przebywaniem w jednej pozycji, a później problemami przeciążeniowymi. Ja to zawsze powtarzam na swoich szkoleniach. Wyobraźcie sobie, że nasze życie jest tak złożone, że wszyscy leżą. Czyli leżymy na lewym boku, czyli nasza praca jest tylko i wyłącznie na lewym boku. Mielibyśmy zupełnie inne problemy przeciążeniowe i wyglądałoby to zupełnie inaczej. Tutaj dla mnie cały ten świat zwariował trochę, bo ten świat chce być albo czarny, albo biały. Świat tak nie wygląda. Świat wygląda bardzo różnorako i naprawdę trzeba umieć też czasami bastować, czyli w każdym tym temacie, czy to jest pan Jenkins, czy to jest kto inny, który jeden mówi, że to tylko ruch, że tak naprawdę tylko obciążać i tylko pracować ruchem. Jasne, ma racje bo ludzie się nie ruszają. Z drugiej strony jest rzesza pacjentów, którym ten ruch już nie pomoże albo jest dla nich czynnikiem bólowym i wtedy potrzebna jest ta rzesza tych ludzi, którzy wykonują świetną robotę, czy to na salach operacyjnych czy to później pracując z wielką pasją przy stołach, właśnie manualnie. Dla mnie tutaj nie ma czegoś takiego jak co bardziej, i to, i to jest potrzebne.
Pięknie jest mówić o swoich szkoleniach, dwa razy już napomknąłeś ten temat. Ja do niego będę wracał, teraz o nim trochę porozmawiamy. To było trudne dla Ciebie przeżycie. Ja pamiętam Twój pierwszy wykład, to w ogóle nie było szkolenie. Czy chciałbyś się podzielić, z Twojej perspektywy? Ja może coś dorzucę na koniec.
Z mojej perspektywy wyglądało to dla mnie jako nowe przeżycie. Ja publicznie występowałem wielokrotnie jako DJ. Dla mnie to nie było zupełnym problemem, praca z wieloraką publicznością. Dla mnie było problemem tylko, że ja nie mam narzędzi, za którymi ja mogę się schować, moich gramofonów i tego, za czym ja stoję. Natomiast muszę się wykazać umiejętnościami, które dla mnie były czymś zupełnie nowym i to nie ukrywam było dla mnie paraliżujące.
Pamiętasz swój pierwszy wykład, gdzie to było?
Pamiętam, to była Euphoria, w Poznaniu. To śmieszna historia jest, ponieważ mój pierwszy wykład, mojej koleżance z pracy, Paulinie Sobczak, mówiłem jeszcze o szóstej rano i dwa wieczorem. Ja tak zawsze powtarzam wszystkim, że osoby które mnie pytają, że ja mam taką łatwość w prowadzeniu wykładów teraz. Teraz. Natomiast tej łatwości nie miałem na początku i tak samo mówię trenerom. Ja na początku też nie wiedziałem, co ja robię. Teraz może wiem trochę więcej, ale też wiem, ile nie wiem, ale też zaczynałem, więc przeszedłem przez te same etapy.
Jaki jest temat tego wykładu. Utkwił Ci w pamięci? Ja nie pamiętam, nie powtórzę go teraz.
Nie. Szczerze, nie. Ja pamiętam, że najbardziej przerażającym dla mnie wykładem, takim z punktu widzenia takiego nieopierzonego, bo ja jestem bardzo młodym szkoleniowcem tak naprawdę, takiego nieopierzonego szkoleniowca, to był IFM, zdecydowanie, czyli występ z Kelly Starrett’em w Warszawie. Tak jak zobaczyłem, po pierwsze tą wielką aulę, która jest na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie i ta aula wypełniona po brzegi ludźmi plus, w zasadzie, większość fizjoterapeutów i osób które gdzieś tam dla mnie są wyznacznikiem.
I tam też chyba była…
Tak, tak, był też Piotrek. Byli inni prelegenci, czyli właśnie Remek, dr Biernat.
Agata.
Tak, trochę osób z CEKI, czyli Artur Pacek, Artur i Mirek Babiarz. Pamiętam, że odpalono światła i ja przestałem widzieć. Nikogo nie widziałem, co z jednej strony było dobre, ale z drugiej paraliżujące, bo nie widziałem w zasadzie co tam się dzieje, jaki jest odbiór i czy jest jakakolwiek interakcja. Do tego taki mały problem techniczny, czyli ten pogłos, że ja słyszałem siebie też w głośnikach dwa razy i sam Starrett, więc tłumaczenie.
Grupa duża, chyba z 400 osób na sali.
Tak, plus do tego goście zagraniczni, którzy też akurat nie tego słuchali, też trochę tłumacza z boku słyszałem, więc dla mnie to było bardzo dużo czynników zewnętrznych i pamiętam, że wtedy miałem miękkie nogi. Naprawdę wyszedłem i miałem miękkie nogi i jak skończyłem, mój wykład był przewidziany na godzinę, skończyłem go w 38 minut i pamiętam, że jak go skończyłem, to się cieszyłem, że go skończyłem. A później już poszło jak z masła, później już nie było aż tak wymagających rzeczy, więc później zacząłem czerpać z tego ogromną przyjemność. Cały czas czerpię z tego ogromną przyjemność.
Z tego co pamiętam, tam nie było chyba tak, że jeden tylko.
Tam więcej miałem, tak.
Euphoria dzisiaj? Bo byłeś już kilka razy, jedziesz teraz na Euphori i jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Czyli jak bym dzisiaj pojechał na Euphorię?
Tak, możesz teraz pojechać. Dzisiaj jedziesz i…?
Bardzo lubię, tutaj akurat my się skupiamy tylko na Euphorii, ale byliśmy jeszcze na [ns] byliśmy na innych rzeczach. Ogólnie wykłady. Ja bardzo lubię kontakt z tymi osobami. Ja bardzo lubię się spotykać i prezentować pewne rzeczy, które jak się okazuje, dla niektórych osób są nowe. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ mogę kogoś zainspirować do poszukania tego tematu. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Nie robiłbym tego, gdybym tego nie lubił.
Czyli robisz to dla pieniędzy, można robić to dla pieniędzy i dla przyjemności.
Ja robię też to dla pieniędzy, żebyśmy mieli tutaj sprawę jasną.
Z czegoś, jak to mówią, z czegoś trzeba żyć.
Potwierdzam i zawsze mówię moim, jeżeli mogę tak to nazwać, moim studentom, że zawód który wybrali to nie jest zawód, który się opiera na mesjanizmie i leczeniu ludzi za darmo, czy trenowaniu ludzi za darmo. Tylko robią to wszystko, żeby zarabiać pieniądze. Ja też to robię, żeby zarabiać pieniądze. Jeżeli zarabianie pieniędzy może jeszcze mi sprawiać przyjemność, to jest to bardzo fajne połączenie.
Pamiętasz, kiedy to zaczęło Ci sprawiać przyjemność? Pierwszy ten Twój wykład?
Wszystko co było po IFMie.
Taki duży stres zmobilizował.
Tak, to taki high, to taki pick, ja naprawdę czułem miękkość w nogach, spowodował, że później każda kolejna tego typu impreza była dla mnie tylko i wyłącznie przyjemnością i czerpaniem przyjemności z mówienia. Natomiast ja bardziej lubię warsztaty.
Czyli mniejsza grupa.
Bardziej lubię warsztaty, mniejsza grupa, interakcja, dzielenie się też pomysłami. Ja bardzo lubię to, jeżeli ktoś przychodzi już z jakimś pomysłem też i wtedy jest mi bardzo fajne zainspirować. Ja się bardzo dużo nauczyłem podczas moich szkoleń, które prowadziłem i okazało się, że już ponad setka jest tych osób, które gdzieś się przewinęły przez moje szkolenia, jak nie więcej. Naprawdę te osoby, które ja spotykam są bardzo ciekawej osobowości, mają też niesamowicie rozwinięty bagaż doświadczenia zawodowego i tym bagażem również się dzielą. Ja się bardzo dużo nauczyłem też podczas tych szkoleń, choćby i nawet rozwiązań ćwiczeń jakichś albo pomysłów ćwiczeń. Czy pomysłu, bo ćwiczenia może trochę mniej, ale pomysłu, podejścia do samej terapii. Czy do programowania treningowego etc., etc. To jest dla mnie bardzo inspirujące, ale wolę mniejsze na pewno wydarzenia niż duże, takie halowe na 200, 400 i więcej osób. To po Euphorii, po IFMie, przepraszam, poczułem luz w portkach.
Kiedyś my tak mówiliśmy, bo te szkolenia Twoje, które miały 10 edycji, czy 9.
Teraz już ponad.
Ponad, nie wiem, 15 może. Pewne wykłady, które też robimy na Euphorii czy robimy na Pei są powtarzalne i kiedyś powiedzieliśmy sobie, kurcze, ile razy można to samo powtarzać? Nie masz takiego wrażenia, że my mówimy ciągle to samo, a jednak grupa odbiorców, czy grupa naszych słuchaczy jest cały czas liczna i dla niektórych jest to cały czas nowość?
Dlatego że Michale, nie wiem, czy zauważyłeś, ale my się starzejemy.
Nie widzę.
A grupa odbiorców jest ciągle nowa, ponieważ jest to rynek, na który wpływa cały czas, wpływają osoby, które są mniej doświadczone. Dla tych osób praca, którą wykonujemy i znowu to doświadczenie, które mamy, jest po prostu możliwością czerpania znowu nauki. Czasami tak, my mówimy te same rzeczy, mówimy, też umówmy się, nikt na nowo koła nie wymyśli.
No nie.
I tutaj czy to jest Maciek Bielski, czy to jest Mariusz Dzięcioł, czy to jest Jacek Wilczyński, czy to jest ktokolwiek inny, czy inne osoby, czy patrząc sobie na świat, czy to jest IDO portal czy to jest Św. Police Queen, my wszyscy mówiliśmy o tym samym, czyli o kulturze fizycznej. Czyli o tym, jak ważne jest, żeby się po prostu zdrowo poruszać w różnym aspekcie, w różny sposób. Jednak wszyscy mówimy o tym samym. Nikt z nas jakichś rocket science nie wymyślił.
Podejście może być różne.
Podejście może być różne, bo to tak samo, jak jest różne podejście do prowadzenia samochodu, czy do każdej innej czynności w naszym życiu. Natomiast my nie wymyślamy jakichś nowych rzeczy, mówimy cały czas o tym samym. To co my możemy sprzedać, to właśnie swoje podejście.
Doświadczenie?
I doświadczenie do tych samych rzeczy. A tak naprawdę takim najważniejszym naszym sprawdzianem, są nasi klienci i pacjenci. Jeżeli jesteśmy skuteczni i jeżeli jesteśmy sprawni w tym co robimy, to to jest nasza wizytówka. Nie my sami tylko nasi klienci, nasi pacjenci. To jest, to chyba najlepsza nasza reklama, bądź antyreklama.
Jeśli się nie uda.
Kto jak pracuje. Wiesz, nam się też czasami nie udaje.
Ja nie mówię, że wszystko się udało.
To jest ludzkie i to jest normalne i właśnie przyznawanie się do tego, że coś nie poszło jest bardzo normalne, tak powinno być. Bardzo odważne. Tak samo jak mówienie: przepraszam, ale nie mam do tego kompetencji.
Odsyłam gdzieś indziej.
Odsyłam gdzieś indziej. Tak że my mówimy cały czas o tym samym. Ja się zgadzam z Tobą, bo mówimy, ale cały czas do nowych ludzi i to jest ta różnica. Dla nas, jeżeli my przestaniemy widzieć to, że mamy ciągle nowe twarze i cieszmy się z tego, że te osoby, które nas oglądają, czy słuchają, czy będą słuchać, będą chciały się od nas uczyć. To jest naprawdę fantastyczny dar, który my mamy, taki dar od nich, nie nasz, to jest od nich dar, który my mamy. My mamy ten dar pielęgnować, czyli mamy ich szanować, mamy im przekazać tą wiedzę najprościej jak potrafimy, żeby oni potrafili tą wiedzę później przerzucić w cokolwiek będą chcieli. Czy to będzie 5-letni talent pracy trenera, jak później się wypalą, czy to będzie ktoś kogo zainspirujemy do tego, żeby pomagał ludziom później jako terapeuta czy też fizjoterapeuta, czy trener.
Środowisko trenerów trochę narzeka, że jest, Was, nas, w tym momencie za dużo. Powiedziałeś, że trenerów cały czas przybywa, uważasz, że ich za dużo jest? Czy uważasz, że ten rynek jest już pełny? Czy ten rynek dalej się rozwija i ma jeszcze miejsce na nowe osoby?
Nie mam pojęcia. Nie prowadzę, nie śledzę żadnych badań statystycznych. Nie wiem, ilu jest tych trenerów. Ja się cieszę, że jest ich coraz więcej, ponieważ mam możliwość ich zaprosić, pokazać swój świat pracy, więc jeśli jest ich więcej to bardzo się cieszę, że mogę ich zaprosić do swojego świata i pokazać rzeczy, o których ja mówię. Natomiast ja myślę, że cały czas to jeszcze jest nie tyle, ile powinno być, bo jeszcze nie tylu Polaków rusza się codziennie, ilu powinno. Wolałbym żeby ci Polacy ruszali się pod opieką kogoś, kto jest mądry i może ustrzec te osoby przed jakimiś rzeczami niebezpiecznymi niż żeby te osoby same ćwiczyły. Tak naprawdę rolą tych osób, które edukujemy jest, żeby odnaleźć czerwone flagi, tak naprawdę gdy mówimy pro szkoleniowo. Czyli żeby wiedziały, czy ta osoba może bezpiecznie się ruszać czy nie. To jest najważniejsze, więc czy jest tych trenerów za dużo? Nie, myślę, że nie. Myślę, że jest jeszcze cały czas miejsce na nowe osoby. Tym bardziej, że po 5 latach, ponoć to jest naukowo badania pokazują, że po 5 latach jest bardzo duże wypalenie z zawodu. Myślę, że część z tych ludzi rzuca zawód i idzie do tzw. normal job.
Dzisiaj WHO powiedziało, że wypalenie zawodowe będzie jako choroba i będzie można na to wziąć L4. Od 2021 roku będziesz mógł wziąć L4 na wypalenie zawodowe.
Myślę, że trenerzy będą wypełniać dużo L4 w takim razie.
Przeważnie są samozatrudnieni.
Przeważnie tak.
L4 trochę słabo działa.
To jest to o czym mówiłem, o czynniku psychogennym w dzisiejszym świecie. Moja obserwacja jest bardzo prosta, jeżeli nie mamy pacjenta, klienta ortopedycznego czy jakiegokolwiek innego z powodu zdarzeń zewnętrznych, urazowych, czy chorobowych typowo, to cała reszta osób, które wydają się chorobowe bądź takie właśnie pseudo ortopedyczne, to jest właśnie czynnik psychogenny.
Ile umiejętności miękkich trzeba mieć, żeby być dobrym trenerem? A ile tych takich twardych, specjalistycznych? Jak byś to podzielił?
Myślę, że w dzisiejszym świecie, myślę, że jeżeli 30% umiejętności twardych to 100% umiejętności takich żeby być dobrym trenerem, pod względem anatomia, biomechanika, znajomość ruchu etc. etc. Czyli te 30% stanowi 100% mojej wiedzy twardej, to szala umiejętności miękkich to jest 70%. To jest tak dużo, moim zdaniem.
Jak nazywał to kiedyś Dawid Miechnikowski – możesz zabić niewiedzę… Nie, to Kuba powiedział na podcaście wcześniej, że możesz zabić niewiedzę – umiejętnościami miękkimi. Kogoś zagadać.
Tylko to jest niebezpieczne.
Tak.
Tylko nie o to mi chodzi. Nie chodzi mi o to, że jeżeli mówię, że 70% to są umiejętności miękkie, a 30% to są umiejętności twarde, wiedza, to właśnie, dlatego powiedziałem to na początku. Jeżeli zakładamy, że 30% całej szali tych umiejętności twardych to jest 100% świetnego trenera, czyli że ten trener jest naprawdę kumaty, to umiejętności miękkie, moim zdaniem, powinny w dzisiejszym świecie grać większą rolę niż te umiejętności twarde. Dlatego że my pracujemy z bardzo wrażliwym narybkiem, tak to nazwę. Osoby, przez to wszystko, co się dzieje w dzisiejszym świecie, jak ten czynnik psychogenny jest bardzo istotny te osoby, do nich podejście twarde, takie gdzie nie masz umiejętności miękkich. Ja już nie mówię o tym, że ktoś powie: co za baran, nie ćwiczę z nim bo jest po prostu chamem zwykłym albo szowinistą, to nawet nie chodzi mi o to. Tylko chodzi mi o to, że te umiejętności miękkie powodują, że jesteś w stanie dotrzeć do tej osoby i dobrze zdiagnozować. Choćby i nawet to. A możesz to stworzyć tylko poprzez umiejętności miękkie, nie jesteś w stanie dobrze diagnozować, jak jesteś burakiem i przyjdzie do ciebie ktoś, kto jest typowo intro, takim introwertycznym i ty nagle do niego wyskoczysz jak Filip z konopi i po prostu strzelisz focha, będziesz oschły, wiesz, tutaj te umiejętności miękkie są kluczem. Już pomijam też aspekt marketingowy, ponieważ my nie siedzimy już w ogóle w tym marketingowym aspekcie, jako my, terapeuci.
Twój Instagram jest, można tak powiedzieć, Twoim marketingiem dzisiejszym.
To też, ale jeżeli patrzę na ilości godzin pracy, które mam stricte z żywym pacjentem czy z żywym klientem, to nie szukam tych umiejętności marketingowych, ponieważ nie mam gdzie tych osób pomieścić. Wiesz, o co mi chodzi. My mamy te grafiki zapełnione na miesiące do przodu.
Zrobiłeś dobrą robotę i ktoś Cię polecił. Czyli nauczyłeś tych umiejętności twardych i miękkich wcześniej.
Tak, dokładnie mówię. Ale zrobiłem to głównie na początku diagnostyką, która jest sztuką umiejętności miękkich.
Tak.
Bo diagnostyka jest sztuką umiejętności miękkich, ponieważ jeżeli zrobisz to tylko umiejętnościami twardymi…
Suchą wiedzą.
20% zostanie, ponieważ reszta, 20 może przesadziłem, ale ta reszta nie szuka umiejętności twardych, ona szuka umiejętności miękkich. Dzisiaj terapeuta, trener, w większości jest powiernikiem, jest psychologiem.
Bo z nami spędzają godziny.
Oni często, tak, często szczególnie kiedy czynnik psychogenny jest tym głównie decydującym, potrzebują tego poklepania po ramieniu.
Każdy pacjent też jest inny.
W ogóle kapitalnie, jeżeli jeszcze dodatkowo by przenieśli ciężar i poklepiemy ich po ramieniu. Wtedy mamy wszystko czego szukaliśmy tak naprawdę.
Najtrudniejszy pacjent? Był, będzie, jest?
Przede mną jeszcze.
Myślisz?
Myślę, że tak. Najtrudniejszy pacjent to ja.
To Ty, a ten, który już był? Jakiś przypadek, taki case, który ostatnio, być może nie pamiętasz tych, które były bardzo dawno temu, ale te, które są teraz. Jak byś jakiś jeden mógł tutaj nam włożyć.
Ale pytasz ortopedycznie czy pytasz tak w ogóle?
Nie, tak ogólnie, pacjent, który u Ciebie jest i wiesz o tym, nie musisz nazwiska mówić, pewnie i tak Cię będzie słuchał, ale pacjent, który dzisiaj jest u Ciebie i jest to jeden z trudniejszych pacjentów. Czy na przykład diagnostyka się nie udała pierwsza i trzeba wtedy próbować jeszcze raz i trzeba zmieniać koncepcję? Koncepcję ruchu, koncepcję leczenia.
To o czym mówisz, zmiana koncepcji, każdy pacjent taki jest u mnie. Czyli że ja mam tak trudnych pacjentów, że tak naprawdę cały czas muszę lawirować pomiędzy tym, co z nimi zrobić i często robię bardzo proste rzeczy, które im czasami się wydają błahe i takie niezrozumiałe. Ale robię je specjalnie dlatego, że wiem, że tędy tylko i wyłącznie mogę to zrobić. Trudni pacjenci. Na pewno choroby, które są dość trudne, czyli jeśli rozmawiamy o rzeczach typu czy sudeck, czy artrofibroza.
To rzadkie, a nie, że trudne, bo trudne.
Tak, trudne, bo rzadkie. Czyli z takiego punktu widzenia czysto twardego to właśnie te przypadki, o których mówię. Czy stomia, która jest też takim delikatnym tematem, więc też trzeba umieć z tym pracować z różnego powodu. To na pewno to. Dla mnie najtrudniejsi klienci to są tacy, którzy się nie angażują. Czyli najtrudniejszy dla mnie klient jest taki, który przychodzi do mnie po pomoc, ja w umiejętny bądź nieumiejętny sposób, to już zależy od tego pacjenta jak to ocenia, proszę go, żeby wykonał jakąś pracę domową bądź żeby po prostu zmienił swój sposób życia, ponieważ ten, który ma obecnie jego ciało pokazuje, że po prostu jest dla niego niekorzystny. Ten pacjent po prostu nie robi tego z różnych powodów i trafia do nas już w o wiele gorszym stanie i wtedy liczy na jeszcze jakąś większą pomoc. To są dla mnie trudne przypadki. Dlatego że wiem, ja nie obwiniam tych pacjentów, żeby było jasne, tylko dla mnie jest to trudny taki przypadek pod względem emocjonalnym. To też znaczy, że ja nie sprostałem temu, żeby mu wytłumaczyć, że jest to dla niego korzystne. Już teraz oczywiście nie biorę takiej odpowiedzialności na siebie psychicznej. Już jestem za dużym chłopcem, żeby się w to bawić. Natomiast zawsze sobie zadaję pytanie, czy zrobiłem wszystko, żeby mieć spokojne sumienie, że to nie tylko jego praca, której nie zrobił, ale czy na przykład ja zrobiłem w 100% wszystko, żeby on jednak coś zmienił. Tacy pacjenci są bardzo trudni, dlatego że później ten ich stan często jest mało odwracalny.
Wracają.
Często wracają, stan jest mało odwracalny. Szczególnie przy jednostkach chorobowych, które są postępujące. Czy to jest pacjent po Parkinsonie, który ma początek Parkinsona i wiemy, że potrzebuje jeszcze zmiany takiej i takiej. Jeżeli wdroży ćwiczenia, może poczuć się o wiele lepiej, miałem takiego pacjenta, który terapii nie wdrożył i później było już tylko gorzej i niestety choroba już przyszła bardzo szybko. A w stanie, w którym już do mnie przyjechał, już po prostu niewiele dało się zrobić. Na to się ciężko patrzy bądź na taką czystą nieludzką niechęć, lenistwo w tym aspekcie. To są dla mnie trudni pacjenci. Oczywiście taka ortopedia typu sudeck, artrofibroza, takie rzeczy, które są rzadkie, nieczęste, to jest trudne. Nie każdemu umiem pomóc, to jest dla mnie przypadek trudny. Ustaliliśmy na początku tej rozmowy, że pomogłem dwóm w tym roku, więc ciężka sprawa.
Skąd Piotr Ciebiera bierze inspiracje? Co go, nazwę to brzydkim słowem, jeszcze inspiruje do dalszej pracy, rozwoju? Wiesz do czego piję teraz? Do tego, o czym ostatnio rozmawialiśmy, na temat szkoleń.
Jasne. Nie, zdecydowanie inspirują mnie szkolenia. Rozmawialiśmy, że jest coraz trudniej o dobre szkolenia, kiedy zrobiło się ich sporo. Inspirują mnie szkolenia, zdecydowanie. Mnie inspirują moi pacjenci, czyli dają mi bodziec do tego, że muszę wiedzieć.
Pacjent Cię inspiruje do tego, żebyś się rozwinął, tylko gdzie Ty się rozwijasz? Ok, nie wiesz czegoś i co ja muszę zrobić żeby dalej się spinać, bo u Ciebie jest ten jeden problem, o którym ostatnio rozmawialiśmy.
Nie masz kolegi, jeżeli gdzieś są to są za granicą.
Albo ich nie znam, może też Ci podpowiem.
Bardzo mnie inspirują też osoby, które pracują w moim zawodzie. Patrzę co robi Mariusz, patrzę co Ty robisz, patrzę co robi Piotrek Piaskowski z Fizjologiki. Patrzę co robi w ogóle ekipa, która tam pracuje. Patrzę na to w jakich oni kierunkach też idą. Obserwuję sobie osoby, które też są z zagranicy, patrzę jakie szkolenia robią dziś. Ja nie jestem też bywalcem takich właśnie roundtable, czyli takich dość popularnych ostatnio spotkań. Czyli że siadamy i zaczynamy ze sobą rozmawiać, case study. Ja myślę, że to są bardzo rozwijające spotkania. Ja nigdy nie mam czasu, jestem zabiegany i mam rodzinę, której też chcę poświęcać swój czas i to jest dla mnie priorytet. Takie rzeczy mnie też motywują i rozwijają. Też nie ukrywam, że motywuje mnie wiedza młodych ludzi, nowych ludzi, że oni są mądrzejsi ode mnie.
Ja mam ten sam problem.
I widzę naprawdę młode osoby, młodych trenerów, na których patrzę i mówię: ja nie mam ci nic do powiedzenia i pokazania. To raczej chciałbym, żebyś to ty usiadł i pokazał mnie i wtedy sobie mówię, ok, to jest ten czas, kiedy po prostu wiem mniej. To jest wspaniałe, ale to mnie motywuje do rozwoju wtedy, a nie ukrywam, że zdarza mi się to coraz częściej.
Gdzie szukasz?
Wtedy szukam szkoleń, na które mogę wyjechać czy mogę zobaczyć jakieś fajne szkolenia. Patrzę na nurt, obserwuję dużo osób, które są dla mnie wyznacznikami trendów, patrzę na różnego rodzaju zbiorowiska takich brain thinking ludzi, którzy dzielą się nowymi bodźcami – takimi myśleniowymi, że może pójdźmy w tę stronę, a może pójdźmy w tę stronę… I wtedy patrzę, co oni robią, czy to jest fajne, czy ja to uważam za głupotę, czy nie, to wtedy zaczynam szukać. Patrzę na badania, co wychodzi z tej drugiej strony, czyli nie myślenia wishful thinking, tylko z tej wiedzy typowo badaniowej. Z tym że mam to sitko, kto robił badania, dla kogo, czy te badania były sponsorowane czy nie, czy za tym stoi ktoś…
Tego często nie widać, to nie zawsze jest ujawniane.
Więc te badania też trzeba umieć przesiać przez to sito. Ja zawsze powtarzam jedną rzecz, że najlepszym dniem w roku jest 1 kwietnia. Wiesz czemu? Bo wtedy wszyscy wiedzą, że wszyscy robią sobie żarty. I są bardzo czujni. I tak samo trzeba podejść do każdej nowej wiedzy, każdej nowej dziedziny. Nie brać całości, tylko zastanowić się. Ja nie mówię, żeby negować, bo też jest teraz szkoła negacji, że wszystko negujemy, że nie, na pewno nie, bo nie ma badań, bo ja tak nie myślę, bo moje jest bardziej moje niż twoje… Nie, to chodzi o to, żeby spojrzeć na to z otwartą głową, ale gdzieś z tyłu, żeby taki mały chłopczyk zawsze mówić: are you sure? Taki poddający w niepewność, bo wtedy jesteśmy czujni. A jak jesteśmy czujni, to chcemy się rozwijać i wiedzieć. Jak bierzemy wszystko za pewnik, jak większość ludzi, która przeczyta coś w mediach, obejrzy w telewizji, to nam się wydaje, że świat tak wygląda. A świat tak nie wygląda, świat wygląda naprawdę różnie, tylko my nie mamy dostępu do tego, jak ten świat wygląda, bo my go nie widzimy. My widzimy tylko co ktoś nam przedstawi. I to samo jest z badaniami. Jeżeli ktoś nam przedstawia dane badania, to my możemy sprawdzić, czy to jest metaanaliza czy nie, kto za tym stoi, et cetera. Ale zawsze musimy to zderzyć jeszcze z tym, co my o tym myślimy.
Policzyłem teraz, że ta dziesiątka się zbliża. Kiedy Piotr schodzi ze sceny?
No niedługo.
[śmiech] To co będziesz robił?
Pewnie wrócę do Szwajcarii.
A co Ty tam będziesz robił?
To co robiłem, czyli będę jeździł na snowboardzie całą zimę. Ja mam takie bardzo fajne wspomnienie, kiedy… ja lubię to, co robię w życiu, dla mnie to jest zawsze to, że zawsze chciałem, żeby było mi łatwo i zawsze chciałem, żebym lubił to, co robię. I na razie mi się tak udaje. Natomiast zawsze czuję jakiś taki moment presji, coś zawsze trzeba zrobić, jak pracujesz ze mną, to wiesz, że nie lubię jak muszę coś oddać na czas… ktoś mnie zmusza… Ponieważ jestem też leniwy. To może być nowość dla osób, które gdzieś mnie widzą.
Tego trzeba było nie mówić.
Ale mam takie jedno wspomnienie, gdzie jak siedziałem sobie w kawiarni na dolnej stacji w jednym z ośrodków w Szwajcarii, gdzie pracowałem i tam spędzałem czas od listopada do maja, i siedziałem sobie tam, widziałem grupy turystów, którzy przyjeżdżali i mieli tylko tydzień czasu na spędzenie swoich wymarzonych ferii w kurorcie szwajcarskim, więc oczywiście wstawali o siódmej rano, jeszcze z czerwonymi oczyma – z różnych powodów i oczywiście pędzili do pierwszej kolejki, żeby jak najszybciej być u góry. Ja sobie wtedy siedziałem, piłem kawę i sobie tak pomyślałem: Jezu, jest dopiero grudzień, a ja tutaj siedzę do kwietnia, nigdzie się nie muszę spieszyć. I zawsze wszystkim tego uczucia życzę. Żeby właśnie tak mieli w życiu.
Mam jeszcze pytań, które zawsze zadaję.
Chyba mało mówiliśmy o treningu.
jakim treningu?
A w ogóle nie wiem.
Dużo o treningu było, mega dużo. O wzorcach mówiliśmy. Chyba że chcesz coś dodać?
Nie, absolutnie.
Piotr, co sądzisz o treningu?
Właśnie, jest dobry [śmiech] Dobry trening jest dobry.
To zapytam inaczej, co Ty trenujesz? Co Ty robisz dla siebie? Wiem, że lubisz próbować.
Staram się siadać z jakimś ciężarem, staram się przenosić, staram się pracować w różnych płaszczyznach, też z ciężarem. Staram się podskakiwać, żeby moje ścięgna były elastyczne. Staram się pracować w ekscentryce więcej niż w koncentryce, gdyż nie potrzebuję tak dużo mocy, bo nie jestem sportowcem, nie wykorzystuję tego. Staram się spać, różnie wychodzi. Staram się nie jeść rzeczy, których nie mogę… od dwóch tygodni. Z tym mi najtrudniej. Więc to trenuję. Trenuję różnoraki ruch tak naprawdę, ale głównie…
Małgosia się z Ciebie strasznie śmieje.
Głównie staram się siadać z ciężarem, coś dźwigać, gdzieś przenosić, czasami pobiec. Czasami przyspieszyć, czasami zwolnić. I to mówię w ruchu, nie tylko o życiu. Ponieważ nie mam dyscypliny, która byłaby decydująca o moim sposobie trenowania czy ruchu. Po prostu to, co mogę dla zdrowia zrobić.
Co byś radził młodym fizjoterapeutom, młodym trenerom, osobom, które chcą wejść w ten zawód? W te dwa zawody, bo ja je trochę łączę, czy w ogóle w pracę z ludzkim ciałem – jeżeli ktoś chce zacząć, co byś poradził?
Myślę, że obserwowanie doświadczonych osób, bo to najbardziej rozwija.
Ale naśladowanie ich?
Nie, nie, obserwację. Otaczanie się osobami, które cię inspirują, żeby to robić. Bo można skończyć studia i mieć tylko suchą wiedzę, która w zderzeniu…
Dobrze powiedział Filip, studia przygotowują do pracy w szpitalu.
No i później zderzasz się z prawdziwymi przypadkami, które już nie są w szpitalu i robi się problem. Natomiast obserwowanie, uczenie się, ciągłe uczenie się – bo w tym zawodzie człowiek się ciągle uczy, i otaczanie się inspirującymi cię osobami. To powoduje, że jesteś w stanie podążać za nimi – to jest jedno słowo, ale też wiedzieć, czy chcesz za nimi podążać, czy to jest to czy nie. I to jest dla mnie rada, żeby byli otwarci i otaczali się ludźmi, których doświadczenie im imponuje.
Dwa ostatnie pytania zadam. Fizjo4life to…?
To miejsce, w którym naprawiamy ludzi.
BLACKROLL Polska to…?
To rolki, które naprawiły kilka pleców.
BLACKROLL Education to…?
To ludzie.
Ja tym zdaniem skończę tą pierwszą rozmowę. To był pierwszy podcast live.
Chciałem Ci bardzo podziękować za zaproszenie.
Moim gościem był…
Piotr Ciebiera, dziękuję bardzo.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?