Opis tego podcastu:
Fizjoterapeuta, terapeuta osteopatyczny, terapeuta manualny, międzynarodowy instruktor FDM i FDM NEURO z ramienia IFDMO, twórca koncepcji GTS (Globalnej Terapii Stopy). Na co dzień prowadzi w Poznaniu Gabinet Rehabilitacji oraz koordynuje działem fizjoterapii i ortopodologii w AnMedica Wielkopolskim Centrum Zdrowej Stopy. Jego zainteresowania w szczególnej mierze dotyczą terapii bólu oraz całościowej terapii pacjentów z problemami stóp, terapii powięziowej pacjentów ze schorzeniami neurologicznymi czy psychosomatycznymi. Z ciekawostek – niedoszły muzyk (akordeonista), który przypadkiem o mały włos zostałby pielęgniarzem.
Piotrka zainteresowanie ciałem doprowadziło go do punktu w życiu i w karierze zawodowej, w którym jest dziś. Mnie zaś interesowało, podczas tej rozmowy, jak zwykle to, czy korzysta z wiedzy wyciągniętej ze studiów, czy upraszczanie w terapii i pracy z pacjentem to dobry kierunek i jak tego poprawnie dokonać, czy faktycznie uczymy się na błędach i jak je popełniać i czy można wyprosić pacjenta/klienta z gabinetu. Dyskutowaliśmy o braku umiejętności podejmowania decyzji, pacjentach bezbólowych i pacjentach, którzy mają parcie na niepotrzebną zmianę i o tym, że ruch jest dla wszystkich, a FDM niekoniecznie oraz o byciu instruktorem jako misji, a nie zawodzie. Jeśli chcecie usłyszeć odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania oraz naszą wymianę myśli, włączcie podcast – jest idealny na trasę w aucie, czy domowe popołudnie.
► Fizjoterapeutyczna wiedza ze studiów
► Dla kogo terapia manualna?
► Work-life balance
► GTS – Globalna terapia stopy i FDM
► Kiedy warto robić badania?
► Rady dla początkujących fizjoterapeutów
Transkrypcja podcastu:
Michał Dachowski: Witam was serdecznie w kolejnym odcinku z serii Dachowski Pyta, gdzie zawsze ze specjalistami ze sportu, specjalistami z rehabilitacji i treningu rozmawiamy o tym, co w ciele piszczy i czy można być jeszcze lepszym terapeutą. Dzisiaj spotkanie z…
Piotrkiem Kostrzewskim.
Piotrze, czym ty się zajmujesz?
Łatwiej będzie czym się nie zajmuję. Jestem z zawodu fizjoterapeutą, instruktorem między innymi terapii stopy z FDM-u i parę innych szkoleń też prowadzę, ale na co dzień fizjoterapia.
Twoja droga fizjoterapeutyczna była dość długa nazwijmy to, bo trochę krążyłeś po tym, żeby skończyć jakieś studia.
To znaczy, droga w ogóle była kręta i się zaczęła tak naprawdę skręcać, wykręcać w wieku 16 lat, gdzie ja tak naprawdę wymarzyłem sobie być w akademii muzycznej, natomiast z racji na kontuzje i parę innych rzeczy, które wtedy się zadziały, no niestety kariera muzyka się skończyła. Postanowiłem iść w kierunku medycznym, tylko zdawaliśmy nową maturę, więc trzeba było wybrać tak naprawdę bardzo wcześnie, więc nie zdałem fizyki na maturze, więc na kierunek lekarski nie dało rady. Przezimowałem rok czasu na pielęgniarstwie, jeszcze wtedy na Akademii Medycznej w Warszawie i później przeniosłem się na fizjoterapię i tak zostało. Fizjoterapia nie był to przypadek.
Czyli przypadkiem byłbyś pielęgniarzem?
Tak. Znaczy ten rok czasu dużo mnie nauczył tak naprawdę, bo takiego obycia z pacjentem, ale bym był chyba słabym pielęgniarzem. Znaczy ja byłem bardzo butny, no bo ja uważałem, że pielęgniarz to jest naprawdę bardzo fajny zawód, oczywiście dla ludzi z zamiłowaniem, z pasją również, natomiast często zawód pielęgniarki, pielęgniarza, był sprowadzany do słania łóżka na przykład, co uważałem, że trochę to słabe było. Ale faktycznie, wiesz co, nauczyło mnie to czegoś takiego, żeby nie bać się pacjenta. Wiadomo, przeżywałem też śmierć pacjentów na oddziale, bo jeden z pierwszych oddziałów, na który poszedłem, to w ogóle była interna, gdzie dzisiaj ubierało się jednego pacjenta, jutro się przychodziło, a ten pacjent już na przykład nie żył. Także takie zahartowanie trochę tutaj było faktycznie, natomiast ja już po pół roku czasu bycia na pielęgniarstwie, zacząłem tęsknić za czymś bardziej kreatywnym, za ruchem tak naprawdę. Czyli żeby jednak pacjentowi nie tylko podawać zastrzyk, nie tylko opiekować się tym pacjentem, co jest bardzo ważne, ale osobiście uważam, że ja się do tego nie nadawałem. Więc przezimowałem ten rok czasu, przeniosłem się na fizjoterapię później.
To ta kontuzja wcześniejsza trochę cię ukierunkowała w tę fizjoterapię?
Nie. U mnie było troszeczkę w ten sposób, że zawód muzyka szedł w parze z zainteresowaniem się człowiekiem, ale czystą anatomią. Ja nie byłem ukierunkowany, że ja chcę być fizjoterapeutą, że chce leczyć ruchem. Mnie fascynowało to, ponieważ widziałem efekty rehabilitacji, wtedy na przykład, to były te czasy, gdzie na przykład PNF w Polsce, no nie wszyscy terapeuci mieli ten PNF i on był bardzo modny wtedy i pamiętam jak moją mamę, mój późniejszy szef rehabilitował mnie jako dziecko na przykład i pamiętam, że fascynowało mnie to, jak ten terapeuta składa. Ja byłem z bólem barku na przykład, a on mi tam coś robił przy biodrze i ból barku był mniejszy. Moja mama miała zespół cieśni nadgarstka, a on też jej coś przy barku robił i ból nadgarstka minął. To mnie fascynowało. To był też czas, gdzie mój tata był ciężko chory, bo przeszedł potężny zawał serca, później udar i parę innych rzeczy, więc takie zainteresowanie medycyną było oboczne tak naprawdę. I całe szczęście, bo w wieku 16 lat, gdy doznałem kontuzji, ja się pogodziłem z tym szybko. Znaczy nie było to proste, bo jeżeli do 16 roku życia myślisz, że będziesz grał na instrumencie muzycznym, będziesz z tego zarabiał, a też dorabiałem sobie jeżdżąc na różnego rodzaju koncerty, na weselach sobie dorabiałem. No a tutaj w pewnym momencie nagle się okazuje, że jednak w drugim kierunku. Ale to nie było tak, że moja kontuzja mnie pchnęła w kierunku fizjoterapii, tylko razem to zainteresowanie ciałem było obok, no i szukałem swojej drogi. Ta ortopedia mi się marzyła, natomiast wiedziałem, że jestem ograniczony z wiedzą z fizyki, nie zdałem tej matury z fizyki, zdałem z chemii i z biologii.
Czyli dźwignie nie, to ciężkie?
Już nie. Jakbym miał powiedzmy takiego nauczyciela jakiego poznałem na studiach z biofizyki i z patobiomechaniki w liceum, w podstawówce, to podejrzewam, że bym nie miał problemu ze zdaniem fizyki, bo okazało się, że fizykę trzeba było mi po prostu wytłumaczyć innym językiem.
Z czego do tej pory korzystasz ze studiów?
Z wiedzy studenckiej? Tak naprawdę ja miałem bardzo dobrze patobiomechanikę tłumaczoną, więc patobiomechaniki, z biomechaniki, korzystam z tej wiedzy.
Skończyłeś Poznań czy Warszawę?
Warszawa. Ja z wiedzy z patobiomechaniki odnośnie stopy niestety nie korzystam, bo trochę się zmieniło, natomiast miałem dużo masażu.
Może jest tak, że inne też się zmieniły, tylko nie jesteś tam tak głęboko. Bo analizując teraz, że jesteś głęboko w stopie nie korzystasz z tego, to może teraz to co myślałeś o biodrze też nie jest prawdą, bo ktoś inny ci powie, że nie jest?
Zgadza się, tylko że generalnie ja powiem szczerze, nie wiem, jak jest teraz, bo nie studiuję fizjoterapii już, może faktycznie się zmieniło, natomiast pytanie jest jedno – jeżeli cały czas mówimy tym samym językiem, czyli terapeuta, który 20 lat temu kończył terapię i mówi tym samym językiem o czymś, to mi się nie chce wierzyć, że się nic nie zmieniło. Człowiek ewoluuje, tak. Więc kiedyś na przykład ja zaczynałem studia i mówili nam o zasadzie ICE leczenia zapaleń i przeciążeń, a jak kończyłem studia, już była zasada polis, czyli że jednak ten ruch musiał być już włączony, a później już chyba rok czy dwa lata po studiach była ta zasada meet, czyli mięcho, że movement, że musi być ruch. Także to się strasznie zmieniło. Więc z takiej czystej wiedzy studenckiej za wyjątkiem masażu, którego miałem dużo, bo ja robiłem równocześnie też technika masażystę, no to tak naprawdę z masażu coś tam korzystam, najbardziej korzystam z patobiomechanika, natomiast czystych studiów, takiej wiedzy czysto akademickiej, no nie.
Co byś dzisiaj dołożył do studiów, żeby te studia lepiej wyglądały, jakbyś miał na to wpływ?
Praktyka. Tak naprawdę moim zdaniem ten pierwszy rok, pierwsze dwa lata ok, może być wiedzą teoretyczną, ale na przykład anatomia – no super, że uczy się anatomii dróg nerwowych i tak dalej, tylko mi brakowało takiego praktycznego wykorzystania tego. No fajnie, że mam drogę rdzeniowo-wzgórzową, musiałem się tych dróg wszystkich nauczyć, ale jak to wykorzystać? Dopiero później na kursach na przykład z neurologii, byłem tam na jakichś warsztatach z bobathów, to dopiero nam pokazywali, że tę wiedze można naprawdę fajnie w praktykę przenieść. Dla mnie fizjoterapie to kierunek stricte praktyczny, więc ja bym stawiał przede wszystkim na praktykę. Tak samo uczysz się anatomii, to co ja na przykład uczę na szkoleniach, to ucz od razu anatomii klinicznej. Na przykład prosta rzecz – idziesz na jakiś kurs, nieważne z czego, no i prowadzący mówi, że przeciwwskazaniem do danej techniki jest to, to i to, jakieś schorzenie. No to zadaj pytanie prowadzącemu „a dlaczego?”.
Albo jak ty rozumiesz, bo każdy może trochę inaczej rozumieć, nie wiem, załóżmy „gęsią stopę”. Dla jednego przeciwwskazaniem będzie gęsia stopa taka a nie owaka.
Dokładnie tak. Więc brakowało mi i moim zdaniem tak powinno być to usystematyzowane w ten sposób, czyli też jaki efekt chcesz uzyskać. No bo teraz generalnie nasza ustawa zakłada, że po pięciu latach przygotujemy terapeutę do pracy, gdzie pod okiem doświadczonego terapeuty przez 3 lata uzyska wszystko. No super, życzę powodzenia, absolutnie jestem za tym, podpisuję się. Tylko teraz pytanie, jak będzie ukierunkowany system edukacji. Jeżeli będzie uczył myślenia i podejmowania decyzji, to tak, ja powiem szczerze, gdybym nie miał mojego szefa, ja nie wiem jakim byłbym terapeutą, czy w ogóle byłbym terapeutą. Ponieważ czasem nawet taka głupia rzecz, że musisz podjąć decyzję i wysłać pacjenta na badanie, zasugerować coś, to też jest decyzja. No i teraz trzeba się zastanowić, co mi zmieni to w terapii jak będę miał taki a nie inny wynik. I tego często też brakowało mi na studiach, takiej kliniki tak naprawdę, klinicznego myślenia. Co się zmieni w twoim postępowaniu, jeżeli będzie złamanie. A co się zmieni w twoim postępowaniu, jeżeli w badaniach będzie wszystko dobrze. Więc tego brakowało i terapeuta często zostaje sam z tą decyzją. Brakowało mi też takiego języka porozumienia z innymi zawodami. Wiadomo, nas często lekarze uczyli też. Ja nie mam nic przeciwko zawodowi lekarza, uważam, że my fizjoterapeuci możemy dużo lekarza nauczyć i lekarz powinien też nas nauczyć, ponieważ gramy do jednej bramki, którą jest pacjent. I brakowało mi takiego języka, że fajnie przedstawiali nam na przykład neurochirurgię, gdzie zabiegi, w ogóle nie wiedzieliśmy o co chodzi. Po co to?
Co z tego, że on zrobił ten zabieg?
Co wynika to dla mnie, powiedz mi, co ja mogę z tego wykorzystać. To tak samo jak teraz mam jednego pacjenta, który miał zerwanie bicepsa, no i ja poprosiłem lekarza, żeby mi powiedział, jaka progresja według niego, no bo on był przy tej operacji, wie jakie było zniszczenie, wie jaką kotwicę założył i tak dalej, jakie podwieszenie, kiedy mogę wejść z jakim obciążeniem. I to jest dla mnie idealna współpraca i tego powinno się uczyć tak naprawdę już na samym początku studiów, obycia terapeuty z pacjentem. I takiego naprawdę klinicznego myślenia. Ja wiem, że na początku trzeba się nauczyć tych przyczepów mięśniowych i tak dalej, ale po co się tego uczyć? Czyli poddajesz anatomię już ocenie. Czyli wprawiasz anatomię w ruch, a nie uczysz się tylko po to, że biceps ma przyczep a, przyczep b i co ci z tego wynika.
Z tego przeważnie nic nie wynika na studiach. Potem się do tego wraca, bo nagle nie wiesz po co ci to było wtedy, nie?
Ja uważam, że anatomia w ogóle powinna być na studiach medycznych uczona na zasadzie, nie wiem, jak to nazwać, ale przyjmijmy, mamy na przykład zespół gęsiej stopki. No i teraz mamy zespół gęsiej stopki, co wchodzi w jej skład? Mówimy o tych mięśniach, o przyczepach, o ukrwieniu, unerwieniu, no i teraz, jak wykorzystać wiedzę o unerwieniu i ukrwieniu w leczenie gęsiej stopki. I taka powinna być nauka anatomii, że odnajdujesz tę gęsią stopkę, wiesz jakie tam jest dokrwienie, ukrwienie, odprowadzenie krwi, jak to mechanicznie działa. I wtedy od razu włączasz taki tryb myślenia u takiego studenta, żeby jednak otworzył sam książkę i sam poszperał, a nie na zasadzie dać gotowe rozwiązanie, bo Bochenek napisał świetną książkę w kilku tomach, tylko ja zawsze tłumaczę, że zrobił jeden problem, bo napisał to w kilku tomach. A jakby na przykład była anatomia kończyny dolnej i masz wszystko w tej kończynie dolnej, czyli naczynia krwionośne, nerwowe, powięź i tak dalej.
Nie zgubilibyśmy się? Nie byłoby za dużo na raz?
Byłoby za dużo na raz, dlatego trzeba to najpierw rozdzielić, ale brakuje takiego podręcznika, który scali ci to. Albo zajęć. No mi takie zajęcia z patobiomechaniki bardzo pomogły akurat w zrozumieniu zwłaszcza kończyny dolnej. Oczywiście później na różnych szkoleniach było dopowiadane co tam się działo. No na osteopatii w ogóle miałem rozszerzenie tego czasem nawet wręcz za bardzo. Ale moim zdaniem my powinniśmy dążyć do upraszczania wszystkiego. Ja wolę upraszczać. Kiedyś byłem zafascynowany pięćdziesięcioma technikami manipulacji kolana, szyi i tak dalej. W ogóle teraz od manipulacji praktycznie w ogóle odszedłem, robię może 3 manipulacje w miesiącu, ale to ja robię, tak. Natomiast trzeba to upraszczać, tylko żeby uprościć coś, trzeba zrozumieć. Żeby zrozumieć, trzeba posiąść wiedzę, no i trzeba wsiąknąć trochę w ten temat.
To jest taka droga, którą każdy musi przejść? Że najpierw musimy mieć za dużo, musimy analizować, wiedzieć, a potem możemy z tego schodzić, bo umiesz to rozpoznać i wiesz, kiedy tam rąk nie włożyć?
Moim zdaniem nie ma tu, znaczy, dobrze byłoby znaleźć złoty środek. Tylko że teraz ja mam na przykład jednego ucznia teraz, Rafała, którego pozdrawiam. Ja widzę jak on się na początku bał właśnie podejmować decyzje, bo on dostał rozwiązania na studiach. Czyli on miał podane pewne schematy postępowania i jak ja mu pokazywałem coś innego, to on był w szoku, że to działa, a na studiach był uczony czegoś innego. Ja podam inny przypadek. Jest takie ćwiczenie Jeffersona, gdzie robisz skłon z kettlem. No i teraz nieważne czy to, już nie wchodząc w szczegóły, czy to dobre czy niedobre ćwiczenie. No ja często pacjentom zalecam z małym ciężarem, żeby uruchomić tę powięź piersiowo-lędźwiową i tak dalej, a on nie był w stanie zrozumieć, dlaczego ruch, który szkodzi, bo był tak nauczony na studiach.
U mnie na Facebooku awanturka kiedyś była na ten temat.
A okazuje się, że badania mówią tak, między innymi, niektóre badania, że to nie chodzi o to, nie możesz tego zrobić z maksymalnym ciężarem, no absolutnie. No ale jeżeli chcesz uelastycznić powięź piersiowo-lędźwiową i tak dalej, to między innymi Peter Sullivan o tym mówił, że tak naprawdę zgięcie dla kręgosłupa nie jest złe, tylko pytanie, jak to robić też technicznie, jak ty masz przygotowane tkanki i tak dalej. Więc właśnie takie schematy, moim zdaniem w medycynie, w leczeniu człowieka nie ma nic czarnego ani białego. Więc są pewne rzeczy, które szkodzą, ale tam, gdzie jest lekarstwo, tam jest i trucizna. Więc wszystko co jest za dużo jest też niedobre.
Dlaczego nie udało ci się pokończyć niektórych studiów?
Chodzi ci o osteopatię.
Tak.
Jeżeli chodzi o osteopatię, zacząłem szukać osteopatii w osteopatii. Bo ja nie chciałem się uczyć osteopatii, jeżeli chodzi o techniki, tylko chciałem naprawdę posiąść to zrozumienie. I ja sobie zdaję sprawę, praktykując praktyki osteopatyczne, myślenie osteopatyczne i tak dalej, że nie do końca jest tak jak się przedstawia. Są szkoły, które za bardzo zostały w tyle, czyli przedstawiają klasyczną wiedzę. To jest super, ale wiemy, że niektóre techniki po prostu nie działają tak jak się myśli i są źle tłumaczone. Stąd jest na przykład hejt na osteopatię. Ja jestem przeciwnikiem hejtu, ale latanie na miotle, tak. Niektóre techniki mają złą nazwę. Moim zdaniem powinno się tłumaczyć jednak to reakcjami fizjologicznymi, czyli co pod tą dłonią się dzieje. A jeżeli na przykład jest jakaś szkoła, która uczy na przykład od stu lat tak samo i przedstawia, że to działa, no ale niech powie wprost – nie wiemy, dlaczego to działa. I to jest moim zdaniem uczciwe. Ostatecznie nie skończyłem ostatnich studiów, pojawiło się dziecko, więc trzeba było się zająć dzieckiem. Pewnie skończę, natomiast pytanie czy tego potrzebuję mieć po nazwisku? Chyba nie potrzebuję. Ja raczej nie jestem ani osteopatą pod kątem tego jak ja pracuję ani nie jestem czystym fizjoterapeutą. Ja staram się łączyć wiedzę, natomiast pacjentowi wyraźnie mówię, że mamy dwie drogi dojścia – albo robimy to klasycznie, tak jak medycyna nakazuje, albo możemy skorzystać z tego i z tego. I to uważam, że jest uczciwe, że pacjent wie, że teraz robisz coś innego, co nie jest medyczne tylko paramedyczne. Ale mój pacjent to wie, że dzisiaj na przykład polatamy sobie na miotle.
A jakbyś się nazwał – terapeuta osteopatyczny?
Terapeuta. Bardzo ogólnie. Mam pacjentów, którzy przychodzą na przykład z nerwicą wegetatywną i są prowadzeni też przez psychologa. Czyli to nie jest tak, że ja prowadzę pacjenta z nerwicą wegetatywną czy z zespołem psychosomatycznym solo, jestem terapeutą od wszystkiego. Absolutnie nie. Natomiast jest to wszystko robione wtedy we współpracy z psychologiem, z psychiatrą, gdzie jest terapia na ciele, że tak powiem, przy wykorzystaniu pewnych technik ukierunkowanych na układ autonomiczny i tak dalej. Jak najbardziej tak, ale to mam taki jeden dzień w tygodniu. Ja nie chcę być specjalistą od czegoś tam. Specjalista to za duże słowo. Nie chcę być terapeutą kojarzonym z jednym tematem. A jeżeli zaczynamy wchodzić w jakąś specjalizację taką co lubimy robić z pacjentem, no to uważam, że od takiego specjalisty powinno się raczej wymuszać szersze spojrzenie. Czyli możesz być specjalistą od kolana, super, ale to kolano masz mieć rozłożone na czynniki pierwsze, ale w ujęciu całości. Bo jeżeli będziesz patrzył tak, no to dużo rzeczy nie zobaczysz. Więc to jest takie trudne do zrozumienia dla współczesnych młodych, bardzo początkujących terapeutów. Gdzie oni by chcieli nie popełniać błędów, a ja wiem, chyba ty też, że nie da się. I oni się boją tego. Ja wiem, że teraz jest inaczej, no teraz wiadomo, że możesz coś zrobić nieumyślnie nawet, no bo nie wiesz tak naprawdę z jakim bagażem chorób przychodzi do ciebie pacjent, czasami pacjent sam nie wie. Może już ma tę łękotkę tak rozwaloną, a ty musisz zrobić test, żeby w ogóle zakwalifikować pacjenta na terapię i wystarczy, że mu lekko zegniesz kolano i łękotka może strzelić i ten terapeuta się tego boi. Ja sobie zdaję z tego sprawę, ale niestety moim zdaniem nie da się uchronić początkującego terapeuty przed robieniem błędów, bo na błędach się uczymy. Tylko powinniśmy mieć właśnie obok siebie takiego mentora, starszego terapeutę, który cię poklepie po plecach i powie – stary, zrobił to, to i to, mogłeś zrobić tak, tak i tak, to mogłeś przewidzieć, tego nie mogłeś, bo nie masz doświadczenia. No doświadczenia się nie kupi i nie zdobędzie, to po prostu trzeba przerobić jak mięcho.
Ty przy okazji miałeś takiego mentora, który cię gdzieś tam mocno uczył. Dlaczego miałeś mentora? Nie jest to dzisiaj częste, żeby mieć osobę, za którą chodzisz rok, dwa, uczysz się od niej, patrzysz co robi, analizujesz. To nie jest częsta opcja.
Miałem szczęście. Trafiłem na pierwsze praktyki te 80 godzin co tam jest na studiach, teraz może się zmieniło, ja mówię o tych pierwszych, fizjoterapia ogólna, czy jak to się nazywało, nieważne. No i akurat została mi zaproponowana praca wtedy jako masażysty, no ale możesz się tutaj uczyć u nas, pomożemy, no i podjąłem ten trud. Oczywiście nie było łatwo. Wspominam każdy dzień, ale z perspektywy czasu wiem, że ja nie byłem sfornym studentem i człowiekiem też, to mnie utemperowało. Pokazało w sposób bardzo dobitny, ile muszę się jeszcze nauczyć. I pamiętam, że właśnie mój tamten szef, Sławek, powiedział – nie goń nikogo, bądź sobą, zadawaj pytania. I to jest coś czego sam od swoich uczniów wymagam, że jak do mnie przychodzi się pytać – Piotrek, co zrobić? To mi gul rośnie, bo wiem, że Sławkowi też rósł wtedy jak ja zadałem takie pytanie, bo chodzi o coś innego. Spróbuj coś zrobić i powiedz – zrobiłem to, to i to. Nie wyszło. Gdzie mam szukać dalej? Ale zawsze wychodź z perspektywy próby, czyli najpierw spróbuje cokolwiek. Nie idź nigdy na całość na początku. No miej tego stopera swojego. Natomiast czemu brakuje współcześnie tych mentorów?
Może nie mentorów, tylko próby przejścia przez mentoring. Każdy chce przyjść, zarabiać i robić karierę.
No i właśnie to jest chyba to co chciałem powiedzieć. Niestety tak, ale takie są czasy. Trochę się zmieniło. Przecież my się poznaliśmy parę lat temu i było inaczej. Wybierałeś kurs po to, żeby pójść, poznać i tak dalej albo tych kursów też nie było zbyt dużo. A teraz jest wysiew i młody terapeuta nie wie, gdzie ma pójść. Bo na jednym powiedzą mu coś dziwnego, na drugim mu powiedzą, że tamten instruktor był niedobry. Pamiętam, że wtedy, kiedy się uczyliśmy nie było. Po prostu szedłeś, robiłeś kurs, nikt się nie śmiał z tego, że ty zrobiłeś jakiś inny kurs. No każdy miał PNF, no bo to takie czasy były.
I taping.
No tak, obowiązkowo. Teraz jest modny masaż tkanek głębokich, są modne piny, jest modna igłoterapia. Super, ale po co hejtować jedną szkołę od drugiej? No skorzystaj, coś skorzystałeś. I właśnie to co mówisz, zbyt biznesowe podejście do fizjoterapii, zwłaszcza na początku drogi, może skutkować tym, że młodemu terapeucie jakby zamknie się droga do tego mentoringu. Że zamiast szukać kogoś, gdzie będę czerpał wiedzę, to jest tak – czy zarobię, a przy okazji będę miał wiedzę? Oczywiście nie każdy, absolutnie nie każdy. Ja sobie zdaję sprawę, że to nie jest wina tych młodych terapeutów, którzy teraz kończą studia. Nie, tylko moim zdaniem system tego wymusza.
Życie nasze też, nie?
Zmieniło się bardzo. I tak samo wiem, że ja nie mogę uczyć tak jak sam byłem uczony, bo zmieniły się czasy. Jest inna inflacja, więc ja też muszę do tego podejść w ten sposób, że jak kogoś jednak zatrudniam na przykład, no to muszę dać mu komfort jakiś tam finansowy, jeżeli mogę mu to dać, no ale jednak staram się też zajarać takiego terapeutę, żeby jednak szukał. Zainspirować, chociaż uważam, że jestem daleki od tego, żeby być sam inspiracją, ale pokazywać pewne smaczki, że fajnie, że robisz tak, trzeba czasem pochwalić. Ja kiedyś miałem jedną wadę, której staram się do dziś wyzbyć. Pamiętam jak jeden z mojego zespołu powiedział – Piotrek, a ty nikogo nie chwalisz. A ja mówię – nie chwalę, czyli się nie czepiam, znaczy już to jest dobrze. Ale zrozumiałem, że nie. Jak ja właśnie cofnąłem się, ja też oczekiwałem, że ktoś mnie pochwali i zacząłem chwalić po prostu. Nawet ktoś dobrze zrobił cokolwiek, super, zajebiście, bardzo fajnie. Trzeba chwalić, to też podbija troszeczkę specjalistę, przyszłego specjalistę. Ja też staram się mieć w swoich kolegach, z którymi pracuję, współpracowników, a nie czysto pracowników, bo wiem, że to współpraca ma budować. Ja mogę się często też czegoś dowiedzieć od młodszego terapeuty, bo on spojrzy tak surowo bezkrytycznie. Więc jak ja to mówię, ja się uczę od swoich uczniów, uczniowie się uczą czegoś tam ode mnie, tylko czasem tak jak wiesz, jak już ileś lat pracujesz i jesteś naprawdę mocno w jakimś temacie, to czasem za głęboko patrzysz. Czasem brakuje tej płycizny. Chociaż sami uczymy na szkoleniach – patrz najpierw ogólnie. No ale jak jesteś z tym pacjentem cały czas, jeszcze tak jak od ósmej do ósmej, no to brakuje takiego trzeźwego spojrzenia, czyli takiego klapsa, że tak powiem, w twarz, że – ej, chłopie, przecież sam uczyłeś, że może być prościej. I to upraszczanie cały czas moim zdaniem to jest ta droga, którą każdy z nas terapeutów będzie przechodził, że najpierw musi być trudno, potem musi zrozumieć, że po to było trudno, żeby było prościej, a później musisz jeszcze bardziej to upraszczać. I to widać na przykład jaki jest duży problem w nauce ruchu, gdzie terapeuta początkujący próbuje rozkminić ten ruch na czynniki pierwsze, a podchodzi terapeuta z 15-letnim stażem i nauczy tego pacjenta w sposób inny. No bo ma to doświadczenie. Ale trzeba dawać możliwość. I na przykład moim zdaniem teraz jest tak, że jak ja szukałem pracy wtedy, to mnie nie interesowało z jakim pacjentem będę pracował, tylko że ja dostanę pacjenta. No i dostałem ciężką neurologię. Nie wiedziałem wiele o tym, no ale to mnie otworzyło tak naprawdę na ortopedię. No bo ja teraz mogę powiedzieć, że ja nie mam typowych pacjentów ortopedycznych, to jest raczej neuroortopedia. Czyli wiem, że bez odpowiedniej formy treningu, terapii ruchowej, no terapia manualna tu nic nie da. Znaczy da tylko tyle, że nie będzie pacjenta przez chwilę bolało. Ja na nowo wracam do podstaw, czyli do tego z czego fizjoterapia wyszła. Rehabilitacja ruchowa, czyli terapia ruchem.
A nie jest teraz trochę moda na to? To nie jest tak, że wróciła nam trochę moda na ruch, że idziemy też za zagranicznymi modami, patrzymy na ten Instagram amerykański, a tam terapii manualnej jest bardzo mało, oni idą wszyscy w ruch. Nie patrzymy trochę na to?
Moim zdaniem tak i ja jestem święcie przekonany, że w przeciągu około 8-10 lat będziemy zaraz mieli modę na fizykoterapię. Ponieważ w niektórych krajach, już nawet nie pamiętam jakich, fizykoterapia stoi bardzo mocno jako pierwszy rzut. I bardzo dobrze, bo nie należy tej terapii bagatelizować.
Tylko trochę inna niż dzisiaj jest w NFZ.
O to chodzi, nie mówimy o terapii NFZ-owej, tylko na innym poziomie zupełnie.
Też prądy i lasery, tylko trochę inne.
Tak, zupełnie inaczej robione są, inne urządzenia. W ogóle teraz słyszałem ostatnio od kolegi, który studiuje, że w ogóle inaczej fizykoterapia jest teraz uczona na niektórych uczelniach. W ogóle podręcznik Miki został odsunięty z niektórych uczelni, a żeśmy się z tego uczyli pamiętam. Ale bardzo dobrze. Moim zdaniem to, że podążamy za modą to jedno, natomiast nie można przesadzić. No ale wiesz, z drugiej strony, jeżeli przychodzi do mnie pacjent, pół roku, rok czasu z tym samym problemem, bo mu nawraca, a ja mu cały czas robię terapią manualną, terapię powięziową, no to chyba coś jest nie tak. Czyli trzeba jakby zrobić taki swój research, trzeba jednak z tym pacjentem poćwiczyć może. Tylko poćwiczyć, a tak naprawdę to pacjent musi wziął współodpowiedzialność za efekt swojej terapii. I to jest to co często ja mówię, zadajcie pytanie waszym pacjentom, czy chcą się wyleczyć. No mi żaden pacjent nie powiedział stanowczo „tak”, tylko jest takie pytanie – a co to oznacza? A co Pan ma na myśli? No to mam na myśli, że jeżeli chcesz się wyleczyć, to weźmiesz za to współodpowiedzialność. Czyli jeżeli chcesz, żeby cię nie bolało, ja stwierdzę na podstawie jakichś tam badań, ciebie i tak dalej, obserwacji, że ten ruch ci szkodzi albo na przykład mówiąc bliżej stopy, ten but ci szkodzi, to że zmienisz tę formę, nie wiem, chodzenia, tę formę obuwia. No bo inaczej no to działamy niewspólnie do tej bramki.
Motywujesz do tego ludzi, czy oni mają podjąć tę decyzję?
Motywuję. Staram się motywować, ale jeżeli widzę, że nie działa, to może to dziwnie zabrzmi, wypraszam z gabinetu.
Kiedy do tego doszedłeś, że można kogoś wyprosić, swojego klienta, który przynosi ci pieniążki i chce ci zapłacić?
Dwa lata temu.
To długo zajęło.
Długo. Oczywiście ja staram się być zawsze grzeczny, tylko mówię wprost. Inaczej. Wiem, że to jest totalnie niebiznesowe podejście, bo powinienem go przytrzymać. Tylko ja nie mam naprawdę komfortu, bo cały czas żłobię to samo, cały czas jest to samo. Ten pacjent przychodzi znowu z tym samym, nic się nie poprawia. Mam szereg badań, że nic się złego nie dzieje, czyli brakuje tak naprawdę zaangażowania tego pacjenta w terapię. Może jest tak, że ja nie potrafię tego pacjenta. Często miałem kiedyś taką sytuację, że pan powiedział – wie Pan co, ale poszedłem do innego terapeuty, no i się poprawiło. A ja mówię – a jak wygląda terapia? – No ćwiczę. – Łał, a o czym ja Panu mówiłem? To była moja pewnie wina, że nie potrafiłem go zainspirować. Więc ja zawsze staram się od siebie zaczynać, natomiast zawsze staram się tłumaczyć i mówię wprost pacjentom, że mają kilka dróg. Bo do mnie często pacjenci przychodzą na te nieszczęsne wkładki, czy może Pan zrobić wkładkę. No ja mówię – jak trzeba będzie to zrobię, jak nie trzeba będzie to nie zrobię.
To tak jak z tapingiem. Przychodzi i chce tasiemkę nakleić. Jak będzie trzeba, to nakleimy.
Dokładnie tak. I pacjent mówi – to co, nie dostanę wkładki? Ja często mówię pacjentom, bo to jest tak faktycznie, że mogę zrobić wkładkę, która kosztuje na przykład 300 zł, ale będzie to nieuczciwe. No i pacjent się na mnie patrzy – jak to nieuczciwe? No ja powiem tak – ma Pani tam na przykład modzele na przodzie stopy, ma pani przodopochylenie miednicy, dlatego się stworzył modzel. Jak ja Pani zrobię wkładkę, odciążę to miejsce, to nie będzie bolało. – No to chyba dobrze? – No nie, bo dalej jest Pani z przodu, czyli dalej jest obciążenie do przodu, czyli zniosłem tylko ból. To tak jak bym na skrzypiący zawias, który jest źle zawieszony na futrynie, bo futryna się wypaczyła, dokładał oliwy, a dalej jest źle.
Czy to jest za ciężkie, żeby pacjent zrozumiał? To dla niektórych rehabilitantów, trenerów, jest ciężkie, żeby to zrozumieć, a my tego wymagamy od pacjenta?
No ja to staram się zawsze tłumaczyć bardzo obrazowo, czasem rysuje. Po to mam pierwszą wizytę. Ja na przykład pierwszą wizytę od jakiegoś czasu mam stricte diagnostyczną, czyli staram się nie prowadzić technik żadnych leczniczych, no chyba że przychodzi pacjent z maksymalnym bólem.
A nie jesteś w stanie pokazać, że ty umiesz to naprawisz?
Jeżeli przychodzi do mnie pacjent z dużym bólem to tak. Znaczy „pokazać” to złe słowo. Raczej znieść jego uczucie bóle. To z bólem tak, natomiast jeżeli przychodzi pacjent, bo się chce zbadać, bo właśnie coś go tam czasem doskwiera, to staram się jednak przekonać go do tego, żeby podjął ten trud. Żeby było śmieszniej, 8 na 10 mi się udaje. Tylko staram się też jakby nie przyzwyczajać pacjenta do mojej osoby, ponieważ też mam ograniczony grafik, mam super zespół terapeutów i staram się przekazać pacjenta później, ale w taki sposób, żeby pacjent nie poczuł, że nie mam dla niego czasu, tylko to o coś innego chodzi. I to jest tak naprawdę duży trud, bo pacjent przyszedł do mnie i on później często nie rozumie, dlaczego ja go nie chcę rehabilitować. A ja mówię często wprost, że pan wymaga na przykład, czy pani, systematyczności.
Kłamiesz wtedy?
Nie, już nie. Kiedyś miałem taką sytuację, że faktycznie byłem na jakimś tam szkoleniu biznesowym i było, że niedostępny terapeuta, terapeuta lepszy. Robiło się takie rzeczy, że się grafik zasłaniało. Nie, ja naprawdę wiem, że prawda, szczera prawda, dwukrotnie się bardziej zwróci. Naprawdę mam ciężko z grafikiem, tak jak teraz na przykład jest do mnie termin na wrzesień i staram się naprawdę pacjenta pokierować w ten sposób, żeby był dobrze obsłużony.
Ale ta wymówka z systematycznością jest dobrą wymówką, że Pan potrzebuje codziennie, a ja jestem tu dwa razy w tygodniu tylko, bo szkolę ludzi albo jeżdżę. Taka prawdziwa i fajna.
Znaczy, prawdziwa tak, ja staram się, mamy pacjentów maksymalnie na dwa razy w tygodniu, chyba że to są bardzo ostre przypadki, no to wtedy trochę częściej. No ale u mnie czasem na przykład jest problem nawet i co tydzień, no bo ja mam więcej godzin pracy gabinetowej niż pracy szkoleniowej no teraz przez różne perturbacje jest troszeczkę może inaczej, ale cały czas proporcja jest taka, że 60% gabinetowej minimum. Natomiast ja zazwyczaj, jeżeli prowadzę szkolenie, to jest piątek, sobota, niedziela. No i często grafik jest zajęty, mam jeszcze coś do zrobieni poza fizjoterapią, poza pracą. Pisałem jakąś tam książkę i tak dalej, chcę się trochę temu poświęcić. No i wiesz, pacjent chciałby o godzinie 17:00, ale ta godzina 17:00 jest często zajęta. No i wtedy też musze tłumaczyć to w ten sposób, ale naprawdę uczciwie, bo pacjenci jednak cenią sobie to. I też cenią jak na przykład się do nich zadzwoni. Często to robię jak na przykład pacjent jest prowadzony nawet przez mojego kolegę czy koleżankę i na przykład ja napisze smsa albo zadzwonię – jak się Pani czuje? – A bardzo dobrze, wszystko jest w porządku, pan Rafał mnie prowadzi. Doceniają to, że się interesuję. Bo ja nie wszystkich pacjentów może pamiętam, ale…
Przypadki pamiętasz.
Tak, przypadki pamiętam i często staram się dopytywać nawet samych pacjentów jak się czują, czy są zadowoleni.
To raczej jest kontrola twoich ludzi? Przez to, że dzwonisz kontrolujesz swoich ludzi i patrzysz, czy wykonali dobrą robotę? Czy jednak to jest ta empatia, o której mówimy w szkole?
Empatia, szczerze empatia. Wiesz co, może to dziwnie zabrzmi, ale ja ufam bardziej swojemu zespołowi niż sobie sam. Mam akurat taki zespół, gdzie mam stuprocentowe zaufanie do tego jak prowadzą terapię. I wiem, że jeżeli zadają mi jakieś pytanie i proszą o poradę, to znaczy, że przypadek jest co najmniej nietypowy albo ciężki i jeżeli byłaby sytuacja taka, że coś by było nie tak, to ja wiem, że pacjent by mi pierwszy o tym powiedział. W ogóle byłaby na pewno jakaś afera i tak dalej, natomiast mam stuprocentowe zaufanie, jeżeli chodzi o terapię jako ludzi, z którymi współpracuję. Każdemu z nich nawet, jako że Rafał nie prowadzi dzieci, własne dziecko bym mu dał nawet na rozmasowanie. Więc mam naprawdę stuprocentowe zaufanie. Czasem też się pytają – Piotrek, ale nie interesujesz się jak my prowadzimy terapię? A ja mówię – no ale masz jakiś problem? – Nie, no pacjent się poprawia. Ja mówię – ale pacjent też tak uważa? – No tak. – To co ja mam się wtrącać w terapię? Ja mam cię kontrolować jakiej techniki używasz? No nie. Przecież to, że ja skończyłem ileś kursów, to nie znaczy, że mam wymuszać na tobie taką technikę. Ma być efekt, tak. Czasami tego efektu nie ma, no to wtedy po to jest zespół, że masz się skontaktować. My mamy czasem jakieś rozmowy tego typu z zespołem, na temat ciężkich przypadków. Za mało jest tych rozmów, z racji na moją tam dostępność, oczywiście, że tak, mam zamiar się poprawić od września, bo chcę sobie rzetelnie ograniczyć godziny przyjęć w pracy, konkretnie chcę przyjmować dwa dni w tygodniu od ósmej do ósmej i później mieć trochę wolniejszą głowę do tego, bo to też trzeba mieć głowę po prostu świeżą. Ale absolutnie jestem przeciwnikiem kontroli swojego zespołu takiego, czy aby na pewno. Jak kogoś poznajesz na początku, no to musisz wysłać najpierw zaufanego pacjenta, żeby ten pacjent ci coś powiedział, jakiś feedback. Bo ja też, żeby było śmieszniej, mój szef nigdy nie stał nade mną podczas terapii. Nie kontrolował mnie w ten sposób. Ale już dzisiaj wiem, że pacjenci na pewno mu mówili o tym, bo wspólnie prowadziliśmy i moim zdaniem taka kontrola jest dużo lepsza.
Bo co, bo stresujesz?
Tak, to stresuje. Ja tak naprawdę jak czasem wchodzę i tam rozmawiamy, prowadzi tam Rafał czy Ola pacjenta, to ja nie patrzę na niego czy na nią jak oni pracują, tylko sobie gadamy. Bo mnie nie interesuje, czy ktoś to zrobi masażem poprzecznym, czy ktoś będzie ćwiczył, czy ktoś będzie pracował na przeponie, czy ktoś osteopatycznie. Mnie to naprawdę nie interesuje, no masz mieć efekt. Tylko najważniejsze – diagnostyka, czy poświęciłeś odrobinę czasu na zbadanie pacjenta, na tę diagnostykę, czyli pierwszą wizytę, tak. Jeżeli nie masz szeregu technik diagnostycznych albo nie łączysz pewnych faktów, no to po to jest starszy terapeuta, żeby ci w tym pomógł. A nikt nie jest od razu alfą i omegą.
Wiesz co, na pewno dla pacjentów bólowych, ostrych, sportowców. Natomiast jeżeli chodzi o pacjentów z przewlekłym bólem, terapia manualna powinna być moim zdaniem traktowana troszeczkę tak jak fizykoterapia, czyli jako wspomaganie terapii, czyli na przykład, jeżeli mam 40 minut wizyty, powiedzmy 15 minut terapii manualnej, żeby przygotować pacjenta, no i później jednak coś zmienić w tym pacjencie, czyli właśnie czy to trening, czy to coś innego, mówimy o przewlekłych schorzeniach. Natomiast ja już widzę, że się zmienia, bo jak ja byłem na studiach, no to każdy marzył, żeby być terapeutą manualnym i nie zrozumiałem co powiedział kiedyś jeden z moich wykładowców, mówi – a z pacjentem nie będzie miał kto ćwiczyć. Ja wtedy się tak uśmiechnąłem – o co chodzi? Przecież to dalej pacjent. No tak, ale to jest pasywna terapia. Więc fajnie, że się to zrobi, tak samo jest masa tych technik powięziowych i tak dalej. Ok, to jest fajne, ale pytanie, czy w przewlekłym stanie, gdzie pacjent na przykład, nie wiem, pół roku chodził w sposób zły, bo go bolało, przesterował sobie wzorzec motoryczny, no i teraz co? Odblokowałem pacjentowi powięź i co, liczę, że to wróci do stanu zero? No jeszcze się nie spotkałem z czymś takim.
Powiedz mi taką rzecz, no bo mamy tę terapię manualną, po trzech szkoleniach, czterech, z terapii manualnej, jakie by one nie były, u każdego znajdziesz coś nie tak. U każdego znajdziesz jakąś dysfunkcję. To my się czepiamy, że dysfunkcja jest? Mamy zajmować się wszystkim, terapia manualna wtedy wchodzi, czy jednak szukać tylko i wyłącznie bólu?
Jeżeli miałbym krótko odpowiedzieć to nie. Trzeba zadać pytanie, od czego to zależy.
Przychodzi pacjent bezbólowy – Panie Piotrku, jest Pan super terapeutą, tak słyszałem, proszę mnie zbadać i czy ja jestem do terapii czy nie? Na pewno coś mu zbadasz. Kwestia dotknięcia w czterech miejscach i dwa są trefne. Z góry zakładając, robimy czy nie?
Ja ci powiem szczerze, jeżeli patrzę, że pacjentowi, bo to często widać w rozmowie, że pacjentowi zależy żebyś go dotknął i żeby coś zrobić, to tak naprawdę przecież jest coś takiego jak rehabilitacja może nie tyle ruchowa, co chodzi o rekreację ruchową. Przecież możesz poprowadzić terapię nazwijmy to w sposób niemocno ingerujący w zmianę motoryki, ale poprawiający właśnie mocne punkty pacjenta.
Mocne czy słabe chcemy wzmacniać? Chcesz wyrównać?
Chcemy wyrównać raczej. Jeżeli pacjent używa jakiegoś wzorca motorycznego w jednej sposób, ja mam na przykład takich pacjentów, że – Panie Piotrze, chcę zacząć biegać. Czy jestem w stanie? No i często pada odpowiedź – nie, nie tak jak Pan chce. Potrzebuje Pan okresu adaptacji. Możemy ten okres adaptacji przyspieszyć. Tak – ma Pan słabo ruchome biodra, możemy popracować nad mobilnością bioder. I to tak, to wtedy mogę pomóc. Tylko teraz to jest taka chęć, że pacjent coś chce zmienić. A jeżeli Pacjent przychodzi do mnie i mówi, czy wszystko jest u niego ok, ja powiem ci szczerze, ja już takich pacjentów nie mam, naprawdę, ja powiem ci szczerze, że raczej… To jest strasznie trudne pytanie powiem ci szczerze.
No bo biznesowo to się nie klei i nie będzie kleiło, bo on ma przyjść i ma zostać. Jak już przyszedł to wypadałoby go zatrzymać, a z drugiej strony tak naprawdę nic mu nie jest.
Dokładnie tak. Wydaje mi się, że jeżeli właśnie wejdziesz z taką terapią nazwijmy to ruchowo-manualną, ale jakby nie uświadomisz pacjenta w chorobie, bo jej nie ma.
Jak mu powiesz za chwilę, że on ma to i to, i to, to on wyjdzie chorszy niż przyszedł przed tą wizytą, nie?
Tak, nie utrzymujemy pacjenta w chorobie, jeżeli jej po prostu nie ma. Ja mówię szczerze, że ja na przykład nie widzę konieczności, ale skoro Pan/Pani do mnie przyszedł i chce coś zmienić, to po co? To jest to czego się nauczyłem na neurologii, że często pacjent mówi, że on by chciał wstać z wózka. I pamiętam, jak zadałem takiemu gościowi pytanie – a po co? I była cisza. On nie wiedział. Bo on przeczytał, że po udarze można wstać z łóżka i z wózka, ale co z tym zrobisz? Pójdziesz do pracy czy co? A on popatrzył się na mnie pamiętam jak wryty przez parę minut i nie znał celu. Więc tak samo tutaj jak pacjent przychodzi czy jest coś dobrze czy jest coś niedobrze i coś stwierdzę, to często zadaję pytanie – czy będzie Pan wykorzystywał ten zakres ruchu? No bo to, że ja uruchomię coś, bardzo dobrze. Inaczej, bo trzeba rozróżnić jedną rzecz – zmianę nazwijmy to kompensacyjną, którą człowiek ma na skutek swoich wzorców ruchowych, w których funkcjonuje. No i są też pewne rzeczy, które są „czerwonymi flagami”, gdzie, jeżeli boli cię głowa i masz pozycję taką, tylko cię głowa czasami boli i zastanawiasz się czy coś z tym zrobić, no to wiesz, to jest zupełnie inna sytuacja niż jak – nic mnie nie boli, ale wie Pan co, czy coś mi jest? No i teraz trzeba zobaczyć jakie środowisko pacjenta, co on robi. Więc to jest ten wywiad znowu środowiskowy i pamiętam, że też przychodzili do mnie ludzie, którzy siedzieli dużo czasu w korpo i nagle oni by chcieli coś robić. Pamiętam przychodzili po poradę – co ja mogę robić? Czy może Pan sprawdzić, bo słyszałem, że fizjoterapeuta może sprawdzić, czy się nadaję do danego sportu. No i ja bardzo często mówię – no do sportu może nie, ale do aktywności fizycznej, zacznijmy od czegoś. Jak się czasami tak nawet żartobliwie do tego podejdzie, to pacjent chwyta to, tylko tak jak mówię nie wolno kłamać, bo jeżeli się wymusi coś, no to można pacjentowi zaszkodzić. Często jest tak, że to rodzina chce i to jest jeszcze gorzej, rodzina mnie wysłała. I to często widzę u młodzieży współczesnej, że on po prostu nie wie, że jest problem. To jest gorszy problem niż to, że do mnie przyjdzie pacjent żebym go zbadał i coś tam wykryję. To jest to co mówiłem wam o stopie, że są stopy te Mortona, gdzie drugi palec dłuższy i połowa z tych pacjentów, którzy mają problem, to było to, że ktoś zaczął to niepotrzebnie dotykać i leczyć. Pacjent przez ileś lat się tak skompensował, że u niego nic nie ma, ale przyszedł na badanie, ktoś mu zmanipulował coś co nie powinien i po prostu nie to, że mu uszkodził coś, tylko cały układ się rozsypał, najsłabsze ogniwo puściło. Więc ja to trochę też porównuję do czegoś takiego co się nazywa zaworem bezpieczeństwa, bo każda nasza tkanka posiada swój zawór bezpieczeństwa, czyli przez jakiś czas może funkcjonować, wytrzymuje w patologii. Właśnie to trzeba zobaczyć, czy to jest patologia już taka patomechaniczna, biologiczna, gdzie już widzisz pewne przeciążenia, że jak to jeszcze chwilę potrzymasz, to ci padnie, a są pewne zmiany kompensacyjne, które po prostu są adaptacją do codzienności. I moim zdaniem tych drugich, może nie tyle, że ich nie ruszać, co raczej wyrównywać, czyli stymulować raczej układ. Ale musi to być sparowane z tym chceniem, niechceniem pacjenta, tak.
To ruch dla kogo? Dla wszystkich? Ruch terapeutyczny, 100% ludzi powinno to robić?
Moim zdaniem jak się przekreśli słowo „terapeutyczny”, to jest tak.
Teraz ruch na rowerze i teraz codziennie ruch rowerem będzie tragiczny.
No będzie tragiczny.
Dlatego użyłem „terapeutyczny”.
Wiesz co, nie wiem, czy dla każdego ruch terapeutyczny, tylko jeżeli zadam ja sobie pytanie, jak funkcjonuje współczesny człowiek, to funkcjonuje w taki sposób, że nie ma ruchu. Więc tam tak naprawdę każdy ruch będzie terapeutyczny. Tylko kwestia jest taka czy jego układ tak naprawdę jest przystosowane. Więc stymulacja do tego, żeby ruszyć pacjenta, żeby zaczął się po prostu ruszać, to tak. Natomiast czy ruch terapeutyczny, czy ja będę pacjentowi kazał robić podwijanie miednicy, czy będę mu kazał otwierać biodro, no może nie od razu, ale po prostu rusz. Na przykład jedziesz tramwajem do pracy, wysiądź przystanek wcześniej, ten przystanek dojdź sobie do chaty.
To oklepane, ludzie tego nie lubią.
Nie lubią strasznie, ale który układ lubi. My jesteśmy z natury leniwi. Więc ja sam jestem strasznie leniwy, nic mi się często nie chce. No ale wiem, że jak się człowiek nie zmusi, to będzie słabo. Ja to też porównuje do swoich czasów WF-u, gdzie na przykład mieliśmy kolegów w podstawówce, którzy byli bardzo otyli jak na tamte czasy, ale chodzili WF. I wuefista nie wymagał tego od nas, gdzie byliśmy szczupli, gdzie my sobie biegaliśmy na kilometr, tylko on na przykład od tego kolegi wymagał zupełnie czegoś innego. Zrób przewrót, fikołka, poturlaj się trochę. I nie powiedziałbym, że oni byli mniej sprawni. Ich nie bolały kolana czy coś. A dzisiaj jest tak, że dzieci są zwalniane z WF-u, człowiekowi dorosłemu się nic nie chce. Więc tak naprawdę każdy ruch będzie pełnił u takiego człowieka jakby funkcję terapeutyczną, no bo z pozycji zero jednak coś zaczynasz robić, tak.
To, kiedy się zorientowałeś, że wiesz więcej niż inni i możesz szkolić?
Nie zorientowałem się, to było troszeczkę spontaniczne i raczej wyszedłem z takiego starego powiedzenia, że jeżeli chcesz się czegoś nauczyć, musisz sam zacząć uczyć. Zmusiło mnie to też do pracy.
Jest takie powiedzenie mega mądre – dopóki czegoś nie umiesz wytłumaczyć, to znaczy, że tego nie umiesz.
Dokładnie tak. I to się w 100% sprawdza. Ja na przykład wszystkim instruktorom różnych metod dałbym dzieciaka dwunastoletniego na przykład i powiedział – naucz go jakiejś techniki. Jeżeli dziecko jesteś w stanie nauczyć, to terapeutę tym bardziej. Więc ja się cały czas uczę, jak uczyć i wiem, że jeszcze jestem daleko. Pojawia się zmęczenie. Ja raczej postanowiłem, że spróbuję. Ja na początku zacząłem uczyć podologów biomechaniki stopy. Tych podologów nie było bardzo dużo w Polsce. Później pojawiali się studenci, uczyłem tej biomechaniki jeszcze wtedy w oparciu o książki, jakieś tam doświadczenia, które sam miałem z tą stopą i kończyną dolną. Później pojawiła się szansa na to, żeby zadziałać troszeczkę w powięziówce i to był taki skok, gdzie musiałem się nauczyć jak mówić do grupy, żeby grupa słuchała. Czyli czasem niestety wariata musisz z siebie zrobić, ale to ma wynikać z twojej prawdziwej osobowości. A ja na początku jak byłem w pewnej szkole osteopatii, wszystko pod krawatem, no to myślałem, że też trzeba wyglądać. A to się okazuje, że nie. Jak złapiesz za rękę tego terapeutę i mu wytłumaczysz, ja wiem, że czasem brakuje na to czasu, ja sobie zdaję z tego sprawę, ale tak naprawdę z tego jest ogromny fun. Ja pamiętam jak dziś, jak ktoś mi zadał kiedyś pytanie o dysk, a ja pamiętam, że gdzieś tam coś przeczytałem, świtało mi, ja mówię – wróć do tego pytania za dwa dni, to ci odpowiem. Ale powiedziałem „nie pamiętam”. I to jest taka rzecz, że musiałem otworzyć książkę, przeczytać i wiem, jak kursanci doceniają słowo „nie wiem”, jak instruktor powie „nie wiem”. To jest szczerze. A nie, że wymyślasz, próbujesz swoją niewiedzę jednak przestawić w wiedzę. To jest strasznie moim zdaniem takie oklepane, że instruktor jest kimś nad. Nie, instruktor przede wszystkim powinien być terapeutą z krwi i kości, i przedstawiać swoją wiedzę praktyczną. I nie powinien to być zawód. To co często ja moim kolegom instruktorom powtarzam, mówię – instruktor to nie zawód. To jest pewna taka „misja”.
Czyli obok terapii robisz szkolenie?
Tak, obok. Tak jak mówię, jestem cały czas jestem terapeutą i jestem po części też instruktorem z tego jak ja prowadzę terapię. Oczywiście od instruktora współczesnego powinno się wymagać też wiedzy współczesnej. To fajnie, że byłem uczony tak, ale ode mnie się wymaga aktualizowania wiedzy.
Czyli nie durne pokazywanie co mi ktoś pokazał.
Tak. Czyli aktualizacja. Jeżeli ja czegoś nie aktualizuję, a nie aktualizowałem na początku, stąd był ten mit o trzech punktach podparcia stopy, który od paru lat już uczę inaczej i to była moja wina, że tego nie zaktualizowałem. To, że w Polsce w większości wszyscy mówią o tych trzech punktach, super, ale jeżeli ja uczyłem tej stopy to ode mnie się wymagało, to co Karol Szapel często mówi, że „jak szukasz badań, to nie szukaj tych, które tobie potwierdzają, tylko tych, które tobie zaprzeczają”. Bo to znaczy, że ktoś jednak zobaczył coś innego. A tu się nagle okazuje, że to co ja myślałem, że jest moje kredo, to okazuje się, że wiele instytutów, wiele w ogóle współczesnych szkół, zaprzecza. Tylko czemu to do Polski się nie chce wedrzeć, to jest inny problem. Ja wiem, że są uczelnie bardzo zamknięte i tak dalej. To nie wchodzimy w to, bo to możemy, że tak powiem, żale wylewać. Natomiast wymaga się po prostu aktualizacji wiedzy od instruktora. I tak naprawdę to jest dla mnie nauka, bo na każdym kursie dostaje inne pytania. Na każdym kursie ja sam wiem, że mówię inaczej, bo muszę dopasować się do grupy. Jak są podolodzy, to ja musiałem na przykład kupić sobie książkę chorób o paznokciach, żeby się tego nauczyć, żeby z nimi mieć jednakowy język. I wiem jak strasznie mi to diagnostycznie pomogło później w terapii pacjentów. Raz nawet miałem pacjenta, gdzie wykryłem nowotwór pod paznokciem. Oczywiście nie mogłem tego pacjentowi powiedzieć, ale wiedziałem na jakie badanie wysłać i okazało się, że z tego mogło być naprawdę nieciekawie. Więc to naprawdę rozszerza wiedzę. I kursanci uczą, bardzo uczą. Uczą przełamywanie twoich takich słabości, awersji, które czasem masz. Czasem jestem zmęczony i czasem usłyszę jakieś pytanie, które mnie wręcz pobudzi, tak. To jest fajne. I w ogóle kontakt z ludźmi. Ja też uczę i zagranicą, Kazachstan, Ukraina, Białoruś, Rosja. Każdy kraj to inny terapeuta jest. W ogóle w Niemczech są zupełnie inni terapeuci. Czegoś innego od ciebie wymagają. W ogóle pamiętam jak pierwszy raz pojechałem do Niemiec, to tak jak u nas W Polsce średni wiek terapeutów, którzy są na szkoleniach, to są bardzo młodzi terapeuci, 20+, a tam jest 50+. Ja tak stanąłem i mówię – czego wy chcecie się ode mnie dowiedzieć, jak ja się od was powinienem uczyć. A oni powiedzieli wprost, że nie, spojrzenie się zmienia. Spojrzenie zależy od twojego doświadczenia i nieważne czy masz doświadczenia 10 lat czy 5, ale jeżeli masz doświadczenie, to zawsze coś z tego wyniesiemy. I pamiętam ich takie zasłuchanie w to co ja mówiłem i zadawanie mnóstwo pytań. Dla mnie osobiście jako instruktora, jeżeli ja słyszę rzeszę pytań, to znaczy, że jest super. Ja na połowę mogę nie odpowiedzieć na przykład, bo po prostu mogę nie wiedzieć.
Ale mądrych pytań.
Mądrych pytań. Ale nie bać się. Bo my się często w Polsce boimy zadać pytanie, bo się przyznajemy do niewiedzy. Ale właśnie odwrotnie, my się przyznajemy do tego, że chcemy tę wiedzę posiąść i trzeba o to zadawać pytanie przede wszystkim. Ja zawsze podążam do wytłumaczenia fizjologicznego. Czyli jeżeli wchodzimy w procesy komórkowe, no to ja mogę się tym interesować, żeby zrozumieć dosadnie, ale jeżeli doszedłem już do cyklu Krebsa, to za daleko. Prosto, ale na tej zasadzie. Czyli robisz taką i taką technikę, jaką reakcję pod ręką oczekujesz. Czyli czy oczekujesz ocieplenia? Co robi ocieplenie? Tłumaczysz terapeutom tę reakcję. I tak samo do lekarzy. Jeżeli ja powiem do lekarza, że będę wykonywał technikę taśmy spustowej na przykład, a lekarz się na mnie spojrzy – co to jest jakaś taśma spustowa? No to wiesz, straciłem może fajnego kompana. Ale jeżeli powiem, że jest technika, która działa tak i tak, prawdopodobnie rozszerzają się naczynia, prawdopodobnie może dojść do naderwania zrostów, do stanu zapalnego, to jeżeli z lekarzem porozmawiasz takim językiem fizjologicznym, to nagle możesz mieć super kompana i takich głównie mam. Takich głównie mam, ale to od nas terapeutów się wymaga wejścia tam.
Mamy czego się wstydzić wiedzowo co do innych terapeutów na świecie?
Nie. Wręcz odwrotnie. To nie znaczy, że jakiś kraj ma słabych terapeutów. Na przykład w Kazachstanie nie ma typowego zawodu fizjoterapeuty, tam jest dużo kinezjologów, doktorów medycyny naturalnej, ale uwaga, ci terapeuci naprawdę chcą posiąść wiedzę. Czyli to nie jest tak, że ja wiem najlepiej. Może się tego nauczę, może się tego nie nauczę. Nie ma takiej pyszałkowatości. Natomiast my naprawdę jako polscy fizjoterapeuci nie mamy się czego wstydzić, bo polski fizjoterapeuta jest fizjoterapeutą wszechstronnym. W różnych krajach, na przykład w Niemczech jest specjalizacja. Tam jest bardzo dużo „obrzękówki”. Ale nie mamy się czego wstydzić. Absolutnie nie. Zresztą ja się nie spotkałem w tych wszystkich krajach, gdzie byłem, z jakimś negatywnym odbiorem. Właśnie odwrotnie, na przykład na Ukrainie terapeuci bardzo chcą wiedzy.
A nie widzisz tak, że im bardziej na zachód tym mniej szkoleń trzeba zrobić?
Tak, na wschodzie bardzo dużo, natomiast na zachód faktycznie, ci terapeuci, którzy byli u mnie na szkoleniu, no to tam pokończyli dwa na przykład szkolenia i tym po prostu pracują. Wszechstronni, czyli na przykład pokończyli Kaltenborna, no bo w Niemczech jest modny, jest refundowany, ale oni tym Kaltenbornem i na neurologii pracują, i na obrzękówce. Czyli potrafią to modyfikować. Nie tak jak tylko na kursie nauczyli, tylko to się rozwija. Natomiast idą, żeby coś dołożyć, jakąś cegiełkę. I oni na przykład mówią wprost, że na przykład z tego prawdopodobnie nie będę korzystał, ale i tak spróbuję. To jest fajne, że nie ma tak, że nie podoba mi się ta technika, to nie będę robił. Po to przyszedłem, żeby się tego nauczyć i mogę dopiero powiedzieć, że nie działa, jak spróbuję. Nie ma takiej niechęci na przykład tutaj. Ale faktycznie, im dalej na wschód, jest troszeczkę inaczej. No generalnie tam jest gorzej też z dostępnością wiedzy. No Ukraina bardzo też dużo kinezjologów, ale bardzo otwarci ludzie i oni wręcz żądają, żebyś ich za rękę dotknął. Oni chcą poczuć to co ty czujesz. Najgorsze jest to, że nie da się nauczyć tego co my czujemy. Ale pod tym względem jest naprawdę fajnie. To jest dobre doświadczenie dla wykładowcy, dla instruktora, żeby szkolić w różnych regionach świata, bo wtedy uczysz się też innych spojrzeń. Innych systemów, na przykład jak oni tam podchodzą, innych w ogóle kursów, jakie pokończyli. Więc pod tym względem jest bardzo fajnie.
Czy przechodziłeś jakieś szkolenia uczenia ludzi?
Na początku no to żywioł, natomiast później miałem zajęcia z pewnym coachem, który uczył, jak uczyć, a raczej pokazał jak nie uczyć. Na przykład pamiętam jak gdzieś prowadziłem szkolenie i bardzo się wzbraniałem, żeby przekląć. I pamiętam, że mieliśmy takie zajęcia, że słuchaj, jak wchodzisz w taką emocjonującą, emocjonalną gadkę, gdzie widać, że to wypływa z ciebie i przychodzi ci na język to słowo, przekleństwo, użyj tego, bo to jesteś ty. To nie jest wulgarne. No i ja pamiętam, on siedział na końcu sali, ja coś mówię i widzi, że ja się emocjonuję i w pewnym momencie krzyknął – Piotruś, to jest ten moment. A ja po prostu, wyleciało i grupa tak się rozluźniła. Ale to później z czasem przychodzi. Najgorsze pamiętam są sytuacje i wielokrotnie je miewam, gdzie na szkolenie przychodzą terapeuci bardzo doświadczeni, oczekują zupełnie czegoś innego niż terapeuta początkujący.
Wyrównanie poziomu jest trudne?
Nie da się wyrównać poziomu. I teraz stoisz przed grupą i wiesz, że ta połowa wymaga naprawdę rozłożenia na kwanty światła, a druga grupa wymaga prostych rzeczy, żebyś przeprowadził ich od prostej diagnostyki. No i teraz stoisz i pod kogo mam mówić. No i musisz mówić wszystko. Musisz mówić wszystko i trochę się rozdwoić. I tak się nie da. Pamiętam taką jedną grupę to powiedziałem, że zostajemy godzinę albo dwie godziny dłużej. I nie mieli nic przeciwko temu. Bo powiedziałem wprost, że poziom grupy jest bardzo zaawansowany po tej stronie, część terapeutów ma tak, część jest inaczej. Uważam, że dla was, terapeutów mniej doświadczonych, bo to była grupa studentów, którzy po prostu przyszli z jednej uczelni, ja mówię – dla was będzie krzywdzące jak nie usłyszycie tego co tamtym powinienem powiedzieć, a dla nich będzie krzywdzące, jak będę mówił tylko pod was. Więc wyrównaliśmy ten poziom, ale było to bardzo trudne. Pamiętam wróciłem strasznie zmęczony z tego szkolenia. Wręcz mi się myliły słowa, pamiętam jak dziś, ale do dzisiejszego dnia mam z większością grupy kontakt. Dlatego ja często zaczynam szkolenie, nie po to, żeby poznać imię i nazwisko, tylko czego oczekują ludzie. Więc ta jak na przykład ostatnio powiedziałem, GTS i kurczę 80% sali pediatria. Czyli już wiem, że to co ja będę mówił, musi być w większości przygotowane pod pediatrię, ale nie mogę zapomnieć o tych 20% sali, którzy wymagają też czegoś innego. No i to jest też fajne, że prezentacja to jest jedno. Dlatego ja na przykład mam prezentację, coś się wyświetla, ale ja nie czytam. Ja tak naprawdę mógłbym nie pokazywać w ogóle prezentacji. Ja staram się flow, tak, idziesz na żywioł. Wiesz pewne minimum, które musisz przekazać, ale pewne rzeczy niestety musisz dopasować na żywo do grupy.
Kiedy zobaczyłeś, że masz łatwość uczenia się?
Zależy czego.
Że ogólnie przeczytasz i już wiesz.
Przeczytasz i już wiesz, to ja chyba nigdy nie miałem czegoś takiego. Moim zdaniem, że przeczytam coś i wykorzystam to, to mniej więcej chyba po 4 latach praktyki. Tylko że ja miałem bardzo niezdrowe 4 lata praktyki, bardzo niezdrowe. No nie jest tajemnicą, że jestem po rozwodzie i to był taki czas, gdzie faktycznie coś tam nie wychodziło w rodzinie, nieważne, natomiast uciekało się trochę do pracy, czyli od siódmej albo ósmej rano do dwudziestej trzeciej, gdzie przez cztery lata mi Excel wyliczył, ile przez 3,5 roku miałem wizyt – 15 tys. To nie jest normalne, absolutnie nie polecam.
To nie jest zdrowy biznes.
I zdrowe psychicznie też nie jest dla nikogo. Nie ma się czym chwalić. I powiedzmy po trzech latach takiego patologicznego zapierdzielu za przeproszeniem, no to było łatwiej się uczyć. Czyli przeczytałem coś, ok, spróbuję jutro. Na tej zasadzie. Ale ja w ogóle na studiach nie miałem umiejętności nauki na pamięć. Musiałem zrozumieć. I to było i jest moje przekleństwo. Bo ja nawet jak teraz jestem akordeonistą, nie gram na akordeonie, ale postanowiłem się grać na gitarze. I teraz ja na przykład jak przykładam rękę do gryfu, to ja muszę zrozumieć po co tak. Czyli to, że mam narysowane kropki, że tu trzeba nacisnąć, to mnie nie interesuje, bo nie zapamiętam. Ja muszę zrozumieć, że tam jest taki i taki dźwięk i wtedy mi idzie. I tak samo jest w nauce anatomii, nauce różnych nowych rzeczy. Ja muszę zrozumieć, dlaczego. Więc jak ja idę na jakieś szkolenie tak jak byłem na szkoleniu z igieł, no to było – a dlaczego? A czy aby na pewno? No bo musiałem to pojąć. Jeżeli się uczysz na zrozumienie, nie uczysz się na pamięć. Moim zdaniem to jest najważniejsza rzecz. Dlatego ja Bochenka przeczytałem 3 razy. 3 razy dosłownie. Pierwsze 2 razy to było bez sensu, bo czytałem każdy tom osobno, a później położyłem sobie wszystkie książki i na przykład otworzyłem wszystkie tomy, które dotyczyły kończyny dolnej. I sobie na kartce pisałem po swojemu i przekładałem to na pacjenta i miałem ten efekt „aha”. Miałem troszeczkę też prościej z techniką, no bo jeżeli od 6 roku życia się gra na instrumencie, no to twoja palpacja jest troszeczkę miększa, więc na przykład jak uczyliśmy na anatomii palpacyjnej na osteopatii, że słuchajcie, tutaj jest nerw taki i taki, a ja mówię – no, taki jak struna basowa. Prowadzący się uśmiecha – no taki może być, tak. To dla mnie ten nerw to była struna basowa. A ścięgno, ta struna basowa na samej górze naprężone, tak. Więc na zasadzie takich skojarzeń się tego uczyłem. A później coraz łatwiej, coraz łatwiej. I tu się sprawdza to co powiedział mój świętej pamięci profesor Król, z którym miałem okazję chwilę współpracować i był moim promotorem, że do pierwszych trzech tysięcy wizyt pacjentów, będzie bardzo trudno, później będzie dużo prościej technicznie. I faktycznie technicznie nie jest teraz jakiś duży problem, żeby pacjenta złapać, wyizolować jakiś ruch, sprawdzić grę stawową, mobilizację czy coś, natomiast jest problem inny, jest problem ten kliniczny, czym mogę to zrobić. I to jest jakby zupełnie coś innego. I tutaj tak jak prof. Król powiedział – to będzie do końca twoich dni, jak będziesz terapeutą, coraz trudniej. I to jest właśnie to, że przychodzi pacjent z bólem palucha, ma obrzęk palucha, teoretycznie podagra, ale praktycznie pamiętam paru pacjentów, którzy mieli tętniak rozwarstwiający aorty brzusznej, gdzie mieli obrzęk palucha. No i teraz to wraca do ciebie. To wraca i boisz się. Ja też dostałem niedawno pytanie – Piotrek, czy ty się czegoś boisz? Ja mówię – tak, tego co potrafię. – Jak to? Boisz się tego co potrafisz? Ja mówię – no tak, bo tego czego nie potrafię nie zrobię, a to co zrobię może mi się hamulec wyłączyć. Więc trzeba samemu sobie czasem taką super wizję zrobić, dlatego uważam, że my terapeuci powinniśmy sobie korzystać czasem z superwizji innego kolegi. Albo powinniśmy nawet korzystać z usług psychologa, psychoterapeuty, po to, żeby pogadać by z ciebie to zeszło. Bo nie ma możliwości nieprzyjmowania od pacjentów tych emocji wszystkich. Czasem wracasz do domu, jesteś wkurzony i nie wiesz na co, a nagle się okazuje, że to w tobie cały czas siedzi. No musisz się wyładować, musisz mieć jakąś pasję osobną, gdzie będziesz po prostu się realizował. My jesteśmy terapeutami od ludzi, czyli wszystkiego co dotyczy człowieka, czyli emocji, jego całej historii i tak dalej.
Pacjenci, klienci, czym oni się według ciebie najczęściej psują?
Czemu się psują?
Czym. Czym się ludzie psują, a potem przychodzą do ciebie?
Najprościej mógłbym powiedzieć, psują się tym, że nic nie robią, to punkt pierwszy. Albo na przykład wpadają na świetny pomysł, żeby coś zrobić. Czyli nic nie robiłem, nagle wpadam na pomysł, żeby coś zrobić. Inny powód, czemu się psują i czym się psują, to jest bagatelizowanie swoich objawów, jakie wysyła ich własne ciało. Ale wiem z czego to na przykład już wynika i to na 100% w większości przypadków, z braku świadomości swojego ciała, że to jest w ogóle ważne. Coś mnie tam łupie pod łopatką i nie przechodzi już czwarty dzień, to znaczy, że coś trzeba zrobić i nagle się okazuje, że po jakimś czasie to jest coś bardzo niedobrego. Ludzie się też nie badają. Jest taka ignorancja troszkę własnym ciałem. Ludzie na przykład chorzy przychodzą do pracy, mam katar, muszę pójść do pracy.
Ostatnio się trochę zmieniło.
Teraz tak, ostatnio się bardzo zmieniło. Ale ludzie bagatelizują to i w pewnym momencie przychodzą, gdzie ich się nie da wyleczyć. To co powtarza też prof. Dziag, że jeżeli przychodzi do ciebie pacjent z bardzo silnym bólem, ledwo chodzi, to ty już możesz mieć pewność, że go bardzo szybko nie wyleczysz. Ty możesz go zaleczyć. A to, żeby to miało ręce i nogi, to już pacjent musi bardzo dać od siebie. Ale często bywa tak, tak jak my mamy pacjentów, którzy z obrzękami limfatycznymi, bo też się tym zajmujemy u nas w centrum, jeżeli pacjent nie zmieni diety, to jest straszny problem. To jest straszny problem i teraz trzeba pacjenta czasem szarpnąć za łeb dosłownie i powiedzieć, że inaczej będzie źle. I czasami nawet jak powiesz – to ja w takim razie rezygnuję z terapii – i nagle wtedy bardzo często się otwiera – a nie, to ja to muszę zrobić. Bo też musisz postawić taką granicę, że jeżeli wiesz, że musi być spełnionych ileś punktów, to znaczy, że bierzesz ty też za to odpowiedzialność jako terapeuta. Tylko ja zawsze mówię do pacjenta – jeżeli już wyszliśmy z poziomu bólu ostrego i chcemy, żeby to nie wracało, to maksymalnie 40% to jest moja praca jako terapeuty, ale niestety 60% to jest pańskich nawyków. Ja mogę pomagać, mogę pokazywać jak. Ja na przykład mam z pacjentami grupy na Facebooku pozakładane i na przykład oni mi wysyłają filmiki jak ćwiczą. I to jest super, bo on musi się zalogować, on musi wysłać filmik, bo wie, że ja na to czekam. I to też ich trochę motywuje.
Nie masz za dużo tych filmików?
Trochę ich mam. Ale to są pacjenci, którzy bardzo są wdzięczni, oni przychodzą często raz w miesiące, bo coś robią. Ja później oczywiście staram się jeszcze bardziej oddalać te wizyty, bo ja zawsze mówię, że im rzadziej, jeżeli jest lepiej to tym lepiej. Czyli jeżeli pacjent się poprawia, często pacjenci sami mówią, czasami opisują, że zmieniło się coś, że często rodzice na przykład mówią, że jednak dziecko się otwiera, że dziecko zainspirowało się ruchem na przykład. Tylko ja nie chcę tworzyć sportowca. Ja się zajmuję sportowcami wyczynowymi, zwłaszcza teraz, ale to jest oczywiście zupełnie inna forma rehabilitacji, którą ja się kiedyś zajmowałem, jak poszedłem na własną działalność. Jak poszedłem na własną działalność, to trafiali właśnie do mnie zawodniczy MMA, brazylijskie ju-jitsu, no i później zrezygnowałem z tej pracy, ponieważ wiedziałem, że tam ze zdrowiem nie ma nic wspólnego. No i przez parę ładnych lat, tam prawie 7 lat, pracowałem z takim pacjentem typowo chorym. Natomiast teraz na nowo wrócił temat sportów wyczynowych i muszę się na nowo przesterować. Mam taki psychiczny problem, ale wiem, że przecież nimi też trzeba się zająć. To też jest człowiek, który potrzebuje zupełnie innej pomocy, ale to już nie mówimy o fizjoterapii czy leczeniu, tylko raczej to jest takie podtrzymanie zawodnika. Sam pracowałeś z zawodniczkami, koszykarkami, więc wiesz, jak jest. Ale to też uczy, taka praca z zawodnikami nauczyła mnie pewnej ręki. Jednak ci ludzie mają ponadprzeciętne możliwości, mięśnie są zupełnie inaczej rozrośnięte. Ja się nauczyłem pewnego ruchu. Oczywiście później moja ręka musiała się wystopować u takiego pacjenta, który przyszedł z rzeczywistym urazem, ale nauczyło mnie takie spojrzenie, szybka diagnostyka – uszkodzenie, nie uszkodzenie – i szybka decyzja – rentgen, USG czy działamy. No musisz podjąć decyzję. I to jest też fajne, moim zdaniem przez tego typu rzeczy studenci współcześni powinni być przeprowadzani. Fajnie, uczymy się tego i tego, ale pamiętajcie, że są pewne dziedziny fizjoterapii, gdzie zasady, których się uczycie, w ogóle nie współpracuje to z tą specyfiką, właśnie taki sport wyczynowy. Tam zupełnie o coś innego przecież chodzi. To nie jest zdrowe bardzo często, nie jest absolutnie i to powinna być decyzja podejmowana zawsze – fizjoterapeuta, zawodnik, trener i lekarz. Ale sam wiesz jak czasem jest.
Prowadzisz GTS-a, czyli tę globalną terapię stopy, gdzie często odwołujesz się do nowych badań, starych badań, jakby analiza tych badań i tych rzeczy. Prowadzisz też FDM, który mało będzie miał jednak tych badań naukowych, które będą na dużej próbie, czy będą mocno dziś jakąś tam próbą zerową czy takimi rzeczami. Jak do tych badań podchodzisz? Kiedy do badania, kiedy twoja wizja? Kiedy doświadczenie?
Ja jestem totalnie nienaukowym człowiekiem, natomiast czytam, aktualizuję od jakiegoś czasu bardzo wiedzę naukową i staram się przełożyć to na praktykę. Uważam, że powinno to mieć miejsce i osobiście jako instruktor FDM-u i szkoleń zaawansowanych uważam, że FDM musi się rozwinąć tutaj i nieśmiało powiem, że się powoli zaczyna rozwijać. I to bardzo dobrze.
Praktyka zawsze wyprzedza badania? Czy najpierw trzeba zobaczyć praktycznie, żeby to można było w ogóle poddać badaniom?
Ale to jest model. Najpierw jest model, potem jest próba i sprawdzanie czemu to działa.
Takie są gdzieś tam zarzuty, że ten model wyszkolił w Polsce około, nie wiem, 10 tys. już terapeutów, dużo osób tym pracuje, dużo osób zanegowało i nie pracuje w ogóle, bo nie ma badań. Nie pójdzie, bo nie ma badań. I teraz właśnie jak to ułożyć, żeby to miało ręce i nogi? Czy szkolenie idealne to takie szkolenie, które ma już podwaliny doświadczenia i badań naukowych, czy jednak to szkolenie, które nie ma podwalin, a wydaje się ciekawym szkoleniem, jest ok?
Moim zdaniem obie opcje są ok, tylko znowu powtórzę za kolegą Karole, pytanie – jak tłumaczysz to pacjentowi? Jeżeli jesteś fizjoterapeutą i wiesz, że pewne techniki działają albo inaczej, pewna reakcja fizjologiczna działa, może w ten sposób, czyli na przykład wiesz, że ocieplenie albo roztarcie skóry, tkanki podskórnej w tym miejscu powoduje wynaczynienie osocza, to powoduje z kolei zmianę konsystencji kwasu hialuronowego, co wiemy, że tak jest, fajnie, czyli wiemy jaka technika działa. Więc może teraz, jeżeli ja wezmę tym FDM-em nieszczęsnym, ja wiem jaki jest hejt, rozetrę, to czy nie wywołam podobnej reakcji fizjologicznej? Pewnie tak. Błąd, że nie zostało to zbadane. I ja oponuję, żeby było badane. Ja podejrzewam jak niektóre techniki działają. To, że się nazywają tak a nie inaczej, spoko, ale na przykład FDM się zmienił pod kątem diagnostyki. Pod kątem siły się też zmienia. I dobrze, że się zmienia. Oczywiście nie w każdej federacji, nie u każdego też instruktora różnych federacji, ale akurat z tymi kolegami, z którymi mam przyjemność współpracować, wiem, że się zmienia. Ja też wielokrotnie robiłem dużo błędów i wiem, że FDM jaki ja byłem uczony i z tobą też, tam się poznaliśmy i zupełnie się zmienił do tego co jest teraz. Ja nie reklamuję tutaj teraz FDM-u jako modelu, bo to nie metoda tylko model, tylko raczej uważam, że FDM powinien być szczerze dla terapeuty, który już ma jakieś doświadczenie czuciowe. Bo tak naprawdę, jeżeli nie masz doświadczenia czuciowego, tak jak jest słynna taśma boczna ramienia, fajnie. Wiesz, że trzeba tak zrobić, jeżeli tak boli, ale wiesz, że w połowie ramienia jest nerw promieniowy, to może w tym miejscu nie będę tak cisnął, może ominę to miejsce. I to jest właśnie to co w FDM-ie mówimy, że to jest model anatomiczny, czyli ja zakładam jako instruktor, że terapeuta zna anatomię. Czyli może po nerwie nie będę jeździł. Tętnicy może nie będę rozwłókniał. Więc jak coś chcę poddać manipulacji, to zrobię test bezpieczeństwa. I okazało się, że nie jest to oczywiste i dlatego trzeba było to zmienić. I teraz na przykład przy manipulacjach są robione testy bezpieczeństwa. I to jest właśnie to czego się uczymy. Ale widzisz, teraz można powiedzieć tak – no dobra, ale to powinny być testy bezpieczeństwa i tak dalej. Ja ci powiem szczerze byłem na paru kursach, nie będę mówił z nazwy jakich, ale znane kursy i Evidence Base Medicine, żeby to było śmieszniej, takie kursy. I słuchaj, mówili nam o testach bezpieczeństwa. Ich nie wykonaliśmy. Czyli w drugą stronę, fajnie, że mam wymienione, że muszę mieć zrobiony test bezpieczeństwa, ale nikt z nas testów bezpieczeństwa nie przeprowadził sobie na kursie. Pytanie – wina instruktora? Wina systemu edukacji? Wina tego, że była duża grupa? Nie wiem. Ale tak samo mówi się, że jest test pchnięcia C2 do przodu, czyli test PA, czyli test więzadła poprzecznego obrotnika. A czy ktoś komuś wytłumaczył na jakiej zasadzie biomechanicznej to działa? Czemu ten palec tak naprawdę testuje dotykając wyrostka kolczystego C2? Nie, mi nikt nie wytłumaczył.
Przyjmujemy za pewnik trochę to.
Tak, a ja musiałem sam otworzyć książkę do biomechaniki zobaczyć. I wtedy pamiętam jak dziś, to był Kapandji i mówię – aha, to przecież jak ja robię to pchnięcie, to ja zastępuję więzadło poprzeczne. I nagle mam zrozumienie co się dzieje. A co gorsze ci powiem szczerze, na żadnym kursie, na którym byłem na terapii manualnej, nikt mi nie mówił, że robienie testu, jakiegokolwiek testu bezpieczeństwa, niesie ze sobą ryzyko.
No niesie. Którymś testem będzie też terapia, tak?
Tak. I teraz na przykład testując łękotki, jeżeli łękotka jest zdegenerowania, może ci łąkotka pęknąć. Wiesz na którym kursie paradoksalnie powiedzieli mi to? Na FDM-ie. I to właśnie najśmieszniejsza rzecz. Ja nie jestem zakochany w FDM-ie. To jest terapia, którą stosuję, którą uczę. Byłbym niewiarygodnym instruktorem, jakbym nie stosował tej terapii. Stosuję, ale moim zdaniem umiem odrzucić pacjenta z tej terapii. Bo są pacjenci niektórzy, którzy się do tego nie nadają. Ale to właśnie wywiad i diagnostyka, czyli skupienie się na pacjencie mówi mi czego nie robić, że ten pacjent się do tego nie nadaje na przykład. I właśnie to co mówiłem, że fajnie, że są różnego rodzaju kursy evidence based medicine, które trzeba robić, jak ktoś jest zainteresowany, absolutnie z ich wiedzy trzeba korzystać, ale to taka prośba może do instruktorów – przeprowadźcie kursantów od a do z. Czyli mówicie o testach bezpieczeństwa, zróbcie te testy bezpieczeństwa, ale uprzedźcie, że to jest też ryzyko. Mój kolega, pamiętam jak dziś, terapeuta OMT, w Polsce już go nie ma, ale nie przez ten wypadek, który się zdarzył, robił właśnie test C2 i mu niestety pękło pod ręką. Dobrze, że skumał się, że coś się dzieje, spakował pacjenta w kołnierz, okazało się, kto by podejrzewał chłopa czterdziestoparoletniego o zaawansowane stadium osteoporozy? No nic się nie stało, pacjent został uratowany, wszystko jest ok, pacjent dalej funkcjonuje, z tego co wiem nawet jakiś sport uprawia, ale wiesz jaka fama idzie. No niestety to jest ryzyko zawodowe, tak. Więc to wyczulenie w wywiadzie na pacjencie, tak samo o teście De Kleyna, cały czas się mówi o teście De Kleyna.
Zerowy współczynnik korelacji.
A czy w ogóle ktoś, znaczy jest na pewno ktoś, ale kto mówi o tym, że były próby robione takie, że test De Kleyna na zdrowej tętnicy wywoływał objaw niedokrwienny, na zdrową tętnicę możesz to wywołać. Więc to jest właśnie terapia manualna. Fajnie, że jest diagnostyka, tylko moim zdaniem całą diagnostykę powinno się prowadzić od wywiadu. Czyli umiejętne prowadzenie wywiadu i moim zdaniem, trochę może zareklamuję ten kurs, ale moim zdaniem Maitland ma jeden z lepszych systemów w ogóle kwalifikacji pacjenta do terapii. Tam jest naprawdę wywiad wielopoziomowy, gdzie musisz jeszcze potwierdzić drugim pytaniem i tak dalej. Moim zdaniem to jest najważniejsze. Bo tak naprawdę my mamy ograniczoną możliwość działania. My możemy albo coś ucisnąć, albo pociągnąć, albo rozciągnąć i koniec. A reszta technik to jest kombinacja tego wszystkiego. Ale reakcje fizjologiczne są różne w zależności od tego do jakiej głębokości, jak agresywnie podejdziesz do tego. Tak samo pacjenci nie potrafią i to jest moim zdaniem pewien błąd, bo my dążymy do czegoś takiego, do życia bez bólu. Czyli pacjenci zbyt szybką chcą się bólu pozbyć. Bo ból z punktu widzenia fizjologii jest reakcją bardzo pozytywną, bo to jest informacja. I to powinna być kropka. Ale niestety pacjent bardzo szybko wchodzi w reakcję cierpienia. Czyli on się nie godzi na to, żeby bolało go, on się w ogóle nie utożsamia z tym, dlaczego go boli, kiedy to boli, jak go boli. On tego nie chce i on zrobi wszystko, żeby tego nie mieć. Dlatego często pacjentowi trzeba powiedzieć, żeby nie przychodził na terapię po tabletkach przeciwbólowych. To nie jest oczywiste, tak. I dlatego terapie przeciwbólowe w pewnym momencie miały taki fajny feedback, że wow, pacjent dwa lata go nic nie boli. On dwa lata tak naprawdę może nie miał bólu, tylko on się sensytyzował, on się nie godził i tak naprawdę to był ból psychogenny, neurogenny. Reakcji jest bardzo dużo, o tym też jest mnóstwo publikacji. Ale czy terapeuta potrafi przeprowadzić pacjenta przez ból? No czasem jest technika, gdzie musi zaboleć. I teraz ja często mówię, jak widzę terapeutów, którzy nie ćwiczą pewnych technik – wy nie będziecie prowadzić tej terapii, bo boicie się bólu. Jeżeli terapeuta się czegoś boi, no to co przekaże pacjentowi? To nie znaczy, że mamy pacjenta żłobić FDM-em, FM-em czy czymkolwiek innym, gdzie są techniki bardzo bolesne, tylko jeżeli zadajesz technikę bolesną, to ty jako terapeuta powinieneś ją mieć zrobioną na sobie kiedyś. Czyli powinieneś czuć co pacjent może czuć, żeby przeprowadzić go przez to. Czyli na przykład widzisz, że zadajesz pacjentowi ból, pacjent mruży oczy, poci się, powiedz, żeby się rozluźnił. Jak powiesz mu, żeby się rozluźnił, to pacjent nie wie co to znaczy, ale jak mu położysz rękę na czole – proszę się tu rozluźnić – to on powie – o, mniej boli. Bo się rozluźnił. Właśnie to jest. Ja na przykład oponuję przed tym, do tego zachęcam, żeby tak jak jest psychoterapia, możesz mieć studia z psychologii, skończoną cztero czy pięcioletnią szkołę psychoterapii i dostajesz tylko zaświadczenie ukończenia, ale nie możesz leczyć. Ja uważam, że każdy terapeuta manualny powinien mieć swoją terapię manualną skończoną. Tak jak na przykład idziesz na rolfing, to na rolfing idziesz dopiero wtedy, gdy jesteś po dziesięciu sesjach. Dlaczego się tego nie wymaga od nas terapeutów? A co, my zdrowi jesteśmy? Absolutnie. To co my mamy w ciele, a w psychice co jest, naprawdę, ja sam wiem po sobie, ile mnie emocje kosztowały dużo w ciele.
Kiedy te badania, a kiedy nie? Kiedy możemy od nich trochę uciec i robimy to po swojemu?
Kiedy powiemy pacjentowi, że właśnie robimy po swojemu, mówiąc wprost. Tylko że trzeba być uczciwym. Czyli jeżeli nie działa to co robimy, możemy powiedzieć pacjentowi, że możemy spróbować czegoś takiego i takiego. Tylko pacjent musi na to zgodę wyrazić.
Ale jak powiesz pacjentowi – wie Pan, to raczej nie działa – to nie oczekujmy, że będzie działało, bo to psychologia zadziała, że nie będzie działo. Więc to trzeba też umiejętnie powiedzieć.
Tak, trzeba umiejętnie powiedzieć – spróbujemy jeszcze takiej rzeczy i może być taka i taka reakcja. Oczywiście segregując techniki na bezpieczne i na bezpieczne.
Teraz krąży po Internecie taki filmik z takim kolesiem gdzieś tam, nie będę mówił o nacji żadnej, bo nie wiem, który gdzieś tam młotkiem uderza po całym kręgosłupie. No i teraz pewnie ten pacjent poczuł się lepiej. Kwestia teraz kto to udowodni, że on się poczuł lepiej.
No właśnie, to jest też pytanie. Ja ci powiem szczerze, też pytanie jest inne i to znowu wychodzi z wywiadu, czego pacjent oczekuje.
Jakby oczekiwał tych młotków, to co? To dobrze? On przyszedł na młotki. Są pacjenci, którzy przychodzą – ja chcę mieć to. I teraz wyciągniecie mu, że on tego nie chce powoduje – będziemy skuteczni wtedy w terapii?
Może inaczej. Czy fizjoterapeuta w gabinecie fizjoterapeutycznym powinien stosować młotek? W ten sposób, symbolicznie. Ja wiem jaki jest zapis w ustawie, że jeżeli w danym dniu przyjmujemy jako fizjoterapeuta, to w tym dniu nie powinniśmy w tym gabinecie przyjmować jako naturopata, osteopata. Ja to rozumiem, natomiast moim zdaniem, jeżeli masz dwa zawody, na przykład jesteś osteopatą, masz coś paramedycznego, papiery na coś innego, możesz to stosować, jeżeli pacjent tego oczekuje. Jeżeli jest to zgodne z pacjenta oczekiwaniem, twoim światopoglądem, czyli nie sprzeczasz się w sobie, ale pacjent przychodzący na rehabilitację, przychodzi na rehabilitację, czyli oczekuje tego, że fizjoterapeuta będzie robił wszystko w sposób najbardziej bezpieczny dla pacjenta, no i teraz ja jednak nie ignorowałbym badań, ja bym raczej inaczej, jeżeli mamy młotek, to ja bym starał się wygooglować w Pubmedzie, wiem, że młotek to wibracja, z jaką siłą, czy takie coś powoduje jakieś zmiany. Inaczej, masz falę uderzeniową. Fala uderzeniowa to też jest uderzenie. Czy to uderzenie różni się czymś innym jak byś uderzył gumowym młotkiem? No można zmierzyć tę siłę i może się okazać, że jest to to samo. No tylko że młotek wygląda inaczej, mniej kosztuje, niż tak naprawdę fala uderzeniowa. Oczywiście z taką amplitudą tego nie zrobisz, ok, jest to może bardziej bezpieczne, bo wtedy tak naprawdę masz powtarzalność bodźca, ok, no ale wiesz, nie popadajmy też w paranoje. Ja na przykład potrafię odmawiać pacjentom, jeżeli przychodzą na tak zwane manipulacje – by mi Pan kliknął. To ja wtedy często robię – klik! O, kliknąłem. I pacjent się na mnie patrzy jak na idiotę – ale ja bym chciał, żeby Pan mi… – Ale może Pan nie potrzebuję, sprawdzę. I bardzo często nie potrzebuje tego kliknięcia. Jeżeli takie coś jest i ja pacjenta utwierdzam w tym, że klikam, klikam, no to de facto na przestrzeni lat mogę pacjenta uszkodzić, wielokrotną manipulacją i tak dalej. Więc nie może być ryzyka zaszkodzenia pacjentowi, takiego nawet nieświadomego. Powinno się to ograniczyć.
Ale są badania, że koleś sobie podobno klikał jedną ręką, drugą ręką nie klikał i zmian nie było. Więc dlaczego mamy klikaniem uszkodzić?
Tylko pytanie jest inne, zmian może nie było, ale pytanie, jak funkcja ręki. Więc ja powtórzę za [niezrozumiałe 01:25:07] – jeżeli dana technika, pojawia ci się pytanie, czy mogę pacjentowi nią pomóc, no to ją spróbuje. A jeżeli się pojawia pytanie takie – a czy nie zaszkodzę? No to nie próbuje, jest mnóstwo innych technik, którymi możesz zrobić. Więc raczej z tej strony. Czyli podsumowując twoje pytanie, moim zdaniem młotek, jeżeli pacjent tego oczekuje i terapeuta wyszedł z inicjatywą na zasadzie określił wszystkie za i przeciw, i mówi pacjentowi wprost, że nie jest to technika fizjoterapeutyczna i nazwijmy to, terapeuta ma ku temu pewne przeszkolenie, choć wiedzę, no niech sobie zrobi ten młotek. Natomiast moim zdaniem w pewnym momencie gdzieś musi być jakaś granica. No bo jesteśmy fizjoterapeutami, no i gdzieś musi się skończyć coś, że się zaczyna inny zawód na przykład. Osobiście uważam, że nie ma w tym nic złego, że fizjoterapeuta będzie uprawiał inny zawód. Absolutnie, niech sobie uprawia. Tylko musi pacjent wiedzieć do kogo teraz przyszedł. Ja wiem, że o to moim kolegom bardziej doświadczonym o to chodzi, żeby pacjent wiedział, że teraz jest u człowieka, który jest z zawodu fizjoterapeutą, ale w tym momencie działa, korzysta wiedzy i to tylko o to chodzi. Uważam, że nie ma w tym nic złego. Tylko nie wiem w ogóle po co ta kłótnia jest w Internecie. Przecież to wystarczy powiedzieć – dziś robię to. Kiedyś nie mieliśmy ustawy, to była żonglerka. Ja wiem, że nie mamy teraz jakby możliwości posiadania ustawy. Z jednej strony dobrze, że jest z drugiej strony wymusza coś i tak dalej, no ale musimy się do tego dopasować. Ja też mam szkolenie z naturopatii zrobione i mam pacjentów, którzy na to przychodzą i wiedzą, że ja wtedy robię to. Ale jakby czy ja łączę wtedy wiedzę fizjoterapeutyczną – no nie, nie ćwiczę z tymi pacjentami. Nie robię mobilizacji i tak dalej, zupełnie robię coś innego. Ale to jest wiesz, no pacjent wie. To nie jest tak, że pacjent przychodzi, ja na przykład zacznę, ja nie jestem bioenergoterapeutą, nie potrafię tego robić, więc nie będę robił czary mary nad nim, bo to byłoby raz, że nieuczciwe wobec pacjenta, bo tego ja nie umiem, nie jestem z tego przeszkolony, a dwa, pacjent musi wiedzieć co jest z nim robione po prostu.
Jak się relaksujesz, wyciszasz?
Muzyki słucham na słuchawkach. Mam teraz psa i pies mnie też relaksuje. Spędzam sobie czas w domu. Ja bardzo specyficznie odpoczywam, ja teraz będę miał urlop i ja powiedziałem, że pierwszy dzień urlopu ja chcę wstać w sposób taki, że nie muszę wstać. Bo moje dziecko będzie u babci, tak, wstanę, żeby psa wyprowadzić i ja sobie bym chciał tak jeden dzień po prostu przeleżeć, wyciszyć się, a później właśnie muzyka, czasem sobie medytuję tak pod nosem, siedzę sobie i czasem mnie nie ma. I żeby było śmieszniej, to zwłaszcza robię jak jestem na wyjazdach, no bo wiadomo, że nie ma dziecka wtedy, a dziecko jednak absorbuje trochę czasu, no to często wracam sobie wtedy do hotelu, siadam i mnie nie ma. Skupiam się nad oddechem, nad taką relaksacją. I mnie naprawdę bardzo muzyka relaksuje. Włączam sobie muzykę na słuchawkach i jest spoko.
Co byś powiedział młodym fizjoterapeutom? Jaką radę byś im dał?
Może, żeby być pokornym, ale pokora to nie oddanie się starszemu koledze. To znaczy nie może być pokora jako wykorzystywanie. Czym jest pokora dla mnie, dla młodego terapeuty, to jest zadawanie pytań, chęć uzyskania wiedzy, ale jakby to powiedzieć, żeby dobrze być zrozumianym, wychodzicie ze studiów i musicie wiedzieć, że jeszcze wiele nie wiecie. I macie mieć parcie na szkło, na wiedzę, a nie na to. Ja wiem, że to jest ciężko mówić w dzisiejszych czasach, bo to jest ważne, dzisiaj bez pieniędzy jest naprawdę bardzo ciężko wyżyć. Na szkolenia trzeba zarobić, na rodzinę trzeba zarobić i absolutnie macie prawo, mamy wszyscy prawo tego żądać. Ale w głowie nastawić się, że pieniądz ma być efektem ubocznym mojej pracy. To jest efekt uboczny, to wtedy nagle się okazuje, że tego efektu ubocznego może być dużo więcej. Mieć pokorę, czyli słuchać, ale nie na zasadzie jak ktoś ci powie – zrób to, to i to – tylko zadaj pytanie. Jeżeli ktoś nie odpowiada, bo nie, ignoruje cię, to jest słaby nauczyciel. Może ci nauczyciel czasem powiedzieć – słuchaj, najpierw spróbuj, a potem pogadajmy. To tak. Więc słuchajcie tego, bądźcie żądni wiedzy i cały czas ta pokora powinna nam towarzyszyć.
A tym starszym, doświadczonym?
Bądźmy bardziej pokorni i miejmy otwarty umysł.
Uczysz trenerów? Co byś trenerom powiedział?
Zależy jakim.
No tu musimy przeogólnikować.
Czerpcie wiedzę z innych źródeł i współpracujcie. Trener w ogóle w Polsce jest niedocenianym zawodem i to jest też bardzo taka cienka granica, która się zaciera, między trenerką a fizjoterapią, terapeutą ruchowym może, tak. Mi akurat się bardzo dobrze z różnymi trenerami prowadzi współpracę z pacjentem na przykład i pacjenta. Trener po prostu niech czerpie z innych źródeł i niech wspiera fizjoterapeutów i inne zawody.
Gdzie chcesz być za 10 lat?
Chcę mieć święty spokój. Ja za 10 lat chciałbym faktycznie mieć swoje centrum fizjoterapii, które mam teraz, żeby się rozrosło, ale ja nie chciałbym mieć zespołu 10 osób, mi wystarczy 3-4. Niech to się kręci, niech to będzie takie moje i moich najbliższych perełka, z której czerpię przyjemność i chciałbym po prostu to przyjmować sobie raz, dwa razy w tygodniu i zająć się tym czymś innym, na co kiedyś nie miałem czasu. Czyli może wróciłbym do muzyki, może bym rozćwiczył tą nieszczęsną rękę. A może bym wybudował dom na działce.
Zasadził drzewo.
Działeczkę mam, drzewo będziemy sadzić. Chciałbym być bardziej chyba dla siebie i dla najbliższych. Chyba zaczynam dojrzewać do tego, bo jestem ponad 10 lat w zawodzie i czuje się czasem staro, brakuje mi takiej świeżości. Brakuje mi świeżości i czasem sił, bo to jest za dużo pracy, jak najbardziej tak. Ale chciałbym tak osiąść i mieć czas, żeby sobie porzeźbić, czas, żeby sobie porysować, czas, żeby pójść pobiegać, ale nie tak, że muszę pobiegać, żeby się utrzymać na fali, tylko chcę to zrobić. Nic nie musieć, tak zawodowo nic nie musieć. I na pewno nie chciałbym się poświęcić edukacji na zasadzie innych, bo takie pytanie ktoś mi ostatnio zadał – to może ty po prostu będziesz uczył kiedyś? Nie, bo stracę fun z uczenia. To jest dodatek. Ja jeszcze bardzo lubię uczyć, bo lubię czerpać od tych ludzie. Lubię się uczyć od nich. To jest taki głupie słowo „nauczać”. Ja mogę przekazywać to co sam potrafię. Bo nauczać to ja może będę uczył, jak będę miał 30 lat doświadczenia, to może czegoś nauczę. Na razie się dzielę wiedzą tą, którą ja mam. A daleki jestem od tego, żeby się nazwać nauczycielem. Instruktorem owszem, ale nauczycielem, to za 20 lat.
I tego Piotrze ci życzymy, tego wszyscy moi słuchacze ci na pewno życzą. Bardzo dziękuję za poświęcony czas i za to, że byłeś gościem w serii Dachowski Pyta.
Ja również wam bardzo serdecznie dziękuję i tobie Michał, bo po tylu latach wreszcie pogadaliśmy.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?