Mateusz Worobel – Jak trenować stabilizację tułowia? #88

Mateusz Worobel – Jak trenować stabilizację tułowia? #88
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Czy w fizjoterapii należy wychodzić poza schematy? Dlaczego pacjenci często nie doprowadzają procesu rehabilitacji do końca? Czy spacer to dobry kierunek rehabilitacji? Kiedy sport zawodowy już nie jest zdrową formą aktywności?

Na te i inne pytania odpowie fizjoterapeuta, szkoleniowiec oraz nauczyciel akademicki Olsztyńskiej Szkoły Wyższej, pracujący na codzień z pacjentami po urazach sportowych, ortopedycznych łącząc terapię manualną z treningiem.

Transkrypcja podcastu:

Michał Dachowski: Witam was serdecznie. To kolejny podcast z serii #DachowskiPyta, ja, Michał Dachowski, oczywiście jestem z wami, ostatnio rozmawiałem z Łukaszem chyba o wszystkim Łukasz sobie zamarzył, że podcast musi trwać dłużej niż 2 godziny 30 minut i tak się stało, no ale dzisiaj na pewno pogadamy sobie o bliźnie, o tym co zrobić z ACL-em, ale też o stabilizacji. Dlatego moim gościem dzisiaj, w serii #DachowskiPyta jest…

Mateusz Worobel.

Mateuszu, czym się zajmujesz na co dzień?

Na co dzień jestem terapeutą ortopedycznym, prowadzę swoje centrum w Olszynie…

Tak, widzimy wszyscy twoją koszulkę.

Tak, lokuję produkt [śmiech]. Prowadzę centrum w Olsztynie, jestem wykładowca akademickim i prowadzę też szkolenia dla fizjoterapeutów.

Czyli dzieje się dużo – to dobrze czy źle?

Zawsze mówię, że lepiej, żeby było za dużo, niż za mało, więc to, że się dzieje dużo, to z jej perspektywy bardzo dobrze.

Pamiętasz, jak zaczęła się twoja przygoda z fizjoterapią?

Pewnie, że pamiętam i nie było to wcale dobre wspomnienie, bo jak byłem na pierwszym roku studiów to oczywiście praktyki… i trafiłem do NFZ-etowskiego, hardkorowego szpitala w Olsztynie i zobaczyłem tam fizjoterapię, które nie chce już więcej oglądać…

Myślisz, że ona dalej tam jest?

Jestem do tego przekonany i jest w niezmienionym kształcie, pomimo tego, że minęło już x lat od tego czasu. Powiedziałem sobie, że nie chcę robić takiej fizjoterapii i zastanawiałem się, czy jestem w dobrym miejscu, a potem miałem kontuzję i po wielu perturbacjach trafiłem do centrum, które pracowało zupełnie inaczej, było centrum komercyjnym, byli tam nieźli specjaliści i tam zobaczyłem fizjoterapię z takiego drugiego brzegu i wtedy wiedziałem już, że to jest to, co chciałbym robić. I robię to, bo prowadzę bardzo podobne centrum i bardzo podobnie jest dzisiaj u na si mam nadzieję, że podobne odczucie maja pacjenci, bo jako pacjent chciałbym być leczony tak, jak leczony byłem wtedy, a nie tak, jak w pierwszym centrum, do którego trafiłem. To takie pierwsze kroki z fizjoterapią i pierwsze elementy, które zadecydowały o tym, gdzie teraz jest.

Mamy dzisiaj taki problem, że uważamy, że jak kończymy studia to nic nie umiemy i musimy chodzić na szkolenia. Czego uczysz studentów?

Pytasz o przedmioty czy ogólnie?

Możesz powiedzieć o jednym i drugim.

Jeżeli chodzi o przedmioty, to wszystko związane z biomechaniką, terapią manualną, patobiomechanika ruchu, ale generalnie odpowiedzieć na to pytanie powinna być chyba bardziej ogólna, bo jak robisz prawo jazdy, to też wiesz, że nie umiesz jeździć, bo nie nauczysz się tego na kursie – ale podstawy masz. I tak samo jest tutaj. Studia to nie jest tak, że po studiach nic nie umiesz – jeszcze zależy na jakiego trafisz wykładowcę i jak do tego podejdziesz, ale uważam generalnie, że studia przygotowują studenta w podstawowy sposób do tego, żeby mógł się później rozwijać w kierunku, którym on chce, a często on jeszcze nie wie w jakim kierunku. Zakładam i chciałbym, żeby student, po ukończeniu studiów, miał te podstawy, czyli potrafił prowadzić samochód, ale jeszcze niekoniecznie chciał wybrać się samodzielnie na wycieczkę dookoła Europy. Te podstawowe elementy są, te przedmioty, które prowadzą to też jest wiedza podstawowa, na kursie dużo więcej mogę przekazać informacji, natomiast to też nie jest powiedziane, że na skondensowanym trzydniowym kursie, on nauczy się jeździć – nawiązując do tego samochodu.

Proces tej rehabilitacji, którą tych przechodziłeś, tego ACL-a – student nie umie przeprowadzić od A do Z, nie przejdzie od operacji do dwunastu miesięcy po operacji do jakiegoś sportu. Ma umieć czy nie umieć?

Ja ufam, że przeprowadzi, ale student będzie znał protokół, czyli będzie wiedział…

Protokół to może znać każdy – otwierasz Internet, czytasz i znasz.

Na kursie też nie nauczysz się jak przeprowadzisz ACL. Nauczysz się jak będziesz miał 300 ACL-i przeprowadzonych i będziesz wiedział co może się wydarzyć, co może być inaczej, jak podchodzić do pacjentów, a indywidualne podejście do pacjentów, to jest nasz ogromny problem, bo nawet teraz mam przyjaciółkę, która jest siatkarką zawodowa i rehabilituje się po rekonstrukcji i ona jest prowadzona w dość znanym centrum w Polsce i powiem ci szczerze, że jestem w dużym szoku, bo jest prowadzona protokołowo, tak jak mówisz, że każdy mógłby przeczytać protokół i prowadzisz. Tego nie nauczą cię ani studia, ani kurs, jeżeli nie wyjdziesz w pewnym momencie poza schemat, to cały czas będziesz w nim drążyć.

Czy ja mogę ten protokół jakoś przyspieszyć albo go zwolnić? To jest to wyjście poza schemat czy wyjście poza schemat to jest to, że ktoś ma inna psychikę?

Wyjściem poza schemat jest indywidualizacja tej rehabilitacji, to jest przyspieszenie, ale nie tylko, bo jeżeli trzeba zwolnić, to to też jest wyjście poza schemat, to jest pozwolenie pacjentowi na robienie czegoś wcześniej albo opóźnienie tego procesu, to jest dorzucenie czegoś, czego nauczyło cię doświadczenie.

Czy wychodzimy z doświadczeniem ponad naukę? Że jak nie ma czegoś w protokole, ale z doświadczenia, że to zadziałało, to mogę wyjść poza schemat?

To często jest gdzieś w literaturze, tylko…

Nie chcemy tego przeczytać?

Dzisiaj ta literatura jest tak skonstruowana, że nie daje już gotowego protokołu, bardzo rzadko widzę artykuły, w których jest od A do Z – kiedyś tak było, jak byłem na etapie pisania licencjatu to tak było, że znajdowałem artykuły, gdzie było napisane co po kolei robić. Teraz., jak szukam, to artykuły dotyczą konkretnych elementów tej rehabilitacji i one są różne, tak jak cała literatura jest różna i kwestia – raz, że przeczytania, dwa, że dobrania do pacjenta i trzy – sprawdzenia która wersja będzie bardziej okej, a to jest nabywane doświadczenia. Ortopeda też kroi pacjentów nabiera doświadczenia – kiedyś też musi być ten pierwszy dzień i u nas – kiedyś musi być pierwszy ACL i każdy kolejny to będzie doświadczenie, tylko musi nam się chcieć, bo niektórym się nie chce i zatrzymują się na protokole i jadą od A do Z, cały czas tak samo, u wszystkich.

Masz jakiś swój wyznacznik albo potwierdzone czymś, którego pacjenta chciałbyś zoperować na ACl, a którego nie? Na tym swoim przykładzie.

Największym wyznacznikiem dla mnie jest chyba głowa, bo oprócz elementów jak giving way, który jest określony, że jak występuje, to powinno się pacjenta zoperować, bo on nie jest w stanie kontrolować swojej kończyny, czy elementy urazowe, które pojawiają dodatkowo, to wtedy raczej się operuje. Abstrahując od tego, dobrze wiesz, że każdemu pacjentowi można powiedzieć spróbujmy zachowawczo albo operuj się i to nie jest moja decyzja i nie ja mam wyznaczniki, tylko mówi mi to pacjent. Zawsze zadaję pacjentowi pytanie co on chce w życiu jeszcze robić. Są dwie skrajne odpowiedzi: albo – nic nie będę związanego ze sportem robić, albo – nie wiem i to jest najgorsza odpowiedź, albo wręcz – chcę wrócić do sportu, do art, piłki ręcznej, koszykówki, czegokolwiek. Jestem daleki od tego, żeby powiedzieć pacjentowi, który chce wrócić do sportu wysokiego ryzyka, że nie powinien się operować, bo moje własne doświadczenie jest nieważne – każdy jest inne, ale na podstawie pacjentów, z którymi miałem przyjemność pracować i literatury, to wiem, że rzadko jest możliwość zachowawczego poprowadzenia pacjenta i doprowadzenia go do takiego stanu, żeby w sporcie zawodowym i profesjonalnym mógł funkcjonować, a nawet jeśli, to jest duże ryzyko tego, że będzie miał jakiś dodatkowy uraz, co jest bez sensu. Wtedy mówię pacjentowi, że na jego miejscu bym się zoperował, ale wybór zawsze leży po jego stronie.

Doszliśmy do wniosku, że ja, ani Filip, ani Hubert – nie zoperowalibyśmy. Jak myślisz, czemu my terapeuci, na przykładzie tych trzech osób, boimy się operacji czy zoperowalibyśmy, jakby już się nie dało już bez tego?

To jest dokładnie to, o czym mówiłem i ty mówisz to samo, tylko innymi słowami. Zoperowałbyś, kiedy uznałbyś, że funkcja twojego stawu jest tyle zmieniona i nie jesteś w stanie jej zapanować leczeniem zachowawczym, że musisz podjąć kroki operacyjne. Identyczna sytuacja – jasnym jest to, że ty wiesz lepiej od pacjenta i wiesz, co możesz robić i jakie kroki podjąć, żeby – mówiąc kolokwialnie – sprawdzić się, czy ta twoja kończyna i kolano jest okej. Pacjent tego nie wie i musi zaufać swojemu fizjoterapeucie, ja muszę go sprawdzić. Ty byś się nie zoperował do momentu, w którym na boisku noga by ci się nie rozjechała w dwie strony świata – wtedy uznałbyś, że operacja jest jednak potrzebna. To jest całkiem normalne podejście i tak powinno to wyglądać.

Ty miałeś zerwanego ACL-a, miałeś operację i potem zerwałeś drugi raz. Wiesz dlaczego?

Nie wiem dlaczego zerwałem pierwszy raz. Z mojej perspektywy najważniejszy jest pierwszy uraz, bo on musi mieć jakąś przyczynę – w ACL jest węzeł, który biomechanicznie, jak masz szczęście, to możesz go ani razu nie użyć, bo ono pracuje, ale jego funkcja stabilizacyjna jest w pewnych skrajnych zakresach ruchomości. Idąc tym tropem, to u mnie tak się stało – zresztą u większości pacjentów tak się dzieje, czyli kończyna straciła kontrolę, a ja robiłem zwykły dwutakt i to podudzie, kość piszczelowa się podkręciła i ACL się zerwał i to był pierwotny i nadrzędny powód – tą przyczynę trzeba znaleźć: dlaczego tak się stało, co było złego w mechanice… Przy drugim zerwaniu – za dużo elementów. Może być znowu mechanika, może być niedoleczony pierwszy uraz, na zasadzie braku wyeliminowania pierwotnego błędu, ale może być źle zrobiony zabieg, błąd w wywierconych tunelach i to nie jest krytyka – każdy się myli; może być źle poprowadzone rehabilitacja, a w pierwszych fazach rehabilitacji są śruby preferencyjne czy biochłanialne, które stabilizują przeszczep, bo pacjent nie czuje tego, czy ta śruba została poluzowana i może nie wiedzieć, że graf jest luźny. To są takie błędy, które są nie do wyłapania, ale są możliwe i ciężko jest szukać konkretnej przyczyny przy drugim, trzecim, czwartym zerwaniu. Nadrzędnym elementem, który poddaje się rehabilitacji, w mojej ocenie powinna być ta pierwotna przyczyna.

Znalazłeś ją u siebie?

Dzisiaj już pewnie bym wiedział, ale ciężko też wrócić do tego okresu, bo to był 2008 rok i ciężko jest siebie obejrzeć. Jest kilka elementów, które mogły mieć na to wpływ, ciężko jest mi znaleźć jeden, konkretny, natomiast analizowałem to wielokrotnie i znalazłem kilka elementów, które można było zmienić lub poprawić.

Jeżeli mamy teraz zwykłych pacjentów – dlaczego jest ten problem, że oni nie kończą rehabilitacji? My im tłumaczymy, oni nie wiedzą po co i kończą po dwóch-trzech miesiącach. Gdzie widzisz największy problem, że oni prawidłowo nie kończą tego procesu.

Problem nie tyczy się tylko i wyłącznie ACL, doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak przebiega ten schemat postępowanie: czuję się źle – idę do fizjoterapeuty, czuję się dobrze – przestaję chodzić, czuję się źle, to ćwiczę, co mi zadał, a czuję się dobrze, to przestaję. Identyczna sytuacja: jeżeli doprowadzamy pacjenta do stanu użytkowania, na zasadzie – on może iść do biura, normalnie pracować, może iść na rower czy potruchtać po parku, to dla niego ta rehabilitacja staje się zbędna – w jego głowie i choćbyś mu mówił i tłumaczył, że przeszczep przebudowuje się 12 miesięcy, że powinieneś cokolwiek robić prewencyjnie, że wybudowanie nowej biomechaniki to jest proces…, jak teraz leczyliśmy pooperacyjnie, oszczędzając ten graf, to teraz trzeba poprawić mechanikę… – to do pacjenta nie dociera, jeżeli on może robić wszystko, co robił przed zabiegiem i czuje się zdrowy. To po co mu ta rehabilitacja? Z perspektywy pacjenta jestem w stanie zrozumieć takie postępowanie i ty też dobrze wiesz, że część później wraca, bo nie dokończyła, coś się stało, gdzieś poszli i coś zrobili, ale większość już nie wróci i będzie funkcjonowało i tyle.

Powinniśmy z nimi podpisywać kontrakt na samym początku?

Myślę, że nie, bo nie zmusisz pacjenta kontraktem do tego – zmuszasz, że ci zapłaci, ale to wcale nie jest jednoznaczne, że on będzie przychodził. Wiem, o czym lubisz i co chcesz osiągnąć, ale…

Jakby to było naturalnym procesem w każdej klinice, to podwyższylibyśmy swoją skuteczność – mniej osób byłoby niezadowolonych, mogliby więcej i byłoby szczęśliwych, to dla wszystkich byłoby lepiej.

Wolałbym podpisać z pacjentem inny rodzaj kontrakty, taki, w którym jest napisane, że jeśli zdecydujesz się zakończyć rehabilitację po trzecim czy czwartym miesiącu i coś ci się stanie, to ja umywam ręce – rozumiesz. Rehabilitacja powinna trwać miesięcy 9, 10, 12, mamy jakiś cel, do niego dążymy, ale on wymaga tego czasu i jeżeli ty zdecydujesz się wcześniej zakończyć ten proces to okej, ale na własne ryzyko. To jest trochę tak, jak wypisanie się ze szpitala na własną prośbę – mogę umrzeć na ulicy, ale potrzebuję i wypisuję się, a ten lekarz nie bierze już za to odpowiedzialności. Z drugiej strony, ta kwestia zadowolenia pacjenta, bo czego byśmy nie podpisali, to jak zerwie drugi raz to będzie niezadowolony, więc kwestia zadowolenia pacjenta tez jest istotną rzeczą, ale jeśli dorosły człowiek, na własne życzenie, mają informację, że powinien jeszcze trenować – nie robi tego, to jest to jego sprawa.

Dużo rzeczy powinniśmy i nie robimy. Dużo osób źle je, pali papierosy, ty pijesz wódkę i ja też, ty pijesz piwo i ja też, robimy rzeczy, które z natury wydają się głupie.

I nie zmienisz tego. Nie zmienisz tego kontaktem, bo pacjent komercyjny, zakładam, że ma kasę i on ma w dupie to, czy on tam zostawił u ciebie 3 czy 4, czy 5 tysięcy złotych – on jest zdrowy i pojedzie sobie na Majorkę, będzie jeździł na rowerze i wszystko będzie okej. Czy podpiszesz, czy nie, myślę, że komercyjnie nic nie zmieni, a w szpitalu tego nie zrobisz.

Kłócisz się ze swoimi starszymi kolegami wykładowcami? Ścieracie się na temat wizji nowoczesnej i starszej rehabilitacji?

Korespondencyjnie, bo ja, przez ten ostatni rok – dwa lata, kiedy robiłem doktorat, to bardzo mocno musiałem – chcąc nie chcąc, poznać to środowisko naukowe tych starych profesorów, doktorów i nauczyłem się, że to jest bezsensowna rozmowa, rozmowa jak z moją teściowa – ja jej mówię coś, a ona mówi coś i nie ma w tym konsensusu, tylko jesteśmy po dwóch stronach barykady. I dlatego korespondencyjnie. Jeśli student przychodzi na wykład i powie, że profesor X powiedział, że tak, tak i tak, to oczywiście, jeśli się z tym nie zgadzam, to staram się to wyjaśnić, nigdy nie odpowiadam studentowi na zasadzie, że tak nie powinno być i nie tłumaczę mu. Uważam, że jak wytłumaczę takiemu pacjentowi i w tym wypadku studentowi, to jest dużo lepiej przez niego odbierane i rzeczywiście – jeżeli nazwiemy to rodzajem kłótni to tak – korespondencyjnie sprzeczam się z tymi ludźmi, bo jeżeli ktoś – nieważne kto – nie mówi prawdy, czyli zgodnie z najnowsza wiedzą, która jest ogólnie dostępna, a mimo wszystko cały czas robi to swoje, to…

Ale oni mają większe doświadczenie, więc może wiedzą więcej i lepiej?

Tylko, że oni to wszystko przerabiają w tym samym temacie i tu dochodzimy do kolejnej istotnej kwestii, że doświadczenie trzeba budować, ale cały czas dobudowywać.

ja to nazywam: zaprzedanie samemu sobie, że jakby podważać pod dyskusję to, co robię, czy naprawdę ma to sens.

Jeżeli nie będziesz tego robił, to nie będziesz na górze, tylko cały czas będziesz na tym samym poziomie. Ten poziom może być dobry, bo to też tego nie wykluczam, zawsze mówię, też tej koleżance, o którym mówiłem na początku, powiedziałem jej, że ją wyleczą, wróci na boisko, tylko jak ktoś podejdzie do ciebie indywidualnie to może wrócisz 2 miesiące wcześniej, a z nimi 2 miesiące później, bo oni jadą w schemacie, a jeżeli profesor X jedzie w schemacie to on wyleczy pacjenta, tylko że jakościowo będzie to trochę inne. Nie mówię gorsze, tylko inne – mówię o całym procesie, bo możemy dojść do tego samego punktu na końcu, ale może bardziej komfortowo dla pacjenta, może ciekawiej dla niego, co w kontekście twojego poprzedniego pytania jest ważne, że jeśli rehabilitacja nie będzie schematyczna to pacjent będzie na tyle zainteresowany, że będzie chciał przychodzić dłużej.

To ci starsi na tej uczelni – oni mają być i nas stymulować, żebyśmy się z nimi kłócili czy trochę jak w PZPN-ie – powinni odejść?

Strukturalnie muszą być, bo przecież uczelnia musi zatrudniać profesorów, a ten proces zdobywania tych naukowych stopni trwa i pewnie długo będą, ale pod tym kątem – uważam, że jak najbardziej tak, powinni być i zawsze jest lepiej jak jest z kim się kłócić – dyskusja jest lepsza niż kiwanie głową i zgadzanie się ze wszystkim. Jest taki kanał prowadzony przez panią doktor Zdanowicz i coś tam skomentowałem i fajne było to, że ta odpowiedź nie była na zasadzie – ja wiem lepiej, bo jestem nie wiadomo jakim lekarzem, tylko to była dyskusja i ona sama na końcu napisała, że fajnie, że dyskutujemy i wypowiadamy inne zdania, bo to jest z korzyścią dla wszystkich, każdy zacznie później coś szukać.

Myślisz, że za dużo mamy wojenek wewnętrznych w nawet najprostszej sytuacji, jaką mamy dzisiaj na Instagramie? Terapia manualna kontra ćwiczenia. Odwieczna wojna czy wymyślona teraz?

Od kiedy pamiętam zawsze była wojna. Jak pojechałem na pierwszy kurs terapii manualnej, to pierwsze zdanie wypowiedziane przez prowadzącą brzmiał: terapia manualna nie jest do wszystkiego, nie wyleczycie każdego pacjenta manualną…

Ale wiesz, że w tym momencie mogę powiedzieć, że nie wyleczymy każdego pacjenta ćwiczeniami?

Okej. Ja nie mówię, że ćwiczenia są super – ten prowadzący powiedział : znajdźcie sobie kilka metod, wybierzcie najlepsze elementy i złóżcie to w całość pasująca do tego pacjenta. i to jest super. Krótko mówiąc – jestem za podejściem, że terapia manualna jest super, nie krytykuję jej, używam jej i jest fantastycznym elementem, ale musi być ona czymś uzupełniona – nie ważne czy to będzie ćwiczenie, czy tape, czy zmiana wzorca, zmiana nawyku… Jeśli to połączymy, to myślę, że jest to dzisiaj taki trend, który powinien występować, bo takie wzajemne krytykowanie się jest identyczne. Terapeuta manualny robi dobrą robotę i ten, który daje pacjentowi też robi dobrą robotę. Dlaczego mieliby nie współpracować? A wręcz uważam, że muszą. Jak słyszę, że terapia manualna jest do dupy, to ja w ogóle się z tym nie identyfikuje, nawet w poprzednim centrum, w którym pracowałem – uważam, że terapia manualna potrafi nawet przygotować pacjenta do całego postępowania.

Dla kogo jest terapia manualna? Dla kogo jest terapia ruchem? Jak powinniśmy to klasyfikować i kierować ludzi na tego typu formy rehabilitacji?

Dla wszystkich, tylko problem polega na tym, żeby to odpowiednio połączyć. Ja nigdy, na pierwszy czy drugiej wizycie, nie daje pacjentowi ćwiczeń, nawet jak przychodzą i mówią, że nic ich nie boli, ale chcieliby się sprawdzić – albo nawet bolą ich plecy i chcieliby dostać zestaw ćwiczeń. Nie ma czegoś takiego. Jak widzę człowieka, który przychodzi ze szpitala i pokazuje mi karteczkę z ćwiczeniami, która dawano jest wszystkim na oddziale, to mnie krew zalewa. Mówię wtedy pacjentowi: nie dostaniesz ode mnie ćwiczeń, bo wszystkie ćwiczenia, które dzisiaj robisz są robione źle, bo tu nie ma napięcia, tu masz problem, to masz jakąś restrykcję, tu masz coś zablokowane…

Jest taka opcja mówiona, że nie da się źle ćwiczyć. Byleby ćwiczyć – to już będzie dobrze. Ja to słyszę cały czas.

Absolutnie się z tym nie zgadzam. Jeśli ktoś ma niestabilny tułów, to nie będzie wykonywał ćwiczeń dobrze.

Osoby powiedzą, że tu za mało ciężaru jest, jak tak zrobisz, to stabilizacja się włączy.

Stabilizacja się nie włączy, bo ona jest niskoprogowa. Widzisz, to jest dyskusja. I znowu – wejście w dyskusje jest okej, jeśli ktoś chce dyskutować, bo ciężar to jest wysoki próg i to są mięśnie, które są w grupie tych fazowych mięśni mobiliatorów, one oczywiście będą pracowały, ale nie są podstawą naszej stabilizacji. To też jest problem, powiedzieć osobie, która ćwiczy na siłowni, żeby wykonywała ćwiczenia niskoprogowe prewencyjnie, bo będzie mu lepiej. Oni często tego nie rozumieją, ale to jest nasze zadanie – żeby rozmawiać, wyjaśniać, bo im więcej mu wyjaśnisz, tym łatwiej będzie wam później pracować. Nie ma ćwiczeń złych – z tym się zgadzam, to nam powiedział kiedyś profesor Trzaskoma, bo nie ma złych ćwiczeń, ale są źle wykonywane ćwiczenia, a to zależy w dużej mierze od problemów, z którymi pacjent z nami przychodzi. Nigdy nie daję na pierwszym spotkaniu ćwiczeń, zawsze najpierw go przygotowuje i robię to i manualnie, i instruktażowo, i zmieniając mu jakiś wzorzec, i zmieniając mu jakieś nawyki ruchowe i dopiero później, na podstawie tego, co sobie zbudowaliśmy – dostaje ćwiczenia. Ludzie często nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć: dlaczego trenerki personalne, jak tysiąc osób kupi ich trening, to 900 jest zadowolonych nie? Bo te 100 nie jest do tych ćwiczeń gotowa.

A 600 w ogóle tego nie robi.

Załóżmy, że robi. Skąd są ci niezadowoleni? Stąd, że wykonują ćwiczenia, które nie są dla nich.

Wracając do pytania terapia manualna czy ruch. Rozumiem, że pierwsza wizyta bez ruchu, a taka osoba, która na ruch tylko i wyłącznie?

Jeśli są takie osoby, to uważam, że nie, bo skądś ta patologia się wzięła. jeżeli taki pacjent dostanie nawet najprostsze ćwiczenie i widzę u niego kompensacje, w sensie że w mojej ocenie on nie potrafi tego ćwiczenia wykonać, to oczywiście nie. jeżeli dam mu ćwiczenia, które będzie powielaniem błędu, to ta rehabilitacja będzie bezsensowna. Przecież ile jest takich nagra: 10 ćwiczeń, które możesz zrobić, jak bolą cię plecy.

To jest juz marketing.

Tak, ale to jest propagowanie wśród ludzi czegoś, co jest nieprawidłowe, bo część ludzi te ćwiczenia będzie robić…

A jak pomoże?

Jak pomoże to dobrze, a jak nie?

To ma przyjść i sprawdzić dlaczego nie pomagają?

Pytanie, czy przyjdzie.

Bo naćwiczył się już?

Tak. Z perspektywy tego pacjenta on pójdzie, dostanie kolejne ćwiczenia i znowu mu nie pomoże i w ten sposób tracimy zaufanie do naszej pracy, tracimy tych ludzi, bo oni pójdą do lekarza i powiedzą, że chcą tabletkę.

Operację, tabletkę, zastrzyk… Często się mówi, że wystarczy iść na spacer – to skracanie rehabilitacji. Czy to dobry krok na LBP?

To są dwie rzeczy, które od siebie oddzielić: proces rehabilitacji i aktywność fizyczna, która ma ogromny wpływ na organizm i każdy to wie poprawia wiele elementów, ukrwienie, odżywienie tkanek, działa na układ oddechowy… Nie możemy traktować spaceru jako rehabilitację – jest to aktywność fizyczna, nie możemy tego traktować jako ćwiczenie. Czasami ludzie pytają, a propos LBP, czy pływanie im pomoże czy zaszkodzi. W zasadzie nie wiem, ale jeżeli oni chcą popływać raz w tygodniu, bo lepiej się po tym czują, to spoko, ale żeby nie traktowali tego pływania, jako formy terapii, czyli nie mogą chodzić na basen 5 razy w tygodniu z założeniem, że to im pomoże.

Czyli rehabilitacja musi być celowana, musimy postarać znaleźć najgorsze ogniwa tego pacjenta i tam dać ćwiczenie?

Oczywiście, że tak?

I to będzie się różniło od pływania czy od biegania w formie rekreacyjnej, czy chodzenia n spacer?

Bardzo, bo celujesz ćwiczeniem w problem i ten problem chcesz rozwiązać, żeby pacjent w bezpieczny sposób mógł wykonywać wszystkie swoje aktywności, które lubi, natomiast spacer, pływanie, bieganie, rower – to są bardzo ogólnoustrojowe aktywności, które wpływają na cały organizm, w jakimś sensie pozytywnie, jeśli, oczywiście, nie są traktowane jako główna forma terapii. Mówią, że sport to zdrowie, a to takie przerysowane powiedzenie, bo nie sport zawodowy. Przeciążenia organizmu są ogromne choćbyś nie wiem, jak trenował, to organizm w pewnym momencie nie jest w stanie się zregenerować do końca, wzorce ruchowe często są zaburzone, ale zaburzone celowo, żeby określić dane wyniki i ten zawodowiec wchodzi w element, który może nam nie przeszkadza, ale musimy brać go pod uwagę, nie możemy wymagać od niego niektórych elementów, których wymagamy do Grażyny i Janusza, którzy mogą wypracować coś na niskich progach. Wracając od pływania – pacjent pytam czy może pływać, a ja go pytam, czy pływa dobrze stylowo, czy rekreacyjnie, on odpowiada rekreacyjnie – to wtedy może, bo jak ma stylowo, to ma ogrom rotacji w kręgosłupie w każdym w zasadzie stylu i to są elementy, których nie powinien mieć. Jeśli chcesz pływać zawodowo, to poczekaj, a jak rekreacyjnie i umiesz pływać tylko plecach, to super – idź raz w tygodniu i przepłyń 20 długości basenu i będziesz się lepiej czuł.

Ważne też, żeby powiedzieć, że sportowców zawodowych nie możemy korygować.

Oczywiście, że nie.

Tu też dużo osób będzie się kłóciło, ale nie możemy ich korygować, bo oni stracą specyfikę swojego sportu.

Tak, stracą specyfikę sportu i stracą wyniki. Ja też, na podstawie swojego doświadczenia, bo długo grałem w koszykówce i jak przeszło 10 lat na parkiecie i przyszła trenerka, która zastępowała naszego trenera i próbowała zmienić mi technikę rzutu, bo jej się nie podobało, jak prowadzę rękę przy rzucie wolnym. I teraz: trafiałem 9 na 1 osobistych na treningu, a jak rzucałem, jak ona chciała, to trafiałem 6. Każdy sportowiec, w tym ja, powiedział: słuchaj, ja rozumiem, że może mam źle ustawiony łokieć, ale mam to gdzieś, tak rzucam od dziesięciu lat i nie zmienię tego. My, jako fizjo, nie możemy tego zrobić, bo zniszczymy wynik – to jest najgorsze bo sport zawodowy musi mieć wynik – jeżeli go nie ma, to ktoś robi coś źle, a jeżeli fizjoterapeuta chce zmienić wzorzec i to robi, a sportowiec przestaje mieć wyniki, to fizjoterapeuta jest wymieniany.

Ty bawiłeś się trochę w badanie takich rzeczy, jak rzuty wolne. powiesz o tym?

Pobawiłem się i mam mieszane uczucia.

Do zadań czy tym, czym się bawiłeś?

Tego, co wyszło z tych badań, bo badania były o wpływie stabilnego na celność. Badania wyszły dobrze, tak, jak chciałem, żeby wyszły.

Słyszałem kiedyś takie zdanie, że większość badań wychodzi tak, jak chce się, żeby wyszły.

Rozmawiałem ze swoją promotor w trakcie i mówiłem jej: a co będzie, jeśli nie wyjdzie tak, jak chcemy. Ona mówiła, że jak nie wyjdzie, to po prostu udowodnimy, że to nie ma wpływu i tyle. Wyszło, że ma wpływ, wiem, że ta stabilizacja tułowia jest ogromnie ważna.

Co nazywamy stabilizacją tułowia? Bo ja często widzę – i ty pewnie też – że core nie istnieje.

Tak, ale ta stabilizacja tułowia była budowana, jako równowaga napięć – stabilizacja, jako utrzymanie tułowia w jednej pozycji, żeby ułatwić ruch kończynom górnym, żeby można było lepiej to kontrolować. Stabilizacja, jako kontrola motoryczna, jako timing napięcia, jako charakter napięcia – to jest ważne, bo stabilizacja, to nie jest napięcie, tak jak core mówił, że wszystkie te mięśnie muszą się napiąć tak samo. Nie. Są różne mięśnie i one inaczej będą pracowały i w rożnych etapach ruchu będą funkcjonowały inaczej. Stabilizacja tułowia to też oddech – o tym też się często zapomina. Stabilizacja tułowia to dobra praca przeponą, to jest oddech, o czym często się zapomina, bo oddech z przeponą jest bardzo mocno skorelowany i często widzimy zanurzenia w biomechanice przepony, która zaczyna pracować odwrotnie do tego, jak powinna. Ustawienie klatki piersiowej względem miednicy – jeżeli chcemy równowagi, to mu zostać pewna równoległość między ustawieniem przepony i miednicy – system napięcia, bo przepona i dno miednicy powinno inaczej się napinać…

Widzimy tu tyle zależnych, tyle możliwości – to jak ty to zbadałeś?

Założeniem badań był trening, czyli zastosowanie treningu, jaki stosuję z pacjentami.

Czyli niskiej intensywności…

Zawodniczki dostały 8 ćwiczeń, które wykonywały przed treningiem z fizjoterapeutą w ramach rozgrzewki – bez obciążeń, bez piłek. Ja oczywiście nie wiem, czy ta stabilność im się poprawiła czy nie, ale badania pokazały, że tak i badania prowadzone były na podstawie platformy stabilograficznej i był wykonany szereg testów, ale doskonale wiesz – i tu wchodzimy do tego, dlaczego się uśmiechnąłem, jak o to zapytałeś, bo tak samo jak o stabilizacji nie jestem w stanie powiedzieć, czy im się ona poprawiła, czy miały po prostu lepszy dzień, bo tych badań powinno być pewnie więcej i może jeszcze będą, a tak samo jest z rzutem. Nie jestem w stanie opowiedzieć ci jednoznacznie, u jakiego procenta tych zawodniczek ta stabilność poprawiła się ze stuprocentową pewnością. U niektórych poprawił się oddech, u niektórych siła napięcia, u niektórych pozycja do rzutu, bo inne elementy techniczne też mają wpływ na rzut i wpływ na celność. Z perspektywy byłego koszykarze potrafiłbym chyba stanąć na linii rzutów wolnych oddać 10 rzutów bez generowania żadnego napięcia, a zrobić to celowo – stabilizacja jest oczywiście elementem, który powinien być niezależny od naszej woli, ale powiedzmy, że moja głowa mówi, że rzucałbym podobnie, kompensowałbym sobie innymi elementami technicznymi – ruchomości nadgarstka, biodrami, kończynami dolnymi i potrafiłbym skompensować brak stabilności tułowia. Tak myślę i oczywiście w żaden sposób tego nie udowodniłem i wydaje mi się, że za dużo jest elementów wpływających na rzut, żeby tak bardzo gloryfikować stabilizację tułowia. Ona jest istotna i zostało to udowodnione nie tylko przeze mnie, ale w przypadku rzutu wolnego jest jednym z kilkunastu elementów, które trzeba by było sprawdzić i wyizolować, żeby się zważyć.

Ale wyszło ci to, że osoby, które ćwiczyły tak, jak mówiłeś, poprawiły skuteczność.

Tak. I to nawet… Statystycznie istotnie, więc to nie była taka poprawa na zasadzie pół procenta w skali sezonu, bo kilka-kilkanaście procent więcej skuteczności – w warunkach meczowych.

To jak powinniśmy trenować tą stabilność? Co mamy zbadać u naszego klienta i co powinniśmy z nim trenować?

Na pewno powinniśmy sprawdzić rytm oddechowy, bo wielokrotnie słyszę założenia, że są 2 tory oddechowe: górny, dolny, przeponowy, nie przeponowy, a według wszelkiej znanej mi wiedzy, którą czytam, a czytam dużo, to prawidłowy oddech jest jeden. Jest on skorelowany z pracą przepony i klatki piersiowej, ale jeden i drugi element musi pracować.

Nie widzisz osób, które oddychają tylko do brzucha albo tylko do klatki?

Tak, ale uważam to za patologię i jeśli mam do czynienia z człowiekiem, którego widzę po raz pierwszy, to na początku oceniam oddech, bo ustawienie przepony jest mocno decydujące – jeżeli będzie ona ustawiona skośnie względem miednicy, to ciśnienie przy generowaniu jakiegokolwiek napięcia, będzie zmieniało rozkład ciśnienia w jamie brzusznej – część będzie skompresowana, cześć luźna i to już zaburza proces stabilizacji. Najgorsze jest odwrócenie mechaniki przepony, bo ona powinna się podczas wdechu obniżyć się, podczas wydechu podnieść, a jak ktoś oddycha tak, że robi wdech i wciąga brzuch, to znaczy, że przepona się podnosi. Można to zrobić, oczywiście, ale przepona odwraca wtedy swoją mechanikę i jak jest na dole, to nie jest w stanie stabilizacyjnie się napiąć, bo nie może się opuścić, stąd taki pacjent nie jest w stanie uzyskać już prawidłowego napięcia. O ten oddech musimy dbać. Druga część, to jest system napięcia, a to jest trudne, ale do zrobienia, bo według kilku-kilkunastu autorów, między innymi [niezrozumiałe 0:57:10], który już nie żyje, ale napisał taką książkę o oddychaniu – przepona i dno miednicy powinny budować to ciśnienie, czyli koncentrycznie się napinać, natomiast pozostałe mięśnie powinny pracować tak, żeby kontrolować to ciśnienie. Tej kontroli ciśnienia, czyli tej ekscentrycznej pracy mięśni bardzo trudno jest nauczyć, więc to cały czas jest trenowane w różnych pozycjach. Trzeci element i to może być gdzieś krytykowane, ale po co ci stabilizacja tułowia? Pacjent czasami pyta, jak mu pokazuję 300 rzeczy, których on nie zna i musi to pojąć, czy on będzie musiał do końca życia tak siedzieć, stać, robić to. Nie. Nie dlatego, że pracujemy nad automatyzmem, czyli za jakiś czas – 3-4 miesiące. Jest taki moment, w którym to napięcie powinno być zautomatyzowane, a druga rzecz: to napięcie jest po coś. Jak wszczepiasz pacjentowi endoprotezę biodra i po pół roku ktoś ci mówi, że do końca życia nie może zakładać nogę na nogę, to po co mu endoprotezę, bo endoprotezę wszczepiam, żeby on mógł robić wszystko. Tak samo robię stabilizacje – żeby on mógł robić wszystko. Jeżeli kobieta lubi siedzieć w pracy zgarbiona pod komputerem, z noga na nodze i oparta o rękę, to zakładam, że jeżeli ona dobrze wypracuje sobie automatyczne napięcie, to ono niejako ją chroni i pozwala jej na przyjęcie każdej pozycji i to oznacza, że nie ma pozycji idealnej – jest pozycja dobrze ustabilizowana lub niestabilna. Wszystkie problemy przepuklinowe biorą się z tego, że wychodzimy poza schemat ruchowy, ale nie mam dobrej kontroli.

Tak, jak mówię: dawno nie byliśmy w tym miejscu i dlatego coś się może wydarzyć.

Absolutnie tak. Taki jest schemat: oddech, napięcie, ćwiczenia na podstawie tego i docelowo – rób sobie, co chcesz. Takie jest założenie. Nie lubię, jak słyszę tekst z ust lekarza przekazywanymi przez pacjenta, że on powiedział, że nie powinien już jeździć na rowerze do końca życia. I dlaczego? Po co ta rehabilitacja?

Nie powinniśmy zakazywać, tylko dawać możliwości.

Oczywiście. Podpisuję się dwoma rękoma.

Czy fizjoterapeuci powinni zajmować się bliznami?

Jeżeli potrafią, to powinni.

Pokochałeś blizny?

Nie, nie kocham blizn, pomimo tego, że najczęściej ostatnio pracuję na bliznach związanych z piersiami.

Skąd to się wzięło? To rzadki temat.

Rok temu przychodziła do mnie pacjentka, kumplowaliśmy się i przychodząc na wizytę powiedziała, że wymacała sobie guzka w piersi i zapytała się, czy mógłbym sprawdzić, rzeczywiście wyczułem, a w ogóle się nad tym nie znałem, więc tylko czułem grudkę. Poszła na badanie, sytuacja szybko się rozwinęła, okazało się, że ma nowotwór złośliwy, musiała przejść chemię i zabieg. I dochodzimy od momentu, w którym ona przechodzi zabieg, rekonstrukcja piersi w jednym zabiegu, bo jest młoda, więc można to robić i dzwoni do mnie i pyta się co ma robić, a była operowana w bardzo poważnym ośrodku leczenia onkologicznego i ja jej powiedziałem, że skoro za 2 tygodnie wychodzi ze szpitala, to niech przyjedzie. w tym czasie przewertowałem całą literaturę, jaka była dostępna a propos postępowania, nie znalazłem żadnego gotowego protokołu, więc poskładałem sobie co, kiedy, jak, z czym mogę mieć do czynienia i jak sobie z tym poradzić, a jak stworzyłem sobie mini protokół ona przyjechała i ja pomyślałem, że ona pewne dużo mi powie, bo była w takim specjalnym ośrodku i część wiedzy sobie zweryfikuje. A ona powiedziała, że przyszła fizjoterapeutka, powiedziała, że musi bliznę podotykać, ale nie za często, wszystko jest okej, pierś wygląda ładnie i proszę nic nie robić. I pokazał się duży problem, bo problem rekonstruowanych piersi jest powszechny, ale nikt nie wie, jak to prowadzić, nikt nie wie, co z tym zrobić, jak postępować, co z tym implantem zrobić, jakie mogą być powikłania, a ona miała powikłania – sznur limfatyczny, to jest pojęcie, które bardzo często występuje w artykułach. Ona pojechała do ośrodka, powiedziała, że ma co pod pachą, a oni powiedzieli, żeby tego nie ruszała, bo to zniknie. Zniknie, tylko może zniknąć za 2 tygodnie i boleć, a może zniknąć jutro i nie boleć – to jest różnica. I ona była trochę takim królikiem doświadczalnym, później nie polecała na forach, zaczęły przychodzić dziewczyny i teraz takim celem najbliższym jest usystematyzowanie tego, zrobienie protokołu i opublikowanie go jako artykuły, od a do z co można zrobić z taką piersią i co trzeba z nią robić.

Na ile to jest blizną, którą znamy przy ACL-u? Złap, poszarp w lewo, w prawo, żeby był ścisk między tkanką, żeby nigdzie się nie sklejało, nie zasysało… Czy to się czymś różni?

Samo powstawanie blizny, czyli ten kolagen, który się tam przebudowuje na tkankę to jest dokładnie to samo. Z każdą blizną teoretycznie pracuje się inaczej, ale tak naprawdę tak samo, bo to jest identyczna tkanka – oczywiście zależy do tego, gdzie ona jest, jak jest głęboka i jakiego kształtu, bo przecież blizny onkologiczne po wycinaniu węzłów pachowych są głębokie i rozlane, nie są po prostu kreską, więc ta praca jest trochę inna, ale polega to generalnie na tym samym. Kwestia tego, kiedy, bo znam i słyszę takie głosy, że z blizną powinniśmy pracować po iluś tygodniach – dwóch, trzech, czterech, pięciu. To zależy co rozumiesz za pracę z blizną, a jeżeli jest ona świeża, to jestem za tym, żeby pracować od razu, żeby opracowywać dookoła tkanki miękkie. nie musisz ruszać bezpośrednio blizny, ale to, co jest wokół, w celu nawet poprawienia ukrwienia tych elementów jest ważna. Ostatnio słyszałem, że są terapeuci, którzy zaczynają od pociągania za szwy i w ten sposób starają się mobilizować. Nie wiem na ile to jest okej, ale jak się dowiem, to ci powiem.

ja mam taka boję do takiej wczesnej mobilizacji, że może być za dużo produkcja kolagenu i blizna będzie wyglądała gorzej – to też może się zdarzyć.

Zgadzam się, dlatego na samej bliźnie się nie pracuje, ale warto by było pracować na wszystkim dookoła. Nie zdarzyło mi się stymulować jakiejś blizny – czy po-achillisowej, po-ACL-owej, czy na piersi, a pracuję od samego początku. Wizualność blizny pod piersią jest dla kobiety najważniejsza, więc to, co mówisz jest istotne, ale nigdy się nie zdarzyło, że stymulowanie blizny spowodowało, że będzie grubsza i tego kolagenu będzie za dużo.

Jak długo po takiej interwencji chirurgicznej będziemy mieć jakieś efekty pracy? Jak ktoś miał operację 6 lat temu na poziomie piersi, to dalej będzie efekt terapeutyczny, czy jednak musimy zacząć we wczesnej fazie gojenia?

Niech się ta blizna przebuduje, z perspektywy doświadczenia i literatury, choć nie ma jej aż tak dużo, jak ten kolagen już się rozbuduje, jak blizna jest dojrzała, przyjęła swoją docelową formę, to poza chirurgicznymi elementami, które polegają na podawaniu tych tkanek, które mają się ślizgać, to nie zakładam możliwości uzyskania zadowalającego efektu. Być może tkanki będą się ślizgały lepiej między sobą, ale razem z tą blizną. Jak blizna ma więcej, niż 12 tygodni, to zakładam, że ta praca jest już bardzo ograniczona.

Czemu terapeutom może brakować do pracy? Z czego możemy się szkolić, co możemy robić? masz dziedzinę, w której chciałabyś się udoskonalać?

Powinniśmy przede wszystkim pracować i jeździć na kursy, żeby to wszystko od razu wdrażać, bo jak nie wdrożysz to zapomnisz i te kursy robią się bez sensu. Obaj prowadzimy i wiesz doskonale, że są metody, których nie musimy nawet stosować i możemy osiągnąć to samo innymi elementami, ale je stosujemy, bo są dla pacjenta wow. Typu: wbicie igły, założenie tape’a, manipulacja… 100% pacjentów jak kładzie się i zdarza mi się manipulować, mówi: wow, lepiej. Wcale nie musi być lepiej, ale to są metody, które są inne. Ta rehabilitacja jest dla tego pacjenta może trochę ciekawsza. My osiągamy jakiś założony efekt, który sobie wymyśliliśmy, elementem typu manipulacja, bo można było pacjenta mobilizować przez pół godziny i byłoby to samo, ale manipulujemy go i on jest zadowolony i my jesteśmy zadowoleni, że osiągnęliśmy swoje, ale żeby to zrobić, to musimy mieć narzędzia, czyli ja muszę umieć manipulować kręgosłup, żeby osiągnąć efekt wow i nie mobilizować pacjenta za każdym razem inaczej. Ja muszę umieć nakleić tape’a i wbić igłę, żeby ubarwić tą terapię. Nie mówię, że to jest coś, co jest wow i bez tego nie przeżyjemy, bo jakbym pojechał do Etiopii, to pewnie też bym potrafił, ale jeżeli mogę pacjentowi zaproponować coś ciekawego dla niego, to super i takie kursy bardzo mi się podobają – igłoterapia, manipulacje krótkodźwigniowe…

A szkolenia online? Jak do tego mamy podejść? Co tu jest dobre, a co złe?

Choćbyśmy stawali na głowie i nie wiadomo co robili i jakich platform nie używali, nigdy w życiu praktyki nie nauczymy się online, bo nie jesteśmy w stanie sami zobaczyć tego kursanta, poprawić go, spojrzeć na niego z różnych perspektyw, poczuć badania…

To w drugą stronę – jak masz grupę czterdziestu osób, to nie poprawisz każdego, nawet na żywo.

Dlatego mam ludzi, którzy mi pomagają, mam asystentów, ale tak, masz rację, dlatego też nie mam takich grup, bo kurs jest nastawiony na to, żebym ja zarobił dużo pieniędzy, czy na to, żebym kogoś nauczył,a i tak zarobił dużo pieniędzy? Wolałbym tą drugą opcję. Jeśli chodzi o teorię w kursach online, jeśli miałbym początkujących terapeutów albo studentów i miałbym im przekazywać teorię na temat skręcenia stawu skokowego czy na temat ACL-a, to tak, jak ze studiami – myślę, że to są dobre podwaliny do tego, żeby oni później to wdrożyli w swoje postępowanie i pamiętali o tym. Są takie elementy, które są czysto teoretyczne, jak na przykład – kiedy pozwolić pacjentowi na obciążanie rekonstruowanej kończyny. Ortopeda powie: kule przez jakiś czas, ale nie każdy. Cześć starych wykładowców powie: w protokole jest napisane, że przez 2 tygodnie pacjent musi odciążać kończynę za pomocą kul. Biomechanika jest jedna i mówi w wyraźny sposób, że obciążenie osiowe nie ma wpływu na przeszczep, czyli można jutro. i wiedza przekazana na szkoleniu online jest na plus – ta osoba wie, że może pozwolić pacjentowi jutro stanąć na nogi. Co prawda, jestem zdania, że każdy student fizjoterapeuta powinien obligatoryjnie zerwać Achillesa, ACL-a albo obrąbek uszkodzić, żeby wczuć się w pacjenta, bo to jest też psychicznie problemowe – pozwolić pacjentowi stanąć na nogę operowaną. Nie wiem, co się stanie. Jak nie miałeś nigdy, to zawsze masz z tyłu głowy taką nutkę, że a może coś się stanie.

Ja skręciłam kostkę lewą i prawą, złamałem rękę…

Czyli masz zaliczone. Ale tak, uważam, że szkolenia online są okej, posłuchanie nawet wywodu prowadzącego na temat ACL-a, Achillesa, kręgosłupa, stabilizacji… Zawsze coś wyciągniesz. Szkolenia online, które prowadzę są fajne, bo ja mówię przez półtorej godziny, a potem są zadawane pytania, a ostatnio moja żona słuchała jakiegoś szkolenia, nawet udało mi się przy nim udało przysnąć, bo to było na zasadzie – tutaj musicie zrobić tak, i tak, i tak, a że może ktoś z obecnych uważa inaczej. I wtedy pojawiają 3-4 pytania i zaczyna się dyskusja. Dyskusje w szkoleniu online powinno się zostawić na koniec, żeby nie marnować czasu i żeby wyciągnąć jak najwięcej. Ważna jest więc też forma szkolenia.

Doświadczenie prowadzącego, jak to nazywam.

Też. I doświadczenia organizatora, który narzuca jakąś formę.

Czym się ludzie najbardziej psują? Pacjenci.

Życiem.

To wszyscy my.

Nie mam innej odpowiedzi w głowie – psujemy się siedzeniem, chodzeniem, bieganiem, rowerem, czynnościami, które są naturalne…

Wszystkim?

Zdecydowanie. To jest tak samo, jak z tym ćwiczeniem. Jeśli nie jesteś dobrze uwarunkowany biomechanicznie, to każde ćwiczenie będzie dla ciebie złe, a przecież wstawanie, siadanie, chodzenie uznajemy jako czynność ruchową – może nie ćwiczeniem, ale to zawiera w sobie elementy ćwiczeń. Źle siadasz, źle siedzisz, źle chodzisz…

Warto poznawać siebie, jak jesteśmy w stanie źle wstać z łóżka. Kiedyś robiłeś kontuzję, jak grałeś w piłkę, a dzisiaj jak śpisz. Co musimy zrobić głupiego ze swoim życiem, że jest nas w stanie zabić poduszka w nocy.

Wejść w schemat i nie zdawać sobie z tego sprawy, bo my zmieniamy nasze funkcjonowanie – samochody mają inne fotele, mamy inne krzesła, mniej aktywności ogólnopojętej, na korzyść nie nierobienia. Jeżeli ja mam jakieś zaburzenie, błędny wzorzec ruchowy i powielam go w ciągu dnia – siadam i wstaję 500 razy dziennie, to prędzej czy później będzie mnie bolało, a my w większości powielamy te złe wzorce, bo mieć zły wzorzec, zdawać sobie z niego sprawę i go nie powielać, to jest nasza praca, żeby to znaleźć i wykluczyć, natomiast w większości przypadków te dysfunkcje wynikają z tego, że powielamy wzorce.

Ostatnie pytanie, and którym głowię się od kilku miesięcy: wady postawy.

Nie ma czegoś takiego.

No właśnie, czyli wada postawy też nie może boleć. Czy może?

Wada postawy nie boli. Wada postawy to jest tak, jak uszkodzona łąkotka – ona może boleć, a wada postawy, czyli następstwa złego ustawienia organizmu w przestrzeni mogą boleć, ale zaprzeczyłbym sam w sobie, gdybym powiedział, że jest coś takiego. powiedziałem, że przy dobrze uwarunkowanych napięciach i dobrze uwarunkowanym tułowiu, ta kontrola motoryczna to nie tylko tułów, ale wszystko, możemy robić wszystko, więc jak mam ocenić człowieka, który jest super pod kątem kontroli motorycznej, a staje przede mną i jest krzywy? Mam mu powiedzieć, że ma wadę postawy? nie.

A jeżeli masz wadę postawy? Czy dałbyś sobie zrobić wadę postawy? I ja mówię ci jak. Jestem twoim fizjoterapeutą, który chce ci zrobić wadę postawy i mówię: od dzisiaj robisz tylko ćwiczenia na klatkę piersiową, nie wolno ci robić żadnych innych ćwiczeń, robisz wszystko według protokołów ćwiczeniowych, żeby tkanka klatki piersiowej nie była przemęczona i nie będzie cię bolała, robisz to rok, ciężar progresujesz, wszystko według ustawień. I co stanie się po roku czy dwóch. Będziesz bardziej okrągły na plecach czy nie?

Nie wiem, bo to zależy od tego, jak do ciebie przyszedłem.

Tak, jak teraz, dzisiaj.

To jest szansa, że nie.

Jakoś tego nie widzę. Dużo teraz o tym myślę, bo jakbyś robił to przez 5-6 lat, to centralizacja głowy kości ramiennej w stawie będzie gorsza, bo będzie popychała do przodu.

Zakładasz tylko trening, a ja powiem, jak ja to widzę. Jeżeli będę trenował przez następne 5 lat tylko klatę, ale trenował, to mój trening zajmie 3 godziny w ciągu doby, a co robię w pozostałym czasie? Jeżeli ja jestem dobrze uwarunkowany pod kątem napięcia innych mięśni i kontroli, to kontrola ustawienia głowy, kości ramiennej czy łopatki, w tym wypadku, jest uwarunkowana niskoprogowo, czyli jeżeli ja będę miał dobry niski próg i przez 5 lat będę ćwiczył tylko klatę, to nic mi się nie stanie i moja pozycja nie powinna się zmienić. oczywiście jest to idiotyczne, bo jeżeli słucha nas jakiś pacjent, to powie, że jestem debil.

Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie i będę walczył, żeby to znaleźć.

To zależy od tego, kto przed tobą stoi, gdybyś dał Januszowi takie zalecenia i on, poza tym, że by to trenował i nic motorycznie by nie umiał, to go oczywiście zepsujesz i będzie wyglądał tragicznie po tych pięciu latach. Jeżeli to nie będzie Janusz, to uważam, że nie.

Tylko czym jest człowiek dobrze uwarunkowany.

Trzeba mieć dobrą kontrolę. Kontrola jest ważna, bo sam przytoczyłeś decentralizacji głowy kości ramiennej, ale jeżeli pozostałe elementy, poza tym piersiowym większym czy mniejszym, które tam pracują, będą dobrze reagowały, niskoprogowe dobrze ustawiały głowę, kości, stabilnie ją utrzymywały, to ten pierwszy będzie pracował, ale na dobrym układzie.

Dlaczego ludzie się garbią? Dlaczego mają kontrakcje ramion? Bo wykonują za dużo rzeczy z przodu, a za mało z tyłu.

To dlatego zapytałem, co poza tym miałbym robić ten gość. Bo ja na przykład dbam, żeby utrzymywać równowagę i nie mówię o ćwiczeniach.

Czyli trenujesz plecy.

Nie muszę trenować pleców, tylko dbam o to, żeby siedzieć z dobrym napięciem, żeby łopatka była ustawiona prawidłowo, ale znam elementy, o które muszę zadbać i tym się ratuję, bo my wiele rzeczy robimy. Ćwiczenie klaty przez 5 lat, to to samo, jak siedzenie na dupie przez 5 lat. Jeżeli siedzisz w sposób chociaż w miarę regulowany napięciowo, to nic sobie nie zrobisz. Jeżeli chcesz mieć klatę jak Sylvester Stallone, to uważam, oczywiście fajnie, że się nie zgadzasz czy nie wiesz, uważam, że jest to możliwe.

No i tak to zostawmy. Gdzie można cię spotkać? Gdzie pracujesz?

W Olsztynie, Gietkowska 10, med box 3.0, lokowanie produktu…

Co robicie?

Fajne, czterystumetrowa centrum i robimy dużo, bo mamy ortopedię, trenerów personalnych, medycznych trenerów, którzy fizjo, którzy zajmują się treningiem, mamy uroginekologię, mamy rehabilitację stomatologiczną, dietetykę, czyli jak na taki mały Olsztyn jesteśmy bardzo kompleksowi.

Mówiłeś, że nie ma karteczek i ćwiczeń, a dlaczego macie takie rzeczy, jak ćwiczenia grupowe?

I widzisz, to już jest podejście biznesowe.

Ale mam nadzieję, że boli cię głowa przez to.

Boli mnie, szczególnie jak to widzę, ale to jest wyjście do tych ludzi, oni chcą i staram się zakładać, że przychodzą tam zdrowi, a czy wychodzą zdrowi, to nie wiem.

lepszy jest taki ruch niż żaden ruch.

Zgadzam się, ale na szczęście mają obok fizjoterapeutę.

Ja ci bardzo dziękuję, mam nadzieję, że i dla was, słuchaczy ta pogawędka była pouczająca i może uzyskaliście jakieś odpowiedzi. Moim gościem był…

Mateusz Worobel.

Dzięki ci, Mateusz, miło było się spotkać po kilku latach i porozmawiać o tym, co się dzieje i co sądzimy. Bardzo wam dziękuję za odsłuchanie, jeśli słuchałeś i dotarłeś do tej godziny trzydzieści, to znaczy, że podobało ci się i w tym momencie trzeba oznaczyć albo Mateusza, albo mnie i podziękować za rozmowę na Instagramie, na Facebooku, możecie znaleźć na YouTube, na Spotify, na iTunes i tam znajdziecie więcej podcastów i podcastów z serii #DachowskiPyta. Cześć!

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 00 : 00 - Kim jest Mateusz Worobel?
  • 2 : 50 - Czego uczy studentów?
  • 6 : 00 - Czym jest indywidualizacja w fizjoterapii?
  • 12 : 00 - Jakie mogą być przyczyny zerwania ACL?
  • 15 : 33 - Dlaczego pacjenci nie doprowadzają do końca rehabilitacji po rekonstrukcji ACL?
  • 29 : 30 - Dla kogo jest terapia manualna a dla kogo terapia ruchowa?
  • 36 : 10 - Czy spacery to dobra forma aktywności?
  • 40 : 50 - Czy koryguje zawodowych sportowców?
  • 42 : 30 - Jakie badania przeprowadził?
  • 50 : 00 - Jak trenować stabilizację tułowia?
  • 56 : 10 - Jak często pracuje na bliznach?
  • 63 : 40 - Czy na pracę z blizną może być za późno?
  • 64 : 50 - Czego brakuje w fizjoterapii?
  • 67 : 38 - Czy ze szkoleń online można nauczyć się praktyki?
  • 72 : 40 - Czym najczęściej psują się pacjenci?
  • 75 : 10 - Czy wada postawy może powodować ból?