Jakub Nowosad – Jak zostać fizjoterapeutą Legii Warszawa? S01E05

Jakub Nowosad – Jak zostać fizjoterapeutą Legii Warszawa? S01E05
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Sumienność i odpowiedzialność.

Co tak naprawdę robi z Ciebie fizjoterapeutę sportowego?
Czy warto ryzykować i dawać od siebie 100%.
Jakie są marzenia rehabilitanta jeśli pracuje już klubie sportowym i gabinecie?
Ten odcinek to rozmowa o realiach pracy fizjoterapeuty w ekstraklasie koszykarskiej w drużynie Legii Warszawa.
Zapraszam do cyklu rozmów z fizjoterapeutą Jakubem Nowosadem, świetnym specjalistą rehabilitacji sportowej i urazowej, opiekunem koszykarskiej Legii Warszawy, a prywatnie bardzo sympatycznym i otwartym facetem!

Transkrypcja podcastu:

Michał Dachowski: Witam Was serdecznie w kolejnym odcinku, a to już piąty odcinek serii Dachowski Pyta. Z nami dzisiaj ponownie jest…

Kuba Nowosad: Kuba, cześć.

Z Kubą ostatnio rozmawialiśmy na temat szkoleń, na temat tego, jak praktykować fizjoterapię, od czego powinniśmy zacząć jako młodzi fizjoterapeuci, ale dzisiaj dość ciekawie zaczniemy. Dzisiaj o tym jak to CV trafia do mnie. Ta historia jest bardzo fajna, więc myślę, że warto ją pokazać światu pierwszy raz.

Nie chcę niczego przekręcić, ale to chyba wyglądało tak, że…

Te CV do mnie spływały.

Zacznę od początku, żeby nakreślić całą tę historię. Na ostatnim, piątym roku studiów skończyłem szkolenie FDM, wtedy rewelacja, szał, niesamowite efekty, więc szukałem kogoś, chyba w przerwie między semestrami albo nawet w wakacje, nie pamiętam dokładnie. Szukałem osoby w Warszawie, która pracuje tą metodą, żeby pójść na praktyki, podpatrzeć, dowiedzieć się czegoś więcej i zobaczyć jak to wygląda w praktyce, bo sam nie miałem możliwości jeszcze praktykowania i pracy z pacjentami. No i znalazłem Fizjo4Life. No i patrzę jest tam jakiś taki gość – Dachowski, o tym FDM-ie trochę pisze, wspomina, że tym FDM-em praktykuje. I tak naprawdę ciężko było kogokolwiek innego w Warszawie znaleźć.

Tak, bo ja wtedy byłem razem z Robertem Farejem i Pawłem Botorem i dzisiaj już z nami współpracującym Kostrzębskim. Byliśmy wtedy na pierwszym szkoleniu FDM-u w Polsce, a ja znowu dowiedziałem się o tym od Halikowskiego, czyli osoby która dzisiaj tłumaczy wszystkie książki na temat powięzi. On wtedy siedział we Francji. Dlatego mnie też wtedy znalazłeś, nikogo więcej w Warszawie nie było.

Tak, no i pamiętam, że na początku wysłałem mail z pytaniem, czy można przyjść na praktyki, bo skończyłem FDM, szukam kogoś, kto pracuje FDM-em i tak dalej i tak dalej. Pierwsza reakcja chyba była taka, że odpisałeś, że w tym momencie ktoś jest pod Twoją opieką, ktoś jest na praktykach, więc nie ma takiej możliwości. Pamiętam, że to był czas, kiedy mogłem to zrobić, bo właśnie albo były to wakacje, albo przerwa między semestrami. Trudno nie udało się, ja poszedłem gdzieś tam na inne praktyki, trochę ten temat zapomniałem, myślę że nawet minęło trochę czasu.

Mogło trochę minąć czasu, ja też nie pamiętam.

Pamiętam taką sytuację, że gdzieś obudził mnie rano SMS. Ja nie byłem wtedy w najlepszym stanie, nie wiem, dlaczego i zobaczyłem tego smsa. Nie pamiętam, czy miałem zapisany Twój numer, po tym wcześniejszym kontakcie, czy się podpisałeś. W smsie było „Czy może dzisiaj Pan przyjść do gabinetu”. To był akurat jakiś dzień wolny, albo po prostu na uczelni miałem mniej zajęć. Ja niestety jestem z tych mało asertywnych, więc stwierdziłem „Czemu nie?”, chociaż nie chciało mi się okrutnie, ale mówię: „dobra, pójdę, zobaczę, spróbuję”. Bo praktyki już miałem podpisane, więc teoretycznie już tych praktyk nie potrzebowałem, ale umówiliśmy się i spotkaliśmy się, wtedy jeszcze chyba w gabinecie na Placu Trzech Krzyży.

Myślałem, że Zamojskiego jeszcze.

Nie, nie na Placu Trzech Krzyży, więc ja też taki podekscytowany, taka lokalizacja, tu gabinet, tu jakieś tam obok inne gabinety. Tak mega profesjonalnie to wyglądało. No i tak pamiętam, że się spotkaliśmy pierwszy raz, właśnie po tym smsie, ale wydaje mi się, że minęło sporo czasu od tego mojego mailowania wcześniej, więc w ogóle się nie spodziewałem tego.

Pierwszy kontakt? Pamiętasz?

Wtedy od razu miałeś moje CV?

Ja miałem Twoje CV.

Jak poprosiłem o praktyki, to chyba potem poprosiłeś, żebym podesłał Ci CV. Tak, rzeczywiście mogło tak być.

Tam była Biała Podlaska, która nas trochę połączyła i wiedziałem, co tam się dzieje. A drugie, to niestety koszykówka, albo stety, która dla nas, tutaj w gabinecie… bo Ty też grałeś kiedyś w koszykówkę, gdzieś tam treningi miałeś, więc to było coś, co nas wtedy „połączyło”. Do tej pory to trwa.

To takie cechy wspólne rzeczywiście. Pierwszy kontakt? Pamiętam, że wtedy przyszedłem jakoś na dwie, trzy godziny. Co od razu zauważyłem? Dużą pewność siebie u Ciebie w kontakcie z pacjentem i taką otwartość. Od razu pytałeś mnie, co uważam o danym pacjencie, jak bym rozpoznał trochę z FDM-u te wszystkie dystorsje. Nawet chyba już pierwszego dnia miałem okazję popracować z pacjentami, w sensie takim manualnym.

Czyli, ta rekrutacja nie trwała dużo. Z tego, co ja pamiętam, za chwilę też miałeś swoich pacjentów od razu?

Tak, była taka sytuacja chyba, że musiałeś wyjechać, czy to było na zasadzie testu?

Nie, musiałem wyjechać, dlatego szukałem kogoś, kto…

I pamiętam, że zaproponowałeś mi, czy mógłbym przyjąć paru pacjentów, bo Ty musisz wyjechać. To było dla mnie duże wyzwanie, bo tak naprawdę była to dla mnie pierwsza sytuacja, gdzie zostawałem sam na sam z pacjentem. Też z pacjentem…

Komercyjnym.

Komercyjnym, co jest ważne, od którego za chwilę miałem wziąć pieniądze za usługę. Więc wymagania jakby od razu się zwiększają. Pamiętam tam dwóch, trzech, to nie była jakaś duża liczba za pierwszym razem, kilku tych pacjentów rzeczywiście przyjąłem.

Jak ich wspominasz?

No było trochę nerwów… pamiętam jednego pacjenta, który z jakimś problemem z Achillesem, czy po zerwaniu Achillesa, to był gość, który przyjeżdżał specjalnie do Warszawy z jakiegoś odległego miasta. Tym bardziej była na mnie taka presja, że dobra, skoro już przyjechał…

To wypadałoby coś fajnego zrobić.

Tak, pół Polski przejechał dla tej rehabilitacji, to wypadałoby żeby był jakiś efekt. Akurat trafiłem może też na dobrych pacjentów, takich komunikatywnych, otwartych, więc dobrze to wspominam. Było na pewno trochę stresu, to nie ma siły…

Wracając do pacjentów. Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w relacji rehabilitant-pacjent? Bo to jest mega trudna rzecz. Oprócz tego, że możemy być po super szkoleniach, możemy mieć super umiejętności, to te interpersonalne, tak to się chyba ładnie nazywa, to są chyba najważniejsze umiejętności, jakie trzeba posiadać?

Wydaje mi się, że tak. Najtrudniejsze, najważniejsze. Może to brzydko zabrzmi, ale niewiedzę zawsze możemy czymś trochę przykryć, trochę coś naopowiadać. Nie mówię, że coś złego…

Naściemniać…

Są osoby, które gdzieś tam tę wodę polać potrafią trochę lepiej i pacjenta przekonać. Taka relacja, może takie jakieś pierwsze wrażenie, kontakt, przekonanie, że wie się, co się robi. Tak, jak rozmawia się też z pacjentami, czy osobami, które gdzieś tam jednorazowo korzystały z rehabilitacji, to mówią, że najgorsze, co może być, to jak rehabilitant nie wie do końca, co ma robić. Więc nawet jak nie wiecie co macie robić, to udawajcie, że wiecie, co macie robić, bo to jest połowa sukcesu.

Zejdźmy teraz z tej strefy z interpersonalnej i wejdźmy w te prawdziwe rzeczy, rehabilitacyjne dla nas, czyli w tę manualną pracę. Najtrudniejszy pacjent? Już był? Czy będzie?

Myślę, że będzie, z każdym kolejnym pacjentem okazuje się, że ten, który był trudny już wcale taki trudny nie jest. To też wynika z doświadczenia, czasem, w momencie, kiedy on jest w gabinecie, jest najtrudniejszy. Ale jak wracasz do domu, to nagle Ci się zapala jakaś lampka, „A przecież mogłem zrobić jeszcze to, to i to.” Przypominasz sobie, że w sumie jeszcze na tym szkoleniu i na tym szkoleniu o tym mówili, że jedno z drugim można połączyć. Przypominasz sobie pewne rzeczy z wywiadu, z tego, co on opowiadał, łączysz to w całość. Potem to jakoś idzie. Byli pacjenci, którym nie potrafiłem pomóc. Ale uważam, że powinniśmy potrafić się do tego przyznać, nie ma problemu, żeby odesłać kogoś do kogoś innego. To też świadczy o mnie, że jestem w stanie powiedzieć, że nie potrafię w tym wypadku pomóc.

Jaki to był pacjent? Jesteś w stanie podać przykład, który stał się trochę taką blokadą, czy powiedzmy porażką Twoją? Albo, czy masz pacjenta, którego, na dzień dzisiejszy wiesz, że go uszkodziłeś? Że mogłeś zrobić…

Że mogłem zrobić mu krzywdę, albo nie pomóc, a pogorszyć jego stan? Nie pamiętam takich konkretnych przypadków. Na pewno były…

Nie chce się przyznać.

Były takie przypadki. Nie raz mamy telefony, że ktoś dzwoni, że czuje się trochę gorzej. Też nie bez powodu uprzedzamy pacjentów, że czasem reakcją na terapię jest pogorszenie objawów. Ale tak, żeby to było na dłuższą metę, albo żebym, w wyniku swoich działań, skierował kogoś na operację, nie daj Boże, albo jakąś inną sytuację… ostatnio była taka sytuacja, że po wyjściu z gabinetu pacjentka źle się poczuła. Skoczyło jej ciśnienie i zabrała ją karetka. Nie wiem, czy to ja, czy to zbieg okoliczności, ale pani Gabriela czuje się już bardzo dobrze…

Była u mnie wczoraj.

Tak, przychodzi do nas nadal, więc wszystko jest w porządku. Zdarzają się takie sytuacje, musimy pamiętać, że jednak mimo wszystko to jest praca z ogromną odpowiedzialnością, dlatego ubezpieczenie…

Jest nam potrzebne.

Polecam.

Teraz przejdźmy do tej działki, którą zacząłeś na studiach, czyli rehabilitacji sportowej. Jakbyś miał dzisiaj powiedzieć, kim jest rehabilitant sportowy? Czym on się różni od zwykłego rehabilitanta? Jakbyś to rozdzielił. Jest coś takiego, że ludzie potrafią powiedzieć: „Ja chodzę tylko do sportowych, bo oni są fajniejsi”.

Jest taki podział trochę, tak. Ludziom wydaje się, że może rzeczywiście tak jest, że osoba, która pracuje ze sportowcami, czy osobami z urazami sportowymi, tym lepiej sobie poradzi z normalnymi, takimi codziennymi dolegliwościami. Czy tak jest rzeczywiście? Chyba niekoniecznie. Jakby nie chcę kategoryzować… dopiero charakter pracy definiuje Cię, czy jesteś rehabilitantem sportowym czy nie i to, jakich masz pacjentów. Ja, kończąc studia, nie śmiałbym się nazwać rehabilitantem sportowym, bo niby, z jakiego powodu? Chyba tylko dlatego, że sam uprawiam sport. Więc jestem rehabilitantem sportowym. Jest taki podział rzeczywiście, może trochę sztuczny. Jeśli ludzie chętniej przychodzą z tego powodu, to czemu nie? U mnie to, że zacząłem tę pracę w klubie, o czym pewnie zaraz będziemy rozmawiać, to to zdefiniowało mnie bardziej jako rehabilitanta sportowego. Tak naprawdę sam wiesz, że jak tutaj mamy pacjentów, to to jest przekrój przez wszystko…

Od a do z. Oprócz tego, czym się nie zajmujemy. Nie zajmujemy się dziećmi, więc ich nie mamy. Nie zajmujemy się głęboką neurologią, typu udary, porażenia czterokończynowe też się nie zajmujemy, więc tych pacjentów też nie mamy, ale cała ortopedia…

Każdy dorosły pacjent, od pacjenta, który biega 150 kilometrów po górach, po pacjenta, który brzydzi się jakimkolwiek ćwiczeniem fizycznym. Ciężko powiedzieć, że to jest taka typowa rehabilitacja sportowa.

To jakbyś miał usystematyzować, to dla ciebie? Kuba Nowosad mówi: fizjoterapia sportowa to…?

To przede wszystkim praca z ludźmi uprawiającymi sport, to praca, niekoniecznie ze sportowcami. Teraz jest ogrom ludzi amatorsko uprawiającymi sport.

Którzy robią to czasem lepiej niż zawodowcy.

Czasem tak.

Nawet większe pokłady pieniężne…

I mają większą świadomość czasem tego wszystkiego. przede wszystkim fizjoterapia sportowa to jest praca z osobami związanymi ze sportem i też trochę zrozumienie specyfiki urazów w sporcie.

Czyli jednak to, że jesteś mini sportowcem, czyli coś tam koszykówkę sobie pykasz, to trochę pomaga, bo pracujesz z koszykarzami?

Myślę, że na pewno, tak. Łatwiej jest zrozumieć, że to się w taki, a nie inny sposób, masz tego świadomość. A jeżeli w ogóle taki uraz doświadczyłeś na sobie i sam przeszedłeś, to raz, że wiesz, co się wtedy czuje, a dwa wiesz, jakie są tego konsekwencje. Trochę też na własnych błędach jesteś w stanie pomóc innym.

Wróćmy do tego, jak doszedłeś do Legii. Jak Ty to pamiętasz? Ja mam swoje wspomnienia, Ty masz swoje wspomnienia.

Dobrze, żeby były zbieżne [śmiech]

Ja cos tam pamiętam jeszcze.

To było tak, że po jednej, czy po dwóch wizytach w Twoim gabinecie dałeś mi informację, że w Legii szukają.

Powiem Ci, że więcej było tych wizyt.

Tak? Ja pamiętam, że to szybko poszło. Może dla mnie to było po prostu…

Nie no ja jeszcze pracowałem w Pruszkowie, musiałem w Pruszkowie skończyć. Tam było długo, długo. Ja myślę, że około pół roku.

To rzeczywiście musiało być jeszcze w trakcie roku, bo ja pamiętam, że pracę w Legii zacząłem, jeszcze studiując.

Tak?

Tak, bo pamiętam, że nie mogłem być na wszystkich treningach z racji zajęć na uczelni. Mniejsza o to, ile czasu minęło. W każdym razie zaproponowałeś mi, że jest taka drużyna, która szuka fizjoterapeuty, która potrzebuje fizjoterapeuty i czy nie chciałbym na początku pójść tam, na zasadzie takiego stażu, praktyk. Wtedy Legia była jeszcze w drugiej lidze, biła się o awans do pierwszej ligi. To już była końcówka sezonu. No i znowu, ja nie wiem, co ja mam… nie wiem za bardzo, co ja mam robić, nie wiem, czy sobie dam radę i tak dalej. Zdecydowałem się nawet po to, żeby sprawdzić trochę siebie, żeby zobaczyć co się tam będzie działo, jak to wygląda i trafiłem na te treningi. Dużo mi pomogło, że zostałem tam bardzo dobrze przyjęty przez trenera, do dzisiaj pamiętam nasza pierwszą rozmowę z trenerem Piotrkiem Bakunem.

Dzisiaj Piotrek gdzie?

Dzisiaj jest w Dzikach Warszawa, ale my też mamy cały czas kontakt. Pamiętam pierwszą naszą rozmowę, nie będę jej cytował, bo padły różne słowa. W każdym razie wiedziałem, że jest do mnie zaufanie i spokojnie mogę sobie pracować i robić to, co potrafię w danym momencie. Też nie było jakichś mega wymagań…

To była druga liga.

To była druga liga. Oni przed chwilą nie mieli nikogo, tam wcześniej był inny fizjoterapeuta, ale im się drogi rozeszły. Potem nie mieli nikogo, więc tak naprawdę, jak się ktoś pojawiał do opieki nad nimi to oni już byli zadowoleni.

To znowu jest to Twoje podejście, które jest mega i powinno być naśladowane, czyli to, że zgadzasz się na te dwa pierwsze, trzy pierwsze miesiące, jako praktyki, jako sprawdzenie siebie. To jest jakby darmowe, czyli pokazujesz to, co umiesz i czy dajesz sobie radę.

No ja to właśnie tak dawałem, jako w pewnym stopniu szansę, z drugiej strony też dużo pomogło to, że z tą koszykówką zawsze miałem do czynienia, więc fajnie było sprawdzić, jak to wygląda na trochę wyższym poziomie. Mi nigdy nie było dane… zawsze to było granie takie amatorskie, chciałem zobaczyć, jak to wygląda. Wiedziałem, że też jest perspektywa, wtedy też była końcówka sezonu, wiedziałem, że Legia stoi bardzo mocno, z pierwszego miejsca wyszła do playoff-ów. Wiedziałem, że jest perspektywa, że to za chwilę może być pierwsza liga. I rzeczywiście chyba dwa, trzy miesiące popracowałem zupełnie za darmo. Dostałem bluzę, koszulkę, dresy…

Już było fajnie.

Tak.

Czyli jakaś zapłata była.

Tak, ale też pamiętam, że zajmowało to strasznie dużo czasu. To było na Bemowie, ja w tamtym czasie mieszkałem na Siekierkach.

Mokotów, tak.

Trening kończył się o 22:00, musiałem lecieć, żeby zdążyć na ostatni autobus, którym wracałem koło godziny. Na tych treningach byłem cztery w tygodniu, po południu, tylko jeden trening mnie wykluczał, za względu na zajęcia. Trochę temu poświęciłem, ale żadnej wizyty na tej hali nie żałuję i naprawdę zachęcam, że, jeżeli pojawiają się takie okazje, to trzeba je wykorzystywać.

Czyli znowu dwie lewe ręce, znowu jest rozpoczęcie od zera. Czego się nauczyłeś.

Pamiętam: „Kuba, oczywiście jak coś tam będzie ten, to dzwoń do mnie, to Ci pomogę”. Pamiętam, że chyba dzwoniłem do Ciebie przez trzy dni, ani razu nie odebrałeś telefonu [śmiech]. To też mnie w pewnym stopniu zmusiło do samodzielnej pracy, dobrze się złożyło, ja musiałem sam sobie coś tam kombinować i sam sobie radzić z pewnymi rzeczami. Tak naprawdę na początku to były najprostsze rzeczy, ja uczyłem się tape’owania tego sztywnego, które było potrzebne. W tamtym momencie to tak naprawdę było sporadyczne, dopiero w momencie urazu. Ale za chwilę pojawiała się pierwsza skręcona kostka, jakieś urazy. Niestety pod koniec sezonu, chyba do tej pory mój największy uraz w mojej karierze, gdzie Paweł Podobas zerwał sobie więzadło rzepki. Pamiętam do dzisiaj, jak podbiegłem do niego na parkiet i rzepkę miał mniej więcej w połowie uda. Tak bardzo jakby czworogłowy podciągnął mu tę rzepkę do góry. Też nie wiem, jakim sposobem wiedziałem, no może nie tyle wiedziałem, co mam zrobić, ale to, co zrobiłem okazało się dobre. Wiem, że Paweł potem też wspominał, że cieszy się, że tak to się skończyło. Niestety trafił wtedy do szpitala, my tym meczem awansowaliśmy do pierwszej ligi, więc trochę go brakowało przy tym świętowaniu, ale to był największy, do tej pory, mam nadzieję, że nie będzie większych urazów. Myślę, że to dużo mi dało. Musiałem sam sobie radzić, rzucony na głęboką wodę, trochę nie bardzo miał mi, kto wtedy tam mi pokazać, co mam robić. Też dzięki temu sobie wypracowałem, może mój autorski, system pracy.

To też jest super. Dzisiaj w Legii, po trenerze, jesteś drugą osobą, od której się zaczyna budować skład. Z Tobą są pierwsze rozmowy, czy będziesz dalej, czy nie będziesz dalej. Tak ja to widzę.

Mam nadzieję, że tak jest i cieszy mnie to. Po każdym sezonie każdy z góry zakłada, że ja zostanę, że nadal będę pracował, że są zadowoleni z mojej pracy. To jest fajne, bo nie ma nic lepszego niż to, że ktoś docenia Twoją pracę.

Szczególnie, że koszykówka nie jest dofinansowana super i powiedzmy, na poziomie…

No tak, nie jest to Liga Mistrzów, piłka nożna…

Nawet siatkówka na poziomie europejskim to też nie jest, to też nie jest tym koszykówka w Polsce.

Tak, w tym wypadku w Polsce, rzeczywiście, ta koszykówka jest gdzieś tam za piłką nożną, siatkówką to na pewno. Może gdzieś tam bije się z piłką ręczną o to trzecie miejsce…

oglądalność…

Jeżeli chodzi o sporty drużynowe. No tak, nie jest to wielki bum, ale to znowu wracamy do tego, że gdybym sam nie trenował koszykówki, to by mnie tak to nie jarało, mówiąc kolokwialnie. To mnie głównie zainteresowało, że chciałem zobaczyć, jak to wygląda.

No i długo na to patrzysz. Pracujesz z jednym zespołem, praktycznie, ok, ten zespół też się zmienia, ale to powiedzmy…

W jednym środowisku cały czas…

W jednym środowisku. Czy to nie zaczyna być męczące? To jest Twój piąty rok?

Teraz skończyłem szósty sezon. Za chwilę zacznę siódmy, dzisiaj spotykam się na podpisanie umowy na kolejne sezony.

Teraz będzie Twój dłuższy kontrakt. Teraz ciekawe to jest. Dla mnie chyba to jest, na poziomie bycia zawodowym fizjoterapeutą, żeby klub podpisał długoletni kontrakt z fizjoterapeutą. Ja nie słyszałem.

Wiem, że takie praktyki są w klubach zagranicznych, nie wiem, jak w Polsce, ciężko mi powiedzieć. Rzeczywiście, zaproponowano mi trzyletnią umowę, taką umowę podpiszę prawdopodobnie dzisiaj. Wiadomo, że życie się różnie toczy, to też nie jest tak, że w każdej chwili tę pracę można zmienić, swoje życie gdzieś tam zmienić. Ale to fajne, bo to też pokazuje, że jest zaufanie, że to, co do tej pory się zrobiło, to ludzie doceniają. Trzeba też patrzyć pod takim… to też nie jest tak, że po każdym meczu ktoś przyjdzie i poklepie cię i wszyscy cię będą wychwalać. Ty siedzisz sobie w cieniu, robisz swoją robotę. Czasem pewnie gdzieś tam by się chciało wypiąć pierś po medal, bo wiesz, że zrobiło się dobrą robotę. Ale to też jest duża odpowiedzialność i ciężka praca i fajnie, że na koniec sezonu, rzeczywiście słyszysz, że chcą, żebyś pracował dalej.

Czym Jakub Nowosad zasługuje sobie na to, żeby podpisać z nim kontrakt na poziomie trzech lat na rehabilitanta? Tak Twoim zdaniem. Co tam się takiego dzieje, w czym Ty jesteś na tyle mocny i skuteczny, co jeszcze można wymieniać o Tobie…?

Ciężko. Nie lubię takich rzeczy mówić, że ja jestem taki i taki, więc w ogóle to mi się należy wszystko.

Nie chodzi o to, tylko chodzi o to, żeby powiedzieć ludziom, na poziomie młodych fizjoterapeutów…

Wiesz, co mi się wydaje, że jest najważniejszą cechą? Pomijając w ogóle kwestie wiedzy, skuteczności, to jest sumienność w tej pracy. Sumienność i bycie odpowiedzialnym w tej robocie, że jesteś na tych treningach, że nie spóźniasz się, nie robisz jakichś dziwnych sytuacji. Gdzie nagle Cię nie ma, brakuje, albo kimś się nie zajmujesz, albo nagle przychodzi do Ciebie zawodnik, a Ty mu mówisz, że nie masz dla niego czasu. Myślę, że tym sobie zyskałem dużą sympatię, czy to u prezesów, trenerów, czy samych zawodników, bo naprawdę pracuję szósty sezon i nie zdarzyło mi się, nie wyobrażam sobie, żeby odmówić komuś pomocy. Na tym cierpi trochę życie prywatne, czas wolny, ale no niestety, to jest taki typ pracy, gdzie przez te dziesięć miesięcy w roku trzeba się trochę poświęcić.

Ile godzin trzeba poświęcić dla drużyny, żeby to miało ręce i nogi?

Żeby to miało ręce i nogi? Wszystko zależy od tego, ile ta drużyna trenuje…

Na poziomie ekstraklasy.

Jeżeli jesteś jedynym fizjoterapeutą, ja w tym sezonie miałem tę przyjemność, że pomagał mi Sebastian, za co mu bardzo dziękuję. Jeżeli jesteś sam, to musisz być na każdy treningu, na każdym meczu, na każdym wyjeździe. Trening trwa około dwóch godzin, Ty musisz być przynajmniej z godzinę wcześniej, na pewno zostaniesz godzinę po. Taki trening zajmuje około 4 godzin samego bycia na hali. Jeżeli masz wyjazd, to bardzo często jest to wyjazd dzień wcześniej. Tutaj już w przypadku ekstraklasy mamy taki zwyczaj, że na wyjazdy jeździmy dzień wcześniej, nawet do tak daleko odległego Radomia. Więc, tak naprawdę są dwa dni…

Dobrze, że nie samolotem…

[śmiech] Tak, dłużej byśmy stali na lotnisku, niż jechali autokarem. Ale rzeczywiście to zajmuje mnóstwo czasu. Nawet, jeżeli to nie jest tak, że jesteś od rana do wieczora, to samo to, że ciężko Ci cokolwiek zorganizować, ciężko Ci nagle znaleźć dwa dni, żeby wyjechać, żeby pojechać do rodziców. Za co serdecznie przepraszam, że tak rzadko się pojawiam w domu. Rzeczywiście czasem ciężko… też nagle masz dzień wolny, był mecz, masz dzień wolny, no to najczęściej nie jest dzień wolny dla Ciebie…

Nie dla Ciebie, tylko dla całej reszty…

Tak, bo wtedy jest czas, żeby tymi chłopakami się zająć i postawić ich na nogi do kolejnego meczu. Więc jeszcze wracając do tego, jakie cechy… mówię, nawet, jeżeli brakuje wiedzy, brakuje doświadczania, to jest… tak jak zatrudniasz ludzi i widzisz, co jest najważniejsze. Po prostu trzeba być odpowiedzialnym i sumiennym w tym, co się robi. Trochę takich ludzi brakuje teraz, nie? Nie jest ciężko znaleźć specjalistę w danym fachu, przynajmniej mi się tak wydaje. Patrzysz w CV, masz ukończone szkolenia, wszystko powinno być super, ale chodzi o takie zwykłe ludzkie cechy, takiej właśnie po prostu odpowiedzialności i posiadania świadomości, że jest się za coś odpowiedzialnym i że to jest na Twojej głowie i nikt tego za Ciebie nie zrobi.

Ok. Co po Legii?

Co po Legii? No nie wiem [śmiech].

Gdzie są marzenia fizjoterapeuty, który w Polsce pracuje w ekstraklasie, pracuje w gabinecie fizjoterapeutycznym, ma pacjentów? Gdzie są aspiracje, marzenia? Gdzie one mogą być?

Myślę, że są. Może niekoniecznie zaraz wyjazd gdzieś, do lepszego klubu. Trzeba pamiętać, że praca przy sporcie jest bardzo ryzykowna. Nagle jesteś na topie, ale za chwilę zmienia się cały sztab i Cię nie ma. Nie wiem, czy odważyłbym się teraz wyjechać poza Warszawę, poświęcić tę prace tutaj, tę, co mam tutaj tylko po to, żeby zarabiać trochę lepsze pieniądze. Może się okazać, że przez pięć miesięcy, a po pięciu miesiącach nie mam gdzie wrócić. Z takich ambicji? Myślę, że fajnie było by tam, gdzieś kiedyś, koszulkę z orzełkiem założyć. Nie mówię, że w koszykówce. Myślę, że dużą nobilitacją jest jakakolwiek praca w reprezentacji Polski. Pewnie nie pod kątem zarobków, bo często jak rozmawia się ze znajomymi, którzy gdzieś tam w tych związkach pracują… ale samo to, sam wyjazd na olimpiadę, mistrzostwa świata. Myślę, że to jest niesamowite przeżycie, nawet, jeżeli nie przywozi się stamtąd worka medali, to myślę, że to jest coś takiego, co powoduję, że to ego rośnie mocno.

sportowcach, jacy pracują z Kubą i o tym, jakim jest człowiekiem porozmawiamy już w następnym odcinku z serii Dachowski Pyta. Zapraszam serdecznie. Jeśli nie oglądałeś pierwszego odcinka z Jakubem, na dole, pod nami jest do niego link, więc zapraszam serdecznie, żeby go obejrzeć. A więc do zobaczenia w kolejnym odcinku z serii Dachowski Pyta.

Dziękujemy.

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 0 : 28 - Początki wspólnej pracy.
  • 5 : 33 - Pierwsi pacjenci.
  • 7 : 03 - Trudności w relacji terapeuta- pacjent.
  • 8 : 23 - Najtrudniejszy pacjent.
  • 10 : 57 - Kim jest fizjoterapeuta sportowy?
  • 13 : 48 - Początki współpracy z Legią.
  • 19 : 30 - Fizjoterapeuta filarem drużyny.
  • 22 : 23 - Najważniejsze cechy fizjoterapeuty.
  • 26 : 06 - Plany i marzenia na przyszłość.