Anna Jaroń – Możemy osiągnąć więcej, niż nam się wydaje S01E25

Anna Jaroń – Możemy osiągnąć więcej, niż nam się wydaje S01E25
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Dziś wyjątkowy gość – terapeutka, dbająca o zdrowie najmłodszych pacjentów. Doktor nauk medycznych, praktyk z wieloletnim stażem – zarówno jako fizjoterapeutka jak i wykładowca. Wykorzystuje m.in. metodę NDT-Bobath, Prechtl, AFE. Nie boi i się wyzwań i często ratuje w sytuacjach, gdzie inni specjaliści odmawiają terapii.

Czy terapia SI jest pomocna w terapii dziecięcej? Jak to jest ze słynnym napięciem u dzieci? Co powinno wzbudzić niepokój rodziców? Jak prawidłowo eksponować dziecko na bodźce? Jakie są etapy rozwoju ruchowego u dziecka? Kiedy dziecko powinno zacząć samodzielnie chodzić? Jak łączyć wiedzę z publikacji medycznych z doświadczeniem? Czy praca w szpitalu jest konieczna, aby zebrać niezbędne doświadczenie do pracy z dziećmi? Czym różni się praca w szpitalu od pracy w prywatnym gabinecie?

W dzisiejszej rozmowie o standardach i przywilejach nauki na Akademii Medycznej i o tym, jak kształcić nowe pokolenie specjalistów. O mitach wprost z gabinetu oraz odwadze w prowadzeniu terapii, których nie podejmuje się nikt inny.

Transkrypcja podcastu:

Michał Dachowski: Witam was serdecznie, to już kolejny odcinek z serii Dachowski Pyta. Ostatnio na pewno słyszeliście dużo już rozmów z rehabilitantami osób dorosłych, z trenerami dorosłych, a dzisiaj dość wyjątkowy gość, bo moim gościem jest:

Anna Jaroń: Witam wszystkich, nazywam się Anna Jaroń.

Aniu, czym ty się zajmujesz? Ja już powiedziałem, że ten podcast będzie troszkę inny, a więc nie zajmujesz się dorosłymi.

Nie, zajmuję się dziećmi, a ściśle mówiąc zajmuję się niemowlakami. Czyli pracuję raczej z malutkimi pacjentami, do mniej więcej 12-15 miesiąca życia.

To nie jest dość częsty kierunek wybierany na samym początku. Czy od początku wiedziałaś, że będziesz zajmować się małymi dziećmi?

Na samym początku, jak poszłam na studia, to jakby miałam wizję tego, że chciałabym pracować w dwóch dziedzinach. Chodzi bardziej o to, że zastanawiałam się czy nie pracować ze sportowcami.

To tak wszyscy myślą, że po rehabilitacji do sportowców.

Tak. Ale wiesz, dlaczego? Dlatego, że ja miałam nawet ściśle wybraną grupę docelową, z którą chciałam pracować.

Ja będę zgadywał, mogę?

No.

Pływacy?

Nie, tenisiści. Ja wtedy skończyłam akurat pływać synchronicznie, natomiast równolegle trenowałam tenis i właśnie tak rozmyślałam sobie, czy nie być takim fizjoterapeutą przypisanym do klubu. Natomiast drugą opcją rzeczywiście były dzieci i tak zostało.

Czyli te dzieci od początku były w twoich myślach?

Tak, zgadza się. Natomiast na początku myślałam, że będę pracowała ze starszymi dziećmi, czyli mniej więcej czterolatki, pięciolatki, czyli taki wiek przedszkolny i szkolny, natomiast później jak się okazało na czym rzeczywiście praca polega fizjoterapeuty i jak podczas terapii trzeba użyć własnych możliwości fizycznych, no to to zweryfikowało. A że jestem też dość niewielka, no to przerzuciłam się i bardziej zainteresowałam się niemowlakami.

Ale skąd ta rehabilitacja w ogóle się wzięła? To był taki świadomy wybór już na poziomie liceum, że uczę się biologii, która mi jest potrzebna na tych studiach i zdaję na fizjoterapię, czy jednak – nie wiem co robić, to idę na rehabilitację.

Nie, na początku ja w ogóle byłam w klasie ekonomicznej, gdzie miałam rozszerzoną informatykę, geografię.

Tak, to pomaga na rehabilitacji?

Bardzo.

Szczególnie w tych czasach.

Język rosyjski. Ja chodziłam do liceum i od połowy trzeciej klasy, z tego co kojarzę, ja nie miałam bodajże biologii, a chemię też miałam jakoś ograniczoną liczbę tych lekcji, no i tak naprawdę w czwartej klasie to ja chodziłam tylko i wyłącznie na fakultety, jak już postanowiłam, że rzeczywiście pójdę na rehabilitację, bo pierwsze dwa lata to ja myślałam, że pójdę na SGH. A później mi się to zmieniło, bo tak zastanawiałam się, co bym rzeczywiście chciała w życiu robić. Doznałam też kontuzji w trzeciej klasie liceum i tak zastanawiałam się jakby bardziej w sumie nad zdrowiem, tak jak mówię, nad tym co bym chciała w życiu robić i tak wymyśliłam sobie na początku, że bym chciała pójść na AWF na rehabilitację i tam studiować, i równolegle zrobić sobie instruktora tenisa i tak samo narciarstwa, no i przy okazji właśnie pracować jako fizjoterapeuta, natomiast rzeczywiście ta kontuzja mnie mocno ograniczyła. Natomiast z racji tej, że ja jestem w czepku urodzona, to również w tym samym roku otworzyli nowy kierunek na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, czyli dawniej na Akademii Medycznej, i tam nie było testów sprawnościowych.

Czyli lepiej dla ciebie?

No lepiej dla mnie.

Ale mówisz, że uprawiałaś sport. Co to za sport? Bo powiedziałaś, że tenis, synchroniczne pływanie, czyli jednak takie niepokrewne dziedziny i raczej osoby te, które coś tym ciałem reprezentują, nazwijmy to.

No tak, zgadza się, ale kontuzji dostałam podczas grania w tenisa, niestety miałam zerwane więzadło krzyżowe przednie. No kiedyś zupełnie inaczej dostęp do tych lekarzy się odbywał. Po to, żeby pójść na rekonstrukcję prywatnie, niestety moich rodziców nie było na to stać, natomiast w szpitalu państwowym władowali mi nogę w gips na cały miesiąc, normalnie calusieńka noga, jeszcze pan doktor tak śmiało powiedział – niech się Pani nie przejmuje, może Pani do szkoły chodzić. No to sobie jeździłam tym tramwajem.

Jestem fanem takiego leczenia.

Tak, tramwajem jeździłam dzielnie do szkoły z gipsem od pachwiny do kostki. No i później jak zdjęłam gips, pan doktor powiedział, że mam się cieszyć, że chodzę i na tym to polegało.

Czyli wybór uczelni nie ty, tylko życie za ciebie wybrało, że to jednak nie AWF, który był bardziej po twojemu, bardziej po sportowemu, a jednak poszłaś na dzisiaj WUN?

Nie, AM – Akademia Medyczna.

No to tak naprawdę życie wybrało, nie ty?

Tak, jeżeli chodzi o uczelnię to tak, natomiast kierunek to wiadomo, to już było to samo, ale rzeczywiście wybór uczelni to życie zdecydowało.

No i jak wspominasz tę uczelnię? Dzisiaj pracujesz na uczelni, więc może trochę ciężej będzie ci się na ten temat wypowiedzieć.

Sprostowanie – już nie pracuję.

No to co jest fajnego na uczelni, co wyniosłaś z uczelni, co do dzisiaj wykorzystujesz?

No jeżeli tak prywatnie mam wypowiedzieć się na temat uczelni, no to na pewno czas studiów to jest najpiękniejszy czas jaki ma się w życiu i trzeba go jak najlepiej wykorzystywać. Natomiast to co akurat wyniosłam i z czego się cieszę, że byłam na Akademii Medycznej, to chociażby na pierwszym roku, nie wiem jak jest na AWF-ie i jak jest w tej chwili na uczelni, natomiast na pierwszym roku jakby możliwość uczestniczenia w zajęciach z anatomii prawidłowej, to jest coś co jest takie bardzo niespotykane, no bo na wszystkich uczelniach oprócz medycznych, takiego dostępu do prosektorium myślę, że się nie ma, a to jest po prostu ciekawe, żeby zobaczyć od środka tak naprawdę jak wygląda ciało człowieka, jak ono funkcjonuje, możliwość w ogóle dotknięcia wszystkich tych struktur i zobaczenia, jak to w naszym ciele jest.

Z perspektywy czasu to nie jest za wcześnie? Pierwszy rok, gdzie naprawdę nie mają pojęcia jeszcze o tym z kim my będziemy pracować, co my będziemy w ogóle robić na tej rehabilitacji, co to są ćwiczenia, co to jest terapia manualna, a nas tu wsadzają jakby do prosektorium i te tak zwane szlachetne i mocno sławne szpilki?

Ja uważam, że nie, że bardzo dobrze, że to jest na pierwszym roku. Dlatego że początkowo bazą do wszystkich terapii, do jakiegokolwiek leczenia, bazą jest to, jak człowiek wygląda i funkcjonuje prawidłowo. Jeżeli nie znasz prawidłowego rozwoju, to moim zdaniem zapomnij, że będziesz dobrym terapeutą. Musisz znać prawidłowy rozwój po to, żeby właśnie odróżnić to co jest patologiczne, nie fizjologiczne. Więc uważam, że na pierwszym roku prosektorium, jak najbardziej tak.

A nie powinniśmy go później powtórzyć jeszcze raz?

Z pewnością, to na pewno. Moim zdaniem to powinno być jeszcze wprowadzone zajęcia na ostatnim roku. I w tym momencie one powinny być wprowadzone w taki sposób, według tego jak każdy się interesuje, którą częścią tej fizjoterapii. No bo nie wszyscy pracują z dorosłymi, nie wszyscy pracują ze sportowcami, część wybiera sobie jakby dziedzinę, specjalizację i wtedy rzeczywiście prosektorium już mogłoby być bardziej nakierunkowane, na to co człowieka interesuje.

Idąc tym tokiem myślenia, czy to znaczy, że bardzo chciałabyś zobaczyć w prosektorium małe dziecko, zobaczyć, jak wygląda w środku?

Nie, nie chciałabym, teraz z punktu widzenia, ale jaka jest różnica na prosektorium, jaka jest różnica na sekcjach, bo to jest zupełnie co innego. Na prosektorium ciała z reguły nie mają już skóry. I tak naprawdę to nie jest tak, że jesteś od razu rzucony na głęboką wodę. Pierwsze zajęcia jakie są, to są kości, więc dostajesz po prostu pudełko z kośćmi. Kolejne zajęcia jakie są, to jest układ nerwowy i dostajesz mózg w słoiku. Kolejne jakie są to na przykład jest kończyna górna, gdzie dostajesz kawałek tej kończyny górnej. I tak jak mówię, z reguły te preparaty pozbawione już są skóry. Więc zupełnie jest inny obraz tego jak już jesteś w tym miejscu, jak już jesteś w prosektorium, aniżeli jak to widzisz na przykład, nie wiem, w wiadomościach czy na filmach. To jest zupełnie coś, że masz taką otoczkę stworzoną i jest to zupełnie inaczej zobrazowane. Natomiast jak już jesteś face to face z preparatem, no to zupełnie inaczej jest. Tak samo na sekcjach. Byłam na sekcji zwłok dziecka, no to było straszne.

Straszne pod względem psychologicznym, widzenia tego dziecka w tym stanie na pewno tak, ale w formie uczenia się i patrzenia, jak to dziecko wygląda na żywo wewnętrznie, rzeczywiście ma te kości czy ich nie ma, czy tam jest miękko czy twardo, to to jest uważam mega do zobaczenia.

Tak, tylko tak jak mówię, no wiadomo, na sekcjach jest inaczej zupełnie, dlatego że rzeczywiście w pierwszej chwili widzi się człowieka. Dopiero później podczas sekcji jest preparowany. Natomiast na prosektorium, tak jak mówię, jest zupełnie inny odbiór i szczerze, myślę, że rzeczywiście na ostatnim roku studiów każdemu by się pół roku takich zajęć przydało.

To teraz spójrzmy w drugą stronę, bo to uważasz, że super. A czego jest za dużo i niepotrzebnie na studiach?

To są już takie wymogi ogólne europejskie. Na przykład warto jest znać historię medycyny, wiadomo, ale moim zdaniem to powinno być bardziej zrobione w formie fakultetów albo zajęć nieobowiązkowych. No bo jak ktoś nie lubi tej historii, to i tak z tych zajęć nic wcale nie wyniesie niestety. Jeszcze, jeżeli chodzi, żeby było czegoś za dużo. No ja szłam akurat tokiem licencjat – magister.

Teraz już tak nie jest dzielone.

Tak, teraz są pięcioletnie, więc program jest zupełnie inaczej ułożony. Natomiast też bym polemizowała, czy rzeczywiście dobrze.

Ja na swoich studiach powtórzyłem dwa lata w trzy, na magisterskich.

Tak, zgadza się, bo to tak wyglądało, że robiło się licencjat, szło się na magisterkę, gdzie niestety była powtórka z rozrywki po prostu i tyle. Ja miałam takie szczęście, że idąc na studia, nie wiem z jakiej przyczyny, ale nagle została zredukowana liczba miejsc. I ze 120 utworzono tylko 40 miejsc, z czego 30 to były studia dzienne, a 10 to były wieczorowe, czyli dzienne płatne. Więc nas było tylko 40 osób i wyobraź sobie, że byliśmy podzieleni po prostu sobie na 3 grupy, więc ekstra, bo nas tam było 13, 13, 14, więc grupy były małe. Ilość wykładowców była przyszykowana raczej dla 120 osób niż dla 40, więc podgrupy były po 6 osób, po 7, więc dostęp do pacjentów był super. Wykładowcy też nam bardzo chętnie wyczerpujących odpowiedzi udzielali na wszystko, też byli dla nas. Więc pierwsze trzy lata, uważam, że to był strzał po prostu w dziesiątkę, jeżeli chodzi o tę uczelnię. Natomiast później rzeczywiście na magisterce już przyszły osoby też z innych uczelni, więc niestety różnice były programowe. To co jest na piśmie, co jest wymagane to jest jedno, a to co jest przerobione to jest drugie. Więc właśnie przez to, że te magisterki już były pomieszane z różnych studiów, to myślę, że u każdego wydarzyło się to samo, czyli była po prostu powtórka licencjatu.

Skończyłaś uczelnię i kiedy zdecydowałaś, że tutaj się nie dowiesz nic więcej fajnego, a jednak musisz iść na szkolenia i dlaczego wybrałaś masaż?

Już widzę się przyglądasz CV, spoko.

Zawsze to robię.

Masaż powiem ci to było jakoś tak intuicyjnie, na zasadzie „wszyscy idą, to ja też sobie pójdę”. Powiem ci, że jak przejrzysz wszystkich CV, to obstawiam, że z naszego pokolenia to myślę, że 80% ma PNF.

PNF i dodałbym do tego jeszcze kinezjotaping.

Tak.

A ty PNF-u nie masz czy masz?

Nie mam. Uchowałam się. Jak zrobiłam masaż stwierdziłam, że nic takiego abstrakcyjnego nie robię.

Nie przydał się ten masaż kompletnie?

Prywatnie wieczorami, ale tak to nie.

To nie chcę wnikać do końca. Ten masaż nie, bo nie miałaś pacjentów pod to? Nie chciałaś w tę drogę iść? Dlaczego nie?

Nie, już w trakcie chyba kursu stwierdziłam, że to po prostu jest nie dla mnie, bo mnie to w ogóle nie interesuje.

Dla mnie tak łopatologicznie droga jest prosta – nie mogę iść na NDT-Bobath, bo nie mam doświadczenia w dzieciach, więc muszę iść na SI. Więcej szkoleń nie ma.

No nie, jeszcze możesz iść na Vojtę.

Vojta chyba jest bez doświadczenia, ale na NDT musisz iść z doświadczeniem.

Vojta też bodajże jest z doświadczeniem.

Droga jest banalna, nie ma tak jak w ortopedii, tu wybierasz sobie Kaltenborna czy jakąś terapię miękką, czy coś, tylko droga jest banalna, muszę iść na SI.

No tak, ale SI to w ogóle nie ma co w ogóle porównywać na szali z NDT czy z Vojtą, dlatego że to nie jest ta sama grupa szkoleń.

To czym jest SI? Dla kogo to jest?

Wiesz co, wiadomo, SI, czyli inaczej „integracja sensoryczna”. Natomiast to mogą pracować tą metodą również psycholodzy i pedagodzy. Ja uważam, że fizjoterapeuta mając skończony kurs SI będzie patrzył szerzej na dziecko aniżeli pedagog czy psycholog, ale to tylko wyłącznie dlatego, że od razu będzie sprawdzał sobie postawę ciała dziecka. A psycholog wiadomo, że on ze swojej dziedziny będzie patrzył na to dziecko. Na pewno weźmie właśnie pod to ten aspekt cały psychologiczny. Więc to takie różnice są, jeżeli chodzi już o wykonywany zawód, natomiast warto jest wiedzieć na czym polega SI, po to, żeby jeżeli się pracuje z dzieciakami starszymi, czyli wiek przedszkolny, szkolny, to zawsze można po prostu elementy SI wykorzystywać w terapii na przykład, czy przy wadach postawy, po to, żeby i terapia była dla dziecka ciekawsza, żeby też właśnie wpłynąć na jego sensomotorykę. Natomiast jeżeli chce się pracować z niemowlakami albo z dziećmi, nie wiem, z uszkodzonym ośrodkowym układem nerwowym, no to terapia SI to jest bardziej takie wspomaganie, natomiast to nie jest twoje narzędzie pracy. Twoim narzędziem jest NDT-Bobath albo Vojta.

No ale jak mam iść na NDT albo na Vojta, jak nie mam doświadczenia? Jak mam zacząć pracować?

Są możliwości. Pierwsza droga, no to wiadomo, że po prostu, jeżeli masz szczęście i ktoś ciebie zatrudni w placówce, która zajmuje się dziećmi, bez tych kursów, no to ok, to tu zdobywasz doświadczenie. Natomiast jeżeli nie ma takiej możliwości, to na początek możesz zawsze zapisać się na wolontariat. I teraz to nie o to chodzi, że na ten wolontariat zasuwasz codziennie od poniedziałku do piątku po 8 godzin, no bo wiadomo, że za coś trzeba też się utrzymać. Więc po prostu wybierasz sobie powiedzmy dwa dni w tygodniu i podpisujesz taką umowę, chociażby ja pamiętam, że u nas w szpitalu można było tak zrobić, umowę na wolontariat, no i wtedy normalnie przychodzisz i nabierasz tego doświadczenia.

Ty robiłaś jakieś krótkie szkolenia kilkudniowe przed tym NDT. To jest dobra droga, żeby takie wcięcia sobie porobić, czy raczej po NDT jako doszkolenie zrobić sobie krótkie terapie – dziecko wiotkie, wczesna interwencja, czy każde inne?

Akurat te szkolenia krótkie, które odbyłam, to tak naprawdę dla mnie to była powtórka tego co już wiedziałam ze studiów. A raczej tego co w trakcie studiów sama starałam się nauczyć czytając różne publikacje. Natomiast te krótkie szkolenia co mam zrobione dwu-trzydniowe, to bardziej było odświeżenia swojej pamięci i dla powtórki. Natomiast po ukończeniu kursów NDT-Bobath, to są innego rodzaju szkolenia tzw. przypominające i one trwają cztery-pięć dni z reguły.

A to jest dalej rozwijanie NDT-Bobath?

Zgadza się, to jest rozwijanie NDT-Bobath, natomiast masz stricte ukierunkowane na przypadki z jakimi pracujesz. Bardzo często na pewno są takie doszkalające z NDT-Bobath, dotyczące chodu dziecka z mózgowym porażeniem dziecięcym. Są również tak zwane „advance”, to też są wybrane po prostu tematy pt. jak ze spastycznością u dzieci sobie poradzić, podzielone są na terapie ręki, w ten sposób.

Czyli podsumowując to chyba nie ma innej drogi – albo Vojta, albo Bobath u dzieci?

Tak, oczywiście to nie tyczy się wad postawy, bo z wadami postawy to nie, ale jeżeli do pracy z dziećmi, jeżeli chodzi o [niezrozumiałe 0:21:44], to tak, to tylko te dwie metody wchodzą w grę.

Jaka jest największa bujda, która się utrzymuje u rodziców, u ludzi, względem rozwoju dziecka? Czy naprawdę wszyscy albo większość dzieci ma problemy z napięciem?

Napięcie mięśniowe każdy z nas ma.

Wiem, inaczej nie mógłbym chodzić.

Nie bujda. To jest tak, że jeżeli nie masz wiedzy z danej dziedziny, to wiadomo, że niektóre hasła dla nas są nie powiem, że śmieszne, ale nas wprawiają tak, że uśmiech pojawia się na naszej twarzy. Bardzo często jest tak, że rodzice do mnie przychodzą, ja pytam z jakiego powodu Państwo się do mnie zgłosili, a odpowiedź pada – no bo moje dziecko ma napięcie.

Tak jak mam rwę.

Ty masz rwę, ja mam napięcie, ok. I tu się kłania to o co rozmawialiśmy na temat prawidłowego rozwoju – nie znasz prawidłowego rozwoju, nie stwierdzisz czy to na papierze rzeczywiście jest wzmożone czy jest obniżone, a czy po prostu jest na granicach normy. Ale to nie jest jakby bujda, tylko rzeczywiście rodzice przychodzą zaniepokojeni, a to tylko i wyłącznie dlatego, że dostaje skierowanie od neurologa, bo pediatra nie daje na rehabilitację, nie spotkałam się z tym przynajmniej, natomiast neurolog tak.

Nie daje, bo nie może, czy nie daje, bo nie wierzy w to?

Wiesz co, nie jestem pewna, czy pediatra może bezpośrednio wystawić skierowanie na rehabilitację.

Mówisz o procedurze NFZ bardziej?

Tak, o procedurze. Tak jak mówię, nie znam procedury, natomiast to co zaobserwowałam, to droga wygląda tak, że pediatra podczas wizyty kontrolnej informuje rodziców, że nie podoba mu się właśnie napięcie mięśniowe u dziecka, więc da skierowanie do neurologa. Rodzic udaje się do neurologa, neurolog daje skierowanie na USG przezcięmiączkowe, jest wykonywane USG przezcięmiączkowe i w 99% jest ono prawidłowe i wtedy wraca ponownie do neurologa i neurolog na tej wizycie mówi – no tak, USG przezcięmiączkowe jest prawidłowe, zapraszam do fizjoterapeuty. Natomiast tę drogę myślę, że można spokojnie skrócić, jak tylko rodzice widzą coś niepokojącego.

To jest bardzo ważne – co ma w wieku 3 miesięcy niepokoić? Rodzic musiałby znać, nazwijmy to kroki milowe rozwojowe dziecka w ciągu 0-1 lat, a jak nie zna, to co ma zrobić?

Jeżeli go cokolwiek niepokoi w rozwoju swojego dzieciaka i jeżeli nie wie po prostu co po kolei maluszek powinien robić, no to po prostu jak najbardziej zgłosić się do fizjoterapeuty. Ponieważ fizjoterapeuta każdy dziecięcy bez problemu oceni rozwój psychoruchowy takiego maluszka, to jest jedna rzecz. Zbada go bardzo dokładnie, dlatego że fizjoterapeuci mają po prostu tak, że czas wizyty jest na tyle długi, że bez problemu jest w stanie sobie na spokojnie i nawiązać kontakt z tym dzieckiem, i porozmawiać z rodzicami, odpowiedzieć na wszystkie niepokojące rodzica pytania i ta wizyta zupełnie wygląda inaczej, aniżeli u lekarza. Ja rozumiem, że lekarz jakby miał więcej czasu to wiadomo, że te wizyty też by wyglądały inaczej, natomiast jeżeli lekarz ma tylko i wyłącznie 10 minut i w tym czasie on musi przeprowadzić wywiad z rodzicami i jeszcze to dziecko rozebrać, zbadać, ubrać, no a wiadomo, u takiego malucha pośpiech nie jest wskazany, ponieważ wtedy dziecko z reguły zaczyna płakać i nie prezentuje tak naprawdę siebie na co dzień, tylko w sytuacji stresowej.

A jest coś takiego co zawsze ma budzić naszą interwencję, nasze zaciekawienie i pójście jednak gdzieś i zbadanie?

Chodzi o zgłoszenie się do fizjoterapeuty czy do lekarza?

Nie lubię tego rozgraniczać, bo kompetencje jednych i drugich są zupełnie różne, tylko teraz kwestia, co można zauważyć w domu, co zawsze wymaga od nas interwencji fizjoterapeutycznej?

No właśnie, fizjoterapeutycznej, no bo wiesz, drgawki to wiadomo, że od razu lekarz, bardziej o to mi chodziło. Natomiast dobrze, jeżeli chodzi z punktu widzenia fizjoterapeuty, kiedy rodzic się powinien zgłosić, to chociażby, jeżeli zaobserwuje, że w pierwszych tygodniach dziecko trzyma główkę na jedną stronę. Jak trzyma tylko i wyłącznie na jedną stronę, to adekwatnie tułów też będzie się asymetrycznie układał i wtedy musi trafić do fizjoterapeuty, po to, żeby ocenił, czy ta asymetria jest symetryczna. Czyli, czy występuje prawidłowo na dwie strony, czy tam nie ma jakichś przyczyn tego, że dziecko trzyma głowę powiedzmy tylko w prawo.

A co takim błędem rodziców najczęściej jest, że trzyma to w prawo?

To jest zależne od przyczyny. Jeżeli u dziecka się stwierdza kręcz szyi, to nie jest błąd rodziców. Natomiast jeżeli struktury i ruchomość w odcinku szyjnym jest prawidłowa, to wtedy błędem rodziców jest to, że na przykład podchodzą tylko do dziecka z jednej strony, jak nieprawidłowo je trzymają, czyli trzymają tylko i wyłącznie na jednym ręku, nie zmieniają tych stron.

Jeszcze myślę, że ważną rzeczą jest to, jak dziecko sobie leży w łóżeczku, łóżeczko jest przy ścianie i cały czas bodźce dochodzą z jednej strony.

Tak. I tak samo jak w ciągu dnia dziecko też ma jakby wyznaczone takie miejsce, gdzie ono sobie leży i też jakby świat i bodźce wszystkie, światło czy dźwięk, przychodzi z jednej strony. I tak samo wieszanie karuzeli w łóżeczku, też ma znaczenie. Nie powinno się wieszać na przykład nad głową.

Tylko przed, na wysokości pępka brzucha.

Tak jest, na wysokości pępka brzucha, brawo. Czyżby twoje dziecko było u fizjoterapeuty?

Nie, siedziało tam zamiast niani. Wróćmy do tematu. Mówiliśmy trochę o błędach rodziców, a teraz taki objaw, który ma nas rzeczywiście niepokoić.

No to tak jak mówię, w pierwszych tygodniach to jest chociażby to, w jaki sposób dziecko układa główkę, czyli jednostronnie. Kolejne w pierwszych tygodniach trzeba zwracać uwagę też, czy dziecko potrafi leżąc na brzuchu, obrócić głowę z prawej na lewą, z lewej na prawą. W jaki sposób to robi, czy przypadkiem nadmiernie nie zadziera głowy, czyli nadmiernie nie odgina tej głowy leżąc na brzuchu.

To jest strasznie trudne słowo. Co znaczy „nadmiernie”?

Przydałby się tutaj jakiś rysuneczek albo zdjęcie.

Warunki nasze podcastowe nie pozwalają na rysuneczki.

Wiem. To trzeba sobie wyobrazić, Sfinks jak leży, jest podparty na rękach i patrzy się przed siebie. To jest maksymalna linia, gdzie dziecko powinno kierować wzrok, czyli patrzeć przed siebie. Najlepiej jakby ono patrzyło pod kaem 45 stopni w dół, w podłogę, podłoże, w przewija. Czyli najlepiej położyć dziecku zabaweczkę przed jego głową, oddalone od niego 25-30 centrum. Oczywiście zabawka na podłożu, zabawka niewielka, nie wielkości, nie wiem, półmetrowego misia, tylko raczej grzechotkę i właśnie pod takim kątem dziecko powinno patrzeć.

Co mamy jeszcze takiego dziwnego do spostrzeżenia w ciągu dnia? Może trochę starsze dziecko?

No to jak starsze, na przykład 3-miesięczne powinno łączyć rączki i zacząć funkcjonować w symetrii, czyli powinno mieć głowę ustawioną w osi, czyli po prostu jak dziecko jest przewijane, to powinno się patrzeć na rodzica. Piąty-szósty miesiąc, bo to w przeciągu tego czasu się dzieje, powinno łapać stópkę o około szóstego miesiąca tę stópkę wsadzić do buzi.

To bardzo ważna rzecz teraz – do kiedy? Bo mamy tę pierwszą opcję, czyli 5-6 miesięcy, wsadzić duży palec nogi do ust, a kiedy to powinno się zatracić? Czy w ogólnie nie powinno? Bo niektórzy mówią – no mamy taki system pracy osób dorosłych, nazywa się DNS i to jest neurofizjologia dziecka, no i czy naprawdę my musimy osobę dorosłą doprowadzić do takiego stanu, żeby mogła sobie wsadzić rzeczywiście stopę do buzi?

Nie. Fizjologicznie, powiem ci tak – jeżeli byśmy funkcjonowali tylko i wyłącznie na podłodze i w siadzie, i w taki sposób się poruszali, to byśmy tego pewnie nie zatracili. Natomiast pozycja stojąca determinuje to, że taką ruchomość po prostu tracimy, ale ona nie jest nam przydatna. Nie ma takiej potrzeby, żeby mieć aż taki zakres ruchomości. Aczkolwiek ja jestem w stanie sobie założyć nogę za szyję.

Czyli dasz radę do buzi?

Tak, ale ja mam hipermobilność, to jest co innego.

No to wygrałaś na loterii. Chociaż ten ACL to przez to, przez tę hipermobilność?

Tak, tak mi się wydaje.

Kiedy dziecko ma zacząć chodzić? Czy im wcześniej tym lepiej, bo jest wtedy fajnie rozwinięte?

Nie, to nie jest tak, że im wcześniej tym lepiej. Dzieci, które zaczynają chodzić w wieku mniej więcej 7 miesięcy, chodzić samodzielnie, bo to też ma znaczenie, to trzeba zwrócić uwagę, że mają ustawione kończyny dolne [niezrozumiałe 0:33:55]. Taka cecha jest właśnie tych dzieciaczków.

Czyli nazwijmy to, żeby każdy zrozumiał, na zewnątrz.

Tak, no na beczce urodzone, jak to mówią. Natomiast te nóżki nie należy się denerwować, tylko obserwować, bo do 24 miesiąca życia one się ustawią w osi i to nie będzie problem. Natomiast trzeba to obserwować, żeby to zróżnicować z jałową martwicą głowy kości strzałkowej. Jeżeli po prostu te nóżki nie zaczynają się ustawiać w osi, no to niestety trzeba wtedy wykonać rentgen i sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest to. Natomiast to co polecam jak najłatwiej sprawdzać, no to po prostu nagrywać filmiki co miesiąc, jak dziecko chodzi. Przód, tył, bok i sprawdzać sobie czy to się zmienia, czy nie.

Ja słyszałem o takiej opcji, nie wiem, czy prawdziwa, że jak zaczną wcześnie chodzić, to mogą się kręgi zrosnąć, dysk z kręgiem się zrasta i tworzy się taki słup, a nie kręgosłup, który będzie mobilny później.

To powiem ci, że nie zgłębiałam tego nigdy. Bardzo chętnie od razu po naszej rozmowie będę szukać. Natomiast nie słyszałam i szczerze powiedziawszy nie zaobserwowałam jak pracowałam też ze starszymi dziećmi, które do mnie trafiały, a zaczynały wcześnie chodzić według wywiadu, nie zaobserwowałam, żeby miały jakieś nieprawidłowości.

A co powiesz na chodzik?

No nie, no coś ty, to jest wycofane. Nie wiem, czy można jeszcze u nas gdzieś kupić, ale ogólnie to jest zabronione. Chodzik nie może być z tego względu, że jeżeli dziecko jest wsadzone w chodzik, to nie ma prawidłowego obciążenia dla całej kończyny dolnej.

Ale pomagamy mu uczyć się.

Ale uczyć się, żeby co? Żeby jak Flinstone jechał nogami?

Ja zadaję pytania.

Nie no, jak Flinstone wtedy rusza nogami, no coś ty.

Do kiedy może być płaskostopie?

To nie ma, że do kiedy. To trzeba obserwować stopę od samego początku. Dlatego, że wiadomo, że po porodzie stopy czasami są nieprawidłowo ustawione, ale to tylko i wyłącznie mogło wynikać z tego, że miało za mało miejsca w brzuchu. No i później trzeba sobie obserwować, jak na przykład w piątym miesiącu, gdzie dziecko jak już leży na brzuchu, dosięga stopą do podłoża i obserwuje się zgięcie grzbietowe, zgięcie podeszwowe. Cały czas, ta stopa cały czas pracuje. I w tym momencie koło 6-7 miesiąca dziecko stara się odbić z palucha leżąc na brzuchu i po prostu zaczyna pełzać. I wtedy trzeba obserwować, jak się ta stopa ustawia, czy są prawidłowo ukształtowane łuki i tak dalej. W momencie, kiedy ta stopa jeszcze nie ma obciążenia. No i później należy też obserwować jak to się kształtuje, jak dziecko wstaje, czy ustawia stopę do zewnątrz, czy do wewnątrz. No i nie da się określić, do kiedy może być to płaskostopie, a do kiedy nie. Ortopeda powie, że może być do czwartego roku życia, no ale w czwartym roku życia to szczerze powiedziawszy czasami jest za późno na to, żeby wypracować prawidłowe ustawienie stopy i można działać już wcześniej, no.

Czyli obserwacja od początku jest najważniejszą rzeczą?

Tak, ja zawsze podczas wizyty zwracam uwagę na stopy i jeżeli już obserwuję, że ta stopa ma tendencje do tego, żeby w przyszłości być stopą płaską, koślawą, to już wtedy wprowadzam dwa ćwiczenia dla rodziców i oni już z takim maluszkiem ćwiczą.

Chciałbym skończyć temat tych wszystkich taki bujd. Pewnie jeszcze kilka takich byśmy znaleźli w naszym poradniku.

Moja ulubiona to bursztyn.

Czyli?

To taka historia dość powiedzmy świeża, ponieważ pomiędzy świętami a sylwestrem byłam w górach na nartach, siedzę sobie, odpoczywam, dostaję telefon od jednego z rodziców z zapytaniem, czy mogą zastosować bursztyn na kolki u dziecka. Dziecko rzeczywiście było mocno kolkowe, dwumiesięczne, cały czas płakało. No i ja tak siedzę i się zastanawiam – w sumie o żadnej nalewce z bursztynu dla tak malutkiego dziecka nie słyszałam, ale może. I ja pytam się – a jakie jest dawkowanie? W kroplach czy Państwo mają z wodą rozcieńczać, podawać? W jaki sposób. A rodzice mówią, że nie, że to jest taka bransoletka.

A to jest podobnie i dużo osób mówi, że to działa, że jak ktoś ma chorobę lokomocyjną, to zakleja się pępek plastrem.

Tak, zgadza się, o tym też słyszałam. Tak samo jak są bransoletki uciskowe na nadgarstek. Jeden punkt uciskają i rzeczywiście tym osobom podobno jest lepiej podczas podróży. Osobiście na nadgarstek to moja bratowa wypróbowała, twierdzi, że działa. Natomiast, ile jest w tym psychiki, nie wiem.

No właśnie, to samo chciałem powiedzieć – efekt placebo. Jak efekt placebo to jeszcze dojdźmy do tematu, który zawsze u mnie jest poruszany. Jako świeża pani doktor nauk o zdrowiu, tak jest chyba na WUM-ie, prawda?

Nauk o zdrowiu, tak.

Na AWF jest nauk kultury fizycznej, a tu nauk o zdrowie.

Wiesz co, ta końcówka w sumie tylko określa dziedzinę, natomiast tytuł naukowy to jest po prostu doktor, czy medycznych, czy nauk prawniczych, czy humanistycznych, to jest stopień naukowy po prostu.

A jak podchodzisz do wszystkich badań naukowych typu PubMed? Na ile korzystasz z PubMedu, a na ile to ma być twoje doświadczenie albo kiedy to zmieniłaś?

Wiesz co, jeżeli ja nowy temat staram się opanować, no to wiadomo, po pierwsze to PubMed i staram się wyszukiwać. Ustalmy, na PubMedzie większość artykułów rzeczywiście jest rzetelnie przygotowana. Wiadomo, że starasz się wyszukać w tych czasopismach, które mają impact factor, czyli to jest taka punktacja określająca wartość czasopisma pod względem merytorycznym. Więc wiadomo, że im wyższa jest ta punktacja, tym wiadomo, że czasopismo jest lepsze merytorycznie. Więc warto takie badania sobie poczytać, poszukać, no bo to rozszerza twoją wiedzę i też pokazuje, jak na całym świecie się pracuje. Natomiast jeżeli chodzi o moje własne badania…

Może nie tyle swoje własne badania, ile pracując z dzieciakami nad jakąś tam rotacją miednicy, no to pracujesz powiedzmy, bo nie wiem, czy NDT-Bobath ma dużo badań naukowych? Jest dużo potwierdzeń?

Wiesz co, nie umiem ci przedstawić ilości.

No dobra, powiedzmy tak, to teraz robisz to względem swojego doświadczenia, że ta technika czy ten chwyt działał, czy jest to zawsze potwierdzone gdzieś jeszcze badaniami naukowymi i stwierdzeniem, że ok, ta technika czy ta metoda jest skuteczna?

Tak jak mówię, ta metoda jest udowodniona naukowo, natomiast NDT-Bobath uczy cię też podejścia indywidualnego do pacjenta, ale pod tym względem, że patrzysz co dane dziecko potrafi zrobić, a jakie ma braki. Więc wiadomo, że dążysz do tego, żeby uzyskać jak najlepszą funkcję dla tego dziecka. I to nie jest tak, że dana technika, masz opisane, że musisz tę rękę ściśle przyłożyć do tego punktu i koniec, kropka, nie możesz tego zmienić. Nie, NDT uczy myślenia do tego, żeby wiedzieć w głowie, jak wygląda prawidłowy obrót, jeżeli przychodzi do mnie właśnie malutki pacjent i ma z tym problem, to ja muszę sprawdzić z czego wynika i czemu on nie może wykonać tego obrotu. Czy to jest spowodowane tym, że on ma obniżone napięcie mięśniowe w obrębie tułowia, czy ono przypadkiem ma wzmożone napięcie mięśniowe w obręczy barkowej, która też go będzie blokowała przed prawidłowym obrotem i w zależności od tego, szuka się rozwiązania.

A co jednak wolisz zrobisz po swojemu, a nie patrzeć do PubMedu?

W PubMedzie nie ma, jeżeli chodzi o tę metodę NDT-Bobath, to w PubMedzie ja tego nie czytam, dlatego że zostałam nauczona. Kurs NDT-Bobath charakteryzuje się tym, że jest bardzo długi.

Miesiąc?

Nie, to jest dwa miesiące. I to nie jest tak, że to jest zjazd co weekend. Nie, od poniedziałku do piątku i siedzisz tam 8-10 godzin codziennie i rzeczywiście ma to sens, dlatego że zmienia ci punkt widzenia i zupełnie inaczej wtedy patrzysz już na tego dzieciaczka. Więc jeżeli chodzi o PubMed, to bardziej by można przeczytać nie stricte na temat technik, tylko tam można po prostu wyszukać bardziej badania, co oni tam w jakich korelacjach niektóre rzeczy sprawdzali, natomiast jeżeli chodzi o samą moją pracę, to bardziej rzeczy, o których nowych słyszę to sprawdzam na PubMedzie, chociażby to co mi powiedziałeś, że dzieci zaczynają wcześniej chodzić, czy to jest tak, że im się krąg z dyskiem będzie zrastał.

Z czego jeszcze korzystasz? Z czego jeszcze fizjoterapeuta dziecięcy może korzystać? Bo na Facebooku nie macie dużych inspiracji, nikt nie kręci terapii albo ćwiczeń z dzieckiem.

Bo nie ma stereotypowych ćwiczeń dla takich maluchów. Tak się nie da. Natomiast ja bazuję też na doświadczeniu, które do tej pory zebrałam. Jakby nie było, prawie 10 lat pracowałam w szpitalu pediatrycznym, gdzie ilość różnorodnych przypadków, po prostu była ogromna. Więc staram się bazować na własnym doświadczeniu, ale również kontaktuję się, jak mam jakiś problem nie do rozwiązania, to kontaktuję się z innymi fizjoterapeutami, zajmującymi się też dzieciaczkami, którzy mają pokończone NDT-Bobath albo Vojtę. I teraz również zaczęłam się konsultować z osteopatami. Bo czasami oni też mają inne trochę spojrzenie na to.

Co jeszcze? Doświadczenie własne, osteopaci. Jak podchodzisz do książek?

Do książek, w zależności, w którym roku zostały napisane.

Jest takie powiedzenie, że książka wychodzi tak późno, że to co w niej wychodzi, już jest nieaktualne.

Z jednej strony tak, a z drugiej na przykład, jeżeli chodzi o anatomię Bochenka, to myślę, że ona się długo nie zmieni.

Ja jej nie lubię.

Ja uwielbiam.

Jest nieużytkowa moim zdaniem, tragiczna. Ale to tylko moje zdanie.

Ja ją czytam od czasu do czasu, serio, naprawdę ją lubię. Natomiast jeżeli chodzi o książki, no cóż, rzeczywiście to jest tak, że one wychodzą powiedzmy z opóźnieniem do tego co się pojawia cały czas na rynku i z nowych rzeczy, natomiast jeżeli ktoś może sobie na to pozwolić, żeby przeczytać rzeczywiście taką ilość materiału, to czemu nie, może z tego skorzystać, bo tam jest zbiór przynajmniej wszystkich artykułów jakie na przestrzeni ostatnich pięciu lat się ukazały. Ale jeżeli na to czasu się nie ma, no to lepiej jest sięgnąć po prostu sobie po jeden artykuł i zobaczyć co się dzieje w tej chwili w danej wybranej dziedzinie.

Powiedziałaś, że szpital to przetarcie. Czy to rzeczywiście powinien zaliczyć każdy, żeby sobie odbębnić wszystkie przypadki i zobaczyć wszystkie najtrudniejsze rzeczy, których przeważnie nie trafiamy w prywatnych centrach rehabilitacji dziecięcej?

Nie, to nie jest tak. Uważam, że wcale to nie jest potrzebne. Bardziej ja po prostu miałam taką drogę. Tak jak już rozmawialiśmy, ciężko jest dostać bezpośrednio pracę z dziećmi, jeżeli się doświadczenia z dzieciakami nie ma. U mnie to wyglądało tak, że po studiach to pierwsze co to ja do Irlandii wyleciałam na półtorej roku. Później po powrocie pracowałam z dorosłymi, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że potrzebowałam na gwałt pracy, a do dzieci nikt mnie nie chciał przyjąć. No i wtedy pojawiła się taka możliwość, żeby pracować w szpitalu pediatrycznym. To była transakcja wiązana na zasadzie – ok, dostaniesz pół etatu, ale musisz iść na studia doktoranckie. No dobrze, to tak się właśnie zaczęło. Natomiast jaj się cieszę, że moja droga po prostu tak się potoczyła. Natomiast tak jak powiedziałam, nie każdy musi po prostu pracować w szpitalu, żeby nabrać doświadczenia. Jeżeli ktoś jest ukierunkowany na przykład na kategorie wiekowe dziecka, no to czemu ma iść do szpitala i pracować, i oglądać wszystkie przypadki. Skoro na przykład interesują go tylko i wyłącznie wady postawy.

To co ci dał taki szpital?

Ja pracowałam akurat na oddziale kardiologicznym i na OiOM-ie, więc jeżeli chodzi o OiOM, to rzeczywiście po prostu ilość przypadków i oswojenie się ze wszystkim, że nie należy się bać chociażby tej aparatury, która ci piszczy cały czas, to jest tam nieodłączone i to nie oznacza, że pacjent umiera. Pierwsze co moje wejście na OiOM to było – coś tutaj piszczy, monitor pada, ja oczywiście już blada, ale dziewczyny tam spokojnie, to się odłączyło, to podłącz. Więc na pewno nabrałam odwagi w swojej pracy i szczerze powiedziawszy chyba nie ma teraz takiego przypadku, którym bym się nie zajęła. Chociażby dzwonią do mnie czasami rodzice i pytają się – a czy Pani się zajmuje dziećmi z wadami serca? Ja mówię – tak, a czemu nie? – Bo my wykonujemy już któryś telefon z rzędu i nikt nie chce się podjąć. Nie mam z tym problemu. Albo mam dzieciaczka z rurką, z tracheotomią. No i to też było pytanie, a czy będzie Pani z nim pracować, ja mówię – tak, a czemu nie? – no bo nikt się nie chce podjąć. I to w ten sposób, dzięki temu, że pracowałam te 10 lat w szpitalu, to tak jak mówię, nie ma przypadku, którego bym się nie podjęła, jeżeli chodzi o niemowlaki.

Czy pamiętasz jakiś taki przypadek, który będzie fajny do pokazania, typu na przykład, że nie miałaś nadziei, że coś dobrze się wydarzy, że pomoc terapeuty będzie tu znikoma, a jednak dało się temu dziecku pomóc i dzisiaj lepiej funkcjonuje?

Tak, sporo jest takich przypadków i tak naprawdę te maluszki, które były urodzone przedwcześnie, czyli wcześniaki albo z bardzo dużym niedotlenieniem, to myślę, że za każdym razem one mnie zaskakują. Ale oczywiście w pozytywny sposób. Jeżeli ja do nich trafiam, jak one mają miesiąc, dwa miesiące, to używam sobie do oceny, między innymi do diagnostyki, takiej metody Prechtla. Polega ona na tym, że filmuje się dziecko w momencie aktywności i po prostu ocenia się jego ruch. I wielokrotnie mi się zdarzyło, że to jak oceniłam dziecko w pierwszym miesiącu, w drugim miesiącu życia, jaką widziałam dla niego drogę i perspektywę, może nie było obarczone aż bardzo dużym błędem, natomiast osiągałam więcej niż w pierwszym momencie założyłam. I chyba dlatego kocham swoją pracę, widać w niej efekty i to pozytywne efekty. Da się czasami osiągnąć więcej niż się myśli na początku. Tylko trzeba sumiennie wykonywać swoją pracę i też mieć bardzo dobry kontakt z rodzicami, którzy też muszą na co dzień stosować się do pewnych wytycznych i też sami muszą wykonywać pracę domową z maluchem.

Wspomniałaś kilka minut wcześniej, że to, że poszłaś do szpitala, otworzyło ci kolejną drogę, której znowu nie chciałaś a przyszła, czyli studia doktoranckie. A jak doktorant, to potem pewnie trochę takie przymusowe uczenie studentów.

Podczas studiów doktoranckich jest tak, przynajmniej jak ja byłam, bo teraz nowy tok też jest wprowadzony, ale jak ja byłam na studiach doktoranckich, było obowiązkowo 90 godzin dydaktycznych ze studentami. Początkowo się trochę obawiałam, no bo wiadomo, człowiek jak czegoś nie zna, to rzeczywiście pierwsze co jest taki wycofany z pewnych rzeczy i się denerwuje, jeżeli coś ma nowego zrobić, natomiast ja po pierwszych zajęciach już wiedziałam, że mi się to będzie bardzo podobało. Praca ze studentami jest wyzwaniem, ale naprawdę jest bardzo przyjemna, zwłaszcza, że jeżeli można ich nauczyć, a później się obserwuje, no i się spotyka w różnych miejscach pracy, że sobie dzielnie dają radę.

Jakim wykładowcą chciałaś być?

Ja chciałam być takim wykładowcą, żeby przekazał całą swoją wiedzę studentom i żeby ci studenci tę wiedzę posiadali później, jak ukończą studia. Nie miałam zamiaru być osobą wymagającą, aczkolwiek w ankiecie napisali, że jestem Cerber.

Mam taką opinię moich pracowników niektórych, którzy skończyli tę uczelnię co ty uczyłaś, że „kosa”.

Tak, ale to dobrze. To teraz spójrz na to z innej perspektywy.

Ja nie mówię, że to źle.

Tak, ale mi się zdarzyło oberwać od przyłożonego, że zbyt surowo do tego wszystkiego podchodzę, tylko na to trzeba spojrzeć tak – osoby wychodzące z uczelni właśnie czy medycznej, czy AWF, nieważne, po fizjoterapii, pracują z człowiekiem, oni nie pracują z komputerem. Jak coś się zepsuje w komputerze, pal licho, źle się zrobi przelew, no trudno, to tylko pieniądze, ale tutaj o to chodzi, że można zrobić krzywdę człowiekowi, a nie wyobrażam sobie robić krzywdy dziecku.

Co jeszcze jest ważnego na uczelni? Dlaczego warto iść i uczyć na uczelni?

To jest ekstra przygoda. Po pierwsze właśnie nie wiem, jeżeli ktoś lubi nauczać, to jest takie spełnienie jednego z marzeń, żeby kogoś nauczyć. Poza tym później właśnie jak widzisz, że te osoby dalej sobie dają radę, a tym bardziej jeszcze cieszy, jeżeli na przykład wybierają tę samą dziedzinę, w której ty pracujesz, czyli w tym przypadku po prostu dzieciaki.

A uczyłaś uczyć?

Nie.

Technik wykładu, technik robienia prezentacji, nazwijmy to wszystkich technik miękkich?

No niestety nie. Bazowałam tylko i wyłącznie na swoich błędach, ponieważ nikt mnie tego nie uczył. Mimo tego, że na studiach doktoranckich, uwaga, było 40 godzin z pedagogiki. Przeczytałam chyba z 3-4 książki. Tak, niestety zajęcia nie były zbyt ciekawe i jeżeli rzeczywiście byłoby tam przedstawione jak zrobić ciekawie prezentację.

Albo coś takiego jak storytelling.

Dokładnie. Albo takie tricki w tym, żeby zainteresować właśnie studentów, to by były ekstra takie zajęcia. Albo chociażby właśnie, jak tworzyć super prezentacje, a nie na starym Power Poincie.

Ja jestem fanem przeźrocza na uczelni.

Projektor to się nazywa.

To są przeźrocza.

Ja wiem, takie co wkładane klateczki, no.

Tak, jestem fanem do tej pory tego na uczelni i to dalej funkcjonuje niestety.

No nie wiem, ja się z tym nie spotkałam, ja już normalnie na laptopie.

To przynajmniej dobrze tyle.

Tego akurat nie zaobserwowałam, ale może jeszcze gdzieś się zdarza

Czemu już nie pracujesz tam?

To transakcja wiązana, odeszłam ze szpitala, no to automatycznie odchodzisz z uczelni, ponieważ jeżeli nie pracujesz w szpitalu klinicznym, nie jesteś zatrudniony na uczelni.

To czemu nie w szpitalu już?

Brak możliwości rozwoju i wchodzimy na bardzo śliski temat.

Czym się różni praca w szpitalu od pracy w gabinecie prywatnym?

To akurat jest bardzo duża różnica, ponieważ w gabinecie prywatnym pacjent przychodzi ci na stricte umówioną godzinę, wymienia się praktycznie drzwi w drzwi, natomiast jeżeli chodzi o pracę w szpitalu, to ona jest dostosowywana chociażby tak – o której godzinie są odprawy lekarzy, o której dziecko jest podłączone na przykład do pompy z jedzeniem, o której godzinie dostaje leki przez pompę. Więc tak naprawdę praca polega na tym, że rano się do niej przychodzi w szpitalu, robi się rozeznanie jakich pacjentów ma się w danym dniu do zrobienia, przechodzi się pomiędzy oddziałami, ustala się mniej więcej ramy czasowe, w jakich się u tego pacjenta będzie. To chociażby to jest różnica.

Którą wersję lubisz bardziej? Masz teraz porównanie kompletne – 45 minut czy tam godzina i nara, czy jednak tak opieka, która wymaga troszkę więcej czasu i moim zdaniem daje większe możliwości poprawy?

Powiem ci tak – ja tęsknię za szpitalem, za samą pracą w szpitalu tęsknię. Tak jak mówię, tam były pewne rzeczy polityczne nie do przeskoczenia.

System?

No system jest tragiczny i jakby cały oddział rehabilitacji nawet oddziałem nie można nazwać, w jednym szpitalu, w którym pracowałam, no był fatalnie zarządzany i to mi się nie podobało. A skoro ja już przez 10 lat byłam, jakby nie miałam szansy na to, żeby się rozwinąć i jakby pracować tak jak ja chcę, no to nie wiem, czy można powiedzieć, że się poddałam. W pewnym momencie po prostu już sobie podarowałam, stwierdziłam, że nie ma co walczyć z wiatrakami, to jest jedna rzecz, a poza tym kwestie finansowe też mnie do tego zmusiły. Pensja w szpitalu jest po prostu żenująca.

Mimo że praca jest wykonywana.

Jest to bardzo duży problem. Naprawdę, żeby po tylu latach nauki, w tej chwili podniosły się pensje chyba o 400 zł, ale żeby po tylu latach nauki, tak jak mówię, praca polega na tym, że pracujesz z żywym człowiekiem, masz odpowiedzialność za niego, a dostajesz niecałe 2 tys. zł, no to sorry.

Plus jeszcze wykłady, tam dużo na wykładach jest?

No ale jak ktoś nie jest zatrudniony też na uczelni, no to dostaje niecałe 2 tys. zł.

Powiedziałaś teraz o pracy z ciałem, wcześniej powiedziałaś, że pracujemy z kimś, kogo możemy uszkodzić. Zdarzyło ci się kogoś uszkodzić?

Nie.

Uważasz, że to jest realne w ogóle? Tak coś zrobić, żeby jednak uszkodzić tak małe i giętkie ciało?

Wiesz co, to akurat z tym się nie spotkałam i nie słyszałam, natomiast dać na pewno się da.

No jak zrzucę z piętra czwartego, to na pewno, ale tak jakby w pracy manualnej, ćwiczeniowej, wykonując jakąś technikę, nawet nie perfekcyjnie?

Tak, można zrobić krzywdę.

Na przykład?

Teraz się właśnie zastanawiam, ale to w zależności od przypadków. No ale chociażby u dzieci wiotkich, no to tutaj, jeżeli się nie będzie cały czas zwracało uwagi na kontrolę głowy, no to rzeczywiście można zrobić krzywdę w odcinku szyjnym. Bo skupiasz się na czym innym, zapominasz o tym, żeby stabilizować tę głowę, no i krzywda może być.

Gdzie chcesz być za 10 lat? Do czego dążysz?

Marzenia moje? No nie wiem, jak mam być szczera, no to za 10 lat ja bym chciała prowadzić zespół fizjoterapeutów, bo za 10 lat to myślę, że moja sprawność manualna nie będzie tak dobra jak w tej chwili i bardziej bym wolała po prostu dzielić się swoją wiedzą. Nie miałabym nic przeciwko, żeby szkolić młodsze pokolenia, ale też bym po prostu wolała pokonsultować na przykład dzieciaczki, ale już dalej odsyłać je do osób tak samo po kursach, z doświadczeniem, no ale młodszych.

Da się łatwo do tego podejść, żeby zacząć szkolić u dzieciaczków? Czy jakby ten rynek trochę nie jest zamknięty właśnie przez te dwa szkolenia, o których mówimy od samego początku, czyli Vojta i NDT-Bobath? Czy jednak jest tam pole do popisu, żeby otworzyć jakieś szkolenie tzw. autorskie?

Nie, myślę, że tutaj miejsca na to nie ma. Można otwierać warsztaty dwudniowe powiedzmy, natomiast myślę, że nie, że akurat nie da się pod takim względem, nauczyć tej metody NDT-Bobath czy Vojty, to jeżeli nie jesteś tego instruktorem, to nie nauczysz. To jest bez szans po prostu. Natomiast bardziej, jeżeli chodzi o szkolenia, to chociażby takie właśnie mniejsze, pomagające tym studentom czy osobom od razu po studiach, żeby pomóc odnaleźć się w pediatrii, ponieważ nie zawsze jakość zajęć na studiach jest taka, żeby te osoby miały dostateczną wiedzę do tego, żeby pracować z tymi dzieciakami. Więc jakieś takie podstawowe, żeby otworzyć im umysł na pracę w pediatrii, to jak najbardziej by można było zrobić.

Powiedziałaś tu o jakości zajęć na poziomie studiów, czy tak zwanych praktyk, które odbywamy podczas studiów. Jak podchodzisz do tematu, żeby studenci płacili za jakościowe praktyki?

Ja nie jestem za tym. Jeżeli jesteś na uczelni państwowej, to uważam, że nie powinieneś płacić za praktyki.

A jeżeli chcesz robić praktyki, pracujesz u nas w centrum Fizjo4life i załóżmy przychodzi ci człowiek, pokazujesz mu pracę technikami, na którą wydałaś bardzo dużo pieniążków i pokazujesz mu tę pracę za darmo – to jest fair czy nie jest fair?

Nie, to ja bym to zrobiła inaczej. Ja bym bardziej to widziała w ten sposób, że jeżeli dana osoba ma już przyjść do konkretnego miejsca pracy, żeby ją przeszkolić do zawodu, jeżeli można to tak określić, no to czemu nie. Pod warunkiem, że podpisze umowę lojalnościową, że przez kolejne 3 lata ona nie odejdzie z danego miejsca.

Tak, ale to normalne praktyki. Przychodzi na dwa miesiące czy na dwa tygodnie i ucieka na uczelnię, idzie gdzie indziej. Takie te przymusowe praktyki, a jednak chce odbyć je wartościowo, a nie tak jakby trochę – idź zaparz kawę i te rzeczy. Czy to w ogóle do ciebie przemawia, czy to jest dla ciebie nierealne?

Ciężka sprawa jakby sprawa do rozgryzienia, ponieważ rzeczywiście jest tak, jeżeli to się odbywa w placówkach, które poleca uczelnia, to wiadomo, że ta placówka ma tam kontrakt podpisany i ok.

Ja nie dostałem jeszcze nigdy grosza z żadnej uczelni.

No właśnie, a masz podpisaną?

Nie mam, a przychodzą studenci. Mam studentów u UM i z AWF, podpisuję im papiery.

Nie, no to w takim układzie uczelnia powinna się z tobą rozliczyć za nich, taka jest prawda. W tym momencie powinieneś dostać od uczelni kasę za to, że przyjąłeś ich studentów.

To też jest jakieś wyjście.

To nie studenci powinni płacić, tylko uczelnia, ja uważam w ten sposób.

A gdzie [niezrozumiałe 1:07:45] będziesz? Bo nie masz ACL-a, nie miałaś operacji?

Miałam w końcu.

Myślałem, że nie miałaś.

Nie, po 12 latach sobie zrobiłam.

I co, warto było?

Powiem ci tak – za nic w świecie nie zrobiłabym jej wcześniej, bo żyłam, nie było mi to potrzebne do niczego, w momencie jak już był jeden wielki dramat, gdzie nie mogłam do końca wyprostować nogi ani jej zgiąć, no to stwierdziłam, że zrobię tę operację. To znaczy, życie mnie jak zwykle zmusiło, operację zrobiłam i poczułam jakbym miała nową nogę.

I nartach dzisiaj jeździsz, z tego co wiem.

Jeżdżę, ja bez ACL-a jeździłam na nartach. Ja tylko nie pływałam żabką i nigdy nie biegałam za szybko, bo mi noga wypadała.

Dobrze, że nie zgubiłaś. Jakbyś miała poradzić coś młodym fizjoterapeutom, fizjoterapeutkom częściej, które pewnie będą chciały pracować z małymi dziećmi, co by to było?

Żeby byli cierpliwi i wytrwali. Bo oczekiwanie na kursy jest po prostu masakryczne. Ja czekałam 7 lat, więc to dramat jest. Natomiast to co bym mogła poradzić, żeby rzeczywiście na początku, bo wiesz co, pracować z dziećmi to jest tak bardzo szerokie pojęcie, żeby jeżeli mają możliwość, żeby sobie spróbowali, czy oni chcą pracować z dziećmi, ale z dziećmi zdrowymi, które mają tylko i wyłącznie wadę postawy, czy oni chcą pracować z dziećmi starszymi, ale na przykład z mózgowym porażeniem dziecięcym czy z innymi wadami genetycznymi, czy chcą właśnie z niemowlaczkami. W tej chwili z tego co się orientuję, podczas studiów, ostatnie dwa lata mają być przeznaczone na praktyki. Jeżeli im się uda wtedy spróbować właśnie wszystkich tych miejsc i obszarów pracy, to super. No a jak nie, no to niestety, po studiach trzeba próbować.

A tym takim starszym rehabilitantom, którzy pracują już dzisiaj z dziećmi, co byś chciała powiedzieć?

Że mam nadzieję, że tak samo kochają swoją pracę jak ja.

Dziękuję ci Aniu za to, że spełniliśmy tę godzinę z kawałkiem na temat niepopularny chyba w podcastach i tego na pewno bardzo mało jest.

Ja również dziękuję i bardzo mi było miło odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania.

A wy, jeżeli ta rozmowa się wam podobała, to jakiś like, sub, polecenie dla Ani i dla mnie, w nagrodę za to, że robimy to dla nas, nam się będzie bardzo podobało. A jeżeli ta rozmowa też wam się bardzo podobała, to można odsłuchać innych podcastów z serii Dachowski Pyta i do tego was serdecznie zachęcam. A dzisiaj już mówimy wam do widzenia.

Do widzenia, cześć.

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 4 : 25 - Sport i fizjoterapia.
  • 14 : 14 - Początki szkoleń z fizjoterapii. NDT Bobath i metoda Vojty.
  • 21 : 47 - Rozwój dziecka i problemy z napięciem mięśniowym.
  • 24 : 37 - Co powinno zaniepokoić w rozwoju dziecka?
  • 33 : 24 - Kiedy dziecko powinno zacząć chodzić?
  • 36 : 08 - Płaskostopie u dzieci.
  • 40 : 33 - Jak połączyć badania naukowe i doświadczenie w praktyce?
  • 48 : 02 - Praca fizjoterapeuty w szpitalu.
  • 53 : 01 - Studia doktoranckie i praca wykładowcy akademickiego.
  • 58 : 18 - Praca w szpitalu, a praca w prywatnym gabinecie.
  • 62 : 38 - Plany rozwojowe na przyszłość.
  • 65 : 05 - Odpłatne praktyki dla studentów.