Mariusz Dzięcioł – Większość ludzi nie powinna trenować S01E18

Mariusz Dzięcioł – Większość ludzi nie powinna trenować S01E18
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Cięgle się uczę

Mariusz to fizjoterapeuta, trener medyczny oraz kaskader. Jest absolwentem Wydziału Rehabilitacji Ruchowej Krakowskiej AWF na kierunku Fizjoterapia, a rozmawialiśmy o tym jak się rusza, jak potoczyły się jego studia, po co są studia magisterskie i czy się opłaca je zrobić? Skąd wzięła się kaskaderka i czego w niej nie lubi. Jak zaczął pracować: terapia manualna czy ćwiczenia? Jakie szkolenie poleca? Jak powinniśmy trenować? Jak powinien trenować biegacz? Jak być wydajnym?
Czym jest instagram? Mobilność, stabilność, moc, siła czy to jest potrzebne? Gdzie nauczył się mówić na szkoleniach? Co jest trudne w prowadzeniu szkolenia? Jakie badania i kiedy EBM jest potrzebny? Jak planuję rok i ile ma urlopu Mariusz.

Co to jest dzięciołontour 🙂 Idziemy na ćwiczenia albo trening.

Pouczająca rozmowa z Mariuszem dla każdego kto się rusza i chce to robić w miarę dobrze.

Transkrypcja podcastu:

Michał Dachowski: Witam serdecznie wszystkich już w osiemnastym chyba odcinku serii Dachowski Pyta, a dzisiaj moim gościem jest?

Mariusz Dzięcioł.

Witam cię, Mariuszu. Co porabiasz?

Co porabiasz? Aktualnie przyjechałem na kawkę, pogadać. Bardzo dziękuję za zaproszenie. Bardzo miły poranek.

Pogadać o niczym?

No nie wiem, o czym pogadać.

Tak, bo to zawsze tajemnica.

Tak.

Nie wiem czy wiecie, ale goście nie wiedzą o czym będziemy rozmawiać. Mogą tylko sobie obejrzeć, albo wysłuchać poprzednie podcasty. Dobra Mariusz, jak się zaczęła twoja przygoda z ruchem?

Z ruchem? Wiesz co? To jest bardzo dobre pytanie. Bo moja przygoda z ruchem, poza takimi podstawami, które są w szkole, typu jakieś przewroty, gry zespołowe, to zaczęła się na dobrą sprawę po części w taki sposób trochę bardziej świadomy sterowane, przez mojego wuefistę w podstawówce, w czwartej klasie, w której mnie poniekąd zmusił do tego żebym trochę zaczął więcej wymagać od siebie. I wciągnął mnie do zespołu siatkówki. A ja zupełnie nie znałem się na siatkówce, nie potrafiłem grać w gry zespołowe.

Wzrostu też nie masz.

Wzrostu też nie mam do tego. Mocy wtedy też żadnej nie było żeby skoczyć, ale generalnie byłem bardzo ambitny więc wszystkie elementy techniczne, które dostawałem to bardzo szybko łapałem. No i stwierdził, że może mnie w to wciągnie. Trochę grałem w tą siatkówkę. Co później przez gimnazjum, przez liceum się przewijało. A po drodze, piąta, szósta klasa podstawówki, zaczęła się gra w piłkę ręczną. Ta była dla mnie dużo fajniejsza, była dużo bardziej kontaktowa jednak niż siatkówka. Bardziej trochę brutalna można powiedzieć. No i początki nie były łatwe, bo graliśmy na boisku asfaltowym. Więc jak się domyślasz dużo śladów po tym zostało.

Więc wtedy czasy gencjany?

Tak, tak. To był taki punkt wyjścia. A realnie tak już naprawdę świadomie, co z własnej nieprzymuszonej woli, bez jakiegoś sterowania, to jak miałem czternaście lat, trochę zainspirowany gdzieś tam filmami o sztukach walki poszedłem na pierwsze zajęcia sztuk walki, gdzieś tam kolega mi powiedział, że prowadzi takie zajęcia. No i tak zostało w sumie, od czternastego roku życia praktycznie do teraz, z jakimiś przerwami cały czas gdzieś wokół tych sztuk walki, sportów walki się kręcę.

Czy dlatego wybrałeś AWF? Czy to był jedyny słuszny kierunek, że ty musisz zajmować się w jakiś sposób ruchem?

Wiesz co, AWF był decyzją bardzo nieświadomą tak naprawdę na tamten moment. Jak bym teraz patrzył, jak patrzę na siebie z tamtych lat to równie dobrze mogły to być studia z zarządzania. Tak naprawdę w tym etapie mojego życia myślałem trochę o dziennikarstwie, trochę o psychologii, trochę o filologii angielskiej. A ja od czternastego roku życia trenując, już po dwóch latach miałem dosyć wysokie stopnie w sztukach walki i prowadziłem zajęcia z dzieciakami. No bo na tej zasadzie, że nie było mnie stać. No musiałem mocno żyłować się, żeby zapłacić za swoje zajęcia, więc prowadząc zajęcia z dzieciakami wychodziło to na zero, bo nie dostawałem za to pieniędzy, ale miałem z tego opłacone moje miesięczne zajęcia. I gdzieś tam ten sport, szeroko pojęty ruch, był takim elementem trochę niezwiązanym z moją przyszłością na tamten moment. No i to był taki moment kiedy ja trochę popadłem w taki mit co się ludziom sprzedaje, że trzeba zrobić studia, że jakoś żyć , funkcjonować. Więc to była jakaś tam w moim mniemaniu szansa. To i była rozkmina, na zasadzie co zrobić, żeby nie zepsuć tego. I to był taki moment w życiu, że ja chyba wtedy zastanawiałem się czy nie zrobić kursu masażu i wyjechać na statki wycieczkowe, dlatego że miałem taką możliwość. Ktoś z mojej rodziny pracował przy obsłudze statków. I była możliwość żeby tam wyjechać. Natomiast wtedy byłem też w związku z kimś i to było na zasadzie takiej, że może jednak nie, może to nie ten moment, może później na to będę miał czas. I pierwszy pomysł, jeśli chodzi o AWF to w ogóle, tak naprawdę to były dopiero studia magisterskie. Bo ja licencjat, w takim trochę opóźnieniu, dlatego że ja w sumie też od piętnastego roku życia czy w sumie czternastego już pracowałem, to w takim opóźnieniu trochę, gdzie trochę było pracy, trochę było treningów, trochę było zawodów, trochę było pokazów i gdzieś ta decyzja o studiach trochę była przespana. Postanowiłem, że muszę szybko podjąć jakąś decyzję. No i padło na Wyższą Szkołę Mazowiecką w Warszawie, jeśli chodzi o fizjoterapię, bo tam wtedy moja ówczesna partnerka studiowała. Stwierdziła, że no jak ruch to może ta fizjoterapia. Poczytałem czym jest w ogóle fizjoterapia. Bo dla mnie wtedy były jakieś zainteresowania w związku z tymi sztukami walki związane z masażem, z podstawami jakiejś terapii manualnej. No i zobaczyłem, że to jest to w zasadzie. Plus do tego jest ruch, więc pomyślałem sobie ok, więc zobaczymy tą fizjoterapię. Trzeba było gdzieś złożyć papiery, więc złożyłem tam, zobaczymy co wyjdzie z tego później. Taki był punkt wyjścia.

Ale chyba nie skończyłeś WSM-u? Z tego co wiem?

Nie, skończyłem tą Wyższą Szkołę Mazowiecką. Tylko, że tam był taki numer, ja nie pamiętam już dokładnie dlaczego, ale było chyba tak, że…

A nie Kraków?

Kraków to swoja drogą.

Okej.

To później. To jest dłuższa historia jeszcze.

To ja słyszałem tylko o Krakowie.

Nie, nie. To Wyższa Szkoła Mazowiecka, ale tam był taki moment, że ja wszedłem jako osoba po liceum na studia. A był taki moment kiedy zmieniły się zapisy dotyczące praw wykonywania zawodów, to znaczy teraz to mamy prawo. Wtedy nie było, to była możliwość w ogóle jakakolwiek wykonywania, że technicy fizjoterapii musieli uzupełnić wykształcenie. I teraz żeby to trochę zrównoważyć, no bo oni musieli też pójść na studia, to jakim prawem ktoś po liceum robi trzy letnie studia a oni po iluś latach pracy mają też robić trzy letnie studia? To Wyższa Szkoła Mazowiecka zrobiła taki numer, że my mieliśmy trzy i pół roku studia licencjackie a technicy fizjoterapii mogli u nich uzupełnić wykształcenie w trzy lata. To był niby dla nich benefit. Tak naprawdę z perspektywy czasu uważam, że to było bzdurne, no ale to inna sprawa. Natomiast tak się skończył licencjat. Na licencjacie poznałem mojego serdecznego kumpla z Krakowa, który zrobił te trzy i pół roku w trzy lata. Poszedł indywidualnym tokiem studiów i wyprowadził się do Krakowa, powrócił sobie do Krakowa. No i jak ja kończyłem licencjat, gdzieś tam się spotkaliśmy na piwo. Mówię mu, że planuję wyjechać za granicę. A on mówi: no chyba cię pogięło, mówi: masz zrobić magisterkę. Mówię: ale co? Mówi: no, bo jak ty wyjedziesz to nie wrócisz a jak wrócisz to będziesz w plecy czasowo, z inwestycją jakąś finansową i w ogóle, więc zrób magisterkę i potem się zastanów. Ja mówię: no ale, gdzie ja mam zrobić magisterkę, jak na tamte czasy dla mnie Wyższa Szkoła Mazowiecka była takim trochę inkubatorem, na zasadzie na przeczekanie. I nie do końca też czułem tą fizjoterapię. Po praktykach stwierdziłem, że to absolutnie nie jest dla mnie. Ortopedia jest ok., praca ze sportowcami jest ok., ale wiem jakie są tego realia. Więc mówię, jednak mnie to wcale tak bardzo nie ciągnie, więc trzeba coś zmienić. No i on mnie namówił na ten Kraków. Na AWF krakowski. To była chyba jedna z lepszych decyzji w życiu na tamten moment, bo w zasadzie przez dwa lata wtedy, robiąc mnóstwo rzeczy, bo pracowałem i w firmie konsultingowej, i prowadziłem treningi z ludźmi, już robiłem masaż, i pracowałem z kaskaderami, i jeszcze jeździłem do Krakowa. Więc mój tydzień był podzielony między Warszawę, od poniedziałku do piątku, do połowy piątku i Kraków od piątku do niedzieli, czasami do poniedziałku, w tym…

Czyli magisterkę robiłeś już zaocznie?

Magisterka zaocznie, licencjat w sumie też. Magisterka zaocznie w Krakowie, przy czym to było tak, że każdy semestr zaczynaliśmy też dwu, trzy tygodniowym obozem takim na zasadzie, znaczy my na to mówiliśmy obóz, to był taki zjazd dwu tygodniowy, gdzie dzień po dniu faktycznie osiem, dziesięć godzin siedzieliśmy na uczelni. Bardzo dobrze wspominam też ten czas. To był taki moment, kiedy naprawdę poczułem, że mogę się uczyć czegoś co mnie interesuję od ludzi, którzy naprawdę potrafią to przekazać. Wiadomo jak wszędzie, trafią się ludzie, którzy nie wiedzą o czym mówią i przepisują tylko książki do prezentacji, ale to był taki moment, gdzie po raz pierwszy poczułem, że w systemie edukacji ja mogę uczyć się czegoś naprawdę dla siebie, że ja nie muszę tego robić poza systemem edukacji.

Czego nauczyłeś się na studiach? Co ci dały studia, bo nie miałeś takiej dziennej przeprawy, tak zwanej, tylko tą zaoczną gdzie jest trochę mniej godzin, więc czego tam się nauczyłeś?

Nauczyłem się gospodarowania czasem. Dalej się tego uczę, ale wtedy, kiedy robiłem licencjat mieszkając w Warszawie, wyprowadziłem się, dzisiaj to sprawdzałem dokładnie, mieszkam dziesięć lat w Warszawie, minęło w październiku poprzedniego roku. I jak przyjechałem na studia to początek moich studiów jeszcze był taki, że pracowałem na budowie pod Warszawą. Studiowałem w Warszawie. I pod Warszawą jeszcze tam trenowałem, tam mieszkałem z babcią. No i wtedy, tam nie było, że wstanę trochę za późno, jak nie wstałem o czwartej na pociąg to się spóźniłem do pracy, jak się spóźniłem do pracy, to nie zarobiłem pieniędzy. A jak nie zarobiłem pieniędzy, no to nie było na studia, nie było na parę innych rzeczy, więc jakby to na samym początku nauczyło mnie tego , że ok, mogę mieć studia, ale ja muszę coś zrobić żeby studiować. Ja muszę coś zrobić żeby jakoś funkcjonować po swojemu, na takim poziomie jakbym chciał. I wtedy nie płaciłem za zajęcia, bo prowadziłem też zajęcia z dzieciakami, ale to była kolejna presja swego rodzaju, że jak spóźnię się do pracy, to w pracy trzeba będzie zostać chwilę dłużej na przykład, to przyjadę spóźnię się na trening. Nie spóźnię się na mój trening, tylko na trening dzieciaków, które przyjeżdżają a ja je uczę. I to była taka pierwsza nauka odpowiedzialności i organizacji czasu. Kolejna rzecz była taka, że jeśli naprawdę się chce pracować to można fajne rzeczy zrobić.

Ok. A tak gdybyś do tego podszedł bardziej przedmiotowo, to który przedmiot, albo który prowadzący zaszczepił u ciebie to co dzisiaj reprezentujesz?

Szczerze? Jeśli chodzi o studia licencjackie to było takich osób bardzo mało. I gdybym miał powiedzieć…

Myślisz, że to przez uczelnię? Czy niechcący? Myślisz, że to jest to, że niestety ta uczelnia jest, chyba jest prywatna tak?

Tak, jest prywatna.

To zmieniło kompletnie to, że ci ludzie tam przychodzili dla pieniędzy i nie chcieli uczyć? Czy może?

Wiesz co, nie. Bo tam było kilku fajnych wykładowców. Tylko to jest kwestia tego, że to byli też wykładowcy z AWFu, którzy robili też fajną robotę. Ale niestety muszę to powiedzieć, że to była wina studentów, którym nie chciało się pracować. I ja na przykład skorzystałem bardzo dużo z wiedzy i doświadczenia, w tym momencie Pani Doktor Łuczak, z AWF-u też warszawskiego, jeśli dobrze pamiętam. Doktor Ostrowskiej, która jest kojarzona z biomechaniką. Czy chociażby mojego wtedy wykładowcę od metodyki nauczania ruchu.

Nieważne.

Nieważne, nie pamiętam. Znaczy pamiętam, nie pamiętam tylko czy doktor, czy profesor, znaczy chyba doktor [Ostrowski? 0:10:28.9] ale też wykładowca, też później się okazało wieloletni kolega od pierwszej pomocy i od ratownictwa medycznego. To byli ludzie, którzy gdzieś tam w jakiś sposób pokazali mi, że mimo tego, że oni pracują na co dzień w jakiś szpitalach, czy w przychodniach, czy w prywatnych gabinetach, prowadzą zajęcia na uczelni, to jeszcze coś dawali od siebie więcej. Oni się angażowali, oni robili inne prezentacje. Zostawali z nami po zajęciach. Mogłem się czegoś fajnego dowiedzieć, jeśli tylko chciałem. To było to, więc tak typowo przedmiotowo to była to kwestia metodyki nauczania ruchu, kinezjologii. Ubolewam, że tak mało tego jest. Uważam, że powinno być dużo więcej kinezjologii i szeroko pojętej anatomii funkcjonalnej na studiach. Jeśli chodzi o ratownictwo medyczne, o pierwszą pomoc to ta kwalifikowana pierwsza pomoc, która jest tak mocno olewana, jeżeli jest prowadzona przez fajnego wykładowcę to uważam, że potrafi dużo fajnych rzeczy przekazać.

A te studia dalej, magisterskie co ci dają? Bo ktoś cię namówił i teraz trzeba wyciągnąć, czy to było opłacalne.

Czy opłacalne? Wiesz, mówią, że nie zawsze to co się opłaca to warto. Ale tak, ja uważam, że tak. Dla mnie było to wartościowe. Dlatego, że po pierwsze czysto organizacyjnie, mieszkając w Warszawie, pracując w Warszawie i w kilku miejscach w Polsce, jeździłem do Krakowa i czasami jeszcze musiałem się zorganizować tak, żeby na dwa tygodnie tam pojechać. Czasami na dłużej. Więc znowu ta organizacja czasu i taka samodzielność na pewno. Druga rzecz, tak typowo przedmiotowo. Dla mnie wtedy to była trochę czarna magia i nie za bardzo mnie to interesowało aspektem neurologii. W ogóle, hello? Zaczęło się od PNF-u, który był nudny, po czym wykładowca, który interesował się sportem, pokazał jak PNF zastosować w praktyce, pod kątem pracy sportowej. I nagle było takie: ej dobra, coś w tym jest, tylko, że skończył się semestr. Więc zacząłem trochę grzebać. To na pewno to. Na pewno fajne funkcjonalne podejście do anatomii.

Miałeś to na studiach? Naprawdę? Czy sam grzebałeś?

Tak. Tylko wiesz co. Ja grzebałem, bo mnie to interesowało, wiedziałem, że mam tam braki. Poza tym interesowało mnie to stricte celowo pod kątem tego co można zrobić z człowiekiem.

Czy miałeś wtedy podejście, że co musisz zrobić ze sobą? Czy już jednak…

Ze sobą, wtedy to było ze sobą przede wszystkim, ale też z ludźmi, których prowadziłem, bo już pracowałem jako kaskader, czasami pomagaliśmy aktorom motorycznie się przygotować do roli i widziałem, że jest duży problem w nauczaniu ruchu. I zastanawiałem się co, gdzie naprawdę tkwi problem. I to pamiętam na magisterce w Krakowie mieliśmy bardzo dużo tego co miałem na licencjacie, na kinezjologii u Doktor Łuczak. Rysowanie po sobie. I jak stoisz przez godzinę w dziwnej pozycji i na jednej nodze, podpierając się drugą, tylko dużym palcem o stołek, w pozycji zbicia do ataku w siatkówce i masz rozrysowaną całą taśmę mięśniową, i krok po kroku się ją omawia co tu się dzieje, to naprawdę to robi robotę. Tylko no trzeba być tym zainteresowanym.

I łatwiej będzie zapamiętać jak to zrobisz na takim…

Tak, oczywiście szczególnie, że jeżeli mówimy o praktykach, bo ja uważam się za praktyka. Dla mnie teoria jest elementem, który jest istotny, ale jeżeli nie potrafię jej przełożyć na praktykę to trochę mi szkoda czasu na poznawanie tej teorii. Wolę zobaczyć jak coś działa, potem się zastanowić dlaczego to działa i tutaj poszukać sobie, na pewnym etapie. Więc wtedy to było dla mnie super. To naprawdę fajnie działało.

Powiedziałeś, że mocno szukałeś, że mocno dążysz do poznania dlaczego. To kiedy zrobiłeś pierwsze szkolenie jakieś takie zewnętrzne? Kiedy ktoś cię namówił? Czy nie wiem, czy zobaczyłeś, że jednak fajnie jest pójść na takie szkolenia fizjoterapeutyczne i zdobyć troszkę innej wiedzy niż na studiach?

Wiesz co, pierwsze szkolenie, tak naprawdę, to było jeszcze na licencjacie. To moja przyjaciółka namówiła mnie na kurs masażu.

Masażu, ok. A po masażu? Bo to już powiedziałeś a szukam czegoś innego.

Coś takie pierwsze typowo fizjoterapeutyczne to chyba to była jeszcze, to jeszcze był moment licencjatu. I to był kinezjotaping. I szczerze mówiąc zrobiłem szkolenie, które pokazało mi coś zupełnie nowego, czego nie było na studiach. Znaczy było to wspomniane.

No wtedy otwierało głowę.

Tak, no otwierało głowę na tamten moment. Ale popatrzyłem na to i moje pierwsze pytanie było takie: czym ten cholerny plasterek za pięćdziesiąt złotych za rolkę różni się od plastra z apteki? Odpowiedź była: niczym na dobrą sprawę. Bo grzebiąc trochę gdzieś głębiej okazało się, że wielokrotnie, że oprócz miękkiego tapingu, jest też sztywny, że na dobrą sprawę to większość oddziaływania jednak nie do końca jest tkankowa a bardziej neurologiczna. I że w sumie do dzisiaj…

A to dzisiaj? Czy po miesiącu?

Nie, to już wtedy, to znaczy zrobiłem kurs i zacząłem szukać dlaczego. I nie znalazłem odpowiedzi typowo związanej, czy odzwierciedlającej to co mówili na kursie. Więc mówię: zaraz chwila, hallo, stop. Zastanówmy się. No więc biomechanika jest jedna, nie oszukamy jej. Fizjologia jest jedna, nie oszukamy jej. Skoro przyklejam tasiemkę tu i pociągnę ją w jedną stronę no to ona zadziała mechanicznie, ale jeżeli ona nie ciągnie tak mocno żeby poruszyć segmentem, no to jakieś inne musi być oddziaływanie. Więc jakby zrobiłem kurs, z którego korzystałem jak najbardziej, ale już wtedy miałem do niego dużo wątpliwości. To spowodowało to, że chciałem pójść trochę dalej. I na dobrą sprawę to czego się wtedy nauczyłem to zadawania pytania dlaczego. Albo czy na pewno. Czy jak to działa.

Ok. To ta kaskaderka teraz. Kiedy ona ci weszła w krew i ktoś cię do tego zaprosił? Do jakiegoś projektu? I stąd to pokochałeś? Bo to chyba długo z tobą gdzieś tam było?

No ładnych parę lat. Tak jak sobie teraz liczę, skoro dziesięć lat mieszkam w Warszawie, to się zaczęło zaraz po przyjeździe do Warszawy. To realnie myślę, że jak ostatnie dwa lata nie przyjmuję zleceń, nie współpracuję na stałe z żadną grupą, to jest prawie siedem, osiem lat pracy. Ja myślałem cały czas, że to jest trochę mniej. Jakoś to zleciało. Wiesz co to było tak, że ja już w podstawówce bardzo lubiłem elementy akrobatyczne. I zaliczanie przewrotów w przód dla mnie kończyło się tym, że ja wchodziłem na zajęcia, robiłem trzy powtórzenia podstawowe rozgrzewkowe i robiłem od razu zaliczenie na szóstkę. No i mogłem sobie wyjść z zajęć, pójść do domu. I jak zacząłem tylko trenować sztuki walki to tam też oprócz jakiś elementów konfrontacji brakowało mi pewnego flow, jakiejś wolności takiej w tym, więc też zacząłem sobie od razu kombinować to z elementami akrobatycznymi. I to był taki moment kiedy ja startowałem na ringu więc było trochę lania się po mordzie, było uczenia innych, było uczenie siebie, ale brakowało mi jednak tego od czego to się u mnie zaczęło. Takiej tęsknoty właśnie trochę filmowej od sztuk walki i filmów. No i w Warszawie, jak się przeprowadziłem, jak zrobiłem remont mieszkania, jak już powoli się odbiłem od tej sytuacji, zacząłem szukać dla siebie jakiejś aktywności. Najpierw z moim kolegą otworzyliśmy sekcję sztuk walki w Warszawie. Ona sobie coś tam działała, ale nie do końca tak jak byśmy chcieli, więc ją zamknęliśmy dosyć szybko. I obaj stwierdziliśmy, że nam chyba bardziej brakuje teraz ruchu dla siebie niż uczenia innych. Więc trafiliśmy na zajęcia z akrobatyki freestylowej. To się dokładnie nazywa tricking. Były prowadzone na Hali Gwardii w Warszawie. Tam przy Racławickiej. I zacząłem tam chodzić, też bardzo szybko zacząłem łapać te wszystkie elementy, no bo już to miałem tak naprawdę, dużą część tego. No i okazało się też, że są tam kaskaderzy. Tak popatrzyli na mnie, po którymś treningu podeszli i powiedzieli, że mają teraz taki projekt, gdzie jest potrzebne właśnie połączenie zdolności sztuk walki z akrobatyką i władaniem białą bronią, więc zapytali czy potrafię machać jakimś mieczem czy kijem. No a, że w zasadzie od już wtedy sześciu, siedmiu lat głównie tak naprawdę walczyłem sportowo na kije, no to stwierdziłem ok, nie ma sprawy, no bo filozofia nauki walki kijem jest taka, że to jest tak samo jak jakakolwiek inna biała broń. Czy to będzie nóż, czy…

Tylko nie tnie.

Tylko nie tnie, tak. Jest różnica więc na innych aspektach się skupiamy jeśli chodzi o fizykę ruchu. Ale biomechanicznie jest to bardzo podobne. W związku z czym tak się zaczęło. Zrobiliśmy jeden pokaz jakiś, za który dostałem wtedy dla mnie niewyobrażalne pieniądze. Stwierdziłem ok, ale zaraz, to znaczy, że ja mogę robić salta, robić fajne rzeczy, coś co mi sprawia frajdę i jeszcze na tym zarabiać, no ok, wchodzę w to. A potem się okazało, że to nie jest takie różowe, że jest ogromna ilość pracy, dużo treningu, dużo niewdzięcznej roboty, której nie widać, ale no tak się zaczęło.

Jaka była najniebezpieczniejsza rzecz jaką zrobiłeś, jako kaskader? Ten taki, nie wiem, ja to widziałem gdzieś u ciebie chyba na zdjęciach, że jest taki przeskok przez ogień, to, to było?

Tak, ale wiesz co…

To jest banalnie proste podobno.

Tak. Tak naprawdę trzeba zdefiniować co dla kogo jest niebezpieczne. Czy próbujemy relatywnie tak zobiektywizować to? Czy …

Nie, no kiedy ty miałeś pietra?

Szczerze? Ja nienawidzę wysokości. Ja nie lubię skakać z wysokości i mam stracha. Do trzech, czterech metrów jest wszystko ok. I tak naprawdę nie robiłem. Założenie jest takie, że nie powinno się robić efektów, których się boisz, w takim sensie, że nie robisz efektu już jako zlecenia takiego, którego się boisz, nie jesteś pewien. Więc ja treningowo poczułem, że mam problemy ze skakaniem z dużej wysokości. Dużych dla mnie, wtedy to było osiem metrów na przykład.

Drugie piętro, trzecie. Drugie?

Tak, tak. No drugie piętro. I tego nie robię. Tego nie robiłem. Robiłem to treningowo, jak najbardziej. No a dlaczego tego nie robię? No chociażby, czy nie robiłem zawodowo, chociażby z tego względu, że jak na planie zdjęciowym wyjdziesz i przez minutę będziesz się zbierał do skoku, to jest czas na kamerze, to już są inne koszta, bo nie nagrywamy na materiale światłoczułym, ale dalej. To jest czas ekipy, wszyscy czekają i tylko się wszyscy wkurzają. W związku z czym chodzi o to, żeby też upłynnić pracę. Z drugiej strony, żeby sobie też nie robić problemu. Więc treningowo to robiłem, przełamywałem te strachy, ale ogólnie rzecz biorąc to nie jest mój konik.

A kręciły cię samochody i motory?

Samochody, motocykle tak. Jazda precyzyjna samochodem. W jakimś małym wydaniu. Nie jestem w tym jakiś super ekspertem. Patrząc po tym co się robi na świecie, ale coś tam się nauczyłem.

Dwa koła? Bokiem?

Dwa koła bokiem nie. To zupełnie nie moja bajka. Bardziej mijanki jakieś. Bardziej mijanki, zawrotki. Motocykl tak, ale motocykl przyszedł później. Motocykl to jest temat świeży, trzyletni w sumie.

Ale w kaskaderce nie było tylko…

W kaskaderce to było. Bardziej jeździłem quadem. Na motocyklu wtedy nie jeździłem tam. No dla mnie głównie te skoki z wysokości są takim tematem, który zawsze był…

Słaby.

Słaby. Tak.

A to też trzeba tak jakby to od tej świeczki może od tyłu. Co trzeba robić żeby kaskaderem zostać? To jest dużo…

Wiesz co ogólnie, to nie jest zawód uregulowany jakoś mocno.

No tak, nie trzeba skończyć studiów no ale…

Są szkoły kaskaderskie, które trwają iks lat i to działa w systemie hierarchicznym, że pracujesz, to znaczy uczysz się i jednocześnie pracujesz często pod zespołem z danej szkoły i zarabiasz psie pieniądze. Stopniowo zdobywając doświadczenie. Jest też wersja freestylowa, taka w którą ja wszedłem. Ja miałem to szczęście, że trafiłem do grupy, która nie miała już mocno ugruntowanej pozycji w rynku filmowym, ale robili dużo w grach komputerowych. Miałem przyjemność przy Wiedźminie chociażby pracować. C o było super doświadczeniem. I założenie jest takie, że na świecie jest trochę inaczej. Na świecie musisz robić coś dobrze. W Polsce musisz robić wszystko jako tako. I jak się w czymś wybijasz no to super. To u mnie właśnie ta choreografia walki, akrobacje, były super, temat, który mi pomógł bardzo dużo. Dużo opanowania i gdzieś tam zimnej krwi, która pozwala na to, żeby się uczyć pewnych elementów. Więc realnie jakby na to spojrzeć, gdyby ktoś chciał to zacząć robić to na pewno sprawność fizyczna oczywiście, ale mental, przede wszystkim mental. Trochę samodyscypliny i zdrowego rozsądku. Bo to nie chodzi o to, że kaskader to nie jest osoba, która ma się dać zabić na planie. Załóżmy, że nie jest sztuką spaść ze schodów raz, ale jak masz to powtórzyć trzydzieści razy w ciągu tego samego dnia, pod różnymi kątami kamery i w sumie to jeszcze trzeba ze trzy razy potem powtórzyć, bo ktoś wsadził wtyczkę dźwiękową, czy coś, w kadr, no to jednak jest to element, który trochę może zranić.

No i tak samo musisz wyglądać za każdym razem, bo to jest realistyczne, a nie trzydziesty raz już jest taki, że mi się nie chce.

Tak, więc trzeba mieć trochę luzu w tym, dokładnie. To jest kwestia psychiczna bardzo mocno. Sprawnościowo, trzeba być sprawnym ogólnie. Trzeba się czymś wyróżniać w jakiejś dziedzinie. Może to być parkur. Może to być akrobatyka, to jest bardzo pomocne. Gimnastyka jest w ogóle taką ze sportów, jeden chyba z takich żeby ogólną sprawność później sobie szlifować i jako taka baza. Więc tutaj to na pewno. Na pewno zamiłowanie czy umiejętności związane z motoryzacją, to dużo pomaga w Polsce. Techniki wysokościowe. Jakakolwiek zdolność wspinaczki, w uprzęży, podstawowa, czy w asekuracji linowej. Techniki dostępu linowego, to już są jakby uprawnienia trzeba zrobić, ale to jest fajna opcja. Patenty nurkowe, spadochroniarstwo, takie rzeczy. Prawda jest taka, że bycie kaskaderem to jest super zabawa, za którą ci płacą. Tylko trzeba wcześniej w to zainwestować czas, pieniądze i energię.

Mateusz się pyta, czy miałeś taki moment, że naprawdę się bałeś? Taki, że robiłeś jakąś niebezpieczną rzecz i już myślałeś, że coś pójdzie nie tak?

Wiesz co, tak. Doświadczeni kaskaderzy mówią, że jeżeli czegoś się nie boisz to znaczy, że pora skończyć robotę. I ja najbardziej zawsze się bałem o ludzi, z którymi pracuję. Mam serdecznego przyjaciela, z którym pracowałem przez wiele lat. I pamiętam do tej pory jak o trzeciej nad ranem po całonocnym planie zdjęciowym robiliśmy ostatnie dwie sceny, gdzie miałem wykonać uderzenie podbródkowe, no i on miał z tego się przewinąć przez pół salta na materace. Ja miałem uderzyć dwa markowane ciosy i za trzecim razem uderzyć ten podbródkowy, uderzyłem jeden cios na brzuch i wyciągnąłem podbródek. W związku z czym Michał reagując na wcześniejszy cios na żebra nachylił się, dostał strzała w zęby. I on zrobił te pół salto, ale nie dlatego, że on to zrobił, tylko dlatego, że go wyrwało z butów. I teraz mój strach o godzinie trzeciej nad ranem, kiedy mój najlepszy przyjaciel dostał w zęby i wiem jak działa fizyka. Wiem, że w pozycji, kiedy on jest nachylony, ja uderzyłem, to jest dramat. A wstaje i mówi: wiesz co? Potrzebuję chwilę przerwy. To jest człowiek, który trenował taekwondo olimpijskie. Mieszkał parę lat w Korei. I kiedy on mówi, że potrzebuje chwilę przerwy to ja wiem, że jest źle. To jest człowiek, z którym chodziłem po górach, on nie ma dwóch ACL-ów. I trzeciego dnia, czy drugiego dnia chodzenia po górach mówi, że troszkę go boli. Więc wiem, że potrzebujemy na pół godziny usiąść. I jak on mi w nocy o trzeciej nad ranem mówi, że musi mieć przerwę, to wiem, że jest źle. To, to był taki moment. A drugi taki moment, realnie dla mnie, to był moment kiedy byliśmy na planie zdjęciowym i przyjechałem, mieliśmy robić ujęcia do kampanii dotyczącej bezpiecznej jazdy i okazało się, że producent nie dowiózł nam jednego samochodu i musieliśmy jeździć jednym samochodem cywilnym, który nie był ujęty w kosztorysie. Teraz założenie było takie, że ja miałem wyprzedzać samochód na łuku. Miałem się złożyć przed niego i w tym momencie z naprzeciwka miał jechać kolega, który robił taki sam manewr. Czyli w zasadzie można powiedzieć, że na drodze gdzie były dwa pasy do jazdy naprzeciwko siebie, we dwóch robiliśmy wyprzedzanie na trzeciego. Czyli realnie było nas czterech na drodze. Tylko, że to się w czasie rozmijało na tyle, że było to względnie bezpieczne. Natomiast no mijanka między mną a nim jadącym z naprzeciwka była na przestrzeni takiej, że on miał, był metr ode mnie, w porywach do siedemdziesięciu centymetrów. On zjechał na swój pas, ja na swój. No i gdyby to były samochody te, którymi wcześniej jeździliśmy, gdyby one były ujęte w kosztorysie to jest inaczej, ale ten jeden, szczególnie to, że przypadł mi, który nie jest zresztą ujęty w kosztorysie, no był powodem tego, że naprawdę się bałem.

Bo też mówiłeś, że uczyłeś innych. To prosta rzecz no jakby kaskaderka, albo uczyć aktorów? To było fajne?

Wiesz co, to było bardzo fajne. Jest to trudne. Dlatego, że aktorzy przechodzą w szkole aktorskiej przez zajęcia z kaskaderami. Niestety te zajęcia najczęściej wyglądają tak, że są traktowane bardzo po macoszemu, dlatego, że wielokrotnie osoby, które na nie przychodzą od strony aktorskiej są po prostu na stanowisku takim, że im to nie będzie potrzebne, że oni tego nie chcą, że to jest za trudne, że to jest niebezpieczne. Oni by chcieli postrzelać, bo to jest widowiskowe, ale nie koniecznie chcą się uczyć przewracania, czy elementów walki. A tu nie chodzi już o sam aspekt techniczny tego, że trzeba być dokładnym, zrobić idealnie ten sam ruch, który pokaże instruktor, tylko bardziej chodzi o pewne zasady. Bo bardzo dużo można w kinie oszukać kamerą. Trochę trudniej jest w teatrze. I szczerze mówiąc łatwiej się pracuje z aktorami teatralnymi pod tym kątem, bo oni jednak ciałem grają trochę lepiej, trochę więcej. A jeśli ktoś nie ma tego doświadczenia, to jest tu z tym problem. Ale jest to bardzo fajne, bardzo wdzięczne. Szczególnie, że widzisz osobę, która no motorycznie nie dojeżdża a dasz jej dwa, trzy podstawowe elementy, które ogarnie, potem jest to dobrze ograne w kamerze i jesteś dumny z tego, że naprawdę oprócz tego, że było to dobrze oszukane to jeszcze ktoś naprawdę zrobił fajną robotę. Więc jest to bardzo satysfakcjonujące.

Ta praca motoryczna, czy ta praca motoryczna bardziej ta praca kaskaderska pomaga ci dzisiaj w pracy z ludźmi? Wykorzystujesz elementy kaskaderki dla ludzi dzisiaj w treningu?

Tak. Szczególnie, że prowadzę teraz przygotowanie motoryczne jednego z takich amatorskich kolarzy w Polsce. I on miał ostatnio mały wypadek. Upadł na plecy. I jednym z elementów, które teraz ćwiczymy to są właśnie upadki. I to już nie chodzi o to, że on ma zrobić piękny upadek na betonie, czy coś. Chodzi o to co się dzieje w psychice. On zaczyna się oswajać z tym, że można upaść i kontrolować to co się dzieje.

Czy myślisz, że to powinno być wykorzystywane dla wszystkich narciarzy, snowboarderów?

Ja uważam, że to jest absolutny must have. Zajmując się…

Piłkarzy?

Tak. Chociaż w treningu piłkarskim to jest, w czołowych klubach to jest. To jest podstawowym elementem. W Polsce to też się tam gdzieś stosuje, może trochę za mało, ale ten element jest.

Ale nie nauka upadku, żeby sędzia wiedział, że jest faul?

Nie. Absolutnie nie. Mówię o tym żeby, znaczy ja wychodzę z założenia, że czasami lepiej się przewrócić, przetoczyć i pobiec dalej, niż walczyć do końca, bo tracisz energię na to. Więc jeżeli potrafisz dobrze upaść to jesteś w stanie wykorzystać tą siłę pędu, no to jest fizyka. Wiadomo, że jeżeli masz ruch ślizgowy, w który wpadniesz no to w kącie tracisz energię przez tarcie. W momencie kiedy się przetoczysz, jeżeli jesteś ogarnięty motorycznie, to wstaniesz i pobiegniesz dalej.

Kiedy poczułeś, że terapia manualna nie jest dla ciebie?

Wiesz co, bardzo szybko.

Na masażu na pierwszym szkoleniu już poczułeś?

Nie, aż tak to nie. Wiesz co, właśnie to jest ciekawe. Masaż jest ok. Masaż mi bardzo pasuje.

Znaczy ja mówię o terapii manualnej…

Podstawowa terapia manualna na zasadzie ślizgu, toczenia, takie rzeczy mulliganowe, czy kaltenbornowskie ok, ale to chyba był taki moment, kiedy byłem na magisterce. Robiliśmy podstawy kaltenborna, Mulligana i zobaczyłem, że to są wszystko fajne rzeczy, tylko w większości przypadków podłoże jest w braku ruchu, czy w nieodpowiednim ruchu, przy przeciążeniach. I zacząłem sobie zadawać pytanie na ile realnie ja chcę dłubać a na ile chciałbym tego pacjenta usamodzielniać i dać mu narzędzia do pracy samodzielnej, do tego żeby te problemy nie wracały. I to był taki pierwszy przebłysk na magisterce. No potem tak dłubałem tą manualną przez chwilę jeszcze. Tylko że okazało się, że pacjent wraca regularnie. I dotarło do mnie, że to nie jest tak, że terapia manualna jest zła, że jest niepotrzebna. Bo to absolutnie nie jest tak, w moim odczuciu. Myślę, że ona jest super narzędziem tylko trzeba wiedzieć kiedy ją włożyć i kiedy pójść dalej. W związku z czym ja aktualnie pracuję tak, że robię podstawowe rzeczy manualne, które są potrzebne w danym przypadku i potem edukuję na temat autoterapii i pracy z ruchem. I jeżeli ktoś ma problemy z ruchem, nie chce się ruszać, no to ok., twoja sprawa, natomiast pamiętaj o tym, że może to nawracać. No więc daję podstawowe narządzie autoterapii no i taka osoba czasami wraca, ale zdecydowanie większość osób, z którymi pracuję, jeśli chodzi o aspekty fizjoterapeutyczne dostaje zalecenia do samodzielnej pracy. Natomiast jeżeli widzę, że jest ktoś, kto definitywnie bardzo potrzebuje tej terapii manualnej, na dosyć wysokim poziomie, albo, po prostu mentalnie, psychologicznie jej potrzebuje, bo do tego przywykł, że taki model pracy jest mu potrzebny, to odsyłam po prostu do ludzi, którzy robią to bardzo dobrze i potrafią też zadbać o ten aspekt edukacyjny, żeby ta osoba mimo wszystko dostawała jakiś bodziec do tego, że to nie jest wszystko co powinno być robione.

Miałeś kiedyś problem z odsyłaniem, że kurczę mam pacjenta, nie mam full grafiku, a ja nie wiem i odsyłam, czy nie wiem i próbuję?

To jest trudne pytanie w tym momencie, bo…

Nie ma tu prostych pytań i tak są podchwytliwe.

Tak były takie momenty, że…

Doba robię go, bo nie mam kasy.

Zrobię, bo nie mam kasy. Ale myślę, że każdy tak robił.

A kiedy przyszedł ten moment, że dobra, basta, bo ja mu nie pomagam tylko robię trzydziesty zabieg i nic się nie dzieje.

Nie, to szybko. To przyszło bardzo szybko. Wiesz, bo ja miałem, to uważam, że to jest ogromna zaleta w mojej sytuacji, że ja od samego początku byłem identyfikowany głównie z treningiem i fizjoterapią. W związku z czym przez to, że pracowałem kaskadersko, że robiłem jakieś zlecenia tego rodzaju i prowadziłem treningi to nie musiałem stu procentowo polegać na tym co mam jakby finansowo z terapii. I sytuacja pod tytułem, nie wiem ale zrobię była na zasadzie ok., nie mam stu procentowej pewności, coś podejrzewam. Zrobię to co mi się wydaję, że zadziała, jak wiem, że nie zrobi krzywdy. I zobaczymy co będzie. I robiłem pracę. Był jakiś efekt, który był ok., albo był niewielki. Wracałem do domu i szukałem. I kiedy miałem dwie, trzy próby, że to naprawdę nie działało i pytałem kogoś znajomego, słuchaj bo mam taką sytuację, czy ty miałbyś jakiś pomysł, no to zrób to, to i tamto. I teraz jeżeli była to sytuacja, w której to, to i tamto wykraczało poza moje możliwości, to mówiłem wiesz co to może ja przyjdę do ciebie ty to zrobisz, albo ci wyślę tego pacjenta. Więc to przyszło dosyć szybko. To jest mniej więcej dwie, trzy próby, na zasadzie wydaje mi się, że wiem co i wiem jak powinno zadziałać. Nie ma postępów…

Z perspektywy czasu tak byś zostawił? Czy byś coś zmienił dzisiaj?

Szybciej bym zaczął odsyłać. Znaczy, bo to też jest tak, że robiąc coś w czym nie czujesz się dobrze możesz się czegoś nauczyć. Na tym to polega po części. Ale uważam, że na ten moment, pracując w tym modelu gdzie robię jedną sesję z konsultacją, widzę, że coś mi nie idzie i od razu nie mam pomysłu. Odsyłam od razu do ciebie, czy do Pauliny, czy gdziekolwiek indziej. I ta osoba do mnie później wraca na trening, czy chociażby na jakąś konsultację, żeby uzyskać informację co ona ma dalej zrobić, to zauważam, że to jest dużo lepsza skuteczność niż kiedy dłubię w czymś, w czym nie do końca się znam.

Pacjent wtedy też jest zadowolony bardziej? Nie ma do ciebie pretensji, nie wiem, nie masz zwrotu, że…

Już nie. To jest tak, że ja nie boję się teraz poświęcić, bo ja pracuję w modelu godzinnym. Chyba, że uważam, że po piętnastu minutach nie mam co robić to odsyłam już do domu. Ale raczej to jest tak, że staram się poświęcić, wolę poświęcić tą godzinę na przegadanie sytuacji i opowiedzenie dlaczego coś jest tak a nie inaczej, pokazanie prostych mechanizmów, które zostały zachwiane, jeśli chodzi o autoregulację. Czy wyjaśnienie tego jak działa dana metoda i dlaczego może pomóc i spróbowania zrobić dwóch, trzech rzeczy, czterech, które według mnie działają i pokazania tej osobie, że dla mnie to jest tyle, ja więcej tutaj nie zrobię i wolę, żeby ktoś inny popracował, bo wtedy faktycznie wiem, że ta osoba wie, że to nie jest na takiej zasadzie: dobra idź już. Bo bardzo często słyszę historie, że ktoś był u ortopedy, czy u innego specjalisty, gdzie przyniósł garść badań, bo na przykład współpracował z dietetykiem, czy z fizjoterapeutą. Zrobił badania, bo widać było, że problem jest naprawdę poważny, a lekarz powiedział, że: ale to jest niemożliwe, że pan to ma i proszę mi nie zawracać głowy, bo pan ma to tamto i dostał receptę. I nie chciałbym być kojarzony z tym, że przychodzi do mnie pacjent a ja robię taśmową robotę i odsyłam go później, na zasadzie: dobra nie wiem co się dzieje, spadaj. Wolę powiedzieć: słuchaj na stan mojej wiedzy, jesteśmy tu i tu, to co zrobię powinno zadziałać w taki sposób, nie oczekuj efektu natychmiast, może przyjść po trzech dniach, po tygodniu, ale jeżeli to nie zadziała to ja wolę cię odesłać do kogoś kto ma większe doświadczenie, inne narzędzia, które mogą coś więcej pomóc.

Masz na swoim profilu na Facebooku Mariusz Dzięcioł trener fizjoterapeuta, bardziej trener niż fizjoterapeuta?

Tak. Bardziej trener niż fizjoterapeuta. Trener medyczny przede wszystkim. I ja jak mnie ktoś pyta, jakbym miał się określić to ja jestem właśnie w tym takim przejściu pomiędzy terapią manualną a sportem i intensywną aktywnością.

Jakie było twoje pierwsze szkolenie, w takim razie dla trenera, które zrobiłeś Wow!

Wow. Ojoj, wiesz co.

Zrobiłeś kiedyś na szkoleniu wow? Czy nie?

Tak był taki moment, no jest ich coraz mniej jak się domyślasz, bo im więcej wiesz tym mniej cię rusza tak naprawdę, ale też czasami chodzi o to, żeby pojechać po jedną taką perełkę na szkolenie.

Jeden slajd wystarczy.

Tak. Jeden slajd, albo czasami jedno słowo gdzieś w kuluarach, czy nawet samo potwierdzenie tego, że robisz coś dobrze. Ale takie szkolenie, które zrobiło wow, to nawet nie było trenerskie szkolenie w sumie. Musiałbym spojrzeć w kalendarzu kiedy to było ale to trochę czasu temu było. Myślę, że co najmniej pięć, sześć lat temu. Byłem w Amsterdamie u Doktora Perryego Nickelstona, gość ze Stanów Zjednoczonych, on istnieje w środowisku internetowym jako Stop Chasing Pain i to jest gość, który integruje pracę manualną z ruchem na takim etapie powiedzmy rozwojowym, więc trochę DNS, głównie DNS, tak bo w podejściu chodzi o aspekty ruchowe. Trochę torowanie odruchów. Praca powięziowa, praca limfatyczna i dużo, dużo neurologii. I to był moment kiedy ja coś tam z tej fizjoterapii czytałem, coś tam robiłem. Wszystko mi się ładnie składało w całość. I nagle trafiłem na niego i to była pierwsza osoba, która mi fajnie gdzieś tam pokazała to, że miejsce bólowe nie jest miejscem problematycznym. I ja to wiedziałem, gdzieś tam szukałem dookoła. Było to czasami lepiej, czasami gorzej, ale on tak bardzo mocno w tym kierunku cisnął, żeby przestać patrzeć na miejsce bólowe tylko jednak popatrzeć szerzej. No i postanowiłem pojechać do niego do Amsterdamu. Wtedy to były dla mnie jakieś tam pieniądze dosyć duże, ale stwierdziłem, że…

To zawsze razy cztery trzeba policzyć.

Tak, dokładnie. No ale pojechałem do tego Amsterdamu. I w sumie, wiesz co, mam do tej pory prezentację od niego, dwie, które łącznie mają ze trzysta slajdów. Trzysta slajdów bardzo wartościowej wiedzy, które przeleciał przez dwa dni. Z czego realnie obejrzeliśmy tych slajdów może z sześćdziesiąt, przez te dwa dni. Bo on tylko leciał, przeklikiwał, mówił: to sobie doczytacie, tu doczytacie, mówił, to jest ważne. I teraz chwilę się nad tym skupmy. I to było trochę na zasadzie takiego Dawida Copperfielda. Robiliśmy coś, co w zasadzie, zobaczcie zgięcie grzbietowe w stawie skokowym, tu problem, tutaj ból, tu coś. Czary mary bach o! stoi, robi fajny przysiad, nie boli go, stabilne biodro w teście […burga? 0:37:53] Wróć, zaraz. No to teraz wam rozłożę na czynniki pierwsze. No i mówi od strony neurologicznej to, to. Biomechanicznie to. Powięziowo to. Robimy taki protokół, zobaczcie jak to działa. Bardzo dużo case study zrobiliśmy. Tylko to nie było seminarium, czy szkolenie adresowane stricte do fizjoterapeutów, czy stricte dla osób trenujących, to było dla osób zainteresowanych ruchem właśnie w takim podejściu autoregulacji i, nie lubię tego określenia holistyczne.

Holistyczne.

Natomiast wtedy było to wow, dlatego, że to był gość, który pokazał, że wcale nie trzeba robić zaawansowanej terapii manualnej. Nie trzeba miesięcy reedukacji ruchowej i da się coś zrobić w miarę szybko. Tylko zaznaczmy jedną bardzo ważną rzecz, mówi: zrobiłeś to dziś, jak tego jutro nie powtórzysz, nie obciążysz tego, nie utrwalisz to straciłeś czas. I to było wow. To wtedy dla mnie to było wow. To był taki pierwszy moment.

To teraz trudne pytanie, które też się powtarza. Czyli jakie szkolenie polecasz, w którym nie uczestniczysz?

W szkoleniu, w którym nie uczestniczę, które polecam. Ale, w którym nie uczestniczę…

Jako wykładowca. Jako wykładowca, czy jako jeden z części wykładowców.

Ok. Myślę, że będzie sporo takich szkoleń ogólnie, bo na dobrą sprawę szkolenia, ja myślę, że może nie tyle szkolenia co powiedziałbym doświadczenie edukacyjne. Bo szkolenie się wiąże też często z określoną branżą. Ja myślę, że jeśli chodzi o fizjoterapię…

To pójdźmy w tę stronę fizjoterapii i treningu. Żeby to było…

Dobra, dobra.

Ułatwię ci życie wtedy.

To fizjoterapia, trening, na pewno trzeba sobie odpowiedzieć na to pytanie czego się chce i w jakim kierunku chce się iść. Bo szkoleń jest mnóstwo. Jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne, trening to na pewno na Polskę, na polskie standardy, tego jakie mamy narzędzia pracy i jakie są realia współpracy z trenerami głównymi w klubach. To szkolenie NCSC to jest EPI Elite Performance Institute, prowadzone przez Karla Gilligana. Przez jakiś czas Bartek Bibrowicz brał też udział w tym szkoleniu.

No dzisiaj, tak.

Aktualnie z tego co wiem, chyba go tam nie ma.

Chiny.

Tak. Zajął się bardziej…

Kiedyś go tu złapię.

Ale to jest fajne szkolenie i oczywiście ono ma swoje minusy. Oczywiście można powiedzieć, że jest trochę odrealnione od tego co się robi na całym świecie. Trochę tak, trochę nie. Bardziej chodzi o to, że to jest szkolenie, które pokazuje jak w prosty sposób, prostym programowaniem można pomóc sportowcom. Uważam, że jest to bardzo wartościowe szkolenie za stosunkowo nieduże pieniądze. Bo to też jest bardzo względne. Ale uważam, że na to co dają i w porównaniu do innych szkoleń to jest to wartościowe szkolenie. To co na pewno warto to treningowo idąc to jest EXOS. Tylko też trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na pewno i czy coś włoży…

Czy ja pracuję w treningu motorycznym w ogóle, czy pracuję z klientem bólowym.

Czy ja pracuję w treningu motorycznym i czy potrzebuję aż takich rzeczy, bo oni bazują dużo na sprzęcie. Dużo na tym, że obiekty sportowe, w których pracują i mindset ludzi wokół tego co robią jest wspierający.

Jeżeli tutaj, muszę wtrącić, że jeżeli troszeczkę więcej chcecie o EXOS się dowiedzieć to na pewno możecie poprzednią rozmowę ze Staszkiem posłuchać, tak Staszek dużo mówił też.

Myślę, że on też na pewno o EXOS-ie mówi.

Bo tam był na takim Phoenix i wszędzie już.

Tak, to są takie dwie najważniejsze rzeczy jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne. Oczywiście teraz Australijskie Stowarzyszenie Treningu Motorycznego też robi szkolenia fajne, które są w Polsce coraz bardziej promowane. Biegowo, myślę, że warto pomyśleć o Karolu Kruczku. O tym co z Karolem Szapelem przygotowują. Jest to jakiś powiew świeżości. I taka sprawność ogólna? Szczerze…

Trudne, słyszałem, że trudne.

Nie jest trudne.

Do przełożenia na polski.

Jest dużo, trudne do przełożenia, bo jest bardzo dużo. Dla mnie to jest szkolenie na tydzień. To jest szkolenie, które powiedziałbym jest obozem treningowym. A może coś niepopularnego.

Dajesz mi pomysł jak to rozwinąć.

Coś niepopularnego powiem. Szkolenia crossfitowe.

A i Bartek Borowicz też nas słucha.

Dla trenerów personalnych, dla trenerów chcących pracować z klientem rekreacyjnym. Uważam, że szkolenie crossfitowe jest super. Uważam, że crossfit jako system jest super. Jego wykonanie, wdrożenie jest do dupy. Ale ideologia i założenia jeśli chodzi o periodyzację sprzężoną, jeżeli ktoś naprawdę się wczyta, to warto o tym pomyśleć. Na pewno w tym momencie takim trochę boomem są szkolenia z neurologii. Z neurologii stosowanej. Uważam, że tak. Ja byłem teraz niedawno ze Sławkiem Fotkiem w Szwecji i w Malmo na szkoleniu Easy Health. Myślę, że wartościowe szkolenie. Polecałbym. Ale w Polsce też jest dużo fajnych rzeczy. Jest chociażby Neuroseminars. Jeżeli chodzi o trening to myślę, że i tak już bardzo dużo powiedziałem. Terapeutycznie, z szeroko pojętej fizjoterapii. Jak mnie ktoś pyta o terapię manualną to powiedziałbym każde, które ci będzie pasować, tak naprawdę. Poczytaj sobie czym jest kaltenborn, czym jest Mulligan. Zrób jedną koncepcję, może to będzie to. Na pewno jakaś praca powięziowa i nawet na dobrą sprawę, powiem tak ogólnikowo, masaż tkanek głębokich. To jest pojęcie trochę takie nieprecyzyjne uważam, ale wszelkiego rodzaju praca bazująca na rolfingu, czy na pracy, coś trudniejszego może fashion manipulation, to już uważam, że dla niektórych może być za dużo. To trzeba to poczuć. To, to na pewno są rzeczy, które wnoszą wiele do warsztatu. Ja sam nie korzystałem z wielu z nich, ale pracując z ludźmi takimi jak ty, z ludźmi, którzy zagłębili się na dłuższy czas w jakąś pracy, wiem, że są to wartościowe elementy, które fajnie podnoszą warsztat.

Masz problem dzisiaj z pójściem na dobre szkolenie?

Trochę tak. Trochę tak, dlatego, że jestem bardzo wybredny. Szkoda mi jest czasu i to jest trochę tak, że metod, patentów jest ogrom. Zasad jest trochę mniej i jak znasz pewne zasady to możesz mieć niewielką ilość szkoleń za sobą a możesz fajnie łączyć w całość. Karol Szapel ciągle powtarza, że czytać, wdrażać, popełniać błędy, wyciągać wnioski i powtarzać. Ja myślę, że to jest ten kierunek. I jeśli chodzi o szkolenia. Ja wychodzę z założenia, że żeby czegoś się nauczyć, żeby zobaczyć czy coś jest dla ciebie to trzeba próbować. I z jednej strony warto jest robić ich dużo, ale z drugiej strony na pewnym etapie warto się trochę wycofać i odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: czego naprawdę mi brakuje, w czym jestem słaby. I to jest chyba klucz do tego, żeby znaleźć coś dla siebie rozwojowego.

Piotr zadał pytanie, jak ty nie odpowiesz to się zdziwię. Pytanie brzmi: wznosy tułowia na ławce rzymskiej przy kręgozmyku, nie chodzi mi tutaj o przypadek tylko czy sam ten ruch jest ok., czy jednak szkodliwy?

Wznosy tułowia na ławce rzymskiej, tak?

Tak.

O rany, no to zależy.

Pięknie. To właśnie chciałem usłyszeć.

To można zrobić. To się da. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: po co robię to ćwiczenie. Bo wznos tułowia na ławce rzymskiej, nazywany przeprostem, nie musi być przeprostem. To może być ćwiczenie angażujące taśmę tylnią, głównie z fokusem na grupę kulszowo graniową i pośladek. I to jest coś co często, tutaj duży ukłon w stronę kulturystyki i to, że to mityczne czucie ciała, które tam występuje, u niektórych rozwinięte, u niektórych nie. Niektórzy umrą nie czując ciała. Ale tam jest założenie takie, że jak coś robię to mam wiedzieć co robię i czuć co robię. No niestety często wygląda tak, że jest zupełnie inaczej. Ale da się ten ruch zrobić angażując pośladek, tył uda, nie obciążając odcinka lędźwiowego tak bardzo. I uważam, że to się da zrobić. Ale czy na pewno trzeba? Tutaj można sobie na ten temat już dyskutować. To już jest kwestia przypadku.

Ja bym dodał do tego jeszcze jedną rzecz, że jeżeli człowiek ma kręgozmyk a nic mu się nie dzieje i nie czuje bólu po tym, to dlaczego ma tego nie robić?

Dokładnie.

Ale większość osób nawet nie ma pojęcia, że ma kręgozmyk.

Poza tym wiesz no. Porysowałem auto, no tak dwa centymetry. No to nic się nie stało, ale jak masz rysę przez drzwi jedne, drugie i bagażnik no to jednak już jest cos więcej. Tylko dalej pytanie, to są tylko pieniądze, to jest tylko samochód, więc to też niewiele zmienia tak na dobrą sprawę. I tak samo tu kręgozmyk, przepuklina, no dobra, ale jak duża? Jakie są objawy?

Jakie masz objawy? Co się dzieje? No przypadek nie goni przypadkiem ale nie ma złych ćwiczeń.

Ogólnie nie mówię: nie. Tak , nie ma złych ćwiczeń. Mogą zostać źle zastosowane, jakoś błędnie zrozumiane.

Dokładnie. Co byś chciał jakby, może inaczej, czym dla ciebie jest trening? Dzisiaj. Dla ludzi, nie twój. Czym powinien być, może tak.

Trening dla ludzi? Powinien być dodatkiem do życia. Nie mówię, że mam być celowany, bo to nie o to chodzi, za bardzo się zafiksowaliśmy na taki majestat zwycięscy i to, że musisz. Nie musisz. W niektórych przypadkach nie powinieneś nawet. Bo, teraz powiem bardzo ciekawą rozmowę z osobą zajmującą się zaburzeniami odżywiania i ona powiedziała taką rzecz bardzo wartościową, o czym wielu ludzi zapomina. No bo najłatwiej jest zrobić trening po pracy, przecież. Bo wyszedłem do pracy i po pracy zrobię trening, wrócę do domu to odpocznę i zajmę się domem, bo jak wrócę do domu to już nie wyjdę na trening a rano mi się nie chce. Tylko zapominamy o jednej bardzo ważnej rzeczy, że trening jest stresorem dla organizmu a stresor wywołuje wyrzut kortyzolu. I fizjologicznie wyrzut kortyzolu jest powiązany również z wyrzutem insuliny. Insulina wyrzucana wskutek tego, że dorzuciliśmy cukru do organizmu, która jest związana z trawieniem tego cukru jest powiązana z wyrzutem kortyzolu. Czyli w sytuacji, w której pojawia nam się takie bodźcowanie musimy o tym pamiętać, że nic nie pozostaje bez oddziaływania w skali makro. Teraz ten kortyzol naturalnie w naszym organizmie wydziela się rano, żeby nas obudzić. Wydziela się podczas wyrzutu insuliny, żeby zrównoważyć. I teraz my wychodzimy na trening po południu, kiedy zgodnie z naszym rytmem dobowym, generalnie raczej, powinniśmy powoli przygotowywać się do spoczynku. Teraz jeżeli ja mam rano wyrzut kortyzolu, który mnie budzi, idę do pracy, pracując w korpo, na dużym poziomie stresu. Wychodzę z tego korpo, bez posiłku, bo w sumie rano nie zdążyłem zjeść śniadania, a potem miałem dużo spotkań. Idę zrobić trening. To tak naprawdę jestem cały czas stymulowany kortyzolem. I w pewnym momencie wprowadzę sobie duże zamieszanie. No ale przecież trzeba trenować, trzeba wyglądać, trzeba być sprawnym, silnym i muszę to zrobić. I trochę chyba nie tędy droga. Więc ja myślę, że w pierwszej kolejności trening powinien być przyjemnością. Powinien być, nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale uważam, że większość ludzi nie powinna trenować. Powinni ćwiczyć. Bo to jest ogromna różnica. Bo jednak trening jest procesem zaplanowanym, celowanym w jakieś określone efekty i ma być może wspomagać nasze życie codzienne lub nasz sport, który uprawiamy. A uważam, że niektórym, za dużo ludzi próbuje trenować jak sportowcy, nie dbając o siebie jak sportowcy. Za dużo sportowców też o siebie nie dba, to inna sprawa. Więc trening uważam, że powinien być dodatkiem do życia, czymś co sprawia nam przyjemność. Trening ujęty jako ćwiczenia powinien być czymś co wejdzie nam w nawyk jednak. I teraz to nie musi być trzy razy w tygodniu na siłowni, to mogą być spacery, cokolwiek. To ma być dodatek do życia, który spowoduje poruszenie, tak fizjologicznie, płynów w naszym organizmie, który da nam podtrzymanie siły mięśniowej, bo po czterdziestce wiadomo, że ona zaczyna nam spadać, a po trzydziestce u niektórych już wyraźnie spada jeżeli jest tryb sedentarny życia. Więc powinien być takim świadomie wykorzystywanym narzędziem do poprawy jakości swojego życia. Ja bym poszedł w tą stronę.

Duży taki zarzut, taka teza też jest stawiana gdzieś w Internecie, że jeżeli ok, siedzę osiem godzin to ten trening, jeżeli ja się nagle wyrwę i idę na trening i to trwa godzinę to trochę nic, albo trochę za dużo na raz robię. Aż godzina? Czy tylko godzina? Jak do tego podchodzisz?

To jest względne, to zależy znowu, bo ja większości ludzi tłumaczę. Bo przychodzą ludzie i mówią: no przecież trenuje cztery razy w tygodniu. Mówię: dobra a ile siedzisz? No, cztery, pięć dni w tygodniu tak po dziewięć godzin. Mówię: dobra, no to zważmy to teraz. Według Światowej Organizacji Zdrowia trenując trzy razy w tygodniu nie jesteś osobą aktywną fizycznie, przy takiej ilości siedzenia. I nagle jest, ale jak to? I teraz musimy pamiętać o podstawowych zmiennych treningowych, takich jak intensywność, czy objętość treningowa, gdzie, i częstotliwość. Jeżeli trzy razy w tygodniu trenuję to żeby uzyskać efekt no to musi być dosyć duża intensywność. W związku z czym ta godzina będzie ciężka. Ale jeżeli pięć, sześć razy w tygodniu pójdę poćwiczyć, to moja intensywność może być mniejsza, dlatego że mam większość częstotliwość. W związku z czym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chcesz iść na siłownie, czy wykonać trening biegowy, czy jakikolwiek inny trening tylko po to żeby zaspokoić potrzebę tego, że ja muszę coś zrobić, bo tak trzeba, bo to jest zło konieczne.

Muszę, bo social media, muszę bo kolega zrobił obok, który siedzi, muszę bo…

Tak, dokładnie, bo jeśli tak, to trudno. To masz przesrane, bo będziesz trzy, cztery razy w tygodniu się dojeżdżał. A do tego jeszcze nie śpisz. Masz pewnie żonę, dziecko.

Dziecko.

I jest problem. Jesteś niewydajnym ojcem, pracownikiem, mężem. Robisz sobie sam problemy. A jeżeli się troszkę zdyscyplinujesz i codziennie zrobisz te trzydzieści minut w domu, trochę pompek, przysiadów, ćwiczeń na nogi i jakiś zakrok, cokolwiek. Dokupisz do domu proste gumy to nagle się okaże, że nawet nie musisz wychodzić na siłownię. A trenując cztery, pięć razy w tygodniu możemy obniżyć intensywność, skracamy czas treningu. To jest wszystko kwestia tego po co my ćwiczymy. A niestety większość z nas w tym momencie w takim owczym pędzie próbuje po prostu się zajeżdżać.

Dlaczego nie muszę zrobić maratonu?

Dlaczego nie musze zrobić maratonu? Wiesz co, to chyba jest kwestia tego, że nie muszę, bo jestem wystarczająco jakiś. Uważam, że wielu ludzi kompensuje sobie swoje braki emocjonalne próbą takiego maksymalnego wybicia się w jakiejś dziedzinie. I teraz to jest próba udowodnienia, odreagowania i trochę wskakujemy, to jest próba zagłuszenia też trochę problemów z samym sobą i opóźnienie wglądu w samego siebie. Jeżeli mam odpowiednio taki wystarczający poziom pewności siebie, zadowolenia z życia i samoświadomości tego co jest dla mnie ważne, jakie są moje wartości to wystarczy, że bez Garmina i bez Endomondo pójdę pobiegać sam dla siebie. Może dzisiaj nie czuję się dobrze to pójdę na spacer. A nie muszę od razu robić wszystkiego. Ale to chyba przychodzi z czasem.

Jest takie zdanie, że najgorszy sportowiec to piłkarz a najgorszy amator to biegacz. Podpisujesz się?

Czy najgorszy sportowiec to piłkarz? Nie. Najgorszy sportowiec to ten, który chce tylko ciężko trenować a nie regenerować się. Trening jest ogromnym stresorem i jak się zeszmacę na treningu i zeszmacę się w kuchni jedząc i nie śpiąc, to prędzej czy później to walnie. A najgorszy amator… Znaczy to ja bym, jak bym miał powiedzieć o jakości ruchu i tego co ci ludzie mentalnie prezentują jako sportowcy, czy nawet amatorscy, to myślę, że triatlon, bieganie, crossfit i szeroko pojęty trening na siłowni są raczej na równi. Ja myślę, że to jest bardziej kwestia rysu osobowościowego niż danego sportu. Ale jeżeli chodzi o jakość ruchu to faktycznie z biegaczami jest ciężko, no bo jest to sport wymagający. Bo mimo wszystko, żeby umieć biegać to trzeba umieć skakać. A żeby umieć skakać, to trzeba umieć lądować.

Lądować.

I te aspekty treningu plyometrycznego, które wydają się im niepotrzebne i sprawności ogólnej, mogłyby uchronić od wielu urazów i przeciążeń. Więc tutaj trochę się mogę podpisać pod tą jakością.

Jak myślisz, dlaczego biegacze kochają dystans a nie intensywność? Dlaczego to jest zawsze mierzone jakby ilością kilometrów a nie tempem? To znaczy tempem dużo rzadziej.

Wiesz co, że to znowu jest kwestia ego.

Tylko skąd to się wzięło? Że muszę?

No muszę. Kurde kolega przebiegł.

Trzydzieści.

Wiesz, ja pracuję z tymi biegaczami amatorskimi często i słyszę…

Dlatego może pytam.

Słyszę: no ale wiesz, bo ja mam pół maraton do przebiegnięcia, to ja musze biegać dużo. Mówię: nie. W jakim czasie chcesz przebiec ten pół maraton? No i tyle i tyle. To musisz biegać intensywnie. Musisz zwiększyć tolerancję na pewną intensywność wysiłku, bo jak będziesz biegać dużo cały czas to może się okazać, że ty będziesz biegać zupełnie za wysoko, na zbyt wysokim tętnie. I ty będziesz się czuł zajechany po treningu, będziesz się czuł, że stopniowo się to adaptuje, ale to się adaptuje zupełnie nie tam gdzie trzeba. I potem się okazuje, że przebiegniesz ten pół maraton, ale w czasie dużo gorszym niż biegałeś treningowe biegi. Więc hallo.

Kiedy Stefan Batory, ten u mnie na wizycie powiedział takie zdanie: przecież łatwiej jest utrzymać wysiłek przez dwie godziny niż przez sześć na maratonie.

Oczywiście, że tak. To ekonomia.

Ekonomia.

To jest proste.

Dwie godziny wysiłku a sześć godzin wysiłku no to każdy może zobaczyć na poziomie własnym, że…

Ale wiesz co, mi się też wydaję, że ludzie się boją prawdziwej ciężkiej pracy. Źle ją definiują. Bo naprawdę to jest tak jak z wysiłkami beztlenowymi, co Amit Batra ładnie powiedział, że no pokażcie mi kogoś kto w stu procentach określi kiedy kończy się beztlen. No not gonna happend. To musisz mieć bardzo szczegółowe pomiary i one też często są ograniczone.

W danym momencie, akurat w tym momencie badania, a nie jutro…

Dokładnie w czasie rzeczywistym, tak. W związku z czym też jakby ciężko jest wejść na ten próg beztlenowy tak naprawdę, taki mocny i żeby tam przepracować realnie. I ludzie robiący tabatę, którzy robią trzy razy tabate w ciągu dnia, oni nie robią tabaty. I w tej sytuacji bieg, który ma cię przygotować do przebiegnięcia w określonym czasie czegoś, treningowo musi też być na pewnej intensywności. Ja pracowałem z ludźmi przygotowując ich do jednostek mundurowych i tam nie było, że oni chcą biegać długo. Oni chcą zrobić to. Te trzy kilometry przebiec w ileś czasu. Ja mówię ok, będziesz biegał czterysta metrówki, będziesz biegał kilometrówki a nie biegasz przez następne trzy miesiące dystansu dłuższego niż dwa kilometry. Ale przecież ja będę biegał trzy to nie powinienem biegać pięciu, żeby być na to gotowym? Nie. I to jest niewygodne, biegać czterysta, osiemset metrów na tempo. Biegać kilometr na tempo. Ludzie się tego boją. A druga rzecz to mówię o tych, którzy wiedzą o tym, że to jest potrzebne, ale druga rzecz jest taka, że ludzie nie wiedzą. Niestety żyjemy w czasach Instagrama i Facebooka. Ja kiedy myślałem o studiach dziennikarskich, będąc dziewiętnastolatkiem, to dla mnie artykuł to było coś co pojawiło się w czasopiśmie branżowym, w gazecie wydanej na papierze. W tym momencie widzę laski w bikini obok puszki z białkiem, które popełniają wpis na Facebooku, na dwieście znaków i nazywają to artykułem. Przepraszam, ale to dla mnie jest jakiś bullshit. Więc za dużo mam źródeł informacji, które bazując tylko i wyłącznie na własnym doświadczeniu, niestety często niepopartym doświadczeniem sportowym od strony treningu. Ja mówię o prawdziwym treningu, bo to, że ja sobie wyszedłem pobiegać i po dwóch latach coś rozumiem na siebie to ok., dziwne na mnie działa. Ale jeżeli nie przepracowałaś trochę z trenerem, albo nie zagłębiłeś się w daną dyscyplinę na tyle, żeby zrobić kurs instruktorski. Czy nie czytasz o niej, nie śledzisz badań, to nie do końca masz pojęcie realnie o tym jak planować proces treningowy. I jeżeli udzielasz rad osobom, które są na mniejszym poziomie doświadczenia to powinieneś dać znać o tym, że nie jesteś ekspertem. Ok, mam trochę doświadczenia i mogę ci pokazać. No tak się rozwijały cywilizacje. Jeden zrobił cos fajnego, co zadziałało, inny się tego od niego nauczył. Ale na tym właśnie polega nauka, po to mamy diagnostykę w sporcie i w fizjoterapii, czy statystyki w ekonomii, żeby zauważyć jak procesy działają i dostrzec te mechanizmy nimi sterujące. Ja biegałem kiedyś na czuja pięciokilometrówki, siedmiokilometrówki i okazało się, że jak zacząłem mierzyć sobie tętno to ja powinienem biegać odcinki kilometrowe, bo tylko przez kilometr byłem w stanie utrzymać odpowiednie tempo. I nagle co, ego spadło. Ale dwa miesiące takiego treningu zaplanowanego z pomiarem, pokazały nagle, że dycha jest tak. I to się da zrobić, tylko trzeba mieć troszkę dystansu do tego co wiesz i co przekazujesz innym.

Widzisz trend, że amatorzy trenują dużo więcej niż zawodowcy?

Tak.

Nie tylko w bieganiu, to już można powiedzieć o wszystkim.

Nie mam dużego poglądu na to jak trenują zawodowcy, bo nie pracuję z dużą ilością zawodowców. Ale semi pro, czy tacy zaawansowani amatorzy kumaci, trenują dużo mniej niż początkujący. I ok, można powiedzieć, że oni trenują mniej dlatego, że już są doświadczeni. No właśnie nie. Jak jesteś dobrze wytrenowany, to żeby uzyskać przyrost musisz trenować więcej.

Jakościowej.

Ale więcej oznacza lepiej. Albo intensywniej. I teraz objętościowo może być tego treningu mniej. Oczywiście są momenty akumulacji takiej objętościowej w treningu zawodowca i treningu amatora, który na wysokim poziomie startuje. Ale jak popatrzymy w ilu eventach startują zawodowi sportowcy, albo ci wysoce zaawansowani amatorzy a w ilu początkujący amatorzy to, to jest kosmos. Naprawdę uważam, że za dużo ludzi zbyt intensywnie trenuje i zaniedbuje regeneracje. To zresztą coś o czym też Bartek Bibrowicz mówił wielokrotnie. Że wchodząc w nową drużynę sportową, jak wdraża strategię regeneracji na podstawowym poziomie, okazuje się, że jest kosmos. Jest skok.

Dużo, może nie tyle kłótni, ale zdań mobilność i stabilność, siła, wytrzymałość, moc, jak do tego podchodzisz? Da się budować wszystko naraz? Trzeba budować u amatorów takie rzeczy? Trzeba mieć na to w ogóle pogląd? Czy dopiero te osoby, które trenują, nazywałeś to wcześniej, muszą o to dbać a przy poziomie amatora ćwiczenia to w ogóle olejmy to i róbmy troszkę wszystkiego i będzie dobrze?

Szczerze mówiąc u osoby, która jest otyła i chce schudnąć to nawet spacer pomaga, to wiemy. W związku z czym osoba niedoświadczona ruchowo, o braku bodźca, jak dostanie bodziec o najmniejszej intensywności też już będzie się adaptować. I o to chodzi w treningu. Szukamy najmniejszego możliwego bodźca, który tylko zadziała, więc szukamy Minimal Effective Dose czy volume chociażby. W związku z czym myślę, że to też jest bardzo indywidualne, bo tu znowu strona Piotrka Ciebiery, bez diagnostyki jesteśmy w czarnym lesie. Jeżeli ja mam osobę, która amatorsko chce zacząć biegać i ona ma problemy ze stabilizacją centralną, z biodrem, ze stabilizacją stawu skokowego. No to bieganie dla niej nie jest najlepszym pomysłem, umówmy się. Ona może sobie truchtać, może sobie spacerować, żeby podtrzymywać, bodźcowa wytrzymałość tlenową. Może maszerować po bieżni pod górę, co jest rewelacyjnym, niedocenianym sposobem budowania wytrzymałości tlenowej. A my w tym czasie powinniśmy popracować nad jej stabilnością. Ale osoba, która jest otyła lub nie jest otyła a chce dla siebie po prostu ćwiczyć, chce trochę zredukować poziom tkanki tłuszczowej lub chce się stać silniejsza. Jeżeli nie ma poważnych dysfunkcji ruchowych, to przepraszam, ale stracenie piętnastu, dwudziestu minut na treningu na to, żeby ona mobilizowała staw skokowy, stabilizowała biodro, robiła magiczne ćwiczenia na core, jest stratą czasu dla tej osoby, bo fundamentem pracy dla takiej osoby będzie budowanie siły mięśniowej, przy odpowiednich narzędziach. Bo jeżeli zaczniemy kogoś nauczać jakiegokolwiek ćwiczenia siłowego, odpowiednio zwalniając ruch, tak żeby faza ekscentryczna trwała te cztery sekundy, pięć, sześć to ja to zawsze porównuję do jazdy konnej. Jak jedziesz konno i masz wodze to jak puścisz jeden sznurek i ciągniesz tylko za jeden to koń skręci w jedną stronę. Ale jak zaczniesz skręcać w drugą to zanim wybierzesz luz z drugiej części wodzy, to upływa dużo czasu zanim koń zareaguje. I tak samo działa nas mózg. Jeżeli nie mamy odpowiedniego napięcia mięśniowego i ta tensegracja nie jest stymulowana to ja nie mam poglądu na ruch, moja mapa motoryczna się upośledza. Ja reaguję a nie wykonuję ruch świadomie. I teraz nauka podstawowego ruchu w niewielkim obciążeniu, czy nawet z obciążeniem własnego ciała, dla takiej osoby będzie dużo bardziej wartościowa niż milion ćwiczeń mobilizacyjnych czy stabilizacyjnych. Ona musi poczuć trochę swoje ciało, zacząć dostrzegać relacje między poszczególnymi segmentami tego ciała. Więc wielu początkujących, szczególnie jeżeli celem jest redukcja masy ciała, czy po prostu budowanie siły mięśniowej, uważam, że nie powinna zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami jak czy mobilność, czy stabilność, czy rozgrzewka piętnaście minut, czy dwadzieścia. Powinni po prostu zacząć się skupiać na tym, żeby się ruszać i dopiero wtedy kiedy trochę się rozbujają wyjdą jakieś słabe strony.

To kiedy jest to trochę? Kiedy tą moc, tą siłę, czy jakieś w ogóle programowanie powinno do nas docierać? Masz jakąś taką jakby granicę?

Wiesz co, no pytanie czy mówimy o treningu czysto amatorskim czy o treningu osoby, która chce nawet amatorsko, ale już coś robić sportowego bardziej. Jeżeli mówimy o takim Kowalskim, który chce po prostu fajnie się bawić na treningu personalnym, no to na dobrą sprawę, no przepraszam, jak on sobie dwa, czy trzy razy sobie zeskoczy z boxa to nic mu się nie stanie. Jeżeli nie ma tam poważnych deficytów ruchowych. Więc podstawy plyometrii, jakieś lądowania można wdrożyć od razu. Jeżeli jest trochę koordynacji ruchowej. Jeżeli tego nie ma, no to wiadomo, że się tam nie pchamy. Jeżeli na pięć powtórzeń nie jest w stanie mi żadnego poprawić, lepiej trochę niż poprzednio no to nie będę się w to na razie pakował, jeśli brakuje mi siły mięśniowej. No ja wychodzę z takiego założenia, że jest podstawowa gradacja jeśli chodzi o naukę ruchu. I pierwsza to jest koordynacja ruchowo mięśniowa. Jeżeli ona jest względnie ok i ktoś wie, że lewa ręka to jest lewa ręka a prawa to ta druga, to w sytuacji, w której to mam mogę zacząć budować siłę mięśniową. Jeżeli jest siła mięśniowa, to na tym już mogę budować wytrzymałość lokalną czy globalną. I przy podstawowym poziomie siły mięśniowej, który gwarantuje to, że ta osoba kontroluje trochę ruch, mogę zacząć pracować w ruchach, gdzie celem będzie hamowanie ekscentryczne, czyli właśnie to lądowanie chociażby do plyometrii. I jeżeli te cechy mam to później zgodnie z progresją ćwiczeń, czy ich regresją, bo najczęściej o tym zapominamy, że nie od razu chodzi o skoki na podwyższenie i zeskok z niego i wskok na kolejne wyższe. Możemy dopasować tą jednostkę treningową. Możemy sobie bardzo fajnie z takim człowiekiem pracować, jeśli to jest no kolejny czynnik, częstotliwość treningów. Jeżeli to jest dwa razy w tygodniu to chyba przy osobie mocno sprawnej można to sobie fajnie w sposób sprzężony programować. Jeżeli mówimy o osobie, która jest mniej sprawna, budujemy te kompetencje ruchowe od podstaw, to ja bym tutaj poszedł bardziej blokowo. Trochę dwa, trzy tygodnie pracy nad podstawową siłą mięśniową, potem, już jednocześnie w tym jakaś niskiej trudności praca nad wytrzymałością globalną. Jeżeli trzeba to lokalną, jeżeli są jakieś deficyty, bo to wychodzi od razu. I dopiero później jakieś aspekty budowania mocy, ale wtedy skupiam się na trzech, czterech ćwiczeniach bazowych i chcę je poprawiać a nie od razu na dziesięciu. I kiedyś mój klient powiedział mi, że trening personalny to powinien być taki entertaining. Ja mówię, wiesz co fajnie, ale jak on ma być taki zabawowy to idź do cyrku, bo nie zawsze jesteśmy na to gotowi. Osoba, która jest sprawna fizycznie, możemy w obrębie tego samego wzorca ruchowego codziennie, czy co drugi trening zrobić zupełnie inne ćwiczenie, bazujące w tym samym wzorcu ruchowym. Ale osoba, która nie jest sprawna fizycznie, nie ma podstaw ruchowych, będzie potrzebowała trochę dłużej spędzić w obrębie jakiegoś ćwiczenia, żeby je sobie skumać na tyle, żeby się w nim czuła pewnie.

Jak do ludzi mówisz, czy to przyszło ci od razu, że nie wiem, po studiach fizjoterapeutycznych, czy po jakimś szkoleniu, zacząłeś dobrze dogadywać się z ludźmi? Te jakby umiejętności miękkie miałeś od początku, czy jednak tego gdzieś się uczyłeś? Czy to przychodzi z czasem?

Wiesz co, to chyba przychodzi z czasem. Kiedy dostrzegasz swoje braki. Ja wychodziłem zawsze z takiego założenia, że skoro się czegoś nauczyłem to znaczy, że to tak jest i mogę to przekazać i ktoś powinien to zrozumieć, bo tak jest, bo tak to działa. No i bardzo szybko się odbiłem od tego, że jednak nie.

Że amatorzy nie rozumieją?

Tak. To jest coś do czego ja doszedłem dwa, trzy lata temu prowadząc szkolenia też gdzie przychodzą trenerzy personalni i to bardzo fajnie widać po trenerach, którzy pracują dwa, trzy lata i po takich, którzy pracują pięć, osiem. A okazuje się, że ci co pracują osiem mówią bardzo prostym językiem. I to nie jest tak, że oni nie mają wiedzy. Mają ogromną wiedzę często, ale tu chodzi o sposób dotarcia. I my często bazujemy na tym, że osoba, która do nas przychodzi, przychodzi od nas jako do eksperta i chce się uczyć tego co my wiemy. My chcemy mu dać to co najlepsze, więc robimy te trudne rzeczy, które według badań, według ostatniego szkolenia, na którym byliśmy najlepiej działają. Ale zapominamy o tym, że my te rzeczy wykonujemy w sposób łatwy, bez dużego wysiłku dlatego, że mamy za sobą osiem, dziesięć, piętnaście lat doświadczenia ruchowego i mamy kompetencje ruchowe, które motorycznie zostały już zakodowane. A przychodzi do nas osoba, która jest powiedzmy na etapie tego, gdzie my byliśmy w pierwszym roku treningów. A my od niej wymagamy czegoś, co dla nas jest łatwe po piętnastu latach treningu. I po pierwsze to jest kwestia tego, żeby nie porównywać siebie, czy klientów do innych. Po drugie to jest kwestia takiego spojrzenia chyba z dystansem i z pokorą na siebie. I na to, że my jesteśmy od tego, żeby tych ludzi prowadzić, pokazać im proste rzeczy. I oni mogą dzięki nam przejść naszą drogę dużo szybciej. Ale oni pewne etapy też muszą przejść. Nie da się zrobić wszystkiego od razu.

Uczyłeś się mówić do ludzi? Miałeś jakieś szkolenia z tak zwanych technik miękkich?

Czytałem na ten temat. Czy uczyłem się mówić do ludzi?

Lustro i? czy nie?

Nie, jako kaskader miałem tylko zajęcia z, co się tak ładnie nazywa chyba emisji głosu. Przed lustrem trochę tak przez chwilę, ale głównie odgrywaliśmy scenki ze sobą. I to było dla mnie takie bardzo rozwijające. Ale to był moment. To była chwila. Ja generalnie lubię gadać.

Słychać.

I to jakoś tak sobie naturalnie się chyba kształtuje. Z czasem. Lubię też dużo gadać, ale w takim sensie, że lubię gadać z ludźmi, lubię się czegoś uczyć od nich i myślę, że to jest trochę też tak, że im więcej ludzi masz wokół siebie, tym więcej masz źródeł, z których się uczysz. A przesiąkamy też takimi rzeczami jak umiejętności miękkie.

Te pytanie też zadaję dość często. Czy da się jakby trochę tymi miękkimi umiejętnościami zatrzeć niewiedzę? Czy to jest potrzebne u trenera? Czy chcemy to robić?

Myślę, że tak. Myślę, że ogromnie się da to zrobić, niestety.

To dobrze, czy źle? Na poziomie treningu.

To ma swoje zalety. Uważam, że jeżeli osoba trenująca, to znaczy trener, który trenuje innych ma podstawową wiedzę. Nie ma zaawansowanych technik, ale ma podstawową wiedzę i potrafi odpowiednio ograć to umiejętnościami miękkimi to ma dużo większość wartość niż trener, czy fizjoterapeuta, który ma super wiedzę a nie potrafi się dogadać z drugim człowiekiem. I myślę, że najlepiej wiadomo złoty środek znaleźć to wyważyć. I im więcej, uważam, że niestety za dużo jest ludzi, którzy mają gadane a niewiele wiedzą i warto by było, żeby wraz z tym, z tą łatwością jaką mają w przekazywaniu czegoś co już wiedzą i co jest już przeterminowane albo mało wydajne, żeby z taką samą łatwością uczyli się nowych rzeczy. I to by było idealne. Natomiast uważam, że to umiejętności miękkie są potrzebne, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy przychodzą klienci, czy pacjenci, którzy potrzebują więcej tak naprawdę właśnie komunikacji niż samego ruchu i treningu. Ale uważam, że one nie powinny być głównym graczem w pracy z drugim człowiekiem. One są bardzo ważnym elementem, który może pomóc, ale mimo wszystko jednak ci ludzie, którzy przychodzą do nas jako do trenera, czy do terapeuty potrzebują naszej wiedzy fachowej. I myślę, że to powinno iść mimo wszystko jakoś w parze.

Czy występy przed kamerą jako kaskader i pewnie też jakieś nagrywki jak powiedziałeś przed chwileczką, na poziomie patrzenia w tą ciemna lampkę, która zawsze mocno stresuje i upośledza wszystkie nasze zmysły, ułatwiło ci to prowadzenie szkoleń? Które dzisiaj prowadzisz.

Myślę, że tak. Myślę, że w dużej mierze tak. Ale na dobrą sprawę to też jest tak, że wszystkiego się uczysz od zera, albo z jakimś tam małym punktem wyjścia na nowo, dlatego, że to są dwa zupełnie inne światy jednak. Pewne wartości są wspólne, ale to jest dalej dosyć specyficzna sytuacja. To tak samo jak z treningiem. Mamy general adaptation syndrome, który mówi o tym, że jakikolwiek bodziec będzie powodował ogólną adaptację. A mamy też specific adaptation. I ta adaptacja specyficzna w prowadzeniu szkoleń jest o tyle ciekawa, że przed kamerą mogę powtórzyć dwa, trzy, pięć, osiem razy. Wiadomo, że lepiej jak najmniej, bo to są też pieniądze dla produkcji, które ona musi wydać.

Piąty raz się mówi najgorzej.

Dokładnie. Ale przed kamerą zawsze możesz powtórzyć. A praca z żywym człowiekiem na szkoleniu jest trochę inna i masz jedną szansę tak naprawdę. Znaczy oczywiście możesz coś za chwilę dopowiedzieć, ale to jest ta jedna szansa kiedy ty coś z siebie wyrzucasz. I czasami to może zaważyć na odbiorze treści. Inna sprawa, że wielu ludzi ma takie stanowisko, że nie ważne kim on jest prywatnie, ważne, że ma wiedzę. A inna grupa ma nieważne jaką ma wiedzę, ważne, że go lubię. To też są takie skrajne postawy. Więc tutaj zależy też od odbiorcy. Ale myślę, że prowadzenie szkoleń też jest specyficzną działalnością.

Kiedy stwierdziłeś, że masz taką wiedzę, że możesz prowadzić szkolenie? Że inni cię będą chcieli słuchać? Ktoś na Instagramie napisał: możesz prowadzić szkolenia, bo już fajnie wiesz, czy jednak jak to było? Jak pierwsze szkolenie? Jak do tego doszedłeś?

Wiesz co, ja w sumie. To jest dobre pytanie. Bo pierwsze szkolenie, które poprowadziłem było już trochę lat temu, myślę z pięć, około pięciu lat, może cztery.

Dopiero?

Tak, dopiero w sumie. To jest wszystko zależne jak na to spojrzymy. Cztery, pięć lat temu chyba. I to był taki moment, że przyszedł do mnie trener personalny na konsultację. I on do mnie przyszedł na konsultację ze sobą i zrobiłem z nim jakieś elementy manualne. Wszystko fajnie, poprawiło się, no dałem mu ćwiczenia uzupełniające. Powiedziałem mu słuchaj, jak ty to robisz to, to robisz tak jakbyś chciał klientom to pokazać to w takiej sytuacji to się sprawdza w innej nie i to się robi tak. I mu to wytłumaczyłem. Mówi: kurczę ty naprawdę fajnie to tłumaczysz, może chciałbyś szkolenie poprowadzić jakieś? Ja mówię: wiesz co, nie wiem, nie myślałem o tym, no ale w sumie mogę. I on mówi: to ja zobaczę może zbiorę jakąś grupę ludzi i byś tam poprowadził szkolenie. I pierwsze szkolenie było poprowadzone w Zdroficie. Dla grupy trenerów Zdrofitowych. I wtedy to było szkolenie z diagnostyki funkcjonalnej, takie dla trenerów personalnych. I okazało się, że to co ja miałem na prezentacji w takim mikro skrypcie a to czego oni naprawdę potrzebowali, to były dwie różne rzeczy. Może nie tyle, że nie trafione, bo to nie o to chodzi, to było bardzo trafione. Tylko ja myślałem, że oni chcą tylko nauczyć się rozpoznawać jakiś problem i mają narzędzia do tego żeby z nim pracować. Potem się okazało, że oni nie mają żadnych narzędzi, albo inaczej, nie mają zrozumienia narzędzi, które już mają. Bo zaczęli zadawać pytania o praktyczne zastosowanie tych testów i jakby co to wnosi dalej od strony treningowej. I okazało się, że oni te wszystkie ćwiczenia znają. Tylko nie potrafili ich zastosować. I tak naprawdę to przelecieliśmy materiał, który ja chciałem złożyć w osiem godzin z nimi przejść, przeszliśmy go w cztery godziny. A resztę robiliśmy rzeczy, które były dla nich pracą na ich case study. I to był taki moment, gdzie dotarło do mnie, że faktycznie można sporo zrobić fajnego na tym rynku szkoleniowym, bo jest mnóstwo ludzi, którzy mają fajne narzędzia a nie potrafią z nich korzystać. Ale to było takie pierwsze szkolenie, które prowadziłem sam. Potem jeszcze jedno takie było. I potem odezwał się do mnie kolega z hasłem, że jest taka możliwość żebym robił to co robię, tylko uczył tego innych i ktoś mi za to zapłaci. Ja mówię: ok, biorę. Spoko. On mówi: no to spoko to jak jesteś zainteresowany to się umówimy na spotkanie z tym gościem i zobaczymy co z tego będzie. No i tak się zaczęła praca z Centrum Szkoleń Sportowych, która trwa już ponad trzy lata. Gdzieś w między czasie później ty się wmieszałeś. I pojawił się w moim życiu Blackroll od strony takiej, że jestem wykładowcą.

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu szkolenia dla ciebie? Co cię do tej pory najmocniej stresuje?

Aktualnie?

Bo ten temat, który już nie wiem czy masz w Centrum czy u nas już był powtarzany kilka razy. No więc jakby trochę już to mówisz z pamięci, już wiadomo jakie pytania będą, trochę odtwarzasz, ale zawsze jest coś nowego?

Tak. No trochę odtwarzasz. Trzeba być też czujnym. Tak, ciągle jest coś nowego. Wiesz co, co mnie najbardziej stresuje?

Tak. Co jest takie najtrudniejsze w prowadzeniu szkolenia?

Najtrudniejsze w prowadzeniu szkolenia, dla mnie jedna z takich najtrudniejszych rzeczy to jest realnie ocena tego jaki jest prawdziwy poziom grupy w jak najkrótszym czasie. Bo duża rozpiętość poziomu merytorycznego grupy bardzo utrudnia pracę. Bo jednak trzeba przedstawić treści, które tak naprawdę są dla wszystkich ale czego innego będzie wymagała osoba, która jest trenerem pracującym sześć lat w zawodzie i szkoląca się regularnie, czy fizjoterapeuta. A czego innego wymaga osoba trenująca dla siebie, mająca lat osiemnaście. A czego innego wymaga osoba trenująca dla siebie mająca lat dwadzieścia pięć, trzydzieści pięć, czterdzieści pięć, bo takie osoby też mieliśmy. I na przykład kobieta, która ma osteoporozę trenuje dla siebie. Nagle są tak rozbieżne oczekiwania, że pojawia się przez chwilę taki bałagan w głowie. Co tu zrobić, żeby to miało ręce i nogi. Do kogo się odnieść, żeby ktoś nie został pokrzywdzony tym. I taka płynna analiza tego i dopasowanie treści, zagłębiania się w różne aspekty tego o czym mówię. Myślę, że to jest dosyć trudny element. I to co dla mnie jest trudne to, to żeby, to może dziwnie zabrzmieć, ale żeby nie dawać za dużo. Nie w takim złym sensie, że nie, nie to będzie na drugim szkoleniu, czy coś.

Drugi model zrobimy.

Tak, tylko bardziej chodzi o to, że ja bym chciał, żeby ludzie, z którymi pracuję, szkoleniowo, zrozumieli istotę problemu. I często jest pytanie o quick fixy. No więc ja się z tego śmieję z Konradem Topolskim zresztą, z którym prowadzę szkolenia, że trzy po dwanaście to już było. I to jest w każdej książce. Ale zrozum po co to robisz. Bo przykładem niech będzie aktywacja przed treningowa. Ile zrobić powtórzeń żeby zaktywować pośladek? No książki podają dwie, trzy serie, dziesięć, piętnaście powtórzeń. Super. To po co robisz dwadzieścia pięć, trzydzieści? To jest stres metaboliczny dla mięśnia i teraz nie wymagaj, że mięsień pośladkowy średni po takiej aktywacji w przysiadzie ci nie zadziała prawidłowo. On już jest zmęczony. Kolejna rzecz, czy na przykład pięć powtórzeń nie wystarczy? Bo może to jest kwestia koordynacji nerwowo mięśniowej, ty potrzebujesz zaktywować system, żeby zagrało. I teraz widzę u ludzi…

Zrozumieć nie odtworzyć?

Tak. I właśnie, żeby ci ludzie zrozumieli a nie tylko odtwarzali to co jest w książce, czy to co powiedział szkoleniowiec. Ja wtedy staram się wyłuszczyć to skąd się to bierze, jaki jest mechanizm i czasami zagłębiam się w to tak bardzo, że łapię się na tym, że dobra popłynąłem, musimy wrócić do brzegu i jechać dalej z tematem. I nagle się okazuje, że temat, bo to o czym mówimy na szkoleniach tak jak sam wiesz, to zawsze jest pewien wycinek większej całości. I założenie jest takie, że te osoby, które przychodzą na szkolenie powinny same uzupełnić tą wiedzę dalej.

Albo uzupełnić albo dojść do niej samemu. Nie da się wszystkiego powiedzieć.

Albo dojść do niej samemu. Nie da się wszystkiego powiedzieć. I chciałbym ich nakierować na jak najwięcej informacji na ten temat a mimo to czasami się okazuje, że brakłoby na to czasu.

Na ile jak przygotowujesz jakieś szkolenie, czy chcesz coś działać na poziomie szkoleniowym, czerpiesz wiedzę z doświadczenia a na ile czerpiesz ją z EBM-u?

Staram się to wywarzyć. Dlatego, że podstawa dla mnie jest, patrzę na czołówkę na świecie w danej dziedzinie. I patrząc na to co oni robią to jest trochę na zasadzie takiej, że ok, to jest dobre, działa. Super. I teraz sprawdzam aktualne doniesienia, co o tym mówi nauka i na ile te osoby realnie bazują na swoim autorytecie a na ile na faktycznej wiedzy i jak to też argumentują. Na przykład Mike Boyle czy Eric Cressey, którzy są super trenerami, bardzo często mówią, że oni nie robią bilateralnych ćwiczeń dla nóg. Nie robią przysiadów. Oni raczej programują ćwiczenia symetryczne. I teraz no badania pokazują, że największą siłę mięśniową zrobisz trenując na sztandze w przysiadzie. No i biomechaniczne największe obciążenie w lowbarze teoretycznie trójbojowym. Ale teraz trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile zakres ruchu w przysiadzie lowbarowym odpowiada temu, czego potrzebuje twój sportowiec, czy osoba, z którą trenujesz. Na ile są uwzględnione inne czynniki takie antropometryczne w tym treningu. Na ile ta praca unilateralna ma przełożenie w danej sytuacji, kiedy są deficyty siły mięśniowej, czy masy mięśniowej po na przykład zabiegu na CLA. I teraz doświadczenie tych ludzi, te metody jakie oni stosują to jedno, drugie to jest potem ten EBM i teraz na sam koniec przychodzi do ciebie ten Kowalski, z którym trenujesz. I super, że jakieś ćwiczenie robi ekstra rezultaty i jest optymalne według badań. Ale jeżeli on nie będzie w stanie go wykonać poprawnie, to ja wolę żeby trochę mniej skuteczne według EBM-u ćwiczenie zrobił poprawnie, z zaangażowaniem, bo ono mu i tak przyniesie efekty.

Nie jest trochę tak, że trenerzy, którzy aktywnie pracują i, nie wiem, albo zapisują albo są dobrymi obserwatorami będą zawsze przed EBM-em, bo będą widzieć szybciej niż zbadamy to? Nie jest tak?

Ale myślę, że to jest istota EBM-u, bo evidence-based medicine polega na tym, że coś się musi wydarzyć a potem to badamy. Więc no przepraszam, chociażby rolowanie jest elementem, który był dawno. Pojawił się Blackroll. Blackroll tylko zoptymalizował i robi to super i to jest element, który trzeba zrozumieć. Zostały przeprowadzone badania. Wiemy, że coś działa. Robimy na bazie tego sprzęt. Robimy na bazie tego szkolenie i pokazujemy ludziom jak to zrobić optymalnie i ten EBM jest potrzebny. Ale tak jak mówisz.

W książce mocno siedzę i nie ma żadnych badań na przykład na temat jakim bólem mamy się rolować. Albo jak szybko. Nie ma takich badań kompletnie.

Dokładnie. Więc to jest kwestia doświadczalna, którą trzeba sobie wybadać i dla każdego będzie trochę inaczej. I teraz tak jak mówisz, trenerzy, terapeuci, którzy robią…

Z bólem są jedne. Jest jeden z [wasem? 1:23:13.6] na osiem tak jak mówimy. Jest takie jedno badanie na całym świecie, w EBM-ie są takie jedne badania.

Ok. Jedne?

Jedne. Czyli nie robią nic, bo to jest piętnaście osób, czy tam dziesięć, czyli bardzo mała grupa.

Bardzo mała grupa, mało reprezentatywna.

Czyli nie robią nic, rozmawiałem z kimś, kto powiedział, że żeby badanie było ok, to musi być tysiąc osób.

No to gdzie jesteśmy w ogóle? Bo umówmy się, gdyby się chcieli tylko trzymać EBM-u to byśmy się nie rozwinęli. Bo każdy by się bał zrobić cokolwiek, bo przecież nie jest udowodnione naukowo. I gdyby na tym bazować no to nie mielibyśmy odkrycia Ameryki i wielu innych ciekawych osiągnięć w życiu naszej cywilizacji. Także myślę, że trzeba to wyważyć. Ten EBM jest potrzebny. I tak jak mówisz, trenerzy, fizjoterapeuci, którzy mają trochę wiedzy podstawowej, biomechanicznej, anatomicznej, z fizjologii, czy z neurologii są w stanie czasami szybciej dostrzec skuteczność pewnych elementów niż potwierdzi to EBM.

Powiedziałeś tu o pionierach pewnych jakiś tam działań treningowych. To jest trudno znaleźć takiego pioniera.

Oczywiście, że tak. Wiesz co, w tej branży wszyscy kradniemy. Ja kradnę od ciebie elementy pracy powięziowej a ty ode mnie może coś treningowo. Ale na tym to polega. Tylko trzeba trochę zmienić mindset. To nie jest na zasadzie, ja pójdę na szkolenie, zabiorę coś od niego. Popatrzmy w kryteriach dzielenia się. Ja coś od ciebie dostałem, dziękuję ci za to doświadczenie, przekazuję to dalej. Natomiast, jeżeli ja prowadzę szkolenie, nawet moje autorskie i potem widzę, że ktoś z osób, które u mnie były na szkoleniu wrzuca to u siebie na Facebooku, czy na Instagramie i pisze, że jest coś takiego i fajnie jest to zrobić. No to super. Jak napisze: wymyśliłem coś takiego i fajnie to robić. To trochę się uśmiecham na to: wymyśliłem coś takiego, bo on tego nie wymyślił. I z poziomu ego mógłbym powiedzieć: ej ale to ja, ja cię tego nauczyłem. Ale to jest bullshit, bo ja tego też się gdzieś nauczyłem. Więc jakby bazujmy bardziej na tym, że uczymy się wszyscy od siebie. I zauważyliśmy, nie wiem jak to się nazywa w psychologii, czy w statystyce.

Mateusz, do odpowiedzi.

Ale jest taki efekt, gdzie zaczynasz się specjalizować w jakiejś dziedzinie, albo interesować się nią i zaczynasz dostrzegać ludzi wokół siebie, którzy są na wysokim poziomie w tym. I nagle stwierdzasz: ej kurde wszyscy to robią. Nie, nie wszyscy to robią. Zaczynasz zmieniać krąg, w którym jesteś. I zaczynasz wchodzić w krąg, w którym wszyscy to robią. Ale to jest dalej mały wycinek. Statystycznie.

Tak samo jak się wydaje, załóżmy, że no już o tym przysiadzie mówiłeś sto razy, czy dwieście tysięcy razy.

I wydaję się, że wszyscy to wiedzą.

Wszyscy wiedzą a dalej zaczynasz szkolenie i dostajesz pytanie jak ma być stopa ustawiona.

Albo czy kolana mogą wyjść przed palce. Jakby ktoś pytał to mogą. Nawet powinny czasami. W związku z czym, tak, to jest kwestia tego, że…

To nowe grupy odbiorców? To mamy taki jakby, bo samo rolowanie, ja już robię chyba osiemdziesiąty, czy dziewięćdziesiąty wykład na różnych konferencjach na temat tego, czy mamy się rolować, czy mamy się rozciągać i co jest, kiedy i dlaczego mamy to robić. Ja sądzę, że już to wszyscy słyszeli a dalej tak się dzieje, że potem dostaje ogromne brawa, czy jakieś rzeczy, których bynajmniej już nie powinno być. Tak samo jest dalej z treningiem?

Ja myślę, że są nowy grupy odbiorców. Jak najbardziej. Wiesz to jest trochę chyba tak, że my patrząc po ludziach naszego pokroju, na naszym poziomie, wyższym, trochę niższym, ale obracającym się na pewnym poziomie rozwoju, którzy ciągle idą do przodu, patrzymy tak wokół siebie i widzimy wszystkich, którzy robią właśnie to samo. Robią to samo dobrze. Robią rzeczy lepsze od nas, nowsze. I wydaje nam się w sumie to po co ja już mam o tym mówić. Ale trzeba pamiętać o tym, że czas nieubłaganie płynie i ci ludzie, którzy się uczyli i wiedzą już to wszystko co my wiemy, oni robią to samo co my. Oni szkolą. Oni pracują na wysokim poziomie z klientem. I ci klienci, którzy przychodzili do nas kiedyś. Z którymi już nawet nie pracujemy, oni teraz mają swoje dzieci. Te dzieci za jakiś czas być może do nas przyjdą, ale po drodze są jeszcze inne pokolenia, które kiedy my się uczyliśmy tego i zaczynaliśmy prowadzić szkolenia, czy prowadzić pracę jeden na jeden, to ci ludzie byli w wieku lat osiemnastu. Teraz mają dwadzieścia parę, trzydzieści i oni teraz przychodzą, potrzebują naszej pomocy, dopiero teraz docierają do nas. Zauważyłem też, że coraz większe krosowanie jest. Jeżeli ktoś zaczął się interesować trójbojem siłowym, zobaczył, że ma pewne braki w treningu. Poszedł do fizjoterapeuty. Fizjoterapeuta go dobrze zdiagnozował. Powiedział mu: stary idź na pilates. On zaczyna szukać ludzi od pilatesa. On zaczyna szukać ludzi od stabilizacji. On zaczyna się uczyć o oddechu. I dzięki temu osoby, które być może dwa, trzy, pięć lat temu powinny się zainteresować tymi zagadnieniami, które są dla nich ważne, nie zrobiły tego. I dopiero teraz do nas docierają. Myślę, że też tutaj dużą rolę odgrywa to, że zauważyłem, że coraz więcej ekspertów w dziedzinie ruchowej zaczęło trochę mniej na siebie warczeć i zaczęło się polecać w taki sposób, że więcej jest w Internecie pozytywnego przekazu i pokazywania: ej zobacz, zobaczcie mój kolega, czy koleżanka, zajmuje się czymś fajnym, zrobiła taki post, przeczytajcie go, bo to jest wartościowe.

To zrobił Instagram, czy to jeszcze my zmieniliśmy? Czy to zrobił Instagram, żeby zrobić sobie follow i follow…

Ja myślę, że to jest trochę takie, to ma dwie strony medalu. To jest próba działania marketingowego, bo na tym polega cross.

Zasięgi.

Zasięgi. Ale to jest też dostrzeganie wartości w tym, że ludzie mogą się czegoś nauczyć. To jest chyba trochę to, że zaczynamy dorastać, bo ja to cały czas troszkę odnoszę do ekonomii, do gospodarki.

Znaczy czyli my, jako my, nasze grono? Trzydzieści dwa lata? Czy jednak ta młodzież też dorasta? Do tej kwestii?

Ja myślę, że chyba raczej nasze grono trochę. To jest kwestia wieku i tego, że w jakiś sposób większość ludzi w naszej branży, nawet jeśli nie ma działalności gospodarczej to jest takim trochę indywidualnym brandem. I siłą rzeczy podlegamy prawom gospodarki i wolnego rynku, i marketingu i uczymy się pewnych rzeczy. I jako kraj na dorobku, w Polsce dzieje się wiele dziwnych rzeczy ekonomicznie w biznesie. Instytucje jako jednostka fizjoterapeuta, czy trener możemy też rozpatrywać jako mikrobiznes. My tutaj też uczymy się tego, że lepiej jest dawać niż zabierać i że to przynosi lepsze rezultaty. I teraz czy nauczyliśmy się tego poprzez Instagrama, który pokazuje, że warto dawać, bo dzięki temu masz większe zasięgi, zarabiasz poniekąd? Czy dlatego, że znosisz coś wartościowego? To już jakby nie mi to oceniać. Ale widzę, że dzieje się dużo dobrego i chciałbym, żeby tego było więcej.

Czujesz się stary jako trener?

Wiesz co, to jest bardzo dobre pytanie. Bo ja myślę, że chyba nie stary, trochę może tak, ale to nie tak, że uważam się, że robię niewiadomo ile czasu już to i nie wiadomo jak dużo wiem. Bo to trochę nie o to chodzi. Bardziej to, że już mam ileś lat doświadczenia i z pewnymi rzeczami sobie odpuściłem. Dałem sobie trochę więcej przyzwolenia na, przyzwolenia, po prostu zacząłem oszczędzać moją energię. Nie tracić czasu mojego i moich klientów, czy podopiecznych na pewne rzeczy. Jednocześnie, stary przez liczbę roboczogodzin myślę, że można to powoli kwalifikować. Może nie stary, ale doświadczony. Bo stary to jeszcze nie. To jeszcze trochę czasu myślę. Ale uważam, że trochę tego doświadczenia jest i to jest fajne. Natomiast bardziej właśnie skłaniam się ku temu, że bardziej doświadczony, bo na inny etap wchodzę. Co jakiś czas zauważam, że jest przeskok jakiegoś etapu, na inne rzeczy zwracam uwagę. Mniej zaprzątam sobie głowę pierdołami. I chyba bardziej w tą stronę bym poszedł, że nie stary a bardziej doświadczony i pokonujący kolejne etapy.

Jesteś osobą, którą znam, która jakby najbardziej ma ułożony kalendarz. Najbardziej dba o te, co powiedziałeś przed chwilą, czas pracy, roboczogodziny. I chyba osobą, która ma najdłuższy urlop. Dlaczego?

Urlop. Wiesz co, bo to jest tak. Czynnik ekonomiczny, podstawowy.

A nie chcesz, to nie jest tak, żeby zrobić sobie reset? Żeby odpocząć?

Ale to, to też, ale…

No bo jak jesteś na wakacjach, i jak masz, powiedzmy tu wszystkim, miesiąc wolnego, bo tak zawsze chyba robisz.

Ogólnie dłużej już teraz. Ale to za chwile do tego dojdziemy.

Ok. To nie zarabiasz no.

Wiesz co, tak i nie. To jest tak. Czynnik ekonomiczny jest taki. Ja zaczynałem pracować mając lat czternaście, piętnaście za pięć, siedem złotych za godzinę. Aktualnie moja stawka jest dużo wyższa.

Za trening chyba możemy powiedzieć ile bierzesz. Bo to masz na stronie aktualnie.

Nie, nie ma tego na stronie. Aktualnie to jest kwota dwustu złotych za godzinę. No godzinna sesję. Ale to jest kwestia tego rodzaju, że ogromnie doceniam to, gdzie jestem teraz w życiu. Jak sobie przypomnę moje początki pracy, czy to w domu weselnym przy cateringu, czy na budowie a to co robie teraz. Oczywiście musiałem się nauczyć wielu rzeczy i to też jest wkład pracy i tak dalej. Ale tak z punktu wydatkowania energii fizycznej po prostu, praca na budowie jednak jest trochę bardziej obciążająca niż praca manualna, czy prowadzenie treningu. Oczywiście jest cały proces intelektualny za tym i tak dalej. Ale dalej uważam, że trochę bym przegiął narzekając na to, że muszę ciężko pracować. Pracuję, bo chcę. Bo lubię to. Bo chcę się rozwijać. I teraz ten czynnik ekonomiczny pokazuje mi to, że jestem na zupełnie innym etapie niż byłem wtedy. I teraz im więcej będę pracował tym więcej zarobię. Ale jednocześnie im więcej będę pracował tym mniej mam czasu fizycznie dla siebie. Mniej się wyśpię. Mniej się nauczę. Przestanę się rozwijać. Nie będę wydajny dla moich klientów, podopiecznych. W pewnym momencie zauważyłem, że pracując po dwanaście godzin dziennie, bo tak było. Nie daje takiej wartości.

To kiedy do tego doszedłeś, że dwanaście godzin za dużo a miesiąc urlopu, czy więcej to dobrze?

Około trzy lata temu. To było tak, że pracowałem naprawdę codziennie, prowadziłem szkolenia. Bywało tak, że sześćdziesiąt, siedemdziesiąt dni bez przerwy pracowałem. I zaczęły się problemy pod tytułem, że półtora litra kawy dziennie to jest w sumie za mało. Albo, że nagle, mimo tego, że trenuję, jem regularnie, no to jednak okazuje się, że jestem zmęczony. Albo, że robię trening siłowy, robię trening wytrzymałościowy a sylwetkowo widzę, że podupadam, źle się czuję. Więc to był taki trochę zapalnik do tego, żeby zacząć się sobie bardziej przyglądać. I zacząłem ograniczać trochę roboczogodziny. Okazało się, że jestem trochę wydajniejszy. Potem się pokazało, że są szkolenia, ale szkolenie to nie jest sobota, niedziela, tylko to jest jeszcze piątek na dojazd.

Poniedziałek na odpoczynek.

Poniedziałek na odpoczynek. I okazało się, że jak sobie zrobię poniedziałek rano trochę luźniejszy to jestem wydajniejszy przez cały tydzień później. No i usiadłem pewnego dnia. Musiałem podjąć decyzję cztery, czy pięć lat temu pierwszą, którą opóźniłem i podjąłem ją w sumie cztery lata temu. Co chcę w życiu robić. I spisałem sobie na kartce taki podział ekonomiczno od strony finansowej i czasowej. Zyski i straty. Taka analiza SWOT trochę można powiedzieć. Bardziej bilans zysków i strat w sumie. Kaskaderka. Treningi indywidualne i fizjoterapia. Szkolenia. I teraz pierwsze pytanie było: co mnie absorbuje najbardziej czasowo. Ile roboczo godzin realnie włożę, bo przygotowanie szkolenia to też jest czas pracy jednak. Dojazd to też jest czas związany z tym szkoleniem. I teraz wypadło na to, że kaskaderka jest fajna ale na tym etapie, gdzie tak się rozdrabniam to muszę podjąć decyzję: albo kaskaderka, albo rzeczy związane z ruchem, fizjoterapią i treningiem. No więc stwierdziłem, że biorąc poprawkę na nieprzewidywalność branży i na to, że długofalowo jednak chciałbym robić coś więcej niż tylko tą kaskaderkę, to lepiej będzie dla mnie jak zrezygnuję z niej teraz. Następnie trening, fizjoterapia, szkolenia. Roboczogodziny. I czas dla siebie. No i okazało się, że tego czasu dla siebie nie ma. A wtedy nagle jeszcze się okazało, że jest kobieta i fajnie byłoby jednak stworzyć jakąś rodzinę. Więc kolejna znowu tabelka: czas dla mnie, czas dla niej. No i okazało się, że jestem w dupie. I stwierdziłem, że coś trzeba z tym zrobić. I wtedy bardzo szybko polecieliśmy sobie spontanicznie na Majorkę. Okazało się, że cztery dni na Majorce dało mi takiego kopa jak nie miałem przez poprzednie cztery, pięć lat. Stwierdziłem, dobra, urlop może być fajny. Potem pojawiła się Barcelona. Na cztery, czy pięć dni. Dużo włóczenia się. Był to dramatyczny wyjazd, bo moja Natalia wtedy pojechała trochę chora. Więc w sumie zrobiliśmy jedną trzecią tego co chcieliśmy. Trochę było takiej złości i jej na siebie, że jest chora, mojej na to, że w sumie jestem bezsilny, nie mogę jej pomóc. No ale to też nas dużo nauczyło. I potem, te trzy lata temu podjąłem decyzję, że chciałbym w ciągu roku co najmniej miesiąc nie pracować. Dwa lata temu wyszło tak, że poza drobnymi wyjazdami weekendowymi na motocyklu pojechaliśmy na trzy tygodnie na Bałkany. Miał to być miesiąc, ale ostatecznie mój kumpel, który był kaskaderem wziął ślub. I na chyba miesiąc, czy trzy tygodnie przed naszym wyjazdem dostałem info, że będzie ślub i że mnie zaprasza. Mówię: stary, no to dzięki, wisisz mi tydzień urlopu, bo na miesiąc miałem jechać a muszę wrócić do ciebie na ślub. Więc pojechaliśmy na trzy tygodnie do Chorwacji. I to była dla mnie duża zmiana. Po pierwsze, pierwszy tydzień dochodziłem do siebie po tak długim okresie pracy bez urlopu. Drugi tydzień zacząłem analizować trochę, to znaczy zacząłem być na miejscu. Zacząłem się wtapiać. Być tu i teraz trochę. I w trzecim tygodniu dotarło do mnie, już mogę wracać. Mogę już pracować. Mam nowe pomysły, świeżość. Spotkałem się z inną kulturą. A mimo tego, że była to tylko Chorwacja, dużo jednak różnorodności. I wróciliśmy z tej Chorwacji. I postanowiłem, że chciałbym to kontynuować. I chciałbym ostatecznie trochę dłużej nie pracować w ciągu roku. Aktualnie cel jest taki, żeby trzy miesiące w roku nie pracować. Ale rok temu wyszło, jakbym podliczył to tam dwa miesiące by się zebrało może. Bo rok temu był to wyjazd na znowu prawie trzy tygodnie. Chorwacja, Czarnogóra, z przelotem przez Serbię takim bardzo małym. Chorwacja, Czarnogóra, powrót spontanicznie przez Włochy. I ja jadąc w tamtą stronę jeszcze do Chorwacji zahaczyłem o dwa dni na Słowenii, która mnie urzekła. Austria po drodze, Czechy. Czechy wcześniej zresztą też bywały przez moje wyjazdy do Pragi na zajęcia, na szkolenia związane z DNSM. No i po powrocie chyba trzy tygodnie spędziłem w Polsce, potem na dwa tygodnie, na dziesięć dni dokładnie w sumie, wyjechałem do Skandynawii. Trzy dni włóczenia się po Szwecji, po prowincji szwedzkiej. Potem cztery dni w Norwegii na motocyklu, Szwecja tak samo na motocyklu. I potem w Norwegii właśnie szkolenie Easy Health ze Sławkiem Fotkiem. No i powrót stamtąd zdecydowanie dał mi bardzo dużo dystansu. Duży wgląd w siebie. Dużo rzeczy się zrewidowało. Część rzeczy przestała być wartościowa. Zmieniły się trochę priorytety. I stwierdziłem, że naprawdę jak zadbam o siebie, to jestem w stanie zadbać też o innych wokół mnie, o moich bliskich. A jednocześnie jestem dużo wydajniejszy w pracy z moimi podopiecznymi.

Dzień na urlopie to dzień, że co? Dłużej śpisz?

Absolutnie nie.

Czy nie wiem, leżysz, nic nie robisz? Czy dalej to jest trening? Dalej to są jakieś ramy, nie wiem, zwiedzania usystematyzowane?

Wiesz co, dla mnie podróż to jest po części przygoda jednak bardziej w dalszym ciągu. W związku z czym to jest zaplanowane…

Czyli co? Nie planujesz? Czy jedziesz trochę na przypał?

Szczerze? Chorwacja pierwsza był na przypał totalnie, samochodem. Rok temu Chorwacja. Znaczy tak, bo w dwa tysiące dziewiętnastym Chorwacja, Czarnogóra, Włochy, Austria, plan był Bałkany. Wyszła spontanicznie Wenecja jeszcze po drodze. Miałem przejechać przez Słowenię. Spodobał mi się Maribor, stwierdziłem, że podjadę gdzieś tam w okolice Maliboru, pojechałem nad jezioro Bled. Mówię a to pojadę jeszcze w góry, w Alpy Julijskie. Okazało się, że nie zdążę. Więc jadę od razu do Chorwacji. Zmieniłem w Chorwacji dwa razy trasę po drodze. Odebrałem moją Natalię z lotniska. Potem jechaliśmy według z góry zaplanowanego mniej więcej takiego celu, którym było przejechanie wybrzeża Chorwacji motocyklem. I to był cel. Ale noclegi? O szesnastej, siedemnastej przystanek, kawka, Booking. O nie ma nic, dobra to jedziemy dalej. O kwatera, zatrzymamy się: dzień dobry, czy możemy się przespać? No możecie. Ile to dzisiaj będzie kosztować? No pięćdziesiąt Euro. No damy trzydzieści. Jak dacie trzydzieści pięć to możecie spać. No to ok. Więc bardziej tak spontanicznie. Szwecja z Norwegią. Szwecja trzy dni to była wycieczka zaplanowana, zorganizowana grupa motocyklowa. Norwegia była totalnym spontanem. Był cel wejść na Kjerag, przespać się. To znaczy przespać się na nim nie było celem, ale ostatecznie tak wyszło. Bo miałem przyjechać tam rano i rano wejść, tego samego dnia zejść. A przyjechałem dzień wcześniej. Wszedłem na górę, przespałem się na górze. Zmarzłem przy okazji, dostając piaskiem po mordzie. Wsiadłem powrotem na motocykl, miałem pojechać kawałek dalej jeszcze, zobaczyć Lyserfjord. Ale okazało się, że jestem zbyt zmęczony, więc zawijam powrotem już w kierunku granicy Norwegii ze Szwecją. Noclegi przypadkowe pod namiotem, więc tak wygląda mój urlop. To raczej jest tak.

Ok. Czy to jest projekt długofalowy Dzięcioł on tour?

Tak. To jest projekt długofalowy. Będzie to projekt długofalowy. Jest w sumie. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Po co ci?

Wiesz co? Pamiętnik z podróży. Tam będzie trochę o życiu. Nie tylko o podróży.

To Instagram jak by ktoś nie obczaił. Dzięcioł on tour.

Jest Instagram. Będzie, teraz już widzisz będzie bacik nad głową żeby zrobić bloga, bo ten blog się gdzieś z tyłu głowy kołacze. Chciałbym pokazać trochę tego, że życie to podróż. Po prostu. To na razie tyle. Tak. Zobaczymy co będzie z tego dalej.

W tym roku gdzie pojedziesz?

W tym roku zaplanowana jest wycieczka backpackerska trochę na wyższym poziomie, że tak powiem. Bo backpacking kojarzy się, chociaż nie, już chyba nie, ale w większości przypadków kojarzy się z tanim podróżowaniem po Azji i tego typu rejonach. My chcemy w tym roku przejechać się przez Hiszpanię wybrzeżem i Portugalię jak starczy czasu, chęci, pieniędzy to będzie to jeszcze południe Francji, które lubię bardzo. Chciałbym też tam się wybrać znowu.

Trochę drożej.

Trochę drożej? No wiesz, niestety Portugalia i Hiszpania w szczycie sezonu też nie jest tania. A ja jestem troszkę uziemiony jeżeli chodzi o terminy wyjazdów, to że to muszą być wakacje aktualnie.

Bo motor?

Nie, bo Natalia, moja żona, która jest nauczycielką. Ale oprócz tego ja planuję jeszcze w tym roku samotną wyprawę motocyklową albo Słowenia i Alpy Julijskie, i tamte rejony, może Bałkany też. Zobaczymy gdzie mnie poniesie. Ale myślę, też równocześnie o Skandynawii, znowu Norwegia. No i na przyszły rok się pojawiła iskierka, na zasadzie motocyklowa przeprawa przez Interior na Islandii, która będzie dosyć wymagająca. To zobaczymy. Ale ten rok na razie myślimy Hiszpania, Portugalia. No teraz jeszcze jest Dubaj za dwa tygodnie. Po tym jak był Rzym w sumie. No to w tym roku tego jest sporo.

Ok. To gdzie Dzięcioł będzie za dziesięć lat? Dzisiaj masz…

No trzydzieści dwa prawie.

Gdzie będzie za dziesięć lat Dzięcioł? Czterdzieści dwa lata.

Czterdzieści dwa lata Dzięcioł. Dobre pytanie.

Albo gdzie chcesz być? Gdzie dzisiaj planujesz być?

Jest to abstrakcyjne dla mnie trochę. Znaczy inaczej. Do pewnego czasu było abstrakcyjne, w tym momencie już nie jest. Bo dotarło do mnie, że jeszcze jest kupa czasu przede mną, więc też nie ma się co spinać. I to jest fajne. Gdzie chce być.

Dalej się widzisz w pracy trenera?

Powiem tak, życiowo chcę być w niezgorszym miejscu niż teraz. Czyli chcę robić to co lubię. Pomagać ludziom i jeżeli miałbym zmienić branżę, albo zafiksować się bardziej na przykład na rozwinięcie jakieś, że prowadziłbym coś takiego jak ty. To chciałbym dalej pracować aktywnie. Jeden na jeden. A gdzie będę. To jest dobre pytanie. Topograficznie nie wiem. Nie jest powiedziane, że w Polsce. Nie jest powiedziane, że w Warszawie. To jest temat bardzo otwarty. Też te podróże trochę mi dały dystansu do tego. Na pewno chciałbym robić cos wartościowego. I praca ruchowa, praca po części terapeutyczna. Jak sam powiedziałem jestem bliżej pracy ruchowej niż typowo terapeutycznej jeżeli chodzi o terapię manualną. I to myślę, że się nie zmieni. Na pewno chcę się dalej rozwijać w terapii manualnej ale jednak mimo wszystko w tym momencie bardziej mnie, rozwijający dla mnie jest taki pomost między fizjoterapią a treningiem od strony tej neurologii, która aktualnie się mocno rozwija, albo po prostu jest mocniej teraz promowana. Więc to, zawodowo gdzieś tam. Życiowo na pewno chcę dalej podróżować. Mam kilka swoich marzeń podróżniczych. To, to wiem, że chcę podróżować na pewno. Chcę być dalej tak samo szczęśliwy jak jestem, bo niedawno, to się tak psychologicznie ładnie nazywa, dałem sobie przyzwolenie na szczęście. To jest fajne miejsce na świecie. Bo ono cię nie ogranicza. Nie ważne, gdzie jesteś to jesteś szczęśliwy. I tu chcę być. A co będę robił dalej to nie wiem. Bo jak sobie przeanalizowałem ostatnie dziesięć, dwanaście lat mojego życia, zrobiłem bardzo dużo rzeczy. Dużo fajnych projektów krótkoterminowych, długoterminowych i nie wykluczam, że będę robił cos jeszcze nowego. Trochę oderwanego od tego co aktualnie.

Jeżeli miałbyś być dla kogoś wzorem naśladowania a na pewno takim jesteś, to co byś powiedział młodym fizjoterapeutom, trenerom na początku kariery?

Jak najwięcej pytań. Jak najwięcej wyciągania informacji od ludzi, którzy robią fajną robotę, obserwowania ich. Praca za darmo, nie jest pracą za darmo. Jeżeli nie zarabiasz pieniędzy i uważasz, że to jest problem to może jesteś w złym miejscu. Może to nie jest dla ciebie. Bo można wielu rzeczy nauczyć się robiąc za darmo i ta nauka też jest czymś co dostajemy. To jest wartość dodana i wiem, że trudno jest na początku nie myśleć o pieniądzach. Bo jakoś trzeba żyć. Ale jeżeli ktoś ma sytuację taką, że mieszka z rodzicami, albo ma jakąkolwiek pracę, która mu daje rozsądne pieniądze, no to nie wydawać tych pieniędzy na buty, gadżety, tylko na rozwój. Uczyć się. Uczyć się, nie bać się kursów zagranicznych, bo fajnie rozwijają, pokazując inną perspektywę ale przede wszystkim spróbować wykorzystać na Maksa te rzeczy, które dostaje się na uczelni, czy na kursie. Jeżeli jest coś, co się naprawdę interesuje, to przysiądź do tego, poświęć kosztem tego inne rzeczy, które są trochę mniej interesujące. Bo jeżeli będziesz naprawdę potrzebował to wrócisz do tego później, bo musisz nadrobić pewne braki. Nie pójdziesz dalej. Ale jeżeli coś cię naprawdę interesuje to zagłęb się w to na chwilę i dowiedz się czy na pewno cię to interesuje. Bo może się okazać, że to wcale nie jest to. A lepiej szybciej się sparzyć i zmienić zdanie. I nie bać się zmieniać tego zdania. Bo to nie jest powiedziane, że od razu musisz wiedzieć wszystko.

A tym doświadczonym?

Tym doświadczonym?

Albo, którzy uważają się za doświadczonych.

Otwarte głowy. Ja cały czas prowadząc szkolenia z Konradem, czy nawet tutaj dla Blackroll Education. Spotykam się z ludźmi, którzy są mniej doświadczeni, albo nawet więcej ode mnie i ciągle się uczę czegoś nowego. Nawet jako szkoleniowiec. Więc ja osobiście ten rok też trochę mniej szkoleń prowadzę celowo, bo chcę się też nauczyć, chcę się pouczyć. Więc chcę zdobywać większe doświadczenie jeszcze. Chcę mieć okazję do zadawania tych pytań. Uważam, że nigdy nie jest tak, że wszystko wiemy. Także warto o tym pamiętać. Warto też pamiętać o tym, że nigdy nie będziemy wiedzieć wystarczająco dużo. I jeżeli ktoś opóźnia rozpoczęcie czegoś, dlatego, że wydaje mu się, że nie jest wystarczająco dobry, no to polecam próbować i wtedy zrobić coś na miarę swoich możliwości najlepiej jak się umie. Potem dostaniemy feedback i będziemy się uczyć. To chyba, nie pamiętam kto, ale jeden z hollywodzkich aktorów powiedział, że jeżeli ktoś cię w czymś poprawia a ty się czujesz oceniony i czujesz negatywną energię to masz problem z ego. Jeżeli ktoś cię poprawia, daje ci feedback, to daje ci szansę do rozwoju.

I to było piękne zdanie na koniec taką akurat sentencją skończymy ten podcaścik, tą rozmowę z Mariuszem Dzięciołem. Ja was teraz zapraszam do wszystkich innych rozmów, które do tej pory odbyłem i na wszystkie, które jeszcze będą. Tobie Mariusz bardzo dziękuję za udział w tym podcaście.

Dzięki również.

A was zapraszam na ćwiczenia, albo trening.

Zapraszamy.

Dzięki, pozdrawiam.

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 7 : 43 - Czego można nauczyć się na studiach?
  • 13 : 52 - Kiedy warto pójść na pierwsze szkolenie?
  • 15 : 56 - Sztuki walki, kaskaderka i biała broń.
  • 28 : 45 - Czy terapia manualna jest dla wszystkich?
  • 31 : 30 - Odsyłanie pacjentów- błąd czy sztuka?
  • 35 : 01 - Trener czy fizjoterapeuta?
  • 38 : 45 - W jakie szkolenia warto inwestować?
  • 44 : 40 - Czy istnieją złe ćwiczenia?
  • 46 : 40 - Czym powinien być trening?
  • 59 : 24 - Jak osiągnąć więcej trenując mniej?
  • 66 : 58 - Jak rozmawiać, żeby dobrze się zrozumieć?
  • 71 : 29 - Czy obycie się z kamerą pomaga w prowadzeniu szkoleń?
  • 79 : 55 - Jak wyważyć odpowiednio EBM i doświadczenie?
  • 90 : 58 - Planowanie grafiku- jak zadbać o swój czas wolny?
  • 102 : 56 - Plany na przyszłość.