Sławek Mokrzycki- work-life balance we własnym gabinecie fizjoterapii #74

Sławek Mokrzycki- work-life balance we własnym gabinecie fizjoterapii #74
 Spreaker
Podcasts
 Google
Podcasts
 Apple
Podcasts
 Spotify
Podcasts

Opis tego podcastu:

Czym zajmuje się współczesny fizjoterapeuta?
Czy aktualnie osoby pracujące z pacjentami zamykają się tylko w gabinecie czy może wykorzystują inne możliwości i prowadzą poza nim biznesy związane z branżą?

Tym razem chciałbym zaprosić Cię na rozmowę ze Sławomirem Mokrzyckim- fizjoterapeutą, któremu praca na wielu polach nie jest obca.

Sławomir poza pracą w gabinecie współtworzy sklep internetowy www.acusmed.pl, organizuje szkolenia pod szyldem www.radoslawskladowski.pl, www.fizjopassion.pl oraz www.akudlaciekawskich.pl oraz dostarcza fizjoterapeutom system do zarządzania gabinetem www.fizjorejestracja.pl.

W rozmowie ze Sławomirem poruszymy tematy związane nie tylko z fizjoterapią, ale również z prowadzeniem biznesu.

Transkrypcja podcastu:

Witam was serdecznie, to 74. odcinek już serii podcastów „Dachowski pyta”. Ostatnio rozmawialiśmy z Mirkiem Babiarzem o tym, jaka siła zamula, co można zrobić, żeby nie zamuliła i co zyskała Joasia Jędrzejczyk dzięki pracy właśnie z Nike, więc jeżeli tego podcastu nie odsłuchałeś to najwyższa pora, żeby po tym podcaście wejść na Spotify, na iTunes albo na YouTube i odnaleźć ten podcast i go przesłuchać. A dzisiaj już kolejny, wyjątkowy, unikatowy, nazwałbym go gwiazdą polskiej fizjoterapii, a dlatego, że moim gościem dzisiaj jest…!

Sławek Mokrzycki, dzień dobry!

Witam cię, Sławku! Gwiazda polskiej fizjoterapii?

Nie, ała, zabolało.

Zabolało? Dlaczego?

Dziwnie się poczułem, daleko mi do jakichkolwiek gwiazd, a szczególnie fizjoterapii. Miło, że tak myślisz, ale to mocno przesadzone, ale dziękuję.

Dobra, to powiedz mi, czym ty się zajmujesz, to może niektórzy zweryfikują, czy gwiazda, czy nie.

Okej [śmiech]. Zajmuję się głównie fizjoterapią, tak samo jak ty, od tego zaczynałem. Teraz troszeczkę mniej przyjmuję pacjentów, co wynika z działalności, które podjąłem w międzyczasie. Zacząłem od FRSc, to jest spółka, którą założyłem z Radkiem Składowskim i Bartkiem Czajką i zajmujemy się szkoleniami. Mam nadzieję, że to jest dla większości osób z branży marka rozpoznawalna, ponieważ szkolenia są absolutnie genialne i wybitnie skuteczne…

Powiem ci jedną rzecz, ja zadałem to pytanie wczoraj na Instagramie, właśnie czy ktoś cię zna czy nie zna i było 50/50. Mega mnie zaskoczyło to, że ludzie z fizjoterapii nie znają jakby ciebie, czy FRSc, gdzie to jest jakby dzisiaj wszędzie, a jednak jest dużo pracy, jak to widać jeszcze.

To fajnie, fajnie. To, że ktoś tam mnie nie zna to się nie dziwię i nie mam z tym problemu, natomiast FRSc no fajnie znać, ponieważ jest to narzędzie, które przydaje się bardzo w pracy i jest coraz więcej pacjentów, którzy przechodzą konkretnie po pracę pinami czy innymi tego typu narzędziami, które tam Radek przedstawia, więc jakby rekomenduję znać, o tak. Chwilę później otworzyliśmy Acus Med, to jest sklep internetowy, który ma już 4-5 lat. W podobnym czasie współtworzyłem z Marcelem Mieszkalskim Fizjopassion, natomiast w 2021 roku przestałem jakby w tym partycypować, Marcel teraz tworzy to z dwoma innymi kumplami. W podobnym czasie otworzyliśmy „Aku Dla Ciekawskich”, to jest szkoła akupunktury i kursy dla akupunkturzystów, a tak właściwie dla medyków, których interesuje akupunktura. W międzyczasie otworzyliśmy gabinet i platformę Fizjorejestracja, która aktualnie jest moim oczkiem w głowie i żeby jeszcze nie było nudno, to „Acus Med Szkolenia” to też jest platforma do szkoleń online głównie, ale też mamy sporo szkoleń takich na żywo, stacjonarnych, także troszkę się tego uzbierało w międzyczasie.

To jak ty się przedstawiasz, to mówisz, że jesteś fizjoterapeutą, czy że jesteś biznesmenem? Co dla ciebie jest bardziej ok? Co masz w głowie?

Wiesz co, kiedyś pamiętam, jak wracaliśmy z Poznania z takim kumplem, Sebą Królem, którego pozdrawiam z Krakowa i właśnie zapytał mnie, czy czuję się bardziej jako przedsiębiorca, czy jako fizjo. Wtedy odpowiedziałem, że fizjo, definitywnie, natomiast teraz mam trochę rozdwojenie jaźni, ponieważ pacjentów przyjmuję bardzo, bardzo mało, a więcej wagi poświęcam na rozwój projektów, natomiast to też się może zmienić. Trudne pytania.

To dobrze, o to chodzi. Dobra, to jak powiedziałeś, Fizjorejestracja największym oczkiem w głowie dzisiaj. Czemu? Uważasz, że to jest tak najbardziej potrzebny produkt? Najbardziej unikatowy? Inny? Dlaczego to dzisiaj jest najfajniejsze?

Wiesz co, mnie strasznie wkurza dokumentacja medyczna i czas, jaki musimy poświęcać w gabinecie, żeby klikać w komputer. Oczywiście ona jest ważna, ona nam systematyzuje, pozwala łatwiej się komunikować z innymi medykami, więc fajnie, że to wchodzi, natomiast forma, w jakiej to powstało jest bardzo irytująca i jak ktoś marnuje na klikanie w komputer 10 minut, a wizyta trwa 40, to jest dosłownie marnowanie czasu, wiec sobie daliśmy za cel, żeby stworzyć takie narzędzie, w którym ten czas jest maksymalnie skrócony do minimum i dlatego jest to moje oczko w głowie. Ta misja nie jest jeszcze gotowa, nie wszyscy ten produkt jeszcze znają, a chciałbym, żeby tak było.

Dlaczego wybrałeś taką drogę? Jakby, niektórzy nazywają to rozdrabnianiem się, że to jakby dajesz mnóstwo projektów, mnóstwo siebie w malej części. Dlaczego nie wybierasz tak, żeby to był jeden, wielki projekt i mnóstwo siebie w jednym projekcie, a ta reszta troszkę niepotrzebna?

Wiesz co… to też jest trudne pytanie. Generalnie tak już mam, więc nie jestem w stanie tego zmienić. Natomiast też nie wydaje mi się, by było tak, że się rozdrabniam na różne tematy. Ja znam swoje predyspozycje, możliwości i ja się super czuję na tych pierwszych etapach, kiedy firma powstaje i kiedy trzeba oddać projekt, kiedy trzeba zatrudnić pierwsze osoby, zbudować zespół. Ja potrafię tą kulę stworzyć i ją pchnąć, natomiast podążać za nią już mam problem. W momencie, kiedy uznaję, że już nie jestem w stanie skutecznie rządzić firmą, kiedy wiem, że są w zespole lepsi niż ja, po prostu oddaję im ster, a żeby się nie nudzić, idę sobie do projektu obok i otwieram kolejne. I tak było z Kubą, i tak było z Radkiem i z Paulą, na każdym etapie są ludzie zdolni.

To chodzi trochę o wypalenie się? O to, że jakby po tym stworzeniu już wypadasz szybko z projektu, nudzi cię?

Nie, nie, nie, absolutnie. Chodzi o dosłownie predyspozycje. Ja jestem niezły w kreowaniu, natomiast jestem dość roztrzepanym gościem, uciekają mi ważne sprawy, a ten dalszy etap prowadzenia firmy wymaga takiej, wiesz, skuteczności, dosłownie każdego dnia musisz być skupiony i prowadzić firmę w jednym kierunku. Ja się do tego nie nadaję, ja lubię zaczynać z czymś, ale nadzorowanie tego później przynosi mi już problemy.

Jak szukasz ludzi do takiego projektu? No bo jednak potem te projekty, tak jak powiedziałeś, ktoś przejmuje. Szukanie to po znajomych, jakby blisko siebie, czy właśnie im dalej od znajomych im dalej od tych, kogo znasz, tym lepiej?

Wiesz co, nie patrzę na znajomość i nieznajomość. Patrzę na to, czy komuś ufam, czy komuś jestem w stanie jakby tak bardzo zaufać i jakie ten ktoś ma predyspozycje. To musi być taka forma uzupełniania się, bo jeśli ja wiem, że jestem kiepski w tych rzeczach logicznych, matematycznych, to szukam kogoś, kto umie dobrze to uzupełniać. Tak samo Kuba ma nieporównywalnie większą inteligencję, niż ja, stąd to on prowadzi Acus Med, to matematyczne działanie wychodzi mu dużo lepiej…

Kuba, czyli przedstawmy może inaczej – twój brat.

To mój brat, tak, Kuba jest moim bratem. A ten sam mechanizm jest z Paulą z Fizjorejestracji. Paula dużo lepiej ogarnia takie rzeczy logiczne, takie rzeczy jakby zarządzające, więc staram się jej nie wtrącać, a jedynie gdzieś tam być z boku i doradzać.

Masz w głowie kolejne pomysły na rozwój? Masz kolejne gdzieś jakby stacje, które chcesz zrobić?

Wiesz co, nie. Wręcz przeciwnie, chciałbym trochę wszystko usystematyzować do takiego momentu, kiedy nie generuję tak dużego stresu, jak aktualnie i troszkę zwolnić.

Co nazywasz zwolnieniem?

Mniej mieć na głowie…

Moim zdaniem kilka razy już zwolniłeś, potem do tego jednak wracałeś.

No tak, to właśnie ten charakter, o którym wspomniałem. Chciałbym mieć ciut mniej odpowiedzialności na głowie. Chyba im starszy jestem, tym poziom stresu coraz bardziej mnie przytłacza, więc taki jest kierunek działania. Też zapytałeś, czy dobieram wspólników tylko i wyłącznie wśród znajomych, to tak nie jest. Właściwie teraz pierwszy raz będę miał taką wspólniczkę, którą poznałem właściwie parę spotkań temu, ale nie mogę póki co jeszcze szczegółów zdradzić.

Ok, bądźmy tajemniczy, dobrze, żeby tej osoby nie śledziło. Dobra, co było taką kluczową sytuacją, zdarzeniem w ciągu twojego życia terapeutycznego, że stwierdziłeś, że te strefy biznesowe, prowadzenia, rozwijania czegoś jednak są fajniejsze od prowadzenia pacjentów albo równie fajne?

Wiesz co, ja chyba sobie zdałem sprawę z tej umiejętności, z tej predyspozycji, talentu może to tak nazwijmy, choć nie wiem, czy to jest talent…

Gallupa.

Tak [śmiech], dokładnie. W momencie, kiedy Bartek Czajka i Radek Słodowski zaproponowali mi wspólną pracę i w momencie, kiedy dostałem tą odpowiedzialność, po prostu się zgodziłem. Poczułem, że całkiem nieźle mi to wychodzi i od tego się chyba wszystko zaczęło. Poczułem w tym pasję, może tak.

Ok, bo w mojej głowie to było trochę odwrotnie, że jakby to ty ich poprosiłeś, a to oni cię poprosili, byś to stworzył, tak?

Radka poznałem na kursie fizjo, po prostu zabrałem parę osób, parę kumpli i koleżanek i pojechaliśmy się do niego uczyć. Na drugim lub a trzecim module, kiedy tam wyłapali we mnie to, że gdzieś tam tą grupą nadzoruję, bo to w sumie ja namówiłem te osoby do tego szkolenia, że im to pasuje i potem już kolejne grupy organizowaliśmy razem.

Okej, dobra, to zczaiłem. To jak wielką postacią, czy jakby jakie znaczenie miało właśnie poznanie Radka, tak jak powiedziałeś, on ci powiedział, żebyś to stworzył, ale co takiego mieliście stworzyć?

Wiesz co, nic. Mieliśmy tę wiedzę, którą on miał w głowie. Moim zadaniem było poukładać i przedstawić w taki sposób, który jest przystępny dla fizjo, a to, że ja wtedy byłem na takim etapie, że szukałem rozpaczliwie skutecznej wiedzy, to było mi łatwiej, bo ja jakby wiedziałem, czego ja potrzebuję. Okazało się później, że to, czego ja potrzebuję nie jest czymś odosobnionym, natomiast on wpływ miał na mnie przeolbrzymi, bo raz, tak jak wspominałem, dzięki niemu te swoje zdolności, dzięki niemu i Bartkowi, te zdolności gdzieś w sobie odkryłem, a z drugiej strony też jakby odwrócił moje życie zawodowe w sensie fizjo. Dzięki niemy otworzyłem gabinet prywatny, dzięki niemu rozwinąłem go właściwie w rok czasu, wrzuciłem wszystkie możliwe NFZy i mogłem być w zasadzie samodzielny finansowo i jakby zawodowo, nie potrzebowałem nikogo obok i to dzięki niemu trwało bardzo krótko. Myślę, że tutaj też nie jestem jakąś historią odosobnioną w tym temacie i wiele osób dzięki tym szkoleniom po prostu poczuło pewność siebie, poczuło skuteczność i poszło na swoje.

Okej, dzięki niemu, bo popchnął cię, czy dzięki niemu, bo stałeś się skuteczniejszy?

W przypadku przedsiębiorczości to popchnął mnie definitywnie. Pokazał mi, że jestem dobry w tym, w czym nie wiedziałem, że jestem dobry. W przypadku działalności fizjo dał mi narzędzia, które po prostu działały. Chwilę wcześniej byłem na Cyriaxie, robiłem Mulligana i to fajnie uczyło diagnostyki, fajne techniki pokazywali, natomiast skuteczność między jednym a drugim narzędziem była porażająca i to, co dla mnie dawniej było na 2-3 tygodnie terapii, trafiało się za parę minut, więc skuteczność jest olbrzymia.

Dobra, Radek, też znam, jak byłem na tym szkoleniu jeszcze chyba przed tobą, w Olsztynie też go spotkałeś jakby. Jak powiedziałeś, to trzeba było poukładać, bo to było mega takie na początku chaotyczne. Jak ciężko było to złożyć do kupy? Bo ja dalej widzę, że to się rozwija i dalej tworzą się nowe rzeczy i nowe rzeczy, ale taki projekt, który tak, jak powiedziałeś troszkę wcześniej, galopuje strasznie i jak śnieżna kula się rozkłada, buduje się strasznie wielka, jak dużo trzeba czasu, żeby takie coś ułożyć?

To jest proces, to nie był jednorazowy incydent, po prostu na każdym kursie byłem i wyłapywałem, co mi tu nie pasuje, co jeszcze warto byłoby poprawić i też pewnie taką rolę pilnowacza, siedziałem gdzieś tam z tyłu kursu i czułem, że Radziu gdzieś ucieka z dygresjami, to dawałem znak dymny, że pora wrócić do materiału. Zresztą pewnie pamiętasz twój kurs, tam skrypt to było parę kartek, ten temat to był w zasadzie „co grupa chciała, to grupa miała”, nie było takiego schematu, jak teraz to wygląda. To się okazało skuteczne, to sprawiło, ze ten kurs był naprawdę ciekawy. Aktualnie się rozwija, bo Radek jest geniuszem i wszystko, co gdzieś tam się dowiaduje w międzyczasie, składa się w całość, a wiesz, że to jest człowiek, z którym pogadasz i o kosmosie i o robakach żyjących w ziemi i o II WŚ. Głowa, która będzie na pewno długo pamiętana jeszcze, nie tylko w Polsce.

Głowa styka na zupełnie innych falach, niż przeciętnemu człowiekowi, bo rzeczywiście tam było zewsząd tych informacji i nie wiadomo było, na czym się skupić. Tak jak powiedziałeś, dygresji na temat ciekawych rzeczy, bo to nie tak, że odpływa w nieciekawe, tylko ciekawe, gdzie ich oczywiście było bardzo dużo i ciężko było potem gdzieś wrócić do, nie wiem, manipulacji L57, która gdzieś tam jakby, „chrupnięcia”, jak to nazywa Radek. Nagle rozkminialiśmy, co się dzieje w tym czasie w jakimś innym stawie. Na ile ta metoda się zmieniła od początku?

Wiesz co, core jest ten sam….

Może jeszcze wrócę, bo ja pamiętam, jak myśmy nauczyli się z Radkiem w trzy dni manipulacji i igły piny.

Aha, by to byłeś na kursie pinów a nie na manuali?

Ja byłem na wszystkim na raz. To było w ogóle coś niesamowitego, bo to było jeszcze stworzone przez kogoś, chyba przez kogoś z Olsztyna, już nie pamiętam. „Chodź, zobaczysz, przyjedziesz, będzie fajnie”, „no dobra, jedziemy do Olsztyna, zobaczymy„. Trzy dni tam było wszystkiego, szkoleń, w ogóle dziwnie, klasa, stoły, taborety i uczyliśmy się wszystkiego na raz. Dzisiaj to ma moduły manuali, moduły pinów i moduły wszystkiego dookoła, a wtedy w trzy dni wszystko. I jak to ubrać?

Mieliście hardcore?

Tak.

Nie znam tego konceptu, na czym byłeś, natomiast w sytuacji, w której ja dołączyłem…

To był jednorazowy koncept.

Prawdopodobnie. Kiedy ja dołączyłem, to piny były już osobnym kursem, a manuala składała się z siedmiu dwudniowych modułów, więc miała 14 dni nauki. Aktualnie są to w manuali 4 moduły po 3 dni, a właściwie dwa pierwsze są czterodniowe, więc tych dni doszło. Piny są osobnym modułem, igły są osobnym modułem, manipulacje są osobnym szkoleniem, część pinów takich rozwijających też jest osobno, więc trzeba było to troszkę rozłożyć na różne elementy, dlatego że tej wiedzy jest naprawdę dużo i przybywa. O ile, wiesz, jeżeli wy mieliście styczność wcześniej z jakimiś kursami, to wam było trochę łatwiej, natomiast często przychodzą osoby, dla których to jest drugi, trzeci lub czwarty kurs i jeszcze nie mają tej wiedzy, żeby sobie to wszystko scalić. Stąd wyrównując poziom trzeba iść jakby od podstaw, często takich rzeczy anatomicznych, stąd też kursy muszą tyle trwać.

Ok. Sam jakby Radek, nazwijmy to, ciągnie cię w górę? Stopuje? Odpływa? Na ile on jest jakby w tej koncepcji szefem? Na ile ty jesteś szefem? Na ile Bartek? Jak to wygląda od zewnątrz?

Wiesz co, tutaj nie ma szefa, to jest dość zabawne. Każdy oczywiście ma swoją działkę, Radziu zajmuje się głównie merytoryką, bo to on jest geniuszem, twórcą w tym wszystkim, ja natomiast pełnię taką bardziej rolę organizacyjną i taką, wiesz, w backgroundzie, bo jednak szkolenia to nie tylko sam kurs, ale też potężna dawka administracji. Ja pełnię raczej taką funkcję „co warto byłoby zrobić, gdzie warto byłoby pójść”, natomiast Radziu tworzy ten koncept, żeby iść w tym kierunku, który gdzieś tam sobie założyliśmy, więc jakby tutaj nie ma roli szefa, jest bardziej rola przyjaciół, którzy mają wspólny cel, a tym celem jest promowanie konceptu, który jest świetny.

Dla kogo ten koncept jest? Kto jest takim, nazwijmy to biznesowo, idealnym klientem? Kto powinien się pojawić na tym szkoleniu, żeby z niego jak najwięcej wyciągnąć? Od czego powinien zacząć?

Wiesz co, nie ma podziału, którzy fizjoterapeuci powinni być a nie, bo to do nich są kursy kierowane. Na pewno najgorzej czujemy się w neurologii, mamy w tym najmniejsze doświadczenie i głównie pokazujemy stricte terapii pod kątem chociażby, nie wiem, udaru czy Parkinsona. Natomiast genialne efekty mamy u pacjentów bólowych, u pacjentów ostrych, u sportowców i tym osobom najbardziej polecamy to szkolenie odbyć. Natomiast docelowo chcielibyśmy się troszeczkę poszerzyć na lekarzy, natomiast to jest gdzieś tam w przyszłości. Proces jest dość skomplikowany i też zupełnie inaczej się startuje od zera w świecie, który nie jest dobrze jeszcze zbadany medycznie albo nie na każdym etapie, a zupełnie inaczej mówi się o czymś, co jest już dawno opisane, ale powoli się to udaje.

Do tego może wróćmy, do tego co powiedziałeś, o co zahaczyłeś, ten temat miał być trochę później, ale chyba wypadałoby go teraz pociągnąć – trochę nie jest jeszcze to udowodnione, jak ty podchodzisz dzisiaj do EBMu i tego, że trzeba robić rzeczy, badania, tak jak powiedziałeś, karta pacjenta jest fajna, wasza koncepcja trochę nie ma jeszcze dowodów naukowych, jak ci ludzie mają się w tym wtedy połapać?

Ja może sprostuję to, co powiedziałeś, bo generalnie mega duża część szkoleń jest oparta na wiedzy medycznej, ortopedycznej i czymś, co jest dawno opisane, tylko czasami jest to przekładane na inną część ciała. Przykładowo zespół przedziałów powięziowych jest opisywany u motocrossowców, natomiast on występuje w różnej skali, w różnych częściach ciała i to Radziu dawno temu już opisał i o tym powiedział na szkoleniach, więc oczywiście większa część jest oparta na dowodach naukowych, natomiast jest też garść hipotez. Sam koncept pinów jest jedną, wielką hipotezą i podejście jest takie, że dopóki nikt nie przedstawi argumentów silniejszych, dlaczego ta hipoteza miałaby nie działać, to ona musi zostać, natomiast to nie jest coś, co jest zamknięte i uparliśmy się, że takie jest i koniec, tylko po prostu na ten moment nie ma innej hipotezy, która mogłaby to potwierdzić. Jeśli chodzi o badania naukowe, to do tej pory mamy dwie uczelnie, z którymi współpracujemy. To potrwa pewnie jeszcze rok, może dwa, natomiast chcemy udowodnić to, że piny działają i jakby nie dopuszczam innej możliwości, niż że tak się stanie, jednak jest to proces dość skomplikowany i na pewno potrwa. Co mam do EBMu? Właściwie uważam, że jest bardzo potrzebny i powinien potwierdzać prawdę, natomiast bardzo nie lubię, kiedy wykorzystuje się EBM do negowania czegoś, czego się nawet nie sprawdziło, bo prawda jest taka, że badania naukowe powstają dopiero po pewnym fakcie. Najpierw jest praktyk, który dokonuje jakiegoś odkrycia w gabinecie, a później przekłada go do świata naukowego. Problem polega na tym, że żeby wejść w ten świat badań naukowych, to jest mega trudna rzecz, ponieważ profesorowie nie chcą opisywać czegoś, co wcześniej nie było gdzieś opisane i oni muszą się pod tym w pewien sposób podpisać własnym nazwiskiem, co jest po prostu trudne, bo trzeba wpierw poczuć magię w tym i poczuć tego bakcyla „ok, chcę poświęcić kilka lat swojego życia, żeby to udowodnić”, a tutaj w naszym teamie są sami praktycy, którzy nie mają pojęcia o tym, jak takie badania się robi. Bez osób z zewnątrz tego nie zrobimy. Udało się częściowo, w dwóch uczelniach, troszeczkę z pinami podziałać, co z tego wyjdzie – zobaczymy, ale na pewno jest czas i przygotowaliśmy też, niedługo gdzieś to opublikujemy, taki materiał, w którym pokazuję dużą część tej wiedzy z kursów Radka, tą wiedzę naukową, ortopedyczną. Jeśli ktoś tego nie doceniał wcześniej, nie znał, to tutaj pokażemy, że tak po prostu jest.

Nie jest trochę tak, że w badaniach znajdziemy odpowiedź na wszystko? Czyli jakby to, że jakaś metoda X jest skuteczna i że metoda Y jest skuteczna i prądy też są skuteczne i wszystko jest nieskuteczne albo skuteczne, że tyle tego jest, teraz się wypuszcza, że udowodnimy wszystko?

Na pewno tak jest w jakimś stopniu. Jest też inny problem, o który lekko zahaczyłeś, mianowicie tak naprawdę po pierwsze badamy człowieka, który jest sumą przeróżnych zjawisk zachodzących w ciele. Bardzo trudno jest zdefiniować np. dlaczego kogoś bolą plecy. Powodów z reguły jest kilka i różny wpływ mają poszczególne komponenty na ten finalny ból. Po drugie – technika może być wykonywana różnie, przez różne osoby z różnym doświadczeniem, focusem, dokładnością. W związku z tym nie jest to w pełni obiektywne.

Co według ciebie jest, udowodnić EBMowo, zadania ruchowe, nazwijmy to jako ćwiczenia, czy właśnie takie manualne, igły, tego typu rzeczy?

Nie wiem. Nie mam pojęcia. Raz, że bardzo mało pracuję z ćwiczeniami, odsyłam pacjentów, którzy tego wymagają do kolegów, a dwa, nie mam jakby ściśle związku z badaniami naukowymi lub z tego, że obserwowałem, jak to działa z boku, więc nie mam kompetencji w tym temacie.

Celem całego FRCsu jest zdobyć jak najwięcej dowodów naukowych?

Jest to jeden z celów, tak, choć chyba jest to cel w zasadzie takiej własnej ambicji, trochę żeby pokazać tym, którzy w to nie wierzyli. Natomiast cel jest zawsze taki sam – wypromować tak ten koncept, żeby zagościł na stałe w polskiej fizjoterapii dlatego, że działa.

Dlaczego zmieniliście nazwę z Doktora Scolarskiego na skrót?

Nazwy nigdy nie było tak naprawdę, ta nowa dopiero powstała. Skrót wynika z pięciu regulatorów, Five Regulators System, C jako znak rozpoznawczy, więc tak, nazwa dopiero powstała tak naprawdę po wielu latach. Wcześniej jakby nie było potrzeby, bo działaliśmy sobie gdzieś po cichu, w podziemiach i tych kursantów zawsze było mnóstwo, nigdy nie trzeba było myśleć o takich kwestiach marketingowych. Teraz głównie o tym myślimy z tego powodu, że chcemy wyjść poza granice Polski. Poczyniliśmy już pierwsze kroki, a tam takie rzeczy są po prostu wymagane.

Ok. Jaki kraj?

Co ciekawe, najbliżej nam do Kostaryki [śmiech]

Naprawdę?

Tak.

Jezu… Myślałem, że jakieś Czechy, tutaj gdzieś blisko…

Wiesz co, jest kilku chętnych, kilka krajów, musimy to przemyśleć dobrze logistycznie i dopiero później podjąć decyzję, gdzie wychodzimy dalej jako pierwszy kraj. Szwajcaria jest blisko.

Chcą?

Szwajcaria? Tak.

Ciekawe. No dobra, czyli można powiedzieć, że w tym temacie życzę jak największego rozrostu.

Przyda się bardzo, dziękuję. Szczególnie w Europie, żeby poznali koncept i samego Radka w Europie. W Polsce mamy jakiś taki problem z geniuszami. Zamiast ich wspierać, to zdarza się, że gdzieś obniżamy w wartościach, chwalimy ludzi, których nigdy na oczy nie widzieliśmy tylko dlatego, że są zza granicy.

Myślisz, że mamy szansę pokazać, że polska terapia jest czymś fajnym? Że jest skuteczna, inna, nazwijmy to skuteczniejsza niż koncept, który wymieniłeś, ale który ja też kończyłem, czyli Cyriax ?

Jestem pewny. Masz kontakt z terapeutami, którzy pracują w sporcie i wymieniają się doświadczeniami na różnych olimpiadach i różnych zawodach, i często te osoby podkreślają, że wyraźnie się wyróżniamy jakością na tle terapeutów z innych krajów, ale to też oczywiście kwestia jednostki. Pomijam, że ktoś był na jakimś kursie, jakimkolwiek i jest kotem bo był na tym kursie tylko dlatego, że on po prostu jest kotem i ma chłonną głowę i jakiś dar w rękach do terapii.

I trochę chce pracować.

Musi chcieć.

Dokładnie. Dobra, koncept Acus Med powstał sekundę po tym, jak zaczęliście organizować szkolenia. Dlaczego?

Nie tak sekundę, bo właściwie to prawie rok później albo i więcej niż rok…

Czyli chwilę [śmiech]

Wiesz co, takim głównym motywatorem było to, że w tamtych czasach, to był 2015 rok, w Polsce było bardzo ciężko kupić igły dobrej jakości i pierwszym takim bodźcem było „cholera, zróbmy własne igły, takie jako my chcemy, a nie, że musimy coś wybrać z istniejącego rynku”. Tak, jak mówię, to było dosłownie ze 23 marki i one miały swoje plusy i minusy, więc stworzyliśmy taką igłę, jaką chcieliśmy mieć, a później jak już ją mieliśmy, to fajnie byłoby ją gdzieś dystrybuować, więc pierwotnie Acus Med to był sklep, który był w mojej szafie w mieszkaniu, miał w sobie same igły, natomiast dość szybko się to rozrosło i teraz jest to dość duży obiekt.

Niektórzy mówią, że budowanie biznesu to budowanie społeczności, ty miałeś w głowie od razu, że przez to, że będziesz miał szkolenia, to idealnie tym ludziom jest zrobić upp selling dosprzedanie jeszcze igły? Czy trochę niechcący, tak jak powiedziałeś, tylko z powodu tego, że nie było dobrej igły?

Nie, to zupełny przypadek. O tym się dowiedziałem, że tak to powinno wyglądać już długo po fakcie, jak zacząłem się interesować przedsiębiorczością i budowaniem działalności gospodarczej. Kurde, po prostu wiesz, ta grupa, która powstała, pewnie masz na myśli uczniów Składowskiego, to byli moi kumple.

No, którzy byli na szkoleniach.

To byli moim kumple, spotykaliśmy się często w Polsce i sobie drinkowaliśmy. Ta społeczność organicznie rosła, ktoś zapraszał swojego kumpla, ktoś swojego. Te pierwsze kursy to byli kumple kumpli, po prostu ktoś wpadł i powiedział komuś, że to jest fajne szkolenie, daje fajną wiedzę, więc wpadaj, te osoby przychodziły, a wiesz, po dwóch latach tych kumpli kumpli było tak dużo, że budowało się kilka tysięcy osób, może 3-4 tysiące osób jest aktualnie. Nie było to zamierzone w żaden sposób.

Następnymi produktami w Acusie, myślę, że to było tak – „ej, macie igły, macie jeszcze to?” Wtedy się tych rzeczy szukało, żeby można było jakby kolejne rzeczy innym osobom sprzedać. Jak szybko wam to się zapełniało? Jak wam szybko trzeba było szukać innych kontrahentów, innych sprzętów do tego, żeby w Acusie było coraz więcej produktów?

Tak dokładnie było, jak mówisz. Dostawałem sporo sygnałów, że „fajnie, macie sklep, fajnie, wszystko działa, ale i tak muszę kupować gdzie indziej, bo czegoś wam brakuje”, więc wtedy powyciągaliśmy własne portfele, wpłaciliśmy jakąś tam kwotę na konto spółki i zatowarowaliśmy się już tak, że magazyn miał już nie szafę, a cały pokój, a potem to już sobie rosło jakby stopniowo, po kolei, już bez tego ciśnienia, że musimy jak najszybciej zwiększyć ofertę. Po prostu co mi się fajnego wydawało, to ściągaliśmy do sklepu, a teraz wygląda to tak, który ocenia, czy dany produkt powinien się zjawić, on trafia na jakiś czas na półki i jeśli jest zainteresowanie to zostaje, a jeśli nie, to go oddajemy.

Czyli jeżeli rotuje?

Tak.

Dobra, a powiedz mi – jesteście największym sklepem dla fizjoterapeutów dzisiaj?

Zależy, jakie wskaźniki weryfikujemy. Na pewno jednym z większych, natomiast nigdy nie robiliśmy żadnego badania rynku, jaki mamy procent w całości. Zwłaszcza, że od przeszłego roku, kiedy wypuściliśmy maty, wyszliśmy też poza jakby fizjo i pacjenci u nas kupują, stąd nie wiemy do końca, jaka część to fizjo, a jaka część to zwykli Kowalscy.

Gdzie dalej ma Acus zmierzać? Do fizjo, czy do ludzi?

Wiesz co, i tu i tu. Są dwa zespoły, które dbają o obie części. Nie chcemy się zamykać na jednych bądź drugich. Tak też się chyba nie da. Finalnie też ludzie przychodzili po różne kremy do masażu, po różne pasty, więc tak czy siak zgłaszał się do nas statystyczny Kowalski, więc zwiększyliśmy trochę asortyment. Na pewno chcemy wejść też w artykuły sportowe.

Powiedzieliśmy już o dwóch biznesach. Powiedziałeś też, że chciałbyś trochę zredukować stres. Jak rozumiesz work-life balance? Jak się stosujesz do tej zasady?

To jest dobre pytanie. Trochę Cię zaskoczę, ale nie do końca wierzę w granicę między pracą a odpoczynkiem. Oczywiście odpoczynek jest cholernie ważny i to nie ulega wątpliwości, dlatego w każdej wolnej chwili uczę się, jak skutecznie i w krótkim czasie się zregenerować – na przykład będzie to sauna, intensywny wysiłek fizyczny, czy medytacje. Dlaczego mówię, że wydaje mi się, że to nie istnieje? Może istnieje dla osób, które pracują na etat, które spędzają w pracy osiem godzin.

Też w to nie wierzę.

O, to fajnie. Nie jestem sam. Być może ktoś, kto kończy pracę o piętnastej, może zająć się potem obowiązkami domowymi, czy jakimś relaksem. W moim przypadku jest tak, że kiedy mam czas wolny, czas dla siebie, to wtedy mam najlepsze pomysły. A jak jest pomysł, to od razu jest ciśnienie, żeby go realizować. Koło się zamyka. Teoretycznie więc im więcej odpoczywam, tym więcej pracuję.

Ostatnio, między świętami a szóstym stycznia, miałem kilka dni wolnego. Jeździłem dużo na rowerze, ze trzy godziny dziennie. Pewnego pięknego dnia, kiedy jechałem rowerem, dotarło do mnie, że coś tam mi się podoba i chcę to zrobić. Więc niby mam czas odpoczynku, a zastanawiam się nad nowym pomysłem biznesowym, który po powrocie z roweru trzeba wdrożyć w życie, rozdysponować zadania i przekonać się, czy ten pomysł się sprawdzi u kogoś innego, a nie tylko u mnie.

Kiedyś ten temat poruszyłem z Jarkiem Gibasem. Pewnie go kojarzysz – mega gość, jeśli chodzi o rozwój duchowy. Jarek wytłumaczył mi, że jest coś takiego, jak medytacja formalna i nieformalna. Formalna jest wtedy, kiedy siadasz w kącie i próbujesz się wyciszyć, a nieformalna jest wtedy, kiedy na przykład jeździsz na rowerze i tylko na tym się skupiasz. Kończysz jazdę i nagle zapala ci się w głowie jakaś żaróweczka i okazuje się, że problem, który wydawał się mega trudny jest do rozwiązania albo przychodzi Ci do głowy pomysł na rozwiązanie tego problemu.

Ja praktykuję tę drugą opcję. Może nie wszyscy widzą, ale nie jestem u siebie, tylko w hotelu, w Austrii. Nie ma dzisiaj słońca, więc dlatego zdecydowałem się porozmawiać ze Sławkiem. Jeżdżę i stwierdzam, że to jest fajny czas odpoczynku, choć jednocześnie jestem w pracy, bo myślę o różnych projektach, zastanawiam się, czy mają rację bytu. Czyli to, co powiedziałeś, to jest ta medytacja nieformalna i jak dla mnie bardziej praktyczna. Nie potrafię usiąść i medytować. Więc co dla Ciebie jest work, a co life?

Work to głownie rozkminy, wysyłanie schematów, rozmawianie z ludźmi. Mam mnóstwo spotkań online, właściwie po kilka dziennie. Pandemia pod tym względem ułatwiła mi życie, bo takie spotkania stały się dla każdego bardziej dostępne. W ten sposób można zaoszczędzić sporo czasu. A jeśli chodzi o odpoczynek, to w tym roku zainteresowałem się motocrossem. Zakochałem się w nim bez pamięci. To jest dla mnie sport idealny, bo jedzie się po prostu przed siebie, skupia się na tym, żeby dobrze wjechać na najazd i dobrze wylądować, a jako że nie umiem jeszcze dobrze jeździć, to wymaga to ode mnie pełnego skupienia i nie mam czasu myśleć o czymś innym. Jeździć w ten sposób jestem w stanie piętnaście, dwadzieścia minut, ale i tak schodzę z toru mokry. To jest czas, kiedy łapię przysłowiowy oddech.

Z tego, co widziałem na zdjęciach na Instagramie i nie tylko, próbowałeś też jazdy „słabymi” wyścigówkami, prawda? [śmiech]

[śmiech] Nie takimi słabymi. Ta nowa ma z osiemset koni.

To nie wyglądało na WRC.

Faktycznie, nie wygląda. Lubiłem poszaleć szczególnie na torze w Kielcach, jak są jakieś zawody amatorskie, albo w Biłgoraju. W Polsce jest kilka takich torów, można tam się zapisać i trochę sobie poszaleć. To jest ten sam mechanizm – w pełni koncentrujesz się na tym, żeby dobrze wejść w zakręt, żeby z niego nie wypaść i bezpiecznie dojechać, więc nie myśli się o pierdołach. Wcześniej próbowałem nurkowania. Tam z kolei trzeba skoncentrować się na oddychaniu ustami. Niestety miałem problem z uszami, więc musiałem zaprzestać nurkowania i poszukać czegoś innego.

Wyścigi, bo prędkość, emocje, można się wyłączyć, a inne przyziemne dyscypliny są za słabe? Wolisz wdepnąć hamulec i wyłączyć myślenie o czymś innym?

Tak, to jest jeden z argumentów, ale też chodzi o moje umiejętności. Piłkarzem jestem słabym.

Jak to? W Polsce wszyscy potrafią grać w piłkę i wszyscy są w tym ekspertami.

Tak, coś w tym jest, ale jak przyjdzie kopać, to okazuje się, że mają drewniane nogi, tak jak ja. Jak grałem w piłkę, to zawsze stałem gdzieś z tyłu i czekałem, aż ktoś mi poda. Więc to nie jest jednak dla mnie. W tenisie z kolei jest sporo przerw między gemami, setami. Było tak, że wychodziłem z firmy, szedłem na kort, ale nie umiałem się wyłączyć, cały czas myślałem o sprawach firmowych, więc grałem z automatu. A ten sport nie pozwala na automatyczne granie, bo można się przewrócić i poobijać.

Czy da się w Polsce żyć z samego leczenia pacjentów, bez innej dodatkowej pracy? Wiele osób uważa, że nie.

Zdecydowanie da się. Wymaga to tylko pewnych cech charakteru, bo jest to praca dość rutynowa. Jeżeli komuś to pasuje, to jak najbardziej da się.

Poczekaj, muszę Ci przerwać. Mówi się o tym, że w fizjoterapii każdy pacjent jest inny, ciągle są nowe przypadki, więc dlaczego twierdzisz, że to rutynowa praca?

Do tego zmierzałem, chciałem o tym powiedzieć w drugiej części zdania, że faktycznie tak jest. Mimo wszystko ma się z reguły jedno pomieszczenie, tę samą leżankę, stosuje się te same techniki, ale faktycznie wielkim plusem tego zawodu jest to, że jest pełna zagadek. Fizjoterapeuta jest trochę jak Sherlock Holmes, musi kombinować, co u kogo jest problemem i jak mu pomóc. To jest olbrzymi plus w tym zawodzie. Ale mimo wszystko jest w tym jakaś rutyna: klepanie w komputer, odbieranie telefonów, praca administracyjna. Jeśli ktoś to lubi, nie przeszkadza mu to, to zdecydowanie może z tego wyżyć. Dwieście wizyt w miesiącu to nie jest wielkie osiągnięcie. Stawki wahają się od stu do trzystu złotych, więc można z tego wyrobić dobrą pensję. Dobrze jest tylko scedować na kogoś innego to, co jest najbardziej męczące, czyli odbieranie telefonów, pracę z dokumentacją medyczną albo ją zautomatyzować.

Czyli oddelegowanie rzeczy, których się nie lubi, a które kochają inni ludzie, bo na pewno są tacy na świecie.

I zrobią to lepiej niż Ty. Więc Ty stajesz się lepszym specjalistą, bo masz na to więcej czasu. Ja scedowałem właściwie wszystko, co można było – łącznie z koszeniem trawy. Nie lubię tego robić, męczyło mnie to, więc kupiłem kosiarkę, która sama kosi i nie muszę się tym więcej przejmować.

Ja mam w domu odkurzacz, który sam odkurza.

I o to chodzi. Oddawać rzeczy, których nie lubimy komuś innemu albo robotom. Mamy więcej czasu na pracę czy przyjemności. Zdecydowanie można żyć z samej fizjoterapii, ale tylko i wyłącznie w sektorze prywatnym. NFZ wymaga całkowitego przeorania, tak samo z resztą jak ZUS. Dopóki ktoś z tym nie zrobi porządku, to będzie tak, jak jest. Ludzie, którzy pracują tylko w placówkach NFZ-u nie będą mogli rozwinąć w pełni swojego potencjału, bo nie ma tam do tego przestrzeni.

Uważasz, że wszyscy terapeuci powinni się zwolnić z NFZ-u?

Tylko po to, żeby dać światu sygnał, że tego nie tolerujemy. Praca dla NFZ-u jest potrzebna, ponieważ są ludzie, którzy nie mają środków finansowych na leczenie prywatne. Są ludzie, którzy potrzebują codziennej terapii, po wypadkach, czy pacjenci onkologiczni, a nie każdy ma pieniądze na prywatną rehabilitację.

Tak, ale chodzi o to, że na przykład w ramach NFZ można leczyć prądem. Takie zabiegi są oczywiście skuteczne, ale pacjentom po wypadkach nie są szczególnie potrzebne. Więc należałoby zmienić cały system, bo w tej chwili działa według osiemnastowiecznych zasad.

Technika pracy to jest jedno, jest dobierana przez terapeutę. Kluczowe znaczenie ma tutaj czas. Jeżeli w NFZ masz na terapię dwadzieścia minut, z czego trzeba odjąć kilka minut na dokumentację medyczną, to sorry, ale nie zrobi się zbyt dużo. To jest nierealne. Choćbyś nie wiem, jak bardzo chciał i jaką miał wiedzę, to czas i presja, że w kolejce czekają następni, są wyniszczające.

Wróćmy do prywatnego biznesu. Powiedziałeś, że da się z tego wyżyć. Czy każdy terapeuta powinien być też biznesmenem?

To jest kwestia predyspozycji. Są ludzie, którzy mają smykałkę do biznesu, są przedsiębiorczy, lubią i będą rozwijać podmioty lecznicze i powiększać zespół, tak jak my. Ale są też ludzie, którzy potrzebują ciszy i spokoju pacjenta, więc dla nich najfajniejszą opcją jest zatrudnić się u kogoś na kontrakt, na zasadzie procentu od pacjenta. To jest o tyle fajne, że masz z głowy całą administrację, po prostu masz pacjenta i z nim pracujesz. Jak sobie policzysz wartość, którą oddajesz szefowi, czy kumplowi, z którym prowadzisz biznes, to właściwie wychodzi na to samo. Nie ponosisz kosztów za wynajem gabinetu, jego wyposażenia, nie płacisz za leasing, osobom z administracji, księgowości itd.

I nie masz na głowie wszystkich innych dziwnych rzeczy, jak na przykład sprzątanie, czy zakup papieru toaletowego. W moim przypadku jest na przykład tak, że chociaż jestem na urlopie, to jestem w ciągłym kontakcie z gabinetem, więc jak coś się dzieje, to piszą do mnie na przykład: „Michał, a gdzie są liczniki wody?”.

Dokładnie. W przypadku pracy na kontrakt masz tylko swoją robotę i nic innego Cię nie interesuje. Jeżeli ktoś nie chce być przedsiębiorcą, nie chce, żeby spoczywała na nim odpowiedzialność za innych ludzi i tego stresu, że w razie czegokolwiek, ponosi się za to odpowiedzialność, to układ podziału procentowego jest jak najbardziej okej. Można z tego spokojnie żyć.

Dobrze, że dodałeś, że można dobrze zarobić i mieć z tego dobry zysk, bo trzydzieści procent to nie jest dobry zysk dla doświadczonej osoby.

Jak rozmawiam z ludźmi, a mam kontakt z wieloma terapeutami, to jest pięćdziesiąt procent, czyli pół na pół, albo siedemdziesiąt procent dla terapeuty, a trzydzieści dla przedsiębiorcy. To kwestia tego, jakie kto ma doświadczenie, ilu pacjentów przyniesie, ile trzeba w niego jeszcze zainwestować, jakiego sprzętu używa. Takich czynników jest dużo, ale najczęściej jest chyba pół na pół.

Mam podobne wieści z rynku, niezależnie od miejsca w Polsce. Wszędzie jest podobnie. To samo dotyczy stawki godzinowej, czyli od stu do trzystu złotych. W małych miejscowościach niekoniecznie jest taniej. Ile bierzesz w Kolbuszowej? To chyba nie jest duża miejscowość.

Od tego roku sto dwadzieścia. Wcześniej brałem sto złotych, więc najniższa pula.

Jakbyś podniósł do dwustu, to chyba nic by się nie wydarzyło?

Tak, ale w Kolbuszowej mieszka biedniejsza społeczność. Ja nie mam takiej potrzeby. Obie strony są zadowolone, więc jest okej.

Chcesz powiększyć swój gabinet, czy skupisz się na rozbudowywaniu sklepu? Zwiększyć asortyment sklepu jest chyba łatwiej, bo zasięg jest większy, na całą Polskę, a klientów, którzy trafią do gabinetu w Kolbuszowej jest bardzo mało w porównaniu do Acusa, fizjorejestracji, czy szkoleń. Chce Ci się jeszcze rozbudowywać gabinet?

Trzeba zadać sobie pytanie, po co w ogóle prowadzi się biznes. Ja swój gabinet kocham, traktuję go jak własne dziecko, na pewno go nie zamknę. Zespół będę powiększał wtedy, kiedy zajdzie taka potrzeba. Nie mam presji rozwoju. Jak uznam, że zatrudnione osoby nie wyrabiają z obsługą pacjentów, to zatrudnię kolejną osobę. Niedawno zatrudniłem koleżankę, która ma mi pomóc w kwestiach zarządzających i administracyjnych. Chcę, żeby każdemu dobrze się pracowało. Ja nie zawsze mam czas, żeby wszystkim się zająć. Tak, generalnie będę się cały czas rozwijać i rozbudowywać gabinet [śmiech].

Pamiętasz jeszcze swoje studia? Co Ci się nie podobało na studiach?

Wszystko.

Jakbyś miał możliwość, to co byś zmienił?

Wyrzuciłbym wszystkie zbędne przedmioty. Skupiłbym się na anatomii i fizjologii, na kontakcie z pacjentem.

A co było zbędne?

Dużo było przedmiotów niepotrzebnych, jak filozofia, BHP, które nie odnosiło się w ogóle do naszej pracy. Takie poboczne przedmioty, na których za dużo wymagano. Największym minusem studiów jest to, że demotywują do dalszej pracy. Pamiętam – przynajmniej na moich studiach tak było – że po trzecim roku biłem się z myślami, czy nie poprawić matury, żeby zająć się stomatologią. Dzięki Bogu tego nie zrobiłem, bo bym na pewno żałował. Kontakt ze szpitalami, ze starą służbą zdrowia i peerelowskim systemem działania bardzo mnie odstraszał. Dopiero kiedy poszedłem do pracy w nowoczesnej przychodni, z fajnymi ludźmi, to przekonałem się, że to jest zupełnie coś innego niż to, czego spodziewałem się kończąc studia.

Słyszałem, że studia przygotowują do pracy w NFZ-cie? Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Tak. To wynika z tego, że program studiów został opracowany w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, a prywatna służba zdrowia, prywatna fizjoterapia, istnieje może z dziesięć lat; nie była tak spopularyzowana. Świat może nie potrzebował tego, żeby rozwijać coś, czego tak naprawdę nie ma. Nie czuło się potrzeby, żeby iść tam, gdzie krążek leci, tylko tam, gdzie krążek jest aktualnie.

To co dodałbyś jeszcze do studiów, żeby ich absolwenci byli dobrymi terapeutami albo dobrym narybkiem dla środowiska fizjoterapeutów?

Na pewno zmieniłbym system praktyk i to jak najszybciej. Mieliśmy sporo praktyk na zabiegach fizykalnych, które w prywatnym sektorze są mało wykorzystywane. Nie mówię, że są złe, tylko wykorzystuje się je rzadziej. Żałuję, że jak byłem studentem, to nie miałem kontaktu z nowoczesnymi placówkami. Dostawałem tylko listę placówek, gdzie mogę odbyć praktyki, a były to przeważnie jakieś stare kurorty nad morzem, sanatoria albo szpitale. Chciałbym, aby studenci mieli możliwość zapoznania się z nowymi technikami, które wchodzą na rynek i żeby byli na bieżąco z tym, co się rozwija, żeby mogli wiedzieć, jakie są możliwości w przyszłości, a nie tylko poznawać stare metody typu krioterapia, czy masaż leczniczy w najprostszej postaci.

Interesowałaby Cię posada wykładowcy na jakiejś uczelni, gdzie mógłbyś pokazywać nowe techniki leczenia, tak żeby studenci zobaczyli, jak pracuje się w prywatnych gabinetach i jak bardzo są tam skuteczni?

Może, ale chyba szybko bym się znudził, że muszę być codziennie na uczelni.

A raz w tygodniu?

Nie, to nie dla mnie. Prowadziłem szkolenia przez trzy lata. Zrezygnowałem z tego, bo uświadomiłem sobie, że to nie jest moja droga.

Bo ciężko ci uczyć innych czy dlatego, że staje się to powtarzalne i nudne?

Wiele czynników. Począwszy od zbyt częstych wyjazdów z domu, przez to, że taka praca wymaga ciągłego samorozwoju, żeby być na bieżąco z tego, czego nauczam, a kończąc na świadomości tego, że mam jeszcze inne obowiązki, więc nie jestem w stanie w pełni skoncentrować się na szkoleniach.

Zapraszasz osoby niezwiązane z fizjoterapią, czyli na przykład ludzi od medytacji. Przyszli terapeuci różnie na ta reagują. Jedni mówią: „Ja chcę być fizjoterapeutą, nie będę się tego uczył”. Dlaczego pokazujesz inną stronę fizjoterapii?

Dobre pytanie. Chyba dlatego, że sam tego potrzebuję. Wychodzę z założenia, że skoro dla mnie to jest ciekawe, to może dla innych też będzie. Jedne webinary są bardziej popularne, inne mniej. Nawiązałeś do pana Mentzena. Kwestia jest tego typu, że prawo zmienia się tak szybko, że nawet tacy goście jak ja, którzy w tym siedzą, to się w tym gubią.

Też się zgubiłem w tym roku.

Właśnie. Jeśli my się gubimy, którzy zatrudniamy kilkadziesiąt lub kilkaset osób, to co dopiero ktoś, kto prowadzi gabinet i nie wie, że musi zmienić jakąś formę rozliczenia albo że nagle będzie płacił znacznie więcej podatków.

Musi przynajmniej wiedzieć, że będzie je płacił i w jakiej formie. Po prostu wiedzieć, bo nie wszyscy musieli coś zmienić.

Tak, wiedzieć, że są inne możliwości. I właśnie w tym miał nam pomóc pan Mentzen, który ma bardzo dużą wiedzę ekonomiczną.

Kogo jeszcze masz i o czym jeszcze mówisz oprócz fizjoterapii, fizjorejestracji?

W zasadzie o wszystkim, co ma związek z szeroko pojętą rehabilitacją. Począwszy od tego jak budować gabinet, jak budować zespół, jak prowadzić skuteczne działania marketingowe zgodnie z prawem, jak tworzyć osobistą markę, jak się komunikować z pacjentami, ale także o takich rzeczach, jak szukanie równowagi życiowej. Mieliśmy kilka webinarów z medytacji, o odpoczynku. W lutym będzie bardzo fajny webinar z panem Miłoszem Brzezińskim. Bardzo polecam. Pan Brzeziński jest psychologiem z wielką życiową wiedzą. Na webinarze pan Miłosz będzie nas uczył, jak nie odkładać rzeczy na później. Współpracowaliśmy z panem Jackiem Walkiewiczem, który opowiadał o wypaleniu zawodowym, co jest bardzo często spotykane w naszym zawodzie. Kiedyś przeprowadzono badanie wśród prawie pięciuset fizjoterapeutów. Badanie pokazało, że co trzecia osoba sięga wieczorem po drinka, żeby odciąć się od świata. Dwadzieścia procent badanych przyjmowało lub przyjmuje leki psychotropowe, żeby odczuwać mniejszy stres. To jest hardcore, jeśli co piąta osoba przyjmuje psychotropy, żeby jakoś sobie radzić. Nasze webinary pokazują, że są jeszcze inne możliwości.

Przedsiębiorczość, medytacja, wszystkie okołofizjoterapeutyczne rzeczy powinny być na studiach?

Pierwsza myśl, że tak, że powinny być. Musiałbym jednak zobaczyć aktualny pogram studiów, przekonać się, co można by podmienić. Nie może być tak, że marketing jest ważniejszy od anatomii czy kontaktu z pacjentem. Ilość godzin jest jednak ograniczona.

Lubisz prowadzić dyskusje w intrenecie z innymi ludźmi?

Teraz bardzo mało korzystam z Facebooka, między innymi z tego powodu. Kiedyś miałem taką sytuację, miałem trzynaście, czternaście lat, że dostałem publicznie w twarz. To była jedna bójka, jeśli można nazwać to bójką. Paradoksalnie po tym okresie dojrzałem i stwierdziłem, że zasłużyłem na to, żeby dostać po ryju. Okazuje się, że było mi to bardzo potrzebne. Przeprosiłem tę osobę za swoje zachowanie. Takich emocjonalnych strzałów miałem też kilka na Facebooku. Często było tak, że coś pisałem, później tego żałowałem, że niepotrzebnie wchodzę w dyskusję skoro i tak nie jestem w stanie przemycić swojej prawdy. Doszedłem do wniosku, że takie kłótnie w intrenecie to jest tylko teatrzyk. Prawdziwym wygranym jest ten, kto siedzi z boku, tylko to czyta i wyciąga jakieś wnioski. Wszystko inne jest teatralnym zwycięstwem. Komuś się wydaje, że wygrał, bo kogoś poniżył albo przekonał do swojej racji, a tak naprawdę nic z tego nie ma i nic z tego nie wynika. Nauczyłem się nie wchodzić w dyskusje, w ogóle dystansować się od Facebooka. Aktualnie wchodzę tam może na godzinę dziennie po to, żeby odpisać znajomym, czy coś skomentować. Nie śledzę mediów społecznościowych, nie jestem już z tym na bieżąco i nie planuję powrotu.

Kilka razy skasowałeś już swoje konto na Facebooku. Jak była tego przyczyna?

Nie było wtedy jakieś konkretnej.

Czyli po prostu za dużo w tym siedziałeś? Tam się dużo dzieje, tam są emocje, wygrywa się, przegrywa się, tak są skonstruowane media społecznościowe. Może to było tylko to?

To był jeden z bardzo ważnych elementów. Dystraktory, które zabijają koncentrację, bo ciągle coś pika, ciągle ktoś Cię woła. To był dla mnie główny powód, dla którego skasowałem konto na Facebooku po raz pierwszy. Wróciłem do niego jednak bardzo szybko, co pokazało, jak bardzo byłem od tego uzależniony. Potem ponownie podjąłem decyzję o skasowaniu konta i nie było mnie na Facebooku rok. Jak wróciłem, to już byłem oświecony, czyli odpisywałem raz na jakiś czas, kiedy ja chciałem, a nie kiedy ktoś mnie wywoływał. Nauczyłem się od tego odcinać. Uświadomiłem sobie, że telefon, Messenger, czy skrzynka mailowa, cokolwiek, jest dla mnie, a nie na odwrót. Jeśli będę miał czas odpisać, to odpiszę. Jeśli nie, to nikt nie ma prawa być na mnie zły, bo być może mam coś innego do zrobienia. Może akurat spędzam czas z córką. Chciałbym nauczyć się wykorzystywać ten czas bez telefonu. Nauczyłem się, mając kontakt z terapeutami na różnych kursach, i wielokrotnie pokazało to też samo życie, że osoby, które bardzo głośno mówią w intrenecie, na żywo, w realu już takie nie są. Pomyślałem sobie: „A co, jeśli ktoś tak o mnie myśli?”. Czyli, że to ja jestem takim małym szczekającym yorkiem, który próbuje udowodnić, że to on ma racje, a tak naprawdę jest zakompleksionym głupkiem. Świadomość tego pozwoliła mi spojrzeć na to z drugiej strony, zastanowić się nad tym, co ktoś może o mnie pomyśleć. Nie jest to dla mnie jakoś bardzo ważne, co inni o mnie myślą, bo przecież każdy ma jakieś zadanie, ale nie chciałem, żeby ludzie mieli mnie za takiego zakompleksionego głupka.

Facebook i Instagram to dobre media do reklamowania się. Wasza grupa jest bardzo aktywna. Chyba nie znam bardziej aktywnej grupy na Facebooku niż Wasza grupa szkoleniowa. Ale w takim razie, jak można się inaczej reklamować, pokazywać, że robi się coś fajnego dla określonej społeczności, jeśli nie w mediach społecznościowych?

Pytasz o gabinet czy ogólnie o działalność gospodarczą?

O gabinet.

Gabinet jest dość prostym przykładem, ponieważ jest lokalnym biznesem. Można wykorzystać bilbordy, lokalne gazety, zatrudnić kogoś do rozdawania ulotek, informujących o tym, że otworzył się nowy gabinet. Można poprosić rodzinę, żeby polecała nas wśród znajomych, robić darmowe dni, żeby pokazać się na rynku i zaprezentować swoje umiejętności. Możliwości jest naprawdę dużo. Trzeba tylko to przemyśleć i przyglądać się, co przynosi efekty. Najlepiej pytając pacjentów od kogo się o nas dowiedzieli. Jeśli z gazety, to wiadomo, że warto inwestować w tę formę reklamy. Jeśli od znajomej, to trzeba prosić znajomych, żeby jak najwięcej o nas mówili.

To jest bardzo ważne. Niestety nikt na studiach nie mówił mi, żeby o to pytać, czyli: „Skąd o mnie Pani wie?”.

A druga rzecz jest taka, że nie prosimy o to, żeby nas polecano. Pacjenci często myślą, że nie chcesz, żeby o Tobie mówiono, bo kolejki będziesz miał tak duże, że w końcu znudzisz się pracą albo się zmęczysz i powiesz: „Dość, jadę w Bieszczady”. Mają też takie przeświadczenie, że jeżeli będą Cię polecać, bo jesteś dobry, to prędzej czy później będziesz miał tak duże kolejki, że ich nie przyjmiesz.

Miałem pacjenta, który mi tak powiedział. Mówi: „Panie Michale, Pan jest super. Skuteczność, super. Chciałbym Pana polecać, ale nie będę Pana polecał, ponieważ znam marketing i wiem o tym, że będzie Pan droższy i nie będzie Pan miał dla mnie miejsca”.

To fajnie Ci powiedział. Tak myśli dużo osób, szczególnie ci, którzy przeszli jakąś drogę po różnych terapeutach i Ty im w końcu pomogłeś, więc chcą być u Ciebie. Ale wiedzą, że jak Cię będą reklamować, to pewnego dnia trzeba będzie znowu czekać miesiąc, czy dwa miesiące. Dlatego trochę się boją. Jeśli im powiesz, żeby Cię polecili, bo tego potrzebujesz, to jest szansa, że tak zrobią, napiszą opinie i później już samo się nakręca.

Zgodziłbyś się z takim stwierdzeniem: „Już nie potrzebuję marketingu, ponieważ mam tak dużo pacjentów”?

Zależy. Jeśli ktoś chce się rozwijać, budować firmę, zatrudniać ludzi, to potrzebuje marketingu, chociażby po to, żeby przypominać o sobie, że się istnieje. Natomiast jeśli ktoś chce przyjmować pacjentów samemu, bez konieczności powiększania gabinetu, to tak naprawdę zapełnić osiem godzin dziennie nie jest trudno i de facto może odpuścić sobie marketing.

Jeżeli ma kłopot z zapełnieniem ośmiu lub nawet sześciu godzin, to myślisz, że chodzi o marketing, czy jednak o umiejętności?

Czynników jest bardzo dużo. Marketing jest jednym z nich, ale nie jest kluczowy. Najważniejsza jest oczywiście skuteczność, bo jak komuś pomożesz, to prędzej czy później powie o tym komuś z rodziny, bo zależy nam na zdrowiu naszej rodziny. Bardzo ważny jest też sposób, w jaki komunikujesz się z pacjentem. Ja na przykład opowiadam, co robię, jeśli ktoś tego potrzebuje. Ważne jest to, czy jesteś uśmiechnięty, czy gburowaty i zamiast rozmawiać, coś tam tylko odbąkniesz, więc nie da się ciebie lubić. Ważne jest to, jaki masz gabinet. Czy jest czysty, schludny, bez biegających karaluchów. Czynników jest dość dużo i wszystkie są bardzo ważne. Najważniejsza jednak moim zdaniem jest skuteczność terapeutyczna.

Dostałem pytanie na Instagramie. Pytanie brzmi: „Twój ulubiony napój? I dlaczego to jest wódka?”

[śmiech] Okej. Wódka nie jest moim ulubionym napojem. Nie mam ulubionego napoju.

Muszę jeszcze o to zapytać. Organizując szkolenia, stworzyliście społeczność, która chce się wypowiadać. Obecnie mnóstwo ludzi chce budować społeczności. W Stanach jest trend płatnych społeczności. Jeżeli chcesz należeć do jakiejś społeczności, musisz za to zapłacić. Macie na to jakiś pomysł? Jak to robicie, że społeczność tak ładnie się Wam buduje? Ludzie należący do tej społeczności chcą mówić, nie ma tego, co spotykam na innych grupach, czyli komentowania, że ktoś jest głupi, jest downem albo że nie umie tego i w ogóle, jak to możliwe, że pyta o taką prostą rzecz. U Was nie ma takiej narracji. Jest pytanie i milion profesjonalnych odpowiedzi.

O której grupie mówisz, bo jestem w dwóch?

Uczniów z Scolarskiego.

To jest bardzo proste. Po prostu trzeba lubić ludzi i to, co się robi. Jeśli komuś pomagasz, to też pomaga Tobie. Tak to działa. Nie tylko w zawodzie fizjoterapeuty, ale w każdej dziedzinie życia. Jeżeli dajesz coś od siebie, to prędzej czy później świat to dostrzeże i ci się odwdzięczy. Jeżeli robisz coś sztucznie, to ta dobra karma nie wróci.

Niby proste, a jednak trudne.

To wszystko wymaga czasu, poświęcenia. Jak chcesz komuś odpisać, to musisz trochę postukać w ten komputer, poszukać miejsc, w których można mu pomóc.

Chyba na łapanie punktów styku?

To swoją drogą. Trzeba mieć jakieś wspólne pole. Generalnie jest to czasochłonne i wymaga wiedzy. Jeżeli ktoś ten czas, który jest bardzo ważny, i wiedzę daje, to jest to naprawdę fajna wartość i dobrze jest to umieć docenić.

Czujesz się człowiekiem sukcesu? Kimś, kto wygrywa, nie wygrał, tylko wygrywa?

Nie. Takie pytanie mnie stresuje, a nawet denerwuje. Sukces to osiągnął Zbigniew Religa albo Elon Musk. To są ludzie sukcesu. Ja po prostu prowadzę działalność i staram się to robić jak najlepiej. Wykorzystywać te pola, w których jestem dobry do tego, żeby komuś w czymś pomóc i dlatego, że lubię to robić. Do człowieka sukcesu mi daleko. Poza tym gdybym tak się czuł, to nie byłby jak ten tygrys, który goni najlepiej, kiedy jest głodny. Ja chcę być „głodny”, chcę szukać rozwiązań, chcę być ciągle aktywny. Poczucie samozadowolenia, samospełnienia byłoby ograniczające. Częściej mam wręcz poczucie, że jestem do niczego, niż że jestem najlepszy.

To chyba wtedy musisz trochę pomedytować [śmiech].

[śmiech] Zgadza się.

Z czym zwykli ludzie, Grażynka i Janusz, zgłaszają się do gabinetu fizjoterapeuty? Co ich najczęściej sprowadza?

Zdecydowanie zaniedbanie. W takim sensie, że jesteśmy często bez żadnej kondycji oddechowej, bez aktywnych mięśni, dużo siedzimy, wykonujemy często gwałtowne ruchy, co właśnie w dużym stopniu nas wykańcza. Oczywiście można też przesadzić i za bardzo pójść w aktywność fizyczną. To też generuje kontuzje, więc nie ma idealnego wyjścia. Wydaje mi się, że aktualnie głównym powodem, przez który lądujemy u fizjoterapeuty jest stres i całkowity brak aktywności fizycznej.

Co powinni robić młodzi fizjoterapeuci, ci na czwartym, piątym roku studiów, albo ci, którzy je dopiero skończyli, żeby rozwijać się w dobrym kierunku, żeby mieć pacjentów i żeby fizjoterapia była dla nich szczęściem, a nie czymś dokuczliwym, z czym codziennie muszą się zmagać?

Myślę, że ważne są trzy rzeczy. Pierwsze to wyrobienie w sobie nawyku uczenia się. To jest dość trudne, wymaga dużego wysiłku, zwłaszcza w pierwszych latach, ale jeżeli się do tego przyłożymy, będziemy cyklicznie uczyć się anatomii, fizjologii, czyli tego, co później bardzo będziemy potrzebować, to będzie nam łatwiej koncentrować się, szybciej będziemy chłonąć wiedzę, więc będziemy krok przed innymi. Polecam książkę „Siła nawyku”, która bardzo fajnie pokazuje, jak taki mechanizm w sobie zbudować. Po drugie myślę, że bardzo ważne jest znaleźć sobie mentora, osobę, która zaszła tam, gdzie my chcemy zajść. To pokazuje, że się da. Można porozmawiać z taką osobą, podjąć podobne kroki, by osiągnąć zbliżone efekty. I po trzecie korzystać z wiedzy darmowej, która obecnie jest dostępna w ilości nieporównywalnie większej niż wtedy, kiedy my studiowaliśmy i kiedy zaczynaliśmy pracować w zawodzie. Trzeba z tego korzystać. Oczywiście selekcjonować, brać po uwagę to, że ktoś może się mylić lub myśleć inaczej niż my. Ale generalnie jak najwięcej czytać to, co jest dostępne w intrenecie. Na przykład blog Marcela Mieszkalskiego, czy strony Neuro Projektu. Tam jest sporo wartościowej wiedzy. Na pewno warto pogłębiać swoją wiedzę.

Gdzie planujesz znaleźć się za dziesięć lat? Masz w ogóle takie plany?

Na dziesięć lat nie mam planu. Mam plan na najbliższy rok, może dwa lata. Mnie dużą przyjemność sprawia to, że ludzie dookoła mnie się rozwijają. Dobrze się czuję, jako ten podający piłkę. Lubię stać z tyłu i zagrywać piłkę tak, żeby trafiła do bramki. Dużą przyjemność sprawia mi to, jak rozwija się Acus Med, jak rozwija się fizjorejestracja. Wiem, że mam w tym jakiś swój udział. Na pewno chciałbym pełnić funkcję doradcy, w sensie, że ktoś mnie pyta, co czuję i co warto zrobić. Natomiast na pewno nie chcę być na froncie, być osobą, która musi decydować tu i teraz, ponieważ wiem, że to ostatecznie by mnie przerosło, emocjonalnie i merytorycznie.

Życzę Ci zatem Sławku, żeby wszystkie Twoje pomysły wypaliły. Życzę Ci, żebyś doszedł tam, dokąd chcesz dojść.

Bardzo Ci dziękuję za miłą rozmowę.

Również dziękuję. Słuchaliście podcastu z serii #DachowskiPyta. Moim gościem był Sławek Mokrzycki.

Dziękuję bardzo.

Sławku, dziękuję Ci jeszcze raz, a Was zachęcam do słuchania pozostałych podcastów z tej serii na platformie Spotify, iTunes albo na YouTubie. Do zobaczenia. Widzimy się w kolejnym odcinku już niebawem. Do zobaczenia.

O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?

  • 00 : 00 - Kim jest Sławek Mokrzycki?
  • 3 : 37 - Sposób na dokumentację medyczną.
  • 4 : 27 - Jak prowadzić wiele projektów jednocześnie?
  • 7 : 50 - Predyspozycje do prowadzenia biznesu.
  • 8 : 43 - Znajomość z dr Radkiem Składowskim.
  • 13 : 04 - Szkolenia FRSc.
  • 17 : 22 - Wiedza praktyczna a EBM.
  • 24 : 17 - Acusmed- pomysł, założenia i plany.
  • 28 : 26 - Czy work-life balance istnieje?
  • 34 : 05 - Jak zarobić w fizjoterapii?
  • 36 : 45 - Czy wszyscy fizjoterapeuci z NFZ powinni się zwolnić?
  • 42 : 22 - Co warto zmienić w studiach fizjoterapii?
  • 46 : 18 - Promowanie fizjorejestracji.
  • 49 : 47 - Media społecznościowe- pomagają czy szkodzą?
  • 56 : 26 - Marketing- czy jest potrzebny na każdym etapie?
  • 58 : 35 - Jak skutecznie budować społeczność?
  • 61 : 29 - Czym ludzie sobie szkodzą?
  • 63 : 52 - Plany na przyszłość.